- Opowiadanie: dawidiq150 - Agatka, Dwubarwny i gliniany golem Alojzy

Agatka, Dwubarwny i gliniany golem Alojzy

Tak naprawdę to miałem pisać na konkurs “Magia i Miecz” ale szybko pojąłem, że nie zmieszczę się w limicie więc postanowiłem, że napisze swoje najdłuższe do tej pory opowiadanie, może nawet na 100 000 znaków. Nie będę prawdopodobnie wklejał tu kontynuacji ale muszę wiedzieć co robię źle, żeby nie było, że skończę moje opowiadanie a ono będzie miało jakąś mega wielką wadę... Podobno fragmenty nie cieszą się poczytnością ale mam prośbę, żeby chociaż przeczytać część by wskazać mi największe wady.

Miałem temat “zakochany golem”. To taka jest przygodowa opowieść. Odważyłem się trochę, ale może nie polegnę :) Zapraszam do czytania!!

Oceny

Agatka, Dwubarwny i gliniany golem Alojzy

Dartna była gęsto zaludnionym państwem, a żyło w niej ponad pół miliona ludzi. Nikomu niczego tu nie brakowało i dbano o każdego. Nawet starcy i dotknięci jakąś niepełnosprawnością żyli godnie, w specjalistycznych ośrodkach, gdzie mieli świetną opiekę. Ten niespotykany nigdzie indziej dobrobyt, istniał z dwóch powodów. Po pierwsze znajdowały się tu ogromne złoża złota. A po drugie, państwem rządził monarcha, który potrafił to doskonale wykorzystać.

Przed kilku laty, w górach na wschodzie łowcy smoków natrafili na drogocenny kruszec. Król bezzwłocznie nakazał wybudowanie kopalni, a potem następnej i kolejnej. Ostatecznie powstało ich dziewięć, a w każdej znalazło zatrudnienie ponad dziesięć tysięcy mężczyzn. Potem, opróżniając swój skarbiec niemal od ostatniej monety, król powołał do istnienia flotę, składającą się z dwunastu potężnych galeonów i tyluż samych fregat, które miały za zadanie bronić statki handlowe przed atakami piratów. Następnie rozpoczął handel z każdym państwem zamorskim, z którym było to tylko możliwe. Gdyby te inwestycje nie wypaliły, króla i jego poddanych czekał marny koniec.

Stało się jednak tak, że plan okazał się być strzałem w dziesiątkę i pieniądze zaczęły lać się strumieniami. Złoto i jego wyroby schodziły jak ciepłe bułki. A nie był to jedyny eksportowany towar…

Od tej pory, w Dartnie żyło się na bardzo wysokim poziomie.

 

&&&

 

Gdy na południu i zachodzie Dartna miała morze, a na wschodzie góry, na północy ciągnął się długi na wiele kilometrów las. Nie było wiadomo co się za nim znajduje, gdyż od dawien dawna nikt tam się nie zapuszczał. Wiele ekspedycji zniknęło jak kamień w wodę. Magię, którą zaklęty był las magowie od dziesiątek lat próbowali okiełznać, jednak z zerowym skutkiem.

Nadeszła wiosna.

 

&&&

 

Blond włosa, nieco pulchna, ale ładna dziewczynka o imieniu Agatka, była oryginalnym dzieckiem. Niesfornym, nieprzewidywalnym i zawsze chodzącym swoimi drogami. Rodzice zastanawiali się, co z niej wyrośnie. Miała dziewięć lat, ale w jednej sprawie szokowała dojrzałością. Posiadała cechę, której pozazdrościłby jej nawet najlepszy szpieg. Potrafiła genialnie kłamać. Mogła oszukać każdego, kogo tylko chciała.

Dzień przed rozpoczęciem kalendarzowej wiosny, Agatka zwróciła się z prośbą do matki:

– Jutro, z powodu dnia wagarowicza nie ma lekcji. Zamiast tego, będziemy jeździć na jednorożcach, dlatego muszę wstać skoro świt. Proszę obudź mnie. Jednorożce są bardzo humorzaste i pozwalają, by dzieci na nie siadały tylko wczesnym rankiem.

– Dobrze – odparła matka, nie podejrzewając kłamstwa. Jej córka bowiem, tak jak zresztą chyba wszystkie dzieci, nienawidziła wstawać wcześnie rano – obudzę cię o odpowiedniej porze.

Następnego dnia, po śniadaniu, kiedy na dworze dopiero robiło się widno, Agatka pożegnała mamę i zabierając swój plecak ruszyła do wyjścia. Jej rodzicielka jednak, widząc jak jest wypchany, spytała:

– Co ty tam włożyłaś?

– Jabłka dla jednorożców, one je uwielbiają – było to kolejne kłamstwo, które dodatkowo mogło bardzo prosto wyjść na jaw. Gdyby tylko kobieta postanowiła sprawdzić i otworzyć tornister. W rzeczywistości, Agatka narobiła sobie w nocy mnóstwo kanapek, które razem z butelką maślanki wsadziła do środka.

Potem jak zwykle, radosnym dziarskim krokiem wyszła z domu i ruszyła w stronę szkoły.

 

&&&

 

Dom, w którym mieszkała dziewczynka, znajdował się na obrzeżach państwa, zaledwie kilka kilometrów od skrywającego tajemnicę lasu, gdzie właśnie kłamczucha po przejściu kawałka drogi zawróciła. Cały czas nieco dręczyły ją wyrzuty sumienia, że okłamała matkę.

Przeszła przez pola, na których zasadzono ziemniaki, gdyż nie było tu drogi i ostatecznie bez problemu dotarła na miejsce. Zajęło jej to około pół godziny. Drzewa były tu dużo bardziej od siebie oddalone, nie tak jak w lesie, do którego chodzili z tatą na grzyby, tam trzeba było się w niektórych miejscach nawet przedzierać przez gałęzie.

„Kolejny punkt planu został wykonany” – pomyślała. Była z siebie zadowolona.

Usiadła na ziemi, oparłszy się o pień drzewa. Następnie wyjęła i zjadła jedną z przygotowanych kanapek, popijając ze smakiem pyszną, owocową maślanką. Potem ruszyła dalej.

Będąc trochę głębiej w lesie, zauważyła wielkie grzyby rosnące w skupiskach dookoła pni. Nigdy nie widziała takiej odmiany, a nim szła dalej, tym było ich dużo więcej. Wreszcie dotarła do miejsca, gdzie rosły w zdumiewająco dużej ilości, a nieco inna ich odmiana porastała pnie do wysokości mniej więcej metra.

Grzyby te miały pokryte dużymi zielonymi wypustkami niebieskie kapelusze, które osadzone były na grubej, ciemnoczerwonej nodze.

Ta dziwna kolorystyka przykuła jej uwagę, przykucnęła więc by się im dokładniej przyjrzeć. Gdy skończyła oględziny i wstała, zauważyła coś bardzo dziwnego. Parę metrów przed nią pojawiła się gęsta, kolorowa mgła. Różne barwy wirowały w niej, niczym w mieszanej zupie. „Fantastycznie, zaraz poznam tajemnicę lasu”. I bez zwłoki podeszła, zanurzając się we mgłę, która okazała się zimna i wilgotna.

Przez chwilę czuła jak spada. Potem mgła się rozproszyła, a ona z niedużej wysokości upadła na ziemię.

Gdyby ktoś ją teraz spytał, dlaczego bez wahania weszła we mgłę? Odpowiedziałaby, że to musiały być czary.

Wstała i rozglądnęła się. Las zniknął, a zamiast niego pojawiła się rozległa łąka. Rosła tu wysoka zielonożółta trawa, a także mnóstwo kwiatów. Zdziwiło ją, że wszystkie wokoło niej były zwiędłe. Dalej natomiast, rosły duże i piękne w różnych odmianach, jedne miały żółte płatki, inne fioletowe, a jeszcze inne czerwone.

„W którą stronę mam iść, by wrócić do domu?” – czuła strach i wyrzuty sumienia.

Ruszyła w stronę niewielkiego pagórka, gdzie po kilku krokach w oddali zauważyła fruwającego nisko, olbrzymiego motyla. Jego skrzydła musiały mieć rozpiętość blisko dwóch metrów. Nie był jednak jakoś specjalnie ładnie ubarwiony. Dotarły też do niej odgłosy rozmowy. Gdy już znalazła się na górze, ujrzała wylegującego się na trawie olbrzymiego brązowego golema.

Motyl zauważył ją i podfrunął. Następnie, ku jej wielkiemu zdziwieniu, przemówił ludzkim głosem.

– Dziecinko co ty tu robisz, sama. Skąd się tu wzięłaś?

Potem zwrócił się do golema:

– Alojzy popatrz, jakaś samotna dziewczynka z plecakiem!

Ten powoli wstał, był wysoki na trzy i pół metra, a błyszcząca glina tworząca jego ciało trochę odbijała promienie słońca. Spytał:

– Dziecko, co tutaj robisz tak daleko od siedzib ludzkich?

– Mam na imię Agata – przedstawiła się i widząc dobro bijące z oczu golema, a także odczuwając serdeczność wielkiego motyla, opowiedziała im swoją krótką historię, jak się tu znalazła.

– Dartna? – golem zmarszczył czoło – Pierwszy raz słyszę taką nazwę.

– Ja również nie mam pojęcia, gdzie znajduje się Dartna – powiedział motyl, lecz widząc, że dziewczynka zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać, prędko dodał – ale nie bój się, pomożemy ci odnaleźć dom. Nie mamy nic do roboty. Prawda Alojzy?

– Dokładnie tak, wszystko będzie dobrze – wzruszony golem zbliżył się i pogłaskał płaczącą Agatkę po włosach.

 

&&&

 

– Pójdziemy do miasta – zaproponował Alojzy – tam, u kartografa z pewnością dowiemy się jak trafić do Dartny.

– Jestem bardzo ciekawa – dziewczynka zadała nieco osobiste pytanie – co golem robi na łące? Słyszałam, że wyłącznie walczycie. I czy tutaj wszystkie motyle są tak ogromne i mówią?

– No więc ja zdezerterowałem – odparł golem – nie mogłem służyć w armii, bo nienawidzę krzywdzić innych. Później mnie złapali i ku przestrodze dla innych, chcieli przerobić na naczynia. Ale udałem chorobę psychiczną i dali mi spokój.

– A ty co o sobie powiesz? – dziewczynka bardzo zaciekawiona, zwróciła się do motyla. – Jak masz na imię?

– Alojzy nazwał mnie Dwubarwnym, wcześniej nie miałem imienia. Moja historia jest dość smutna. Pewien mag miał córkę, która zapragnęła mieć wielkiego motyla mówiącego ludzkim głosem. Tak więc narodziłem się w laboratorium. Później dowiedziałem się, że mag, by uzyskać pożądany efekt, uśmiercił jakiegoś chromego chłopca ze wsi, w zamian płacąc jego rodzinie ogromną ilością pieniędzy. Niedługo po tym jak powstałem duża grupa zbójów napadła na wioskę i wyrżnęła wszystkich mężczyzn, a także stare kobiety. Resztę biorąc w niewolę. Mag nie uszedł z życiem. Mi udało się wyfrunąć przez okno.

– To musi być faktycznie smutne nie mieć rodziców – podsumowała Agatka. – a jak się poznaliście?

– Ja podróżowałem z miasta do miasta, szukając kogoś z kim mógłbym się zaprzyjaźnić. – powiedział Dwubarwny.

– A ja – teraz odezwał się golem – wróciłem w swoje rodzinne strony, tutaj do Mysznicy. Spotkaliśmy się na tej łące, około dwa miesiące temu.

Zapadło krótkie milczenie. Alojzy wyglądał jakby nad czymś się mocno zastanawiał.

– A może chciałabyś zobaczyć miejsce, gdzie powstają gliniane golemy? – powiedział wreszcie – To niemal po drodze do miasta.

Agatka zgodziła się z wielką chęcią i ruszyli.

Rozmawiając, dotarli do szerokiej brukowanej drogi, prowadzącej do miasta. Nie było dziś dużego ruchu, gdy szli, minęły ich dwa eleganckie dyliżanse, furmanka, a także kilku samotnych konnych jeźdźców. Przy najbliższym rozwidleniu skręcili w lewo. Dalej kontynuowali marsz o wiele węższą ścieżką. Niedługo na jej końcu, ich oczom ukazał się niezbyt głęboki, ale za to rozległy dół. Nie było tu żywej duszy.

– Nikogo tu nie ma – stwierdziła dziewczynka.

– Tak, bo wyczerpała się „szlachetna” glina.

– A co to jest „szlachetna” glina? Nigdy o czymś takim nie słyszałam.

– To glina dużo lepszej jakości, tylko z takiej można stworzyć golema.

– I to chciałeś mi pokazać? – Agatka była zawiedziona – Nie ma tu nic ciekawego.

– Wybacz, tak naprawdę chciałem rozmówić się z matką.

– Matką? A gdzie ona jest?

– Tutaj, wszędzie! Moją matką jest ziemia. Ale mogę z nią porozmawiać tylko tam, gdzie się narodziłem. Dajcie mi chwilę.

Alojzy zszedł do wyrobiska i położył się w nim na plecach. Dwubarwny i Agatka przypatrywali się mu. Golem zamknął oczy i leżał przez chwilę bez ruchu. Potem wstał i pokazał im kciuk podniesiony w górę. Widać było, że jest zadowolony.

Po chwili dołączył do nich i ruszyli w stronę miasta.

– O czym rozmawiałeś z matką? – dopytywała się Agatka.

Golem jednak nie chciał na to odpowiedzieć

– To osobiste sprawy. Nic ciekawego. – zbywał ją.

 

&&&

 

Gdy w końcu w oddali ujrzeli zabudowania Mysznicy, Dwubarwny zwrócił się do Agatki;

– Mam jeszcze jedną magiczną moc i z uwagi, że Alojzy unika pokazywania się w mieście, muszę z niej skorzystać.

„Co to za moc?” miała spytać Agatka, ale motyl w tym momencie rozsypał się w srebrzysto złoty pył, który następnie zmienił się w wysokiego, czarnowłosego, niezwykle przystojnego młodzieńca, ubranego w dobrej jakości szaty.

– Jak wyglądam? – zapytał niezmienionym głosem.

– Jesteś bardzo atrakcyjny – zaśmiała się Agatka, która nie mogła uwierzyć w te czary.

– Czy chcesz zostać tu z Alojzym, a ja wypytam o Dartnę, czy może razem załatwimy tą sprawę?

– Chętnie zobaczę miasto. – odparła dziewczynka.

Ustalili więc, że golem będzie w tym miejscu na nich czekał i ruszyli we dwójkę do bramy.

Mysznica była jednym z większych miast w tym regionie, otaczała ją wysoka palisada, ale w wejściu stało jedynie dwóch, bardzo znudzonych strażników. Nie zwrócili oni najmniejszej uwagi na Dwubarwnego i Agatkę.

Brukowana droga, którą szli, po przekroczeniu bramy zamieniła się w o klasę lepszą. Kostki wyglądały, jakby były z kamienia lepszej jakości i tak je poukładano, że tworzyły czarno-białą szachownicę. Agatka widząc ten czysty chodnik pomyślała, że ktoś musi tu często zamiatać i może nawet myć. Po bokach znajdowały się, również bardzo zadbane trawniki.

Trakt jakieś sto metrów od wejściowej bramy rozwidlał się w trzech różnych stronach. I tam zaczynały się chaty. Każda przed wejściem miała tablicę informacyjną. Minęli gospodę, kuźnie a nawet kasyno… Dwubarwny zapytał:

– Jak ci się podoba miasto, jest inaczej niż w Dartnie?

Dziewczynka odparła:

– Tak, jakby bardziej nowocześnie, do tego ludzie są inaczej ubrani.

Chwilę później dotarli do zatłoczonego targowiska, gdzie Dwubarwny zasięgnął języka u sprzedającej ryby kobiety, bo akurat przy jej stoisku nie było kolejki:

– Przepraszam, gdzie można znaleźć kartografa? – spytał.

Sprzedawczyni bez zastanowienia wskazała kierunek dodatkowo informując, że przed jego domem pewien kaleka sprzedaje mapy.

Udali się więc w tamtą stronę. Zanim dotarli do celu, długo błądzili. Szukany dom nie różnił się od innych, z wyjątkiem informacji na drewnianej desce przytwierdzonej do pobliskiego słupa. Faktycznie był tu stojak z mapami, obok którego na stołku siedział ubrany w łachmany, posiadający tylko jedną nogę żebrak. Dwubarwny pociągną za sznur i rozległ się donośny odgłos dzwonków.

Otworzył im niski, podstarzały mąż, posiadający bujną czuprynę siwych włosów, który okazał się być bardzo sympatycznym człowiekiem. Zaprosił do środka i nawet poczęstował swoich gości zimnym słodkim napojem, a także połamaną w kostki czekoladą.

Dwubarwny zaczął wyjaśniać z czym przyszli:

– Czy może pan nam powiedzieć, gdzie leży państwo o nazwie Dartna?

Mężczyzna odpowiedział niemal od razu:

– Dartna nie istnieje od prawie trzystu lat. Została najechana, splądrowana i przejęta przez Kindżów. Teraz oni zajmują tamte tereny.

Słysząc to Agatka przeraziła się i zbladła. Wyglądało, że zaraz wybuchnie płaczem. Kartograf zauważył to i zapytał:

– Widzę, że macie jakiś poważny problem. Dziecko co się stało?

Agatka opowiedziała, jak zamiast do szkoły poszła zobaczyć zaczarowany las, nadmieniła o grzybach z niebieskimi kapeluszami i na końcu o kolorowej mgle. Gdy skończyła oczy i policzki miała mokre od łez.

Stary mężczyzna zwrócił się ze współczuciem do swoich gości:

– Jest jedno wyjście z tej sytuacji. Daleko, aż za morzem znajduje się osławiony instytut. Mieszkają w nim najznakomitsi magowie. Jestem przekonany, że potrafią sterować czasem. Ale to kawał drogi, przez ląd. Później jeszcze musicie przeprawić się przez morze. Sprezentuję wam mapę, dzięki której będziecie mogli bez problemu trafić do portowego miasta o nazwie Bubbolanta.

Wiekowy kartograf opuścił pokój i nie było go przez kilka minut. Gdy wrócił, miał ze sobą rulon, który rozwinął na stole. Była to stara, wyniszczona przez czas, naszkicowana czarnym tuszem mapa.

– Jest już nieaktualna, ale najważniejsze drogi prowadzące do Bubbolant nadal istnieją. Weźcie ją nie ma prawie żadnej wartości.

Przez chwilę Agatka i Dwubarwny oglądali mapę, potem zwinęli na powrót w rulon i dziewczynka schowała ją do plecaka. Podziękowali serdecznie sympatycznemu staruszkowi i opuścili jego mieszkanie.

Potem bez zbędnej zwłoki wrócili do Alojzego.

– Droga jest pełna niebezpieczeństw – powiedział golem – przed większością zdołam cię obronić. Ale dobrze by było zabrać się z jakąś grupą.

– Tak, ale to kosztuje, a my nie mamy pieniędzy – zauważył Dwubarwny, który na powrót przybrał swoją naturalną postać motyla.

– Może najmę się do jakiejś pracy. W mieście zawsze brakuje rąk do roboty.

Gdy tak dyskutowali Agatka z buzią jeszcze trochę wilgotną od łez usiadła na trawie i wyjęła z plecaka kanapkę, potem rozpakowała ją i zaczęła jeść. Prawie natychmiast motyl z wielkim entuzjazmem wykrzyknął:

– Alojzy czy poznajesz ten zapach?

Golem zbliżył się do przyjaciela i zaczął pociągać nosem, po chwili również ogarnęła go radość.

– To przecież ser Berdarette, Agatko możesz mi pokazać swoją kanapkę?

Dziewczynka zrobiła o co prosił golem. Ten rozdzielił dwie złożone kromki, w środku znajdowały się dwa duże plastry szynki i również dwa tej samej wielkości plastry sera.

– Ten ser jest wart fortunę! Już się go nie produkuje. Małe ilości znajdują się jeszcze wyłącznie w królewskich magazynach. – powiedział rozradowany golem. – Jego bardzo mocno chroniona receptura, spłonęła razem z jedyną produkującą go fabryką, dawno temu.

Agatka rozpromieniła się.

– Zostało mi jeszcze osiem takich samych kanapek.

– Świetnie – powiedział Dwubarwny znowu przybierając postać młodzieńca – powyciągamy je i zwinięte w papier zaproponujemy jednemu ze sprzedawców na targu. Tak naprawdę to nie do końca ten sam ser ale wątpię czy się ktoś zorientuje.

Chwilę później Dwubarwny trzymając w dłoni niewielkie, pachnące zawiniątko ruszył z powrotem do miasta.

– Tylko wytarguj jak najwyższą cenę – krzyknął jeszcze gliniany golem.

– Oczywiście – odparł przyjaciel.

Alojzy i Agatka czekali na tyle długo, by zacząć się obawiać czy wszystko poszło zgodnie z planem. W końcu jednak ujrzeli Dwubarwnego, który wracał uśmiechnięty i szczęśliwy. Gdy się zbliżył, wręczył dziewczynce w połowie pełny, skórzany woreczek do noszenia pieniędzy i powiedział:

– Proszę schowaj to do plecaka. Mamy załatwiony przewóz!

Agatka była tak szczęśliwa, że zaczęła podskakiwać z radości, a Dwubarwny mówił dalej:

– Karawana zabierze nas do Walerny, podróż będzie trwała dwa tygodnie, plus minus dwa dni w razie złej pogody, albo jakichś utrudniających podróż wydarzeń. Gdy tam dotrzemy to będzie prawie połowa odległości do portu w Bubbolant.

Agatka uściskała swoich nowych przyjaciół i powiedziała tylko:

– Nie zapomnę wam tego.

 

&&&

 

Tego samego dnia, tuż przed zmrokiem karawana ruszyła. Składała się z szesnastu wozów, z których trzynaście wypełniono rzeczami na handel. Trzy były pasażerskie. Miały wygodne siedzenia i rozkładany dach, w razie złej pogody. Razem jechała też eskorta, w liczbie sześciu uzbrojonych żołnierzy, każdy miał lekki jednoręczny miecz i dwie nabite, małe nowoczesne kusze.

Ta trasa była standardowa i po drodze zaplanowano kilka przystanków w większych i mniejszych miastach, gdzie wynajęci ludzie zaopatrywali karawanę w żywność i wodę. Lepszym rozwiązaniem było zboczyć trochę z głównego traktu, niż wieźć zapasy.

Golem, dziewczynka i motyl w ludzkiej postaci, siedzieli razem z trójką innych pasażerów, w przedostatnim wozie. Ciemność rozpraszała tu specjalistyczna lampa, której z zainteresowaniem przypatrywała się dziewczynka.

Mężczyzna w średnim wieku, siedzący obok, chcąc coś zagaić zwrócił się do małej:

– Widać, nie jeździłaś jeszcze wozem w nocy. To lampa „kamieniowa”. Posiada regulację mocy. Podobno wynalazł ją pewien genialny wieśniak, który dzięki temu z dnia na dzień stał się bogaczem. Sąsiedzi mieli go za wariata, bo zamykał się w domu na całe godziny i nie wpuszczał nikogo. A on w tym czasie badał, eksperymentował, przynosił też do domu naukowe książki z biblioteki. W końcu sprzedał krowę by kupić jakieś drogie substancje. Ale czy ja cię nie nudzę? – spytał taktownie.

Agatka zaprotestowała:

– Absolutnie, to co pan mówi jest bardzo ciekawe, proszę kontynuować.

Mężczyzna ucieszył się i podjął dalej swoją opowieść.

– A więc, ten zdolny człowiek opatentował swój wynalazek i jest teraz jednym z najbogatszych ludzi na kontynencie. Sama lampa, zbudowana jest z kilkunastu odłamków niezwykle twardej skały, wysmarowanych mieszanką różnych substancji, w tym smoczą śliną, którą jak pewnie wiesz bardzo trudno zdobyć. To wszystko zamknięte jest hermetycznie i podłączone do poruszających kół wozów daje światło. A to – wskazał na niedużą korbę przytwierdzoną obok lampy. – może w razie potrzeby zastąpić poruszające się koła.

– Taki pan mądry – odezwała się podstarzała kobieta – to co pan powie na temat podniesienia podatków na winogrona? Z mężem uprawialiśmy niewielkie pole, teraz tak podnieśli podatki…

– Daj spokój Eliza! – próbował wtrącić się jej małżonek.

Ale kobieta stanowczo podniosła do góry rękę i kontynuowała narzekanie.

Agatka zamknęła oczy, tak przyjemnie usypiało ją podskakiwanie wozu na wybojach i słuchanie rozmowy współpasażerów, że w końcu opierając się o poznanego dzisiaj wielkiego golema zasnęła.

Gdy się zbudziła był dzień. Ktoś lekko potrząsał jej ramieniem. To Dwubarwny próbował ją delikatnie obudzić.

Koniec

Komentarze

Witaj

 

 

Pierwszym elementem, który mi poważnie zgrzyta jest pomieszanie języka baśni, czy stylizowanego na starodawny, z całkiem współczesnymi zwrotami. Na coś powinieneś się zdecydować.

Postaraj się też pilnować czasu przeszłego, bo czasem wskakuje teraźniejszy.

Czemu ostatni dwubarwny jest z małej?

 

Powodzenia

 

A

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj, Dawidiq150.

 

Wyraźnie widać, że roztoczyłeś w opowiadaniu wielką panoramę fantasy, prezentując szczegółowo baśniowy obszar oraz fantastycznych bohaterów i zależności między mieszkańcami Dartny, a także ich sąsiadami. Nieco spraw jest jeszcze do rozwinięcia i uzupełnienia, ale ogólnie pomysł bardzo ciekawy.

 

Z technicznych zauważyłam:

Idąc nieco dręczyły ją wyrzuty sumienia, że okłamała matkę. – trochę brzmi, jakby to owe wyrzuty sumienia szły, a nie Agatka

 

W wielu miejscach trzeba poprawić interpunkcję, np.:

Przeszła przez pola, na których zasadzono ziemniaki, gdyż nie było tu drogi i ostatecznie, (zbędny przecinek) bez problemu dotarła na miejsce.

Grzyby te miały, (tu także) pokryte dużymi zielonymi wypustkami niebieskie kapelusze, które osadzone były na grubej, ciemnoczerwonej nodze.

Drzewa były tu dużo bardziej od siebie oddalone, nie tak jak w lesie (tu z kolei go brakuje) do którego chodzili z tatą na grzyby, tam trzeba było się w niektórych miejscach nawet przedzierać przez gałęzie.

Z mężem uprawialiśmy niewielkie pole teraz tak podnieśli podatki… – tu za to w ogóle ich brak w całym zdaniu

 

Odpowiedziała by, że to musiały być czary. – piszemy razem, bo wiemy, kto by odpowiedział (Agatka)

 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Ambush dzięki za wskazanie tych błędów, językiem się tak nie przejmuję, bardziej zmartwiło mnie to co drugie zauważyłaś, czyli pomyłka z czasem.

 

bruce widzę cię u mnie kolejny raz i jestem ci za to bardzo wdzięczny :) poprawiłem błędy. Również serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Miło mi, dziękuję i wzajemnie. :)

Pecunia non olet

nie widziała takiej odmiany, a nim szła dalej, tym było ich dużo więcej.

Im dalej.

 

podniosła do góry rękę

kciuk podniesiony w górę

Pleonazmy.

 

Jest jeszcze trochę usterek, ale te zapamiętałem.

Dość sympatyczna bajka, a właściwie fragment. Gdym miał na coś zwrócić uwagę, to bardziej zróżnicowałbym i podkręcił charaktery golema i motyla. Rozumiem, że będą bohaterce towarzyszyć cały czas, więc warto, by byli zupełnie odmienni i się dopełniali.

 

Hej zygfryd89 !!

 

Dzięki! Cały czas pracuję nad tekstem mam już 30000 znaków, planuję bardzo długie opowiadanie na ponad 100 000 a potem dam do druku w formie self-publishing. :)

 

Pozdrawiam!!!

 

PS.

To właściwie jest już tekst nieaktualny bo bardzo dużo pozmieniałem. Teraz jestem mega zadowolony.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka