- Opowiadanie: dawidiq150 - Historia Agatki

Historia Agatki

Ogromnie przebudowałem mój ostatni tekst i nie wiem czy tak wolno ale to samo w sumie publikuje. Lecz naprawdę jest MEGA zmienione. I fragment jest nieco dłuższy. Bardzo mi się to podoba i jestem zadowolony. Mam już dalszą kontynuację ale nie chciałem był tekst był za długi. 

Oceny

Historia Agatki

Gdy na południu i zachodzie państwo Dartna miało morze, a na wschodzie góry, na północy ciągnął się długi na wiele kilometrów las. Nie było wiadomo co się za nim znajduje, od dawien dawna nikt tam się nie zapuszczał. Wiele ekspedycji zniknęło jak kamień w wodę. Magię, którą zaklęty był las magowie od dziesiątek lat próbowali okiełznać, jednak z zerowym skutkiem.

Na łąkach białych od kwiatów orchidei zaczęły hasać Niaskry, pół centaury pół węże. Zbijały się one w grupy i obserwowały kopulujące dzikie kozice zaśmiewając się przy tym do rozpuku. Gigarszenie, przerośnięte osy, w chmarach latały pośród sitowia głośno brzęcząc. Ze stawów powychodziły Kroczoryby by spacerować od brzasku do zmierzchu po piaskowych brzegach jezior. Na skraju lasów pojawiły się zwykle bardzo nieśmiałe Kaproszcze. Na niebie można było ujrzeć latające w parach Wiernowce. Ku radości wszystkich do Dartny zawitała wiosna.

 

&&&

 

Blondwłosa, nieco pulchna, urokliwa dziewczynka o imieniu Agatka była oryginalnym dzieckiem. Niesfornym, nieprzewidywalnym i zawsze chodzącym swoimi drogami. Rodzice często zastanawiali się, co z niej wyrośnie. Liczyła sobie dopiero dziewięć lat, ale w jednej sprawie szokowała dojrzałością. Posiadała cechę, której pozazdrościłby jej nawet najlepszy szpieg. Potrafiła genialnie kłamać. Mogła oszukać każdego, kogo tylko chciała.

I tak dzień przed rozpoczęciem kalendarzowej wiosny zwróciła się do matki:

– Jutro jest dzień wagarowicza i nie ma lekcji. Zamiast tego będziemy jeździć na jednorożcach. Pani Grażyna powiedziała, że one są bardzo humorzaste i pozwolą się dosiadać tylko wczesnym rankiem. Dlatego muszę wstać skoro świt.

– Obudzę cię – zapewniła matka, w ogóle nie podejrzewając, że córka kłamie.

Następnego dnia, gdy na dworze dopiero robiło się widno Agatka jadła już śniadanie. Gdy skończyła pożegnała mamę i zabierając swój plecak ruszyła do wyjścia. Jej rodzicielka jednak, widząc jak jest wypchany, spytała zdziwiona:

– Co ty tam włożyłaś?

– Jabłka dla jednorożców, pani Grażyna powiedziała, że one je uwielbiają – było to kolejne kłamstwo, które dodatkowo mogło bardzo prosto wyjść na jaw. Gdyby tylko kobieta postanowiła sprawdzić i otworzyć tornister. W rzeczywistości, Agatka narobiła sobie w nocy mnóstwo kanapek, które razem z butelką maślanki wsadziła do środka.

Potem radosnym, dziarskim krokiem wyszła z domu i ruszyła w stronę szkoły.

 

&&&

 

Dom dziewczynki, znajdował się na obrzeżach państwa, zaledwie kilka kilometrów od skrywającego tajemnicę lasu, gdzie właśnie kłamczucha po przejściu kawałka drogi zawróciła. Idąc czuła podekscytowanie i radość, ale też trochę wyrzuty sumienia, że okłamała matkę.

Przeszła przez pola, na których zasadzono ziemniaki, gdyż nie było drogi prowadzącej do lasu i ostatecznie, bez problemu dotarła na miejsce. Zajęło jej to niecałą godzinę. Drzewa były tu dużo bardziej od siebie oddalone, nie tak jak w lesie do którego chodziła z tatą na grzyby, tam trzeba było się w niektórych miejscach nawet przedzierać przez rosnące gałęzie.

„Kolejny punkt planu został wykonany” – pomyślała zadowolona.

Usiadła na ziemi, oparłszy się o pień drzewa. Następnie wyjęła i zaczęła jeść jedną z przygotowanych wcześniej kanapek, popijając pyszną, owocową maślanką. Gdy się posiliła ruszyła dalej, rozglądając się za jakimiś osobliwościami, które musiały przecież tu być.

W końcu jej wysiłek został nagrodzony. Głębiej w lesie, zauważyła wielkie grzyby rosnące w skupiskach dookoła pni. Nigdy nie widziała takiej odmiany, a im szła dalej, tym było ich dużo więcej. Wreszcie dotarła do miejsca, gdzie rosły w zdumiewająco dużej ilości, a nieco inny rodzaj porastał pnie do wysokości mniej więcej metra.

Grzyby te miały, pokryte dużymi zielonymi wypustkami niebieskie kapelusze, które osadzone były na grubej, czarnej nodze. Ta dziwna kolorystyka przykuła jej uwagę, przykucnęła więc by się im dokładniej przyjrzeć. Po chwili oględzin zdecydowała się zabrać ze sobą jeden okaz. Wyrwała go z ziemi, a gdy się wyprostowała zdumiona ujrzała przed sobą tajemniczą kolorowa mgłę. Przeróżne barwy mieszały się ze sobą niczym w gotującej przez kucharza zupie. „Fantastycznie, zaraz poznam tą wielką tajemnicę”. – pomyślała.

Odczuwając olbrzymią fascynację, bez zwłoki podeszła, by zanurzyć się we mgle, która okazała się nieprzyjemnie zimna i wilgotna. Grunt usunął się jej spod nóg, przez chwilę czuła, że spada. Potem mgła się rozproszyła, a ona upadła na ziemię.

Gdyby ktoś ją teraz spytał, dlaczego weszła we mgłę? Odpowiedziała by, że to bez wątpienia musiały być mieszające w głowie czary.

Wstała i rozglądnęła się. Las zniknął, a zamiast niego pojawiła się łąka. Rosła tu wysoka trawa i mnóstwo kolorowych kwiatów, które co ciekawe wokół niej w odległości może półtora metra były zwiędłe.

„W którą stronę mam teraz iść, by wrócić do domu?” – to pytanie kotłowało się w jej głowie. Ogarnęło ją też takie uczucie lęku jakiego jeszcze nigdy nie czuła.

Po krótkim namyśle ruszyła w stronę niewielkiego pagórka z którego miała nadzieję ujrzeć więcej okolicy. Gdy przeszła kilka kroków w oddali zauważyła fruwającego nisko, olbrzymiego motyla. Jego skrzydła musiały mieć rozpiętość blisko dwóch metrów. Nigdy wcześniej nie spotkała owada takich rozmiarów. Nie był jakoś specjalnie ładnie ubarwiony, posiadał tylko dwa kolory brązowy i żółty. Dotarły też do niej odgłosy rozmowy. Gdy już znalazła się na czubku pagórka, ujrzała wylegującego się na trawie olbrzymiego brązowego golema, żującego źdźbło trawy.

Motyl podfrunął do niej. Następnie, co ją wprawiło w osłupienie, przemówił ludzkim głosem.

– Dziecinko co ty tu robisz, sama? Skąd się tu wzięłaś? Alojzy popatrz, jakaś samotna dziewczynka z plecakiem!

Golem powoli wstał, był ogromny, dwukrotnie wyższy i szerszy od dorosłego mężczyzny, glina tworząca jego ciało, błyszczała w słońcu. Spytał grubym nieludzkim głosem:

– Dziecko, co tutaj robisz tak daleko od siedzib ludzkich?

– Mam na imię Agata – dziewczynka przedstawiła się i widząc dobro bijące z oczu golema, a także odczuwając jakąś taką serdeczność ich obu, opowiedziała swoją krótką historię, jak się tu znalazła.

– Dartna? – golem zmarszczył czoło – Pierwszy raz słyszę taką nazwę.

– Ja również nie mam pojęcia, gdzie znajduje się Dartna – powiedział motyl, ale widząc, że dziewczynka zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać, prędko dodał – ale nie bój się, pomożemy ci odnaleźć dom. Nie mamy nic do roboty. Prawda Alojzy?

– Dokładnie tak, wszystko będzie dobrze – wzruszony golem zbliżył się i pogłaskał płaczącą Agatkę po włosach, a po krótkim namyśle zaproponował:

– Pójdziemy do miasta, tam, u kartografa z pewnością dowiemy się jak trafić do Dartny.

Trochę pocieszona zagadnęła golema:

– Co robisz na łące? Słyszałam, że wyłącznie służycie w armii. I czy tutaj wszystkie motyle są tak ogromne i mówią?

– No więc ja zdezerterowałem – zaczął opowiadać Alojzy – nie mogłem walczyć, bo nie potrafię krzywdzić i zabijać. Później mnie złapali i ku przestrodze dla innych, chcieli przerobić na naczynia. Ale udałem chorobę psychiczną i dali mi spokój.

– A ty co o sobie powiesz? Jak masz na imię? – Agatka teraz zwróciło się do olbrzymiego motyla.

– Alojzy nazwał mnie Dwubarwnym, wcześniej nie miałem imienia. Moja historia jest jeszcze bardziej smutna. Pewien mag miał córkę, która zapragnęła posiadać wielkiego motyla mówiącego ludzkim głosem. Tak więc rozumiesz? Narodziłem się w laboratorium. Później dowiedziałem się szokującej prawdy; otóż mag, by uzyskać pożądany efekt, uśmiercił jakiegoś chłopca ze wsi, który od urodzenia nie mógł chodzić. W zamian płacąc jego rodzinie ogromną ilość pieniędzy. Niedługo po tym jak powstałem duża grupa zbójów napadła na wioskę i wyrżnęła wszystkich mężczyzn, a także stare kobiety. Resztę biorąc w niewolę. Mag nie uszedł z życiem. Mi udało się wyfrunąć przez okno.

– To musi być faktycznie smutne nie mieć rodziców, nie potrafię sobie tego wyobrazić – podsumowała Agatka. – a jak się poznaliście?

– Ja podróżowałem z miasta do miasta, szukając kogoś z kim mógłbym się zaprzyjaźnić. – powiedział Dwubarwny.

– A ja – teraz odezwał się golem – wróciłem w swoje rodzinne strony, tutaj do Mysznicy. Spotkaliśmy się na tej łące, jakieś trzy miesiące temu.

Zapadło krótkie milczenie. Alojzy wyglądał jakby nad czymś się mocno zastanawiał.

– A może chciałabyś zobaczyć miejsce, gdzie powstają gliniane golemy? – powiedział wreszcie – To niemal po drodze do miasta.

Agatka zgodziła się z wielką chęcią i niezwłocznie ruszyli.

Rozmawiając na przeróżne tematy, dotarli do głównej drogi łączącej tutejsze miasta. Ruch był dzisiaj średni, minęły ich dwa eleganckie dyliżanse, furmanka, a także kilku samotnych konnych jeźdźców. Wszyscy im się z zainteresowaniem przypatrywali bo gliniany golem, olbrzymi motyl i mała dziewczynka idący razem to nie był zwyczajny widok.

W pewnym momencie od głównej drogi odchodziła mniejsza, tam skręcili. Chwilę szli nieco w dół, potem ich oczom ukazał się niezbyt głęboki, ale rozległy dół. Nie było tu żywej duszy.

– Nikogo tu nie ma – stwierdziła dziewczynka.

– Tak, bo wydobyto całą „szlachetną” glinę.

– A co to jest „szlachetna” glina? Nigdy o czymś takim nie słyszałam.

– To glina dużo lepszej jakości, tylko z takiej można stworzyć golema.

– I to chciałeś mi pokazać? – Agatka była zawiedziona – Nie ma tu nic ciekawego.

– Wybacz, tak naprawdę chciałem porozmawiać z matką.

– A gdzie jest twoja matka?

– Wszędzie! Bo moją matką jest ziemia. Ale mogę z nią porozmawiać tylko tutaj, gdzie zostałem stworzony. Dajcie mi chwilę.

Alojzy zszedł po deskach do wyrobiska i położył się w nim na plecach. Motyl i Agatka przypatrywali się temu. Golem zamknął oczy i leżał przez chwilę bez ruchu. Potem wstał i pokazał im kciuk podniesiony w górę. Widać było, że jest zadowolony.

Gdy szli już bezpośrednio do miasta dziewczynka dopytywała się:

– O czym rozmawiałeś z matką?

– To osobiste sprawy. Nic ciekawego. – zbywał ją.

 

&&&

 

W końcu w oddali ujrzeli zabudowania osady, która nazwę swoją Mysznica wzięła od ogromnej ilości gryzoni z rodziny myszowatych żerujących na tych terenach. Nagle Dwubarwny zwrócił się do Agatki;

– Mam jeszcze jedną magiczną moc i z uwagi, że Alojzy unika pokazywania się w mieście, muszę z niej skorzystać.

Agatka już miała spytać co to za moc, ale motyl zdążył rozsypać się w srebrzysto złoty pył, który następnie zmienił się w wysokiego, niezwykle przystojnego młodzieńca, ubranego w brązowo żółte szaty.

– Jak wyglądam? – zapytał niezmienionym głosem.

– Jak człowiek! To nie do wiary. – Agatka nie mogła uwierzyć w to co widzi.

Dwubarwny uśmiechnął się i zapytał:

– Czy chcesz zostać tu z Alojzym, a ja wypytam o Dartnę, czy może razem załatwimy tą sprawę?

– Zróbmy to razem, chętnie zobaczę miasto. – odparła dziewczynka.

Ustalili więc, że golem będzie na nich czekał w tym miejscu i ruszyli we dwójkę w stronę bramy miasta.

Mysznica była jednym z większych miast w tym regionie, otaczała ją wysoka palisada i rów ze szlamem w którym roiło się od roznoszącego choroby paskudnego robactwa. Ale z pewnością nikt nie spodziewał się ataku bo w wejściu stało jedynie dwóch, bardzo znudzonych strażników, którzy nie zwrócili najmniejszej uwagi na Dwubarwnego i Agatkę.

Brukowana droga, którą szli do tej pory, po przekroczeniu bramy zamieniła się w o klasę lepszą. Czarno białe kostki poukładano tak, że tworzyły szachownicę. Zwróciło to uwagę Agatki bo czegoś takiego w Dartnie nie było. Po bokach natomiast znajdowały się trawniki, rosły tu różnego rodzaju kwiaty, o które z pewnością ktoś bardzo dbał.

Jakieś sto metrów od wejściowej bramy chodnik rozwidlał się w trzech stronach. I tam zaczynały się budynki. Minęli zajmującą bardzo duży obszar gospodę „Pod gołym niebem”, wyglądający bardzo ekskluzywnie bar „Drogo ale smacznie”, który cały był w kształcie kotła do gotowania zupy. A także wiele innych.

Dwubarwny zapytał:

– Jak ci się podoba miasto, jest inaczej niż w Dartnie?

– Tak, jakby bardziej nowocześnie, do tego ludzie są inaczej ubrani – odparła dziewczynka.

Chwilę później dotarli do zatłoczonego targowiska, gdzie Dwubarwny zasięgnął języka u sprzedającej ryby kobiety, bo akurat przy jej stoisku nie było kolejki:

– Przepraszam, gdzie można znaleźć kartografa? – spytał.

Sprzedawczyni bez zastanowienia wskazała kierunek dodatkowo informując, że przed szukanym domem pewien kaleka sprzedaje mapy.

Udali się więc w tamtą stronę. Zanim dotarli do celu, długo błądzili, szukany dom nie różnił się wyglądam od innych, ale miał na szczęście przytwierdzoną do balustrady drewnianą deskę z informacją, że to mieszkanie kartografa. Zgodnie z tym co powiedziała sprzedawczyni ryb przed domem na ławce siedział kaleki żebrak. Biedak nie miał jednej nogi. Gdy ich zobaczył wziął plik map leżących obok i wyciągnął je przed siebie.

– Może kupicie mapę? – naiwnie spytał.

– Przykro nam ale nie mamy pieniędzy. – odparł Dwubarwny i pociągnął za sznur przy drzwiach.

Rozległ się donośny odgłos dzwonków. Chwilę później szczęknął zamek w drzwiach.

Otworzył im niski, podstarzały mąż, posiadający bujną czuprynę siwych włosów.

– Dzień dobry – powiedział Dwubarwny – bardzo potrzebujemy pana pomocy. To sprawa życia i śmierci.

Mężczyzna zaśmiał się sympatycznie i patrząc na słodką buzię Agatki z wielką serdecznością

zaprosił ich do środka. Był to miły jegomość o czym się po chwili przekonali. Zanim zaczęli rozmowę poczęstował ich zimnym, słodkim napojem, a także połamaną w kostki czekoladą.

W końcu Dwubarwny zaczął wyjaśniać z czym przyszli:

– Czy może pan nam powiedzieć, gdzie leży państwo o nazwie Dartna?

Ten odpowiedział niemal od razu, bez zastanowienia:

– Dartna nie istnieje od prawie trzystu lat. Z tego co wiem najechali ją najpierw Kindżowie a potem Samtnicy, którzy teraz tam żyją.

Słysząc to Agatka aż zbladła. Wyglądało, że zaraz wybuchnie płaczem. Kartograf zauważył to i zapytał:

– Dziecko co się stało? Widzę, że macie jakiś duży problem.

Wtedy opowiedziała wszystko; jak zamiast do szkoły poszła zobaczyć zaczarowany las, nadmieniła o grzybach z niebieskimi kapeluszami i na końcu o kolorowej mgle. Gdy skończyła oczy i policzki miała mokre od łez.

Oczy starca również się zaszkliły. Widać było, że jest mu bardzo żal Agatki. Po chwili namysłu powiedział:

– Widzę jedno wyjście z tej sytuacji. Daleko, aż za morzem znajduje się pewien instytut. Mieszkają w nim najznakomitsi magowie. Jestem przekonany, że potrafią sterować czasem. Ale to kawał drogi, przez ląd. Później jeszcze musicie przeprawić się przez morze. Sprezentuję wam mapę, dzięki której będziecie mogli bez problemu trafić do portowego miasta o nazwie Bubbolanta.

Potem opuścił pokój i nie było go przez kilka minut. Gdy wrócił, miał ze sobą rulon, który rozwinął i położył na stole. Była to stara, wyniszczona mapa.

– Jest już nieaktualna, ale najważniejsze drogi prowadzące do Bubbolant nadal istnieją. Weźcie ją.

Przez chwilę Agatka i Dwubarwny oglądali mapę, potem zwinęli na powrót a dziewczynka schowała ją do plecaka. Podziękowali serdecznie staruszkowi i opuścili jego mieszkanie.

Następnie, bez zbędnej zwłoki wrócili do Alojzego.

– Droga jest pełna niebezpieczeństw – powiedział golem – przed większością zdołam cię obronić. Ale dobrze by było zabrać się z jakąś grupą.

– Tak, ale to kosztuje, a my nie mamy pieniędzy – zauważył Dwubarwny, który na powrót przybrał swoją naturalną postać motyla.

– Może najmę się do jakiejś pracy. W mieście zawsze brakuje rąk do roboty.

Gdy tak dyskutowali Agatka z buzią jeszcze wilgotną od łez usiadła na trawie i zajęła się jedzeniem kanapki, którą wyciągnęła z plecaka.

Nagle motyl z wielkim entuzjazmem wykrzyknął:

– Alojzy czy poznajesz ten zapach?!

Golem zbliżył się do przyjaciela i zaczął pociągać nosem, chwilę później rozpromienił się tak jak przyjaciel.

– To przecież ser Berdarette, Agatko możesz mi pokazać swoją kanapkę?

Zrobiła o co prosił. Ten rozdzielił dwie złożone kromki, w środku znajdowały się dwa duże plastry szynki i również dwa tej samej wielkości plastry sera.

– On jest wart fortunę! – golema aż rozsadzało z radości – Już się go nie produkuje. Małe ilości znajdują się jeszcze wyłącznie w królewskich magazynach. Jego bardzo mocno chroniona receptura, spłonęła razem z jedyną produkującą go fabryką, dawno temu.

Agatka rozpromieniła się i powiedziała:

– Zostało mi jeszcze osiem takich samych kanapek.

– Świetnie – powiedział Dwubarwny znowu przybierając postać młodzieńca – sprzedamy plastry sera na targu. Tak naprawdę to nie do końca jest Berdarette ale wątpię czy się ktoś zorientuje. Pachnie niemal identycznie a kolor ma taki sam.

Chwilę później Dwubarwny trzymając w dłoni niewielkie, pachnące zawiniątko ruszył z powrotem do miasta.

– Tylko wytarguj jak najwyższą cenę – krzyknął jeszcze Alojzy.

– Oczywiście – odparł przyjaciel.

Alojzy i Agatka czekali na tyle długo, by zacząć się obawiać czy wszystko poszło zgodnie z planem. W końcu jednak ujrzeli Dwubarwnego, który wracał uśmiechnięty i szczęśliwy. Gdy się zbliżył, wręczył dziewczynce w połowie pełny, skórzany woreczek do noszenia pieniędzy i powiedział:

– Proszę schowaj to do plecaka. Mamy załatwiony przewóz!

Agatka była tak szczęśliwa, że zaczęła podskakiwać z radości, a Dwubarwny mówił dalej:

– Karawana zabierze nas do Walerny, podróż będzie trwała dwa tygodnie, plus minus dwa dni w razie złej pogody, albo jakichś utrudniających podróż wydarzeń. Gdy tam dotrzemy to będzie prawie połowa odległości do portu w Bubbolant.

Agatka uściskała swoich nowych przyjaciół i powiedziała tylko:

– Nie zapomnę wam tego.

&&&

Tego samego dnia, tuż przed zmrokiem karawana ruszyła. Składała się z szesnastu wozów, z których dwanaście wypełniono rzeczami na handel. Cztery były pasażerskie. Miały wygodne siedzenia i rozkładany dach, w razie złej pogody. Razem jechała też eskorta, w liczbie sześciu uzbrojonych żołnierzy, każdy miał lekki jednoręczny miecz i dwie nabite, małe kusze przeznaczone do walki na krótki zasięg.

Trasa była standardowa, po drodze zaplanowano kilka przystanków w większych i mniejszych miastach, gdzie wynajęci ludzie zaopatrywali karawanę w żywność i wodę. Lepszym rozwiązaniem było zboczyć trochę z głównego traktu, niż wieźć zapasy.

Golem, dziewczynka i motyl w ludzkiej postaci, siedzieli razem z trójką innych pasażerów, w przedostatnim wozie. Ciemność rozpraszała tu specjalistyczna lampa, której z zainteresowaniem przypatrywała się Agadka.

Mężczyzna w średnim wieku, siedzący obok, chcąc coś zagaić zwrócił się do małej:

– Widać, nie jeździłaś jeszcze karawaną. To lampa „kamieniowa”. Posiada regulację mocy. Podobno wynalazł ją pewien genialny wieśniak, który dzięki temu z dnia na dzień stał się bardzo bogaty. Sąsiedzi mieli go za wariata, bo zamykał się w domu na całe godziny i nie wpuszczał nikogo. W tym czasie badał, eksperymentował, przynosił też do domu naukowe książki z biblioteki. W końcu sprzedał krowę by kupić jakieś drogie substancje. Ale czy ja pannę nie nudzę?

Agatka zaprotestowała:

– Absolutnie, to co pan mówi jest bardzo ciekawe, proszę kontynuować.

Mężczyzna ucieszył się i podjął dalej swoją opowieść.

– A więc, ten zdolny człowiek opatentował swój wynalazek i jest teraz jednym z najbogatszych ludzi na kontynencie. Sama lampa, zbudowana jest z kilkunastu odłamków niezwykle twardej skały, wysmarowanych mieszanką różnych substancji, w tym smoczą śliną, którą jak pewnie wiesz bardzo trudno zdobyć. To wszystko zamknięte jest hermetycznie i podłączone do poruszających kół wozów daje światło. A to – wskazał na niedużą korbę przytwierdzoną obok lampy. – może w razie potrzeby zastąpić poruszające się koła.

– Taki pan mądry – odezwała się podstarzała kobieta siedząca naprzeciwko mężczyzny – to co pan powie na temat podniesienia podatków na winogrona? Z mężem uprawialiśmy niewielkie pole teraz tak podnieśli podatki…

– Daj spokój Eliza! – próbował wtrącić się jej małżonek.

Ale kobieta stanowczo podniosła do góry rękę i kontynuowała narzekanie.

Agatka zamknęła oczy, tak przyjemnie usypiało ją podskakiwanie wozu na wybojach i słuchanie rozmowy współpasażerów, że w końcu opierając się o poznanego dzisiaj wielkiego golema zasnęła.

Spała twardo przez całą noc i kawałek następnego dnia, obudził ją Dwubarwny gdy karawana zatrzymała się w niewielkiej osadzie o nazwie Bobiki.

– Jak się czujesz? – zapytał z lekką troską.

Dziewczynka przetarła oczy, przeciągnęła się i odparła:

– Jestem bardzo głodna. Poza tym zaczynam tęsknić za rodzicami. Strasznie bym chciała być teraz w domu.

Jej magiczny towarzysz posmutniał.

– To nie za dobrze. Może minąć wiele czasu, nawet całe tygodnie nim wrócisz do siebie. Jeśli już teraz tęsknisz, co będzie później.

– Nie można tak myśleć – wtrącił się Alojzy – a co by było gdyby nie spotkała nas na łące?

– To prawda, miałam wielkie szczęście – powiedziała Agatka i dodała ze szczerością – naprawdę bardzo wam dziękuję.

Golem rozpromienił się.

– Ja się cieszę, bo mam wreszcie jakiś cel w swoim beznadziejnym życiu.

Nagle szef karawany, mężczyzna niski ale grubokościsty o długich ciemnoblond włosach związanych z tyłu w kucyk zauważywszy, że tylko oni siedzą jeszcze w wozie krzyknął:

– A z wami co jest? Nie jecie śniadania?!

– Choć Agatko – powiedział Dwubarwny i zaczął schodzić z wozu.

– A ty nie idziesz? – dziewczynka spytała golema.

– Nie, ja nie muszę jeść.

– I co z tego? – obruszyła się – posiedzisz z nami!

Kawałek dalej stały chaty. Pierwsza, znacznie obszerniejsza od pozostałych była gospodą. Na zewnątrz niej znajdowały się długie stoły, a także ławy do siedzenia, wszystko ogrodzone płotem. Z uwagi, że pogoda bardzo dopisywała, wszyscy podróżujący zajęli miejsce na powietrzu. Alojzy z powodu swoich rozmiarów musiał spocząć na ziemi.

Agatka zanim przyszedł kelner zagadnęła Dwubarwnego:

– Powiedz, jak to jest z tobą, dlaczego przybierasz różne postacie? Nie lepiej być cały czas człowiekiem?

– Ciekawe pytanie. Ale odpowiedź jest prosta; powstałem jako motyl i najlepiej się czuję jako motyl. W postaci człowieka jestem jak aktor przebrany w jakąś postać.

– A czy tak jak Alojzy nie potrzebujesz jeść?

– Potrzebuję. W tej postaci, mam takie same potrzeby jak ty i każdy inny człowiek, a w postaci motyla żywię się nektarem kwiatowym.

Agatka zamilkła na chwilę, rozmyślając o czymś. Potem stwierdziła:

– W Dartnie nie było tak wiele magii, tutaj stykam się z nią znacznie częściej.

– Z pewnością tak jest – do rozmowy wtrącił się Alojzy – magię można porównać do rozwoju technologicznego, z biegiem lat się rozwija. Dzieje się to samoczynnie i nikt nie musi się o to starać.

Do ich stołu podszedł kelner będący tylko w części człowiekiem. Ubrany w białe szaty ozdobione w wielu miejscach złotym haftem. Niski. Mający czworo oczu symetrycznie rozmieszczonych na twarzy, z której zwisała w komiczny sposób śnieżnobiała skóra. Posiadał czworo długich rąk zakończonych siedmioma palcami każda.

– Co chcecie zamówić? – odezwał się zmieniającym co chwila głosem. Najpierw piskliwym, potem grubym basowym i na powrót piskliwym.

– Ja bym chciała jakiś zimny sok, macie może gruszkowy? – spytała Agatka

– Oczywiście.

– A ja poproszę piwo. – powiedział Dwubarwny.

– Nic do jedzenia?

– Nic.

Gdy dziwaczny osobnik odszedł. Alojzy widząc jak Agatka bardzo zaciekawiona odprowadza go wzrokiem zaczął tłumaczyć.

– Ten dziwaczny osobnik narodził się w „Wylęgarni Katrezziego”. Nieżyjący już Katrezzi był pionierem dziedziny biologii zajmującej się krzyżowaniem gatunków. Stworzył instytut, w którym rozpoczęto krzyżować przeróżne gatunki zwierząt z ludźmi w celu osiągnięcia osobników idealnych do konkretnej pracy.

– A czemu ta skóra na twarzy mu tak zwisa?

– To nic innego, jak oznaka starości.

Agatka wyciągnęła z plecaka kanapki i razem z Dwubarwnym zaczęli jeść. Niedługo potem kelner przyniósł piwo i sok.

Po kwadransie właściciel karawany wstał ze swojego miejsca i stanąwszy w centralnym miejscu, tak by go wszyscy wiedzieli, głośno powiedział:

– Przepraszam, proszę o uwagę! … Nie wszyscy wiedzą, że dwie kolejne doby będziemy jechać przez „Dolinę Żółtego Kwiecia” a tam panoszą się wampiry. Każdy z uwagi nie tylko na swoje, ale i innych bezpieczeństwo musi wetrzeć w swoje ubranie sporą ilość czosnku. Na wozach też powiesimy przemielony czosnek. Proszę się nie obawiać, to zawsze wystarcza i podróż będzie w pełni bezpieczna.

Następnie kelnerzy wynieśli dwie duże misy, w których znajdował się zmieszany z mlekiem czosnek.

Ci co zjedli podchodzili i niezbyt chętnie bo czosnek zmieszany z mlekiem i jeszcze jakimiś składnikami paskudnie śmierdział, wcierali go w swoje szaty. Ale o to właśnie chodziło, żeby wampiry, które miały wyczulony węch i alergię na czosnek nie mogły znieść tego zapachu.

Później bez zbędnej zwłoki pasażerowie i inni członkowie karawany zajęli swoje miejsca i grupa ruszyła.

Minęło kilka godzin i okolica się zmieniła. Agatka zrozumiała, dlaczego to miejsce nazywają „Doliną Żółtego Kwiecia” rosło tu bowiem mnóstwo żółtych kwiatów. Łąki były niczym obrus w tym właśnie kolorze.

Nagle dziewczynka krzyknęła podniecona wskazując palcem coś w oddali:

– Patrzcie smok! Nawet dwa!

Przed nimi na łące siedziała para olbrzymich zwierząt. Miały czerwone łuski i wielkie zakończone kilkoma rogami łby.

– To nie smoki – odezwał się mężczyzna, który wczorajszego dnia tłumaczył Agatce na czym polega „lampa kamieniowa” – to „Brodacze” największe żyjące ptaki. Mają doskonały kamuflaż. Nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia.

I dodał po chwili:

– Gdy się do nich zbliżymy coś ci pokaże.

Chwilę później kiedy byli znacznie bliżej skubiących kwiaty olbrzymich zwierząt. Mężczyzna włożył palce do ust i donośnie zagwizdał.

Para Brodaczy spłoszona wzleciała w górę. Z ich rozwartych pysków wydobył się ogień. Agatka krzyknęła:

– Pan się myli to smoki, zaraz spalą nas żywcem!

Zionące ogniem giganty przeleciały nad karawaną lecz ogień nikogo nie sparzył. Ogarnęła ich pomarańczowa chmura, którą szybko rozproszył wiatr.

– Niesamowite – Agatka była bardzo podekscytowana.

– Prawdziwe smoki, żyją wyłącznie w terenach górzystych. – dopowiedział jeszcze rozmówca.

W czasie drogi Alojzy próbował zagadnąć mężczyznę, który wydawał się posiadać dużą wiedzę i ogólną i specjalistyczną o instytut magii mający znajdować się za morzem. Ten odparł jedynie:

– Nie słyszałem o niczym takim, ale podróże w czasie są możliwe i nawet już pół tysiąca lat temu istniały wehikuły dzięki którym to się uskuteczniało.

Czas mijał trochę powoli, wszyscy się nieco nudzili. W końcu nadeszła noc. Agatka miała wielką ochotę ujrzeć wampira.

– Będzie możliwość ujrzenia krwiopijcy? – spytała rozmownego kompana.

– Tak, z pewnością. Zwiększymy maksymalnie moc lampy i ujrzysz wampiry. Zawsze gromadzą się wokoło wozów – to powiedziawszy mężczyzna przekręcił kurek w lampie tak że dała znacznie więcej światła.

Nagle karawana zatrzymała się, a chwilę później jej właściciel i głównodowodzący donośnie krzyknął:

– Natychmiast wszyscy tutaj!

Eskortujący żołnierze, jadący przy pierwszym wozie zawrócili by przekazać nakaz szefa pasażerom.

– Co się stało? – zaczęli pytać ludzie.

– Natrafiliśmy na zmasakrowany konwój, jest mnóstwo trupów, prędko jeśli chcecie przeżyć.

Nie zajęło dużo czasu jak grupa licząca siedemnaście osób zbiła się ciasno ze sobą. Dzierżący kusze zbrojni, utworzyli krąg mając ich w środku. Właściciel karawany desperacko przeszukiwał swoją torbę podróżną. W niezwykłym pośpiechu wyrzucał z niej ubrania, a także zwinięte mapy i pozwolenia na handel. W końcu uradowany głośno wykrzyknął:

– Mam!!!

W dłoniach trzymał nieduży rulon, zaczął go prędko rozwijać…. Wtedy z mroku wyszły bestie. Pół ludzie pół wilki. Ich czerwone ślepia miały w sobie szaleństwo i nieco więcej inteligencji, a także zrozumienia niż zwykłe zwierzęta. Ciało porastała im sierść a pysk miały przerażający po części ludzki po części wilczy. Różniły się od siebie wzrostem, ale najmniejszy z nich miał ponad dwa metry. Jak na dłoni było widać, że są rządne mordu.

Stały i wpatrywały się w ludzi jakby na coś czekając. Nagle, niespodziewanie zza linii światła które dawała lampa kamieniowa wyskoczyła największa bestia. Skok był niezwykle daleki i tak błyskawiczny, że zaatakowany żołnierz nie zdążył wystrzelić z kuszy którą dzierżył.

W tym momencie reszta wilkołaków zaatakowała. Zaczęły latać bełty z kusz. Alojzy natomiast skupił się by obronić Agatkę.

Przez chwilę działa się krwawa jatka. Cztery bełty utkwiły głęboko w torsach pół ludzi pół wilków niemal wychodząc na wylot. Jeden trafił dokładnie w oko, przebił mózg uśmiercając na miejscu. Ale długie pazury też dosięgły celu. Przeorały szyję jednego żołnierza tak mocno, że głowa prawie odpadła od torsu. Wbiły się w podbrzusze niszcząc organy wewnętrzne. Cięły zostawiając głębokie rany.

Szef karawany szybko rozwinął zwój z zaklęciem i potrzebował zaledwie dwóch sekund by je wypowiedzieć.

– Klekus nemoda lace!

I wtedy kawałek papieru wybuchnął. Zrobiło się jasno jak w dzień, huknęło tak potężnie, że wszyscy byli oszołomieni jeszcze przez kilkanaście sekund po wybuchu. Fala uderzeniowa o ogromnej sile zmiotła wszystkie wilkołaki, lecz niestety także konie zamieniając je w krwawą miazgę. Zaklęcie nie zadziałało ani na ludzi ani na istoty magiczne, którymi był Alojzy i Dwubarwny.

Dla agresorów to był koniec.

Mimo ogromnej ilości trupów zarówno wilkołaków, ludzi a także koni podróżnicy zaczęli krzyczeć z radości.

– Udało się! Niech żyje Stefan! Niech żyje jego karawana!

Koniec

Komentarze

Hejka Dawidzie

 

Pierwszy akapit przebuduj. Jest tam mnóstwo ciekawych rzeczy, ale zostały one zgniecione jak do bagażu podręcznego;) Czytelnik nie smakuje Twojego świata, ale mknie przez Niaskra, którego otacza sitowie, przykryte Kaproszami.

Te cudowne zwierzęta muszą mieć przestrzeń do życia. Nie las, bo żyją na łąkach. Czy należy rozumieć, że żyją razem z ludźmi?

 

Blond włosa, nieco pulchna, urokliwa dziewczynka o imieniu Agatka była oryginalnym dzieckiem.

Blondwłosa razem. Jak dla mnie za dużo przymiotników.

 

 

Dom dziewczynki, znajdował się na obrzeżach państwa, zaledwie kilka kilometrów od skrywającego tajemnicę lasu, gdzie właśnie kłamczucha po przejściu kawałka drogi zawróciła.

 

Oba zdania bym rozbiła, bo są zbyt złożone.

 

Nigdy nie widziała takiej odmiany, a nim szła dalej, tym było ich dużo więcej. Wreszcie dotarła do miejsca, gdzie rosły w zdumiewająco dużej ilości, a nieco inny ich prawdopodobnie rodzaj porastał pnie do wysokości mniej więcej metra.

 

Odczuwając olbrzymią fascynację, bez zwłoki podeszła, by zanurzyć się we mgłę, która okazała się nieprzyjemnie zimna i wilgotna.

Dałabym we mgle.

 

Grunt usunął się jej spod nóg, przez chwilę czuła, że spada.

Rozbiłabym na dwa zdania.

 

Gdy już ją wystarczająco zapewnili, trochę pocieszona zagadnęła golema:

 

Popraw sobie zapisy dialogów, bo tu i ówdzie masz źle.

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Stworzyłeś niezwykle barwną historię, ale widzę, że Agatka nie dotarła do domu.

Dodatkowo, wstęp choć intrygujący, jest całkiem po nic, bo żadnego z wymyślonych stworzeń potem nie użyłeś. Zostawiłabym je sobie, do kolejnego opowiadania, gdzie wprowadzenie ich i zainteresowanie czytelnika, będzie miało konsekwencje.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Witam Ambush !!!!

 

Naprawdę wielkie dzięki za przeczytanie, poprawki i rady. Jestem ci niezwykle wdzięczny! Nie zmieniłem wszystkiego ale jak napiszę całą opowieść to wrócę tutaj i zrobię ostatnią poprawę. Agatkę czeka jeszcze wiele przygód. Mam mnóstwo fajnych pomysłów :) Myślę, że będę to pisał jeszcze jakieś co najmniej dwa miesiące trudno mi oszacować… To może być nawet jeszcze w 100% lepsze. Przecież ten tekst mogę poprawiać i poprawiać, aż będzie wydawać się idealny. Choć wątpię czy osiągnę idealny stan.

 

Jestem taki zadowolony. Powiem ci, że moi koledzy chorzy tak jak ja siedzą w domu i nic ciekawego nie robią a ja mam takie fajne zajęcie, hobby, pasję :))) Super extra sprawa!

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Jestem niepełnosprawny...

Witaj, Dawidiq150. 

Cieszy mnie, że jesteś zadowolony z rozbudowania opowieści o przygodach Agatki. :)

Widzę mnóstwo nowych, oryginalnych nazw własnych i interesujące reguły, jakie rządzą opisywanym światem. 

 

Sporo technikaliów zobaczyłam podczas lektury (w tym wskazane już przeze mnie poprzednio zapisanie cząstki “by” razem w zdaniu:

Odpowiedziała by, że to bez wątpienia musiały być mieszające w głowie czary).

 

Najważniejsze, że masz świetne pomysły na fantastyczne wątki i konsekwentnie wcielasz je w życie, tworząc nowe historie.

 

Pozodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

 

Pecunia non olet

Hej bruce !!

 

Spieszę z informacją, bo nie wiem czy wiesz ale dzisiaj leci w telewizji “American Pie” moja (chyba najbardziej!) ulubiona komedia.

 

Dzięki za komentarz. Fajnie, że mam tu przyjaciół :)

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję za wiadomość i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka