- Opowiadanie: Rejtan - Demon zagłady 《殺鬼》

Demon zagłady 《殺鬼》

Zamieszczam fragment opowiadania tajwańskiego autora Kan Yao-Minga. Tłumaczyłem na konkurs translatorski, jednak nie zająłem żadnego miejsca.  Mimo to uważam oryginał za warty uwagi i proszę o komentarze do mojego tłumaczenia – może faktycznie po polsku nie brzmi ono dobrze.

Oceny

Demon zagłady 《殺鬼》

KAN YAO-MING 《DEMON ZAGŁADY》

《Chłopiec o tubylczym imieniu》

 

Demon w końcu przybył do Fanjie. Wokół słychać było pisk dziesięciu martwych, żelaznych odnóży oraz ogłuszające kołatanie dobywające się z czterech, mechanicznych serc. Zwierzę przyszło się zagnieździć. Cielsko miało tak ciężkie, że chodząc wygniatało wodę z gruntu niczym trawler płynący po bagnistym bajorze… W ten sposób nastał Nowy Świat, który pośród jęku przyniósł nieożywione cierpienie. Niektórzy ludzie uciekali, inni stłoczyli się w tłum gapiów, tylko Pa, sam jeden, z rodu Smoczego Oka, postanowił, że powstrzyma bestię.

 

Pa to jeszcze dzieciak, ale ma już ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Jest nadludzko silny oraz tak szybki, że gdy biegnie, to z łatwością prześciga własny cień. Zyskał przydomek chaonuji, co oznacza: „żywa kusza”, określana niegdyś jako broń diabła, ale dzisiaj byłby po prostu zwany supermenem…

 

Tego dnia, gdy demon przybył do wioski po raz pierwszy, Pa z kolegami wychodzili

właśnie ze szkoły. Pogoda była upiorna, a oni szli torami przeznaczonymi dla drezynek. Zimno szyn jątrzyło rany na ich bosych stopach. Nagle Pa upadł na kolana i przyłożył ucho do toru. Słyszał miarowe skrzypienie zmierzającej w ich stronę drezyny. Już się podnosił, ale wtem dobiegł go z oddali przeraźliwy ryk demona. Potwór dyszał, a oszalałe, dudniące dźwięki nasilały się z każdą sekundą. Pa podskoczył do góry i wykrzyczał, że ujarzmi bestię. Założył na głowę swoją japońską, bojową czapkę, a koledzy, którzy zawsze naśladowali to, co robi Pa, również nałożyli swoje. Próbowali naprężyć swoje mięśnie jak On, ale nie wiedzieli, jak mieliby mu pomóc. Pa miał plan. Jego wzrok wyostrzył się, tętno przyśpieszyło, mięśnie napięły. Zrobił kilka kroków w przód i wypinając pierś stanął niczym kolos na Moście Kadzidlanego Popiołu, do którego zbliżał się demon. Chłopak nieustraszenie wbił nogi jeszcze mocniej w butwiejące deski. Jego płuca wypluły z siebie przeciągły okrzyk bojowy. Pa był gotów.

 

Zaznaczyć trzeba, że Most Kadzidlanego Popiołu nie był wcale tak stary. Zbudowała go setka młodych ludzi, którzy przyszli do wioski nie wiadomo skąd. Mówili, ze popierają imperializację. Przyszli, wywiesili swoje flagi, postawili osiemnaście małych domków i zaczęli rozkopywać żywe tkanki matki Fanjie. Ryli ją młotami, torturowali dłutami i motykami, tak, że cała wieś wypełniła się błotem i pyłem… a potem nagle zniknęli. Nie zostało nawet śladu po ich domkach. Stał tylko duży, betonowy Most Kadzidlanego Popiołu.

…………………………………

Dum-dum-dum, dum-dum-dum… Pośród nasilającego się dudnienia wypełzł zza zakrętu rozszalały, dyszący demon. Jego żelazne, wijące się cielsko połyskiwało metalicznie na ni to zielony, ni niebieski kolor. Z podbrzusza kreatury łypało na Pa dziesięć wielkich opon, a z grzbietu wyrastały cztery pionowe cylindry plujące w niebo szarym dymem. Był to parowóz, który nie musiał korzystać z torów, by przeć do przodu. Ciągnęły go dwie ciężarówki i pięć koni, a cały ten śmiercionośny szpaler prowadzony był przez człowieka w jeepie, który darł się niemiłosiernie na wszystkich wokół. Szczególnie na właściciela ślamazarnej drezyny, która torowała im przejazd. Groził staruszkowi, że jak się nie usunie, to przerobią go na pasztet. Kilkoro niezrażonych tonem samozwańca, odważniejszych dzieci podbiegło do pojazdów i przekomarzało się o to, co widzą. „To paro-wóz!” krzyczały jedne po japońsku, „to samo-wóz!” odpowiadały z zachwytem inne, ale ich głosy zagłuszał świszczący oddech nieustannie rozjuszonego demona. Nagle uwaga wszystkich została skierowana na postać Pa. W stronę chłopca szarżował spłoszony byk. Po karku zwierza lała się toczona z pyska piana oraz krew, która wyciekała spod naderwanego kolczyka w nosie. Zerwał się jakiemuś wieśniakowi, gdy ten zapatrzony w żelaznego demona omyłkowo wprowadził wóz na kamień. Widząc łzy starca, który nieudolnie gonił za zwierzęciem, Pa naprężył wszystkie swoje mięśnie. Zwinnym ruchem dłoni złapał byka za rogi, a drugą ręką pociągnął go za kolczyk. Wszystko to wykonał z taką fachowością, jakby nie byka, ale kawałek warzywa zaciskał pomiędzy bambusowymi pałeczkami. Bydlę potulnie zwiesiło łeb na piersi Pa.

 

W tym momencie cała wioska głosem wielu gardeł wydała jeden wielki okrzyk radości. Podpułkownik japoński, Takeo Kano, który siedział w parowozie, zerwał się z fotela i zapytał z przestrachem: „Kim jest ten młodzian?”

 

„To Pa. Dziecko, którego rodzice nie chcą, wysokie, ale jeszcze szkolne”.

 

Słowniczek

Fanjie – tym terminem określano dawniej obszar należący do rdzennych mieszkańców wyspy Tajwan.

Chaonuji – dosłownie: superkusza; chu-ko-nu to rodzaj kuszy wynalezionej w Chinach w okresie Walczących Królestw, to broń rozpiętości łuku umożliwiająca prostsze umieszczanie bełtów i strzelanie.

Koniec

Komentarze

Rejtanie, skoro, jak piszesz w przedmowie, to nie jest skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Już zrobione, dzięki Regulatorzy ;)

OK, Rejtanie. Dziękuję. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej

 

Tekst mi się skojarzył z mitologią, ale jakoś dziwnie te fragmenty oddzielone akapitami są zbyt od siebie różne. Rozwinąłbym każdy wątek i zespolił całości w jeden tekst bez akapitów :). I raczej skupiłbym się na prowadzeniu narracji z pierwszego fragmentu ;) 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Czuć tutaj rzeczywiście estetykę dalekowschodnią i kojarzy mi się z mangą i anime, jednak w tym opowiadaniu (może przez to że jest to tylko fragment i to krótki) wydaje mi się zbyt obce. Takie połączenie podania ludowego z właśnie mangą.

Co do samego tekstu to jest kilka zdań, które dziwnie mi się czytało, nie wiem czy nie powinno się ich przerobić:

Wokół słychać było pisk dziesięciu martwych, żelaznych odnóży oraz ogłuszające kołatanie dobywające się z czterech, mechanicznych serc.

Wokół czego?

 

Zyskał przydomek chaonuji, co oznacza: „żywa kusza”, określana niegdyś jako broń diabła, ale dzisiaj byłby po prostu zwany supermenem…

Coś mi tu dziwnie wygląda ta składnia.

 

Szczególnie na właściciela ślamazarnej drezyny, która torowała im przejazd.

Torowała, czyli robiła im przejazd, czy blokowała im przejazd? Znaczenie tego słowa to robienie przejazdu np. w jakimś trudnym terenie, ale z kontekstu wynika że raczej blokowała.

 

W stronę chłopca szarżował spłoszony byk. Po karku zwierza lała się toczona z pyska piana oraz krew, która wyciekała spod naderwanego kolczyka w nosie.

Lała? to ile jej było? litry? Nie jestem pewien, ale może znów, taka estetyka.

 

Ogólnie ciekawe, ale za krótkie żeby przyzwyczaić się do tego, dla mnie niecodziennego stylu i za krótkie żeby zrozumieć – po co i o co? ;)

 

 

Czuje się tu ducha Dalekiego Wschodu, fragment zaciekawia fabułą, lecz… to tylko fragment. :) Niczego konkretnego na temat całej opowieści nie wiadomo. :)

Co do kwestii językowych, dostrzegłam powtórzenia oraz wyrazy pisane niepotrzebnie wielkimi literami (np. “Założył na głowę swoją japońską, bojową czapkę, a koledzy, którzy zawsze naśladowali to, co robi Pa, również nałożyli swoje. Próbowali naprężyć swoje mięśnie jak On, ale nie wiedzieli, jak mieliby mu pomóc. Pa miał plan”).

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ajjj, nie przebrnąłem. :( Nie znam oryginału, ale podejrzewam, że to jego autor ma taki przyciężkawy styl…?

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nowa Fantastyka