Polowanie od początku nie szło dobrze. Myśliwy zorientował się, że tropiony od rana tygrys, wystrychnął go na dudka, zataczając koło i wraca teraz po własnych śladach. Niewiele myśląc ruszył biegiem za zwierzyną. Gdy dotarł na miejsce, szybko się zorientował, że nie zdążył.
***
Jagoda od razu zauważyła, że chatka nie stoi tak, jak ją zostawiła. Nie dość, że obrócona przodem do ścieżki, to przycupnięta. Nie unosiła się na kurzej nóżce, jak zawsze zwykła robić pod nieobecność pani domu. Dziewczyna, trzymając w ręce długi nóż, wpadła wściekła do izby i zamarła. W jej łóżku, na brzuchu, z głową ułożoną na zgiętym ramieniu, leżał nagi mężczyzna, śpiąc w najlepsze. Oczy miał zamknięte i oddychał powoli, miarowo.
– Oto mój kotek – mruknęła pod nosem ni to ze złością, ni to z rozbawieniem.
Dłuższą chwilę chodziła niecierpliwie w tę i z powrotem zastanawiając się, co powinna zrobić. W końcu ostrożnie podeszła do zmiennokształtnego, mrużąc oczy i bawiąc machinalnie ostrzem. Jego potężna, ale zgrabna sylwetka atlety, miodowy odcień skóry, ciemnobrązowe włosy zafascynowały Jagę. Niezaprzeczalnie miał w sobie coś ze śpiącego tygrysa.
Nie potrafiła powstrzymać się przed pogłaskaniem męskiego ciała. Poczuła pod palcami ciepłą, gładką skórę i twarde mięśnie. Przesuwając dłoń od szyi, poprzez plecy, aż do pośladków, miała wrażenie, że cały był spięty, jakby gotowy do ataku. Z zaskoczeniem stwierdziła, że pragnie mieć go bliżej siebie, skóra przy skórze. Wbrew rozsądkowi odłożyła broń i zrzuciła szybko swoje ubranie, po czym naga usiadła okrakiem w dole jego pleców. Zaczęła powoli rozmasowywać kark, barki oraz ramiona, wyszukując zręcznymi palcami wszelkie napięcia, rozkoszując się dotykiem i intymną bliskością. Zaciągnęła się zapachem, wyczuwając piżmo, wyprawioną skórę, drewno i bursztyn, przejechała ustami i językiem po słonawej w smaku skórze. Zsunęła się niżej, a jej dłoń bezwiednie zwiedziła rowek pomiędzy dwiema idealnymi półkulami. Spłynęła na nią tak potężna fala pożądania, że podniecenie ścisnęło ją w podbrzuszu, a między nogami zapłonął ogień i rozlała się wilgoć.
W tym samym momencie mężczyzna, którego miała za głęboko śpiącego, jednym zgrabnym ruchem odwrócił się na plecy, by zaraz zrzucić ją z siebie i jednocześnie przygwoździć do siennika ciężarem ciała. Przytrzymując jej ręce nad głową, wpatrywał się intensywnie w oczy. Odebrało mu na chwilę dech, gdy zachłysnął się żarem pożądania, który w nich dostrzegł. Puścił dziewczynę i klęknął między jej rozłożonymi nogami. Była inna niż kobiety, jakie dotychczas miał. Smukła, ale umięśniona, wręcz ubita. Piersi nie miała tak obfitych jak lubił, ale z uznaniem przyznał, że są dumnie uniesione. Zacisnął na nich palce i stwierdził, że idealnie mieszczą się w dłoni. Gładząc jędrne uda, przyglądał się z zaciekawieniem i fascynacją płaskiemu, mocno umięśnionemu brzuchowi i łonu pokrytemu ciemnymi loczkami. Jego podniecenie rosło z każdą chwilą. Sprawnie chwycił ją za biodra i obrócił na brzuch. Wtedy z jej pleców spojrzał na niego rosomak. Mógł się tego spodziewać, któryż inny łowca podążał by samotnie za tygrysem z takim uporem. Tatuaż totemiczny klanu był tak realny, iż zdawało mu się, że zwierzę porusza nosem węsząc, a paciorki oczu pobłyskują złowrogo. Westchnął i pogłaskał przyozdobioną skórę, za moment szybko cofając rękę. Miał wrażenie, że próbują złapać go ostre, mocne zęby. Czyżby usłyszał kłapnięcie?
Chwycił jej pośladki w obie ręce i stwierdził, że są nie tylko cudownie i kusząco wypukłe, ale tak twarde, że nie jest w stanie ich uszczypnąć. Miał nieodpartą ochotę, żeby w jeden z nich wgryźć się jak w jabłko, co też bez zastanowienia uczynił. Jego ludzkie w tej chwili zęby ześlizgnęły się po skórze, zostawiając czerwony ślad, dziewczyna pisnęła cicho.
Wsunął jedną dłoń między jej uda, drugą wciąż ściskając krągłą pupę. Była tak mokra, gorąca i gotowa na niego, że już nie był w stanie oprzeć się rozpalonym zmysłom. Wszedł w nią jednym szybkim, pewnym ruchem i przylgnął do szczupłych pleców, splatając palce jej dłoni ze swoimi. Westchnęła głośno, unosząc biodra.
– Przynajmniej powiedz, jak masz na imię – poprosiła zduszonym głosem.
– Kostia, a ty?
– Jagoda.
– Słodka i soczysta – wymruczał i chwycił w zęby płatek ucha, dziewczyna jęknęła. Poruszał się powoli, wręcz leniwie na przemian szepcąc czułe słówka, całując szyję i przygryzając skórę na karku. Niespiesznie podążał ścieżką rozkoszy, delektując się każdą chwilą. Dziewczyna wiła się pod nim, wychodziła naprzeciw próbując zwiększyć doznania. Chciała doświadczać bardziej, mocniej, intensywniej, a on za każdym razem drażnił się z nią, zamierając na moment dopóki i ona się nie uspokoiła. W końcu nie wytrzymała tych słodkich tortur i zażądała schrypniętym z podniecenia głosem.
– Kostek, przestań gadać i się ze mną droczyć, bierz się do roboty.
Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, podniósł na kolana i pociągnął w górę kobiece biodra. Wymierzył klapsa w kusząco wypięte pośladki, nie przejmując się zduszonym, gniewnym „ej” i ruszył z kopyta, jak koń spięty ostrogą. W szalonym tempie parł w stronę spełnienia swojego i jej. W izbie rozbrzmiewały coraz głośniejsze jęki dziewczyny, jego sapnięcia i pomruki oraz odgłosy zderzania się dwóch nagich, mokrych od potu ciał. Jego palce kurczowo zaciskały się na ciele Jagody, a jej na białej, wykrochmalonej pościeli. Rosomak miotał się wściekle, ale nic już nie mógł zrobić, rozbudzone żądze, jak fala tsunami zmiotły wszelkie zahamowania i rozsądek. Gdy w końcu dziewczyna krzyknęła odrzucając głowę do tyłu, tygrys ryknął triumfalnie i spuścił ze smyczy rozszalałe zmysły aby dotrzeć na szczyt szklanej góry zaraz za kochanką.
***
– Jak za dawnych, dobrych czasów, ukochany – wyszeptała Baba Jaga, gdy cudownie zmęczeni leżeli z Kościejem Bezśmiertelnym, wtuleni w siebie, już we własnych, starczych ciałach.
– Jak to mówią, stary ale jary.
– Gdybym ci dekoktu na siłę w lędźwiach nie uwarzyła, nic by z naszych igraszek nie wyszło.
– Ale twoje dekokty są najlepsze – pocałował ją czule.
– Dobra, dobra i tak następną przygodę wymyślam ja, mam dość ganiania za tobą po lesie dla chwili rozkoszy.
– Chwili, Jaguś, chwili?!
– Przyznaję, długiej chwili ogromnej rozkoszy.
– To cóż ci chodzi po tej ślicznej główce? – zapytał głaskając ją po rzadkich, siwych włosach.
– Może rusałka przyłapana przez leszego podczas wychodzenia z dziupli w wielce niepolitycznej pozycji? Jak już mnie dobrze wychędożysz od tyłu, w obie dziuple – zachichotała jak podlotek – i stracisz czujność, to ja cię zwiążę i będę ujeżdżać na mchu do nieprzytomności.
– Koncept masz coraz lepszy, ukochana, a fantazję ułańską.
– A pytałeś może wodnika, czy zgodzi się do nas dołączyć? – spytała niewinnie.
– Wyraziłem się jasno, będziesz miała swojego wodnika, jeśli zgodzisz się na dziwożonę.
Kobieta zmrużyła oczy i rozeźlona zaklęła niezrozumiale, na co Kościej wyszczerzył do niej zęby w upiornym uśmiechu.
– W związku trzeba iść na kompromis, moje serce.