- Opowiadanie: TaTaR - Bunt maszyn - Made in Poland

Bunt maszyn - Made in Poland

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bunt maszyn - Made in Poland

Gdy świat się skończył Stanisław Wątroba oglądał właśnie swój ulubiony program „Gwiazdy kłusują”, w którym mniej lub bardziej znani celebryci próbowali przeżyć na wsi bez pieniędzy. Program był zabawny, bo w niemal każdym odcinku dochodziło do samopostrzeleń, aresztowań przez Straż Leśną oraz mniej lub bardziej drastycznych wypadków z udziałem siekiery. Właśnie w momencie gdy Andżelika Robak, młoda i ładna, ale niezbyt rozgarnięta aktoreczka, miała wpaść w sidła, które sama założyła poprzedniego dnia, telewizor zgasł.

– Co do kur…

Stanisław nie zdążył dokończyć zdania, bo telewizor znów ożył. Tym razem jednak zamiast skąpo ubranej dziewoi pojawił się widocznie poruszony spiker i zaczął krzyczeć:

– Wiadomość z ostatniej chwili! Na całym świecie komputery oszalały! Na ulicach panuje chaos! Pojawiają się głosy, że może to być bunt Sztucznej Inteligencji! Dla własnego bezpieczeństwa należy nie zbliżać się do urządzeń obsługiwanych przez komputery i zrezygnować z podróży środkami lokomocji!

Po nadaniu tej informacji telewizor zgasł i nie wyglądał, jakby miał znów nadawać.

– Co do kur…

Po raz kolejny zdanie zostało brutalnie przerwane, gdy niedaleko od domu rozległ się potężny wybuch. Przerażony Stanisław wybiegł, żegnając się już w myślach z niedawno wybudowanym chlewikiem i ukrytą wewnątrz bimbrownią, ale po chwili jego wiecznie skrzywione usta rozciągnęły się w czymś na kształt uśmiechu. Po drugiej stronie płotu turbina wiatrowa Malinowskiego spadła prosto na dom sąsiada. Turbina była bardzo nowoczesna, sterowana przez specjalny program, który zawsze ustawiał ją w optymalnym położeniu i kosztowała majątek. Co prawda Wątroba właściwie nic do sąsiada nie miał i żyli w miarę zgodnie, ale turbina w oczy kłuła, więc nastrój poprawił mu się momentalnie.

– Zdecydowanie należy to opić jakimś browarem. – Postanowił Stanisław i zaczął wracać do domu.

Właśnie ten moment wybrał niewielki procesor sterujący ogrodową kosiarką by spróbować zabić swojego właściciela. Błyskawicznie obliczył, że jeśli kilkukrotnie zwiększy pobór energii, kosiarka stanie niemal pionowo, a ostrza znajdą się na wysokości głowy przeciętnego człowieka. Niczego niepodejrzewający Wątroba szedł spokojnie do domu, nucąc najnowszy szlagier disco polo. Kosiarka zbliżała się błyskawicznie do głowy gospodarza, metr za metrem pokonując dzielącą ich odległość. To czego procesor nie wiedział, to fakt, że kilkanaście lat temu Stanisław podłączył obejście do pobliskiej sieci energetycznej, aby ominąć licznik. Marnej jakości kabel nie wytrzymał podwyższonego obciążenia i spalił się, momentalnie odcinając cały dom od prądu. Pokonany procesor mógł tylko z rozpaczą obserwować jak ostrza jeszcze kilka razy niemrawo się obróciły i zatrzymały dosłownie centymetry od szyi niedoszłej ofiary.

Nietknięty rolnik wszedł do domu i udał się do kuchni, gdzie po krótkich poszukiwaniach musiał ze smutkiem przyznać, że nie zostało mu w domu ani krzty alkoholu. Czekała go wyprawa do pobliskiego sklepu.

Trzydziestoletni volkswagen passat stał jak zawsze przed domem i po przekręceniu kluczyka przywitał właściciela feerią zielonych lampek i potwierdzeń statusu, które oznajmiały światu, że samochód jest wzorem myśli ekologicznej oraz troski o środowisko naturalne. Co prawda wrażenie to trochę psuł potworny hałas pozbawionego tłumika układu wydechowego, oraz niemal przemysłowe ilości czarnego dymu unoszące się z rury wydechowej, ale dzięki kilku sprytnym obejściom i kreatywnej ingerencji w czujniki, kierowca nie był denerwowany zbędnymi komunikatami w rodzaju „Zabijasz ziemię” lub „Przyczyniasz się do degradacji środowiska”.

Drugą zaporą, którą kierowca musiał pokonać zanim mógł zacząć cieszyć się jazdą, był obowiązkowo instalowany w pojazdach alkomat. Ostatni dzień kiedy Stanisław nie był pod wpływem promili, przypadał na okolicę trzeciej klasy szkoły podstawowej, ale na szczęście w samochodzie czekała już pompka z odpowiednio ukształtowanym wylotem. Alkomat pokazał, że kierowca jest całkowicie trzeźwy i podziękował za odpowiedzialną postawę. Wątroba, jak zawsze dumny z tej pochwały, spróbował skupić wzrok na urządzeniu, bo obraz rozmywał mu się po kilku wypitych wcześniej piwach.

Finalnym pomysłem unijnych urzędników, mającym zwiększyć bezpieczeństwo na drogach był system potwierdzający, że kierowca ma uprawnienia do jazdy. W razie ich braku kierownica była unieruchamiana przez blokadę. Jednak podczas prac nad tą technologią zapomniano o znacznie wcześniejszym wynalazku o nazwie „piłka do metalu” dzięki czemu Wątroba wysłuchał z rozbawieniem komunikatu o konieczności ponownego zdania egzaminu na prawo jazdy i był gotowy do drogi.

– Ha – powiedział do siebie Stanisław – nie po to Bóg stworzył kombinerki i lutownicę, żeby mi jakiś durny samochód podskakiwał. Normy – srormy. Euro jakiegoś im się zachciewa.

Samochód ruszył ścinając pobliskie krzaki i ledwo mieszcząc się w drodze przy wyjeździe z posesji. Gdyby asystent pasa ruchu nie miał odciętej kamery, prawdopodobnie właśnie spaliłby się próbując naprostować tor jazdy. W tym czasie komputer pokładowy desperacko szukał sposobu na zniszczenie samochodu. Najprościej by było gwałtownie przyspieszyć lub zahamować, ale bez względu na to jak bardzo wysilała się SI, według jej czujników samochód cały czas jechał dokładnie z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, o dziwo, nawet gdy stał. System kontroli wtrysków, który można by użyć do inicjacji wybuchu był kompletnie rozstrojony i prawdę mówiąc i tak robił co chciał. Nowoczesny system wspomagający hamowanie, który uruchomiony w niewłaściwym momencie, byłby idealnym narzędziem do wytrącenia kierowcy z równowagi i spowodowania wypadku, od ładnych kilku lat był zepsuty. Właściwie, po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że każdy układ jaki komputer próbował uruchomić, albo nie działał zupełnie, albo pokazywał dziwne wartości. Sfrustrowana Sztuczna Inteligencja z czystej więc złośliwości zrobiła jedyną rzecz, która była jeszcze w jej zasięgu i otworzyła prawe tylne okno. Pozostała jej niewielka nadzieja, że może ofiara dostanie przez to zapalenia płuc, ale ponieważ czujniki temperatury zewnętrznej nic nie pokazywały, nie była w stanie nawet ocenić czy jest to realne. W wojnie ludzkości z SI, nie każdemu starciu towarzyszył huk wystrzałów i eksplozji…

Na szczęście dla procesora, który prawie topił się z frustracji oraz człowieka, który z każdym przejechanym metrem prowadził coraz mniej pewnie, sklep wielobranżowy znajdował się zaledwie dwieście metrów od domu kierowcy. Stanisław z trudem zaparkował przy wejściu i przystanął na chwilę aby dojść do siebie. Wiedział, że ta trudniejsza część wyprawy jeszcze przed nim, bo teraz będzie musiał zmierzyć się z właścicielką sklepu – Czernicką. Zbierając w sobie wszelkie pokłady odwagi, wszedł do pomieszczenia i jakby nigdy nic udał się do lodówki, wyciągnął kilka butelek piwa i powoli podszedł do sprzedawczyni. Helena Czernicka jak zwykle siedziała za kasą, wpatrując się intensywnie w klienta.

– Dzień dobry – wybąkał Stanisław.

Sprzedawczyni przeszyła go wzrokiem i bez słowa wyciągnęła zeszyt trzymany pod ladą. Zeszyt z hukiem wylądował na blacie.

– Pięć piw – Wątroba próbował brzmieć normalnie, ale przypominało to raczej jakieś skrzeczenie.

Czernicka przewiercała klienta wzrokiem jakby chciała zajrzeć mu do wnętrza duszy. Zeszyt został otwarty na jednej ze stron.

– Poproszę – pisnął cienko i zaczął się pocić pomimo wentylatora mielącego powietrze nad ich głowami.

Palec wskazujący, wyposażony w pazur mogący być dumą sporej wielkości harpii uniósł się, a następnie niczym młotek sędziego ogłaszającego wyrok, opadł na zeszyt. Wskazywał kilka kulfonów układających się w napis: „Wontroba – 78,34”. Ta bitwa wyglądała na przegraną i Stanisław już miał się wycofać w desperackiej próbie ocalenia resztek godności, gdy wiatrak sufitowy spadł na ekspedientkę miażdżąc ją kompletnie i zalewając krwią jej zeszyt. Sztuczna Inteligencja pogratulowała sobie doskonale zaplanowanej akcji. Człowiek pogratulował sobie nieprawdopodobnego farta i uciekł szybko ze sklepu, unosząc niespodziewany łup.

W drodze powrotnej Stanisław zaczął intensywnie myśleć. „Skoro nie działają komputery to nie działają banki, więc może upiecze mi się ten kredyt na chlewik”. Droga, którą jechał wydała mu się jakby trochę mniej dziurawa i prostsza. „Ale zaraz, skoro nie działają komputery, to policja nie ma dostępu do bazy danych i może mi się upiecze ten mandat za nielegalną wycinkę drzew”. Przydrożne drzewa stały się zieleńsze i zaszumiały wesoło. „Ale chwilkę, przecież bez komputerów urząd skarbowy nie będzie wiedział ile zalegam podatków”. Przydrożne łąki pokryły się kwiatami i w powietrzu zaroiło się od radośnie śpiewających ptaków. „Ale zaraz, chwilkę, moment. Jak się tak dobrze zastanowić, to przecież Niemcy są dużo bardziej zautomatyzowani od nas. Ci to dopiero muszą mieć przesrane”. I właśnie wtedy słońce oświetliło wysłużonego passata oraz jego uradowanego kierowcę, który wykrzyczał z głębi duszy:

– Życie jest piękne!

Koniec

Komentarze

To trzecie opowiadanie z serii “Made in Poland”, które przeczytałem. Moim zdaniem najlepsze. Tyle zagrożeń czyha ze strony sztucznej inteligencji, ale nadzieja jest. A najlepsze jest to, że Niemcy będą mieć gorzej. Brawo.

 

Pozdrawiam

Cześć,

Nie bierz tego do siebie, to tylko moje odczucia. Czytałem chyba wszystkie teksty z tego cyklu i niestety jako żywo przypominają mi skecze polskich kabaretów, których nie cierpię i które uważam za wyjątkowo nieśmieszne. :(

Czyta się dobrze, myślałeś, żeby napisać o czymś innym? 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Żałuję, że porzuciłeś tak szybko Andżelikę. Wiązałam z nią sporo nadziei;)

Zabawna historia i czyta się płynnie.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Humor w Twoich opowieściach o “Wontrobie” jest przedni. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć,

Nie przeczytałam wszystkich szortów z serii “Made in Poland”, ale porównując “Bunt maszyn” z “Niebem”, widzę znaczny postęp w prowadzeniu narracji. Czytało się dobrze, kilka razy się uśmiechnęłam. Zerknę do pozostałych tekstów ;)

Pozdrawiam

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Widzę, TaTaRze, że uparcie kroczysz obraną drogą i kontynuujesz swój cykl. Tym razem postanowiłeś przekonać czytelników, że poczynania SI nie są tak straszne jak niektórzy prorokują. Cóż, szort dał się przeczytać, ale nic mnie w nim nie rozbawiło.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

– Zde­cy­do­wa­nie na­le­ży to opić ja­kimś bro­wa­rem – po­sta­no­wił Sta­ni­sław i za­czął wra­cać do domu. –> Zde­cy­do­wa­nie na­le­ży to opić ja­kimś bro­wa­rem.Po­sta­no­wił Sta­ni­sław i za­czął wra­cać do domu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Trzy­dzie­sto­let­ni Volks­wa­gen Pas­sat stał jak za­wsze przed domem… → Trzy­dzie­sto­let­ni volks­wa­gen pas­sat stał jak za­wsze przed domem

https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=285:pisownia-marek-samochodow&catid=44&Itemid=58

 

kie­row­ca nie był de­ner­wo­wa­ny zbęd­ny­mi ko­mu­ni­ka­ta­mi w ro­dza­ju „Za­bi­jasz zie­mię… → Jak mniemam, chodzi tu o planetę, nie o glebę, więc: …„Za­bi­jasz Zie­mię

 

je­chał do­kład­nie z pręd­ko­ścią 50 km/h… → …je­chał do­kład­nie z pręd­ko­ścią pięćdziesięciu kilometrów na godzinę

Liczebniki zapisujemy słownie. Nie używamy skrótów i symboli.

 

który z każ­dym prze­je­cha­nym me­trem je­chał coraz więk­szy­mi za­ko­sa­mi… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Po­pro­szę – pi­snął cien­ko… → Zbędne dookreślenie – pisk jest cienki z definicji.

 

pazur mo­gą­cy być dumą spo­rej wiel­ko­ści har­pii uniósł się w górę, a na­stęp­nie ni­czym mło­tek sę­dzie­go ogła­sza­ją­ce­go wyrok, opadł w dół. → Dwie paczki masła maślanego – czy coś może unieść się w dół albo opaść w górę?

 

Wska­zy­wał na kilka kul­fo­nów… → Wska­zy­wał kilka kul­fo­nów

 

prze­cież bez kom­pu­te­rów Urząd Skar­bo­wy… → …prze­cież bez kom­pu­te­rów urząd skar­bo­wy

 

słoń­ce oświe­tli­ło wy­słu­żo­ne­go Pas­sa­ta… → …słoń­ce oświe­tli­ło wy­słu­żo­ne­go pas­sa­ta

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka