- Opowiadanie: panrebonka - Medytacja

Medytacja

Wujek Staszek to facet, co się zowie. Taki, co z niejednego chleba piec jadł, zeżarł swojego starego Forda, pół świata zjeździł i pół życia spędził na truckach w jułesej. Głupawka. Jest chamstwo, są wulgaryzmy i genitalia. Część dłuższego cyklu, jeśli tak można rzec.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Medytacja

 

 

Wujek Staszek zawsze zachowywał spokój. Można by rzec, że był pierdoloną oazą spokoju – i nie musiał, kurwa, stosować żadnych technik mindfulnessu czy innej nowomodnej medytacji. Próbował, prawda – ale czego też Staszek w swoim burzliwym życiu nie próbował? Było to jeszcze w latach siedemdziesiątych (wuja zawsze wspominał je z pewnym rozrzewnieniem), kiedy szmuglował czysty adrenochrom dla guru jednej z sekt, do jego luksusowego, odludnego sanktuarium pośrodku pustynnej Nevady. Spluwał, kiedy o tych ludziach wspominał, a takie splunięcie to u Staszka wyraz najwyższej pogardy był. Trzeba Wam wiedzieć, że tolerancyjny był ten mój wujek, jadał psie mięso z jednej miski z latynoskimi gangsterami w L.A, wypalił tony zielska z rastafarianami w Miami, walczył w klatce, a raz nawet zdarzyło mu się wypierdolić karła-transwestytę – nagranie podobno do dziś lata w necie. Mówił o tym wszystkim bez ogródek, bez cienia wstydu, zażenowania. O tym, i o wielu innych wyskokach. Jeśli jednak szło o sekciarzy z Nevady – zawsze spluwał. Nie chciał też za bardzo opowiadać, co tam się wyprawiało i kto tam bywał, i zdaje mi się, że nie był specjalnie dumny z tego, że sam w tym uczestniczył. Nie wiem, może sobie dopowiadam? Wuja był prosty, sam zawsze tak o sobie mówił. Lubił trucki, cipki, cycki, piwo, whiskey i zapach benzyny. Lubił popić, poruchać i radia posłuchać, jak każden chłop zdrowy na ciele i umyśle. Wylewny nie był, po próżnicy bez sensu nie pierdolił o dupie Maryni, więc często milczał, siłą rzeczy. Człowiek mógł sobie to milczenie nadinterpretować, ale nie była to raczej egzaltacja Prousta w cieniu zakwitających dziewcząt czy też ejakulacja Nabokova nad delikatnym puszkiem porastających kończyny tychże. Wuja preferował silniejsze doznania i bezpośredni kontakt fizyczny. Ruchał jak koń, jak lokomotywa. Jak popił i zwąchał zapach piczki, to mocnych na niego nie było – a jak mu jakich chłoptaś czy mężuś na drodze stanął, to z góry wiadomo było, że z całą szczęką z tego spotkania nie wyjdzie.

 

No, ale miałem o tej medytacji. Właśnie w Nevadzie się uczył, u tego guru, który podobno znał się na rzeczy. Było więc tak, że Staszek mdlał. Nikt nie wiedział za bardzo, dlaczego, bo zdrów był jak dąb i nauki też w lot łapał. Guru nie mógł się go nachwalić, jak to pięknie ego rozpuszcza i jak doskonale kuma, że forma jest pustką a pustka formą, i nie tylko na poziomie intelektualnym ale całą swą istotą. Mówił mu, że jak tak dalej będzie szedł jak przecinak, to miesiąc nie minie, a pojmie nierozdzielność samsary i nirwany i ciało tęczowe urzeczywistni. Tyle, że potem zaczął właśnie mdleć. Guru kombinował, że może to jakieś sztywne poglądy, katolickie naleciałości, kompleks edypa czy coś w ten deseń, ale nie – Staszek miał wszystko ogarnięte i pod deklem równiutko poukładane.

 

Okazało się potem, że to przez jego kolosalne jajca. Staszek miał nadmiar życiowej energii, a więc i nadprodukcję spermy. Do głowy mu szła jak wibrację podnosił i odcinała dopływ tlenu do mózgu, więc mdlał. Fizjologii nie przeskoczysz – jak sam sam wielokrotnie mawiał, kiedy szedł lać po szóstym piwie. Cóż, guru chciał przeskoczyć i zawezwał nadwornego chińskiego medyka – ten ponoć znał się na rzeczy, jak mało który. Zrobił Staszkowi akupunkturę i wbił mu tęgą igłę w specjalny punkt znajdujący się między moszną a odbytem, które to nakłucie miało przekierować nadmiar energii gdzie indziej.

Do nosa, jak się okazało. Do uszu też… I do kanalików łzowych. Tak więc, po następnej sesji medytacji sperma mu ciekła przez tydzień z tychże miejsc. Polewę ponoć mieli z niego okrutną, a wuja stwierdził, że pierdoli tę całą medytację. Dowiedział się przy tym przypadkiem, co to jest ten adrenochrom i w jaki sposób się go pozyskuje, i stwierdził też, że pierdoli całą tę bandę zwyrodniałych skurwysynów. Mówił, że zrobił im masakrę – a kiedy Staszek mówił “masakra”, to wierzcie mi, masakra była w pełnym tego słowa znaczeniu. W szczegóły nigdy nie wchodził, choć nieraz próbowałem go za jęzor ciągnąć, bo sam bardzo lubię opowieści z dużą ilością akcji i juchy. Tak już mam. Staszek zaś, jak nie chciał czegoś powiedzieć, to nie mówił, choćby nie wiem co. Tak już miał. I co zrobisz, jak nic nie zrobisz?

 

Koniec

Komentarze

Eeee. W zasadzie tyle. Jest tekst, dość sprawnie operujesz językiem, chociaż czasami interpunkcja kuleje. O czym to było i po co, nie wiem ^^ zgaduję, że ta głupawka wspomniana na początku pewnie się pojawiła przy pisaniu i to chyba najważniejsze, bo wychodzę za założenia, że pisanie ma sprawiać przyjemność przede wszystkim autorowi ;) A skoro tak, to nie ma co się przejmować głosami takimi jak ten, bo nie do każdego wszystko trafia ;) Chętnie zobaczę, co inni powiedzą

 

 

No cóż, wujka i zeza się nie wybiera – po prostu są. Ale zeza można leczyć…cheeky

dum spiro spero

Lekkie, głupkowate, ale mnie nie rozbawiło. Ten szort to tak naprawdę przedstawienie postaci. Niby coś tam się działo (może nawet więcej niż się spodziewałem…), ale wolałbym coś o wujku Staszku z pełnoprawną fabułą. Ten tekst trudno ocenić. 

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Raczej fragment, niż szort. Zapis strumienia świadomości jakiegoś dresika, z historii typu Wojna Polsko-Ruska, gdy wziął do ręki dżointa, zajebał sztacha i ma rozkminy z kolegami, siedząc przy bronku na tapczanie, a w tle słychać plaskanie klapek Kuboty, gdy ziomek człapie z kebsikiem na gastro.

Niestety nie dostrzegam tu zamkniętej historii, a wyrywek, do którego ciężko się jakkolwiek mi odnieść. Napisz więcej to zobaczymy :)

Witaj.

Parafrazując Niziurskiego: wulgaryzm na wulgaryzmie siedzi i wulgaryzma wulgaryzmem naciera… Doceniam ostrzeżenie o tychże i za to dziękuję. :) Czasem człowiek ma taki moment, że wspomnianą głupawkę musi przelać na papier. :) Tytuł zapowiadał wiele zgoła odmiennej fantastyki; fabuła całkowicie mnie zaskoczyła. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytane. No comment.

Cóż, Panrebonko, przeczytałam z przykrością i tak po prawdzie to nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. :(

Brakło choćby odrobiny fantastyki.

Powinieneś dodać tag BIZARRO.

 

Trze­ba Wam wie­dzieć… -> Trze­ba wam wie­dzieć

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

kom­pleks edypa czy coś w ten deseń… → …kom­pleks Edypa czy coś w ten deseń

 

jak sam sam wie­lo­krot­nie ma­wiał… → Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Eee, nie wiem, co powiedzieć. Jest pomysł na postać, faktycznie do bizarro by pasowała, ale historii to tu nie ma.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka