- Opowiadanie: tomaszg - Czyściec (18+)

Czyściec (18+)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Czyściec (18+)

Biznes klasa

Mariusz

Są różne rodzaje śmierci, a wydarzenia na pokładzie jakoś mną mocno nie wstrząsnęły. Wiele lat temu miałem pewien szczególny sen. Przyśnił mi się ojciec, który od dawna był na tamtym świecie. Mój tato wyglądał bardzo młodo, patrzył się przytomnie, uśmiechał promiennie i był w stanie wykrztusić tylko cztery słowa „jest mi tu dobrze”.

Nie wystraszyłem się wtedy zbyt mocno, a dodatkowo od tamtego czasu miałem w sobie niezwykły spokój. Podświadomie czułem, że śmierć nie jest końcem, i w jakiś przedziwny i magiczny sposób wszystko da się załatwić.

Jakiś czas potem śniło mi się coś jeszcze. Siedziałem w statku powietrznym, wznoszącym się pionowo na orbitę. Byłem przypięty do fotela, odchylonego dziewięćdziesiąt stopni do tyłu. Patrzyłem przez małe szybki w czyste, błękitne niebo, a potężna siła wciskała mnie w plastikowe oparcie. Miałem na sobie kombinezon, bardzo podobny do ubiorów wojskowych. Wywoływał nacisk z każdej strony, nie dając odpłynąć krwi. Ciężko się w nim oddychało, dodatkowo powietrze było suche i miało metaliczny zapach i smak, a dokładniej mówiąc śmierdziało spalenizną, od której robiło się mocno niedobrze.

Mimo tych drobnych niedogodności czułem się uskrzydlony i niemal równy Bogu. Nasza wyprawa pokazywała licznym niedowiarkom, że człowiek jest w stanie podporządkować sobie wszelkie żywioły i uczynić ziemię poddaną. Wszystko szło zgodnie z planem przez kilkanaście sekund. Wznosiliśmy się, siedząc na tysiącach ton toksycznego paliwa. Komputer prowadził nas gładko zaplanowaną trasą, nagle jednak poczuliśmy kilka szarpnięć, gwałtownie nami rzuciło, a wskaźniki zaczęły pokazywać bezsensowne odczyty.

Potężne siły wyciskały z płuc życiodajny tlen. Miotaliśmy się w każdą możliwą stronę, piloci wyrzucali z siebie setki niezrozumiałych słów, ale najwyraźniej nad niczym nie panowali. W tym momencie jasno zrozumiałem, że prom rozpadł się na kawałki, i spadamy, gwałtownie i nieodwracalnie. Nasi bliscy, tam na ziemi, na pewno przeżywali katiusze, i najgorsze było to, że nie dało się z nimi skontaktować ani pozostawić kilku ostatnich słów. Byłem przerażony, że zginę, zupełnie jak wtedy, gdy skakałem z samolotu, a pode mną nie było żadnego oparcia.

To się działo w osiemdziesiątym szóstym. Dzisiaj czułem to samo i wiedziałem, że tym razem nie jest to sen, tylko twarda, smutna rzeczywistość, z której nie da się obudzić. Najgorsze było czekanie, poczucie nieuchronności i bezradności, i przeklęta myśl, że nic nie wskóram, choć siedzę w jednym z najdoskonalszych cudów techniki, jakie stworzył człowiek.

 

Maria

Wstrząs kilkanaście minut wcześniej nie przypominał niczego, co spotkałam w swojej pracy. Byłam autentycznie przerażona, a piloci w kokpicie nadal nie odpowiadali. Dzwoniłam, pukałam i waliłam w drzwi kabiny dłuższą chwilę, ale nic się nie stało.

– Daj sobie spokój. – Joanna poklepała mnie po ramieniu i obróciła, ściskając za ramiona i patrząc mi głęboko w oczy. – Zajmij się pasażerami. Lecimy prosto. Nie jest źle.

Miałam wrażenie, że bardziej stoimy, ale to nieważne. Marina miała rację, i gdyby to było samobójstwo pilotów lub jakaś straszna usterka, samolot dawno znalazłby się na ziemi. Wzruszyłam ramionami, przyjęłam do wiadomości, że moje krzyki nic nie zmienią, i wróciłam do klasy biznes, gdzie zaczepiła mnie starsza, dystyngowana pani z małą torebką i fantazyjnym kapeluszem z piórkiem, ubrana w szary, elegancki kostium, rajstopy, czółenka i białe, skórzane rękawiczki.

– Przepraszamy, ale mam bardzo uprzejmą prośbę. – Złożyła błagalnie dłonie i spojrzała na mnie z ogromną nadzieją i ufnością. – Chcieliśmy udać się z moim… – tu przyłożyła rękę do ust i uśmiechnęła się znacząco – …dobrym znajomym do jakiegoś ustronnego miejsca. Mamy taką bardzo intymną sprawę. Słyszeliśmy, że załoga ma własne pomieszczenia i pomyśleliśmy, że może, w drodze wyjątku…

– Doskonale rozumiem. Normalnie tego nie robimy, ale sytuacja jest rzeczywiście specjalna. – Nachyliłam się w jej stronę i dodałam teatralnym szeptem. – Chodzi o seks? Nie są państwo pierwsi. Już was wpisuję na listę. Numerek siedem. Będę wyczytywać.

– Dziękuję. – Kobieta zaczerwieniła się na twarzy, ale trzymała fason nawet wtedy, gdy cofała się do swojego miejsca.

– Nie ma za co – mruknęłam do siebie, zrobiłam odpowiednią notatkę i rozejrzałam się po kabinie samolotu, w której działy się coraz bardziej niestworzone rzeczy, a potem wróciłam do barku i przygotowałam sobie drinka.

Uznałam, że nie mam co przeszkadzać, jeśli pasażerowie nie demolują wyposażenia, a najważniejsza jest ochrona drzwi samolotu, których absolutnie nikt nie mógł ruszać.

– W toaletach jest problem z wodą. – George, nasz steward, najwyraźniej miał ręce pełne roboty, bo stanął przede mną bez marynarki, z zawiniętym rękami. – Znowu wybiła.

– Pary będą niepocieszone.

– To już Sodoma i Gomora.

– A pieprzyć to. – Wychyliłam szota i uśmiechnęłam się zalotnie.

 

John

Gdy byłem mały, otoczyło mnie kilku łobuzów. Działo się w elitarnej szkole dla dzieci biznesmenów, a oni wybrali taki czas i miejsce, że nie było szans, żeby ktoś nas pilnował. Bałem się wtedy niemiłosiernie, ale wyniosłem z tego ważną lekcję. Tamtego dnia obiecałem sobie, że to się nigdy więcej nie powtórzy. To była najlepsza lekcja w moim życiu, mój pierwszy i ostatni raz, gdy ktoś mnie zaskoczył, a do tego upokorzył.

Dzisiaj moja obietnica została złamana. Coś było mocno nie tak. Wściekałem się w duchu na sekretarkę, że nie zamówiła dla mnie prywatnego odrzutowca, i tylko chciałem zminimalizować straty w sytuacji, gdy telefon nie łączył się z satelitą, zaś ludzie wpadli w szał.

– I na co te twoje pieniądze? – Sąsiad po prawej zadał pozornie niewinne pytanie, a jego sens dotarł do mnie dopiero po dłuższej chwili.

– Przepraszam? – zapytałem, mocno skonfundowany.

– Jak to jest być odciętym od firmy?

Nie wiedziałem, czy mnie śledził, czy po prostu trafił, ale spokojnie popijał martini, zupełnie nie zwracając uwagi na bogatych pasażerów, którzy zaczynali się upijać, całować, uprawiać seks albo bić, a mnie przeszły ciarki. To prawda, że od dziesięciu lat znajdowałem się pod skrzydłami korporacji, która stała w cieniu innych, ale była faktycznym właścicielem licznych marek takich jak Google, Disney czy linia lotnicza, przewożąca teraz mój cenny tyłek.

– Kim pan jest?

– Telefon nie działa, na nic pieniądze na kontach, nie ma kogo przekupić, o pardon… – podniósł kieliszek – …lobbować, i jesteś zdany sam na siebie, jak palec, podobnie jak wtedy w szkole, gdy Oskarek i jego banda spuścili ci lanie.

– Nie wiem, o czym pan mówi. – Zachowałem kamienną twarz, zastanawiając, czy to ktoś z rządu, prasy czy, nie daj Boże, konkurencji.

– Jesteś taki sam, jak inni śmiertelnicy. Nie będziesz żyć wiecznie – powiedział to przejmującym tonem, a jego oczy przybrały kolor tak głębokiej, bezgranicznej czerni, aż zacząłem drżeć. – Czas zapłacić za te wszystkie butelki szampana, za prostytutki, które oszpeciłeś, dzieci, które zgwałciłeś, i tysiąc innych rzeczy.

– Mogę chociaż zostawić informację dla bliskich?

– Spróbuj szczęścia. Chociaż ja bym na to mocno nie liczył.

 

Tomasz

Słyszałem krzyki, a ludzie wokół mnie byli w panice.

– Co, do… ? – Zdążyłem powiedzieć, gdy zrozumiałem, że coś bardzo złego dzieje się z samolotem.

Nie poruszaliśmy się, a po lewej stronie maszyny zrobiło się jasno.

– Zginiemy! – krzyczała jakaś kobieta, a mężczyzna obok wyraźnie łapał się za serce.

Staruszek miał zawał, ale nie to było przerażające. Doskonale potrafiłem rozpoznać zbliżającą się śmierć. Wiele razy widziałem ją na oddziale przyjęć szpitala wojewódzkiego w Krakowie. Ludzie przyjeżdżali tam, rozpaczliwie szukając pomocy, a gdy jej nie dostawali, wychodziły z nich wszelkie demony. Nie winiłem ich za to, a oni najczęściej nie mogli pogodzić się z tym, że ich bliscy się poddali. Same objawy często były nieuchwytne, a teraz dostrzegałem je u wszystkich na pokładzie. Oni byli chodzącymi trupami, chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli, ja być może zresztą też.

Nie chciałem jeszcze umierać. To naturalne pragnienie w przypadku istot żyjących, do tego miałem jeszcze jedną niezałatwioną sprawę. Chodziło o ostatnią operację. Popełniłem wtedy koszmarny błąd, i pacjent się wykrwawił. Obiecałem chłopakowi, że wszystko będzie dobrze, a potem nie doczekałem się, aż ten się obudzi. Początkowo próbowałem to zrzucić to na młodego doktora na stażu, który asystował, w końcu jednak opamiętałem się i złożyłem rezygnację.

Nie chciałem jeszcze wracać do tego, co się wtedy stało, i gróźb, które kierowano w moją stronę. Zamknąłem oczy i zacząłem gorzko płakać. Zawsze chciałem pomagać ludziom, w końcu jednak zbyt długo nie mogłem się pogodzić, że jestem za stary na taką pracę, a oczy i ręce już nie te. Miesiącami kłóciłem się w tej sprawie z ordynatorem, aż w końcu, jak na złość, wydarzyła się ta straszna tragedia.

W chwili takich jak ta czułem małość wobec wszechświata. Dokonywaliśmy przełomów, mieliśmy osiągnięcia, ale zapomnieliśmy, że żyjemy jedynie krótką chwilę. Nasze sukcesy uskrzydlały, równocześnie nie chcieliśmy myśleć o tym, że większość z nas zna co najwyżej dziadków, i nie może nawet wskazać, kto był przed nimi. I choć z jednej strony byliśmy wspaniali, sami wpędziliśmy się w pułapkę i zmusiliśmy do tego, żeby być nic nie znaczącym bydłem, pionkami, które nie zadają pytań, konsumują i mają szybko umierać, robiąc miejsce obrzydliwie bogatym, którzy śmieją się z nas do rozpuku.

 

Piotr

Nigdy nie mogłem pogodzić się z tym, jak bardzo natura zakpiła z ludzi.

Mężczyźni byli więksi i mocniejsi fizycznie, ale równocześnie mniej skomplikowani, a do tego musieli odwalać najbardziej brudną robotę świata.

Kobiety potrafiły mieć znacznie bogatsze życie wewnętrzne, do tego ich dziura między nogami stwarzała nieograniczone możliwości stwarzania rozkoszy. Gdy poczuły właściwego faceta, potrafiły gwałcić biedaka, aż ten opadał z sił. Pochwa to jednak nie wszystko, była jeszcze łechtaczka, którą można było ssać, pieścić i łaskotać, była szyja, pupa, a przede wszystkim piersi.

W przyrodzie jednak nic nie ginie. To fascynujące i straszne zarazem, że takie przyjemności kobiet okupione zostały bólem, który wielokrotnie pojawiał się w ich życiu. Zawsze fascynowało mnie, jak go znoszą. Były do tego przygotowane, i chyba żaden mężczyzna nie potrafiłby przeżyć tego, co dzieje się przy okresie czy porodzie.

Kobiety dominowały w różnych sprawach, poczynając od czegoś tak prostego, że komórka jajowa jest ogromna, a plemnik mikroskopijny. Ich problem tkwił w tym, że większość nie do końca wiedziała, jak to mądrze wykorzystać, a ja byłem pewien jeszcze jednego.

Panie miały połączenie z innym światem, ale tylko te, które nie uległy całkiem cywilizacji. Ta stworzyła tysiące sposobów na wybranie łatwej ścieżki życiowej i powodowała, że kobiecość była tłumiona. Operacje plastyczne, oszałamiające kosmetyki, aborcje, in-vitro czy wulgarne, niezbyt stymulujące wyobraźnię, ubiory. To wszystko przeszkadzało w tym, do czego kobieta została przewidziana i stworzona.

Wszechświat w ogóle miał bardzo specyficzne poczucie humoru. Dwudziestolatki podświadomie szukały atrakcyjnych fizycznie mężczyzn, bo łobuz kocha najmocniej, a tymi, którzy mają zasoby i poukładane w głowie, interesowały się głównie starsze koleżanki, najczęściej z bąbelkiem na rękach. Wiele pań narzekało, że facet myśli tylko o seksie, z kolei przy próbach znalezienia czegoś innego, co mogą zaoferować, reagowały agresją i śmiertelnie się oburzały.

Całe życie poświęciłem na badanie podobnych prawidłowości. Myślałem, że wiem już wszystko, tymczasem można powiedzieć, że dzisiaj przeżyłem prawdziwy szok. Po raz pierwszy od wielu lat widziałem, jak kilkanaście pań najwyraźniej poczuło coś mistycznego, i nie był to tylko zew natury.

Poczułem się jak w raju.

To było warte każdych pieniędzy świata.

 

Wiesław

– Sąd odrzucił pozew.

– Znowu? – jęknąłem, patrząc z podziwem, jak Joanna trzyma papierosa, do tego przegryza kanapkę z niemożliwą ilością składników E i przerzuca kartki na biurku w naszej małej, ciasnej kancelarii. – Co tym razem?

– Załącznik N P trzy pięć sześć A Z pięć.

– Przecież włączyłem go do akt miesiąc temu. Czy oni w ogóle rozumieją, co się do nich pisze?

– Waldek mówił, że mają za dużo spraw, dokładnie o całe pięć procent.

– Dlaczego ja mam być w tej piątce?

– Powinieneś być dumny, że w końcu coś wygrałeś. – Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.

– To był naprawdę chwyt poniżej pasa.

– Może sędzina się uparła? Albo jej się podobasz? – Joanna zawiesiła się na chwilę, najwyraźniej coś rozważając.

– No tak, tylko dziwnie to okazuje. Odrzuciła wniosek trzy razy ze względów formalnych.

– Umów się na kawę czy coś. Pójdź do tego nowego baru obok sądu, zagadaj do niej, i jak dobrze pójdzie, połączysz przyjemne z pożytecznym.

– Czego to nie robi się dla sprawy? – jęknąłem cicho.

– No właśnie.

Polowałem na dziewczynę cały miesiąc, w końcu jednak się udało. Okazało się, że jest zupełnie samotna i poza gmachem sprawiedliwości zachowuje się całkiem normalnie. Wykorzystałem ją kilka razy, oczywiście za obopólną zgodą, wyrażoną zgodnie z wymogami konstytucji, K.C., K.K. i kilku innych ważnych aktów prawnych.

Jej wyobraźnia była przeogromna, a dziś miały spełnić się nasze najskrytsze pragnienia. Poczułem zimno na nadgarstku i aż się wzdrygnąłem. Zagryzłem zęby, gdy Marzena zapięła z trzaskiem błyszczącą, metalową obręcz z kółkiem, przywiązała do niej gruby, czerwony sznur, naciągnęła go, a drugi koniec zaplotła na ramie łóżka.

Leżałem na plecach w samych majtkach, całkiem bezbronny, mimo to nie bałem się. Jeszcze nigdy nie czułem takiego pożądania ze strony kobiety. Patrzyłem na jej stanik, złożony głównie z dwóch metalowych półkul, podziwiałem błyszczącego chokera i czułem się taki męski i atrakcyjny.

Chwilę potem unieruchomiła moją drugą rękę. Nic nie mówiła, najwyraźniej równie szczęśliwa jak ja. Przypięła moje nogi do łóżka, przyłożyła palec do ust, nakazując milczenie, i odeszła.

Wyobrażałem sobie, jak wraca i mnie pieści, a podniecenie gwałtownie rosło. Po kilku koszmarnie długich minutach moje modlitwy zostały wysłuchane. Miała ze sobą oliwkę. Stanęła obok, popatrzyła mi głęboko w oczy, wycisnęła płyn, odstawiła flakon i zatarła ręce, a potem zaczęła masować mój tors. Jej ruchy były niezwykle zmysłowe. Czułem ciepło dłoni i przyjemne gorąco, powoli promieniujące i rozchodzące się po całym ciele.

Nadal nic nie mówiła. Po piersiach i brzuchu przeszła do nóg i rąk. Wielokrotnie czytałem o seksie tantrycznym, w którym liczyło się uczucie, i gra wstępna, która zajmowała masę czasu, ale wywoływała więcej rozkoszy. W tym nie było żadnej wulgarności, tylko przekazywanie prawdziwej energii, esencji życia, której wszyscy podświadomie szukają.

Gdy skończyła, znowu się oddaliła na chwilę. Zobaczyłem, że zamiast oliwki wzięła lubrykant. Nie lubiłem tego słowa, ale sam płyn budził przyjemne skojarzenia i wywoływał jeszcze większe ciepło, do tego dawał konieczne nawilżenie.

Rozpięła mi majtki i zajęła się najbardziej delikatną częścią mojego ciała. Nadal patrzyła mi w oczy, gdy objęła ręką jądra, a potem penisa. Czułem, że do głosu zaczyna dochodzić jej druga natura, ta, którą widać u kobiet wyłącznie w specjalnych momentach. Próbowała się powstrzymać, w końcu jednak wycisnęła płyn na rękę, posmarowała się na dole, a potem usiadła na mnie okrakiem.

Zaczęła robić tak dobrze znane mi ruchy, które tym razem jednak były naprawdę bardzo intymne.

– Taaaaak. – Odpłynęła. – Doooobrze.

Wyraźnie miała dni płodne. Kilka sekund czułem gorąco, jakie przekazywała mi od środka, nagle jednak pojawi się coś innego niż zwykle w takich przypadkach. Jej pochwa zaczęła się kurczyć, a do główki penisa przycisnęła się jakaś ruchoma rurka. To zabolało, a on się skurczył, najwyraźniej broniąc.

– Spokooojnie. – Nie panowała nad sobą.

Mój organ chciał się wyrwać, ale nie mógł, uwięziony w pulsującej pochwie. To zdecydowanie przestało mi się podobać. Maria zaczęła się karmić moim strachem, a ujście pochwy było jak wąż, który coraz mocniej wbijał się w moją cewkę. Wyrywałem się, podczas gdy ona patrzyła na mnie ze słodkim wyrazem twarzy. Wysysała ze mnie życie, i nie mogłem nic z tym zrobić.

– Aaaaaaaaaaa! – Zacząłem krzyczeć, czując, że rozpaczliwie walczę o życie.

W głowie cały czas miałem artykuł 197 K.K.

 

Klasa ekonomiczna

Mateusz

– Nic się nie bój synu, jumbo to największa i najlepsza maszyna na świecie. – Współpasażer po mojej lewej puścił oczko, a ja zamknąłem oczy.

Nie lubiłem latać, ale tym razem musiałem zrobić wyjątek i szybko znaleźć się w Nowym Yorku. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało, ale w wieku dwudziestu dwóch lat zdobyłem możliwość odbycia praktyki w jednej z najbardziej renomowanych kancelarii na świecie.

Potężny samolot ruszył z początku pasa startowego i zaczął przyspieszać. Ścisnąłem mocno oparcie fotela i zacząłem szybko oddychać. Wiedziałem, że najwięcej wypadków zdarza się przy startach i lądowaniach, i jedyne, co mnie uspokajało, był fakt, że siedem cztery siedem nie wypadał w statystykach gorzej od innych modeli. Nadal nie czułem, żeby coś mnie wbijało w fotel, i po chwili powoli i majestatycznie podnieśliśmy się z ziemi.

– I po bólu. – Mój współpasażer nie omieszkał skomentować, a mnie serce podeszło do gardła, gdy usłyszałem hałas z dołu i boków.

Nie stało się nic złego, i po chwili skarciłem się w myślach. Zrozumiałem, że to podwozie i klapy, a moje mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać.

– Panie i panowie, witamy na pokładzie. Właśnie wystartowaliśmy z Heathrow, lot potrwa około siedem godzin. Na miejscu znajdziemy się około dwudziestej trzeciej czasu lokalnego.

Na początku lotu było niezwykle nudno. Poznałem historię mężczyzny obok. Był chirurgiem i leciał do córki. Wyprowadziła się kilka lat temu i miała dziecko z murzynem. Dziadek początkowo nie potrafił się z tym pogodzić, teraz jednak mleko się rozlało, i uznał, że nie ma co się obrażać.

Długo rozmawialiśmy, a ja potem zdecydowałem się przespać. Gdy się obudziłem, była noc, i wkrótce powinniśmy lądować. Siedziałem przypięty w fotelu i kończyłem kolację. Nagle kątem oka zobaczyłem zbliżające się światła. To były ułamki sekund, a do mnie dotarło, że widzę samolot, który może w nas uderzyć. Nie zdążyłem się zasłonić ręką, gdy poczułem, że nasza maszyna niesamowicie szybko opada w dół. Choć to było fizycznie niemożliwe, zacząłem się unosić, a taca i sztućce poleciały na podłogę.

Czas zwolnił i znów przyspieszył.

Niemal uderzyłem głową w schowek nade mną.

I dokładnie wtedy rozpętało się piekło. Ludzie krzyczeli albo próbowali złapać się foteli czy w ogóle czegokolwiek. Niektórzy wymiotowali. Za oknem nie widać było drugiej maszyny, za to zobaczyłem kulę ognia w miejscu jednego z silników, tego dalej od kadłuba. Było mi nie pasowało. Normalnie, gdy gdzieś coś eksploduje, dzieje się to błyskawicznie, tym razem jednak czas jakby zwolnił, bo całość rozszerzała się niezwykle wolno. Nie tylko chyba ja to widziałem, i pasażerowie zaczęli przeciskać się do okien, pokazując sobie palcem niezwykłe zjawisko.

– Masz jakieś cztery godziny. Wykorzystaj je mądrze. – Jakiś dziadziuś spojrzał na mnie, podczas gdy jego oczy żarzyły się przerażającą czerwienią, a po chwili mrugnął, i wyglądał już zupełnie normalnie. – I skończ z syndromem miłego faceta.

– Co pan mówił?

– Ja? Coś się tobie ubzdurało, synu.

Zrozumiałem, że coś jest mocno nie tak. Przeleciało mi przed oczami całe życie. Poczułem wyrzuty sumienia, że zamykałem się ze świerszczykami w toalecie i spuszczałem w toalecie tysiące dzieci.

Zacząłem się żarliwie modlić.

 

Walerij

– Pan jest bardzo spokojny. – Mężczyzna obok mnie uśmiechnął się szeroko.

– W moim wieku stres jest mocno niewskazany. – Podałem mu rękę. – Siedemdziesiątka to nie w kij dmuchał. Walerij Kurnatow, specjalizacja z fizyki.

– Fizyka? A to ciekawe.

– Atomistyka. Myślałem, że pożyję jeszcze kilka lat, ale dobre i to.

– Może nie będzie tak źle.

– Pamiętam, jak moja mama odprowadzała mnie do przedszkola, kiedy jeszcze uczyli o Leninie. Potem pracowałem w wielkiej elektrowni. To było naprawdę coś. – Zignorowałem go i rozmarzyłem. – Rosjanie mieli naprawdę rozmach… i niestety kilka problemów. – Zacisnąłem usta. – Osiemdziesiąty szósty to był naprawdę jeden wielki koszmar. Ciężko mi było potem znaleźć pracę. To znaczy przez chwilę miałem, ale w Ignalinie.

– Czym pan się dokładnie zajmował?

– Obsługa reaktorów RBMK. Niektórzy postawili na nich krzyżyk, ale, odpowiednio obsłużone, naprawdę dobrze działały.

– Nie wątpię. – Mężczyzna uśmiechnął się.

– Żałuję tylko jednego. Obliczono je na wiele lat. Stanąłem w miejscu, a świat poszedł do przodu. Komórki, płaskie telewizory, internet. Dla mnie to gigantyczna zmiana. Nie rozumiem już tego wszystkiego. I wiem, że ludzie robią te same błędy, co wiele lat temu, a nawet gorzej. Te wszystkie prawa autorskie i cenzura, polityczna poprawność czy zabijanie na raty.

– Zabijanie?

– Apartamenty wielkości pudełka zapałek. Samochody, które od razu się rozpadają, a przy tym zabijają kierowców. Jedzenie robione z gówna, konserwujące lepiej niż balsamy faraonów. Lekarze, wydłużający cierpienie. Podatki, które nie stymulują rozwoju. Wie pan, że w Chinach płacono doktorom, gdy pacjent był zdrowy? Cały świat oparty jest na oszustwie i kłamstwie, a mówi o tolerancji, pomocy i pokoju. Naprawdę nie rozumiem tej hipokryzji. A pan? Co pan robił w swoim życiu?

– Zabawna historia. Linia lotnicza zaproponowała mi duże pieniądze, żebym się przeniósł na ten lot. Mieli za dużo pasażerów. Wziąłem, a tu klops. Taka karma widocznie. Ale doskonale pana rozumiem. My mieliśmy ogromne wieże. A potem łups. – Mężczyzna złożył dłoń w pięść i uderzył nią w drugą, otwartą na płasko. – I nie ma. Pomagałem je rozbierać. Wspaniałe miejsce.

– Słyszałem, że wielu z was zachorowało.

– Tak. Ludzie nie patrzyli na zdrowie, a azbest i wszystko inne unosiło się w powietrzu. Po latach nie mogę oddychać, ale nie żałuję.

– A ja byłem po latach w swojej Prypeci. Tyle wspomnień. Widziałem, jak to popadło w ruinę. Zwiedziłem sarkofag i nieukończoną piątkę i szóstkę.

Między nami zapadła cisza.

– Janek. – Mężczyzna podał mi rękę. – Janek Kowielski. Jak pan myśli, czy wyjdziemy z tego żywi?

– Jeden kadłub, jedno skrzydło. Wątpię. – Pokręciłem głową. – Szkoda, że nie zobaczymy, co będzie za pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat.

– Jak pan myśli, czy Rosja, Chiny albo Stany upadną?

– Rzym umierał setki lat, a wielu z nas oczekuje, że to się stanie przez chwilę. Na to trzeba naprawdę dużo czasu.

– I milionów, które umrą w cierpieniu.

– Niestety.

– Ciekawe, że dopiero teraz myślimy o takich sprawach.

– Ciekawe.

 

Anna

Siedziałam na miejscu 44B. Miałam zapięty pas, i nagle, bez ostrzeżenia, poczułam szarpnięcie i tarcie metalu o metal. Zamykałam oczy, a potem wszystko trochę się uspokoiło.

Nie wiedziałam, co robić. Całe życie mi się układało, a moja nowa piramida na razie przynosiła same zyski. Byłam genialna.

Zobaczyłam, jak mężczyzna obok mnie boi się jeszcze bardziej. Poczułam, że muszę się nim zaopiekować.

– Nic się nie bój. – Uśmiechnęłam się karminowymi ustami. – To nic nie boli.

 

Zdzisław

Obok mnie siedziała młoda Connelly, a w każdym razie takie miałem wrażenie.

– Nic się nie bój. – Uśmiechnęła się pełnymi czerwieni ustami. – To nic nie boli.

– Ale ja mam jeszcze całe życie przed sobą – jęknąłem.

– Połowa tych ludzi się modli, mniej więcej jedna trzecia bluźni, a inni albo zemdleli, albo zastanawiają się nad swoim losem, albo chcą wykorzystać swój czas do końca.

– Kim ty jesteś? Po co mi to mówisz?

– Czy to ważne?

– To co się ze mną stanie?

– Przecież doskonale wiesz.

Samolot wyrównał.

– Panie i panowie, proszę pozostać na miejscach. Kontrolujemy sytuację. – Ludzie zaczęli klaskać po słowach stewardesy, a anielica obok mnie zniknęła, zastąpiona przez niepozorną blondynkę.

I wtedy zobaczyłem, jak kobieta z drugiej strony intensywnie mi się przygląda.

– Czego jesteś taki smutny? – zapytała.

– Myślę o dziewczynie, która przeze mnie nie miała dzieci. Że tego już nie nadrobię.

– Wiesz, gdzie może być problem?

– Nie.

– W dzisiejszym świecie bardzo dużo kobiet jest zaburzonych, i wychowuje chłopców bez wzorców męskich, a to tylko napędza problemy. Inne podświadomie robią z dzieci swoich facetów, którzy przez lata symbolicznie zastępują im prawdziwych mężczyzn. Twoja niechęć może wynikać właśnie z tego.

– Kim pani jest?

– Przez lata badałam zaburzenia męskości, jak również problemy psychiczne i agresję po terapiach hormonalnych.

– U społeczności z literkami? – rzuciłem bez zastanowienia.

– Też.

– Czyli nie jestem winny?

– Prawda jest często pośrodku.

 

Mark

Zastanawiałem się, co zrobić. Samolot najwyraźniej miał rozpaść się, a ja przewoziłem bardzo ważne informacje. W sumie nie powinienem był tego robić, ale uparłem się, żeby zaszyfrowane dane dotyczące nowego wirusa znalazły się na karcie micro-SD, która bezpiecznie tkwiła w moim portfelu. Teoretycznie po mojej śmierci powinny zostać przekazane przez moich współpracowników, ale w praktyce mogło to nastąpić z opóźnieniem, albo nie dotrzeć do właściwych ludzi. Innym problemem było to, że śledczy badający nasz wypadek, nawet gdy znajdą kartę, będą mieli miesiące, a może lata na zapoznanie się z nią, a wtedy na pewno będzie za późno.

Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech, potem wstałem i ruszyłem w stronę najbliższej stewardesy.

– Przepraszam, to co powiem, dotyczy życia wielu osób. Jestem znanym wirusologiem i muszę przekazać w świat pewne informacje. To naprawdę ważne.

– Mamy teraz większe problemy. Gdyby pan był tym, za kogo się podaje, na pewno byśmy mieli o tym informacje od linii lotniczej. A nawet gdyby to była prawda, to nie mamy sposobu na komunikację ze światem zewnętrznym.

– Proszę mnie posłuchać. To ważne.

– To pan mnie posłucha. Nie mam jak pomóc, i musi się pan z tym pogodzić.

 

Marek

Są takie momenty, w których każdy z nas czuje prozę życia.

Niektórym kojarzy się to z dworcową toaletą, gdzie brązowe smugi stykają się ze śmierdzącymi, rozchlapanymi szczynami, a te mieszają się ze spermą z dziurawych kondomów i krwią z tamponów i brudnych igieł. To ohydne, a najgorsze, że kilkanaście centymetrów lub metr dalej, zaraz za ścianą, ktoś może przechowywać czy przygotowywać jedzenie, zajadać się ze smakiem kanapką, śmiać czy całować z języczkiem.

Inni czują to samo w szpitalu, gdzie nie ma mowy o cudzie wyzdrowień, tylko o przypadkach, płynach, posiewach i przeróżnych wskaźnikach a ludzie grzebią się mniej lub bardziej z sensem wewnątrz podobnych im istot. Ten, kto nie nawykł, może przeżyć szok już wtedy, gdy zobaczy brudne dziecko wychodzące z kobiety czy ukochaną, siedzącą na fotelu u ginekologa, której ktoś wkłada rzeczy rodem z horroru.

Kolejni ludzie widzą to w lato, gdy zatrzymują się na stacji benzynowej. Może tak być, że jest przeraźliwy chłód nocy, cisza, spokój, a kobieta kilka samochodów obok zaciska usta, bo musi utrzymać alfonsa, i mieć na jedzenie dla siebie i dziecka.

Każdy z nas czasem dochodzi do ekstremum. Ja pracowałem w dużej firmie i dosyć regularnie wychodziłem z siebie, gdy rozumiałem, że w miejscach takich jak to przyjmuje się głównie średniaków, bo ci muszą gdzieś pracować, a do tego będą wdzięczni, że ktoś ich przygarnął. Ciekawe, że byłem podobnym idiotą, i traciłem najlepsze godziny na siedzenie w biurze, picie paskudnej kawy, słuchanie głupich dowcipów, do tego miałem szychty po dwa czy trzy dni, tak długo, że zapominałem, jak się nazywam.

Najciekawsze w tym było to, że i tak raz na jakiś czas wszyscy, jak jeden mąż, kładziemy się i tak samo śpimy i szukamy w łóżku ciepła kogoś bliskiego.

 

Miłosz

Ojcze nasz, któryś jest w niebie… – modliłem się głowie, mocno zaciskając powieki.

Nie mogłem otworzyć oczu. Wokół mnie działy się sceny niczym w Sodomie i Gomorze, i czułem, że to kara za siostrę Sabinę, która była młodą, niedoświadczoną dwudziestolatką.

– Ojcze, wybacz mi, bo zgrzeszyłem. – Formułka rodem z filmów spowodowała, że odruchowo przeżegnałem się, a potem spojrzałem na mężczyznę, który usiadł na miejscu obok mnie i kontynuował – Zabiłem człowieka, a nawet wielu. Często stałem krok od nich. Włożyłem kiedyś nawet komuś pistolet do ust. Zaimponował mi. Był przerażony, ale nic nie powiedział. I nie błagał o życie.

– Byłeś gangsterem?

– Do czasu, aż zobaczyłem skutki jednej z bomb, które podłożyłem. To był zupełny przypadek. Mała dziewczynka cofnęła się, szukając misia.

– Żałujesz tego?

– Tak. Nie wiem, jak chorzy ludzie mogą sądzić, że jeden czy dwa wybuchy w jakimś zatłoczonym miejscu zmienią porządek rzeczy. Tam cierpią często cywile.

– Rozgrzeszam ciebie.

Mężczyzna odszedł, a obok mnie usiadł kolejny.

– A ja kiedyś wszedłem do toalety, stanąłem przy pisuarze i zacząłem robić swoje, gdy wszedł szef. Widziałem kątem oka, jak staje tuż obok, a potem wyobraziłem sobie, jak wyciąga siurka. Zrobiło się gorąco.

– Niezręczna sytuacja.

– Właśnie. Ale to nie wszystko. Kilka razy miałem myśli o nim i mężczyznach.

– I co potem zrobiłeś?

– Nic, ale nie to jest najgorsze.

– Słucham ciebie synu.

– Całe życie spędzałem na tym, żeby szukać formalnych kruczków prawnych, działając w interesie swoich klientów.

– Ale to chyba nic złego. Każdy ma prawo do sprawiedliwego procesu i obrony.

– Ja… ja… czasami doskonale wiedziałem, że gwałcili albo zabijali, a i tak musiałem ich bronić. To było prawdziwe piekło, do tego wielu z nich wychodziło na wolność i dalej robiło odrażające rzeczy.

– Wstydzisz się tego?

– Tak.

– Więc ciebie rozgrzeszam.

– Ojcze, ojcze, ojcze. – Obok mnie niespodziewanie znalazła się kobieta, która mocno przypominała przełożoną z klasztoru Sabiny. – I na co ci to wszystko? Mamy tutaj wszystkie możliwe grzechy, na przykład tamten tam wstydzi się, że całe życie nie powiedział żonie o chorobie, na którą leczył się przed jej poznaniem. Naprawdę myślisz, że masz moc, że jesteś w stanie naprawić ich wieloletnie zaniedbania? Nie do wszystkich dotrzesz. Niektórzy śpią albo mają teraz koszmary na jawie.

– Ojcze nasz, któryś jest… idź precz, zły duchu. – Zrobiłem znak krzyża, ale ona nadal tam była.

– Ta twoja religia jest pełna sprzeczności. Mówi, że oddanie życia za innego człowieka to najwyższa forma poświęcenia, a potępia samobójstwo. Nakazuje walczyć za ojczyznę i równocześnie gani za zabijanie ludzi. Nie zrzuca gromów na tych, co wyzyskują innych. Chwali Boga za to, że opóźnił jakiegoś pasażera i uchronił go od katastrofy, a nie mówi, że mógł do niej nie dopuścić. Albo wspomina o bałwochwalstwie i mamonie i pozwala na budowanie ogromnych bazylik i przyjmowanie samochodów od bezdomnych.

– Święta Mario, matko boża… – ścisnąłem krzyż na szyi i odwróciłem go w jej stronę.

 

Pedro

Kręciło mi się w głowie, a na czole miałem kropelki potu. Przed wylotem przeżyłem operację, podczas której zaszyto we mnie kilo koki. To miał być pierwszy i ostatni raz, a ja w końcu zrozumiałem, że zupełnie zawaliłem.

Przez lata sprzedawałem komputery, dzięki którym ludzie mogli być bardziej szczęśliwy. Interes nie szedł zbyt dobrze, i w końcu zdecydowałem się na desperacki krok, choć całe życie było przede mną.

I wtedy samolot rozpadł się na dwie części. Leciałem, wciąż przypięty do fotela, a przede mną nie było już nic, tylko samo niebo.

 

Na ziemi

– Mamo, co to są spadające gwiazdy? – Ośmiolatka pokazała palcem na kulę ognia, która powoli poruszała się po czarnym niebie.

– Szczęście, kochanie. Musisz zamknąć oczy i pomyśleć życzenie. Ale nie mów nikomu, bo się nie spełni.

Dziewczyna zacisnęła powieki, i to tak mocno, aż zaczęły ją boleć oczy. Chciała, żeby wrócił tata, i objął ją i mamę, zupełnie jak kiedyś. Brakowało jej tego. Bardzo.

 

Kilka lat później

Elementy raportu komisji NTSB

Lot trzy pięć siedem sześć stał kilka godzin na rozgrzanej płycie lotniska. Klimatyzacja pracowała przez cały czas, nie mając możliwości schłodzenia.

Kolejnym problemem okazał się jeden z przewodów. Po katastrofie TWA 800 z dziewięćdziesiątego szóstego sprawdzano je dosyć dokładnie, tym razem jednak mikropęknięcie pojawiło się w wyniku uderzenia piorunu.

Eksplozja oparów paliwa rozpoczęła reakcję łańcuchową, w której aktywnie uczestniczyły baterie litowo-jonowe z licznych gadżetów pasażerów.

Samolot rozpadł się. Niektórzy z lekarzy twierdzą, że ludzie w środku mieli świadomość przez dłuższy czas. Nie wszyscy zgadzają się z tą teorią i dowodzą utraty przytomności po pierwszym wybuchu. Najbardziej niepokojąca jest teza mówiąca o obecności efektu opisywanego w przypadku innych katastrof, w wyniku którego mózg pasażerów miał przyspieszyć swoją pracę i dać im złudzenie przeżywania nawet kilku godzin. Mogło to łączyć się z przeróżnymi halucynacjami.

 

Na jednej ze stron w internecie

„W stanie Ohio miała miejsce katastrofa jednego ze statków kosmicznych, a rząd próbował to zatuszować. Wykolejono pociąg ze skroplonym chlorkiem winylu. Podpalono rozlaną substancję. Powstały chlorowodór połączył się z parą wodną z powietrza, tworząc kwas solny. Ze statku obcych wystrzelono kapsułę ewakuacyjną, która przypadkiem przeleciała obok jednego z samolotów pasażerskich. Ten uległ katastrofie, i nikt nie przeżył.

Niektórzy badacze mówią, że dusze ludzi na pokładzie jumbo-jeta dostąpiły nieba i są symboliczną częścią czterdziestu czterech tysięcy naznaczonych z Biblii. Inni twierdzą, że mieli oni zaszczyt dostąpić reinkarnacji, i obecnie żyją na świecie w nowych ciałach. Pojawiły się też głosy o technologii kompresji czasu w środku maszyny, czego ma dowodzić kartka z testamentem w kieszeni jednego z pasażerów”

Koniec

Komentarze

Witaj

Parę razy zatrzymałam się podczas czytania przy usterkach językowych, jak np.:

Nasi bliscy, tam na ziemi, na pewno przeżywali katiusze, i najgorsze było to, że nie dało się z nimi skontaktować ani pozostawić kilku ostatnich słów.

George, nasz steward, najwyraźniej miał ręce pełne roboty, bo stanął przede mną bez marynarki, z zawiniętym rękami.

Początkowo próbowałem to zrzucić to na młodego doktora na stażu, który asystował, w końcu jednak opamiętałem się i złożyłem rezygnację. Nie chciałem jeszcze wracać do tego, co się wtedy stało, i gróźb, które kierowano w moją stronę.

W chwili takich jak ta czułem małość wobec wszechświata.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie… – modliłem się głowie, mocno zaciskając powieki.

 

Oglądałam kilka filmów o zachowaniu pasażerów, którzy byli – mniej lub bardziej – świadomi przeżywania katastrofy lotniczej. Wśród nich nasuwa mi się oczywiście „Lot 93” i „Ocaleni”. Za każdym razem byłam wstrząśnięta. To doskonałe produkcje, ale – nigdy więcej! Za bardzo “bolą”… Ogromnie trudno sobie wyobrazić odczucia ludzi w tak ekstremalnych sytuacjach. I mam wielką nadzieję, że takich katastrof będzie coraz mniej. A kilka lat temu mało sama nie stałam się ofiarą – latem 2014 r. jeden z samolotów pasażerskich, lecących „moją” trasą kilka godzin potem, został zestrzelony, wszyscy zginęli. Ty próbujesz pokazać rozmaitych ludzi, mających przecież tak różne problemy, przez pryzmat ich emocji i wrażeń w obliczu makabrycznych zdarzeń, jakie są ich udziałem. Przebija wiele wątków z relacji damsko-męskich, o seksie i jego „uprawianiu”, a nawet o seksualnych dewiacjach, choć oczywiście to nie jedyne myśli, jakie towarzyszą bohaterom. Mocne, dosadne, smutne.

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

O, jest i dyrektor elektrowni Bełchatów… ;)

 

Panicznie bałam się latać samolotami i na początku, widząc do czego historia dąży, nie wiedziałam, czy chcę czytać dalej. Ale doczytałam i… mimo, że mam gdzieś głęboko zakorzeniony strach, a czasem śni mi się przeciągnięcie, to nie odczułam żadnych emocji. Bardzo dużo seksu. Nawet zakładając jakieś paranormalne utrzymanie ich w świadomości po pierwszym wybuchu, stan zawieszenia w bramie między światami, to zachowanie pasażerów jest dość… dziwne. Rozumiem, że może zdarzyć parka, którą aż swędzi, by tak wykorzystać ostatnie chwile życia, ale żeby aż tylu, by wydawać numerki – dziwne. Tak samo spokój praktycznie wszystkich pasażerów, jest wspomniane o modlitwach i panice, ale tylko jeden lub dwóch rzeczywiście przejawiają strach; reszta spokojnie sobie gada, pogodzona z losem. 

Samoloty są bardzo odporne na uderzenia piorunów; ostatnia katastrofa tym spowodowana miała miejsce w latach sześćdziesiątych, od tego czasu wymyślono masę zabezpieczeń.

Piorun może uszkodzić głównie elektronikę, ale nie poszycie. Praktycznie każdy samolot regularnie obrywa :) Co prawda pare lat temu jeden z samolotów Aerofłotu oberwał piorunem i kilkadziesiąt osób zginęło w wyniku pożaru, ale z tego co pamiętam to było to tuż przy podchodzeniu do lądowania – reguła 3/8, że najwięcej katastrof jest w ciągu pierwszych trzech i ostatnich ośmiu minut, bo wtedy może pójść nie tak. Jeśli ktoś lądował wśród turbulencji to pewnie nieraz miał wrażenie, że zamiast lądować to zaraz rzuci o ten pas…

Sam pomysł w porządku, ale nawet mając awiofobię nie odczułam jakiegoś większego strachu ani emocji; głównie przez wspomniany brak wglądu w emocje bohaterów, czy raczej ich płaskość, wręcz obojętność wobec nadchodzącej katastrofy. Ewentualnie – gdyby to była katastrofa nagła, a ich życia się urywały w trakcie takich właśnie przyziemnych rozmów. Tylko wtedy trzeba by pominąć ich świadomość nadchodzącej śmierci.

Na plus też różnorodny przekrój pasażerów i motyw spadającej gwiazdy.

Ja tam ten sex w obliczu katastrofy odebrałam jako luźne nawiązanie do “Czy leci z nami pilot”. Lubię nawiązania, już masz plus u mnie.

Zrozumiałam z końcówki, że to ta kapsuła w nich grzmotnęła?

 

Ja tam wierzę, że człowiek w obliczu ostateczności może mieć różne myśli i pragnienia, nieraz zupełnie absurdalne i każdy z nas inaczej będzie się w obliczu katastrofy zachowywał. A jak? No cóż, tyle o sobie wiemy na ile nas sprawdzono, choć pewnych okoliczności większość z nas wolałaby nie sprawdzać.

Mnie twój tekst przekonał i wydał się nad wyraz absurdalnie autentyczny.

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

na pewno przeżywali katiusze, ← zabawna literówka

Było mi nie pasowało. ← ?

Przeczytałem

 

Tekst przypomina mini zbiór opowiadań, a właściwie szorcików. Jedne lepsze, drugie gorsze, zakończenie ciekawe. Interesujący eksperyment, jednak pozostanę fanem opowiadań o pojedynczej fabule.

Nowa Fantastyka