- Opowiadanie: Peter Barton - Per Astrid ad astra

Per Astrid ad astra

Przede wszystkim, wielkie podziękowania betującym, za ich nieocenioną pomoc przy “ociosywaniu” tekstu. Ambush, Bruce – dziękuję i kłaniam się nisko.

 

No, dobra, ta kolonizacja (tag) jest bardziej tłem szorciaka ale bez tego tła nie byłoby “obrazka”.

Inspirowałem się tekstami forumowiczki NF i beszczelnie podkradłem wyraz lub dwa, które w razie jej sprzeciwu usunę/zamienię.

Osobiście nie używam wulgaryzmów (w takim natężeniu) ale skoro moja “inspiratorka” korzysta z tego “dobrodziejstwa”, to co mi tam!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Per Astrid ad astra

Noż kurwa! Gdzie oni są? To ja wychodzę z mieszkania godzinę wcześniej, przesiadam się z kolejki do Ubera i znowuż do wagonika, oglądam się co trochę przez ramię i jestem przed czasem a ci gamonie się spóźniają, i to jak! To mnie niby zależy?

Strużki potu spływały mi po czole i plecach. Tyłek przykleił się do obitej skajem kanapy. Czas biegł cholernie wolno. Resztka piwa w szklance miała temperaturę powietrza, czyli jakieś czterdzieści stopni. A mnie zachciało się sikać!

Jak wstanę i pójdę do kibla, to ktoś na bank mnie podsiądzie. Znając moje szczęście, to pewnie dodatkowo niedoszli klienci widząc, że mnie nie ma, pójdą sobie w pizdu. Wytrzymam.

Henryk otworzył tę knajpę kilka lat temu za oszczędzony grosz. To, co sprzedawał jako piwo, najbardziej przypominało mi smak sprzed prohibicji. Teraz mało gdzie można wypić legalnie coś sensowniejszego, stąd takie oblężenie stolików, pomimo niedziałającej klimatyzacji. Obecnie, oficjalnie, to miejsce już nie jest barem, tylko biurem pośrednictwa pracy. Zawsze bawił mnie ten ekwilibrystyczny mariaż, który idealnie opisywał lokal niemal od samego początku istnienia, a teraz był usankcjonowany również prawnie. Jak to mówią – nowe porządki, nowe przepisy, dobra zmiana. Więc człowiek orze, jak może.

Właściciel jest jak lukier – czysty, pachnący i słodki. Kilka lat starszy ode mnie. Henryk od dawna przygląda mi się w ten jednoznaczny sposób. Wyraźnie leci na mnie i jednego jestem pewna – nie wygoniłabym go z łóżka. Ale ma trójkę dzieciaków, które kocha i żonę, której jedyną zdolnością jest wydawanie większej ilości kredytów niż jej mąż zarabia w pseudo-pośredniaku. Henryk ciągle jest w robocie. Oczywiście, że ma drugą pracę! Tylko bogatych stać na utrzymywanie się z jednego etatu. A myślicie, że co ja tu, kurwa, robię, odparzając tyłek?! Dorabiam, bo z pensji u Hillsa stać by mnie było tylko na czynsz i robaki co drugi dzień.

Wreszcie przyszli. Bolek i Lolek. Obaj spoceni równie mocno jak ja. Widać było u nich niepewność i strach w oczach. To dobrze, tak powinni wyglądać wszyscy klienci.

– Astri… – zaczął ten wyższy, ale szybko skarciłam nieuważnego gnoja.

– Ciii, kurwasz. Jesteśmy po imieniu, bo sobie nie przypominam? Siadajcie. – Skinęłam na kanapę po drugiej stronie stolika. – Coś was zatrzymało? – zapytałam uszczypliwie.

– Policja – wyszeptał Bolek. Zrobiłam wielkie oczy i pot oblewający ciało nagle przestał tak bardzo dokuczać. – Rutynowa kontrola.

– Rutynowa, tak? Oby, kurwasz. Oby.

– Tak, jak się umawialiśmy? Dwadzieścia? – zapytał Rahman, którego cały czas kojarzyłam z chudym chłopcem z kreskówki. Potwierdziłam, przytakując głową.

Gdy cofał rękę, moja była już nad czarną kostką leżącą na stoliku. Nikt nie powinien widzieć, że przekazujemy sobie portfel. Kość powędrowała do skanera, który miałam w kieszeni kurtki leżącej obok. Wszystko było OK. Przełożyłam kostkę do transdrive’a. Coiny w ułamku sekundy były na koncie.

 – Nie wiem, po jakiego chuja pchacie się na Marsa. Nie moja sprawa. Posłałam wam całą procedurę. Zachowajcie kolejność badań i wybierzcie się dokładnie do tych specjalistów, którzy są tam wypisani. To bardzo ważne.

Dopiłam piwo, włożyłam kurtkę i wreszcie poszłam na siku.

 

Wychodząc z toalety czułam się znacznie lepiej. Lżejsza o pół litra piwa i ze świadomością dwudziestu coinów na koncie. Tyle nie zarobię u Hillsa w miesiąc. Z tą walutą jest jak z kochankiem – daje ci to, czego nie daje mąż, ale nie da ci wszystkiego. Dwa różne światy. Ten za kredyty – oficjalny i legalny. Ten za coiny – szara strefa oraz… strefy o jeszcze ciemniejszych odcieniach.

Moich klientów już nie było. Henryk szybko i niezbyt dokładnie wycierał stolik, przy którym niedawno siedzieliśmy. Spojrzał na mnie z uśmiechem, a potem opuścił nieco wzrok na przypinki z Katem i innymi metalowymi oraz punkowymi zespołami sprzed dwudziestu i więcej lat. A może gapił się na moje cycki, trudno powiedzieć. Poczułam wyraźnie aromat jego perfum. Gorzka pomarańcza, piżmo, drzewo sandałowe. Uśmiechnęłam się. To był dobry dzień.

 

***

 

Było już późno, kiedy wróciłam do mieszkania. Zrzuciłam ubrania, wzięłam prysznic, myśląc o uśmiechu Henryka, a potem poszłam spać. Obudził mnie dźwięk telefonu. Ekran nie pozostawiał wątpliwości. Wyświetlał “Problem”.

– Tak? – zapytałam, pamiętając, że im mniej słów, tym lepiej.

– Dziesięć minut – odpowiedział głos w słuchawce i połączenie zostało przerwane.

 

Unikając patroli, minutę przez wyznaczonym czasem byłam w parku Jordana. Pan “Problem” siedział na nieoświetlonej ławce.

– Dzisiejsi klienci. – Niski, spokojny głos wcale nie uspokajał, wręcz przeciwnie, wieszczył coś złego. 

– Co z nimi?

– To goście ze wschodu.

– Z Rzeszowa?

– Zdecydowanie bardziej ze wschodu, Astrid.

– Szuje. To dlatego ten drugi fiut siedział cicho. Mogłam się domyśleć, że coś jest nie tak. Teraz na Marsa lecą tylko totalni desperaci albo…

– Moskale. Ale to też desperaci. Najwięksi ze wszystkich. Chwytają się każdego sposobu, aby opuścić ten ich kurwidołek.

– Co teraz?

– Nie mogą polecieć, bo stracimy reputację, klientów a wraz z nimi pieniądze. Nie mogą też wpaść, bo nas wydadzą i pójdziemy prosto na dno.

– Czyli muszą zniknąć. Zajmę się tym. – Odwróciłam się i wyciągnęłam telefon. Jak najprędzej musiałam dostać się na Krzesławice. O tej godzinie to zdecydowanie trudne zadanie. Dobrze mieć przyjaciół z długami wdzięczności.

 

***

 

Wysiadłam z samochodu przy magazynach. Dobrze znałam ten teren. Kiedyś, w innym życiu, nazywałam go domem. Czas spotkać się z kimś, kto wtedy był dla mnie jak brat.

– Fajna kurtka! – Chichot odbijał się echem w stalowo-betonowym labiryncie.

Szłam dalej. Dokładnie wiedziałam, dokąd zdążam.

– Powiedziałem, suko, że masz fajną kurtkę! – Śmiech ustąpił miejsca prawdziwej furii. – Kto tu się zgubi, już się nie znajdzie! – Głos zmaterializował się w postaci szczerbatego, umięśnionego, łysego chłopaka w samych dżinsach i z nożem w dłoni.

– Prowadź do Wodza – powiedziałam łagodnie, acz stanowczo i bez strachu w głosie.

– Najpierw się z tobą zabawię w doktora, ździro. – Znowu ten głupkowaty śmiech, który zaczął mnie już mocno wkurwiać.

– Jak nie chcesz mieć tego kozika w dupie, to prowadź do Wodza! Powiedz mu, że przyszła siostra!

 

***

 

– Astrid, kurwa mać! Jak Domino powiedział, że przyszła siostra, to nie chciałem uwierzyć! Musisz mieć duże problemy, skoro zapuszczasz się w te strony. Zgadłem?

– Wódz ma zawsze rację – odpowiedziałam szczerze.

– A więc zgadłem! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. Ile to już lat? Cztery?

– Cztery, Tymo.

– Nikt tutaj na mnie tak nie woła. Dla wszystkich jestem Wodzem. Tęskniłem, Astrid. – Wziął moją dłoń czule i przystawił do niej policzek, mrużąc oczy. Był w tym taki słodki. Jak wtedy, gdy byliśmy nierozłącznymi sierotami chcącymi przeżyć na ulicy w mrocznych czasach. Cztery lata to jednak szmat czasu. Chyba też za nim tęskniłam. Ale nie za tym miejscem.

– Zastanawiałam się, czy jeszcze żyjesz.

– Czy żyję? Popatrz na mnie! Domino, czy ja żyję? – Osiłek, który mnie “przywitał”, zaczął się śmiać. – Żyję! I to jak! Lepiej niż wódz. Jak król lub cesarz! A to miejsce… To miejsce jest jak oaza na pustyni. Współistniejemy z właścicielami tych magazynów. Pilnujemy ich za opierunek i spokój. Policja się tu nie zapuszcza. Tak samo konkurencja. Wiedzą, że…

– Kto tu się zgubi, już się nie znajdzie?

– Tak, dokładnie.

– Domino już mi wyjaśnił. – Zmierzyłam chłopaka wzrokiem, aż przestał się uśmiechać.

– Katoesbekokryminaliści też nie sięgają tu swoimi mackami. Ale wiesz, że żyję tylko dzięki tobie, Astrid. Moje nędzne życie należy do ciebie, więc powiedz, co mogę dla ciebie zrobić?

– Mam problem z klientami… – zaczęłam, nie wiedząc w jaki sposób i ile mogę powiedzieć. Nie dlatego, że nie ufałam Tymo, tylko dlatego, aby nie obciążać go niepotrzebnymi informacjami. Im mniej wie, tym lepiej dla niego.

– Z tymi od Hillsa, czy z tej drugiej pracy?

– Skąd… – Szczęka opadła mi, gdy usłyszałam, że wie o tym, czym się zajmuję.

– Siostrzyczko, to, że nie wtrącam się do twojego życia, nie znaczy, że nie wiem, co się u ciebie dzieje. Ktoś musi mieć cię na oku. Masz tendencję do pakowania się w kłopoty.

– I kto to mówi?

– Więc, co z tymi klientami?

– Okazało się, że załatwiłam lot na Marsa dla dwóch Moskali. Nie wiedziałam, kim są, ale to mnie nie usprawiedliwia. Nie mogą lecieć i nie mogą siedzieć.

– Będą leżeć. I to bardzo cicho. Mam nawet właściwą osobę do tej roboty. – Pogładził dłońmi wytatuowany na łysinie pióropusz i spojrzał na Domino, który znów zaczął się uśmiechać.

 

– Tutaj jest rozpiska z ich lokacjami w najbliższym czasie. Procedury przed odprawą zajmą im trochę czasu.

– Nie będziemy go aż tyle potrzebować. – Tymo nagle spoważniał. – Siostra, mogę mieć prośbę?

– Jasne, Wodzu.

– Zajrzyj do mnie czasami.

Uśmiechnęłam się i pogładziłam jego policzek, po którym płynęła łza.

 

***

 

Telefon zadzwonił, gdy wychodziłam od Hillsa. Po nieprzespanej nocy i przepracowaniu zmiany, padałam na twarz. Wszystko, co wydarzyło się wczoraj, wydawało się tak abstrakcyjne. Telefon zastrzeżony. Odebrałam. Głos w słuchawce był znajomy.

Obie kostki domina się przewróciły. Znajdziesz dla mnie chwilę, żeby porozmawiać?

 

Tak, znałam ten ciepły głos. Poczułam w powietrzu zapach gorzkiej pomarańczy.

Koniec

Komentarze

I ja dziękuję, powtórzę z bety:

Bardzo fajne opowiadanie, super akcja, dobrze przemyślana fabuła, jest fantastyka, a w sumie mało słów i krótki tekst. Też bym chciała tak umieć pisać – zwięźle, bez wodolejstwa, które jest moją odwieczną zmorą. :))

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik za pomysł. :)

Pecunia non olet

Bruce, miód na moje “uszy”. Cieszę się, bo może jest u mnie jakiś progres w pisaniu, a o to przecież chodzi.

Dziękuję za klika.

Pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Eee.. skrzyżowanie "Wiecznej Wojny" Van Heilena i, i "Neuromancera" Gibsona?! Coś jakby patrzeć na płaszcz, pocisku w locie, nie wiedząc czym jest wypełniony. Jeślim natchnieniem ci ja byłam, to wielce kontent.. Ee.. Witamy w krainie kaktusów..? Chwilowo mogę pozwolić sobie na chwilkę odpoczynku. Nawiedziłam bibliotekę, pożyczyłam: "Tylko prawda" Politkowskiej; Miecz Orientu, Ziemiańskiego, i "Cień Endera" S.O. Carda. Z roztrzęsiąną psychiką, w malignie sajkotropowej, wspomożonej spirytusem i dwoma piwami, roztrajkotałam się na sąsiedztwo, wypalając ich z sieci niewerbalnych powiązań w promieniu 500m. Coś tam niezbornie zena wpółprzygryzionym językiem i splątanym słowotokiem, oznajmiłam tym najbardziej upierdliwym że mogą sobie dać spokój, bo ich linie genetyczne(zasadniczo przestały już istnieć;). Teraz zamierzam w końcu korzystając z wygryzionej chwili spokoju. Przeczytać wszystkie trzy i zanim dałny odbudują sieć, wyprodukować dla fun'u, z bambusa, pistolet maszynowy na groch.. opierający się o konstrukcję micro uzi i mac 10 z bocznym liniowym pazurem, swobodnym odrzutnikiem z kontrą zamiast rygli. Czyli max prostoty i fanu. Zabiorę to wraz z latawcem na pergolę koło Jahrhundredhalle i ostrzelam go woojprecyzyjnie by zawinęli mnie do wariatkowa. I wtedy zacznie się prawdziwy rozpiździel \!]

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid, Wielka Inspiratorko.

Miał być miks “Mad Maxa” Orzeszkowej i “Alicji w krainie czarów” Orwella ale jeśli masz inne skojarzenia, to też fajnie.

Oczywiście inspiracja jest subtelna, bo ta Astrid z szorta nie ma ani Uzi na groch, ani Galila na ciecierzycę. Ale inspiracja, to inspiracja, i nie ma co się z nią kłócić, bo wtedy miotła może wybuchnąć w twarz białym fosforem.

Jam nie mniej kontent z tak nie wprost wyrażonej akceptacji dla tej krótkiej formy.

Jeśli ta kraina kaktusów jest według Jazgrza Williamsa, to ja jestem za! :D Wbijam na kwadrat!

Nie przesadzaj z ilością literatury, Astrid, proszę. Przy kaktusach lepiej ogląda się filmy. “Słyszałem”, że zwiększa się wtedy ilość K w odbiornikach TV. Lepsze kolory, kontrasty i audio. Można nawet pogadać z fakturą pikseli.

Pozdrów sąsiadów. Uzi może być zbyt drastyczną formą konwersacji. Wybierałbym Desert Eagle i pogadał z ich hersztem. Wtedy może się okazać, że masz nowych przyjaciół.

Dzięki za przeczytanie, inspirację i komentarz.

Pozdrawiam serdecznie.

Ubawił mnie tekst i wykorzystanie znanych motywów. Ładna zabawa stylem.

Podoba mi się bohaterka, twardzielka z przeszłością i delikatnym wnętrzem:) Oczywiście to jest schematyczne, ale dajesz czytelnikowi fajną zabawę.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki! Mam tylko małe pytanko. Pamięta ktoś może, w którym opowiadaniu P.K. Dicka ktoś zabił młotkiem, wielkiego zmutowanego szczura, który uwiwszy gniazdo, zaczął rozpościerać pajęcze sieci ? :D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Ambush – jeszcze raz dzięki za betę.

Najważniejsze w pisaniu jest dostarczanie fajnej zabawy. Nawet jak jest oldschoolowa i trochę schematyczna. Zrozumiałem, że ogólnie jest OK. Dziękuję i pozdrawiam.

Desert eagle z bambusa? Może jeszcze podwójna chuśtawka z pnia akacji? Ale przy donośności ograniczonej gęstością grochu materii. Otwór pod rurę gazową musiałby mieć ze 2/3 średnicy wyrażanej kalibrem.. jeszcze tłumik i sypałoby się na płetwy obsługującego ustrojstwo, nurka !? Ku..ka, jak bym nie kombinowała to mnie jakiś szybkoszczelny pulemiot wychodzi na nabój pośredni!/… Ostatnio testowałam nadrzewny siewnik grochu na plaster kiełbasy, wronę, kawałek ulotki od sajkotropów i kawałek konopnego sznurka. Chyba muszę ogarnąć jakiś czysty zeszyt i dwa ołówki o różnych twardościach.. EUREKA!!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Peter jak zwykle ocierasz się o geniusz , no jednak, Katoesbekokryminaliści wbili mnie w nastrój szampański. Aż musiałem sprawdzić czy to zapożyczenie od Astrid Kiedy odtajnią obrady okrągłego stołu? Pewnie nigdy. To właśnie ta formacja (nazwa idealna) zarobiła i zarabia najwięcej na przemianach, Dadzą jeszcze Piotrowicza prokuratora stanu wojennego na prezesa trybunału konstytucyjnego.

Dzięki wielkie, człowieku ukryty za horyzontem. Nazwa jest podkradziona Astrid i mam nadzieję, że się nie gniewa, bo nie chcę oberwać z grochu w plecy. Zwłaszcza jak narysuje nową broń swoim ołówkiem 2H. Dziękuję za przeczytanie.

Jeszcze nie ukryłem się za horyzontem zdarzeń choć zbliżam się do niego z prędkością bliską C. Nie obraził się skoro ucieszył inspiracją, utwierdziły mnie w tym komentarze rzeczonego. Ja tylko sprawdzałem co macie wspólnego. U ciebie jest treść i historyjka jakiś jasno zarysowany świat, do rozwinięcia . U Astrid raczej grzybobranie, a to jak któryś z szanownych autorów zauważył mocno ryje banie. Nie ukrywam jednak to Katotalibowieesbeccy  zbluzgani na forumnie a stworzeni przez Astrid skłoniły mnie do komentarza.

Za horyzontem – …i ja za Twój komentarz dziękuję.

Zabawne, że zastanawiałeś się, co mam wspólnego z Astrid, bo po przeczytaniu Twojego komentarza zaświtała mi taka zabawna myśl, czy nie jesteś alter ego Astrid. Albo ona Twoim, co na jedno wychodzi (chyba, że któraś osobowość przeważa). Taka doktor Astrid i pan Za horyzontem. I tak chodzę z tą myślą i rozważaniami o grochu, ciecierzycy i fasoli.

Dobrego dnia.

Wow! Olśniło mnie właśnie! Jesteś rzeczywiście coś warta, wtedy, gdy próbując śmierci przez zadzierzgnięcie, możesz mieć pewność że odstrzelą ci łeb byś nie miała się na czym powiesić :D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Eee… ten, tego… wydaje mi się, że dla konającego może to być pewien rodzaj miłosierdzia a nie ostatniej złośliwości przed śmiercią. Taki wybór, czy odebrać sobie życie, czy dać się zabić. Słaby wybór. Choć dla kogoś kto się poddał też bez różnicy. Według mnie należy zabrać ze sobą jak największą ilość skur…li. Tak a propos Twojej stopki ;) Spokojnej nocy Astrid, bez snów o roślinach strączkowych i innych bambusach.

Rośliny strączkowe są ok! Ostatnio kupiłam kg grochu na hali targowej za siedem złotych. Zjadłam z tego może 20 dag. Z odzysku :/ reszta rozsypała się po podłodze, i jako że zwykłam po mieszkaniu chodzić boso. Zwiększała współczynnik nieprawdopodobieństwa moich poczynań, gdybym miała większy budget. Użyłabym klocków lego, ale to by było chyba zbyt brutalne. Nadto, jak po serii arii kurew na groszku i naprzemiennych podskokach, to na jednej , to na drugiej nodze. Wychodziłam na nocny spacerek, celem zaczerpnięcia świeżego powietrza. Natchnęło mnie to do obserwacji pozycji Księżyca wzg. Ziemi na podstawie zmiany jego kształtu i pozycji na nieboskłonie. Takie wkur…jące z pożytecznym.. Dobranoc Kurwa!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Szczerze mówiąc nie zrozumiałem prawie nic w tym dialogu-monologu. Obraz opisywanej rzeczywistości jest dla mnie nieczytelny. Jakieś machlojki, jakaś mafia, to pojąłem. Wygląda jak wyrwany ze środka fragment. Brakuje mi tu normalnych opisów.

Nikolzollern, cieszę się, że mimo wszystko starczyło Ci sił i czasu aby doczytać do końca. Pozdrawiam

Peter Barton, byłem Ci to winien. Przecież przebrnąłeś przez niewydane jeszcze Przypadki we fragmentach!

Nikolzollern, dzięki. Tak, jak odpisywałeś Dawidiq150, nie wszystkim musi się podobać to, co piszemy i nie wszyscy muszą to rozumieć.

 

EDIT: Tak, chodziło mi o “Świniobicie”, które przeczytam i skomentuję.

Peter Barton, wnoszę z tego, że byłeś przy Świniobiciu. Mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami, choćby i nie najlepszymi ;)

Dobrze się czytało. Nie mam już siły na większy komentarz. Pozdrawiam. Pisz. :)

Miło przeczytać, że się Koali dobrze czytało. Pozdrawiam. Będę pisał! Jak tylko czas pozwoli :(

Witam krajana!

 

Obecnie, oficjalnie, to miejsce już nie jest barem, tylko biurem pośrednictwa pracy.

A sklep nie jest sklepem, tylko klubem czytelnika, dzięki czemu może być otwarty w niedziele. Ach, Polska…

 

Właściciel jest, jak lukier → przecinek można sobie spokojnie darować

 

Powiedz mu, że przyszła siostra!

Czyż za tym nie powinien być separator między sekcjami, *** ? Bo bez niego wygląda to tak, jakby następne zdanie wypowiadał ten łysy osiłek.

 

spojrzał na Domino, który znów zaczął się uśmiechać.

Za tym z kolei chyba wcale nie powinno być przerwy?

 

Poczułam w powietrzu zapach gorzkiej pomarańczy.

Hm… znaczy, że to Henryk załatwił tamtych gości? I pewnie był też źródłem informacji dla Hillsa.

 

Okej, wszystko fajnie, ale obawiam się, że ta scenka nie wytrzymuje testu „brzytwy Lema”. Lot na Marsa równie dobrze mógłby być tutaj lotem na Karaiby, do Nowej Zelandii, gdziekolwiek. „Coiny” i cała ta gadka o transdrive’ach brzmią podejrzanie podobnie do kryptowalut, które nie są już fantastyką, a rzeczywistością. Ergo: śladowe ilości „fantastyki” można usunąć bez szkody dla tekstu; ergo utwór nie jest fantastyką, niestety.

Precz z sygnaturkami.

Cześć, Niebieski Kosmito.

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

 

Obecnie, oficjalnie, to miejsce już nie jest barem, tylko biurem pośrednictwa pracy.

Dokładnie taki był pomysł na szorta. Prohibicja, “ukazy” rządzących, tworzące groteskową, paranoiczną rzeczywistość. Ponadto “dojeżdzanie” obywateli, by całą energię i czas spędzali zarabiając na podstawowe potrzeby. Taki czysty, ostry totalitaryzm. I oczywiście wygenerowana mega-szara strefa.

 

Właściciel jest, jak lukier → też zastanawiałem się nad tym przecinkiem. Ale usnąłem i tak już zostało. Dzięki za łapankę.

 

Powiedz mu, że przyszła siostra!

Czyż za tym nie powinien być separator między sekcjami, *** ? – Słuszna uwaga

 

spojrzał na Domino, który znów zaczął się uśmiechać.

Za tym z kolei chyba wcale nie powinno być przerwy? – Zastanowię

 

Poczułam w powietrzu zapach gorzkiej pomarańczy.

Hm… znaczy, że to Henryk załatwił tamtych gości? …

Tak, Henryk załatwił tych gości. Był informatorem Wodza i pilnował Astrid (bez jej wiedzy rzecz jasna). Hills, to firma w której legalnie pracuje bohaterka.

 

Okej, wszystko fajnie, ale obawiam się, że ta scenka nie wytrzymuje testu „brzytwy Lema”. Lot na Marsa równie dobrze mógłby być tutaj lotem na Karaiby, do Nowej Zelandii, gdziekolwiek. „Coiny” i cała ta gadka o transdrive’ach brzmią podejrzanie podobnie do kryptowalut, które nie są już fantastyką, a rzeczywistością. Ergo: śladowe ilości „fantastyki” można usunąć bez szkody dla tekstu; ergo utwór nie jest fantastyką, niestety.

 

Zgadzam się z ostatnią uwagą i nie.

Fantastyki jest niewiele, fakt. Jednak jak mawiają mądrzy ludzie, którzy brzytwą Lema się nie zacięli – “do fantastyki zalicza się utwory, które fani fantastyki zaliczają do fantastyki”.

Równie dobrze można znaleźć analogie do 99% utworów fantastyczmych. Na przykład statek przemierzający galaktykę może być autobusem jadącym przez pustynię, itd.

 

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam

Fajne, bardzo! Sądząc po, um, źródle inspiracji, spodziewałem się, że będzie trochę bardziej… no, odlotowo, tak, to chyba dobre słowo. Ale podoba mi się ta przejrzystość – czytelnik dowiaduje się tylko tego, co raczą mu zdradzić postacie w czasie akcji, bez zawracania głowy trudną sztuką przemycania ekspozycji.

Zgadzam się z Niebieskim, fantastyki jako takiej mogłoby być więcej.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, dziękuję za przeczytanie i komentarz.

“Fajne, bardzo!” – to dla mnie największa nagroda. I zgadzam się z Twoimi uwagami, wszystkimi.

Z tym, że fantastyki jest jak na lekarstwo, również. Ale, proszę, nie każcie mi tego szorta wyrzucać z portalu, skoro jednak się trochę podobało.

Pozdrawiam – P.B.

Podobało mi się. Fajne, dowcipne opowiadanie. A “katoesbekokryminaliści” to jedno z tych wielu słów, które udały się Astrid. 

Pozdrawiam

A! Dziękuję, kłaniam się nisko. :D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Była sprawa do załatwienia i opowiedziałeś o niej jasno krótko i zwięźle, nie zaburzając wartkości akcji.

Peterze, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

 

Nosz, kurwa! Gdzie oni są? Noż kurwa! Gdzie oni są?

 

i “zno­wusz” do wa­go­ni­ka …i “zno­wuż” do wa­go­ni­ka…

Chyba że to celowy zapis.

 

co ja tu, kurwa robię, od­pa­rzą­jąc tyłek?! → …co ja tu, kurwa, robię, od­pa­rzając tyłek?!

 

To dla­te­go ten drugi fjut sie­dział cicho. → To dla­te­go ten drugi fiut sie­dział cicho.

 

śmiech, który za­czał mnie już mocno wkur­wiać. → Literówka.

 

– Obie kost­ki do­mi­na się prze­wró­ci­ły. Znaj­dziesz dla mnie chwi­lę, żeby po­roz­ma­wiać? – Tak, zna­łam ten cie­pły głos.

– Obie kost­ki do­mi­na się prze­wró­ci­ły. Znaj­dziesz dla mnie chwi­lę, żeby po­roz­ma­wiać?

– Tak. – Zna­łam ten cie­pły głos.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

AP – cieszę się, że się spodobało. Wszyscy piszemy tutaj właśnie w tym celu :) Pozdrawiam

 

A “słówko” stworzone przez Astrid – faktycznie ma moc! Stąd propaguję je (wskazując prawdziwą Autorkę) w tym króciaku. Astrid, macham do Ciebie łapkami w pozdrowieniu.

 

Regulatorzy – ależ zrobiliście mi dzień! A ten konkretny dzień roku jest dla mnie bardzo ważny.

Poprawiłem, bo faktycznie, jak zauważyłem, jakie babole jeszcze się ostały… ale teraz już się uśmiecham. Dwie kwestie jeszcze nie dają mi spokoju.

  1. Znowuż – pierwotnie miało być “znowusz”, myślane błędnie przez Astrid – stąd cudzysłów. Czy zmiana (korzystna IMO) na poprawną formę powinna być zapisana bez cudzysłowu?
  2. Końcówka, konkretnie po kwestii Henryka. To miała być (niewypowiedziana) myśl Astrid. Czy zapisać kursywą, czy nie?

 

 

Regulatorzy – ależ zrobiliście mi dzień! A ten konkretny dzień roku jest dla mnie bardzo ważny.

Peterze, w takim razie i ja się bardzo cieszę. Czy z powodu wagi dnia powinnam dołaczyć serdeczne gratulacje?

 

Znowuż – pierwotnie miało być “znowusz”, myślane błędnie przez Astrid – stąd cudzysłów. Czy zmiana (korzystna IMO) na poprawną formę powinna być zapisana bez cudzysłowu?

Nie wydaje mi się, aby Astrid myślała fonetycznie. Zostawiłabym zdanie w obecnej postaci. Myśląc chyba nie myślimy cudzysłowu.

 

Końcówka, konkretnie po kwestii Henryka. To miała być (niewypowiedziana) myśl Astrid. Czy zapisać kursywą, czy nie?

Skoro to myśl, teraz jest zapisana poprawnie. 

 

Żwawo pomykam do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy – gratulacje, niekoniecznie ale życzenia przyjmuję i z góry dziękuję. Kolejne podziękowania za klik. Pozdrawiam

W takim razie, Peterze, przyjmij moc najlepszych życzeń. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję serdecznie :D

Peter Barton od razu wiedziałam kim się zainspirowałeś ;)

Fajny ten szort. Zupełnie w moim klimacie. Ostro i realnie, bez owijania w bawełnę. Kobieta, która musi sobie radzić w męskim świecie, a świat ten raczej do przyjaznych nie należy. Baba na miarę czasów. No i wisienka na torcie – przyjaciel, który nie zapomina i na którego zawsze można liczyć, nawet po latach. Spodobało mi się.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Inanna – dziękuję za odwiedziny, przeczytanie i że króciak przypadł do gustu.

Pozdrawiam serdecznie.

Hej 

Fajny szort :). Dynamiczny rozwój sytuacji, bardzo ciekawy klimat. Muszę się przyznać, że wkręciłem się od samego początku i nawet nie wiem kiedy mi tekst przeleciał :). Udało Ci się w ciekawy sposób nie tylko nakreślić fabułę ale i bohaterów. To wszystko na plus. 

Na minus jest zakończenie szorta. Mam wrażenie, że jest trochę źle wyważony i ucina się zbyt szybko. Może warto by go rozwinąć w coś dłuższego? :). 

 

Klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej, Bardzie Jaskierze!

Cieszę się, że spodobał Ci się króciak. Dużo pozytywnych wrażeń płynie z Twojego komentarza. :-D

I zgadzam się, że chyba nie jest to jeszcze zamknięty tekst. W wyniku inspiracji po przeczytaniu tekstów i komentarzy portalowej Astrid, spontanicznie powstało nieco ponad 9k znaków, i z założenia to miał być szort. Oczywiście ta Astrid z opowiadania jest inną osobowością ale ma podobną ilość energii witalnej (ogromną!). Chciałbym ten tekst powiększyć do pełnoprawnego opowiadania, i nie tylko dodać więcej na końcu, ale też opisać wydarzenia rozgrywające się wcześniej. Niejako pozytywny odbiór opowiadania mnie do tego skłania. Mało tego – przygotowywany na aktualne wyzwanie epizod, będzie o Astrid wracającej do Krakowa.

I w końcu, dziękuję serdecznie za “klika” (czyżby to był TEN klik?).

Pozdrawiam – P.B.

To wszystko wygląda, jak dobry plan i chętnie przeczytam dłuższą wersję :). Tak, to ten klik :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Super. Cieszę się podwójnie.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet :-)

Nowa Fantastyka