- Opowiadanie: dawidiq150 - Co może przytrafić się w liceum?

Co może przytrafić się w liceum?

Zapraszam do przeczytania! Przyznaję się od razu bez bicia, że fantastyki w tym opowiadaniu nie ma i, że prolog może okazać się nudny. Ale jestem przekonany, że później jest ciekawie :)

 

Pozdrawiam znajomych czytelników i również tych co zaglądnęli tu pierwszy raz. :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Co może przytrafić się w liceum?

PROLOG

 

Poznali się, gdy w pierwszej klasie podstawówki nauczycielka posadziła ich ze sobą w ławce. Robert i Marcin mieli różne charaktery, dzięki czemu świetnie się uzupełniali. Z czasem połączyła ich prawdziwa przyjaźń. Obaj nie byli zbyt bystrzy, ale mieli umiejętności, które pozwalały im otrzymywać dobre oceny. Robert miał świetną pamięć, a Marcin był jak każdy zodiakalny byk pracowity i systematyczny. Roberta cechowała nieśmiałość, a Marcina pewność siebie.

 

Klasa za klasą, szkolne życie mijało beztrosko, można by rzec cudownie. To było prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo. W końcu, gdy nadszedł kres nauki w podstawówce przyjaciele odczuwali wielką radość. Obaj zdecydowali się na taką samą dalszą edukację. Wybrali to samo liceum i ten sam profil, ciesząc się, że ich drogi się nie rozeszły.

 

&&&

 

Poniedziałkowy ranek był wspaniały, czyste niebo bez choćby jednej chmurki, termometr wskazywał osiemnaście stopni, a wszystko wydawało się tryskać pozytywną energią. Przyjaciele spotkali się przy Żabce. Uścisnęli sobie dłonie na powitanie i ruszyli w stronę liceum.

– Myślisz, że obaj zdaliśmy? – zagaił Marcin.

– Ty na pewno. Przecież w każdej klasie miałeś świadectwo z paskiem. O siebie jednak się nieco obawiam.

– Nie przejmuj się, na pewno wszystko będzie dobrze. Wiesz, że z naszej klasy na to liceum zdecydował się tylko Lupa? Ale on wybrał profil chemiczny.

– Lupa na sto procent zdał, przecież to był prymus!

– Na jaki dodatkowy język się w końcu zdecydowałeś? – Marcin wiedział, że przyjaciel ma dylemat. Kilka razy rozmawiali już na ten temat, Robert nie mógł się zdecydować.

– Chyba jednak rosyjski. Przyda mi się do szachów. Mnóstwo świetnych bestsellerów jest w tym języku. Z drugiej strony niemiecki jest bardziej używany. Przeważnie zdecydowana większość uczniów chce chodzić na niemiecki i trzeba przeprowadzić losowanie. Chyba właśnie zdam się na los.

Szli, cały czas rozmawiając. Do liceum był spory kawałek, ale można było też dojechać autobusem.

Zostawili za sobą bloki mieszkalne i weszli w alejkę biegnącą między drzewami, znaleźli się w parku. Było tu miasteczko rowerowe, a w samym jego centrum muszla koncertowa. Minęli małe jeziorko słynące z tego, że jest w nim mnóstwo żab. Niektóre dzieci przychodziły tu by je torturować.

Przyjaciele ujrzeli innych nastolatków, z różnych kierunków podążających w stronę „Drugiego Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie”. Niektórzy już wracali.

– O ja cię! – żachnął się Robert – popatrz! Dziewczyna wraca z płaczem.

– Nie dostała się. Biedactwo.

Minęła ich trójka dziewcząt. Idąca w środku łkała, a jej koleżanki próbowały ją pocieszać, miały miny świadczące, że jest im niezmiernie przykro.

– Też będę płakał, jak się nie dostaniesz – powiedział Marcin, trudno było ocenić czy mówił żartem, czy poważnie.

Po chwili ich oczom ukazał się budynek LO. Wyniki były wywieszone na drzwiach głównego wejścia, gdzie zebrał się mały tłum. Dostanie się blisko listy, zajęło chłopcom kilka minut. Marcin dopchał się pierwszy.

– Robert, udało się! Obaj zdaliśmy. – krzyknął do przyjaciela.

 

&&&

 

Nadszedł pierwszy dzień w nowej szkole. Robert i Marcin zajęli czwartą ławkę w drugim rzędzie. W obcym gronie Robert zdawał się być onieśmielony. Marcin dobrze znał przyjaciela, więc się temu nie dziwił. Wychowawczyni przywitała wszystkich i przedstawiła się jako Agata Kozek.

To miał być dzień zapoznawczy. Pół godziny, może trochę dłużej i wszyscy mogli iść do domów. Robert zauważył, że dwie dziewczyny w ławce obok przypatrują mu się, coś szepcą i chichoczą. Podobno był przystojny, w podstawówce mówiły mu to niemal wszystkie jego koleżanki, a uczennice z innych klas na przerwach, gdy spacerował, jedząc kanapkę, wodziły za nim wzrokiem.

Pani Agata na wstępie opowiedziała nieco o sprawach organizacyjnych. Gdy skończyła, poprosiła:

– Przedstawcie się i opowiedzcie coś o sobie. Poznajmy się lepiej. Może zaczniemy od pierwszej ławki. Od Ciebie! – wskazała.

Drobny, niski mający krótkie ciemnoblond włosy chłopiec zaczął ochoczo:

– Nazywam się Tomek Buda. Jestem spod znaku skorpiona i moim hobby są militaria, wybrałem to liceum, bo tak chcieli moi rodzice… – mówił o sobie przez około minutę.

Potem wszyscy po kolei przedstawiali się, dodając do imienia i nazwiska trochę dodatkowych informacji o swoim hobby, bądź czymś co akurat przyszło im do głowy. Gdy nadeszła kolej na Roberta ten bardzo speszony wydukał jedynie:

– Mam na imię Robert – ogarnął go taki stan onieśmielenia, że nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć.

Widząc zakłopotanie chłopaka nauczycielka, która często spotykała się z nieśmiałością u uczniów powiedziała:

– Dobrze Robercie to wystarczy, nie musisz nic więcej opowiadać jak nie chcesz.

Z pomocą przyjacielowi przyszedł też Marcin.

– On jest nieśmiały, niech pani mu wybaczy.

Chwilę później roześmiany tłum opuścił gmach liceum, rozeszli się we wszystkie strony, ale zdecydowana większość udała się na przystanek autobusowy. Ten rocznik posiadał dobrą cechę charakteru, którą była łatwość nawiązywani kontaktów. Dzięki czemu błyskawicznie zapoznali się ze sobą. Utworzyło się parę kilkunastoosobowych grup. Robert i Marcin byli w jednej z nich. W pewnym momencie Robert ujrzał wysokiego chłopaka o blond włosach, którego znał z przedszkola. Już miał powiedzieć: „Ja cię pamiętam, nazywaliśmy cię śmierdziel” ale ugryzł się w język. Faktycznie chłopak miał wtedy problemy żołądkowe i cierpiał na gazy, ale teraz nie było by to taktowne przypomnieć mu o tym. Tak minął pierwszy licealny dzień.

 

&&&

 

Wtorek. Podobnie jak poprzedniego dnia nie było jeszcze normalnych lekcji. Przynajmniej w pierwszych klasach. Nauczyciele prowadzili pogadankę z pierwszoklasistami, przedstawiali program i tym podobne rzeczy. Były też robione zdjęcia klasowe.

Uczniowie klasy o profilu matematycznym – informatycznym do której należeli Robert i Marcin zostali w pewnym momencie zawołani na zewnątrz. Fotograf powiedział do wszystkich uczniów widząc, że nie wiedzą, co mają robić:

– Ja potrafię was wszystkich bardzo szybko ustawić, ale musicie mnie słuchać.

I faktycznie, po dwóch minutach w trzech rzędach przy użyciu ławek stali uczniowie razem ze swoją wychowawczynią, panią Kozek. Mężczyzna przyłożył aparat fotograficzny do oka i pstryknął zdjęcie.

– A teraz zrobię wam jeszcze jedno – powiedział – zróbcie jakąś śmieszną minę to pamiątka na całe życie.

Oczywiście najpopularniejszym żartem było zrobienie „rogów”, także wychowawczyni. Robert natomiast wywalił język i rozdziawione palce dłoni przyłożył do uszu. Wszystko byłoby fajnie, gdyby się przy tym nie zaczerwienił.

Wielu potem robiło sobie z niego żarty, a Marcin mu współczuł.

– Po co to zrobiłeś? – spytał później – wiesz, jak to głupio wyszło?

 

&&&

 

Na religię chodził, kto chciał, taka była zasada. Ale praktycznie prawie nikt z niej nie rezygnował. Życie licealne miało to do siebie, że zarówno nauczyciele jak i uczniowie mieli bardzo duże poczucie humoru, a jeśli nie mieli to bardzo dobrze udawali, że mają. Ogólnie więc było bardzo wesoło.

Gdy wszyscy zajęli miejsca w ławkach (które w tej sali były tak ustawione, że siedziało się w czwórkach) bardzo młody ksiądz zaczął w ten sposób, że po przedstawieniu się otworzył dyskusję z uczniami, którzy chcieli z nim porozmawiać, czy to na temat wiary, etyki czy czegokolwiek innego.

– Z czego tak się tam śmiejecie? – katecheta zwrócił się do jednej hałasującej grupki.

– Bo Krystian jest prawiczkiem! – głośno powiedział chłopak o imieniu Michał, na co jego koledzy zareagowali wesołością.

– Ale tutaj każdy z was powinien nim być.

– A ksiądz jest? – ponownie spytał Michał, a w całej klasie zabrzmiały chichoty.

– Oczywiście, że jestem. Widzę, że kolega dzisiaj jest jakiś nadpobudliwy.

– Bo się nie wyspałem. – odparł uczeń. Żart był na tyle dobry, że klasę ponownie wypełniły śmiechy.

Potem, po lekcji Robert spytał Marcina:

– Kto to jest prawiczek?

– Nie mam pojęcia – odparł jego przyjaciel.

 

&&&

 

Te pierwsze dni były w miarę normalne, potem Robert z niewiadomego powodu zaczął się dziwnie zachowywać.

Zaczęło się od zmiany fryzury.

– Jestem przystojny tylko w długich włosach – myślał sobie – ale po umyciu są bardzo puszyste muszę więc podciąć te z dołu i będzie dobrze .

W sobotę poszedł do najbliższego salonu fryzjerskiego, dawno w nim nie był i zauważył, że wystrój się zmienił. Właścicielka była ta sama, jednak zatrudniła jakąś młodą dziewczynę, wcześniej pracowała tu sama.

Gdy już usiadł na fotelu, zaczął tłumaczyć, czego chce i jaki efekt ma zamiar osiągnąć.

– To niekoniecznie będzie tak wyglądało, jak pan sobie wyobraził – kobieta miała wątpliwości.

– Proszę mnie tak obciąć i niech się pani nie przejmuje, jak będzie źle – odparł.

Właścicielka salonu słynęła z tego, że szczyrze długo, schodziło nawet do pół godziny. Ale to była profesjonalna robota. Używała kilku rodzajów nożyczek i nie spieszyła się, a w czasie pracy prowadziła rozmowy z klientami.

Gdy skończyła podała Robertowi lustro, by mógł obejrzeć się z każdej strony.

– Bardzo dobrze, tak jak chciałem – skłamał.

Prawda była taka, że wyglądał co najmniej dziwnie. Jakby miał inną orientację seksualną. Oczekujący w kolejce uśmiechali się w dziwny sposób, gdy jednak to zauważył spuścili głowy, jakby nigdy nic.

W szkole spotkał się z podobnymi reakcjami, nikt mu wprost nie powiedział, że wygląda głupio z wyjątkiem Oskara, który wyróżniał się tym, że był od wszystkich młodszy o rok.

– Czemu nie używasz żelu? – zapytał Oskar, nie oczekując odpowiedzi.

Marcin natomiast przypatrywał się swojemu przyjacielowi, jakby bardzo czegoś nie rozumiał.

 

&&&

 

Był piątek. Z okazji okrągłej rocznicy powstania szkoły, zamiast lekcji zaplanowano wyjście do muzeum. Tak jakoś wyszło, że dzisiaj Robert szedł sam. Kiedy ujrzał, jak roześmiani licealiści rozmawiają ze sobą, zgrupowani pod gmachem szkoły. Zawrócił, z nieznanego powodu zrezygnował.

Długo chodził po lesie. Gdy zobaczył rosnącego muchomora sromotnikowego, zastanawiał się, czy go zjeść. W pewnym momencie spotkał starszego mężczyznę, który spacerował z psem. Ten zauważył smutek na twarzy Roberta i ze współczuciem zapytał:

– Chłopcze, coś taki smutny?

– Nie, nie jestem wcale smutny – odparł

A gdy tylko mężczyzna oddalił się, z oczu popłynęły mu strużki łez.

 

&&&

 

Robert na każdej przerwie lekcyjnej siedział sam na ławce w korytarzu i z nikim nie rozmawiał. Dla Marcina było to niezwykle dziwne. Podchodził i zagajał do niego, ale ten prawie nic nie mówił. To był całkiem inny chłopak niż ten, z którym się znał całe osiem lat.

Z ocenami też było źle, a potem tragicznie. Należało się dużo uczyć, nauczyciele byli wymagający. Nieprzyswojony materiał nawarstwiał się, zwłaszcza z dwóch języków obcych.

Którejś nocy mama Roberta Jadwiga idąc do łazienki zauważyła, że w jego pokoju świeci się światło. Spojrzała na zegarek, była pierwsza dwadzieścia dwie. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że syn siedzi nad książkami.

– Mamo nic mi nie wchodzi do głowy.

– Powinieneś iść już spać, to nie jest czas na naukę.

– Ale jutro mogę być pytany.

Jadwiga usiadła obok syna i zaczęli powtarzać materiał z biologii. Coś było nie tak, Robert nie umiał powtórzyć choćby jednej informacji. Bardzo to ją zdziwiło.

 

&&&

 

Pewnego dnia Robert zamiast w szkole, siedział dwie godziny na ławce w parku. Sprawdzał często godzinę na zegarku i o odpowiedniej porze wstał i ruszył w stronę domu. Rodzice byli wtedy w pracy.

Będąc już w domu, wyciągnął schowane głęboko w szufladzie zdjęcie klasowe, którego nawet nikomu nie pokazał. Wziął zapałki i podpalił je, następnie wrzucił do klozetu. Stało się nieszczęście bo po podgrzaniu porcelit pękną i zaczęła wyciekać woda.

To już nie miało znaczenia bo poszedł do kuchni i połknął całe pudełko tabletek „Centrum”. Następnie położył się na łóżko czekając na śmierć.

Gdy ta nie przychodziła, nie zwlekając długo wziął swoje oszczędności i pospiesznie poszedł odkupić lek w aptece. Potem położył na swoim miejscu by nikt się nie zorientował.

 

&&&

 

– Dlaczego nie notujesz – spytał Marcin przyjaciela w czasie lekcji polskiego.

– Nauczycielka robi sobie ze mnie jaja, to wszystko są bzdury.

– Co ty opowiadasz?

Siedząca z tyłu dziewczyna, którą mało kto lubił szturchnęła parę razy Marcina w plecy. Robert odwrócił się i spiorunował ją wzrokiem. Patrzyli sobie w oczy przez trzy sekundy aż Roberta oblał rumieniec a usta skrzywiły się w niechcianym grymasie. Wszyscy co to widzieli buchnęli śmiechem.

To był ostatni dzień Roberta w liceum.

– Już się tam nie pokażę – powiedział do rodziców. – musielibyście mnie tam zaciągnąć siłą.

Niedługo potem trafił do szpitala psychiatrycznego, a zdarzenia od momentu ukończenia podstawówki, do czasu rezygnacji z uczęszczania w liceum sprawiły, że cała przyjaźń dwóch chłopców runęła w gruzach.

Koniec

Komentarze

Przykro mi, ale za wiele fabuły też w opowiadaniu nie ma. To taki bardziej pamiętnik ucznia liceum, niż opowiadanie.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush co jakiś czas taka pisarka daje członkom klubu zadanie i ja to miałem na zadanie, więc spoko. Aktualnie pracuję nad czymś ciekawszym :) Dzięki!!!

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidzie

Na początku muszę pochwalić styl. Jest znacznie lepszy. Nie streszczałeś tka często akcji, jak miało to miejsce w niektórych Twoich tekstach, tylko po kolei opisywałeś kolejne fragmenty, więc od strony technicznej czuć poprawę. Niestety fabuła podobała mi się znacznie mniej. 

Zacznę od prologu, bo moim zdaniem jest niepotrzebny. Bliską relację dwóch przyjaciół widać od razu, więc nie ma sensu się powtarzać. Myślę, że te informacje mógłbyś z powodzeniem wpleść w tekst. W obecnej formie prolog mnie może nie tyle znudził, co niespecjalnie zainteresował. 

W pierwszej scenie przedstawiłeś rozmowę Roberta i Marcina. I do tego momentu dla mnie nie jest źle, mamy kreacje postaci i jakiś konflikt. Rodzi się pytanie: Czy Robert i Marcin dostaną się do szkoły? I dla mnie to jest OK, ale chciałbym zobaczyć ten motyw trochę bardziej wyeksponowany. Brakowało mi przemyśleń bohatera, drzemiącej w jego głowie nadziei i strachu, bo jeśli w tym momencie głównie na tym opiera się konflikt, to wolałbym dostrzec, że bohaterowi naprawdę na tym zależy. Obecnie nie zauważyłem, żeby się specjalnie bał. Ot jedno zdanie i to w dialogu.

Do pierwszej sceny, mam jeszcze jedną uwagę. Dla mnie za szybko Robert poznał wyniki. Chętnie zobaczyłbym, jak przebiega wzrokiem. Szuka swojego nazwiska. Nie widzi. Patrzy jeszcze raz i… Znajduje. Brakowało mi tutaj właśnie tego napięcia, by wiadomość o przyjęciu dała większą satysfakcję i wzbudziła emocje. 

 

W obcym gronie Robert zdawał się być onieśmielony. Marcin dobrze znał przyjaciela, więc się temu nie dziwił. Wychowawczyni przywitała wszystkich i przedstawiła się jako Agata Kozek.

Tutaj natomiast uważam, że za bardzo streszczasz. Myślę, że strach Roberta mogłeś ładnie połączyć z wejściem nauczycielki. Pokazać, jak Robert rozgląda się niepewnie na boki, albo ucieka wzrokiem. Może trzęsie się, gdy nauczycielka wkracza do sali i kładzie dziennik na stół. Zasadniczo, to kolejna scena w której brakuje mi napięcia. Nie czułem, że bohater się stresuje, bo nie pokazałeś mi jego myśli, ani reakcji. 

OK, bohater jest przystojny, ale dlaczego później z tego rezygnujesz? Jeśli ta informacja nie ma wpływu na dalszą fabułę, to czemu o niej wspomniałeś? Po drugie, jest nieśmiały, ale pierwszego dnia dołącza do dużej grupy kolegów. Nie miałby przed tym jakiś oporów? Zresztą dla mnie jest to niepotrzebne wtrącenie. Wydaje mi się, że w tym momencie nieco wali się kreacja bohatera, bo później pokazujesz go jako samotnika, z którego (jak sądzi) wszyscy się śmieją, a więc powyższa informacja zepsuła mi nieco odbiór. 

 

Nie rozumiem zachowania Roberta w trzeciej scenie. On się zmienił, czy jak? Jeśli zrobił głupią minę, to istnieją dwa powody: Pierwszy, chciał zaimponować znajomym i drugi, przestał się stresować. Jeśli miała to być pierwsza opcja, to wydaje mi się, że mogłeś ją bardziej zaakcentować. Chętnie zobaczyłbym, jak Robert się wacha, rozważa różne opcje, aż w końcu postanawia zrobić coś, co w teorii pozwoli mu zdobyć przyjaciół. 

Sensu czwartej sceny nie rozumiem, bo dla mnie nic nie wniosła do historii i tutaj coraz bardzie uwypukla się główny problem tego opowiadania. Brak fabuły. I jasne niby mamy historię o walce z depresją, ale moim zdaniem problemy psychiczne dobrze nie wybrzmiały. Jeśli chciałbyś pokazać problem, to potrzebowałbyś powoli popadającego w problemy bohatera. Nikt od tak, po kilku złych wydarzeniach nie ma problemów psychicznych, więc motyw depresji nie przekonał mnie. Nie uwierzyłem w niego. 

Moim zdaniem bohaterowi przydałby się również jakiś cel, który zbudowałby fabułę. Załóżmy, że Robert chciałby zdobyć uznanie przyjaciół i do tego dążył przez cały tekst. Wtedy w zakończeniu wiedziałbym, czy bohater spełnił swój cel, czy nie (Podobny błąd popełniłem w jednym ze swoich ostatnich tekstów. Nie określiłem jasnego celu i przez to… Wiesz, o co chodzi :D ). 

 

Później przychodzi piąta scena, która jak rozumiem, miała pokazać powoli zapadającego się w depresję Roberta, ale on nie zareagował na uwagę Oskara, więc miałem uczucie, jakby to nie wpłynęło na jego emocje. A samo zdanie: “Spuścił głowę” powinno ulepszyć fragment. 

Ogólnie mam duży problem z Twoimi scenami. Jest ich bardzo wiele, ale żadnej odpowiednio nie rozwijasz. Przez co niemal wszystkie, odebrałem jako płytkie i niezbyt interesujące. 

Robert na każdej przerwie lekcyjnej siedział sam na ławce w korytarzu i z nikim nie rozmawiał.

Dla mnie niepotrzebne streszczenie. Myślę, że z powodzeniem mógłbyś pokazać w tym miejscu charakter postaci. I wyszłoby to świetnie. Trochę szkoda :) 

Którejś nocy mama Roberta Jadwiga idąc do łazienki zauważyła, że w jego pokoju świeci się światło. Spojrzała na zegarek, była pierwsza dwadzieścia dwie. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że syn siedzi nad książkami.

Ta scena mi się dla odmiany podoba, ale bardziej bym ją rozbudował. Pokazał więcej emocji Roberta, jego bezsilność i niechęć do życia. 

 

W kolejnej scenie pokazujesz próbę samobójstwa. Brakowało mi jednak poczucia bezsilności i pustki. Myślę, że krótki opis przyrody np. padający deszcz, czy panująca szarość, mogłyby pomóc. Popełnienie próby samobójstwa przez Roberta, wydawało mi się co najmniej nieprawdopodobne. 

Później idzie do sklepu. Kupuje lek i wszystko jest git? To w jakim celu powstała ta scena? Żeby ukazać jego pesymizm w jeszcze większym stopniu? Może i to by zadziało, ale w mojej opinii jakieś konsekwencje powinien ponieść, a co jeśli, to byłby punkt zwrotny w jego życiu? Ledwo uszedłby przed śmiercią, cierpiałby przez kolejne tygodnie, ale później powrót do szkoły i… ? Inaczej by go traktowali? Chętnie bym coś takiego przeczytał ;P

Siedząca z tyłu dziewczyna, którą mało kto lubił szturchnęła parę razy Marcina w plecy. Robert odwrócił się i spiorunował ją wzrokiem. Patrzyli sobie w oczy przez trzy sekundy aż Roberta oblał rumieniec a usta skrzywiły się w niechcianym grymasie. Wszyscy co to widzieli buchnęli śmiechem.

Nie rozumiem, co tak bardzo rozbawiło ludzi. Zrobił coś nie tak? Młodzież, co najwyżej podsumowałaby to chichotem, a może to ja czegoś nie pojąłem? Myślę, że z powodzeniem mógłbyś rozbudować ten fragment. 

 

Z opowiadaniem miałem jeszcze jeden problem. Mianowicie wydaje mi się, że nie budowałeś konsekwentnie postaci. Z tego, co zaobserwowałem, koledzy szanują Roberta, czasem się jedynie z niego śmieją, ale raczej po przyjacielsku. On jest taki wrażliwy, czy jak? Myślę, że problem nie był na tyle poważny, żeby Robert popadł w depresję, a na tym budujesz historię. Skoro nie uwierzyłem, to tekst nie chwycił, więc chociaż opowiadanie jest napisane według mnie dobrze, to nie mogę powiedzieć, żeby mi się spodobało. 

Oczywiście, nadal będę Cię czytał. Życzę powodzenia w kolejnych próbach pisarskich. Trzymam kciuki :) 

Pozdrawiam serdecznie! 

 

Szlicały czas rozmawiając. 

Przecinek. 

Też będę płakał, jak się nie dostaniesz

Dostanie się blisko listy, zajęło chłopcom kilka minut.

spacerował, jedząc kanapkę,

 Gdy skończyła, poprosiła

wybrałem to liceum, bo

że nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć.

Z pomocą przyjacielowi przyszedł też Marcin.

 

– On jest nieśmiały, niech pani mu wybaczy.

Nie odebrałbym tego w taki sposób, u młodzieży raczej to byłaby wredna uwaga :D

że nie wiedzą, co mają robić

robiło sobie z niego żarty, a Marcin mu współczuł.

wiesz, jak to głupio wyszło?

Na religię chodził, kto chciał

spytał Michał, a w całej klasie zabrzmiały chichoty.

zatrudniła jakąś młodą dziewczynęwcześniej pracowała tu sama.

 zaczął tłumaczyć, czego chce

będzie tak wyglądało, jak pan sobie wyobraził –

przejmuje, jak będzie źle

skończyła podała Robertowi lustro, by mógł obejrzeć się z każdej strony.

zauważył spuścili głowy, jakby nigdy nic.

zapytał Oskar, nie oczekując odpowiedzi.

Kiedy ujrzał, jak roześmiani licealiści rozmawiają ze sobą

Gdy zobaczył rosnącego muchomora sromotnikowego, zastanawiał się czygo zjeść

 

Będąc już w domuwyciągnął schowane głęboko w szufladzie zdjęcie klasowe, 

Łapanka na szybko, bo idę spać :D

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarz dzięki za tak rozbudowaną ocenę. Muszę sobie to wszystko utrwalić i pokazać w następnym opowiadaniu. Naprawdę dużo mi to dało!

 

Raz na wozie raz pod wozem, ale ja to naprawdę przeżyłem i cóż wyjść dziwnie musiało. Właściwie liczyłem bardziej na wartość dydaktyczną tekstu niż na porwanie :) Nie wiem co ludzie myślą ale to jest opowiadanie o mnie o początku mojej choroby. 

 

Ale jestem ci bardzo wdzięczny bo to co mi napisałeś to naprawdę mi pomoże w moich opowiadaniach z gatunku beletrystyki.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Jestem niepełnosprawny...

Młody pisarz ja teraz zaczytuję się w kryminałach Agaty Christie. Są to pozycje godne polecenia.

Jestem niepełnosprawny...

Młody pisarz grasz w gry RPG? Jakbyś czasem chciał kupić jakąś czy to na konsolę czy na PC to “Mount Blade 2 Bannerlord” jest świetne. 

Jestem niepełnosprawny...

Cieszę się, że mogłem pomóc. Dzięki za polecajkę. W wolnej chwili przyjrzę się tym książkom. Odnośnie gier, to grałem w Mou nt & Blade WarBand. Przyjemna przygoda, ale teraz na gry żal mi po pierwsze pieniędzy, a po drugie czasu. Jeśli gram, to nie wyrabiam się z czytaniem i pisaniem.

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Mnóstwo świetnych bestsellerów jest w tym języku.

Przeczytałem Twoje opowiadanie i komentarz Ambush. Zgadzam się z nią w pełni, a po przeczytaniu Twojej odpowiedzi na jej komentarz zastanawiam się, dlaczego wrzuciłeś ten tekst akurat na NF.

Eeee, jak nie ma fantastyki, to nie czytam.

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !!!

 

hahahaha :)))))))

Jestem niepełnosprawny...

Hej!

Ja tam czytam, sam nie wiem według jakiego klucza ;) W każdym razie jak już czytam to staram się mieć jakieś pomocne uwagi. Na początek więc oto one:

W końcu, gdy nadszedł kres nauki w podstawówce przyjaciele odczuwali wielką radość. Obaj zdecydowali się na taką samą dalszą edukację.

Zakończenie nauki jest wydarzeniem dość wydzielonym w czasie. W związku z tym również związane z tym odczuwanie radości raczej bywa krótkotrwałe. A zatem zamiast aspektu niedokonanego, moim zdaniem lepiej pasowałaby tu dokonany, tzn. “odczuli”.

Jeżeli chodzi o “taką samą dalszą edukację” wyrażenie to wydaje mi się dość niezręczne. Zamiast tego sugeruję np. “by dalszą edukację odbierać wspólnie” lub “na to by dalej uczyć się razem”.

– Myślisz, że obaj zdaliśmy? – zagaił Marcin.

W kontekście sceny tutaj i dalej słowo to wydaje mi się niewłaściwe. Raczej pasuje tutaj: “dostaliśmy się”? Zdaje się egzamin, ewentualnie do następnej klasy, ale nie do nowej szkoły. Ewentualnie można się “zakwalifikować”. Dla potwierdzenia załączam cytat z internetowego Słownika Języka Polskiego:

1. powierzyć, przekazać coś komuś oficjalnie;

2. narazić na coś, pozostawić kogoś w trudnej sytuacji;

3. zaliczyć, przejść pomyślnie egzamin, przejść do następnej klasy;

4. zdać się – zaufać, zawierzyć w czymś komuś; być odpowiednim, nadać się

– Przedstawcie się i opowiedzcie coś o sobie. Poznajmy się lepiej. Może zaczniemy od pierwszej ławki. Od Ciebie!

Proza to nie list, zaimki piszemy z małej litery.

Ten rocznik posiadał dobrą cechę charakteru, którą była łatwość nawiązywani kontaktów

Czy cały rocznik może mieć cechy charakteru? Albo to celowy zabieg, kreacja astrologicznego świata, w którym istotne są znaki zodiaku (co dostrzegam tu i ówdzie – jakby co, piszę ten komentarz na bieżąco) albo jednak pewien błąd logiczny. Tak czy owak, nie musisz tak wyjaśniać, dlaczego się dobrze dogadywali, możesz po prostu stwierdzić ten fakt – i już.

I faktycznie, po dwóch minutach w trzech rzędach przy użyciu ławek stali uczniowie razem ze swoją wychowawczynią, panią Kozek.

Jak można stać przy użyciu ławek, doprawdy nie pojmuję. Odsuwając na bok ironię, oczywiście rozumiem o co chodzi, ale niezręcznie to wyraziłeś. Lepiej byłoby po prostu: “w trzech rzędach, ostatni na ławce, stali uczniowie” albo coś w tym rodzaju.

– Bo się nie wyspałem. – odparł uczeń. Żart był na tyle dobry, że klasę ponownie wypełniły śmiechy.

Ta kropka po wypowiedzi jest niepotrzebna. Ogólnie dobrze zapisujesz dialogi, ale widzę, że nikt chyba nie podlinkował Ci poradnika, więc ja to zrobię: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ 

Stało się nieszczęście bo po podgrzaniu porcelit pękną[ł] i zaczęła wyciekać woda.

Zjadłeś jedną literkę.

Prawdę mówiąc, mam mieszane odczucia. Doceniam, że chciałeś poruszyć istotny społecznie temat, jakim są problemy ze zdrowiem psychicznym wśród nastolatków, ale nie jestem pewien, czy dobrze udało Ci się zrealizować ten pomysł. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w Twoim tekście nie ma napięcia, a jednak ono jest, bardzo silne, ale zakamuflowane. Niby zdaje się, że tekst jest naiwny i dziecinny, ale dostrzegam przesłanki zdecydowanie większej głębi. Ten fragment wydaje mi się emblematyczny:

Długo chodził po lesie. Gdy zobaczył rosnącego muchomora sromotnikowego, zastanawiał się, czy go zjeść. W pewnym momencie spotkał starszego mężczyznę, który spacerował z psem. Ten zauważył smutek na twarzy Roberta i ze współczuciem zapytał:

– Chłopcze, coś taki smutny?

– Nie, nie jestem wcale smutny – odparł

Moim zdaniem to bardzo dobry fragment, byłby nawet lepszy, gdybyś ograniczył się do tego, co zacytowałem i pominął wspominanie o stróżkach łez. Problem w tym, że ta genialna prostota mogła Ci wyjść niejako przypadkiem, bo ogólnie sprawiasz jednak wrażenie dość niedoświadczonego w posługiwaniu się narracją. Tak czy owak, takie przebłyski to dobry znak, wystarczy ćwiczyć a będziesz wydobywał ich z siebie coraz więcej.

Te pierwsze dni były w miarę normalne, potem Robert z niewiadomego powodu zaczął się dziwnie zachowywać.

Podoba mi się bardzo jak przy użyciu trzecioosobowego narratora niewszystkowiedzącego, przy użyciu tak prostych środków kreujesz te ukryte napięcie, o którym wspominałem. I znów można to interpretować jako doskonałą twórczą intuicję lub pisarską nieporadność. Takie określenia jak “niewiadomy”, kiedy używa ich narrator mogą bowiem być interpretowane jako pójście po najmniejszej linii narracyjnego oporu, ale – znów – odpowiednio (tzn. nie w nadmiarze) użyte mogą Ci ładnie wykreować dyskretną perspektywę drugiego bohatera, Marcina, z którego punktu widzenia tak naprawdę jest prowadzona narracja. Przyjmę jednak z korzyścią dla Ciebie, że taki właśnie był Twój zamysł. Opieram swoje wnioski przede wszystkim na tym fragmencie:

Prawda była taka, że wyglądał co najmniej dziwnie. Jakby miał inną orientację seksualną.

Finałowa scena jest pod tym względem doskonałą ekspozycją, która pokazuje wszystko, nie mówiąc niczego wprost. Gdybym tylko miał osądzić na podstawie tego jednego fragmentu Twoje umiejętności, uważałbym Cię za bardzo zdolnego pisarza. A jednak pozostałe partie nie są tak dobre.

Tak czy owak, uważam, że w tym tekście jest potencjał, którego jednak do końca nie wykorzystałeś. Ale praktyka czyni mistrza.

Pozdrawiam,

Maldi

 

Cześć Maldi !!!

 

Dziękuję za tak wartościowy komentarz!!! Zawsze doceniam jak ktoś tak się angażuje. Jestem więc bardzo wdzięczny, na pewno wezmę rady do serca. Mogę obiecać, że ja też przeczytam twój tekst :)

 

Lecę zjeśćśniadanie bo z głodu mi się trzęsą ręce.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć,

 

ciekawie się toczy fabuła, brakuje mi jedynie jakiegoś domknięcia, czegoś na czym mogłaby się oprzeć akcja.

Myślę, że dotykasz bardzo ważnego problemu wyobcowania młodych ludzi, depresji i myśli samobójczych. Szkoda, że tekst właściwie urywa się w połowie, brakuje tutaj przekazu, celu.

Myślę, że warto starać się tworzyć kompletne historie, a zwłaszcza publikować takie szerszemu gronu odbiorców.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Cześć BasementKey !!!

 

Fajnie, że wpadłeś. No cóż “czym chata bogata”. Tym razem nie ma nawet mleka, jest tylko suchy chleb :)))

 

Ten tekst to jest nieporozumienie, nie wiem co mi odbiło by właśnie tak go napisać :)

Jestem niepełnosprawny...

Hmmm… nie bądź dla siebie zbyt surowy ;) Nie powiedziałbym, że to nieporozumienie, po prostu historia urywa się dość nagle i brakuje solidnej końcówki. Zawsze możesz nad tą końcówką jeszcze kiedyś popracować :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka