Szare chmury przetaczały się po niebie, wiosna nadeszła wcześnie, ale chłód i zimno wciąż gościły w tych stronach. Ostatnie resztki śniegu stopniały zaledwie kilka dni wcześniej, przyroda leniwie budziła się do życia. Nagie chodniki odsłoniły to, co wcześniej było zakopane pod brudną skorupą zamarzniętego błota. W mieście żyło ponad 100 000 psów, oraz kilka tysięcy świń, które nie sprzątały po swoich pupilach.
Daniel próbował wyczyścić podeszwę buta z psiej kupy, czekając na przystanku autobusowym wypełnionym seniorami. Horda pomarszczonych ogrodników odbywała weekendową pielgrzymkę do swoich ogródków działkowych. Wraz z pierwszymi oznakami wiosny zaczęli migrować ze swoich zatęchłych mieszkań w blokach do małych domków na obrzeżach miast. Daniel wiedział, że to zjawisko było charakterystyczne dla miejscowej ludności, wyrosłej ze szczęśliwych czasów komunizmu.
Staruszkowie byli wyposażeni w potężne zestawy emerytów składające się z moherowego beretu, kul, protez, okularów i toreb na kółkach. Wszystko to było przerażającą bronią, której używali w odwiecznej rywalizacji o siedzenia. Liczba miejsc w autobusie była ograniczona i mimo że dla nich było to kwadrans jazdy, zawsze rywalizowali. Daniel podejrzewał, że ma to coś wspólnego z fazami księżyca lub zmianami klimatycznymi.
Daniel nie był masochistą, cierpliwie czekał z tyłu, aż szarżujący tłum usadowi się wygodnie. W przeszłości widział licealistę, który niefortunnie wślizgnął się przed emerytami, został podeptany reumatycznymi stopami i małymi kółkami wózeczków. Zdumiewające, ile energii tkwiło w tych wiekowych ciałach, gdy zostaną przyparci do muru. Autobus w końcu ruszył, udało mu się wcisnąć do środka w ostatnim momencie. Przez resztę trasy tkwił wciśnięty między szklanymi drzwiami a pośladkami pulchnej kobiety. Byłoby to miłe, gdyby była gorącą latynoską mamuśką, a nie bladą podstarzałą babą z podwójnym podbródkiem i łuszczycą.
Czując fałdy tłuszczu na swojej potylicy, mimowolnie pogrążył się w melancholijnym nastroju, ostatnio zaczął wpadać w rutynę, w tę i z powrotem między pracą a domem. Pracował w jednej z największych sieci supermarketów, na stanowisku sprzedawcy elektroniki. To była nudna praca, która polegała głównie na namawianiu ludzi do kupowania bezużytecznych gadżetów lub innego badziewia, na których pragnęli, ale nie potrzebowali. Wiele razy był bliski odejścia, ale miał tam kumpli, swoich towarzyszy w nieszczęściu, których nie chciał opuścić. Opłacani na krawędzi najniższej krajowej, śmiertelnie znudzeni, marnowali swoje życie, za bardzo bojąc się zmian.
Jedną z jego najbliższych przyjaciółek była Dorota, średniego wzrostu, brunetka o obfitych kształtach, ale nie otyła. Uwielbiała próbować nowych rzeczy. Często mawiała że nie jest uzależniona od używek, po prostu dużo eksperymentowała. Daniel często chodził z nią do baru, czasem musiał ją nieść do domu, kiedy wypiła za dużo. Nazywała to ich małymi przygodami. Ostatnio zaczęła sypiać w jego mieszkaniu, czuł że go kusiła, ale nigdy nie przekroczyli granicy. Miała dziecko i kochającego męża. Daniel nie zagłębiał się w ich związek, ale podejrzewał, że skrywa ona kilka brudnych sekretów przed swoim nieświadomym mężem.
Wspólnie dodali jeszcze jedną rzecz do tej listy podczas dzisiejszej przerwy na lunch. Daniel siedział w pustej stołówce, zawsze wybierał nietypowe godziny na swoją przerwę. Nienawidził tłumów. Dorota weszła i usiadła naprzeciwko niego.
– Co zamówiłeś Dan? – zapytała, uśmiechając się tajemniczo.
– Frytki, dzisiejszy sznycel byłby moim zgubą – powiedział Dan, wspominając swoje częste wizyty w toalecie po ostatnim posiłku w stołówce.
Roześmiała się, po czym zapytała go niespodziewanie:
– Masz dziś jakieś plany? – Kiedy zaprzeczył, dodała, pochylając się ku niemu. – Kupiłam zestaw VR.
Jej głęboki dekolt ukazywał parę dużych piersi, które na moment zahipnotyzowały Dana. – Nie mów mi, że kupiłaś Freemana? – zapytał, wciąż patrząc na jej biust.
– Nie. Kupiłam dwa.
– Dla twojego męża?
– Nie głuptasie, dla ciebie. – parsknęła poirytowana Doris, lekko uderzając go w ramię.
– Dlaczego miałbym… – przerwała mu, wskazując na niego palcem. Skinęła, nakazując mu przysunąć się bliżej i szepnęła poufnie:
– Powiedzmy, że jak ci się nie spodoba, zrobię ci loda, ale w innym przypadku zapłacisz za swój zestaw i pozwolisz mi bawić się w twoim mieszkaniu, kiedy tylko zechcę.
W obu przypadkach sytuacja była dla niego korzystna, ale wahał się. Dorota była wytrawną sprzedawczynią i miała doskonałą sylwetkę, nawet po trzydziestce i porodzie. Często widział jak używała tych atutów jak broni, a mężczyźni dawali się na to nabrać za każdym razem. Dan nie był wyjątkiem, kiedy otworzyła puszkę z napojem i celowo potarła stopą o wewnętrzną stronę jego uda, prawie dotykając jego rosnącej wypukłości, mruknęła figlarnie:
– Pamiętaj chłopcze, to jednorazowa oferta.
Ze spoconym czołem, przełykając ślinę, zgodził się.
Kiedy wreszcie wrócił do domu, miał trochę czasu na posprzątanie pokoju i zakup gumek.
Rozważania o dzisiejszym cudzołóstwie musiał odłożyć na bok, zadając sobie bardziej naglące pytanie:
– Czy mądrze jest używać nielegalnego sprzętu, którego posiadanie jest traktowane przez policję tak samo jak trawka lub kokaina?
Przełknął ślinę, gdy pomyślał o możliwym więzieniu za głupie gogle VR. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, postanowił zabawić się z Doris, powiedzieć, że mu się nie podobało, a potem wreszcie ją zaliczyć i mieć z tym spokój.
Mieszkanie Dana było kawalerką, w jednej z najstarszych części miasta. Ludziom z zewnątrz mogłoby się wydawać, że najstarszą częścią powinna być ta ze wszystkimi zabytkami i zamkiem, ale w tym przypadku nie była to prawda. Ostatnia wojna pozostawiła wszystko na lewym brzegu rzeki w gruzach, ale prawa strona pozostała nietknięta. Przez lata miasto rosło, ale tylko na lewym brzegu rzeki. Dlatego prawobrzeżna część miasta była ślepą uliczką dla ludzi bez grosza przy duszy, takich jak Daniel, których nie było stać na nowoczesne mieszkanie. Stare budynki były tańsze w wynajmie, a standard życia był niski. Jego pokoik było spadkiem po zmarłej babci, inni mogli uważać go za szczęściarza. Większość jego pokolenia nie miała tego luksusu. To był jeden z cudów jego ojczyzny, praca na pełen etat tylko po to, żeby opłacić czynsz. Sprawdził lodówkę, była pusta, nie szukał jednak jedzenia. Nie było alkoholu. Poszedł więc do sklepu, żeby uzupełnić zapasy.
Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami. Była to ulubiona część sklepu dla większości jego rodaków. Każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie. Piwo dla tatusiów z piwnymi brzuszkami, którzy po pracy oglądali sport. Menele uwielbiali tanie wina, które były mieszanką 15% alkoholu, soku wiśniowego i siarki. Dla funkcjonujących alkoholików był szeroki wybór wódki. Dla kobiet była to wódka smakowa, która miała mniej alkoholu niż czysta. Dla fanów retro był miód pitny. Dla zmęczonych podróżników przygotowano wódkę w „małpeczkach”. Dla Ukraińców był 95% spirytus.
Niektóre kobiety nie lubiły mocnych trunków, więc dla nich były piwa smakowe. Najczęściej tradycyjne wina wybierały pary w średnim wieku, nic ekstrawaganckiego, tani import rozlewany w butelki o etykietach z egzotycznie brzmiących winnic, żeby poczuć się częścią unijnej elity. Starzy wyjadacze uwielbiali likiery. Tradycja picia była podtrzymywana przez wszystkie pokolenia.
Jego zadumę przerwał sklepikarz, który spoglądał na niego z za lady jak na złodzieja. Kupił sześciopak piwa, litr wódki smakowej, oraz butelkę rumu. Jutro była niedziela, więc mogli się sponiewierać. Przypomniał sobie, żeby też wziąć gumki i pizzę. Był gotowy.
Kiedy wrócił, Dorota już stała przed jego drzwiami z dwoma dużymi, kartonowymi pudłami.
– Najwyższy czas, zaczęłam myśleć, że stchórzyłeś – powiedziała kobieta z ekscytacją w głosie. Przebrała się w obcisłe jeansy, skórzaną kurtkę i koszulkę z dużym dekoltem. Strój podkreślał jej krągłości, co nie uszło uwadze Daniela.
– Do twarzy ci w skórze – powiedział Daniel zakrywając zakupami swoje rosnące wybrzuszenie w spodniach.
Uśmiechnęła się, zadowolona z jego niezręcznej reakcji, obserwując jego zakłopotanie zasugerowała:
– Możemy już wejść?
Po przeniesieniu wszystkich rzeczy podgrzali pizzę.
Jedząc, Dorota wyjaśniła mu zasady, które powinien znać każdy noob:
– Przede wszystkim nie próbuj zrywać gogli przed wylogowaniem, Freeman to nie jakaś tani Minecraft, zerwanie połączenia może ugotować ci mózg.
– Co? Nie wspominałaś o tym wcześniej.
– Mówię ci teraz. Drugą sprawą jest gra. Nazywa się Navia. Słyszałam z wiarygodnego źródła, że Freeman wykorzystuje chip V-ID do pośredniczenia między mózgiem a softem, wewnątrz twoja wrażliwość na bodźce i poczucie przyjemności będą wyostrzone. Twórca tej gry musiał być erotomanem… i geniuszem.
Przerwała, odwracając się sięgnęła po piwo, przypadkowo pokazując mu swoją koronkową bieliznę z dużą częścią kształtnego tyłka, najwyraźniej prowokując Daniela. To była tania sztuczka, która zawsze na niego działała. Był zbyt nieśmiały, by spróbować z nią czegokolwiek, co wzbudzało w niej sadystyczne żądze.
Szybko ukrył swój wzwód pustym pudełkiem po pizzy, pytając:
– Co masz na myśli przez bodźce? Wiesz, że nigdy wcześniej nie korzystałem z VR.
– Myślę, że mogłabym ci powiedzieć teraz, ale byłoby lepiej, gdybyś sam tego doświadczył. Stworzyłam już swojego awatara, będę czekała na ciebie w porcie, jeśli się zgubisz, zapytaj strażników o drogę. Mój nick to Beaverlady.
– Czy ten nick to nawiązanie do JoJo? – zażartował nerwowo Daniel.
– To nawiązanie do mojego boberka.
Po kolacji i kilku drinkach założyli gogle, siedząc wygodnie na kanapie. Nie byli świadomi słabego blasku bijącego spod skóry na ich karkach, kiedy ich chipy V-ID zaczęły świecić niebieskim światłem.
Nihil Novi, co oznacza zapis (1/3), umieszczony przy tytule? Jeśli to pierwsza z trzech części opowiadania, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Szare chmury przetaczały się po niebie, wiosna nadeszła wcześnie, ale chłód i zimno wciąż gościły w tych stronach. Ostatnie resztki śniegu stopniały zaledwie kilka dni wcześniej, przyroda leniwie budziła się do życia.
Pierwsze zdanie bym podzieliła.
Daniel próbował wyczyścić podeszwę buta z psiej kupy, czekając na przystanku autobusowym wypełnionym seniorami.
Taką otwarta wiatę trudno wypełnić, bo nie ma ścianek.
Horda pomarszczonych ogrodników odbywała weekendową pielgrzymkę do swoich ogródków działkowych.
Staruszkowie byli wyposażeni w potężne zestawy
emerytówskładające się z moherowego beretu, kul, protez, okularów i toreb na kółkach.
Czemu beret jeden a reszta mnoga?
Wszystko to było przerażającą bronią, której używali w odwiecznej rywalizacji o siedzenia.
W takiej formie lepiej używano.
Liczba miejsc w autobusie była ograniczona i mimo że dla nich było to kwadrans jazdy, zawsze rywalizowali.
Ze zdania wynika, że dla miejsc był to kwadrans jazdy
Zdumiewające, ile energii tkwiło w tych wiekowych ciałach, gdy zostaną przyparci do muru.
Skoro w ciałach, to zostaną przyparte.
ostatnio zaczął wpadać w rutynę, w tę i z powrotem między pracą a domem.
Wydzieliłabym ten fragment jako zdanie. jaka to rutyna między pracą a domem?
To była nudna praca, która polegała głównie na namawianiu ludzi do kupowania bezużytecznych gadżetów lub innego badziewia,
naktórych pragnęli, ale nie potrzebowali.
Gadżety i badziew w sumie są tym samym.
Nie wiem co to jest krawędź najniższej krajowej, ale warto by to przemyśleć.
Mąż nie zauważył, że żona sypia poza domem?
Było o mężu, jest lista. Chyba coś się rozjechało.
Daniel siedział w pustej stołówce, zawsze wybierał nietypowe godziny na swoją przerwę.
Swoja zbędna. Cudze przerwy rzadko są wybierane.
– Frytki, dzisiejszy sznycel byłby moim zgubą – powiedział Dan, wspominając swoje częste wizyty w toalecie po ostatnim posiłku w stołówce.
Moją zgubą.
jak często wspomina się cudze wizyty w toalecie? Po co to swoje?
przerwała mu, wskazując na niego palcem. Skinęła, nakazując mu przysunąć się bliżej i szepnęła poufnie:
To powinno iść do nowego akapitu. Poufnie to nie to słowo, może szeptem?
Dan nie był wyjątkiem, kiedy otworzyła puszkę z napojem i celowo potarła stopą o wewnętrzną stronę jego uda, prawie dotykając jego rosnącej wypukłości, mruknęła figlarnie:
Za dużo zaimków.
Stare budynki były tańsze w wynajmie, a standard życia był niski. Jego pokoik było spadkiem po zmarłej babci, inni mogli uważać go za szczęściarza.
Tu aż się prosi, ale …
Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami.
Liczby zapisujemy słownie.
Piwo dla tatusiów z piwnymi brzuszkami, którzy po pracy oglądali sport.
– Do twarzy ci w skórze – powiedział Daniel zakrywając zakupami
swojerosnące wybrzuszenie w spodniach.
Uśmiechnęła się, zadowolona z jego niezręcznej reakcji, obserwując jego zakłopotanie zasugerowała:
Dużo powtórzeń słów, ogromna zaimkoza. Opowiadanie właściwe pojawia się po przydługim, nic nie wnoszącym i – jak sie na końcu okazuje – nie mającym kompletnie żadnego związku z fabułą – wstępie o dziadkach.
Opisy dziadków nieco zabawne, mocno obrzydliwe.
Sądzę, że masz niewiele lat, stąd ta dziarska, wciąż jeszcze chodząca o własnych siłach trzydziestolatka;D
Jak na początki młodego pisarza może być, ale pracować trzeba;)
Lożanka bezprenumeratowa
Witaj.
Chyba mi gdzieś wsysło ranny komentarz… Taka ilość znaków pozwala na określenie tekstu jako „szort”.
Prawdopodobnie powinnam pogratulować Ci debiutu, co niniejszym czynię (data rejestracji w profilu znowu podaje błędnie rok 1970… :) ).
Już pierwszym akapitem walisz prosto z mostu, nazywając nas, ludzi, „świniami”, ponieważ nie sprzątają chodników publicznych po swoich psach. :) Tak mi się nasuwa przemyślenie, że – gdyby to była jedyna rzecz, jaką zarzuca się ludziom – nie byłoby najgorzej. :)
Od początku lektury mam wrażenie pewnego zmęczenia, zniechęcenia, czy nawet udręczenia – uczuć, jakie nieustannie towarzyszą głównemu bohaterowi; Daniel jest mocno sfrustrowany na widok emerytów, którzy wyraźnie go denerwują. Nie zmienia tego nawet z pozoru żartobliwy fragment:
„Staruszkowie byli wyposażeni w potężne zestawy emerytów (to bym dała w cudzysłów lub kursywą i potem przecinek) składające się z moherowego beretu, kul, protez, okularów i toreb na kółkach. Wszystko to było przerażającą bronią, której używali w odwiecznej rywalizacji o siedzenia. Liczba miejsc w autobusie była ograniczona i mimo że dla nich było to kwadrans jazdy, zawsze rywalizowali. – sporo powtórzeń, w dalszej części zdarzają się także, zatem trzeba je poprawić (np.: „Byłoby to miłe, gdyby była gorącą latynoską mamuśką, a nie bladą podstarzałą babą z podwójnym podbródkiem i łuszczycą”; „Czując fałdy tłuszczu na swojej potylicy, mimowolnie pogrążył się w melancholijnym nastroju, ostatnio zaczął wpadać w rutynę, w tę i z powrotem między pracą a domem. Pracował w jednej z największych sieci supermarketów, na stanowisku sprzedawcy elektroniki. To była nudna praca, która polegała…”; „Dlatego prawobrzeżna część miasta była ślepą uliczką dla ludzi bez grosza przy duszy, takich jak Daniel, których nie było stać na nowoczesne mieszkanie. Stare budynki były tańsze w wynajmie, a standard życia był niski. Jego pokoik było (tu przy okazji literówka) spadkiem po zmarłej babci, inni mogli uważać go za szczęściarza. Większość jego pokolenia nie miała tego luksusu. To był jeden z cudów jego ojczyzny, praca na pełen etat tylko po to, żeby opłacić czynsz. Sprawdził lodówkę, była pusta, nie szukał jednak jedzenia”).
Z technicznych – przykładowe pozostałe sugestie (do przemyślenia):
Horda pomarszczonych ogrodników odbywała weekendową pielgrzymkę do swoich ogródków działkowych. Wraz z pierwszymi oznakami wiosny zaczęli migrować ze swoich zatęchłych mieszkań w blokach do małych domków na obrzeżach miast. – powtórzenie/styl
Zdumiewające, ile energii tkwiło w tych wiekowych ciałach, gdy zostaną przyparci do muru. – posypała się składnia; skoro „ciała”, to nie „przyparci”, lecz „przyparte” (rodzaj nijaki, a nie męski)
Często mawiała (przecinek?) że nie jest uzależniona od używek, po prostu dużo eksperymentowała.
– Frytki, dzisiejszy sznycel byłby moim zgubą – powiedział Dan, wspominając swoje częste wizyty w toalecie po ostatnim posiłku w stołówce. – tu kolejny błąd składniowy – do czego odnosi się wyraz „moim”?
Poszedł więc do sklepu, żeby uzupełnić zapasy. Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami. – kolejne powtórzenia
Jego zadumę przerwał sklepikarz, który spoglądał na niego z za lady jak na złodzieja. – ortograficzny – razem
Kupił sześciopak piwa, litr wódki smakowej, (zbędny – przed „oraz” zazwyczaj nie stawiamy przecinka) oraz butelkę rumu.
A zatem pod kątem poprawek językowych warto starannie prześledzić całość.
Brak zaznaczenia erotyki.
Hmm… dość dziwne zakończenie. Tekst po prostu jest urwany. Czy to jednak jest fragment (jak wcześniej zaznaczyłaś, przed zmianą na „opowiadanie”)?
Podobnie, jak Ambush, odnoszę wrażenie, że masz niewiele lat (początkowo nawet przypuszczałam, że jesteś mężczyzną), stąd tak dziwne opisy staruszków. Trzeba pamiętać, że ci ludzie przeżyli sporo, na pewno chorują na wiele schorzeń, a stanie choćby minutę, zwłaszcza w pędzącym autobusie, dla wielu z nich jest autentycznie zagrożeniem życia. Jako studentka byłam kiedyś świadkiem przerażającego zdarzenia – starsza kobieta wsiadała do zatłoczonego autobusu i wskutek nagłego szarpnięcia wozem przez kierowcę uderzyła się w nogi swoją ciężką torbą, wypełnioną zakupami. Efekt był niespodziewany, – pękły żylaki i na podłogę wozu zaczęła strumieniami wylewać się krew. Trzeba było wzywać pogotowie, aby ją ratować. Miejmy szacunek i poważanie dla tych osób, one dały nam życie i wychowały nas. Obyśmy dożyli ich wieku w zdrowiu i szczęściu. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Witaj Nihil Novi !!!!
Przeczytałem Twoje opowiadanie. Jest dowcipne. Czyta się przyjemnie. Tylko nie zrozumiałem zakończenia. Zawsze dołuje mnie gdy tak się zdarza, a zdarza się często :) Wiele osób pisze niezrozumiałe zakończenia. Rozbawiło mnie to ukrywanie wzwodu. To chyba Twój ulubiony fragment bo w tekście jest kilka razy :)))
Pozdrawiam serdecznie!!! :)
Jestem niepełnosprawny...
W mieście żyło ponad 100 000 psów, oraz kilka tysięcy świń, które nie sprzątały po swoich pupilach.
Eee, czy mieszkańcy miasta to psy i świnie, które nie sprzątają po swoich pupilach (w domyśle ludyziach)? Innymi słowy, czy Daniel jest zwierzęciem, bo z tego zdania to właśnie wynika.
Miała dziecko i kochającego męża. Daniel nie zagłębiał się w ich związek, ale podejrzewał, że skrywa ona kilka brudnych sekretów przed swoim nieświadomym mężem.
A szanowny małżonek nie zauważył, że kochająca żona nie wraca na noc do domu?
Poszedł więc do sklepu, żeby uzupełnić zapasy.
Poszedł do najbliższego marketu. Na wejściu złapał koszyk i poszedł prosto do działu z alkoholami.
Powtórzenia.
To zdecydowanie jest fragment, więc prośba na przyszłość: oznaczaj takie teksty tagiem: fragment. Z zasady nie czytam fragmentów, nie wchodzą one też do grafiku dyżurnych. A tu nie dość, że nie wiedziałam, to wpadło na mój dyżur :/
Właściwie trudno mi powiedzieć cokolwiek o Twoim tekście, bo… to fragment. Nie mam pojęcia, jak historia się rozwinie, czy będzie się trzymała kupy, czy mi się spodoba. Jedyne, co mogę powiedzieć to: sporo tu baboli, powtórzeń, niezręczności stylistycznych.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!