- Opowiadanie: tomaszg - Wszyscy jesteśmy mumiami

Wszyscy jesteśmy mumiami

Jeśli pominąć współczesność, to według mnie spełnia kryteria konkursu “Mumia” (tag dodaję po zgodzie udzielonej przez Drakainę dnia 2.1.2023). Raczej mało akcji – zawiera rozważania na temat pułapek umysłu i naszej egzystencji. Tekst sponsoruje pan Kafka i inni.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wszyscy jesteśmy mumiami

„Mumia – ciało zwierzęcia lub człowieka, które oparło się rozkładowi

w wyniku celowych zabiegów lub specyficznych warunków”

Wikipedia

 

– Jezus cię zbawi! – Nieogolony człowiek częściowo blokował korytarz w przejściu na stacji, a ja o mało na niego nie wpadłem, gdy tłum niespodziewanie pchnął mnie na ścianę.

– Weź się do pracy, a nie zaczepiasz normalnych ludzi, obiboku jeden – warknąłem.

– A chrzań się, pedale.

Nie chciałem tracić czasu na śmiecia i pokazałem mu palec, a potem skierowałem się do ulubionej knajpki, w której serwowali najlepszą kawę na mieście.

– Co podać? – Ruda dziewczyna, która spokojnie mogłaby być moją córką, uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Sojowe latte na podwójnym mleku.

Skinęła głową, zrobiła, co trzeba, i już po chwili mogłem usiąść przy stoliku, wygodnie wyciągnąć nogi i przeglądać komentarze do moich wideo, równocześnie delektując się pyszną kawą.

Pewne wzorce w internecie powtarzały się stale i niezmiennie, i byłem do nich przyzwyczajony. Dużo ludzi w darmowych produkcjach oczekiwało efektów dostępnych na sprzęcie za milion, inni, ci nieszczęśliwi, nie kryli się z niechęcią do mnie i do całego świata, a jeszcze inni wystawiali jedynki jak tchórze, nie dając żadnej informacji zwrotnej.

Przemysł rozrywkowy był ciężkim kawałkiem chleba. Zawsze śmieszyło mnie to, że nikt nigdy głośno nie mówił, że tak zwane gwiazdy miały dobrych rodziców albo tabun ludzi, którzy poprawiali im twarz, włosy, zęby i cały image.

Mnie się nie udało. Wciąż próbowałem wyłuskać z komentarzy sensowne uwagi, i choć bolało wytykanie błędów, które robiłem tylko i wyłącznie z braku czasu, to byłem bardzo wdzięczny. Dzięki opiniom mogłem wzrastać, równocześnie jednak ludzie pisali, że mam dobre pomysły, ale nikt nie chciał wkręcić mnie w większą grupę, która mogłaby pomóc szerzej w promocji.

Często zastanawiałem się, czy to dlatego, bo nie miałem szczęścia czy talentu, byłem zbyt leniwy czy tak wypluty z energii, że podświadomie sabotowałem własne wysiłki i nie produkowałem nic wartościowego.

A może nie mogłem przebić szklanego sufitu, bo nie zabiegałem o poklask i nie podejmowałem zbyt łatwych tematów?

Znudziło mnie wróżenie z fusów. Zirytowany odłożyłem telefon i zacząłem uważnie obserwować otoczenie. Sympatyczna dziewczyna raz za razem czyściła rurkę w ekspresie, w pewnym momencie jednak tego nie zrobiła, a stanowisko zajęła znacznie ładniejsza koleżanka. Nowa zaczęła robić kawę i już chciała ją podać, gdy została gwałtownie wstrzymana. Panie poszły na stronę i zaczęły się kłócić, wzywając przy okazji kierownika sali, a ja zrozumiałem, że drapieżniki są wśród nas.

Sytuacja pokazała, że kobiety potrafią walczyć nawet o drobne rzeczy, gdy tylko mogą zdobyć uznanie przewodnika stada. Zbyt mocno przypominało to sytuacje z pracy, gdzie znakomity projekt ucinany był przy samych jajach, bo przyszła niunia z tipsami i radośnie wyszczebiotała, co nakazał jej jakiś sprytny typek.

Zniesmaczony wyszedłem na przystanek, gdzie poczułem smród papierosów. No tak. Obok mnie stanęły dwie tłuste krowy, które uznały, że dokładnie tu, wśród wszystkich, muszą być dorosłe. Nie wyglądały zbyt inteligentnie i nie miały widocznych walorów, a ich rynsztokowy język dokładnie zdradzał ich poziom. Nie znosiłem toksycznych ludzi, tym razem jednak, w drodze wyjątku, nie chciałem robić scen, i dlatego cofnąłem się kilka kroków.

Mój wzrok padł na reklamę nowej „Mumii”. Zacząłem ziewać. W kinach, telewizji czy na różnych stronach znaleźć można było wszystko, od łzawych historii z Bollywood czy Wenezueli, przez przygody agentów, którzy mieli po siedem żyć, na problemach gospodyń z paznokciami czy winem skończywszy. Wszyscy uwielbiali takie historie, tylko nikt nie chciał się do tego przyznać. Weźmy „Capricę”. Oficjalnie nie zdobyła zbyt wielkiej popularności, a przecież powinna. Była genialna w swej prostocie. Nie miała w sobie nic ze wzniosłości serii „Galactica”, za to doskonale pokazywała, jak ludzie przenieśli słabości na blaszaków, a dzieło tworzenia nie dokonało się w jeden dzień.

I tak sobie stałem i rozmyślałem nad największymi zagadkami ludzkości, gdy w mojej kieszeni zadzwonił telefon.

– Co jest? – rzuciłem do słuchawki, widząc znaczek kupy i numer żony, z którą byłem w częściowej separacji.

– Za tydzień Natalka ma być na wystawie w muzeum narodowym.

– Nie ma mowy.

– Bez wymówek. To twój weekend.

Rozłączyła się, a ja westchnąłem. Bachory były dla mnie również nieodgadnionym tematem. Zawsze fascynowało mnie, że rodzice mają swoje plany i marzenia, potem pojawia się maluch, który bezwzględnie ustawia wszystko i wszystkich wokół, i z czasem decyduje, co z nimi zrobić. Ludzie poświęcają się, zaś po latach muszą wziąć to, co im narzucono. Popatrzyłem na plakat filmu i pomyślałem, że tak wyglądała sytuacja ze służbą faraonów, którą mumifikowano na żywca, czy chcieli czy nie.

 

Wystawa egipska

– Tato, tato, dzisiaj będzie cała klasa. – Moja córka siedziała rozparta na siedzeniu z tyłu i obserwowała świat, podczas gdy ja przebijałem się przez korki.

– Przeklęci cykliści. – Zatrąbiłem na jednej z ulic, a pan rowerzysta pokazał mi palec. – Tak? Naprawdę?

– No tak. Mamy napisać z tego wypracowanie.

– O czym? Że mumia nie śmierdzi? Że nie można jej prać w trzydziestu pięciu stopniach? I odwirowywać?

– Przestań, tato.

– No dobrze, chodź mała. – Uśmiechnąłem się, gdy udało się znaleźć miejsce pod samym budynkiem. – Czas obejrzeć kilka trupów.

– Dzień dobry. Przyprowadziłem Natalię. – W środku zameldowałem wykonanie zadania, łakomie patrząc na ciało pedagogiczne, które widziałem może ze dwa w życiu, ale dokładnie zapamiętałem, bo miało to i owo do pokazania.

– Dzień dobry. Czy pan jest ojcem? – Wychowawczyni zlustrowała mnie od stóp do głów, najwyraźniej nie odwzajemniając zainteresowania.

– Tak. Mam pokazać dokument ze zdjęciem?

– Nie trzeba. – Uśmiechnęła się na samą myśl, a mnie zrobiło się jakby cieplej.

– Ile to potrwa, pani profesor?

– Z godzinkę. Może półtorej.

– Aha. To ja dziękuję. – Odszedłem od grupy i udałem się do baru, gdzie poprosiłem o kawę, a potem, wciąż ledwo żywy, wróciłem, żeby podziwiać trupa, który zmarł tysiąc lat wcześniej.

– Free your mind. – Obok mnie na ławce w sali dosiadł się starszy mężczyzna.

– Pardon?

– Przepraszam, doktor nadzwyczajny Dobrowolski. – Podał rękę. – Studiuję tematy związane z kulturami starożytnymi, i siedzenie w takich miejscach zaczynam od uwolnienia umysłu.

– To z „Matrixa”?

– Tak. To też. Piękna ta mumia. Wie pan, co jest w niej najlepszego?

– No co?

– Że jasno widzimy, jak bardzo jest spętana i martwa.

– Super.

– Gorzej, że w wielu sprawach nie chcemy tego przyjąć.

– Naprawdę? – Ziewnąłem.

– Mogę przejść na ty?

– Jasne. Dlaczego nie? – Wzruszyłem ramionami.

– Jak zaczynasz dzień?

– Normalnie. Otwieram oczy. Idę do łazienki. Zostawiam, co trzeba.

– Nie, nie. Nie o to chodzi. Jak wstajesz, to musisz wypić kawę. Bez niej nie ma rozruchu.

– No i? – Podrapałem się po głowie.

– Potem jedziesz do pracy, po pracy do knajpy, na zakupy czy po dziecko, a na końcu jest siusiu, paciorek i spać. Tak samo przeżywasz kolejny dzień, i kolejny, i kolejny.

– To się nazywa normalne życie.

– Jeździsz samochodem, prawda?

– Skąd wiesz?

– Młodzi chcą mieć coś własnego i często kupują samochody. Jest zima, a ty masz czyste spodnie i buty, czyli przyszedłeś z parkingu. I teraz pomyśl, że musiałbyś z tego zrezygnować.

– Mój wybór.

– Nie do końca. Ktoś tak ustawił komunikację i pracę, że wolisz auto. To zniewolenie. Jak nic.

– Jezu, zawsze mogę zrezygnować.

– Naprawdę?

– No tak. Powiem sobie, że to koniec, i już. Zwykła normalna sprawa.

– A guzik z pętelką. Życie nie ma nic wspólnego z normalnością. Dostajesz tylko tyle, żeby przeżyć. Nie możesz swobodnie wybierać we wszystkich sklepach. To sposób na to, żeby nie było za łatwo. Dzięki temu masz kolejne poziomy do osiągnięcia. Jesteś jak mumia, tylko tego nie wiesz.

– Ale mogę chodzić, gdzie tylko chcę.

– Tak? A co było dwa lata temu? Albo co mają powiedzieć ludzie, których zamknięto w więzieniu czy psychuszkach? Badałem takich jak oni. Marnieli w oczach.

– Nie, nie, to nie to samo. Oni zasłużyli.

– Naprawdę myślisz, że zamykamy tylko chorych czy słusznie skazanych?

– Do czego ty dążysz?

– Jeżeli ktoś jest wrogiem systemu, to jest usuwany. A im bardziej się rozpychamy, im więcej problemów mamy i przez to dłużej żyjemy. Stres napędza i konserwuje.

– Nie no… bez takich, nie znoszę, jak ktoś mówi o mitycznym systemie. To śmierdzi aluminiową czapeczką. No i co powiesz na narkotyki, kawę i papierosy? Nie powinno ich być.

– Tak, to nie do końca pasuje do mojej teorii. To znaczy pasuje, ale napawa smutkiem, bo świadczy o tym, że system się psuje albo potrzebuje bezpiecznika, żeby usuwać ludzi niewygodnych. – Doktor spoważniał. – No i jest jeszcze sprawa perspektywy.

– Perspektywy?

– Taka mumia jest w bandażach, co nie?

– No tak.

– Nie może się ruszać, ale w dalszym ciągu mogłaby podróżować w głowie.

– Mumia jest martwa.

– Naprawdę? Egipcjanie wierzyli w życie po śmieci. A ten, kto popatrzy na ciebie z innego miasta czy państwa, powie, że wyglądasz jak szczur w klatce. Regularnie odwiedzasz kilka miejsc i pewnie masz kredyt, więc mieszkania też szybko nie zmienisz. Jesteś jak ta mumia, tylko powiązana innymi sznurkami.

– To jak żyć? – Ziewnąłem. – Każda religia mówi, że ma jedyną słuszną receptę.

– Nie chciałbym wchodzić w dyskusje o prawdziwych i fałszywych bogach, zadam tylko jedno pytanie. Czy lubisz zabijać?

– Ja? No skąd.

– Nie grasz? Żaden Cyberpunk ani Wiedźmin?

– Trochę.

– Widzisz, w naturze mamy zabijanie, równocześnie wiele religii wierzy, że człowiek jest stworzony na obraz boga. I teraz, jeżeli coś jest niezgodne z kompasem moralnym, nie chcemy tego robić. I stąd właśnie granie, które pozwala zaspokajać się w sposób bezkrwawy.

– Czyli granie to jakaś pokręcona ofiara, żeby dopieścić podświadomość?

– Mniej więcej.

– A co powiesz o kasjerce, która sprzedaje rzeczy niezdrowe? To mi wygląda na mord na masową skalę.

– Gdyby świat był idealny, każdy mógłby mieć wymarzoną pracę. Ale nie jest, i dlatego trzeba wybierać mniejsze zło.

– I to jest ta recepta na życie? Słabo. To brzmi jak jakiś matriks.

– Zabawne, że wspominasz to słowo. Wiesz co? Bardzo lubię film o tym tytule. Zabawny dokument. Szkoda, że niektórzy dostrzegają w nim tylko jedną warstwę.

– Ja dalej czegoś nie rozumiem. – Podrapałem się po głowie. – Mumie są martwe, a my nie.

– W filmach masz mumie chodzące.

– Ale prawdziwe są martwe, przynajmniej dla nas. Temu nie możesz zaprzeczyć.

– W sumie… tak – przyznał.

– To jak można nas do nich porównać?

– Wróćmy do tego jak żyć. Czy żyjesz pełnią życia czy wegetujesz? Nie odpowiadaj, tylko się zastanów. Wszystko masz z góry zaplanowane. To już wiesz. Liczy się dobro ogółu, porządek społeczny, i tak dalej. Masz pracować, płacić podatki, uczyć się, jeszcze więcej pracować, płodzić dzieci, i szybko umrzeć, żeby emerytury nie trzeba było płacić. I znów dochodzimy do tematu perspektywy. System napycha cię konserwantami i napędza na tyle, żebyś dawał z siebie jak najwięcej. To dlatego dostajesz krótkie weekendy i kilka dni urlopu, tak nie za dużo i nie za mało. A na koniec masz duże szanse, żeby skończyć w przytułku, szpitalu na NFZ czy dokonać eutanazji.

– Zdechnąć jak najszybciej – mruknąłem.

– Właśnie.

– Tylko dlaczego znów mówimy o jakimś mitycznym systemie?

– Nie chcesz myśleć o normach społecznych, to weź pod uwagę dobór naturalny, całe to szukanie najlepszych partnerów i partnerek. To ten sam mechanizm.

– Ale nic tu się kupy nie trzyma. Z jednej strony mam być spętany jak mumia, z drugiej nakręcony, żeby żyć długie lata. To sprzeczność.

– Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. – Doktor uśmiechnął się. – Teoretycznie wszyscy jesteśmy równi, ale są też równiejsi. Czy możesz podejść do jakiegoś polityka albo CEO? Czy to nie jest kolejna oznaka zniewolenia? A przeszczepy organów? Kiedyś ludzie umierali. A teraz? Wymieniasz komuś serce i ten ktoś może pracować. Doskonała inwestycja w niewolnika. Spójrz na gwiazdy filmowe. Ilu normalnych ludzi chciałoby mieć nowe, ładniejsze ciało, a ich nie stać? Ile razy jest tak, że w starej niedołężnej powłoce kryje się młody duch? Wszyscy jesteśmy mumiami, mój drogi, czy chcemy, czy nie. I można to zdefiniować na tysiąc różnych sposobów.

 

Miesiąc później

Zatrudniono mnie w nowej firmie i nakazano wszędzie nosić ze sobą komputer. Siedziałem w domu na kanapie, patrzyłem na piekielne urządzenie i czułem się jak sparaliżowany.

Wiedziałem, że jeżeli spakuję grata do torby z aluminium, ci z firmy mogą zobaczyć, że coś ukrywam, i pewnie nic nie powiedzą, ale zaczną pomijać przy awansach, i tak dalej. To tak jak z tymi, którzy odmawiają badań wykrywaczem. Choć nikt nie przyzna, są skazywani na ostracyzm. Nie liczy się to, że robią coś dla zasady, i nieważne, że powinni być czyści, póki nikt nic nie udowodni.

Zawsze miałem z komputerami ogromny problem. Czytałem o biedakach, którzy kupili je przez internet, a potem nie mogli się bronić, gdy sprzedawca się zwinął. Problem pojawiał się, gdy w urządzeniach w nieużywanej części znajdowano materiały kompromitujące albo ktoś stwierdził, że cenę Windows obniżono za bardzo, bo tak wynikało z jakiegoś sprytnego wskaźnika. Szczęśliwy nabywca wpadał w bezduszną machinę sprawiedliwości i najczęściej kończył jak w „Procesie” Kafki.

W sklepach nie wyglądało to lepiej. Sprzęt z wystawy był drogi i nijaki, a ten na zamówienie mógł mieć dodatki, zaprogramowane na śledzenie konkretnej osoby. To też straszne. Maszyny miały ogromne baterie i mogły szpiegować w nieskończoność, czuwać całą dobę, gdy ktoś jadł, spał, kochał się czy przeklinał. Nowe modele były cały czas online, podobnie komórki. Tych to już w ogóle nie znosiłem. Wierzyłem, że to narzędzie złego, którego imienia bałem się wymówić. To nie mogło skończyć się dobrze.

 

Dzień później

Za pół godziny miałem pociąg, tymczasem wciąż siedziałem przy prywatnym komputerze i próbowałem kupić kilka niezbędnych drobiazgów. Już miałem robić płatność na jednej ze stron, gdy zadzwoniła komórka.

„Domofon”

Zagryzłem wargę. Ktoś stał pod drzwiami na dole, a ja czekałem na paczkę. Trzeba było odebrać, więc, chcąc nie chcąc, przesunąłem ikonkę na ekranie.

– Dzień dobry. Kurier. – Zobaczyłem czapeczkę „LHD” i firmowy identyfikator.

– Dzień dobry. Proszę. – Wcisnąłem jedynkę.

Drzwi otworzyły się, połączenie zakończyło, a ja jak głupi czekałem na mężczyznę, który nie raczył zjawić się na piątym piętrze, chociaż miał zapłacone. Klnąc, na czym świat stoi, ubrałem się i poczłapałem na dół.

Paczka z goglami, cała i nienaruszona, leżała w skrzynce.

Wziąłem ją, zaniosłem do domu i rzuciłem na stół, a potem ubrałem się na podróż. Szybkim krokiem przeszedłem na stację. Oparłem się o ścianę, cały czas myśląc o nieszczęsnej paczce.

Pogrążyłem się w głębokiej zadumie. Nagle tuż przy koszu na śmieci zobaczyłem coś na ziemi, jakiś mały niepozorny przedmiot, którego kolor zlewał się z kolorem posadzki. Był ledwo widoczny, a ja zadziałałem odruchowo i niewiele myśląc schyliłem się i podniosłem go, a potem zacząłem obracać w ręku. To była miniaturowa karta pamięci, przedmiot o znikomej wartości, który najwyraźniej ktoś chciał wyrzucić. Niby przypadkiem obróciłem się i spojrzałem leniwie po ludziach. Każdy z nich miał wzrok wlepiony w ekran telefonu, a mnie przeszedł dreszcz.

A jeśli ktoś celowo ją upuścił, żebym to ja ją podniósł? Może to robota nadgorliwca z pracy? Jakiś test bezpieczeństwa? Albo projekt badawczy z uniwersytetu? Sprawdzian, jak się zachowam? Czy żyję tym, o czym mówię? A może to policja mnie szpieguje i sprawdza, czy doniosę?

Właśnie wtedy nadjechał pociąg. Na peronie zrobiło się małe zamieszanie, więc wrzuciłem kukułcze jajo do tylnej kieszeni spodni, chwilę potem rozsiadłem się na siedzeniu i zamknąłem oczy. Byłem bardzo zmęczony i zacząłem przysypiać.

– Bileciki do kontroli. – Poczułem pchnięcie.

Otworzyłem oczy. Konduktor patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Musiał mnie budzić dłuższą chwilę, i choć zachował kamienną minę, drganie ust zdradziło, że jest zirytowany, a przynajmniej zniecierpliwiony. Nie wzbudziło to we mnie sympatii. Ziewnąłem, sięgnąłem po telefon, odblokowałem go i pokazałem odpowiedni kod, a potem znów przysnąłem. O sprawie ze stacji zapomniałem aż do wieczora, gdy znaleziona rzecz wypadła ze spodni.

Cholera. A jeżeli tam jest porno i zostanę oskarżony o jego rozpowszechnianie? Najlepiej to zniszczyć. Tylko gdzie? Przecież nie mogę zmienić rozkładu dnia, inaczej policja zgłosi mnie do sprawdzenia.

Trzeba było pewnie podłączyć urządzenie do komputera, ale wtedy ryzykowałem jego uszkodzeniem lub zawirusowaniem.

A jeżeli tam jest pluskwa? Właściciel mógłby mnie namierzyć i oskarżyć o kradzież danych albo włamanie. Przecież nikt nie uwierzy, że znalazłem to w koszu na śmieci. Jeżeli za tym stoją ludzie z dużej firmy, to nie mam szans z ich prawnikami.

Nie wiedziałem, jak to rozwiązać. Następnego dnia złapałem się na tym, że patrzę podejrzliwie na każdego człowieka i na każdą kamerę, która łypała na mnie swoim zimnym bezlitosnym okiem.

Może odnieść to do biura rzeczy znalezionych? Ale wtedy spiszą i będą mieć wszystko jak na dłoni. Czy lepiej wyrzucić na ulicy? Tylko, czy jestem w stanie zatrzeć ślady? Technika śledcza jest coraz lepsza, odciski palców są nawet w dowodach. No i mogę przyczynić się do rozpowszechniania danych wrażliwych, ważnych strategicznie czy nieszczęsnej pornografii.

Wieczorem nawet nie zauważyłem, że urządzenie spadło za biurko. Rano wiedziałem, że o czymś zapomniałem, ale nie pamiętałem o czym. Żyłem przez pół dnia w błogiej nieświadomości, i zmroziło mnie, gdy spadły gogle, a po odsunięciu biurka leżały obok nieszczęsnego przedmiotu ze stacji.

A jeżeli karta ma NFC? Co, jeśli gogle zarejestrowały jej obecność?

Coraz więcej przedmiotów miało możliwość śledzenia, i chociaż producenci nie przyznawali się do niczego, to ich odkurzacze, żarówki, routery i głośniki tworzyły gigantyczne bazy danych.

Wrzuciłem oba przedmioty na pawlacz i przypomniałem sobie o całej sprawie pół roku później, gdy robiłem letnie porządki. Każdy trzeźwo myślący człowiek mógł mnie teraz oskarżyć co najmniej o kilka rzeczy, takich jak ukrywanie czyjejś własności czy potencjalnych dowodów w śledztwie. Chowając dane, mogłem uczestniczyć w spisku albo przyczynić się do tragedii ludzkiej. Wiedziałem o tym, z drugiej strony policja to mnie mogła pociągnąć do zwrotu kosztów swojego sprzętu albo oskarżyć o terroryzm, gdyby nośnik miał przykrą niespodziankę i zrobił coś złego na komendzie. Wyszedłbym wtedy na totalnego frajera, a przy braku możliwości ustalenia właściciela przedmiotu i tak bym go nie odzyskał.

Pozostało zniszczenie dowodów zbrodni. Tu pojawiały się kolejne problemy. Wrzucenie do jeziora czy morza było problematyczne, bo wymagało dłuższej podróży, do spalenia potrzebny był piec lub przynajmniej ognisko, i tam musiałbym zaangażować innych ludzi. Rozjechanie autem czy użycie kombinerek też nie dawało gwarancji sukcesu, bo te nowe układy były ponoć piekielnie wytrzymałe.

Zacząłem się naprawdę bać.

A może to zamurować w jakiejś ścianie?

Odrzuciłem to od razu. Tak robili w filmach, ale to oczywiście nie miało racji bytu, bo życie ze świadomością, że coś można odkryć po latach, na pewno ryło psychikę.

A jeżeli to podarunek od obcej cywilizacji? Tylko dlaczego spotkało akurat mnie? Nie prościej było wrzucić pliki do komputera? Albo przynajmniej do komórki?

 

Epilog

Bolała mnie głowa i czasem nie byłem nawet pewien, jak się nazywam. Nowa praca była wymagająca, ale może to i lepiej. Odkąd żyłem w stresie czy paranoi, czy jak zwał tak zwał, poczułem się popchnięty do różnych rzeczy. To było jak sen. Nie wiedziałem, co zrobiłem, ale chyba w końcu wyszedłem ze strefy komfortu.

Zadział się cud za cudem, i dzisiaj też nie wierzyłem własnym oczom. W sieci znalazłem własne wideo, tylko trochę inaczej zmontowane. Nie podobało mi się i już miałem otworzyć zgłoszenie o naruszeniu, ale zrezygnowałem, gdy zobaczyłem oceny i komentarze. Byłem zszokowany tym, jak drobne różnice wystarczyły, żeby treść trafiła do adresatów, a jeszcze bardziej zastanowił mnie mail, który dostałem.

„Każdy człowiek ma swój własny wszechświat. Wydaje nam się, że żyjemy w jednej rzeczywistości i przestrzeni, ale tak naprawdę każdy kreuje ją oddzielnie. Światy zazębiają się i dlaczego czasem rozmawiamy, widzimy się nawzajem i działamy razem. Wystarczy zmienić drobiazgi, żebyśmy lepiej się rozumieli i bardziej szanowali”

Przypomniała mi się rozmowa z muzeum. Zrozumiałem, że nie trzeba bandaży, żeby być mumią. Wystarczy głowa, która za dużo myśli, głowa, dzięki której zdaje się nam, że coś przeżyliśmy.

– Kochanie, czas na twoje nowe pigułki! – rozległo się nagle z drugiego pokoju. – I ktoś wreszcie musi pójść z Natalką do muzeum!

Spojrzałem na przeglądarkę i artykuł o tym, że nowa ustawa o zdrowiu psychicznym pozwoli zamknąć właściwie każdego. Mój wzrok padł też na gogle na biurku, na których widziałem czarne prostokąty. Wyglądały jak karty z reklam i coś mi przypominały, tylko nie wiedziałem co.

– Już biegnę, kwiatuszku! Cyk, myk, w podskokach! Zawijam kiecę i lecę!

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

W opowiadaniu poruszyłeś wiele filozoficznych tematów. :)

Ciekawe zagadnienie, mówiące, że wszyscy jesteśmy mumiami. :) Czy to aby na pewno tylko metafora? :)) Raczej nie. :)

I ten znaczek kupy…

 

 

Poniższe zdanie przypomniało mi jedną z bajek Krasickiego o dwóch malarzach. Może lepiej malować „piękniejsze twarze”? :):) :

A może nie mogłem przebić szklanego sufitu, bo nie zabiegałem o poklask i nie podejmowałem zbyt łatwych tematów?

 

Z technicznych:

… podświadomie sabotowałem własne wysiłki i nie produkowałem nic (niczego?) wartościowego.

 

„Domofon” (kropka?)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Czy jest to tekst konkursowy?

Pytam, bo dałeś taga ale opko póki co wyświetla się w grafiku dyżurnych.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Przeczytałem i zastanawiam się, co to jest: jeszcze beletrystyka czy już raczej jakiś manifest (a może zwyczajnie postawiłeś na taką formę?), czy może wreszcie studium przypadku?

Akcji tu niewiele, początkowo historia ogranicza się do serii luźno powiązanych scenek opatrzonych bogatym komentarzem i oceną otaczającej rzeczywistości. W środku jest dialog w muzeum, który z początku wypada całkiem nieźle, choć pod koniec nieco się już dłuży infodumpowo (zabrakło iskier, dbałości o detale). A potem, już pod koniec opka dostajemy coś na kształt lekkiej paranoi wywołanej znalezieniem karty pamięci… Pomysł całkiem niezły, pozwala poznać perspektywę bohatera, natomiast trochę – imho – zabrakło podbudowy całej sytuacji.

Bohater jest niezbyt sympatyczny (ale imho dobrze oddany, taki niespełniony niebieski ptaszek, życiowy, mnie przekonuje), niewiele wiemy o jego położeniu oraz drodze, która do niego doprowadziła (jakaś frustracja, rozpadające się małżeństwo, brakuje tropów). To wszystko sprawia, że jego paranoja (którą pokazałeś całkiem trafnie) nie budzi pozytywnych emocji, a robi wrażenie kolejnego odpału niezbyt związanego z resztą tekstu.

Dużo poruszonych tematów, dla których nie widzę zbyt wielu wspólnych mianowników. Chcesz – jak rozumiem – pokazać, że wszyscy jesteśmy spętani i zniewoleni. Ok, ale abstrahując od tej tezy zabrakło jakiegoś sensownego spięcia tego wszystkiego w fabule. Całość przypomina trochę zlepek kilku fragmentów różnych całości pod szyldem przekazu. Trochę zbyt mało jak. No i fantastyki też tu nie widzę (nie kumam o co chodzi z goglami, może to…?).

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hmmm. Mnie też brakowało porządnej fantastyki. Przemyślenia bohatera mnie nie wciągnęły. Jeżeli wpadał w taką paranoję z powodu kostki pamięci, to dlaczego ją zabrał?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka