- Opowiadanie: krzkot1988 - Koń

Koń

Szort w moim wykonaniu to rzadkość, więc ciężko mi ocenić, czy udało się zawrzeć w tej objętości to, co chciałem przekazać. Trochę o życiu, trochę o śmierci, trochę o wojnie, która jest dla wielu i jednym i drugim. Mam nadzieję, że kogoś skłoni do refleksji :-)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Koń

Minęła dłuższa chwila, nim moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. W tym czasie jedynie delikatne stąpnięcia i ciche parskanie przypominały mi, że nie jestem sam. Boże, jak dobrze, że nie jestem sam! Ciemno tu wkoło choć oko wykol.

Gdy zacząłem dostrzegać już niewyraźne kształty, natychmiast dotknąłem dłonią sylwetki tuż obok, podświadomie obawiając się, że zniknie i zostawi mnie samego.

Pokonanie ostatniego fragmentu drogi nocą, nim nadchodzący świt zbudzi wszystkich domowników, wydawał się dobry w ciepłym świetle paleniska przydrożnego zajazdu. Teraz jednak, trzaskający ogień i ciepła strawa były nie bardziej realne, niż mgliste wspomnienie sprzed wielu lat. 

Wyjście w ziąb nocy dla otulonego już senną pierzyną umysłu było niemal jak ponowne opuszczenie bezpiecznego łona matki i zanurzenie się w zimny, pozbawiony litości ludzki świat. 

Podobnie czułem się, gdy opuszczałem rodzinny dom tuż przed mroźnym, zimowym świtem, niczym złodziej, by wreszcie zostać panem samego siebie. To, gdzie zaprowadziło mnie to pragnienie, było prawdziwą ironią. Na szczęście, nie przebyłem tej drogi sam. Teraz wreszcie wracaliśmy do domu.

Poklepałem mojego dzielnego druha po mokrym od wilgotnego powietrza boku. Koń chrapnął cicho i potrząsnął radośnie głową, śmiejąc się zapewne z moich nic nie znaczących rozterek. W przeciwieństwie do mnie, on zawsze znał właściwą drogę. Chwyciłem go za uzdę i powoli ruszyliśmy przez pole. Mieliśmy tyle spraw do załatwienia…

 

Cały tekst dostępny w bezpłatnej antologii Fantazmatów "Na nieludzkich ścieżkach".

Koniec

Komentarze

Fascynowało mnie, że od tych niewielkich źdźbeł zależało całe nasze życie. Jeśli te rośliny czeka pomyślność, doznają jej i ludzie. Jeśli umrą, zranione nagłym przymrozkiem, lub torturowane tygodniami przez sadystyczną suszę, ludzi czeka ten sam los. Co by się jednak nie wydarzyło, one poradzą sobie bez nas, a my bez nich nigdy.

Wspaniałe! W tekście zawarłeś naprawdę sporo ciekawych przemyśleń. Ta powyżej, choć niby oczywista, bardzo mi się spodobała. To nie jest tekst, który ma odmienić życie czytelnika, ale zmusić go do fundamentalnych refleksji. 

Spokojna, ciekawa i mądra opowieść.

Nominuję do biblioteki!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Co by się jednak nie wydarzyło, one poradzą sobie bez nas, a my bez nich nigdy.

Nie zwróciłbym uwagi na ten fragment, gdyby je Nazgul nie wciągnął do komentarza. Nie mam oka ani chęci do poprawiania innych, ale to zdanie razi. 

 

Poza tym całość bardzo ok.

ale to zdanie razi.

Ciekawe. Chodzi Ci o nadmiar zaimków? 

Co by się jednak nie wydarzyło, one poradzą sobie bez nas, a my bez nich nigdy.

Ale zdanie, według mnie, brzmi dobrze, ma swój rytm, a te zaimki pełnią tutaj dość ważną rolę.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Hej 

Mnie opowiadanie też się podobało, najbardziej jak pomału odkrywałeś przed czytelnikiem cel podróży bohatera :), a końcówka robi wrażenie. Tak sobie myślę, że nasz bohater pomimo świństw, które zrobił to da się lubić. Na sam koniec ma słuszne przemyślenia i w moich oczach się zrehabilitował :) 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cokolwiek by się wydarzyło,…

Ale się nie upieram.

 

AP, dziękuję za odpowiedź. Po namyśle – zgadzam się z Tobą.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Witaj.

Głęboka treść. Tylko jeden z nich dwóch ma możliwość. Dziecko już nie płacze – to koń będzie mieć tę szansę, nie zaś jego pan i przyjaciel. :) 

Bardzo gorzkie wspomnienia mężczyzny. Grzech ciąży, jak ołów. Im więcej grzechów, tym ciężej. 

Pozdrawiam, klik. :) 

Pecunia non olet

Piękny szorcik. Klimatem przypominał mi powieść albańskiego pisarza Ismaila Kadarego “Kto przyprowadził Doruntinę”. Może niekoniecznie w tematyce, bo tamto to adaptacja ludowego podania, ale w ogólnej atmosferze.

Twoja historia pozostawiła mnie z dość ambiwalentnym uczuciem, bo przeczytałam dwa razy, a nie wiem nadal, czy budzi raczej ciepłą nadzieję, czy gorzki żal. To plus, bo zmusza do wysiłku umysłowego, emocjonalnego nawet, a nie tylko biernego odbioru. No i czytając miałam w głowie Bałkany za Osmańskiego panowania, czy to albańskie Góry Przeklęte, czy bułgarską Starą Płaninę czasów Powstania Kwietniowego. 

Pobudziło serce, umysł i wyobraźnię. Jakbym mogła nominować do biblioteki, to bym nominowała. 

 

Znów się złapałam na tytuł. Konia wypatrzę wszędzie.

 

Miałam tego nie czytać. Jakież to smutnie i prawdziwe w gorzkim wydźwięku. To co złe nie lubi znikać i powraca, choćby we wspomnieniach. Trudno zostawić za sobą wszystko i się nie oglądać.

Do tego wszystkiego doszły moje osobiste rozkminy, ponieważ z końmi jestem związana. Z kilkoma osobnikami byłam związana bardzo, niestety właśnie te ważne w moim życiu odeszły. Na dodatek dzisiaj znajoma na innym forum wrzuciła zdjęcia nowo narodzonego źrebaka. No i mnie ruszyło jak cholera. Jeśli istnieje końska reinkarnacja, to ja mam nadzieję, że znów kiedyś spotkam moje konie w nowych powłokach. Za szybko odchodzą. I tęsknię.

Miałam tego nie czytać.

 

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Khaire!

 

Jak to już ktoś wyżej napisał, gdybym mógł nominować, to bym nominował. Ale tekst z pewnością biblioteki nie ominie, więc nie ma szkody.

Co tu dużo mówić, po krótkiej przerwie na pisanie powróciłem na portal i już wiem, po co. Dla takich właśnie opowiadań. Świetnie, płynnie napisanych, tu zdania i całe akapity pasują do siebie i mają swój rytm. Nie ma przeładowania emocjami postaci, ale ta jedna (nie licząc konia ;) dostała jakąś historię i wyrazistość niezbędną, żeby te emocje wywołać u czytelnika. Samośledząca się fabuła z satysfakcjonującym zakończeniem.

Cud, miód i orzeszki.

 

Gdybym miał szukać czegoś na siłę, to paru fragmentów nieco przeładowanych ozdobnikami, ale nie będę tego robił. Dziękuję za udostępnienie i gratuluję.

 

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

O kurczę pieczone. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tak pozytywnego odzewu. Jak wspomniałem na wstępie, do tej pory żyłem w przekonaniu, że kompletnie nie umiem w szorty. Może to jednak nie do końca prawda i za tę iskierkę motywacji serdecznie wszystkim dziękuję :-)

Niezmiernie się cieszę, że wywołało wśród Was wiele ciekawych interpretacji i przemyśleń. Na tym zawsze najbardziej mi zależy :-) Pozdrawiam wszystkich!

 

P.S. Co do spornego zdania, które pojawiło się w komentarzach, po konsultacji słownikowej wydaje mi się. że jest w porządku. Gdybym użył formy Cokolwiek by się nie wydarzyło, to na pewno byłby błąd. A tak chyba jest ok.

Hmmm. Nie przekonało mnie – tekst wydaje mi się strasznie przegadany, za dużo opisów przyrody, ten sam koncept zmieściłby się w trzy razy mniejszej objętości. Ale możliwe, że powodem są klejące się oczy i nie powinieneś przejmować się moją opinią.

Babska logika rządzi!

Cześć Finklo! Dzięki za przeczytanie i komentarz o tak późnej porze. Co do sedna, nie wykluczam, że masz rację. Ale w trzy razy mniejszej objętości to ja bym nawet nie zdążył się przedstawić :-P Samo zejście do poziomu szorta poczytuję za osobisty sukces :-D

A myślałeś kiedyś w ogóle o drablach? ;-)

Babska logika rządzi!

Myślałem. Ale moja myśl była za długa na drabbla, więc na tym poprzestałem :-P

Ja się zgubiłem pod koniec. Zrozumiałem, że to koń miał dostać drugą szansę, a tu nagle facet odprowadza go do stajni, a on się rodzi?

Od zawsze byliśmy na tym świecie sami, ale we dwoje. ← dwóch?

Spokojne poprowadzenie przez pomysł. Ładne. Poetyckie. 

 

Krzkocie, chyba krzywdziłeś się trwając w przekonaniu, że szorty to nie Twoja specjalność, bo okazało się, że w krótkiej formie potrafisz zawrzeć całkiem zajmującą treść. Mam nadzieję, że to nie jest jednorazowe zdarzenie, że jeszcze będziesz jeszcze pisać małe opowiadania. ;)

 

do­tkną­łem dło­nią syl­wet­ki tuż obok mnie, pod­świa­do­mie oba­wia­jąc się, że znik­nie i zo­sta­wi mnie sa­me­go. → Pierwszy zaimek jest zbędny.

 

– Ro­zu­miem – kiw­nę­ła lekko głową.– Ro­zu­miem. – Kiw­nę­ła lekko głową.

 

osia­dał na na­szych ple­cach i na ścież­ce pod na­szy­mi sto­pa­mi i ko­py­ta­mi… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Od za­wsze by­li­śmy na tym świe­cie sami, ale we dwoje. Ja i mój koń. → Od za­wsze by­li­śmy na tym świe­cie sami, ale we dwóch. Ja i mój koń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry tekst, bardzo malowniczy, choć przyznam – wtórując Finkli – że momentami mocno przegadany. Były momenty gdy poczułem sie juz zmęczony tymi całunami bieli, otulającymi ciszami i nadmiarem poetyckich metafor, choć rozumiem po co Ci one były – budowany klimat melancholii i powolna narracja są dobrym gruntem dla wplecionych w tekst przemyśleń, w odpowiednim tempie prowadzą do ostatniej sceny.

Gdzieś tak w okolicach zjawy dziewczyny zacząłem podejrzewać, że Twój bohater jest martwy. Do powzięcia tego podejrzenia skłonił mnie właśnie klimat opowiadania, choc swój udział miał też koń, coś zbyt mądry, zbyt dobrze prowadzący bohatera ku przeznaczeniu. Podobały mi się te fragmenty dotyczące nieszczęść, które spotkały innych ludzi z winy bohatera i/lub jego ojca, są mocne, pokazują w wyrazisty sposób zarówno protagonistę, jak i jego ojca – ostatecznie pozwalają zrozumieć jakimi wzorcami był raczony bohater, i kim nie chciał się stać; podbudowują psychologicznie (choć nie tylko, bo niechęc do stania się taki jak ojciec formułujesz w narracji wprost) wybór, którego bohater dokonuje.

Ten płacz dziecka na moment mnie zmylił, pomyslałem, że może jednak bohater żyje, że jest jakaś zona i dziecko. Końcówka jednak w jasny sposób wskazał mi jak mam tamten dziecięcy szloch zinterpretować. Reinkarnacja, powiadasz? Więc koń się odrodził, bo bohater dokonał takiego wyboru. Ale skoro sie poświęcił, to czy nie odkupił swoich win, tym samym również zasługując na kolejną szansę?

Ciekawy szort, bez wątpienia zasługujący na bibliotekę :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć, ciekawy szort. Bardzo dobrze wypadła relacja konia i mężczyzny. Dwóch zawsze będących razem. W sumie dość filozoficzny tekst, ale to mi absolutnie nie przeszkadzało, wprost przeciwnie. Rozmyślania czytałem z dużą przyjemnością. Pozdrawiam.

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Serdeczne dzięki wszystkim za kolejne komentarze i uwagi :-)

 

panrebonka, cała historia zaczyna się w momencie śmierci obu bohaterów. Poprzez kolejne wspomnienia wracają oni do początku swojego życia (młody chłopak i stary koń urodzili się w tym samym momencie). Tam chłopak zmuszony jest podjąć decyzję. Odprowadza konia do stajni, by mógł narodzić się ponownie, a sam następnie odejdzie w dalszą drogę :-)

 

misiu, cieszę się, że się spodobało :-) Co do liczebnika zdaje się masz rację, poprawiam.

 

regulatorzy, dzięki za wizytę. Może nie krzywdziłem się omijając szorty, bowiem długie i wielowątkowe formy zwyczajnie lubię, ale chyba zacznę częściej realizować krótkie pomysły. Jak zawsze stokrotne dzięki za łapankę. Poprawione :-)

 

Outta, dzięki za komentarz. 

 

Były momenty gdy poczułem sie juz zmęczony tymi całunami bieli, otulającymi ciszami i nadmiarem poetyckich metafor

Oprócz wspomnianej przez ciebie budowy klimatu opowiadania, ważne jest tu następstwo pór roku – od zimy i śmierci do wiosny i narodzin kolejnego życia. Trochę opisów przyrody było więc konieczne. Oczywiście to czy nieco z tym nie przesadziłem, to kwestia gustu :-)

 

Reinkarnacja, powiadasz? Więc koń się odrodził, bo bohater dokonał takiego wyboru. Ale skoro sie poświęcił, to czy nie odkupił swoich win, tym samym również zasługując na kolejną szansę?

Cóż, stwierdzenie jak jest naprawdę leży niestety poza moimi skromnymi możliwościami poznawczymi :-) Ale w świecie przedstawionym uzmysłowienie sobie swoich win i próba zadośćuczynienia to niestety za mało, by otrzymać drugą szansę. Być może jednak bohatera czeka teraz na końcu jego drogi coś lepszego :-)

Dzięki za przeczytanie i klika!

 

Młody pisarzu, dzięki za przeczytanie i cieszę się, że tekst skłonił do refleksji :-)

Cześć, Krzkocie!

 

– Witaj. Jednak wróciłeś po mnie. Czyli naprawdę mnie kochałeś?

Oj, ta rozmowa, która się tu zaczyna wyszła słabo i zbyt pospiesznie. Oni się widzą po raz pierwszy od samosądu? Jest w tej sytuacji tyle napięcia i niepewności, która rozjeżdża się już na samym początku.

Podtrzymuję powyższą ocenę po doczytaniu reszty tekstu.

Mam wrażenie, że to jeden z tych pomysłów, który można by napisać jako krótki szorcik, ale równie dobrze rozbudować do konkretnej liczby znaków. Stanąłeś tu trochę okrakiem, bo sporo rzeczy opisujesz wprost – ot, bohater opowiada co i jak się wydarzyło, a jednocześnie robisz też sporo długaśnych opisów podróży i przyrody. Od strony opisowej jestem średnio zadowolony – trochę mnie zmęczyły, ale od strony fabularnej tekst uważam za udany.

Bohater przedstawiony bardzo fajnie, zbudowałeś wszystko, czego potrzebowałeś, by uzasadnić jego końcowy wybór.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Smutne i piękne. Bardzo sugestywne opisy, świetnie połączone z opowiadaną historią. Zgodzę się z krokusem, że rozmowa ze spaloną narzeczoną jest przykrótka. Warto byłoby ją rozbudować. Generalnie jestem zauroczony. Sięgnę po inne twoje teksty. Przy okazji zapraszam do mojego Robokonia.

Klik ode mnie.

Bardzo mi miło, że Krokusy zakwitły też pod moim tekstem :-)

 

Oj, ta rozmowa, która się tu zaczyna wyszła słabo i zbyt pospiesznie. Oni się widzą po raz pierwszy od samosądu? Jest w tej sytuacji tyle napięcia i niepewności, która rozjeżdża się już na samym początku.

Zgodzę się, że nie wyszło to najlepiej. Ale wydaje mi się, że odbiór zmienić może fakt, że bohater z nikim się tu nie spotyka. Nie jest to dusza zmarłej dziewczyny. To tylko i wyłącznie wspomnienie. De facto nie ma tu żadnego dialogu, a prosty monolog. Bohater dyskutuje z własnym poczuciem winy i od początku zna odpowiedź na zadane pytanie. Nie potrzeba do tego wielu słów.

 

Dzięki za wizytę i pozdrawiam!

 

Nikolzollern

 

Zgodzę się z krokusem, że rozmowa ze spaloną narzeczoną jest przykrótka. Warto byłoby ją rozbudować.

Być może takie podejście rzeczywiście byłoby lepsze. Jednak swoje motywacje dla utrzymania spartańskiej formy tego dialogu miałem. Przedstawiłem je już wyżej w komentarzu dla Krokusa :-)

 

Generalnie jestem zauroczony. Sięgnę po inne twoje teksty.

Bardzo mi miło to słyszeć. Takie słowa zawsze dają motywację do pisania :-)

 

Przy okazji zapraszam do mojego Robokonia.

Na pewno zajrzę, ale nie mogę obiecać, że rychło ;-)

 

Klimatyczne bardzo.

Czyli nie ma przebaczenia? Przyznam, że mimo potworności, w której bohater brał udział, na końcu zrobiło mi się go żal, bo teraz będzie się błąkał po tym świecie-nieświecie samotnie, nawet bez swojego wiernego druha. Mam nadzieję, że w którymś cyklu, także on dostanie szansę.

Ostatni kopniak ode mnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki za wizytę Irko. Cieszę się, że klimat, który jest w końcu najważniejszym elementem tej historii, spodobał się. 

A bohatera chyba należy trochę żałować. Tak jak wielu, mógłby powiedzieć, że “nic złego nie zrobił”, “nikogo nie chciał skrzywdzić”. Jednak za wszystkie decyzje przyszło mu zapłacić, także za te, których konsekwencji nie mógł znać. Widzę mimo wszystko dla niego iskierkę nadziei ;-)

Dzięki za końskiego kopniaka, który wrzucił opowiadanie aż do biblioteki! Pozdrawiam :-)

Bardzo fajne opowiadanie, podobała mi się melancholia uderzająca z tego tekstu a zakończenie było po prostu świetne, pozdrawiam.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

borek Anet, cieszę się, że się podobało. Szczególnie, że Anet spodobało się aż dwa razy! To dopiero rzadko spotykana nobilitacja! :-P

Nowa Fantastyka