- Opowiadanie: Raskolnikowwriting - Mgła

Mgła

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mgła

Józef żył w kamiennej wieży, a takie przynajmniej odnosił wrażenie. W rzeczywistości była to kamienica – placówka nie wiele wyższa od innych londyńskich budynków i nie mniej przygnębiająca. Zaopatrzona w parę izdebek mieszkalnych: ciasnych trumien, gdzie i mysz dostawała klaustrofobii. Chociaż oddalona była o niemalże parę kilometrów od Tower of London, Józef czuł jakby właśnie znajdował się w środku mitycznego więzienia strzeżonego przez chmary kruków. Jednak sam się w tym więzieniu umieścił, aby uciec od tego co było na zewnątrz.

Jedzenie przynosił mu młody chłopak. Najtańsze i najczerstwiejsze bułki jakie były u piekarza, co by zaoszczędzić parę wręczonych przez Józefa pensów i nigdy ich nie zwrócić.

Zachłanność Theo (bo tak chłopak miał na imię), nie interesowała Józefa. Zajęty był czymś innym. Czymś co spędzało mu sen z powiek. Czymś co sprawiało, że wszelki, chociaż najcichszy dźwięk, powodował u niego szybsze bicie serca. Czymś co nakazywało mu myśleć, że po spojrzeniu przez okno, które zasłonił niedbale starą koszulą, padnie trupem przerażony widokiem istot broczących we mgle.

Zaczęło się jak zwykle – od pewnej natrętnej myśli, od cieni rzucanych na masywne londyńskie kamienice, od cichych podszeptów gdzieś zza ściany.

Gdy raz osobliwe pomysły zagościły w umyśle Józefa za nic nie chciały się wynieść, jak natrętni krewni, co rusz narzekający na stan miejsca w którym się zatrzymali jak i na samego Józefa.

Gdy w końcu mógł pobyć sam, wolny od wszelkich oczekiwań, roszczeń i niechcianych porad, wędrował ponurymi, londyńskimi uliczkami. Wśród nich jednak, wciąż miał wrażenie bycia śledzonym. Nie jednak przez ludzi, a przez nieznane mu istoty. Widział ich nienaturalne, wydłużone cienie – bestie o ostrych kłach, wygiętych ciałach i upiornych twarzach. Skryte we mgle.

Gdy wyprosił protestujących krewnych, wśród ich złorzeczeń wyraźniej słyszał nieskładne, ciche i przerażające słowa dolatujące gdzieś z nicości. Skulił się w kącie i zwinął w embrion starając się ignorować podszepty. Zakrył uszy, mówił do siebie, krzyczał. Nic to nie dawało. Głosy wciąż trwały, wciąż go osaczały.

Tylko w łóżku czuł się bezpiecznie, cały drżący, rozpalony od gorączki. Czasem śpiąc, jednak każdy sen nie trwał dłużej jak godzina, czy dwie, przerywany koszmarami – Obrazami nieopisanego cierpienia, rozmazanych krajobrazów i znajdujących się w stanie rozkładu istot pełzających tuż pod kamienicami.

Przekonany był, że TO właśnie go śledziło poprzedniego wieczora. Chociaż było ich wiele, tak wciąż były jednym organizmem. Józef przekonany był o ich jedności, tak jak i o tym skąd one się wzięły i gdzie przebywały – we Mgle.

Londyńska mgła towarzyszyła mieszkańcom na co dzień. Krążyła wokół nich, tuż pod ich stopami, jak morze chmur w którym każdy Londyńczyk winień zanurzyć przynajmniej kostki. Mgła, którą każdy mieszkaniec stolicy Imperium musiał się zachłysnąć, która dzień w dzień, powoli acz skutecznie zatruwała go.

Teraz do tego, dochodziły te istoty. TA istota – pluralia tantum wszystkich bestii i demonów. Rój urodzony i wychowany w najgłębszych odmętach Mgły.

Józef od kiedy poznał istotę Roju przez koszmary, wreszcie usłyszał jak tuż pod jego oknem, u stóp jego wieży pełzają te nieboskie stworzenia. Jak oślizgły dźwięk wydają. Jak szepczą w nieznanym, obleśnym języku podstępne inkantacje, obelgi i przekleństwa. Jak swoimi szponami z których odchodziły resztki czegoś, co można by nazwać skórą, co noc jeździły po okiennej szybie izby Józefa, wydając przy tym dźwięk równie bolesny, co przejechanie paznokciem po tablicy przez zirytowanego nauczyciela.

Józef przestał otwierać drzwi już nawet Theo. Sąsiedzi pukali do niego, pytali czy wszystko w porządku, ale Józef wiedział, że to nie mieszkańcy, że to on: Rój. Przywdział na moment ludzkie szaty, aby dopaść chłopaka.

Nie pamiętał jak długo już nie miał kontaktu ze światem. Londynu za oknem nie mógł zobaczyć pod groźbą okrutnej śmierci, czy, co gorsza potępienia w odmętach Mgły. Pozostawały mu jedynie domysły i koszmary. Z nich bowiem czerpał wszelką wiedzę o świecie. Podpowiedziały mu one, że wszelkie londyńskie życie wciągnięte zostało pod Mgłę. Rój zgłodniał. Pierwszymi ofiarami padły ulicznice, bezdomni, włóczędzy – zaciągnięci oślizgłymi szponami wprost w odmęty Mgły. Później robotnicy idący do pracy, ich małżonki, dzieci. Poobdzierane ze skóry szkielety walały się po londyńskich ulicach chmarami niczym szczury podczas epidemii czarnej śmierci.

Kupcy, sprzedawcy i właściciele fabryk napadnięci w domach przez Rój. Zastygłe w przerażeniu ciała ludzi, których na widok wdzierającego się napiętnowanego znamieniem powtórności oblicza, serce przestawało bić.  

Martwa arystokracja w swych wystawnych posiadłościach. Izba lordów zasiedziana, lecz już nie przez ludzi, a przez ich pozostałości. Zastygłe w demokratycznych gestach uniesionych dłoni, jakby w trakcie rezolucji kolejnej ustawy.

Rodzina królewska, ich truchła leżące w dostojnych pozach tworzące obraz jakby wyszedłszy spod pędzla miłującego brzydotę Boscha.

I Theo. Józef nie otworzył mu, choć się dobijał. Teraz jego ciało leżało pod drzwiami mieszkania Józefa zastygłe w niemej rozpaczy.

Nie ma nikogo, został tylko Józef. Sam na całym świecie, bezpieczny w swojej wieży. Będący na skraju wygłodzenia. Pozostał mu jeden wybór, wybór śmierci.

Mógł zedrzeć koszule z okna, ostatni raz spojrzeć na świat. Tak bardzo tego pragnął. Jednak wtedy… wtedy zostałby porwany przez Rój. Czy warto zapłacić taką cenę?

Czas gnał, godziny mijały, a światło dnia wciąż nie przebijało się nawet poprzez zawieszoną na oknie koszulę. Czy warto spojrzeć ciemności, otchłani prosto w twarz z gnijącym wspomnieniem świata i pragnąc w tejże otchłani owe wspomnienie ujrzeć?

Strach rządził Józefem, lecz nagle, będąc na dnie rozpaczy i niezdecydowania, przekonany o swojej rychłej śmierci, pojawiła się w nim także jakaś nieopisana odwaga. Wstał z łóżka. Zarzucił na siebie ubrania, które jeszcze nosiły jakieś znamiona przyzwoitości. Pomyślał, że w takim stroju chciałby zostać pochowany – Nie wyglądał jak lord, ale dumny był ze swojego wyglądu. Wystarczało mu to.

Szepty nasiliły się, zupełnie jakby Rój wiedział, co Józef chce zrobić. Gdy chłopak złapał zawieszoną koszulę, z zamiarem oderwania jej jak iluzjonista ukazujący swą sztuczkę, ktoś zaczął walić w drzwi. Józef zatrwożony odgłosami zniechęcił się. Cofnął rękę. Słowa brzmiące zewsząd wróciły do swojej poprzedniej mocy.

Szepty wcale nie chciały aby wyszedł. Trzymały go w wieży, trzymały go w więzieniu.

Józef spojrzał na koszulę zawieszoną na oknie. Zbliżył rękę. Szepty zaczęły się nasilać. Złapał ją za rękaw. Szepty przerodziły się w krzyki. Pociągnął powoli materiał. Ktoś znów walił do drzwi, teraz jednak tak mocno jakby chciał je wywarzyć. Józef odwrócił się. Oślizgłe cienie powoli wyłaziły spod framugi w otoczeniu mgły. Szponiaste dłonie w stanie rozkładu wyłaniające się z nicości sięgały po Józefa. Rój był w pokoju. Wieża nie jest bezpieczna. Został tylko jeden gest.

Czuł na swojej szyi martwy oddech Roju. Mgła objęła jego kostki. Oślizgły szpon chwycił go za nogę. Józef jednym ruchem zerwał prowizoryczną zasłonę i spojrzał przez okno.

Koszula spoczęła na zimnej podłodze. Nastała cisza. Żadnych krzyków, szeptów. Żadnego oślizgłego pełzania.

Jedynie krople deszczu zaczęły spadać z szarego nieba. Jedne dźwięcznie uderzały o szybę, czy o mury ponurych kamienic, inne z kolei wpadały w nieprzebyty ocean – rozpostartej w każdym zakątku Londynu – mgły.

 

Koniec

Komentarze

Raskolnikowwriting, niespełna siedem i pół tysiąca znaków to jeszcze nie opowiadanie. Badź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

Ilość znaków: 7481 to jeszcze szort, a nie opowiadanie, liczone tu od 10 tysięcy. :)

Ze spraw technicznych mam następujące sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

W rzeczywistości była to kamienica – placówka nie wiele wyższa od innych londyńskich budynków i nie mniej przygnębiająca. – ortograficzny – razem?

Czasem śpiąc, jednak każdy sen nie trwał dłużej jak godzina, czy dwie, przerywany koszmarami – Obrazami nieopisanego cierpienia, rozmazanych krajobrazów i znajdujących się w stanie rozkładu istot pełzających tuż pod kamienicami. – ortograficzny – czemu nagle w środku zdania piszesz po myślniku wielką literą?

Chociaż było ich wiele, tak wciąż były jednym organizmem. – zgrzyta styl i składnia zdania

Józef przekonany był o ich jedności, tak jak i o tym skąd one się wzięły i gdzie przebywały – we Mgle. – wcześniej była pisana małą, czemu teraz wielką literą?

Pomyślał, że w takim stroju chciałby zostać pochowany – Nie wyglądał jak lord, ale dumny był ze swojego wyglądu. – tu podobnie

Czy warto spojrzeć ciemności, otchłani prosto w twarz z gnijącym wspomnieniem świata i pragnąc w tejże otchłani owe wspomnienie ujrzeć? – gramatyczny

Strach rządził Józefem, lecz nagle, będąc na dnie rozpaczy i niezdecydowania, przekonany o swojej rychłej śmierci, pojawiła się w nim także jakaś nieopisana odwaga. – składniowy – brzmi, jakby to w strachu (który jest podmiotem zdania) pojawiła się odwaga

Ktoś znów walił do drzwi, teraz jednak tak mocno jakby chciał je wywarzyć. – ortograficzny rażący

 

W wielu zdaniach dodałabym przecinki, np.:

Gdy raz osobliwe pomysły zagościły w umyśle Józefa (tu?) za nic nie chciały się wynieść, jak natrętni krewni, co rusz narzekający na stan miejsca (i tu?) w którym się zatrzymali (i jeszcze tu?) jak i na samego Józefa.

 

Ogólnie za często unikasz przecinka w rażących miejscach – przed wyrażeniem z „który”, co przynosi mnóstwo usterek interpunkcyjnych.

 

Oglądałam przed laty kilka filmów grozy pod tym samym tytułem. Chociaż w szorcie przedstawiasz wiele scen horroru, całość odbieram jako opis poważnej choroby psychicznej Józefa, który to wszystko sobie tylko wyobraża. A zatem – moim zdaniem – za zasłoną schorzenia głównego bohatera brak jakiejkolwiek fantastyki, której oczekiwałam, widząc kategorię tekstu. Ilość poważnych usterek językowych w tak krótkim szorcie ogromnie utrudnia jego należyty odbiór.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Napisałeś klimatyczny szort, z zakończeniem niejednoznacznym, dla mnie choroba Józefa nie jest wcale taka oczywista, a wizja pochłoniętego przez mgłę Londynu podobała mi się :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Często w horrorach do końca nie wiadomo, czy zagrożenie jest rzeczywiste, czy urojone. A jeśli urojenia, to ich przyczyną nie musi być choroba. Mogą to być jakieś złe moce.

Całkiem niezły tekst. By czytało się jeszcze lepiej, trzeba popracować nad interpunkcją. Trochę też za często, jak dla mnie, pada słowo “rój”.

 

Pozdrawiam

Ciekawy szort, 7/10 bo za krótkie

Dzięki za wszelkie komentarze i uwagi w nich zawarte. Z klasyfikacją czy to opowiadanie, czy szort popełniłem gafę, mea culpa już poprawiłem.

Nowa Fantastyka