- Opowiadanie: adam_c4 - To się samo

To się samo

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

To się samo

Małe kroki, bez pośpiechu. Tup, tup, tup.

Wciągam powietrze nosem, powoli i głęboko, oddech jest w tej chwili najważniejszy. Czuję i słyszę bicie własnego serca, z każdym uderzeniem obraz przed oczami pulsuje, czy to możliwe, żeby skurcze docierały aż do powieki? Robi mi się niedobrze, ale powstrzymuję torsje. Zresztą czym miałbym rzygać? Wszystko już zwróciłem. Nawet po sobie nie posprzątałem, zajmę się tym później. Teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie.

Docieram do szkolnych schodów i bezwiednie łapię się poręczy. Czy straciłem dużo krwi? Raczej nie. Ale ciało ma prawo się buntować. W końcu ta moja nieszczęsna łupina chłoszcze mnie bólem za byle drzazgę czy rozdrapanego pryszcza.

Mijam drzwi wejściowe i nawet nie czuję, że nadeszła chwila, którą wyobrażałem sobie tysiące razy na setki sposobów. Fantazje różniły się od siebie, niekiedy zasadniczo, ale coś, co z braku lepszego określenia nazwałbym ich barwą, zawsze pozostawało niezmienne. Bukiet złożony z czerwieni, fioletu i zieleni.

W najśmielszej z tych fantazji nie zakładałem, że tuż za progiem będzie stała Ona. Jej oko, w którym od zawsze pragnąłem dostrzec ślady czułości lub podziwu, błyszczy strachem.

– Co ci się stało?! – pyta.

– Nic.

– Trzeba zadzwonić…

– Sam to sobie zrobiłem.

I ruszam dalej, tak po prostu Ją olewam.

– Ej, coś ty odwalił?

To Kumpel, nie zauważyłem go. Trudno się dziwić, w końcu moje pole widzenia uległo znacznemu zawężeniu. Uznaję za stosowne podzielić się z nim tą obserwacją.

– Nie zauważyłem cię. Jednym okiem widzę dużo mniej.

Kumpel wybucha dobrze mi znanym śmiechem.

– Ale akcja! Boli cię?

Na te słowa czuję gniew.

– A jak myślisz?! – krzyczę. – Boli jak jasny skurwysyn!

Kumpel lezie za mną i nie przestaje gadać. Chyba się nie obraził, choć jeszcze nigdy nie zwróciłem się do niego w tak obcesowy sposób. Z nas dwóch to on przeklina, czasami nawet kieruje obelgi wprost pod moim adresem. Ale nie chcę teraz o tym myśleć, skupiam się na mijanych twarzach, sycę uszy jękami i piskami, liczne prośby żebym lepiej-usiadł-ja-nie-mogę-jesteś-ranny-co-się-stało brzmią jak najpiękniejsza symfonia.

Zmierzam prosto do gabinetu pani dyrektorki. Gubię rytm, oddycham z trudem, serce zaczyna bić szybciej. Czuję coś ciepłego na policzku. Krew. Czubkiem palca dotykam opatrunku, jest mokry i lepki.

Nie możesz zemdleć! Jesteś u celu.

Otwieram drzwi bez pukania, za co natychmiast rugam się w myślach. Trudno.

Pani Norma siedzi za biurkiem. Spogląda na mnie z ciekawością, chyba podejrzewa jakiś żart. Ale czemu ktokolwiek miałby sobie z niej żartować, zwłaszcza ja? Część tłumu, który podążał za mną korytarzem, wlewa się do gabinetu, i już wiadomo, że o żadnym dowcipie nie może być mowy.

Pani dyrektorka sięga po telefon i zaczyna wybierać numer, ale właśnie wtedy pojawia się pan Postawny, wuefista.

– Już dzwoniłem! Karetka jest w drodze.

Na te słowa pani Norma, teraz już wyraźnie przerażona, podrywa się z krzesła.

– Dziecko drogie, co ci się stało?!

Wyciąga ku mnie ręce. Głośno protestuję:

– Nie! Nie wolno ruszać noża! Musi zostać w ranie!

– Coś ty zrobił?!  

– Dźgłem się w oko.

– Dźgnąłem.

– Właśnie.

– Dlaczego?

Jest, jest! Pytanie! TO pytanie! Byłem pewien, że w końcu się pojawi, w moich fantazjach udzielenie odpowiedzi niemal zawsze stanowiło kulminacyjny punkt historii. Otwieram usta, ale szybko je zamykam, bo dociera do mnie, że w głowie mam pustkę.

Zupełną pustkę. W takiej chwili.

Co za cymbał! Dwuoka ofiara! Popychadło losu!

Próbuję jakoś poskładać myśli do kupy, ale nie daję rady, bo właśnie wtedy dzieje się coś dziwnego.

Najpierw pojawia się swędzenie, a potem szczypanie. Na tyle mocne, że przebija się nawet przez nieustannie towarzyszący mi ból. Trę dłonią czoło i nagle wszystko wraca do normy.

Do normy?! Nie! Wcale nie!

Znów widzę świat tak, jak przedtem. Tak, jak widziałem go jeszcze rano. Jak widziałem go przez całe życie.

– Co ty wyprawiasz?! Przestań natychmiast! – upomina mnie Norma.

– Ale ja tego nie chcę! – krzyczę. – To się… samo.

– No nie, zupełnie bez sensu! – To głos pani Miary. – Po co wydłubywałeś sobie oko, skoro wyrosłeś sobie nowe?

– Popisuje się – stwierdza pan wuefista.

– Wcale nie!

– Nie krzycz tak! – upomina mnie pani Miara. – Najlepiej się połóż. Gdzie higienistka? Albo pedagog, wezwijcie tu lepiej pedagoga!

– Pani Przeźroczysta jest na boisku, zastępuje panią Postawną – mówi pan Postawny.

– To nie tak! – tłumaczę. A potem wyrzucam z siebie: – Niby po co miałbym dźgać się w oko, żeby zaraz potem wyrosnąć… znaczy… wy… wy…

– Wyhodować – podpowiada pani Norma.

– …wyhodować sobie nowe? To… się… samo!

Znów swędzenie i szczypanie. Tym razem z tyłu głowy.

– Nie!

I już widzę, co dzieje się za moimi plecami. Niewyraźnie, bo obraz zasłaniają lepiące się od potu włosy. 

Wchodzi pani Przeźroczysta, a jednak ktoś ją wezwał. Ubrana jest na sportowo, policzki ma zarumienione od wysiłku.

– Zawsze lubiłeś się wyróżniać – stwierdza, lustrując mnie z góry na dół. – Ale teraz to już przeszedłeś samego siebie.

Z wściekłości płaczę, łzy płyną ze wszystkich trzech oczu. Z tego rannego chyba nie, ale pewności nie mam.

– Oj, chłopcze – wzdycha pani Norma. – W tej szkole nigdy… A może i w dziejach całego Cyklopolis nigdy nie było równie krnąbrnego egzemplarza co ty. Ja nie wiem, po co ci to wszystko.

– To się… samo… – łkam.

– Tak, tak, już to słyszeliśmy – odpowiadają chórem zebrani wokół mnie nauczyciele i uczniowie, którzy nie dali się wypędzić z gabinetu.

Na krótką chwilę zapada cisza, a potem wszyscy wybuchają gromkim śmiechem. Bawi ich ta zgodność, na którą wcale się nie umawiali. Czują radość w związku z tym, że w jednej chwili pomyśleli, a w następnej powiedzieli to samo.

Ja też się śmieję, chociaż wcale mnie to nie bawi. 

Łzy płyną mi z oczu. Krwawię.

Koniec

Komentarze

Zabawne to cyklopolis:) pozdrawiam

I już widzę, co dzieje się moimi plecami. 

Z zjadło :)

 

Fajny pomysł, podobało mi się, chociaż dość szybko wpadłem na to, o co tu chodzi. Momentami nużyło mnie nagromadzenie opisów przeżyć wewnętrznych, bo chciałem szybko przeć naprzód, ale nie jest to mankament z kategorii tych poważnych. Ogólnie – dobry szorciak.

Klikam.

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Witaj.

Absurdalne, przerażające, wstrząsające, makabrycznie realne w swej szczegółowości, na dodatek jeszcze z wulgaryzmami, a jednak ujmujące oryginalnym pomysłem i owym Cyklopolis. :)

Pozdrawiam, powodzenie, klik. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Intrygujące. Bardzo długo zwlekałeś z pokazaniem detalu, który pozwala zrozumieć rzeczywiste położenie bohatera. Początkowy absurd i dramat podszyty popisem niemocy sprowadza na ziemię nazwa miasta. W świecie cyklopów dodatkowe oko to spora odmiana. Zdecydowanie fantastyczna forma obcości, udane tłumaczenie poprzez sytuację… Tekst zdecydowanie wart biblioteki.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witajcie!

 

vrchamps,

dzięki ;)

 

fmsduvalu,

Momentami nużyło mnie nagromadzenie opisów przeżyć wewnętrznych

Faktycznie ich sporo, cieszę się, że nie było to dla Ciebie poważny mankament :) Dzięki za wizytę i za klika!

 

bruce,

Absurdalne, przerażające, wstrząsające, makabrycznie realne w swej szczegółowości, na dodatek jeszcze z wulgaryzmami, a jednak ujmujące oryginalnym pomysłem i owym Cyklopolis. :)

Bardzo mi się Twoja recenzja podoba ;) Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu, dzięki za klika!

 

krarze,

W świecie cyklopów dodatkowe oko to spora odmiana.

Oj tak, właśnie na tym chciałem oprzeć wyobcowanie i zagubienie bohatera. Dzięki za miłe słowa i za klika.

 

Pozdrawiam!

 

No, udało Ci się zaskoczyć :) Początkowo wygląda to wszystko mocno absurdalnie, a potem okazuje się, że to jednak nie absurd. Do końca nie wiedziałam, w co celujesz, ale faktycznie w świecie cyklopów dodatkowe oko może być problemem. Nie wiem, czy to było zamierzone, ale nagłe przejście z absurdu do sytuacji, która w tym konkretnym świecie jest zrozumiała, po prostu z automatu wywołuje uśmiech. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej przyćmiewa to dramat chłopaka, bo to, kurczę, w końcu jest dramat.

Ale i tak mi się spodobało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tego ostatniego klika to się jednak najfajniej daje. Czuć moc:) A z komentarzem przyjdę potem.

 

No i jestem.

Strasznie mi się podoba, jak to jest napisane. Jakoś ta kwestia cyklopowa mnie ominęła, ale w żaden sposób nie odebrało to przyjemności z lektury. Trochę mi się przypomniał Drugi najazd marsjan, a trochę coboldowe Życie Lothara Greinholtdza (może przez tę szkołę). Bardzo dobry tekst, choć czemu mu się to samo, nie mam pojęcia:) 

Cześć, Irko!

Nie wiem, czy to było zamierzone, ale nagłe przejście z absurdu do sytuacji, która w tym konkretnym świecie jest zrozumiała, po prostu z automatu wywołuje uśmiech.

A to chyba dobrze, znaczy chciałem, żeby ten tekst równocześnie śmieszył i niepokoił. 

Z jednej strony fajnie, ale z drugiej przyćmiewa to dramat chłopaka, bo to, kurczę, w końcu jest dramat.

Tak, sytuacja chłopaka jest okropna. Kiedy już postanawia okaleczyć się tylko po to, aby dopasować się do otoczenia, jego własny organizm występuje przeciwko niemu… a przynajmniej przeciwko temu, o czym chłopak marzył, czego świadomie pragnął.

Ciszę się, że tekst Ci się podobał, dzięki za lekturę i klika :)

 

Cześć, Michale!

Tego ostatniego klika to się jednak najfajniej daje. Czuć moc:)

:)

…choć czemu mu się to samo, nie mam pojęcia:) 

Najwidoczniej organizm nieszczęsnego dwuoka postanowił spłatać mu figla. Albo zrobił coś zgodnego z tym, czego główny bohater tak naprawdę, w głębi serca, pragnął. Tak czy inaczej, szkoda chłopaka.

Bardzo mnie cieszą Twoje pochlebne słowa :) Dziękuję za komentarz i za klika!

 

Pozdrawiam!

W sumie zabawne tak się wyróżniać w Cyklopolis. :)

Witaj, Adamie! Przyszłam sobie pomarudzić… "Kieruje obelgi wprost pod moim adresem" – jeśli kieruje, to chyba bardziej pod adres? I "pani dyrektorka" jakoś mi zgrzyta. Jak już mamy feminatyw, to po co jeszcze ta pani? Z drugiej strony, jak już mamy feminatyw, to czemu tylko jeden? Trochę tu brakuje konsekwencji… Ale żeby nie było, że tylko marudzę! Podoba mi się odruchowe poprawienie ucznia nawet w tak tragicznej sytuacji – sama tak zawsze robię i wszyscy mnie za to nienawidzą <3 xD Podobało mi się – groteskowo śmieszkotwórcze, lekkie, przyjemne, nietypowe i z niespodziewanym twistem :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Uśmiechnąłem się lekko. 

Interesująco potraktowałeś konkursowy temat. Faktycznie obcość jest – i dla czytelnika, i dla innych postaci. Dobrze rozegrałeś wyjaśnienie sytuacji protagonisty. Jedno słowo i od razu wszystko poustawiało we właściwych miejscach.

Babska logika rządzi!

Witajcie!

 

Koalo,

W sumie zabawne tak się wyróżniać w Cyklopolis. :)

I zabawnie, i strasznie :) W myśl zasady, że komedia to nic innego jak tragedia, która przytrafia się innym.

 

NaNa,

"Kieruje obelgi wprost pod moim adresem" – jeśli kieruje, to chyba bardziej pod adres?

Hmm, napisałem tak z automatu, bo w sumie z taką formą stykam się od zawsze, ale Twoja wersja brzmi sensowniej. Może skierowanie obelgi/groźby/pomówienia pod czyimś adresem to zwrot potoczny? 

Jak już mamy feminatyw, to po co jeszcze ta pani?

A to akurat specjalnie – dwuoki narrator nawet nie ośmieliłby się pomyśleć o dyrektorce w sposób pozbawiony szacunku.

jak już mamy feminatyw, to czemu tylko jeden?

Ta „dyrektorka” to też wpadła mi z automatu :)

 Podoba mi się odruchowe poprawienie ucznia nawet w tak tragicznej sytuacji – sama tak zawsze robię i wszyscy mnie za to nienawidzą <3 xD

Chyba wszyscy nauczyciele tak robią :D

Podobało mi się – groteskowo śmieszkotwórcze, lekkie, przyjemne, nietypowe i z niespodziewanym twistem :)

Bardzo mnie to cieszy :) Dziękuję!

 

Lekaj,

dzięki za opinię!

 

Finklo,

miałem nadzieję, że tym razem nie odjechałem za daleko od konkursowego hasła, cieszę się, że Twoja opinia niejako to potwierdza. Dzięki za wizytę!

 

Pozdrawiam!

Bardziej chodziło mi o to, że funkcjonuje zwrot "groźby pod adresem", ale brak w nim orzeczenia – przy jego zastosowaniu zmienia się wydźwięk i już nam pada gramatyczna poprawność… Albo tylko mi to jakoś zgrzyta :) Czyli rozumiem, że wszyscy mówią "dyrektorka", ale bohater się dyga, więc to zawsze jest "pani" – ma to sens :D Ale ej, zabrzmiało, jakbyś przyrównał mnie (nietrafnie) do nauczyciela, a ja tylko jestem czepliwa jak oni xD

Spodziewaj się niespodziewanego

Ale ej, zabrzmiało, jakbyś przyrównał mnie (nietrafnie) do nauczyciela, a ja tylko jestem czepliwa jak oni xD

Aaa, to w takim razie, na wszelki wypadek, przepraszam :)

Witaj Adam_c4!

 

Pomysł przedni, takie odwrócenie – to co jest normalne dla nas, dwuokich, niekoniecznie musi być normalne dla cyklopów. Innymi słowy, normalny wśród dziwaków będzie zdawał się dziwakiem. Czy bohater był wyjątkowym, dwuokim egzemplarzem cyklopa, czy po prostu wszyscy cyklopi posiadali umiejętność “hodowania” nowych elementów swojego ciała, a ten szczególny osobnik postanowił dla przekory wyhodować sobie drugie oko? W każdym razie dylemat i pewną dramturgię dobrze zarysowałeś. I zwrot akcji też się udał. Dobry tekst!

Witaj, kronosie.maximusie!

Czy bohater był wyjątkowym, dwuokim egzemplarzem cyklopa, czy po prostu wszyscy cyklopi posiadali umiejętność “hodowania” nowych elementów swojego ciała, a ten szczególny osobnik postanowił dla przekory wyhodować sobie drugie oko?

Zamysł miałem taki, że ten nieszczęsny chłopak postanowił się okaleczyć, aby lepiej pasować do otoczenia, jednak jego własny organizm spłatał mu figla i z nawiązką zrekompensował stratę. Biedak tego nie chciał, ale, niestety (a może jednak na szczęście, kto wie), „to się samo” zrobiło.

Dziękuję za wizytę i pochlebne słowa. Pozdrawiam!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Witaj, Anet! Miło mi :)

Podoba mi się opis odczuć i emocji bohatera, fajnie, że zdarzenie jest umiejscowione w szkole – instytucj nastawionej na sztampowość i lekceważenie indywidualności. Ciało – a może to podświadomość (?) – skutecznie się obroniło. Brawo

Nessaja

Witja, Nessajo!

Ciało – a może to podświadomość (?) – skutecznie się obroniło.

Otóż to, bohater próbuje w radykalny sposób zrównać się z innymi, ale to, czego chce świadomie, stoi najwidoczniej w sprzeczności z tym, czego pragnie w nieświadomości – właśnie to chciałem ukazać :)

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Nowa Fantastyka