- Opowiadanie: dawidiq150 - Wspomnienia uzależnionego od mIRCa

Wspomnienia uzależnionego od mIRCa

Zapraszam do lektury mojego całkiem nowego i świeżego opowiadania. Pamiętacie czasy świetności kawiarenek internetowych? O tym jest ten krótki tekst :) Z niecierpliwością czekam na komentarze!!! :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wspomnienia uzależnionego od mIRCa

Mam bardzo dobrego przyjaciela, jest ode mnie dwa lata starszy i ma na imię Łukasz. Świetnie się dogadujemy, możliwe, że mają na to wpływ nasze znaki zodiaku, on jest wodnikiem, a ja rakiem. Mieszkamy w tym samym bloku, a znamy się od czasu, gdy moja rodzina się tu wprowadziła, to będzie już dziewięć lat. Nasi rodzice również się przyjaźnią.

W każdą sobotę, o tej samej porze chodzimy na basen, więc gdy zadzwonił domofon o godzinie czternastej trzy, wiedziałem, że to on. Zabrałem przygotowaną wcześniej reklamówkę z potrzebnymi rzeczami i nie podnosząc nawet słuchawki, krzyknąłem do mamy:

– Mamo, wychodzę na basen!

Następnie wybiegłem na klatkę i szybko zszedłem po schodach z drugiego piętra. Na zewnątrz czekał mój przyjaciel. Rozpoczęliśmy rozmowę, idąc w stronę przystanku autobusowego.

– Po basenie zaprowadzę cię w pewne miejsce, to będzie niespodzianka. – powiedział tajemniczo.

Na pływalni jak zawsze było fajnie. Korzystaliśmy z wszystkich dostępnych atrakcji; posiedzieliśmy w saunie, w dżakuzi, zjechaliśmy kilka razy ze zjeżdżalni, postaliśmy pod biczami wodnymi, nawet weszliśmy na chwilę na siłownie, która jest bardzo mała i znajduje się tam tylko kilka sprzętów. Gdy minęło pięćdziesiąt minut, a wiedzieliśmy to, bo w centralnym miejscu umieszczony jest wielki elektroniczny zegar, poszliśmy do przebieralni. Następnie chwilę później, wysuszeni i przebrani udaliśmy się do kasy, by potem opuścić pływalnie.

Ponownie czekał nas spacer na przystanek, jednak teraz musieliśmy przejść przejściem podziemnym na drugą stronę podwójnej ulicy. Po paru minutach przyjechał autobus, który zawiózł nas na „Pechnik”. Żeby być dokładnym powiem, że minęliśmy „nasz” przystanek i wysiedliśmy na następnym.

Niedaleko znajdował się sklep komputerowy. Wtedy Łukasz powiedział:

– Tydzień temu otworzyli kawiarenkę internetową i ja dostałem w niej etat. Właśnie tam teraz idziemy. Mówię ci to najlepsza praca na świecie, nawet nie praca – żachnął się – to przyjemność za którą dostaje się pieniądze.

Muszę dodać, że mój przyjaciel jest dość inteligentny i do tego bardzo dobrze zna się na komputerach, ale to oczywiste, bo inaczej by go tam nie zatrudnili.

– A co się robi w tej kawiarence? – spytałem, gdyż po prostu nie wiedziałem, nikt wtedy jeszcze nie miał w domu internetu.

– Głównie ludzie przychodzą na mIRCa, to taki program, dzięki któremu możesz na żywo rozmawiać z ludźmi z całej Polski. Inni grają w sieciowe gry. A jeszcze inni po prostu surfują po internecie.

– I cieszy się to powodzeniem?

– Ogromnym.

Dotarliśmy na miejsce. Zauważyłem, że sklep spożywczy, który się tu znajdował został zlikwidowany i zastąpiony nowym przybytkiem. Weszliśmy do środka. Widok był bardzo absorbujący. Przy ścianach było (jak później policzyłem) dwadzieścia sześć stanowisk komputerowych. Wszystkie zajęte. Na samym środku było jeszcze jedno i należało do pracownika kawiarenki, który pobierał opłaty i nawiasem mówiąc, również non-stop „IRCował”.

Do tego, przy jednej ze ścian stały krzesła, cztery zajęte przez oczekujących na swoją kolej nastolatków i dwa wolne. Cudowny klimat tego miejsca był niemal namacalny.

– Dzień dobry – powiedziałem.

– Dzień dobry – odezwało się kilka osób.

– Musisz poczekać – powiedział do mnie Łukasz, a sam podszedł do pracownika kawiarenki, który jak się później dowiedziałem miał ksywę Nomad i był starszy od Łukasza o dwa lata. Nomad posiadał długie, ciemne włosy związane z tyłu w kucyk i był niskiego wzrostu.

Rozpoczęli rozmowę. Trochę dla mnie niezrozumiałą, gdyż mówili o internecie i operowali słownictwem, którego nie znałem. Siedząc na krześle, przyglądałem się klientom kawiarenki. Zwróciłem uwagę na to, że niektórzy bardzo szybko piszą na klawiaturze.

Po piętnastu minutach zwolniły się cztery stanowiska i zajęli je ci, którzy byli tu wcześniej. Ja i Łukasz musieliśmy czekać jeszcze godzinę. Ale w końcu nadszedł ten moment.

Jedna godzina kosztowała cztery złote, lecz można było zaoszczędzić płacąc z góry za dwie i zapłacić nie osiem tylko sześć złotych. Prawie wszyscy z tego korzystali.

Zapłaciłem więc za dwie i usiadłem na numerze siedem, a Łukasz obok mnie na ósemce.

– Pierwsze co zrobisz, to załóż sobie konto e-mailowe. – powiedział do mnie – jest darmowe i to świetna rzecz.

– Tylko, że ja nie wiem jak – odparłem.

– Pomogę ci, wymyśl sobie tylko nazwę konta i hasło. Hasło nie zbyt łatwe, ale też takie żebyś go nie zapomniał.

Parę minut później, zadowolony miałem już swoją skrzynkę pocztową. Następnie mój przyjaciel poinstruował mnie jak wchodzić na pokoje w mIRCu. Okazało się to niczym trudnym. Wystarczyło w jednym z okienek wpisać „#nazwę” bądź wybrać ją z listy. Wpisałem „#katowice” i zacząłem zabawę.

To było niesamowite przeżycie. Przywitałem się na pokoju i po chwili, gdy zauważyłem, że użytkownicy mają bardzo duże poczucie humoru i ja zacząłem żartować. Bardzo się zdziwiłem, kiedy nagle mnie wywaliło, a na ekranie ukazał się napis „ban za niesmaczne żarty”. Wszedłem ponownie na #katowice i zapytałem, co się stało? Wyjaśniono mi, że na pokojach są administratorzy, którzy kiedy tylko im się zachce, mogą wyrzucić dowolną osobę z czatu.

Jednocześnie Nomad zauważył co się stało i poinformował mnie:

– Nie zaczynaj z tymi, którzy mają „@” przed nickiem.

Potem dowiedziałem się, że ban może być nie tylko wyrzuceniem z pokoju, ale też na jakiś czas uniemożliwić wejście do niego, a nawet całkiem to zablokować, do momentu aż osoba, która go dała nie zdejmie go.

Gdy skończył mi się czas, sprawdziłem czy mam przy sobie jeszcze jakieś pieniądze, okazało się, że mam pięć złotych, kupiłem więc dodatkową, trzecią godzinę. Zabawa wciągnęła mnie bez reszty i jak się potem okazało, też uzależniła.

Następnego dnia po szkole, wziąłem sześć złotych i udałem się ponownie do kawiarenki. Tym razem sam. Bawiłem się przednio, zresztą tak jak wszyscy. W międzyczasie przyszedł Łukasz i zmienił Nomada.

Od tego czasu chodziłem tam dzień w dzień. Pod koniec tygodnia skończyły mi się pieniądze. A okazało się, że z soboty na niedzielę organizowana jest tzw. „nocka”. Od dwudziestej drugiej, do szóstej rano, można było bawić w kawiarence. Opłata jednak wynosiła dwadzieścia złotych. Łukasz zaklepał mi miejsce, ale musiałem zdobyć pieniądze. Wsiadłem więc w autobus i pojechałem na drugi koniec miasta, w odwiedziny do babci. Od niej zdobyłem pieniądze.

Noc spędzona w kawiarence internetowej była niesamowitym przeżyciem. Na pokojach organizowano quizy, a o pierwszej w nocy Łukasz na jednym z komputerów puścił bardzo dobry, nowy film o wampirach, który ściągnął z internetu. Kto chciał, mógł oglądać albo tylko słuchać jednocześnie IRCując.

W końcu wybiła szósta, trzeba było iść do domu i odespać noc. W poniedziałek planowałem znowu iść do kawiarenki, jednak miałem problem, zabrakło mi już pieniędzy, a kieszonkowe dostawałem dopiero za tydzień.

Wpadłem na świetny pomysł.

W każdą niedzielę chodziłem na korepetycje z niemieckiego, do pani Wątkowskiej, która była młodziutką, bardzo fajną nauczycielką. Zajęcia trwały dwie godziny lekcyjne. Kosztowało to pięćdziesiąt złotych. Postanowiłem skłamać, że dziś mogę być tylko jedną godzinę. Tym sposobem zostało mi dwadzieścia pięć złotych.

W poniedziałek jednak w kawiarence zaistniała bardzo niemiła sytuacja. Gdy tylko wszedłem Nomad mocno mnie przy wszystkich ochrzanił:

– Decyzja byś miał zakaz tu przychodzenia wisi na włosku, w nocy dostałeś mnóstwo banów. Takich na stałe. Musieliśmy ingerować i przepraszać za twoje zachowanie, a także usprawiedliwiać cię.

Stałem się bardzo znaną osobą w kawiarence i nawet poza nią. Sława ta jednak była niechlubna. Nazwano mnie „IRCowym trollem”. Tym określeniem nazywano takich jak ja, niesubordynowanych.

Nawiasem mówiąc miało to pewien plus – przyciągało dziewczyny.

Jakoś tak się stało, że się zapomniałem i znowu rozpocząłem swoje wielkie wojny z innymi użytkownikami, polegające na obrzucaniu się błotem w żartobliwy sposób.

Gdy przyszedłem we wtorek. Nomad od razu zwrócił się do mnie.

– Masz zakaz wstępu, przynajmniej na mojej zmianie, niech Łukasz się z tobą męczy i zdejmuje twoje bany. A tu mam dowód – pokazał wydruk moich wczorajszych rozmów.

Od tej pory mogłem odwiedzać kawiarenkę wyłącznie na zmianie Łukasza. Minęła środa, czwartek i piątek. Znowu nadszedł czas na „nockę”. Niestety dyżur miał Nomad. Z bólem serca pogodziłem się z tym, że tym razem nie będę miał frajdy.

Gdy kładłem się w sobotę spać, bardzo żałowałem, że nie jestem teraz na mIRCu.

O godzinie pierwszej w nocy obudził mnie telefon.

„Kto to może być? – pomyślałem”

Pospiesznie wstałem z łóżka i wziąłem do ręki komórkę. Jakież było moje zdziwienie kiedy rozpoznałem głos Nomada.

– Tu Nomad! Przyjedź do kawiarenki, trzy mega laski chcą się z tobą widzieć.

– Co? – nie mogłem uwierzyć – Co to za żarty?

– Trzy laski, Dawid. Jak nie przyjedziesz to będziesz bardzo żałował.

– Ale czego one ode mnie chcą?

Chwila ciszy.

– Jedna mówi, że ma ksywę Biedronka84

Faktycznie z Biedronką84 rozmawiałem wiele razy.

– No dobrze przyjdę – odparłem po chwili namysłu – ale to może chwilę potrwać.

Nomad się rozłączył, a ja zacząłem w pośpiechu wrzucać na siebie ciuchy. Potem, po cichu by nikogo nie obudzić, wyszedłem z domu.

O tej porze autobusy jeździły rzadko, więc ruszyłem pieszo. Na miejsce dotarłem w piętnaście minut. Otwarłem drzwi kawiarenki i wszedłem.

To co ujrzałem, bardzo mnie zaskoczyło i nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Byłem kompletnie zdezorientowany. W środku oprócz moich znajomych, którzy teraz wpatrywali się we mnie ze strachem w oczach, stały trzy karły z przeźroczystymi hełmami na głowach i w maskach, świadczących o dużej wyobraźni tego kto je zaprojektował. Ubrani byli tak jakby urwali się z jakiegoś planu filmowego o obcych. W dłoniach dzierżyli karabiny wyglądające jak sikawki wodne używane w śmingus dyngus.

– Co to ma wszystko znaczyć? – zapytałem zdziwiony do granic możliwości.

– Cześć Dawid, jestem biedronka84.– powiedział do mnie jeden z karłów.

Parsknąłem śmiechem. Lecz dziwny osobnik zaczął tłumaczyć.

– Mieszkamy na statku – wskazał palcem górę – ukrytym w specjalnej chmurze. Nasi rodzice badają waszą planetę, a my IRCujemy. Trzy czwarte waszej doby, non-stop. Poza spożywaniem posiłków i spaniem nie robimy nic innego. Ty Dawid jesteś naszym ulubionym rozmówcą. Dowiedzieliśmy się, że dostałeś tutaj zakaz wstępu. Przybywamy w tej sprawie.

Następnie karzeł zwrócił się do Nomada:

– Odwołasz zakaz, albo zabierzemy cię na nasz statek i obedrzemy ze skóry. Rozumiesz?

– Taak – Nomad był przerażony nie na żarty.

– To wszystko. Wracamy do siebie.

I wyszli. Gdy po chwili ochłonąłem, wybiegłem prędko na zewnątrz. W świetle latarni ujrzałem jak wsiadają do swojego niewielkiego statku, o bardzo skomplikowanej budowie. Krzyknąłem:

– Dziękuję!

– Zaraz pogadamy na pokoju #katowice.

Obcy miał rację, jeśli to wszystko było prawdą, a nie snem, halucynacją czy żartem w stylu „ukrytej kamery” to faktycznie już za chwilę – pomyślałem – będę mógł z nimi dalej rozmawiać.

Od tej pory nie musiałem przejmować się specjalnie banami. Choć zmieniłem nieco swoje zachowanie.

Nadal miałem problem ze zdobyciem pieniędzy, ale naprawdę sytuacja wyglądała tak, że codziennie udawało mi się jakoś je skombinować.

Koniec

Komentarze

Witam!

 

Gdy skończył mi się czas, sprawdziłem czy mam przy sobie jeszcze jakieś pieniądze, okazało się, że mam pięć złotych, kupiłem więc dodatkową, trzecią godzinę. Zabawa wciągnęła mnie bez reszty i jak się potem okazało, też uzależniła.

Następnego dnia po szkole, wziąłem sześć złotych i udałem się ponownie do kawiarenki.

Tekst aż puchnie od zaimków. Sam mam z nimi problem, wręcz darzę je pewną sympatią, więc jak już mi zaczynają przeszkadzać, to jest źle.

 

Trzy czwarte waszej doby, non-stop.

:) A to mnie rozbawiło. To “non-stop”, czy “trzy czwarte doby”?

 

Co do samej fabuły:

Uważam, że tekst jest zaburzony moralnie. Z jednej strony (i jak sugeruje tytuł opowiadania) poruszasz problem uzależnienia od internetu. Z drugiej strony brak jakiejś “nauczki” dla bohatera, a wręcz przeciwnie – tekst kończysz, niemal optymistycznym – “Nadal miałem problem ze zdobyciem pieniędzy, ale naprawdę sytuacja wyglądała tak, że codziennie udawało mi się jakoś je skombinować.” 

Druga sprawa moralnie wątpliwa: z jednej strony opisujesz bohatera jako jakiegoś mistrza internetowych trolli, a z drugiej strony nie spotyka go jakaś kara. Wręcz przeciwnie – zdobywa uznanie kosmitów. 

Dlatego uważam, że moralność tej opowieści jest mocno zachwiana. Chyba, że ten tekst miał być peanem na temat uzależnienia od internetu i bycia trollem?

Ja jestem prosty chłop, u mnie musi być puenta jednoznaczna. Jak u Dostojewskiego: jest zbrodnia, to musi być i kara.

Nie wiem co myśleć o tym, że ci kosmici przybyli do bohatera i, zamiast z nim porozmawiać, woleli się spotkać na czacie… Choć może jest w tym jakaś gorzka refleksja na temat współczesnego społeczeństwa, które woli spotkać się online niż w cztery oczy. 

Finał taki trochę na siłę, jak flaszka wyciągnięta za paska spodni.

 

Ale tekst ma też swoje plusy. I to SPORE. Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Ma to wszystko bardzo fajny, sielski klimat. Brawa za to! Polubiłem bohatera i zaintrygowało mnie dokąd to wszystko zmierza. 

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Witam Nazgul !!!.

 

Wielkie dzięki!!! Będę wiedział następnym razem na co zwrócić uwagę!. Ogromnie się cieszę z tego co napisałeś

Jestem niepełnosprawny...

Nareszcie odbijam się od dna, tak to czuję :)

 

Pozdrawiam!!!!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Myślę, że niepotrzebnie silisz się na fantastykę w swoich opowiadaniach. Ta część o uzależnieniu od internetu, o byciu trollem, o problemach z pieniędzmi – naprawdę dobrze się to czytało. A przecież to była czysto obyczajowa literatura. Za to ci kosmici z finału byli jak królik wyciągnięty z kapelusza.

Niektóre historie tracą na zbyt nachalnej fantastyce, a niektóre w ogóle jej nie potrzebują.

 

Nareszcie odbijam się od dna, tak to czuję :)

Przyjacielu, od jakiego dna?! Ten tekst jest zbyt dobry, by dno mógł dostrzec choćby przez lornetkę! Jest trochę do poprawy i do przemyślenia, ale to NIE JEST ZŁE!

 

Chętnie przeczytam Twoje kolejne teksty!

 

Twój oddany czytelnik, 

Nazgul

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Witaj, Dawidzie. :)

Pomysłów Ci nie brakuje i cieszy mnie, że tak ciekawie realizujesz swoją pasję. ;)

Co do kumpli, to nie wiem, pewnie zawsze jakoś się dogadują, natomiast znam kilka układów Wodnik-Rak i nie są to dobre układy, chyba że wspomniany Wodnik jest wcześniakiem i miał być Rybką – wówczas “Trygon Wodny” obu tych znaków Zodiaku (brak jeszcze tylko pełnego emocji Skorpiona) wygląda wręcz wspaniale i rzeczywiście osoby rozumieją się bez słów. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witaj moja kochana bruce !!!.

 

Dzięki za komentarz!!!!!! Co do znaków zodiaku to przeczytałem mnóstwo książek na ten temat. I zauważyłem, że niektóre rzeczy (mam na myśli powinowactwo) są takie same w tych książkach a inne nie – raz pisze tak, a raz inaczej. Ale jak jest miłość to wszystko można znieść :))))))))

Jestem niepełnosprawny...

on jest wodnikiemPRZECINEK a ja rakiem.

Przy ścianach stało (jak później policzyłem) dwadzieścia sześć stanowisk komputerowych. ← może: było umieszczone/ było.

Siedząc na krześlePRZECINEK? przyglądałem się klientom kawiarenki.

Kosmici wyskoczyli Ci, jak królik z cylindra. Myślałem, że po to, by dać bohaterowi nauczkę za zachowanie banowane, a tu wręcz przeciwnie. Brakuje mocniejszego podkreślenia uzależnienia od mIRCa oraz konsekwentnej kary za naganne zachowanie i ‘kombinowanie’ pieniędzy. 

Moja Mama uwielbiała czytać charakterystyki znaków (w które mocno wierzyła), szczególnie Leszka Szumana. :)

Rzeczywiście, Dawidzie, miłość jest najpotężniejsza. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Dzień dobry Koala75 :)))

 

Dzięki za poprawki, fajnie, że przeczytałeś!!!

 

Pozdrawiam@@@

Jestem niepełnosprawny...

Rozbawiłeś mnie, Dawidzie :)

Przynoszę radość :)

Mam odczucia jak Nazgul; bohater jest postacią negatywną – nie dosyć, że jest trollem, to jeszcze oszukuje rodziców w kwestii pieniędzy – a za to wszystko spotyka go nagroda, bo przylatują kosmici i umożliwiają mu dalsze naganne zachowanie.

Ci kosmici też wyskakują nagle jak diabeł z pudełka.

Babska logika rządzi!

Anet dzięki.

 

Finkla dajcie spokój, to humorystyczne opowiadanie, trzeba patrzeć na nie z przymrużeniem oka.

Jestem niepełnosprawny...

Hmmm. Nie zauważyłam humoru.

Babska logika rządzi!

Ja nie piję w ogóle alkoholu.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka