- Opowiadanie: Nihil Novi - Gra Głupców

Gra Głupców

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Gra Głupców

Szare chmu­ry prze­ta­cza­ły się po nie­bie, wio­sna na­de­szła wcze­śnie, ale chłód i zimno wciąż go­ści­ły w tych stro­nach. Ostat­nie reszt­ki śnie­gu stop­nia­ły za­le­d­wie kilka dni wcze­śniej, przy­ro­da le­ni­wie bu­dzi­ła się do życia. Nagie chod­ni­ki od­sło­ni­ły to, co wcze­śniej było za­ko­pa­ne pod brud­ną sko­ru­pą za­mar­z­nię­te­go błota. W mie­ście żyło ponad 100 000 psów, oraz kilka ty­się­cy świń, które nie sprzą­ta­ły po swo­ich pu­pi­lach.

 

Da­niel pró­bo­wał wy­czy­ścić po­de­szwę buta z psiej kupy, cze­ka­jąc na przy­stan­ku au­to­bu­so­wym wy­peł­nio­nym se­nio­ra­mi. Horda po­marsz­czo­nych ogrod­ni­ków od­by­wa­ła week­en­do­wą piel­grzym­kę do swo­ich ogród­ków dział­ko­wych. Wraz z pierw­szy­mi ozna­ka­mi wio­sny za­czę­li mi­gro­wać ze swo­ich za­tę­chłych miesz­kań w blo­kach do ma­łych dom­ków na obrze­żach miast. Da­niel wie­dział, że to zja­wi­sko było cha­rak­te­ry­stycz­ne dla miej­sco­wej lud­no­ści, wy­ro­słej ze szczę­śli­wych cza­sów ko­mu­ni­zmu.

 

Sta­rusz­ko­wie byli wy­po­sa­że­ni w po­tęż­ne ze­sta­wy eme­ry­tów skła­da­ją­ce się z mo­he­ro­we­go be­re­tu, kul, pro­tez, oku­la­rów i toreb na kół­kach. Wszyst­ko to było prze­ra­ża­ją­cą bro­nią, któ­rej uży­wa­li w od­wiecz­nej ry­wa­li­za­cji o sie­dze­nia. Licz­ba miejsc w au­to­bu­sie była ogra­ni­czo­na i mimo że dla nich było to kwa­drans jazdy, za­wsze ry­wa­li­zo­wa­li. Da­niel po­dej­rze­wał, że ma to coś wspól­ne­go z fa­za­mi księ­ży­ca lub zmia­na­mi kli­ma­tycz­ny­mi.

 

Da­niel nie był ma­so­chi­stą, cier­pli­wie cze­kał z tyłu, aż szar­żu­ją­cy tłum usa­do­wi się wy­god­nie. W prze­szło­ści wi­dział li­ce­ali­stę, który nie­for­tun­nie wśli­zgnął się przed eme­ry­ta­mi, zo­stał po­de­pta­ny reu­ma­tycz­ny­mi sto­pa­mi i ma­ły­mi kół­ka­mi wó­zecz­ków. Zdu­mie­wa­ją­ce, ile ener­gii tkwi­ło w tych wie­ko­wych cia­łach, gdy zo­sta­ną przy­par­ci do muru. Au­to­bus w końcu ru­szył, udało mu się wci­snąć do środ­ka w ostat­nim mo­men­cie. Przez resz­tę trasy tkwił wci­śnię­ty mię­dzy szkla­ny­mi drzwia­mi a po­ślad­ka­mi pulch­nej ko­bie­ty. By­ło­by to miłe, gdyby była go­rą­cą la­ty­no­ską ma­muś­ką, a nie bladą pod­sta­rza­łą babą z po­dwój­nym pod­bród­kiem i łusz­czy­cą.

 

Czu­jąc fałdy tłusz­czu na swo­jej po­ty­li­cy, mi­mo­wol­nie po­grą­żył się w me­lan­cho­lij­nym na­stro­ju, ostat­nio za­czął wpa­dać w ru­ty­nę, w tę i z po­wro­tem mię­dzy pracą a domem. Pra­co­wał w jed­nej z naj­więk­szych sieci su­per­mar­ke­tów, na sta­no­wi­sku sprze­daw­cy elek­tro­ni­ki. To była nudna praca, która po­le­ga­ła głów­nie na na­ma­wia­niu ludzi do ku­po­wa­nia bez­u­ży­tecz­nych ga­dże­tów lub in­ne­go ba­dzie­wia, na któ­rych pra­gnę­li, ale nie po­trze­bo­wa­li. Wiele razy był bli­ski odej­ścia, ale miał tam kum­pli, swo­ich to­wa­rzy­szy w nie­szczę­ściu, któ­rych nie chciał opu­ścić. Opła­ca­ni na kra­wę­dzi naj­niż­szej kra­jo­wej, śmier­tel­nie znu­dze­ni, mar­no­wa­li swoje życie, za bar­dzo bojąc się zmian.

 

Jedną z jego naj­bliż­szych przy­ja­ció­łek była Do­ro­ta, śred­nie­go wzro­stu, bru­net­ka o ob­fi­tych kształ­tach, ale nie otyła. Uwiel­bia­ła pró­bo­wać no­wych rze­czy. Czę­sto ma­wia­ła że nie jest uza­leż­nio­na od uży­wek, po pro­stu dużo eks­pe­ry­men­to­wa­ła. Da­niel czę­sto cho­dził z nią do baru, cza­sem mu­siał ją nieść do domu, kiedy wy­pi­ła za dużo. Na­zy­wa­ła to ich ma­ły­mi przy­go­da­mi. Ostat­nio za­czę­ła sy­piać w jego miesz­ka­niu, czuł że go ku­si­ła, ale nigdy nie prze­kro­czy­li gra­ni­cy. Miała dziec­ko i ko­cha­ją­ce­go męża. Da­niel nie za­głę­biał się w ich zwią­zek, ale po­dej­rze­wał, że skry­wa ona kilka brud­nych se­kre­tów przed swoim nie­świa­do­mym mężem.

 

Wspól­nie do­da­li jesz­cze jedną rzecz do tej listy pod­czas dzi­siej­szej prze­rwy na lunch. Da­niel sie­dział w pu­stej sto­łów­ce, za­wsze wy­bie­rał nie­ty­po­we go­dzi­ny na swoją prze­rwę. Nie­na­wi­dził tłu­mów. Do­ro­ta we­szła i usia­dła na­prze­ciw­ko niego.

– Co za­mó­wi­łeś Dan? – za­py­ta­ła, uśmie­cha­jąc się ta­jem­ni­czo.

– Fryt­ki, dzi­siej­szy szny­cel byłby moim zgubą – po­wie­dział Dan, wspo­mi­na­jąc swoje czę­ste wi­zy­ty w to­a­le­cie po ostat­nim po­sił­ku w sto­łów­ce.

Ro­ze­śmia­ła się, po czym za­py­ta­ła go nie­spo­dzie­wa­nie:

– Masz dziś ja­kieś plany? – Kiedy za­prze­czył, do­da­ła, po­chy­la­jąc się ku niemu. – Ku­pi­łam ze­staw VR.

Jej głę­bo­ki de­kolt uka­zy­wał parę du­żych pier­si, które na mo­ment za­hip­no­ty­zo­wa­ły Dana. – Nie mów mi, że ku­pi­łaś Fre­ema­na? – za­py­tał, wciąż pa­trząc na jej biust.

– Nie. Ku­pi­łam dwa.

– Dla two­je­go męża?

– Nie głup­ta­sie, dla cie­bie. – par­sk­nę­ła po­iry­to­wa­na Doris, lekko ude­rza­jąc go w ramię.

– Dla­cze­go miał­bym… – prze­rwa­ła mu, wska­zu­jąc na niego pal­cem. Ski­nę­ła, na­ka­zu­jąc mu przy­su­nąć się bli­żej i szep­nę­ła po­uf­nie:

– Po­wiedz­my, że jak ci się nie spodo­ba, zro­bię ci loda, ale w innym przy­pad­ku za­pła­cisz za swój ze­staw i po­zwo­lisz mi bawić się w twoim miesz­ka­niu, kiedy tylko ze­chcę.

W obu przy­pad­kach sy­tu­acja była dla niego ko­rzyst­na, ale wahał się. Do­ro­ta była wy­traw­ną sprze­daw­czy­nią i miała do­sko­na­łą syl­wet­kę, nawet po trzy­dzie­st­ce i po­ro­dzie. Czę­sto wi­dział jak uży­wa­ła tych atu­tów jak broni, a męż­czyź­ni da­wa­li się na to na­brać za każ­dym razem. Dan nie był wy­jąt­kiem, kiedy otwo­rzy­ła pusz­kę z na­po­jem i ce­lo­wo po­tar­ła stopą o we­wnętrz­ną stro­nę jego uda, pra­wie do­ty­ka­jąc jego ro­sną­cej wy­pu­kło­ści, mruk­nę­ła fi­glar­nie:

– Pa­mię­taj chłop­cze, to jed­no­ra­zo­wa ofer­ta.

Ze spo­co­nym czo­łem, prze­ły­ka­jąc ślinę, zgo­dził się.

 

Kiedy wresz­cie wró­cił do domu, miał tro­chę czasu na po­sprzą­ta­nie po­ko­ju i zakup gumek.

Roz­wa­ża­nia o dzi­siej­szym cu­dzo­łó­stwie mu­siał odło­żyć na bok, za­da­jąc sobie bar­dziej na­glą­ce py­ta­nie:

– Czy mą­drze jest uży­wać nie­le­gal­ne­go sprzę­tu, któ­re­go po­sia­da­nie jest trak­to­wa­ne przez po­li­cję tak samo jak traw­ka lub ko­ka­ina?

Prze­łknął ślinę, gdy po­my­ślał o moż­li­wym wię­zie­niu za głu­pie gogle VR. Po roz­wa­że­niu wszyst­kich za i prze­ciw, po­sta­no­wił za­ba­wić się z Doris, po­wie­dzieć, że mu się nie po­do­ba­ło, a potem wresz­cie ją za­li­czyć i mieć z tym spo­kój.

 

Miesz­ka­nie Dana było ka­wa­ler­ką, w jed­nej z naj­star­szych czę­ści mia­sta. Lu­dziom z ze­wnątrz mo­gło­by się wy­da­wać, że naj­star­szą czę­ścią po­win­na być ta ze wszyst­ki­mi za­byt­ka­mi i zam­kiem, ale w tym przy­pad­ku nie była to praw­da. Ostat­nia wojna po­zo­sta­wi­ła wszyst­ko na lewym brze­gu rzeki w gru­zach, ale prawa stro­na po­zo­sta­ła nie­tknię­ta. Przez lata mia­sto rosło, ale tylko na lewym brze­gu rzeki. Dla­te­go pra­wo­brzeż­na część mia­sta była ślepą ulicz­ką dla ludzi bez gro­sza przy duszy, ta­kich jak Da­niel, któ­rych nie było stać na no­wo­cze­sne miesz­ka­nie. Stare bu­dyn­ki były tań­sze w wy­naj­mie, a stan­dard życia był niski. Jego po­ko­ik było spad­kiem po zmar­łej babci, inni mogli uwa­żać go za szczę­ścia­rza. Więk­szość jego po­ko­le­nia nie miała tego luk­su­su. To był jeden z cudów jego oj­czy­zny, praca na pełen etat tylko po to, żeby opła­cić czynsz. Spraw­dził lo­dów­kę, była pusta, nie szu­kał jed­nak je­dze­nia. Nie było al­ko­ho­lu. Po­szedł więc do skle­pu, żeby uzu­peł­nić za­pa­sy.

 

Po­szedł do naj­bliż­sze­go mar­ke­tu. Na wej­ściu zła­pał ko­szyk i po­szedł pro­sto do dzia­łu z al­ko­ho­la­mi. Była to ulu­bio­na część skle­pu dla więk­szo­ści jego ro­da­ków. Każdy mógł tu zna­leźć coś dla sie­bie. Piwo dla ta­tu­siów z piw­ny­mi brzusz­ka­mi, któ­rzy po pracy oglą­da­li sport. Me­ne­le uwiel­bia­li tanie wina, które były mie­szan­ką 15% al­ko­ho­lu, soku wi­śnio­we­go i siar­ki. Dla funk­cjo­nu­ją­cych al­ko­ho­li­ków był sze­ro­ki wybór wódki. Dla ko­biet była to wódka sma­ko­wa, która miała mniej al­ko­ho­lu niż czy­sta. Dla fanów retro był miód pitny. Dla zmę­czo­nych po­dróż­ni­ków przy­go­to­wa­no wódkę w „mał­pecz­kach”. Dla Ukra­iń­ców był 95% spi­ry­tus.

Nie­któ­re ko­bie­ty nie lu­bi­ły moc­nych trun­ków, więc dla nich były piwa sma­ko­we. Naj­czę­ściej tra­dy­cyj­ne wina wy­bie­ra­ły pary w śred­nim wieku, nic eks­tra­wa­ganc­kie­go, tani im­port roz­le­wa­ny w bu­tel­ki o ety­kie­tach z eg­zo­tycz­nie brzmią­cych win­nic, żeby po­czuć się czę­ścią unij­nej elity. Sta­rzy wy­ja­da­cze uwiel­bia­li li­kie­ry. Tra­dy­cja picia była pod­trzy­my­wa­na przez wszyst­kie po­ko­le­nia.

 

Jego za­du­mę prze­rwał skle­pi­karz, który spo­glą­dał na niego z za lady jak na zło­dzie­ja. Kupił sze­ścio­pak piwa, litr wódki sma­ko­wej, oraz bu­tel­kę rumu. Jutro była nie­dzie­la, więc mogli się spo­nie­wie­rać. Przy­po­mniał sobie, żeby też wziąć gumki i pizzę. Był go­to­wy.

Kiedy wró­cił, Do­ro­ta już stała przed jego drzwia­mi z dwoma du­ży­mi, kar­to­no­wy­mi pu­dła­mi.

 

– Naj­wyż­szy czas, za­czę­łam my­śleć, że stchó­rzy­łeś – po­wie­dzia­ła ko­bie­ta z eks­cy­ta­cją w gło­sie. Prze­bra­ła się w ob­ci­słe je­an­sy, skó­rza­ną kurt­kę i ko­szul­kę z dużym de­kol­tem. Strój pod­kre­ślał jej krą­gło­ści, co nie uszło uwa­dze Da­nie­la.

– Do twa­rzy ci w skó­rze – po­wie­dział Da­niel za­kry­wa­jąc za­ku­pa­mi swoje ro­sną­ce wy­brzu­sze­nie w spodniach.

Uśmiech­nę­ła się, za­do­wo­lo­na z jego nie­zręcz­nej re­ak­cji, ob­ser­wu­jąc jego za­kło­po­ta­nie za­su­ge­ro­wa­ła:

– Mo­że­my już wejść?

Po prze­nie­sie­niu wszyst­kich rze­czy pod­grza­li pizzę.

Je­dząc, Do­ro­ta wy­ja­śni­ła mu za­sa­dy, które po­wi­nien znać każdy noob:

– Przede wszyst­kim nie pró­buj zry­wać gogli przed wy­lo­go­wa­niem, Fre­eman to nie jakaś tani Mi­ne­craft, ze­rwa­nie po­łą­cze­nia może ugo­to­wać ci mózg.

– Co? Nie wspo­mi­na­łaś o tym wcze­śniej.

– Mówię ci teraz. Drugą spra­wą jest gra. Na­zy­wa się Navia. Sły­sza­łam z wia­ry­god­ne­go źró­dła, że Fre­eman wy­ko­rzy­stu­je chip V-ID do po­śred­ni­cze­nia mię­dzy mó­zgiem a so­ftem, we­wnątrz twoja wraż­li­wość na bodź­ce i po­czu­cie przy­jem­no­ści będą wy­ostrzo­ne. Twór­ca tej gry mu­siał być ero­to­ma­nem… i ge­niu­szem.

Prze­rwa­ła, od­wra­ca­jąc się się­gnę­ła po piwo, przy­pad­ko­wo po­ka­zu­jąc mu swoją ko­ron­ko­wą bie­li­znę z dużą czę­ścią kształt­ne­go tyłka, naj­wy­raź­niej pro­wo­ku­jąc Da­nie­la. To była tania sztucz­ka, która za­wsze na niego dzia­ła­ła. Był zbyt nie­śmia­ły, by spró­bo­wać z nią cze­go­kol­wiek, co wzbu­dza­ło w niej sa­dy­stycz­ne żądze.

Szyb­ko ukrył swój wzwód pu­stym pu­deł­kiem po pizzy, py­ta­jąc:

– Co masz na myśli przez bodź­ce? Wiesz, że nigdy wcze­śniej nie ko­rzy­sta­łem z VR.

– Myślę, że mo­gła­bym ci po­wie­dzieć teraz, ale by­ło­by le­piej, gdy­byś sam tego do­świad­czył. Stwo­rzy­łam już swo­je­go awa­ta­ra, będę cze­ka­ła na cie­bie w por­cie, jeśli się zgu­bisz, za­py­taj straż­ni­ków o drogę. Mój nick to Be­aver­la­dy.

– Czy ten nick to na­wią­za­nie do JoJo? – za­żar­to­wał ner­wo­wo Da­niel.

– To na­wią­za­nie do mo­je­go bo­ber­ka.

 

Po ko­la­cji i kilku drin­kach za­ło­ży­li gogle, sie­dząc wy­god­nie na ka­na­pie. Nie byli świa­do­mi sła­be­go bla­sku bi­ją­ce­go spod skóry na ich kar­kach, kiedy ich chipy V-ID za­czę­ły świe­cić nie­bie­skim świa­tłem.

 

 

Koniec

Komentarze

Nihil Novi, co oznacza zapis (1/3), umieszczony przy tytule? Jeśli to pierwsza z trzech części opowiadania, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szare chmury przetaczały się po niebie, wiosna nadeszła wcześnie, ale chłód i zimno wciąż gościły w tych stronach. Ostatnie resztki śniegu stopniały zaledwie kilka dni wcześniej, przyroda leniwie budziła się do życia.

Pierwsze zdanie bym podzieliła.

 

Daniel próbował wyczyścić podeszwę buta z psiej kupy, czekając na przystanku autobusowym wypełnionym seniorami.

 

Taką otwarta wiatę trudno wypełnić, bo nie ma ścianek.

 

Horda pomarszczonych ogrodników odbywała weekendową pielgrzymkę do swoich ogródków działkowych.

Staruszkowie byli wyposażeni w potężne zestawy emerytów składające się z moherowego beretu, kul, protez, okularów i toreb na kółkach.

Czemu beret jeden a reszta mnoga?

 

Wszystko to było przerażającą bronią, której używali w odwiecznej rywalizacji o siedzenia.

 

W takiej formie lepiej używano.

 

Liczba miejsc w autobusie była ograniczona i mimo że dla nich było to kwadrans jazdy, zawsze rywalizowali.

 

Ze zdania wynika, że dla miejsc był to kwadrans jazdy

 

Zdumiewające, ile energii tkwiło w tych wiekowych ciałach, gdy zostaną przyparci do muru.

Skoro w ciałach, to zostaną przyparte.

 

ostatnio zaczął wpadać w rutynę, w tę i z powrotem między pracą a domem.

 

Wydzieliłabym ten fragment jako zdanie. jaka to rutyna między pracą a domem?

 

To była nudna praca, która polegała głównie na namawianiu ludzi do kupowania bezużytecznych gadżetów lub innego badziewia, na których pragnęli, ale nie potrzebowali.

Gadżety i badziew w sumie są tym samym.

 

Nie wiem co to jest krawędź najniższej krajowej, ale warto by to przemyśleć.

 

Mąż nie zauważył, że żona sypia poza domem?

 

Było o mężu, jest lista. Chyba coś się rozjechało.

 

Daniel siedział w pustej stołówce, zawsze wybierał nietypowe godziny na swoją przerwę.

Swoja zbędna. Cudze przerwy rzadko są wybierane.

 

– Frytki, dzisiejszy sznycel byłby moim zgubą – powiedział Dan, wspominając swoje częste wizyty w toalecie po ostatnim posiłku w stołówce.

Moją zgubą.

jak często wspomina się cudze wizyty w toalecie? Po co to swoje?

 

 

przerwała mu, wskazując na niego palcem. Skinęła, nakazując mu przysunąć się bliżej i szepnęła poufnie:

To powinno iść do nowego akapitu. Poufnie to nie to słowo, może szeptem?

 

Dan nie był wyjątkiem, kiedy otworzyła puszkę z napojem i celowo potarła stopą o wewnętrzną stronę jego uda, prawie dotykając jego rosnącej wypukłości, mruknęła figlarnie:

 

Za dużo zaimków.

 

 

Stare budynki były tańsze w wynajmie, a standard życia był niski. Jego pokoik było spadkiem po zmarłej babci, inni mogli uważać go za szczęściarza.

Tu aż się prosi, ale …

 

Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami.

Liczby zapisujemy słownie.

 

Piwo dla tatusiów z piwnymi brzuszkami, którzy po pracy oglądali sport.

 

– Do twarzy ci w skórze – powiedział Daniel zakrywając zakupami swoje rosnące wybrzuszenie w spodniach.

Uśmiechnęła się, zadowolona z jego niezręcznej reakcji, obserwując jego zakłopotanie zasugerowała:

 

Dużo powtórzeń słów, ogromna zaimkoza. Opowiadanie właściwe pojawia się po przydługim, nic nie wnoszącym i – jak sie na końcu okazuje – nie mającym kompletnie żadnego związku z fabułą – wstępie o dziadkach.

Opisy dziadków nieco zabawne, mocno obrzydliwe.

Sądzę, że masz niewiele lat, stąd ta dziarska, wciąż jeszcze chodząca o własnych siłach trzydziestolatka;D

Jak na początki młodego pisarza może być, ale pracować trzeba;)

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj.

 

Chyba mi gdzieś wsysło ranny komentarz… Taka ilość znaków pozwala na określenie tekstu jako „szort”.

Prawdopodobnie powinnam pogratulować Ci debiutu, co niniejszym czynię (data rejestracji w profilu znowu podaje błędnie rok 1970… :) ).

 

Już pierwszym akapitem walisz prosto z mostu, nazywając nas, ludzi, „świniami”, ponieważ nie sprzątają chodników publicznych po swoich psach. :) Tak mi się nasuwa przemyślenie, że – gdyby to była jedyna rzecz, jaką zarzuca się ludziom – nie byłoby najgorzej. :)

Od początku lektury mam wrażenie pewnego zmęczenia, zniechęcenia, czy nawet udręczenia – uczuć, jakie nieustannie towarzyszą głównemu bohaterowi; Daniel jest mocno sfrustrowany na widok emerytów, którzy wyraźnie go denerwują. Nie zmienia tego nawet z pozoru żartobliwy fragment:

„Staruszkowie byli wyposażeni w potężne zestawy emerytów (to bym dała w cudzysłów lub kursywą i potem przecinek) składające się z moherowego beretu, kul, protez, okularów i toreb na kółkach. Wszystko to było przerażającą bronią, której używali w odwiecznej rywalizacji o siedzenia. Liczba miejsc w autobusie była ograniczona i mimo że dla nich było to kwadrans jazdy, zawsze rywalizowali. – sporo powtórzeń, w dalszej części zdarzają się także, zatem trzeba je poprawić (np.: „Byłoby to miłe, gdyby była gorącą latynoską mamuśką, a nie bladą podstarzałą babą z podwójnym podbródkiem i łuszczycą”; „Czując fałdy tłuszczu na swojej potylicy, mimowolnie pogrążył się w melancholijnym nastroju, ostatnio zaczął wpadać w rutynę, w tę i z powrotem między pracą a domem. Pracował w jednej z największych sieci supermarketów, na stanowisku sprzedawcy elektroniki. To była nudna praca, która polegała…”; „Dlatego prawobrzeżna część miasta była ślepą uliczką dla ludzi bez grosza przy duszy, takich jak Daniel, których nie było stać na nowoczesne mieszkanie. Stare budynki były tańsze w wynajmie, a standard życia był niski. Jego pokoik było (tu przy okazji literówka) spadkiem po zmarłej babci, inni mogli uważać go za szczęściarza. Większość jego pokolenia nie miała tego luksusu. To był jeden z cudów jego ojczyzny, praca na pełen etat tylko po to, żeby opłacić czynsz. Sprawdził lodówkę, była pusta, nie szukał jednak jedzenia”).

 

 

Z technicznych – przykładowe pozostałe sugestie (do przemyślenia):

Horda pomarszczonych ogrodników odbywała weekendową pielgrzymkę do swoich ogródków działkowych. Wraz z pierwszymi oznakami wiosny zaczęli migrować ze swoich zatęchłych mieszkań w blokach do małych domków na obrzeżach miast. – powtórzenie/styl

Zdumiewające, ile energii tkwiło w tych wiekowych ciałach, gdy zostaną przyparci do muru. – posypała się składnia; skoro „ciała”, to nie „przyparci”, lecz „przyparte” (rodzaj nijaki, a nie męski)

Często mawiała (przecinek?) że nie jest uzależniona od używek, po prostu dużo eksperymentowała.

– Frytki, dzisiejszy sznycel byłby moim zgubą – powiedział Dan, wspominając swoje częste wizyty w toalecie po ostatnim posiłku w stołówce. – tu kolejny błąd składniowy – do czego odnosi się wyraz „moim”?

Poszedł więc do sklepu, żeby uzupełnić zapasy. Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami. – kolejne powtórzenia

Jego zadumę przerwał sklepikarz, który spoglądał na niego z za lady jak na złodzieja. – ortograficzny – razem

Kupił sześciopak piwa, litr wódki smakowej, (zbędny – przed „oraz” zazwyczaj nie stawiamy przecinka) oraz butelkę rumu.

 

A zatem pod kątem poprawek językowych warto starannie prześledzić całość.

Brak zaznaczenia erotyki.

Hmm… dość dziwne zakończenie. Tekst po prostu jest urwany. Czy to jednak jest fragment (jak wcześniej zaznaczyłaś, przed zmianą na „opowiadanie”)?

Podobnie, jak Ambush, odnoszę wrażenie, że masz niewiele lat (początkowo nawet przypuszczałam, że jesteś mężczyzną), stąd tak dziwne opisy staruszków. Trzeba pamiętać, że ci ludzie przeżyli sporo, na pewno chorują na wiele schorzeń, a stanie choćby minutę, zwłaszcza w pędzącym autobusie, dla wielu z nich jest autentycznie zagrożeniem życia. Jako studentka byłam kiedyś świadkiem przerażającego zdarzenia – starsza kobieta wsiadała do zatłoczonego autobusu i wskutek nagłego szarpnięcia wozem przez kierowcę uderzyła się w nogi swoją ciężką torbą, wypełnioną zakupami. Efekt był niespodziewany, – pękły żylaki i na podłogę wozu zaczęła strumieniami wylewać się krew. Trzeba było wzywać pogotowie, aby ją ratować. Miejmy szacunek i poważanie dla tych osób, one dały nam życie i wychowały nas. Obyśmy dożyli ich wieku w zdrowiu i szczęściu. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witaj Nihil Novi !!!!

 

Przeczytałem Twoje opowiadanie. Jest dowcipne. Czyta się przyjemnie. Tylko nie zrozumiałem zakończenia. Zawsze dołuje mnie gdy tak się zdarza, a zdarza się często :) Wiele osób pisze niezrozumiałe zakończenia. Rozbawiło mnie to ukrywanie wzwodu. To chyba Twój ulubiony fragment bo w tekście jest kilka razy :)))

 

Pozdrawiam serdecznie!!! :)

Jestem niepełnosprawny...

W mieście żyło ponad 100 000 psów, oraz kilka tysięcy świń, które nie sprzątały po swoich pupilach.

Eee, czy mieszkańcy miasta to psy i świnie, które nie sprzątają po swoich pupilach (w domyśle ludyziach)? Innymi słowy, czy Daniel jest zwierzęciem, bo z tego zdania to właśnie wynika.

 

Miała dziecko i kochającego męża. Daniel nie zagłębiał się w ich związek, ale podejrzewał, że skrywa ona kilka brudnych sekretów przed swoim nieświadomym mężem.

A szanowny małżonek nie zauważył, że kochająca żona nie wraca na noc do domu?

 

Poszedł więc do sklepu, żeby uzupełnić zapasy.

Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami.

Powtórzenia.

 

To zdecydowanie jest fragment, więc prośba na przyszłość: oznaczaj takie teksty tagiem: fragment. Z zasady nie czytam fragmentów, nie wchodzą one też do grafiku dyżurnych. A tu nie dość, że nie wiedziałam, to wpadło na mój dyżur :/

Właściwie trudno mi powiedzieć cokolwiek o Twoim tekście, bo… to fragment. Nie mam pojęcia, jak historia się rozwinie, czy będzie się trzymała kupy, czy mi się spodoba. Jedyne, co mogę powiedzieć to: sporo tu baboli, powtórzeń, niezręczności stylistycznych.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka