- Opowiadanie: Sobb - Katowice 2085

Katowice 2085

Jest to pierwsze opowiadanie, które napisałem i które publikuję. Akcja rozgrywa się w cyberpunkowych Katowicach, w roku 2085. Opowiada o Kubie, młodym najemniku, który dostał zlecenie pewnego zwykłego wieczoru. Opowiadanie ze względu na swój format jedynie lekko zarysowuje świat, który mam nadzieję rozwijać w przyszłości. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Katowice 2085

 

Śruba 2.0. Bez wątpienia speluna kontynuowała najlepsze tradycje baru zamkniętego kilkadziesiąt lat temu. Niegdyś przystań dla studentów, którzy chcieli wypić piwo za parę złotych pomiędzy wykładami, dzisiaj miejsce, w którym łatwiej dostać po mordzie niż zamówić piwo, które w jakikolwiek sposób może zaspokoić gusta nawet niewytrawnego konsumenta. Ulica Mariacka już od kilkunastu lat przestała być imprezowym centrum miasta, które znacznie się zdecentralizowało. Metropolia Górnośląska w końcu zaczynała być metropolią z prawdziwego zdarzenia. Megamiasto żyło swoim życiem, zwłaszcza w nocy – trudno więc takie życie nagromadzić na jednej tylko ulicy. Na Mariackiej pozostała „stara gwardia” oraz osoby, które nie miały się gdzie podziać. Były też osoby, które szukały roboty, a co za tym idzie, także osoby, które tą robotę gotowe były dać. 

 

Kuba wybrał Śrubę 2.0 z przyzwyczajenia. Ostatnimi czasy każdy wieczór kończył się albo piciem w samotności do telewizora albo brudną robotą. Czyli wybór był prosty – albo własne mieszkanie i samotność albo Śruba. Dzisiaj miał wolne. Zmęczony monotonią postanowił wyjść na miasto.

 

-Młody, chodź na chwilę! – gruby głos jakimś cudem przebijał się przez dźwięki Black Sabbath, które wypełniały całe pomieszczenie. Kto jeszcze słucha w tych czasach Black Sabbath? Prawdopodobnie Masorz – właściciel tego niezbyt dźwięcznego głosu. Był to łysawy, tęgi mężczyzna w średnim wieku, noszący zazwyczaj okulary słoneczne (oczywiście niezależnie od pory roku i tego czy akurat znajduje się na świeżym powietrzu czy też w pomieszczeniu) i kapelusik. Wiele osób w pierwszej chwili myślało, że to jakiś wokalista śpiewający śląskie szlagiery (gatunek przeżywający ostatnimi czasy renesans w pewnych kręgach) w internecie. Nic bardziej mylnego. Pod tą powłoką miłego, chociaż nic nie znaczącego faceta, krył się ktoś, kto rządził jednym z najpoważniejszych gangów w Katowicach. Ktoś, kogo warto znać, chociaż strach. Kuba bujał się na mieście już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że kiedy Masorz zaprasza cię do stołu, możliwość odmowy jest zaledwie iluzoryczna. Zwłaszcza, jeżeli masz u niego dług. Nic więc dziwnego, że chłopak jak na zawołanie usiadł przy stoliku. 

 

-Słuchaj, tak jak się umawialiśmy, pieniądze dostaniesz maksymalnie do końca miesiąca… – Kuba zaczął się tłumaczyć, chcąc uniknąć ewentualnych nieporozumień i karcącego wzroku fixera, który zazwyczaj zwiastował większe kłopoty. 

-Nie, nie. Spokojnie. Mam dla ciebie ofertę, dzięki której nie będziesz musiał zbierać pieniędzy. Moje chłopaki są dzisiaj na robocie, a ja potrzebuję odzyskać coś, co należy do mnie. Całe szczęście wpadliśmy na siebie. – Kuba doskonale wiedział, co to oznacza. Pozory miłej propozycji to tak naprawdę jednostronna zmiana formy spłaty umowy pożyczki, z czym musiał się liczyć prosząc Masorza o pomoc. Nie było innej możliwości. Trzeba było się zgodzić. W przeciwnym wypadku chłopaki po skończonej robocie, przynajmniej ci z nich, którzy z roboty wrócą, wybiorą się do jego mieszkania. I wtedy Kuba będzie miał już pewność, że Masorzowi się nie odmawia. Przejdzie szybką rekonwalescencję (na która będzie musiał zapożyczyć się u kogoś innego) i będzie mógł  z otwartymi ramionami przyjąć kolejną propozycję. 

-Wystarczy, że przejdziesz się do Gigajednostki. Na 37 piętro. Jeden ćpun zabrał z ciała jednego z moich chłopaków wszczep pamięciowy na jakimś lewym ravie. Stary RT 500, niby wiekowy, ale w dalszym ciągu pozwala na hakowanie prostych dostępów do drzwi. Niedobrze byłoby, żeby ktoś mógł z niego wyczytać historię akcji, sam rozumiesz…

-Oho, zaczyna robić się ciekawie – pomyślał Kuba – 37 piętro gigajednostki, lewy wszczep…

-Mieszkanie numer 1222. Grzecznie przekaż mu informacje, że musi rozstać się z nowym nabytkiem. A potem zresetuj mu dane zapisane na dysku… – Masorz dokończył z uśmiechem. Kuba nienawidził tej jego okropnej maniery odnoszenia nazw zwykłych czynności do działania komputera, jak u typowego wujka w latach 80 XX wieku. „Zresetuj dane zapisane na dysku”. Jak można nazywać tak obicie komuś mordy do nieprzytomności. Zamiast wygłoszenia swojego zdania co do używanych środków lingwistycznych przez Masorza, Kuba wydał z siebie tylko lekki uśmiech. Pożegnał się i odszedł nie dokańczając swojego piwa. Co miał innego zrobić? Czułby na swoich plecach wzrok tego grubego kretyna jeszcze przez jakieś 20 minut. Zdecydowanie lepszym pomysłem będzie zabranie się jak najszybciej do roboty, zanim ktoś inny nie przyjdzie zresetować jego twardego dysku…

 

Wyszedł z lokalu. Ulica Mariacka tętniła życiem, jak zawsze. Skierował się do gigajednostki. Po drodze nie myślał za dużo, po prostu starał się zagłuszyć myśli, które przychodziły mu do głowy w związku ze spotkaniem Masorza. Skoncentrował się na widoku miasta, które koniec końców mu się podobało. Na dolnym poziomie pełne było neonów, wykonanych z gustem, w starym stylu. Niektórzy wynajmujący starali się wyłamać z tych prostych estetycznych granic i tworzyli neonowe reklamy, które wyświetlały zmieniające się informacje, co burzyło przestrzenny ład, ale w zasadzie też można było się przyzwyczaić – taki urok. Gdyby spojrzeć w górę, zobaczyłoby się masę wieżowców, które powstawały ostatnio w przyroście geometrycznym. Zwiększone potrzeby mieszkaniowe oraz rozwój gospodarczy sprawił, że Katowice stawały się jednym z najbardziej atrakcyjnych miast w Polsce tak dla wielkich firm jak i zwykłych ludzi. W nocy na wieżowcach często wyświetlano reklamy. Znak czasów. Ruchy antykonsumpcjonistyczne przegrały walkę, dzisiaj co najwyżej można sobie ponarzekać w internecie jak to źle wybrał świat. Kuba jednak o tym nie myślał. Nie było sensu. Miał robotę do zrobienia.

 

***

Gigajednostka była miejscem obrzydliwym. Nie do końca wiadomo kto był bardziej szalony – ktoś, kto w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku postanowił wybudować na alei Korfantego superjednostkę czy ten, kto w 2050 postanowił ją kilkakrotnie powiększyć, nadbudowując kolejne kondygnacje budynku i rozszerzając go, tworzą gigajednostkę. Już wcześniej superjednostka funkcjonowała jako osiedle. Przy teraźniejszych rozmiarach można było o niej mówić już raczej jako o dzielnicy. O ile mieszkania wchodzące w skład pierwowzoru stanowiły raczej mieszkania emerytów, rzadziej studentów Uniwersytetu Metropolitalnego bądź Śląskiego Uniwersytetu Biomedycznego, to nowo powstałe elementy budynku stanowiły już całkowitą mozaikę. Kilka pięter korposzczurów, kilka pięter użytkowych (raczej były to sklepy, bary i kluby) no i kilka pięter slumsów. Pozostałe kilkadziesiąt pięter stanowiły mieszkania zwykłych ludzi. Był też jeden kościół, raczej mały, ale skutecznie utrudniający życie pozostałym mieszkańcom. Jakiś oddział Reformowanych Lefebrystów. Kuba nie wiedział, nie interesował się. Wiedział tylko, że dźwięk dzwonów o szóstej rano codziennie budził ludzi z kilku sąsiednich pięter. Najbardziej znane były jednak slumsy. Co tam się działo, przechodziło często ludzkie pojęcie. Policja i straż metropolitalna praktycznie codziennie wynosiły kogoś w złotym worku. Raczej nikt nie chodził tam z własnej woli – zmuszały go do tego zazwyczaj albo względy ekonomiczne albo zdrowotne (trzeba przecież dbać o to, żeby nie złapać syndromu odstawienia). 

 

-Lokator czy gość? – dźwięk portiera przerwał natłok myśli Kuby. Świat się zmienił w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Jedna rzecz nie zmieniła. Portier w gigajednostce. Roboty, kamery, karty magnetyczne – spotkać je można w praktycznie każdym miejscu w Katowicach. Ale nie w gigajednostce. Tutaj wchodzące osoby wita portier. Człowiek. Po sześćdziesiątce.

-Gość, do mieszkania 1222. – odparł Kuba, co zostało odnotowane w, a jakże, papierowej książce odwiedzających

-Zapraszam do windy, usłyszał krótką odpowiedź. 

 

Windy w gigajednostce zostały wprawdzie zmodernizowane, jednak ciągle pozostało aktualne pytanie towarzyszące każdemu lokatorowi od momentu powstania pierwowzoru – czy nie szybciej będzie wejść schodami samodzielnie. Niestety, w miejscu dawnych schodów powstały mikrokawalerki (a w zasadzie miejsca na łóżka), dlatego Kuba musiał skorzystać z windy. Pierwsze piętro. Drugie. Piętnaste. Droga dłużyła się niesamowicie, za co zresztą Kuba był niezmiernie wdzięczny. Nie chciał wysiadać na piętrze trzydziestym siódmym. Nikt nie chciał. Mimo wszystko drzwi windy otworzyły się po dotarciu do celu, chociaż też jakoś od niechcenia.

 

Zaskakujące dla Kuby było to jak szybko można doprowadzić korytarz tego budynku do ruiny. Oczywiście mieszkańcy nie należeli do katowickiej elity, ale jednak nie oznacza to od razu, że na podłodze muszą walać się puszki po piwie, niedopałki papierosów, gumki i innego rodzaju zużyte przedmioty. Podróż przez korytarz była ciekawym doświadczeniem – od dźwięków kłótni, imprez, bijatyk po dźwięk programu telewizyjnego dla dzieci. Ta ostatnia rodzina chyba nie miała tu najłatwiejszego losu. Po kilku minutach dotarł do mieszkania 1222. Nacisnął na dzwonek. Nie działa. Któż by się spodziewał takiego obrotu sprawy. Zapukał energicznie do drzwi. Momentalnie w zasadzie usłyszał kroki, po czym drzwi się otworzyły. Stał w nich niski mężczyzna, na oko trzydzieści lat. Tłuste, długie włosy i wszczep optyczny starej generacji. Nie trudno było go rozpoznać – tęczówka świeci się dzięki niemu na niebiesko i ostentacyjnie zwęża się przy skanowaniu informacji.

-Ktoś pan? – zapytał nerwowo mężczyzna

-Maciek, z piętra wyżej. Musimy porozmawiać – powiedział Kuba pchając przed siebie drzwi. Facet nie protestował. Zdał chyba sobie sprawę z tego, że kiedy ktoś wchodzi do jego mieszkania nie pytając go o pozwolenie i pchając drzwi, opór nie ma sensu. Zwłaszcza, gdy postura napastnika jest odwrotnie proporcjonalna do jego postury.

 

Kuba rozejrzał się po mieszkaniu. Było raczej schludne, odpowiadające bardziej mieszkańcowi niższych poziomów budynku. No cóż, nie każdego stać na wynajęcie mieszkania w okolicy, która mu odpowiada. Masa sprzętu elektronicznego (co nie stanowiło większego zaskoczenia), z dużym natężeniem sprzętu starego (co już mogło stanowić pewne zaskoczenie). 

-Słuchaj… potrzebuję porady informatycznej – wymyślił coś na prędko Kuba, chcąc jakimś sposobem uśpić czujność faceta – ostatnie czego potrzebował to krzyki, które mogą zwabić sąsiadów, zwłaszcza tych urządzających sobie bijatykę w swoim mieszkaniu. 

-Ale… ja się nie znam na informatyce – odpowiedział mężczyzna, wyraźnie poddenerwowany.

-Masz tu sporo sprzętu… wygląda jakbyś się znał.

-W zasadzie jestem bardziej kolekcjonerem. Coś w rodzaju antykwariusza… – w jego głosie można było słyszeć wyraźną niepewność powodowaną strachem.

-Rozumiem. W takim razie potrzebuję informacji o wszczepie, starszej generacji. RT 500. Nie stać mnie w tym momencie na nic nowszego, a nie umiem go zaktualizować. 

Faceta zamurowało. Drżał. Dosłownie przed chwilą do jego mieszkania wparował łysy typ z brodą, ubrany w skórzaną kurtkę i koszulkę Fat Cowboys, spokojnym głosem pytając go o coś, na czym się wprawdzie zna, ale nie chwali się na lewo i prawo, że się na zna. 

-T.. Tak jak… mówiłem, nie znam się na tym. Czy m….m…mógłbym prosić, żebyś opuścił moje mieszkanie? Pr… Próbuję prac…– zdania nie zdążył dokończyć, bo zręcznym ruchem Kuba przyparł go do ściany trzymając za gardło.

-Nikomu nie musi stać się krzywda, wystarczy że oddasz mi RT 500, który wyciągnąłeś z szyi martwego ćpuna w Inqubatorze parę dni temu.

Mężczyzna próbował coś mówić, ale z tonu jego jęków Kuba odczytał, że były to zaledwie chęci dalszego tłumaczenia swojej niewiedzy. Poskutkowało to uderzeniem z pięści w twarz. Kuba puścił faceta.

-To… to nie jest takie proste… 

-Wręcz przeciwnie – proste jak jebanie. 

-Nie do końca… Na RT 500 bardzo szybko znalazł się kupiec. Wyczyściłem go… rzecz jasna pod względem zewnętrznym – z krwi i innych zanieczyszczeń i wystawiłem na sprzedaż. Mniej więcej w ciągu 15 minut otrzymałem przelew. 

-Nie dobrze. Nie dobrze dla Ciebie i dla mnie…

-Ten RT 500 miał, jak się okazało po oczyszczeniu, oznaczenie. Nie trudno będzie go wytropić, dasz sobie radę, sądząc po tym z jaką łatwością wpierdalasz się do cudzych mieszkań.

-Kto kupił wszczep?

-Nie jestem do końca pewien, moi klienci są anonimowi. 

-A ja jestem pewien, że przy odpowiedniej zachęcie – powiedział Kuba wyciągając pistolet – będziesz w stanie wyśledzić kto kupił ten wszczep. 

 

Nie minęło pół godziny, a mężczyzna znalazł rozwiązanie. To było dosyć długie pół godziny. Facet nie miał telewizora ani żadnego piwa w lodówce. Przy całym swoim talencie do elektroniki, nie wyłączył czujników dymu, które zablokowałyby pomieszczenie (jako potencjalne źródło pożaru), więc Kuba nie mógł nawet zapalić. W międzyczasie facet wstukiwał kolejne cyferki na klawiaturze, rozbrajając szyfr jak na jakimś filmie z początku XXI wieku. Kuba był w szoku, że tak może wyglądać praca netrunnera. Wyglądało to dosyć karykaturalnie. Był pewien, że w dzisiejszych czasach całą robotę robią wszczepy i wszystko odbywa się niejako w głowie hakera. Otóż najwyraźniej stare metody w dalszym ciągu są w cenie. 

-Teodor Wyszewski. Pierwszy Komisariat Policji w Katowicach.

-Kurwa. 

-Pocieszające jest jedynie to, że nie ma to związku z oficjalnymi działaniami policji. Gdyby tak było, prawdopodobnie byśmy już nie rozmawiali. 

-Nie o to chodzi. No nic, w każdym razie muszę obić Ci mordę, takie są procedury,

-Nie ma żadnych pro… – prawdopodobnie w tym momencie nastąpiłby wyraz głębokiego sprzeciwu co do wypowiedzi Kuby, sugerującej jakoby działał on w ramach jakiegoś konkretnego kodeksu zawodowo-etycznego. Niemniej, niezależnie od jakości argumentów zawartych w wypowiedzi, pięść Kuby, wzmocniona metalowymi wszczepami, uniemożliwiła mu ich wypowiedzenie. Następnie seria kopniaków w podbrzusze, wyjątkowo nieprzyjemnych, bowiem wykonanych butem z metalowym podbiciem, dodatkowo jeszcze z dużym impetem (nogi Kuby również były usprawnione za pomocą wszczepów) sprawiły, że nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, za wyjątkiem żałosnego jęku. 

-Słuchaj, musiałem, inaczej skasował by cię Masorz

-yyy

-Nie wiem dokładnie co mówisz, ale uznam to za wyraz szczerego podziękowania. Nie czuj się urażony. Odezwę się do Ciebie, jak będę czegoś potrzebował. Możesz mi się przydać. 

Następnie Kuba wyszedł z budynku wiedząc, że to dopiero początek jego kłopotów. 

 

***

Wyszewski to było nazwisko, które się znało. Nie, żeby policja w Katowicach działała specjalnie sprawnie, co to, to nie. Niestety wśród funkcjonariuszy znajdywali się także nadgorliwcy. Ich fanatyzm objawiał się na różnych płaszczyznach – niektórzy swoje działania skupiali na sprzedaży wszczepów bez certyfikatów Konfederacji Europejskiej, inni przeciwdziałali handlowi nielegalnymi narkotykami, a jeszcze inni opierali się na działalność gangów. Pech chciał, że ci ostatni musieli przejmować, siłą rzeczy, część roboty po przedstawicielach pozostałych dwóch kategorii. Wyszewski traktował swoją robotę jak misję. Chodziły plotki, że czasami działa na własną rękę i tak też musiało być w tym wypadku. Niestety nie jest to dobra wiadomość ani dla Masorza, ani dla Kuby. Co do pierwszego – oznacza to prawdopodobnie, że Wyszewski na niego poluje. Co do zaś Kuby – oznacza, to że będzie musiał z Wyszewskim się spotkać. Masorza prawdopodobnie średnio obchodzi na tym etapie, kto ma wszczep. Liczą się efekty, a sam fakt, że efekty te są trudne do osiągnięcia jest raczej zmartwieniem Kuby, nie Masorza. 

 

Wyśledzenie Wyszewskiego nie będzie należało do najtrudniejszych, pomyślał Kuba. Jest to przecież zwykły gliniarz, który stoi na bakier z pieniędzmi. Prawdopodobnie przesiaduje gdzieś w barze razem z innymi podobnymi sobie. Niestety nie jest najlepszym pomysłem wchodzenie z buta do baru pełnego policjantów i innych ochroniarzy. Trzeba działać więc dwutorowo. Plan, który wymyślił sobie Kuba był dosyć prosty. Poda się za matkę, której córka padła ofiarą gangu Masorza. Matka będzie roztrzęsiona i z powodów osobistych nie będzie chciała iść bezpośrednio na posterunek policji. Znacznie lepszym rozwiązaniem będzie anonimowe spotkanie w Parku Kościuszki. Wtedy Kuba będzie mógł wziąć Wyszewskiego z zaskoczenia, zabrać co potrzebuje i bezpiecznie oddalić się z miejsca zdarzenia w kierunku ulicy Mariackiej. Ten plan wydawał się zbyt prosty, żeby mógł się udać, jednak w dalszym ciągu było to najlepsze, co Kuba zdołał wymyślić. 

 

Niestety, plan wymagał też poczynienia pewnych nakładów finansowych, które jednak zostaną zrekompensowane przez spokój, którymi Kuba będzie się mógł cieszyć. Skontaktował się z Jokerem, swoim zaufanym netrunnerem. 

-Słuchaj, sprawa jest. Potrzebuję telefon zarejestrowany na kobietę w okolicach pięćdziesiątki. Najlepiej, żeby miała jak najmniej w papierach, ale żeby jej historia wyglądała wiarygodnie. No i chciałbym też na wszelki wypadek, żeby telefon miał modulator głosu, na wypadek, w którym trzeba by było porozmawiać, żeby nie było przypału.

-Nie ma najmniejszego problemu. To będzie dwa tysiące złotych. 

-Kurwa. – w tym momencie w bankowym interfejsie wszczepu Kuby słychać było dźwięk wykonywanego przelewu. 

-Przyjdź do mnie za dwie godziny. 

 

***

Mieszkanie Jokera stanowiło niewielką kawalerkę w dolnych partiach kukurydz na Osiedlu Tysiąclecia. Podobnie, jak w przypadku gigajednostki, XX-wieczne budynki zostały nadbudowane nowymi konstrukcjami tak, by zaoszczędzić trochę miejsca. Na Tysiącleciu mieszkali głównie studenci, korposzczury oraz (w niewielkim oczywiście zakresie) potomkowie właścicieli oryginalnych budowli. Joker zaliczał się do tej ostatniej grupy. Wygląd mieszkania doskonale zdradzał, że jest to mieszkanie po babci, do którego wprowadziła się pod koniec swojego życia.  W szczególności zdradzały to meble, bo chyba tylko sprzęt elektroniczny, którym wypełnione było główne pomieszczenie zdradzał, że mieszkanie użytkowane jest w roku 2085. 

-Dobrze, słuchaj, wgram Ci teraz oprogramowanie, które pomoże Ci nadawać wiadomości ze zmienionym głosem. – powiedział Joker – Nie jest to co prawda szczyt techniki, ale mamy ograniczone fundusze. Na takiego zwykłego psa powinno wystarczyć.

-Facet nie jest zwykłym psem – odpowiedział ponuro Kuba

-Za to ty, kurwa, jesteś najbardziej stereotypowym i pompatycznym gangusem, który chce zajebać psa. Dokładnie takich słów użyłby ktoś ponury, który chce zajebać psa. „To nie jest zwykły pies…”. Zwykły, niezwykły, to w dalszym ciągu pies, nie będzie węszył co do technikaliów, będzie chciał albo pomóc komuś w potrzebie, albo nabić sobie punktów za udaną akcję. Na wszelki wypadek dorzucam bonus. Wgrałem ci też wirusa, który będzie w stanie wyłączyć podstawowe sprzęty na chwilę. Napisałem go wczoraj w nocy, więc może nie być najlepszej jakości, ale zawsze lepiej jest mieć coś takiego w zanadrzu, niż nie mieć.

-Brzmi to przekonująco, jakby nie było – potwierdził Kuba. W rzeczywistości nie brzmiało to w ogóle przekonująco. Czuł, że porywa się na głęboką wodę. O Wyszewskim ludzie mówili różne historie. W gruncie rzeczy wszystko to mogło stanowić miejską legendę, jednak Kuba nie chciał przekonywać się o tym na własnej skórze. Odczekali chwilę, zanim oprogramowanie na dobre się zainstalowało. 

-Dobra, powiedz coś – powiedział z wyraźną satysfakcją Joker

-Zapierdolę Ci matkę – powiedział Kuba, jednak nie swoim głosem, lecz zapłakanej kobiety. Oprogramowanie działało na pierwszy rzut oka idealnie. Joker był tym faktem widocznie zaskoczony, co tylko spotęgowało wątpliwości Kuby co do jego przekonania, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. 

 

***

Prawdę mówiąc Kuba był pewien, że wszystko idzie zgodnie z planem. Nie wiedział tylko, z czyim planem. Faktycznie, Wyszewski stawił się na wskazanym podczas rozmowy miejscu. Na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo typowo. Dłuższe, krucze włosy (oczywiście tłuste), wąsy i lekki zarost no i oczywiście płaszcz. Do pełnego wyglądu kliszowego policjanta, który chce wziąć sprawy w swoje ręce, brakowało mu chyba jeszcze papierosa w ustach i padającego na około deszczu. Pojawienie się Wyszewskiego nie świadczyło jeszcze o tym, że dał się nabrać. Równie dobrze mógł rozpoznać fakt, że ktoś chce go wrobić i przyjść przygotowanym. 

Kuba czekał na dogodny moment. Nie obchodziło go zbytnio czy pojawią się jacyś świadkowie zdarzenia. Mimo wszystko były to Katowice, zwłaszcza w okolicach parku Kościuszki bójki były czymś na porządku dziennym. Chodziło o to, by wybrać taki moment, którego Wyszewski nie będzie się spodziewał. Starając się nie tracić zbyt dużo czasu (stary może w pewnym momencie uznać, że został wystawiony i po prostu sobie pójść), podszedł w jego kierunku i przystawił lufę pistoletu do jego pleców.

-Dawaj wszczep RT 500 – powiedział przez zęby.

-Chłopczyku, spierdalaj stąd, bo stanie ci się krzywda.

-Nie żartuję, wyskakuj z wszczepu i wypierdalaj.

-Skoro tak mówisz… – słysząc te słowa Kuba odleciał. Oczy mimowolnie mu się zamknęły, a ciało runęło na ziemię.

 

***

Nie spodobało mu się to, co zobaczył po obudzeniu. Szczerze mówiąc nikomu myślącemu w miarę logicznie nie spodobałby się ten widok. Kuba leżał przypięty do czegoś w rodzaju fotela operacyjnego, używanego przy montowaniu wszczepów. Do jego portów wpięte były jakieś kable, idące prosto do komputera, za którym siedział Wyszewski. Facet musiał go analizować. Na szczęście technologia nie poszła jeszcze na tyle do przodu, żeby można było wyczytać myśli danej osoby z jej wszczepów. Co innego jeżeli chodzi o listę kontaktów, historię wyszukiwania, czy transakcji bankowych. Prawdopodobnie policjant był w trakcie analizowania tego wszystkiego. Kubie nie spodobała się jeszcze jedna rzecz. Całe pomieszczenie było umazane we krwi. W części zaschniętej, a części świeżej. Nie wiedział do końca czy świeża krew była wynikiem tego, że Wyszewski coś mu wszczepił, czy po prostu próbował wyciągnąć jakieś jego wewnętrzne wszczepy. Niezależnie od przyjętej wersji, nie podobało mu się to. Co do zaschłej krwi, Kuba nie miał wątpliwości. To, co mówili o Wyszewskim, musiało być prawdą. Facet ma prywatną katownię, nie pierdoli się w tańcu. Wolałby, żeby historie o policjancie były miejską legendą. Niestety, przekona się tego na własnej skórze.

-Wszczep paraliżujący – powiedział z uśmiechem Wyszewski, odsłaniając przy okazji swoje żółte i częściowo zepsute zęby – Drogi jak skurwysyn, ale przydatny, zwłaszcza w takich sytuacjach – dodał z rechotem.

-Co to za miejsce? – zapytał Kuba 

-Szczerze mówiąc nie powinno Cię to interesować – odpowiedział policjant, nieco posępnym tonem. - Prawdę mówiąc wyczytałem z twojej głowy praktycznie wszystko co mogłem, ale w dalszym ciągu potrzebuję konkretów. Mów, co wiesz o Masorzu. 

„Doskonale”– pomyślał Kuba. Teraz wpadł z deszczu pod rynnę, między młot a kowadło. Z jednej strony jest Masorz, który rządzi prawie całym miastem i zdecydowanie nie warto być jego wrogiem. Z drugiej strony jest jednak Wyszewski, który może i nie ma wielkich wpływów, ale bez wątpienia jest psycholem, który z pewnością go pokroi, jeżeli nie będzie współpracował. Z trzeciej strony, nie ma też gwarancji, że nie zostanie pokrojony, jeżeli zacznie współpracować. Mówiąc  w skrócie, był w krytycznej sytuacji. 

Szybko ocenił swoje szanse. Spróbował napisać wiadomość z błaganiem o natychmiastową pomoc do Jokera. Kurwa, sieć wyłączona. Lokalizacja też nie działała. Jako ostatnią deskę ratunku wykorzystał skanowanie pomieszczenia. Wszczep optyczny również został wyłączony. Bez wszczepów jego sytuacja była pożałowania godna. Nie ma nawet co się szarpać, bez wspomagania mięśni jest przytwierdzony po fotela do czasu, aż Wyszweski nie zechce go wypuścić. 

-Nie wiem za dużo o Masorzu – powiedział wreszcie, by nie denerwować starego zbyt długim milczeniem

-Przestań pierdolić – powiedział Wyszewski odpalając papierosa. Jednocześnie Kuba poczuł nieprzyjemne uczucie paraliżu. Kable, które miał w siebie wpięte nie służyły jedynie do odbierania informacji. Najwyraźniej mogły też przekazywać jakieś sygnały do jego organizmu, w tym pewnie też takie, które powodują fizyczny ból. – To jak?– kontynuował policjant – Co mi możesz powiedzieć o Masorzu? 

Tym razem wiązka energii była bardzo mocna. Kuba stracił nawet na chwilę przytomność. Kiedy się obudził całe jego ciało strasznie go bolało. 

-Nic… nie wiem… – szedł w zaparte ledwo wypowiadając słowa. Następna wiązka spowodowała, że uciął sobie dłuższą drzemkę. 

 

***

Od ostatniego przesłuchania musiało minąć trochę czasu. Kuba czuł się bardzo słabo, ledwo mógł przewracać oczami. Wyszewski prawdopodobnie jeszcze nie zauważył, że Kuba się obudził. Sprawdzał jakieś informacje na swoim komputerze, obok niego na biurku stało puste pudełko po jakimś chińskim żarciu. Całe szczęście nie zdążył jeszcze zerknąć na drugi ekran, który monitorował funkcje życiowe więźnia. To była jego szansa, właśnie w tym momencie mógł zadziałać. Problem polegał jednak na tym, że nie miał za dużo możliwości działania. Nie wstanie przecież z fotela i nie wymknie się. Nie może też poprosić nikogo o pomoc, wszystkie jego wszczepy zostały wyłączone. Za wyjątkiem… Za wyjątkiem jednego małego wirusa, który wgrał mu Joker. To była jego szansa, tym mógł się wymknąć z tej sytuacji! To jednak nie sprawiało automatycznie, że jego sytuacja była lepsza. Musiałby wyłączyć całą technologię w tym pomieszczeniu i wtedy spróbować zaatakować. Nie, nie zaatakować, w takim stanie mógłby przegrać z policjantem. Uciec, ucieczka wydawała się lepszym, choć w dalszym ciągu morderczym pomysłem. Pojawiał się jednak kolejny problem. Wyłączając elektronikę, Wyszewski będzie miał ciągle jeszcze chwilę, żeby sięgnąć po broń i włączyć tryb awaryjny, który zabezpieczy działanie elektroniki. Z drugiej strony, w pomieszczeniu przez chwilę będzie ciemno. Cholera wie jakie wszczepy optyczne ma policjant, ale można założyć, że nie najlepszej jakości. Kiedy tylko Kuba wyłączy elektronikę w pomieszczeniu, trzymające go pasy puszczą i wtedy będzie moment na działanie. Nawet jeżeli Wyszewski będzie miał dobry wszczep optyczny, będzie patrzył w inną stronę, a to da Kubie chociaż chwilę czasu na jakąkolwiek reakcję. 

 

Kuba skoncentrował się, włączył swój interfejs wszczepów w trybie awaryjnym. Odczekał chwilę, Wyszewski nie zwracał uwagę na komunikat, który mógł wyświetlić mu się na ekranie. Mogło to też oznaczać, że komunikatu po prostu nie było. Tak czy inaczej, Kuba był zadowolony. „Ręcznie” zaczął przeglądać pliki w poszukiwaniu wirusa. W końcu… znalazł. Teraz pozostaje tylko wysłać go do komputera przez kable, które są do niego podłączone. Nic prostszego – gdyby tylko wiedział jak zrobić to z trybu awaryjnego. Musiał działać szybko – w jego świadomości, w każdej chwili policjant może zorientować się, że coś jest nie tak. Zadziałał szybko, zaczynając wysyłać do interfejsu najbardziej intuicyjne komendy. Nic. Nic. Nic. Nic. Za piątym razem przed oczami wyświetlił mu się komunikat: WYSŁANE. Teraz pozostaje tylko czekać. 

-Kurwa mać! – wykrzyknął Wyszewski bardzo soczyście. To mogło oznaczać dwie rzeczy: wirus zaczął działać albo policjant zorientował się, że Kuba planuje się wydostać. Chwilę później w całym pomieszczeniu zgasło światło. W pomieszczeniu słychać było kroki – najpewniej policjant idzie włączyć tryb awaryjny oświetlenia, żeby cokolwiek widzieć. Z tego co Kuba zdążył zauważyć, przy drzwiach, była skrzynka – najpewniej zawierająca korki i wskaźniki zużycia energii. Skrzynka znajdowała się około trzech metrów od biurka, które z kolei znajdowało się około dwa metry od fotela. Kuba musiał działać więc szybko i instynktownie. Na szczęście chłopak trafnie przewidział zamiary policjanta. Kiedy pomieszczenie zostało oświetlone lekkim światłem, Wyszewski spojrzał na fotel, jednak był on pusty. Pomieszczenie wypełniło się jeszcze bardziej soczystym przekleństwami. Chwilę później poczuł uderzenie. 

 

Kuba wiedział, że jego jedyną szansą jest granie nieczysto. Postanowił po prostu uderzyć policjanta, kiedy ten nie będzie się spodziewał, chociaż było to bardzo głupie zagranie. Powinien już na samym początku chwycić do ręki krzesło albo butelkę stojącą na stole, żeby jak najbardziej ogłuszyć przeciwnika. Teraz było już za późno na wywołanie takiego efektu, jednak w dalszym ciągu mógł sobie pomóc tymi przedmiotami. Zaraz po pierwszym uderzeniu wykonał kopniaka w podbrzusze, a kiedy policjant był skulony, chwycił za butelkę. Rozbił ją na głowie policjanta. Te pierwsze trzy ruchy były kluczowe – Kuba zapewniał sobie czas, jednocześnie wyrównując szansy. Na ogół był sprawniejszy od podstarzałego policjanta, jednak cholera wie czym ten psychol jest nafaszerowany. Kuba dla odmiany nie był nafaszerowany absolutnie niczym. 

 

Wyszewski podniósł się w miarę szybko, próbując uderzyć Kubę, jednak ten zablokował cios.  Z pięści policjanta momentalnie wysunął się nóż, który lekko wbił się w policzek Kuby. Czyli kolejna informacja – nie tylko czip paraliżujący, ale i wysuwany nóż. Właśnie, czip paraliżujący, trzeba działać szybko. Starając się nie tracić równowagi Kuba kopnął w brzuch policjanta, odsuwając go od siebie. Momentalnie wziął pierwszą rzecz, która była pod ręką, nie patrząc nawet co to jest. Kubek. Zajebiście. No nic, trzeba wykorzystywać to, co się ma. Rzucił kubek w policjanta, ten jednak rozwalił go ostrzem noża, który w dalszym ciągu był wysunięty z jego ręki.

-Jebany psychopato – rzucił Kuba chcąc zyskać trochę czasu. 

-Jedynym jebanym psychopatą w tym pomieszczeniu jesteś ty – odparł policjant.

-Nie można było mnie po prostu zapierdolić i zgrać informacje? Po cholerę ta cała zabawa z rozmontowywaniem czipów i torturami. Co to w ogóle kurwa za miejsce?

-Zabawa była głównie… dla zabawy – powiedział policjant uśmiechając się i ruszając w kierunku chłopaka. Kuba nie miał wiele czasu, rzucił jedynie w kierunku biegnącego Wyszewsiego krzesło obrotowe, które akurat było pod ręką, jednak nie zatrzymało to policjanta. Stary wykonał zamach nożem, robiąc kolejne zacięcie na klatce piersiowej chłopaka. Ten odwdzięczył mu się dwoma uderzeniami w głowę, co jednak musiało być okupione kolejnym ciachnięciem. Tym razem ostrze idealnie wbiło się w bok Kuby. Zrobiło mu się słabo i niedobrze. 

-Takie kurwy jak wy, jak Masorz powinno się jebać. Jebać prądem, ciąć i chuj wie co jeszcze, sam się o tym zresztą przekonasz, razem z Masorzem. Wrzód na chorym, już i tak bez waszej pomocy, organizmie śląska. 

Kuba miał chwilę, policjant sam się nakręcał, więc może będzie chciał jeszcze walnąć klasyczną mowę złoczyńcy przed tym jak go znowu posadzi na fotelu. Mając jedną rękę wolną, zaczął macać stół będący za nim. I nagle zorientował się, że… Wyszewski to debil. Może i facet ma doświadczenie, może i jest skuteczny, ale jest też idiotą. Idiotą, który zostawił pistolet na stole. Kuba chwycił go i wykonał strzał na oślep. Nie był to najcelniejszy strzał w jego życiu, ale wystarczający, żeby powalić policjanta na ziemię. Następny strzał był już celny, trafił w głowę. 

 

***

To, co Kuba zobaczył potem przerosło wszelkie jego oczekiwania. Wyszewski faktycznie miał jakąś obsesję. Jego papierowy notatnik wypełniony był zapiskami dotyczącymi tak samego Masorza, jak i jego ekipy. W komputerze znalazł natomiast masę zdjęć i nagrań i filmów z kamer przemysłowych. Prawdopodobnie połowa z tego wszystkiego była nielegalna. Nie miał czasu, żeby z wszystkim się zapoznawać, dlatego zebrał swoje rzeczy, a zawartość komputera zgrał na pendrive’a. Masorz powinien być zadowolony za dodatkowe informacje. Albo i nie. Może Kuba w ogóle mu tego nie pokaże, bo Masorz może uznać, że ktoś z takimi wiadomościami o nim będzie potencjalnie niebezpieczny. Nie wiadomo. 

 

To, co Kuba znalazł w drugim pokoju pomieszczenia także go nie zdziwiło. Wyszewski trzymał  w nim… urny. Prawdopodobnie ze szczątkami osób, które tutaj załatwił. Kuba miał tylko nadzieję, że faktycznie były to prochy osób, którym Wyszewski pomógł odejść z tego świata, bo w innym wypadku, mogłoby być nieciekawie. 

 

Teraz chłopaka czekała najgorsza część tego wszystkiego. Musiał wyjść. Nie miał pojęcia gdzie jest, zakładał tylko, że nie był to Komisariat Policji na ulicy Żwirki i Wigury, chociaż nie mógł tego wykluczyć. Sam fakt chodzenia po korytarzu przez nieznane osoby był dosyć podejrzany. Chodzenie po korytarzu przez zakrwawione osoby był podejrzany w dalece większym stopniu. No nic, kiedyś trzeba będzie wyjść. Kuba otworzył drzwi. Ku jego zdziwieniu… znalazł się w podłużnym korytarzu. Było tam sporo drzwi. Przy każdych drzwiach zawieszona była plakietka, najczęściej przedstawiająca nazwę jakiejś firmy. Ten psychopata urządził sobie katownie w jakimś biurowcu! No ale nic to, może uda się przemknąć bez jakiegokolwiek wzbudzania podejrzeń. Kuba poszedł do końca korytarza, wspiął się po schodach w górę. Kiedy doszedł do parteru zobaczył przestronny hol z portierem w postaci robota. Super, może nie będzie zadawał pytań. Na szczęście robot niespecjalnie przejął się zakrwawionym przechodniem. Kiedy Kuba wyszedł, przez chwilę był w szoku, a potem się uśmiechnął. Wyszewski nie katował swoich ofiar jakoś bardzo daleko od miejsca swojej pracy. Kuba wyszedł z budynku zlokalizowanego przy ulicy Kilińskiego 9. Dzisiejszego biurowca, z dosyć podłymi warunkami i stosunkowo wysokim czynszem. Firmy zazwyczaj trzymały tam serwery. Idealne miejsce na katownię – nikt nie przeszkadza, nikt nie zadaje pytań. Kuba zastanawiał się początkowo, jak Wyszewski musiał dostosować wynajmowane pomieszczenie do jego faktycznego zastosowania. Teraz już wiedział, że nie musiał. Około sto lat temu w budynku znajdował się areszt Milicji Obywatelskiej i UB. Doskonałe warunki, historia zatoczyła koło. 

Mając wszczepy w kieszeni, Kuba mógł udać się do swojego szefa. Ale wcześniej coś zje. I się umyje, koniecznie się umyje. I przede wszystkim zastanowi jak opisać tą sytuację Masorzowi. Kuba chciałby żyć, powiedzenie o całej chronologii zdarzeń jednemu z bardziej niebezpiecznych typów w Katowicach może stanowić pewien problem, który może pokrzyżować jego plany. Dlatego najlepiej na spokojnie to przemyśleć. Tak też zrobi. 

Koniec

Komentarze

Akcja rozgrywa się w cyberpunkowych Katowicach, w roku 2085.

Kuźwa, takie połączenie, to musiałem zajrzeć. XD

A teraz poważnie – jestem… średnio usatysfakcjonowany. Na kilku poziomach.

Ichi – świat. Odnoszę wrażenie, że według ciebie mało się zmieni w ciągu przeszło półwiecza. :\ Porównaj obraz dowolnego współczesnego miasta z tym, jak wyglądało w latach 40-50., a zobaczysz, o czym mówię. W dodatku, kiedy już pojawia się okazja do wprowadzenia czegoś nowego (muzyka, styl życia)… sam się ograniczasz, każąc np. szefowi mafii słuchać Black Sabbath. Chwilami miałem wrażenie, że jakby zmienić kilka szczegółów, akcja mogłaby się spokojnie dziać współcześnie.

Poza tym, wiesz… Nie jest to najoryginalniejsze uniwersum, jakie powstało. :P Używasz nawet określeń wyjętych Cyberpunka-erpega (fixer, netrunner). Skoro to nie fanfik, może pokuś się o coś własnego?

Ni – fabuła. Bez urazy, ale… sztampa. Bohater dostał zlecenie i je wykonał. Wbrew pozorom bez większych komplikacji. W efekcie wyszło coś w rodzaju scenariusza wprowadzającego do gry fabularnej. I to nie jakiegoś mega wciągającego. :( Bohaterów też niestety da się opisać max. jednym przymiotnikiem na łebka.

San – wykonanie. O nie, infodumpy. Wielki zwarty blok tekstu to najgorszy możliwy sposób ekspozycji. Unikać jak ognia!

Shi – strona techniczna. Jak najbardziej da się czytać, a to już krok w dobrą stronę, chociaż błędy interpunkcyjne i nie tylko (zapis liczebników) są. Akapity wartałoby rozbić na mniejsze, duże raczej nie zachęcają do lektury. Pod koniec z nieznanych mi przyczyn zmieniasz czas na teraźniejszy.

 

Mam nadzieję, że cię nie zniechęciłem. Uwielbiam cyberpunk i byłoby zajebiście, gdyby pojawił się tu ktoś piszący regularnie w tym stylu, ale musisz jeszcze trochę popracować (w ramach portalu zapraszam np. do wyzwań lub na betalistę).

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Witaj.

Gratuluję pomysłu oraz portalowego debiutu i życzę konsekwencji w realizacji zamierzenia, jakim jest wspomniana w przedmowie Twoja większa powieść. :)

Miło mi odwiedzić stare kąty w Katowicach, gdzie spędziłam parę ładnych lat. :)

 

Z technicznych – sugestie i wątpliwości, które pojawiły się podczas czytania – do przemyślenia:

Niegdyś przystań dla studentów, którzy chcieli wypić piwo za parę złotych pomiędzy wykładami, dzisiaj miejsce, w którym łatwiej dostać po mordzie niż zamówić piwo, które w jakikolwiek sposób może zaspokoić gusta nawet niewytrawnego konsumenta. – powtórzenia

 

Megamiasto żyło swoim życiem, zwłaszcza w nocy – trudno więc takie życie nagromadzić na jednej tylko ulicy. Na Mariackiej pozostała „stara gwardia” oraz osoby, które nie miały się gdzie podziać. Były też osoby, które szukały roboty, a co za tym idzie, także osoby, które tą robotę gotowe były dać. – powtórzenie

 

Były też osoby, które szukały roboty, a co za tym idzie, także osoby, które robotę gotowe były dać. – gramatyczny – błędna odmiana wyrazu; w opowiadaniu pojawia się on wielokrotnie

 

Przejdzie szybką rekonwalescencję (na która będzie musiał zapożyczyć się u kogoś innego) i będzie mógł  z otwartymi ramionami przyjąć kolejną propozycję. – literówka i powtórzenie

 

Jeden ćpun zabrał z ciała jednego z moich chłopaków wszczep pamięciowy na jakimś lewym ravie. – powtórzenie

 

Jak można nazywać tak obicie komuś mordy do nieprzytomności. – czy to nie zdanie pytające?

 

Nie wiem, czy to celowe, lecz czasem piszesz „gigajednostka” małą literą, a czasem wielką. Trzeba zdecydować się na jeden zapis.

 

Miał robotę do zrobienia. – styl, wyszło trochę masło maślane

 

Świat się zmienił w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Jedna rzecz nie zmieniła. – powtórzenie

 

Nie trudno było go rozpoznać – … – ortograficzny

… wymyślił coś na prędko Kuba, … – i tu, a czy tam nie miało być „naprędce”?

Nie dobrze. Nie dobrze dla Ciebie i dla mnie… – kolejne dwa ortograficzne

 

Dosłownie przed chwilą do jego mieszkania wparował łysy typ z brodą, ubrany w skórzaną kurtkę i koszulkę Fat Cowboys, spokojnym głosem pytając go o coś, na czym się wprawdzie zna, ale nie chwali się na lewo i prawo, że się na zna. – powtórzenia i tu chyba brakuje części zdania

 

 

Zatem sprawy językowe są do starannego przejrzenia, ja już pozostałych nie wypisuję. Cały zapis dialogów oraz myśli bohaterów – również do poprawy.

Można wspomnieć o wulgaryzmach.

Pomysł bardzo dobry, wartka akcja i jej niespodziewane zwroty, ciekawi bohaterowie, fantastyka. Trzeba jeszcze popracować nad całością, szczególnie językiem i dialogami.

Pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Hej, dziękuję bardzo za opinie, zwłaszcza mając na względzie ich merytorykę :) Jak najbardziej biorę wasze głosy do serca i postaram się wasze uwagi uwzględniać następnym razem. Dzięki! 

I ja dziękuję. 

Zajrzyj do działu Publicystyka, gdzie jest Poradnik autorstwa Drakainy dla Nowych Użytkowników, a w nim pomocne linki, m. in. co do strony językowej opowiadań, w tym – zapisu dialogów. Możesz poprzez edycję poprawić i ten tekst. :)

Powodzenia. ;)

Pecunia non olet

Hej, dziękuję bardzo za opinie, zwłaszcza mając na względzie ich merytorykę :) Jak najbardziej biorę wasze głosy do serca i postaram się wasze uwagi uwzględniać następnym razem. Dzięki! 

I to jest postawa, która mi się podoba. :) Nie ma za co… i powodzenia!

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nowa Fantastyka