- Opowiadanie: Jastek Telica - Odmieniec

Odmieniec

Tradycyjnie prezent sobie robię.

Tekst kiedyś ukazał się w nieboszczyku Szortalu, tam uchodził za longara. Żywiłem wtedy takie ambicje, by kiedyś umieścić u nich klasycznego szorta. I jak to zwykle w życiu, nie udało się.

Mam nadzieję, że rozbawię Cię, czytelniku.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, NoWhereMan

Oceny

Odmieniec

Rodzicie, kiedy wśród gratulacji zaprezentowano im noworodka, zachowali daleko posuniętą rezerwę.

– A czemu on taki? – zadali podstawowe pytanie.

Oczywiście nie znali się na dzieciach. Wywodzili się ze sfery, w której takie zjawiska, eufemistycznie mówiąc – rzadkie. Po fatalnych wpadkach. Co innego rozpalało emocje, oczekiwanie na wieczór, by wreszcie zażyć rozkoszy upojnej nocy, jak zwykle złośliwie spóźnionej. A za dnia zabawa żadna. Potomek, tak nie w porę poczęty, musiał zakłócić ich doskonale ułożony świat. Po prostu od początku nieodrodne dziecię chaosu.

Nie uzyskali odpowiedzi.

Zajrzeli do buźki, w popłochu popatrzyli po sobie.

– Czy tak na pewno ma być?

– Zdrowy jak cholera – odburknął zbratany lekarz rodzinny. Wzruszył ramionami. – Kiedy dorośnie, przejdzie mu.

– Na pewno? – nie dowierzała matka. – Paskudnie pomarszczony.

– Typowe.

– Dla gołoty chyba! – rodzicielka burknęła nieprzyjaźnie. – W kogo on się wdał?

– Na pewno na jakiegoś cudaka się zagapiłaś – wtrącił mąż. – Oby tylko to.

– Co masz na myśli?! – warknęła.

– No nic takiego, przecież ci nie zarzucam, droga moja, żeś dała upust naturze. Żart. Różnie bywa. Czy od dzisiaj się słyszy, jak to pospólstwo płodzi dziwactwa? To głośne sprawy.

Lekarz się niecierpliwił.

– Chłopak zdrowy, a pani po porodzie już doszła do siebie.

Matka wzruszyła ramionami.

– Wielkie mi co. Nic – wzięła szkraba na ręce. Cichego bardzo i jakby czujnego. – No, chodź tu, mały – westchnęła.

Ogólnie żywiła złe przeczucia.

Rychło się potwierdziły.

Z jedzeniem wystąpił prawdziwy kłopot.

Przystosowane mamki gapiły się jak cielęta, co niejako było właściwym ich stanem. Rozumem nie grzeszyły, w końcu one do dojenia, czyż nie?

– Jeść nie chce – tłumaczyły, bezradnie rozkładając ręce.

Jeszcze bezradniejsi rodzice obrzucali służebne nieufnymi spojrzeniami. Najpierw podejrzewając prostackie podstępy, bo niższa sfera nieodmiennie kombinuje, kiedy może, później z niejakim wstydem. Nawet przed maluczkimi głupio, że odmieniec się przytrafił. A co dopiero, kiedy do znajomych dojdą wieści?

Ci jednak na dziwactwo nie mówili nic. Za małymi dziećmi nie przepadali, woląc mieć do czynienia z osobnikami starszymi, już w dojrzałość wchodzącymi, z tymi wszystkimi pierwszymi nadziejami, świat przekraczającymi. Cudne zadurzenia. Pyszne to po prostu. A takie małe, raczkujące, nieświadome? Obrzydzenie brało. A tu padło na elitę. Niemalże półbogów, czyli traf wstąpił na wyżyny, równie łatwo jak deptał po dołach.

– Oby nas nie pokarał – życzyli sobie.

I tak potomek rósł, przyprawiając rodziców o zmartwienie, przyjaciół domu o konsternację, kiedy udało mu się wyrwać z jakimiś własnymi przemyśleniami. A te dopiero były dziwaczne. Czyli chował się niejako dziko i samopas. Strach taką pociechę pokazać. Jakby nie ukrywać, wyrodek.

Z posiłkami, rzecz jasna, było najgorzej. Grymasił, piszcząc przeraźliwie, wiercąc się i ogólnie odmawiając współpracy, zatem rósł stosunkowo wolno, wyraźnie niekorzystnie wypadając na tle rówieśników.

Jednakże, nie da się ukryć, rósł.

I tak wkroczył w wiek młodzieńczy, rozhormonowany i buntowniczy, a wtedy odkrył to, co nastolatkowie odkrywają. Czyli, że z rodzicami nie trzeba koniecznie przestawać, można ich pominąć, w końcu od czego nowoczesna technologia? Kiedy oni zabaw używali, bo bynajmniej nie zrezygnowali dla potomka z całego życia, on tkwił jak kołek przed monitorem i czatował, udzielał się na forach, wgłębiał w portale, na jakich siedziały dzieciaki. Znalazł swoich. Tak się zaangażował, że nawet zwyczajowe pory na sen przeznaczone zarywał. Blady, chudy, wampir wypisz wymaluj, tyle, że pryszczaty. Nastolatek.

Któregoś razu zstąpił do rodziców.

O jedzenie nawet nie spytali, znali jego stosunek do posiłków. Nieprzymuszany do nich nawiązał.

– Już dłużej nie musicie się martwić, że nie dojadam. Znalazłem na to sposób właściwy współczesnym czasom.

– To bardzo pocieszające, synku.

– I oczywiście aktualny. Wszystko sprawnie i technologicznie.

Westchnęli.

– Znaczy substancje zastępcze? Chemia? Otrujesz się jak nic.

Potomek prychnął.

– Średniowiecze! – podsumował.

Kiedy odszedł, rodzice popatrzyli po sobie.

– Nowoczesność – ona sapnęła.

– Tradycja ginie – dodał on. – Chyba pora spać, dzień niezadługo. A nie lubię, kiedy słonko przypieka, zaś za filtrami nie przepadam, wiesz, substytuty to nie dla mnie.

Ona spojrzała na zegar, oczywiście po nowomodnemu elektroniczny z mnóstwem szmerów bajerów.

– Biedak – westchnęła. – Świt tylko co – przyznała.

Poszli, obejmując się, ale w ogromnym łożu otoczonym ziemią ze stron rodzinnych, by gospodarze mocą w porze odpoczynku nasiąkali, ona po pierwszym mężowskim dotknięciu się wzdrygnęła.

– Chyba żartujesz! – prychnęła.

– Męskie potrzeby – zamruczał uwodząco i się wgapił, oczyma hipnotyzując.

Ale połowica była tej samej rasy, a prawdę mówiąc gatunku, to nie uległa jak pierwsza z brzegu jałówka, której wystarczy w wole ślepka zajrzeć, by taka w jednej chwili stała się gotowa oddać całą siebie do ostatniej kropli krwi.

– Ta twoja poprzednia zaowocowała nam synkiem, który całkiem się wyrodził – syknęła małżonka, dla podkreślenia asertywności prezentując okazałe kły.

– Nic dwa razy się nie zdarza – nęcił.

– Innym parom wystarcza zwykłe naturalne ssanie krwi z szyi. Bardziej chutliwym picie z tętnic udowych. A ty chcesz tak po… ludzku. Zwierzę!

– Przecież ci się podobało?

Na oko pokraśniała. Wampir, dziwne.

– Ekscentryk! – parsknęła. Ale już mniej odmownie.

– Tośmy się w korcu maku dobrali – podsumował.

A ona namyśliła.

– Za dziesięć lat. Daj mi przywyknąć do ewentualnych konsekwencji – westchnęła.

– A ja co tymczasem? – jęknął z żalem. – Sumienia nie masz.

– A na co mi ono?

– Roku nie wytrzymam – poskarżył się.

– Niech będzie pięć – odparła, drapiąc go po szyi. Nieludzko miłosierna.

On w gruncie rzeczy przystałby nawet na dziesięć, ale warto o targu pamiętać, bardziej wyjdzie się na swoje. A pięć lat? Śmiech dla istoty, która byt milleniami odmierza.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Znakomity tekst i to pod każdym względem: fabuła, humor, opisy, dialogi, sami bohaterowie, stylizowany język, pomysł, jego realizacja… Brawa! 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Miło, że się podobało.

Dzięki

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dobre. Uśmiechnąłem się. Ładnie podprowadzasz do wysnucia podejrzenia o jaką rasę/gatunek chodzi, a gdy potwierdzasz, dalszy ciąg czyta się z satysfakcją i ciekawością, bo dobrze napisany. yes smiley

I ja dziękuję. :)

Pecunia non olet

Koala75

 

Tak, poddawałem tropy, ale równocześnie dodałem takie wtręty:

od początku nieodrodne dziecię chaosu,

jakby nie ukrywać, wyrodek,

wampir wypisz wymaluj, tyle, że pryszczaty,

na zasadzie, że jak tak bezczelnie sobie poczynam, to nikt nie uwierzy.

A czytelnik nabrać się nie da.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

bruce

 

Sługa uniżony się kłania.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

smiley

Pecunia non olet

Hej 

Sposób w jaki szort jest napisany, no nie trafił do mnie i przyznaje, że męczyłem się w trakcie lektury. 

Przez co gdzieś mi uciekł cały humor zawarty w tekście. 

Więc pod ocenę pozostawiam innym :) 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jakby wszystkim wszystko podchodziło, to ludkowie byliby tacy sami.

Boże, na szczęście, nie są.

A w ich gronie ja.

Każdemu życzę tego samego.

Serdeczności.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

I tego warto się trzymać :) Wszystkiego dobrego :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Rodzicie, kiedy wśród gratulacji zaprezentowano im noworodka, zachowali daleko posuniętą rezerwę.

Hmm, jakoś mi to zgrzyta.

Jeszcze bezradniejsi rodzice obrzucali służebne nieufnymi spojrzeniami.

Niby poprawne, ale lekko zgrzyta. Potem dużo rz/ż.

Najpierw podejrzewając prostackie podstępy, bo niższa sfera nieodmiennie kombinuje, kiedy może, później z niejakim wstydem.

3 x p. Określenia czasowe wprowadzają zamęt.

Za małymi dziećmi nie przepadali, woląc mieć do czynienia z osobnikami starszymi, już w dojrzałość wchodzącymi, z tymi wszystkimi pierwszymi nadziejami, świat przekraczającymi.

Trochę niezgrabne to zdanie, dużo zdań podrzędnych.

Strach taką pociechę pokazać. Jakby nie ukrywać, wyrodek.

Duże jest takich krótkich zdań, momentami robi się to lekko męczące.

 

“Bynajmniej nie” chyba jest błędne.

Nieprzymuszany do nich nawiązał.

Otwarcie imiesłowem.

– I oczywiście aktualny. Wszystko sprawnie i technologicznie.

Nie lepiej “nowoczesny”, “współczesny”.

Poszli, obejmując się, ale w ogromnym łożu otoczonym ziemią ze stron rodzinnych, by gospodarze mocą w porze odpoczynku nasiąkali, ona po pierwszym mężowskim dotknięciu się wzdrygnęła.

Strasznie niezgrabne zdanie.

 

Ma swój humorystyczny urok, ale jednak nieco chropowate językowo.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Zamysł dotyczący tego tekstu polegał na gawędziarstwie, i w partiach narracyjnych i dialogowych.

Poddajesz rozwiązania, które mordują zastosowaną stylizację, a następnie humor.

Dzięki za uwagi, ale dla dobra tekstu nie skorzystam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Ależ oczywiście, to twój tekst, a mój komentarz jest subiektywny i niefachowy.

 

Natomiast spróbowałem przeczytać na głos ostatnie zaznaczone zdanie, i trudno mi sobie wyobrazić, jakie kryteria definicji gawędziarstwa spełnia. Jest niemelodyjne, ma zagmatwaną strukturę, dwa imiesłowy, zmiana podmiotu w połowie jak cios obuchem, przecinki nie dające się rozgadać, itp. Dla mnie masz materiał na piękną gawędę, ale jednak w szczególe to się nieco rozłazi.

 

Gdybym ja próbował nieudolnie celować w gawędziarstwo, to bym tak napisał:

 

I tak oto poszli oboje, cały czas się obejmując, i zalegli w ogromnym łożu otoczonym ziemią ze stron rodzinnych, którą wysypano, by gospodarze mocą w porze odpoczynku nasiąkali, a z tego wszystkiego to nic nie było, bo ona już po pierwszym mężowskim dotknięciu się wzdrygnęła.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dziękuję po raz drugi.

Chyba nazbyt przejmujesz się jakbyś coś zrobił. Pozwól innym gawędzić po swojemu.

Napisałeś przykład, sztywny i nijaki. Trafiłeś w dziesiątkę! Tego właśnie unikałem.

Wrzuć na luz, trzecie podziękowanie to dopiero byłaby nuda.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Zawsze na luzie, pozdrawiam! Ja po prostu byłem ciekaw, czy coś mi unika, czy np. doktor polonistyki czy arcymistrz fantasy zobaczyłby w tym zdaniu językowy cwancyk, którego nie widzę. 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Podoba mi się pomysł i osobliwa reakcja rodziców na pojawienie się nietuzinkowego potomka.

Nie wszystkie zdania czytało się dobrze, ale sokoro wyznałeś, że to co napisałeś było przemyślane i celowe, przyjmuję Odmieńca z całym dobrodziejstwem inwentarza. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

GreasySmooth

Do tych wyroczni w postaci doktora polonistyki i arcymistrza fantasy musisz się zwrócić sam, ja od siebie mogę zdrówka życzyć i radości w miejsce złości.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

regulatorzy

Nie wiem, czy inwentarz zawsze rad temu, co mu czynię, ale ma tylko mnie. Dziękuję, jak tylko potrafię.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Bardzo proszę, Jastku. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie się podobało. Te “sztywności” przyjęłam jako formułę i nie do końca raziły. Tylko zlikwidowałabym w tagach wampira bo obdzierasz swoje dzieło z elementu niespodzianki. Niejako dochodzenia do tego samemu. A tak to wszystko wiadomo już na początku. 

Pozdrawiam

Bardzo podoba mi się używany język połączony z tak przyziemnym problemem, jak rodzicielstwo :D Puenta ładnie podkreślająca całość, do tego zdania tworzące odpowiedni klimat. Nie ma co, ładny koncert fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nova

A to miłe, że czytasz tekst oczekując niespodzianki. Rzadkie zjawisko.

Pozdrawiam.

 

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

NoWhereMan

Starałem się te kwestie połączyć, więc bardzo dziękuję za tegoż docenienie.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nowa Fantastyka