- Opowiadanie: dawidiq150 - Moja nowa dziewczyna

Moja nowa dziewczyna

Witam. Zapraszam do przeczytania mojego drugiego już romansu z elementami fantastyki. Tekst nie jest długi i zapewniam lepszy niż wiele moim wcześniejszych opek. Ale to sami możecie ocenić :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Moja nowa dziewczyna

Był 12 lipca 2021 roku, kiedy wprowadziłem się do wynajętego w Krakowie mieszkania. To miasto pewnego razu polecił mi mój dobry przyjaciel znając moją wielką chęć do przeprowadzek. Opisał je jako „niepowtarzalne”, „wyjątkowe” i „magiczne”.

Teraz przechadzając się po rynku rozumiałem o co mu chodziło. Wszedłem do kościoła Mariackiego i zobaczyłem grupę turystów zasłuchanych w opowieść przewodnika. Podjąłem decyzję, że trzeba zapisać się na takie zwiedzanie. Następnie wyszedłem zostawiając to na inny dzień.

Mijając bardzo utalentowanych aktorów poprzebieranych za różne postacie, wokoło których ciągle znajdowała się grupka turystów udałem się do sukiennic. Potem kupiłem kolbę gotowanej kukurydzy u jednego z wielu sprzedawców handlujących tym smakołykiem. Była przepyszna. Następnie zapragnąłem posiedzieć w jednej z kawiarni, która miała swoje stoły rozłożone również na zewnątrz. Usiadłem i zamówiłem ciastko z bitą śmietaną. Obserwowałem ludzi. Czułem się świetnie.

Ten pierwszy dzień w byłej stolicy Polski spędziłem niemal wyłącznie snując się po rynku i obserwując. Myślałem sobie w jak dobrym nastroju jest stwórca, że dał mi dzisiaj tyle radości.

 

&&&

 

Minęły cztery dni, które w większości spędziłem na zwiedzaniu. W lokalnej gazecie przeczytałem o turnieju szachowym mającym się rozegrać właśnie na krakowskim rynku. Uwielbiam szachy, więc z radością i wielką chęcią rywalizacji udałem się na wyznaczone miejsce.

Byłem tam dużo wcześniej przed rozpoczęciem. Organizatorzy rozkładali dopiero stoły. Poczekałem i kilkadziesiąt minut później zapisałem się, wpłacając wpisowe w kwocie trzydziestu złotych.

Zaczęło kręcić się tam bardzo wiele osób, zarówno zainteresowanych uczestnictwem, jak i zwykłych gapiów. W końcu przestano przyjmować zapisy, lista startowa została zamknięta i komputer dokonał kojarzenia par. Niezwłocznie turniej się rozpoczął.

Szło mi łatwo, bez problemu wygrałem trzy pierwsze partie. W czwartej rundzie miałem grać już na pierwszym stole z jakąś dziewczyną o imieniu Marzena. Sędzia powiedział by rozpocząć. Runda zaczęła się, a mojej przeciwniczki nie było. Rozglądając się, po chwili ujrzałem idącą szybkim krokiem młodą, może dwudziestokilkuletnią dziewczynę. Serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłem jak się ładnie do mnie uśmiecha. Miałem kilka sekund, by móc jej się dobrze przyjrzeć. Później przecież nie mogłem się na nią gapić.

Chodzi o to, że to był mój typ kobiety. Nie za wysoka, jasne włosy związane w kucyk, drobna, ubrana w przewiewną kolorową sukienkę w kwiaty i bardzo ładna. To w kwestii wyglądu, natomiast jej zachowanie, sposób w jaki poruszała się jeszcze bardziej mnie urzekł.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała siadając – dziękuję, że pan na mnie poczekał.

– Przynajmniej mogłem zastanowić się nad ruchem – odpowiedziałem żartem, a ona znowu ale tym razem inaczej uśmiechnęła się i podała mi rękę na przywitanie, tak jak to mają w zwyczaju szachiści.

Zrobiłem ruch i nacisnąłem szachowy zegar. Zaczęliśmy grać. Mam pełną świadomość tego, że jestem bardzo dobrym graczem. Lecz moja przeciwniczka mnie zaskoczyła, była dobra. Może nie jak ja, ale dobra. „Chyba oszaleję – pomyślałem – mimo wszystkich innych zalet, jest jeszcze inteligentna, muszę koniecznie coś wymyślić by się ze mną umówiła”.

Graliśmy. Po kilkunastu minutach doszło do końcówki, w której miałem piona więcej. Pozycja była dla mnie wygrana i mogłem wykonać plan podrywu.

Zrobiłem oczywisty słaby ruch i przesadnie chwyciłem się dłońmi za głowę mówiąc:

– Ach, ależ zawaliłem!

Marzena zbiła oddanego przeze mnie za darmo pionka.

– Więc remis – powiedziałem, żartobliwie kręcąc głową, jakbym nie mógł się pogodzić z szachowym błędem.

– No remis – odparła – ale dlaczego pan to zrobił?

– Może porozmawiamy o tym przy lodach albo ciastku, czym wolisz? – spytałem modląc się w duszy, by się zgodziła.

– No dobrze, ale dzisiaj mam zajęty czas, natomiast na jutro nic nie zaplanowałam.

– To może pasuje ci na przykład 11:30, przy wejściu do kościoła Mariackiego?

– Świetnie, jesteśmy umówieni. Życzę powodzenia w pozostałych partiach. Zgłoszę wynik. – powiedziała i wstała od stołu.

Przepełniała mnie wielka radość, moja przeprowadzka do Krakowa okazała się na razie bardzo szczęśliwa.

Do końca turnieju, gdy tylko skończyłem partię wcześniej niż Marzena, podchodziłem tam gdzie grała i kibicowałem jej.

Rywalizacja zakończyła się. Zająłem pierwsze miejsce, a moja nowa znajoma czwarte. Po tym jak wręczono nagrody, podszedłem do Marzeny i zapytałem czy mogę ją odprowadzić. Zgodziła się.

Idąc na przystanek tramwajowy rozmawialiśmy.

– Mieszkasz w Krakowie? – spytałem.

– Tak, i tutaj się urodziłam. Kocham to miasto, nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej.

– Ja się kilka dni temu tu przeprowadziłem. Mam wolny zawód, jestem malarzem. Lubię często zmieniać miejsce zamieszkania. Wiesz, nawet nie jestem Polakiem, urodziłem się w niewielkim mieście we Francji.

– Wobec tego świetnie mówisz po polsku.

– Tak, mam talent do języków. Znam ich kilka. Do tego posiadam fotograficzną pamięć, bardzo mi się to przydaje w malowaniu.

Nagle musieliśmy zakończyć pogawędkę, bo przyjechał tramwaj. Marzena krzyknęła:

– Widzimy się jutro! – i pobiegła, bo do przystanku było jeszcze kilkanaście metrów.

Pomachałem jej na pożegnanie. Potem w fantastycznym humorze skierowałem się spacerem do swojego mieszkania.

 

&&&

 

Następnego dnia przyszedłem na rynek pół godziny przed czasem. W kwiaciarni kupiłem czerwoną różę i udałem się w umówione miejsce.

Prawie punktualnie zjawiła się Marzena. Ubrana była w dżinsy i koszule w biało czerwoną kratę związaną tak, że widać było jej goły płaski brzuch.

– Proszę to dla ciebie. – wręczyłem jej kwiat.

– Dziękuję! – wzięła ode mnie różę i powąchała ją.

– Zrobimy sobie zdjęcie z tym mimem?

– Pewnie. – kiwnęła głową.

Parę metrów dalej stał aktor przebrany za śmierć. Poprosiłem pierwszą lepszą osobę by zrobiła nam fotkę moim aparatem komórkowym. Potem rzuciłem pięćdziesiąt złotych do dzbana.

– Trochę dużo mu dałeś. – zauważyła.

– Żal mi tych biedaków, miałem okazję kiedyś z takim rozmawiać. Wiesz ile kosztuje go to całe przebranie? Otóż bardzo dużo.

– Jesteś szlachetny.

– Powiedziałbym bardziej dobroduszny.

Rozmawiając znaleźliśmy sobie kawiarnie i usiedliśmy przy stoliku na powietrzu. Zamówiłem desery lodowe. Zjedliśmy je bardzo powoli. Marzena powiedziała, że robi wyjątek bo normalnie stara się trzymać linie. Dyskutując spędziliśmy w ten sposób półtorej godziny. Gdy powiedziała, że musi już iść zaproponowałem ponowne spotkanie.

– W multikinie jest w tą sobotę maraton nocny. Chciałabyś pójść ze mną?

– A co to jest maraton nocny? Wiesz, rzadko chodzę do kina, ostatni raz byłam chyba z sześć lat temu.

Zauważyłem, że jest zainteresowana, co mnie ucieszyło.

– Puszczają trzy albo cztery filmy. Zaczyna się o 22 a kończy rano.

– No dobrze, a co grają?

– Trzy części „Mission Impossible” plus najnowsza premierowa odsłona.

Rozpromieniła się.

– Dobrze, niech będzie. Wiesz lubię filmy z Tomem Cruisem.

Potem umówiliśmy się na konkretnym przystanku, skąd było dziesięć minut drogi do multikina. Odprowadziłem ją do tramwaju całując na pożegnanie w dłoń.

 

&&&

 

Nie wiem jak by to wszystko się potoczyło, gdyby nie zdarzenia do których doszło przed filmowym maratonem nocnym. Ostatecznie jednak jestem z tego zadowolony, bo sprawy się nieco uprościły.

Szliśmy z Marzeną chodnikiem w stronę multikina, gdy nagle z monopolowego wyszło pięciu lumpów. Jeden popatrzył na moją towarzyszkę i powiedział.

– Patrzcie jaka fajna laleczka.

Następnie skierował się w jej stronę.

– Jest w twoim typie – odezwał się drugi pijak, wysoki o potężnej posturze.

Marzena wystraszyła się. To wystarczyło bym zainterweniował. Trzasnąłem pierwszego pięścią w nos z taką siła, że chrząstka wbiła mu się do mózgu.

Wtedy reszta rzuciła się na mnie. Osiłka chwyciłem za włosy, pociągnąłem do tyłu i na kolanie złamałem mu kręgosłup. Trzeciego uderzyłem pięścią w klatkę piersiową łamiąc żebra i niszcząc ograny wewnętrzne. Kolejnemu dwoma kopniakami połamałem nogi w kolanach. Ostatniego odepchnąłem z taką siłą, że poleciał kilka metrów uderzając bardzo mocno o ścianę sklepu.

Następnie powiedziałem do Marzeny:

– Chodźmy stąd, prędko!

Była w szoku, musiałem pociągnąć ją za rękę.

– Boże, co ty zrobiłeś? Dlaczego…?

– Musimy natychmiast stąd odejść – popatrzyłem jej w oczy – chcieli cię skrzywdzić dla mnie to wystarczający powód.

Pokiwała głową i ruszyliśmy szybko przed siebie.

– Kim ty jesteś? Bo na pewno nie malarzem. Musiałeś ich zabić?

– Tacy ludzie nie powinni żyć – odparłem.

– Wiesz co nie chcę już iść do tego kina. Jestem zbyt zdenerwowana.

Rzeczywiście cała się trzęsła.

– W takim razie zapraszam cię do siebie. Napijesz się czegoś i ochłoniesz. Powiem ci kim naprawdę jestem. Zgadzasz się?

– Zgadzam się. Jasne. W końcu mnie uratowałeś.

Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Będąc w środku zaproponowałem Marzenie, by usiadła w salonie i spytałem czego chce się napić; piwa, kawy czy herbaty a może soku jabłkowego?

Poprosiła sok. Nalałem więc dwie szklanki dla niej i siebie. Potem usiałem naprzeciwko niej i zapytałem figlarnie się uśmiechając:

– Co chcesz wiedzieć?

Łyknęła soku i odparła:

– Może na początek powiedz ile po prostu masz lat.

Już wcześniej postanowiłem, że wcześniej czy później powiem jej prawdę o sobie. Miała taki charakter, że wzbudzała moje zaufanie.

– Coś koło dwóch tysięcy, straciłem już rachubę.

Zaśmiała się. Wzięła moją odpowiedź za żart, który bardzo jej się spodobał.

– Aaa, jesteś wampirem.

– Tak. – odparłem

– To chyba spiłowałeś sobie kły. – zaśmiała się.

– Nie spiłowałem – powiedziałem i wyszczerzyłem zęby, jednocześnie sprawiając by moje kły wysunęły się na maksymalną długość.

Marzena otwarła szeroko oczy i wydusiła:

– Ej, to jakieś jaja.

– Choć coś ci pokażę byś mi na sto procent uwierzyła.

Poszliśmy do kuchni i otwarłem lodówkę.

– Patrz!

W mojej dużej lodówce znajdowało się około pięćdziesięciu półlitrowych saszetek z krwią. Wziąłem jedną i wręczyłem mojej znajomej by sobie oglądnęła.

– Widziałam wiele filmów o wampirach – powiedziała oddając mi krew – musisz to pić bo inaczej umrzesz.

– Tak ale w tych filmach są bzdury. Wróćmy do salonu to ci opowiem całą prawdę o wampirach.

Gdy na powrót usiedliśmy naprzeciwko siebie zacząłem przerwaną myśl.

– Wampiryzm to choroba, taka sama jak każda inna. Nie jestem pomiotem szatana. Absolutnie, jestem osobą głęboko wierzącą. Jakże mógłbym nie być skoro osobiście znałem Jezusa z Nazaretu.

Marzena otwarła usta i wybałuszyła oczy, ja natomiast mówiłem dalej.

– Urodziłem się w biednej rodzinie w osadzie rybackiej Kafarnaum mieszczącym się na północy Izraela. Byłem bardzo nieszczęśliwy, gdyż od urodzenia nie miałem nóg, jedynie dwa kikuty. Pewnego dnia mama przyszła do mnie rano i powiedziała, że do miasta przyjechał niezwykły uzdrowiciel i, że wielu ludzi widziało jak przywraca wzrok niewidomym, leczy trąd i wszelkie choroby.

Razem z sąsiadami utworzyliśmy grupę i poszliśmy wszyscy na oddaloną o kilka kilometrów łąkę, gdzie ów człowiek miał zwyczaj bywać. Gdy przyszła na mnie kolej przynieśli mnie do niego. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, miał wysoki wzrost, teraz powiedziałbym, że posiadał niezwykłą charyzmę, ale nie tylko to. Jego oczy były niezwykłe. Jak żyje nie spotkałem nikogo o takiej barwie tęczówek. Miały barwę złota! Znał moje imię choć nikt mu go nie powiedział. „Witaj Dawidzie” zwrócił się do mnie. „Jak samopoczucie?”

chciałbym chodzić – powiedziałem. Wtedy on zakrył mi oczy dłonią i zmówił krótką modlitwę. Chwilę później miałem nogi. Byłem tak wstrząśnięty, że łzy leciały mi ciurkiem po policzkach.

– Niesamowite – powiedziała Marzena – Mów dalej.

– Rok później został ukrzyżowany. Natomiast wielu ludzi przysięgało, że widziało go potem żywego, spacerującego po zatłoczonym mieście. Miał rany od gwoździ na dłoniach, a na głowie cierniową koronę. Wielu ludzi się wtedy nawróciło. Chrześcijańska biblia o tym nie mówi, ale bogacze rozdawali swoje majątki, a złoczyńcy żałując sami zgłaszali się by zapłacić za swoje uczynki często męczeńską śmiercią. Tak, Jezus wywołał rewolucję.

Przez chwilę milczałem, aż Marzena powiedziała:

– Opowiedz mi teraz o twojej chorobie. Jak się zaraziłeś? Masz jakieś moce tak jak wampiry na filmach? Już wiem, że jesteś bardzo silny i szybki.

– No dobrze… Zacznę więc od samego początku… Miałem dwadzieścia jeden lat kiedy żenił się mój brat. Odbyło się wielkie wesele. Wcześniej mówiłem, że moja rodzina była biedna. Natomiast brat znalazł sobie dziewczynę z bogatego rodu. Okropnie brzydką, ale poświęcił się dla nas. Ostatecznie nawet bardzo ją później pokochał. Na tym weselu upiłem się, a gdy poszedłem za potrzebą potknąłem się i wywróciłem. Była noc, nie miałem siły już wstać. Zamknąłem oczy i… nagle coś mnie ugryzło. Wtedy nie wiedziałem co, ale teraz już wiem. Był to gatunek nietoperza żywiący się krwią. Próbowałem go strącić ale paskuda trzymał się mocno i chłeptał moją krew. Rano kompletnie nie podejrzewałem, że zaraziłem się wampiryzmem. Pojąłem, że coś jest ze mną nie tak, gdy po paru dniach zacząłem łaknąć krwi. O tej potrzebie powiedziałem rodzicom. Niezwłocznie mama zaprowadziła mnie do medyka. Ten przebadał mnie i kazał położyć się w jego lecznicy oświadczając, że wyleczenie z tej przypadłości potrwa kilka dni. Oczywiście zgodziłem się. Medyk dobrze wiedział czym się stałem i że nie ma dla mnie lekarstwa. Powiadomił żołnierzy, którzy przyszli po mnie w nocy. Gdy byłem prowadzony do lochu jako przeklęty na ratunek przyszedł mi inny wampir. Zresztą żyjący jak ja do dziś, teraz mój wspaniały przyjaciel. Gdyby nie on poddaliby mnie strasznym torturom i zabili. Tak zaczęło się moje bardzo długie życie.

– Mów dalej, opowiadaj! To jest niezwykle ciekawe. – żachnęła się Marzena.

– Dobrze – uśmiechnąłem się zadowolony – a więc tak; ważną informacją jest, że tylko nieliczni mogą zarazić się wampiryzmem. Reszta posiada naturalną odporność na ten wirus. Nikt nigdy jednak nie zbadał jaki jest to dokładnie odsetek. Jeśli chodzi o te jak to nazwałaś „moce” najważniejszą jest to, że dzięki piciu krwi nasze ciało się nie starzeje. Gdybym przez około trzy tygodnie nie wypił kilku litrów krwi, zacząłbym się błyskawicznie starzeć i umarłbym jak człowiek ze starości. Natomiast jeszcze jeśli chodzi o cechy, z których wampir może się wyłącznie cieszyć to siła fizyczna, szybkość i także czytanie w myślach, a także możliwość zakłócania procesów myślowych u ludzi…

– Mam dwa pytania – przerwała mi Marzena.

– Słucham. – odparłem.

– Czy możesz czytać mi w myślach?!

– Spokojnie – zaśmiałem się i podniosłem rękę by ją uspokoić – Tu jest wyjątek od reguły. Gdy darzę kogoś sympatią nie potrafię tego robić.

Marzena pokiwała głową.

– Wiedziałeś, co myśleli tamci, których pobiłeś. I sprawiłeś, że świadkowie zdarzenia zapomnieli o tym co widzieli?

– Tak. Mniej więcej tak, nie zapomnieli tylko źle zapamiętali. Będą zeznawać policji, że pijacy pobili się nawzajem.

Moja rozmówczyni patrzyła na mnie przenikliwie lekko się uśmiechając. Zastanawiała się nad czymś. W końcu powiedziała:

– Myślę czy chciałabym zostać wampirem. Fajnie by było żyć kilkaset lat.

– Mam dla ciebie propozycję; przez te dwa tysiące lat zgromadziłem fortunę, można powiedzieć, że jestem teraz milionerem. Pojedź ze mną do Wenecji albo na safari w Afryce, albo tam gdzie się urodziłem do świętych miejsc. Będziemy mieszkać w najlepszych hotelach. A ty będziesz mieć czas by się zastanowić.

– No dobrze, a jeśli jestem odporna na wirus, przecież z tego co mówisz to prawie pewne? Jeśli się w tobie zakocham? Po trzydziestu latach przestanę być atrakcyjna, to nie jest dobra przyszłość.

– Wiesz ja już setki lat myślałem o czymś podobnym. Taki problem nie istniał, gdyż moje partnerki były jak ja wampirami. Ale kogoś takiego jak ty nigdy nie spotkałem. I jest bardzo proste rozwiązanie tego problemu. Nie będę spożywał krwi, by starzeć się razem z tobą. Da się tak zrobić, to jest wykonalne.

– A co się stało z twoimi byłymi?

– Nie było mi dobrze z żadną z nich. Rozstaliśmy się po kilku wiekach wspólnego życia. Rozumiesz, że nie miałem dużego wyboru. Ale teraz mam wybór, bo poznałem ciebie i wolę żyć z tobą niż być nieśmiertelnym.

Rozmawialiśmy do momentu jak promienie poranka zaczęły wpadać przez okna.

– Ta wizyta u ciebie była z pewnością o wiele lepsza niż maraton w kinie. – powiedziała i pocałowała mnie w usta. Widziałem jak błyszczą jej oczy.

Zaplanowaliśmy wspólny wyjazd, na początek do Francji. Jeszcze tego dnia poszedłem do biura podróży zarezerwować hotele.

Jakaż wielka była później nasza radość kiedy okazało się, że Marzena nie jest odporna na wirus wampiryzmu. Jesteśmy stworzeni dla siebie. Na wieki, do końca świata.

Koniec

Komentarze

Witaj!

Wampir, który znał Jezusa z Nazaretu? Niezłe. Przypadek z nietoperzem bardziej ograny, ale ok. Kraków, szachy, mim przebrany za śmierć – czyta się. Masz wyczucie, jeśli chodzi o ilość dialogów, akapitów, nie przynudzasz. Ale…

Chyba nie umiesz używać przecinków i jeśli się nie obrazisz, to napiszę, o co z nimi chodzi.

Przecinki  s ł y c h a ć !  Przeczytaj powoli na głos jakiekolwiek zdanie ze swojego opowiadania i sprawdź. Brakuje ich tu sporo. Jeśli poćwiczysz, to będziesz coraz lepszy.

Pozdrawiam.

 

Hej Oblatywacz :)

 

Dzięki! Te przecinki to naprawdę ma takie znaczenie? Nie każdy jest przecież nauczycielem języka polskiego. A ja tu jestem straszna noga :(

 

Siądę dzisiaj z mamą czy tatą i poprawię!!!

 

Pozdr.

 

PS.

W podstawówce byłem wszechrekordzistą błędów ortograficznych. To jest chyba niepełnosprawność tak mi się wydaje. Podchodzi to pod niepełnosprawność… :)

Jestem niepełnosprawny...

Nie musisz być nauczycielem – jesteś pisarzem i musisz znać się na swojej robocie.

Czy przecinki są ważne? Wyobraź sobie, że jesz potrawę, którą bardzo lubisz, ale jest ona: niesłona, zimna, może nawet niedogotowana.

Dla mnie ważniejsza od przecinków jest opowieść, ale – nawet najciekawsza – bez poprawnej interpunkcji nie będzie tak smakować.

Pozdrawiam.

Witaj.

Kolejne Twoje bardzo pomysłowe opowiadanie z fantastyką, tym razem z dodatkiem elementów religijnych oraz miłosnych. :) Niezłe zwroty akcji, duuużo się dzieje! :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bardzo przyjemnie i lekko się czyta. Wyobraźnia Cię nie opuszcza.

 

Drobna sugestia. Może lepiej, gdyby Marzena miała trochę więcej niż siedemnaście lat? Trochę to dziwne, gdy tak młoda dziewczyna podróżuje z dorosłym facetem po świecie. A wcześniej idzie na noc do jego mieszkania. 

 

Nic dziwnego, że Dawid wygrywa w szachy, skoro czyta innym w myślach.

 

Pozdrawiam

Ładne i ciekawe opowiadanie o wampirach i miłości.

Pozdrawiam.

audaces fortuna iuvat

Hej bruce

 

Naprawdę miło mi cię znowu u mnie widzieć :))))

 

AP wielkie dzięki za tą sugestię, zmieniłem!!!

 

feniks103 wielkie dzięki, bardzo dużo to dla mnie znaczy :) Naprawdę.

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki, wzajemnie, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dawidiqu,

Teraz(+,) przechadzając się po rynku(+,) rozumiałem(+,) o co mu chodziło.

Sukiennice – nazwa z dużej

Myślałem sobie(+,) w jak dobrym nastroju jest stwórca, że dał mi dzisiaj tyle radości. ← napisałbym Stwórca

To na dowód, że czytam dokładnie. Dalej nie będę się czepiał, ale powstawiaj przecinki, bo wielu brakuje. :)

Fajnie misię czytało. Zadowolone ma lepszy humor. Nie lubi i nie czyta horrorów, a takie lekkie teksty łyka z przyjemnością. smiley

Hej Koala75 !!!

 

:))) Wymyśliłeś wieczny żart. Dzięki :))))))))))))))

 

 

Jestem niepełnosprawny...

OK, połączenie wampirów ze starożytnością nawet ciekawe. Idziesz w dobrym kierunku.

– Choć coś ci pokarzę byś mi na sto procent uwierzyła.

Ojj. Sprawdź w słowniku, co znaczy “pokarzę”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Finkla wampiry to mój ulubiony motyw. Powstała niezliczona ilość, książek i filmów o takiej treści. Ludzie CHYBA! To lubią…

Jestem niepełnosprawny...

Kurczę, chyba będę pierwsza, której nie spodobało się zakończenie. Było takie… oczekiwane. Miałam nadzieję, że coś tam jeszcze się stanie, ale nic. Mamy: i żyli długo i przyjemnie. 

Ale żeby nie być zołzą dodam, że całość fajnie się czytała.

Nova witam w moich skromnych progach! Za 10 minut leci na TV Puls “Red” z gwiazdami kina :)

 

Wiesz ja to wszystko traktuję jako ćwiczenia. Będę miał na uwadze by bardziej w przyszłości dopracować zakończenie.

 

Pozdrawiam!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję Anet :)))

Jestem niepełnosprawny...

Hejka,

Opowiadanie było jak najbardziej w porządku. Kilka rzeczy mi zgrzytało, ale to tylko takie tam drobnostki związane z gustami i guścikami. :D Całość mi się podobała. Zostawiam po sobie pozytywną łapkę w górę i życzę powodzenia w dalszym tworzeniu.

Pozdrawiam

yes

Zazwyczaj pozostawiam po sobie pozytywną łapkę w górę

Wierzący wampir, który osobiście poznał Jezusa wzbudza zainteresowanie :) Mogłeś trochę mocniej ten wątek pociągnąć. Natomiast za romansami tak średnio przepadam, a Twoje opko poszło mocno w tym kierunku. Przypuszczam, że na miejscu Marzeny, po wyczanach bohatera natychmiast bym zwiała i nie chciała mieć z nim nic wspólnego, bo hmm, trochę za ostro poleciał.

Generalnie czytało się nieźle :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

fr.Levi

 

wielkie dzięki!!!

 

Irka_Luz

 

:))) To moja bolączka, brak logiki w opowiadaniach. Wielkie dzięki, za przeczytanie i komentarz!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka