Podziękowania dla betujących.
Podziękowania dla betujących.
Szefowi wystarczyło jedno spojrzenie na dom, by zawyrokować:
– W tym to na pewno roi się od towarzyszy.
Budynek stał na końcu stromej, brukowanej ulicy, otoczony wysokim, żelaznym płotem. Trzypiętrowy, lekko nadgryziony zębem czasu. Zdobienia gzymsów i balustrad przypominały niemożliwy do odgadnięcia rebus, a wielopoziomowy i nachylony w wielu kierunkach dach mógłby zostać pomylony z panoramą niewielkiego miasta.
Wóz lekko podskakiwał, a siedzący z tyłu Kilian próbował bezskutecznie powstrzymać stukanie wiezionych przedmiotów. Przecinali właśnie rozległy ogród, pośrodku którego stała samotna, przypominająca zjawę sylwetka. Ogrodnik? Kilian nie był pewien. Od kiedy zaczął tę pracę, czyli od tygodnia, z pewną podejrzliwością podchodził do wszystkiego, co podsuwały mu zmysły.
Szef zatrzymał wóz przed drzwiami rezydencji. Wyrzeźbiony nad nimi fryz wypełniały kwiaty i napisy po łacinie. Pracodawca najwyraźniej wychodził z założenia, że bogaty klient to dobry klient, gdyż wystrojony był w drogą kamizelkę i podkręcił wąsa. Kilian zszedł z wozu, czując się przy starszym mężczyźnie niczym żebrak. Dołączył do nich drugi z pracowników, Nikodem, który wyglądał jeszcze gorzej i jak przystało na kogoś, kto spędza w pracy ostatnie dni, przebywał myślami bardzo daleko.
Uzbroili się w najpotrzebniejszy sprzęt, szef stuknął kołatką i po chwili drzwi otworzyła im elegancko odziana kobieta.
– Tak, tak, zapraszam. Pana Badara nie ma, ale kazał powiedzieć, że możecie już zabrać się do dzieła.
[To tylko fragment. Pełna wersja tekstu w antologii “Nokturnalia”.]
O, super, że udostępniłeś wersje ebookowe. I tak zazwyczaj kopiuję tekst i wrzucam w Moon Reader, a teraz obejdzie się bez kombinacji. Oby tylko nie było wirusów ;)
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Całkiem dobry tekst, trochę w klimacie horroru komediowego. Może zabrakło jakiegoś twistu na koniec, ale i tak historia wydaje mi się interesująco zamknięta.
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...
Uprawiam czytelnictwo proste, żeby nie powiedzieć – prymitywne, czyli albo mam coś ochotę przeczytać do końca, albo nie. I to niekoniecznie z zapartym tchem, ale tak ze zwykłej ciekawości. (Ale ani atom mnie nie zmusi, żebym przebrnęła przez tekst, który – IHMO – do czytania się nie nadaje, bo pozwolę sobie podle stwierdzić, że są i takie). Twoje opowiadanie przeczytałam do the endu, którym byłam zainteresowana, więc uważam, że rolę swoją spełniło. Przynajmniej w stosunku do mnie. Oczywiście, to i owo mi zgrzytało („niedokończony” Nikodem, kamerdynerka, nadzorczyni służby itp), to i owo zaskakiwało (np. „szef” nie pasował mi do entourage'u dziewiętnastowiecznego, ale to nie oznacza przecież, że tak pisać nie można – ostatecznie autor ma rozum, koncepcję i wolną wolę). Wykorzystanie popularnego motywu ghostbustersów nie przeszkadzało mi, jakieś tam skróty i uproszczenia również, krwawy, ekspresowy, ale jakże milutki happy end tym bardziej. Sukcesów pisarskich masz moc, Zygfrydzie89, życzę kolejnych. Pzdr.
Dziegieć:
(…) a wielopoziomowy i nachylony w wielu kierunkach dach mógłby zostać pomylony z panoramą niewielkiego miasta.
Raczej nie mógłby zostać pomylony z panoramą miasta, ale ostatecznie mógłby uchodzić za jego panoramę.
próbował bezskutecznie powstrzymać stukanie wiezionych przedmiotów
A właściwie dlaczego to robił? Profesja „szefa” nie była dla nikogo tajemnicą, więc nie musieli się szczypać – przewozili brzęczące żelastwo antyduchowe, bo mogli. Chyba łatwych do rozbicia kryształów ze sobą nie targali?
Szef zatrzymał wóz przed drzwiami rezydencji. Wyrzeźbiony nad nimi portal wypełniały kwiaty i napisy po łacinie. Pracodawca najwyraźniej wychodził z założenia, że bogaty klient to dobry klient, gdyż wystroił się w drogą kamizelkę i podkręcił wąsa.
1. Portal to obramienie drzwi, więc nie mógł zostać „wyrzeźbiony NAD drzwiami”.
2. Portalu nie mogły „wypełniać kwiaty i napisy”, bo to nie naczynie. A w ogóle, to jest on – portal – mocno w tekście zbędny – już wcześniej zaznaczyłeś, że dom był okazały, przesadnie ozdobny itp. Wystarczy. Mniej kłopotów będzie.
3. Szef/ pracodawca – czy ten gość miał jakieś imię lub nazwisko? Bo chyba mi umknęło.
4. Dlaczego tak uparcie używasz określenia „pracodawca”? Nie brzmi to dobrze, gorzej – brzmi myląco! Nawet w pierwszym odruchu pomyślałam, że chodzi o Badara, bo jako zleceniodawca w jakimś tam sensie był i pracodawcą.
5. Pracodawca najwyraźniej wychodził z założenia, że bogaty klient to dobry klient, gdyż wystroił się w drogą kamizelkę i podkręcił wąsa.
Bogaty klient, to dobry klient – to złożenie oczywiste! A nie chodziło ci przypadkiem o informację, że tak wyjątkowemu i bogatemu klientowi należą się specjalne względy, więc to z tego powodu „szef” (nie za dobrze brzmi) wystroił się w odświętną kamizelkę?
6. Szef-duchołap, stojąc pod drzwiami rezydencji, wykonał dwie czynności, – “wystroił się w kamizelkę”(!) i, dla kurażu, “podkręcił wąsa”. Nie miał na sobie wcześniej tego elementu garderoby? Tak, mniej więcej, ze zdania wynika. Ewentualnie – założył kamizelkę w domu i wąsa na lokówce podkręcił także w domu, tylko po co o tym u drzwi rezydencji wspominać.
Kilian zszedł z wozu, czując się przy starszym mężczyźnie niczym żebrak.
No, niedobrze. Jaki związek ma fakt zejścia Kiliana z wozu z jego samopoczuciem? Dopiero wtedy zauważył, że przy odpicowanym „szefie” on sam wygląda na biedaka? Cały czas używasz słowa „wóz”. Niby wiadomo, że w XIX wieku zapewne był to wóz konny, ale tak dla pełnej jasności i elegancji, chyba jednak w którymś momencie jakaś szkapa pojawić się powinna.
Nikodem, który wyglądał jeszcze gorzej i jak przystało na kogoś, kto spędza w pracy ostatnie dni, przebywał myślami bardzo daleko.
Nikodem wydaje się być zwykłym figurantem. Zbędnym! Odnoszę wrażenie, że miałeś zamiar jakoś rozbudować rolę tej postaci, ale pomysłu zaniechałeś. Zostały resztki: z jakiegoś powodu Nikodem porzucił pracę, z jakiegoś powodu przedwcześnie posiwiał, z jakiegoś powodu nie przykładał się do roboty itd., ale te informacje nic nie wnoszą, raczej dziwią.
(…) szef stuknął w kołatkę i po chwili drzwi otworzyła im elegancko odziana kobieta.
Zdecydowanie „stuknął kołatką”.
Pana Badara nie ma, ale kazał przekazać, że możecie już zabrać się do dzieła.
kazał-przekazał – „gołym uchem” słychać, co nie brzmi.
Mogła mieć trzydzieści kilka lat, była całkiem ładna i łączyła przesadną wyniosłość z widocznym zabieganiem.
Żadną miarą nie jestem w stanie wyobrazić sobie połączenia wyniosłości i zabiegania. Nerwowo dreptała w miejscu, rwąc się do chwilowo porzuconych obowiązków, czy co?
Jak na tak duży dom służby na razie spotkał niewiele.
Jedna osoba to jedna osoba, nie żadne „niewiele”.
– Sześć lat – powiedział z podziwem szef. – Musi być pani wyjątkowa. Trudno dziś o dobrego pracownika.
Spojrzał z wyrzutem na Nikodema, który uśmiechnął się przepraszająco.
A niby czym i dlaczego akurat w tym momencie Nikodem mu się naraził? Drugie zdanie takie z czapy jest. Jakaś niewykasowana resztka? (Edit: A! Załapałam! Kobita w jednym iejscu pracy zdzierżyła sześć lat, a Nikodem własnie podaje tyły. Moją nieuwagę mogę wyjaśnić jedynie tym, że Nikodem to zaledwie cień bohatera wydarzeń, więc łatwo informacje o nim puścić w niepamięć.)
W izbie, którą zajmuje, pojawiają się najczęściej.
Chłopska izba w takiej wypasionej chawirze? No, wow!
(…) szuka kogoś na zastępstwo zwalniającego się pracownika.
Jeśli pracownik się zwalniał, to nie zatrudniał na zastępstwo, tylko na wolne miejsce, na miejsce pracownika, który itd.
Dwa poprzednie okazały się przerażające, ale i dawały pewną satysfakcję.
Skoro zlecenia „okazały się” czyli zostały wykonane/zakończone, to satysfakcję „dały/przyniosły/dostarczyły”. Obydwa czasowniki powinny mieć formę dokonaną.
Kamerdynerka zniknęła na chwilę za drzwiami.
Nigdy nie zaakceptuję „kamerdynerki”. Nie dlatego, że nadal z lekka się dławię przełykając co niektóre feminatywy typu: gościni, marynarka, rabusia albo ministra, ale dlatego, że ta kobieta była po prostu gospodynią ewentualnie ochmistrzynią.
Znad kołdry wystawała tylko jej głowa.
SPOD kołdry!
Nadzorczyni służby…
Jak wyżej – gospodyni/ochmistrzyni (gdyby dwór był miejscem jej pracy) – z racji funkcji sprawowała nadzór nad służbą, ale NIE nazywano jej nadzorczynią.
Wóz odjechał, stukając kołami na nierównej drodze.
O to właśnie mi wyżej chodziło, gdy upominałam się o jakiegoś konia – wóz odjechał samoczynnie, jakby miał napęd silnikowy. Na owies?
Czworonogi w końcu legły na trawie i znieruchomiały. Jeśli dobrze dobrał dawkę, powinien mieć około dwóch godzin nim się przebudzą.
Za uśpienie piesków w miejsce potraktowania ich strychniną – masz u mnie plus! Ogromny! :)
(Wczoraj rzucił mi się w oczy disclaimer Krokusa: Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy. Niczego, co Krokus napisał, nie czytałam, ale mam zamiar nadrobić zaległości, bo wielce mnie tym swoim przypiskiem ujął).
I tak mniej więcej od tego miejsca twoje opowiadanie wyzbywa się błędów zbliżonych do powyższych. Być może coś się tam jeszcze tuła, ale nie było na tyle widocznie, żeby mi się czytelniczy hamulec bezpieczeństwa włączał. Dziwne.
Raz jeszcze – pzdr. KT
Edit
Dopiero dziś spostrzegłam, że to tekst konkursowy. Czy powodem pozostawienia postaci Nikodema – bladego, chudego, sfatygowanego nerwową pracą, plączącego się tu i ówdzie, ale nie wiadomo po co – był limit znaków? Bo odniosłam wrażenie, że „Towarzysze” to albo przycięty do potrzeb konkursu „gotowiec” spokojnie leżakujący do tej pory na SSD, albo założenie opowiadania było nieco bogatsze w szczegóły oraz postacie, tylko musiałeś je wyplewić i ciut zaorać, żeby zmieścić się w „30 tysiącach znaków wg licznika portalowego”.
Cześć! Przepraszam, nie zrobiłam łapanki, bo cały dzień siedziałam przed laptopem i zaczynam już widzieć rzeczy, których nie ma, za to nie dostrzegam tych, które mam przed nosem.
Pozwolę sobie zatem na komentarz w wersji skróconej.
Odczucia mam mieszane. Kurde, bardzo nie lubię tego pisać, ale spodziewałam się po Tobie lepszego tekstu. Na pewno lepiej napisanego, takiego z pazurem przede wszystkim. Towarzysze są napisani bardzo prosto, momentami wręcz sztywno, jakby, cytując Gandalfa, Twoje palce chwyciły za miecz i nie przypomniały sobie dawnej siły. Dużo krótkich zdań, żadne nie zapada w pamięć. A przecież potrafisz pisać ładnie i wciągająco.
Przyznam szczerze, że lektura była doświadczeniem konfuzję wywołującym i to na przynajmniej dwa sposoby:
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Gravel, nie jest to łatwe, bo próba, eksperyment. ;-) Nie sprawdza się nic z tego, co kiedyś bywało. cholernie trudne adresowanie. Tak jakby nie było poczty i paczkomatów. Błądzimy, pozwólmy sobie na to. Poniekąd masz rację i jej masz. Czy to możliwe? Niestety, tak. :-)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum, to po prostu klątwa wyrobionego nazwiska ;) Jak sobie raz zawiesisz poprzeczkę, to potem ludzie będą rozczarowani, kiedy nie doskoczysz. Ale błądzić zawsze można, może nawet czasem trzeba, żeby móc się ponownie odnaleźć.
Dobra, idę w kimę, bo zaczynam bredzić xD
Ale zanim pójdę, to jeszcze pobredzę na temat, bo ostatecznie zafiksowałam się na minusach i zapomniałam o plusach.
Początek tekstu misię. Szczególnie zestawienie słowa “towarzysze” – znajomego, budzącego dobre skojarzenia – z ich rzeczywistą naturą – upiorną, tajemniczą. Budzi to ciekawość, buduje nastrój. Sam pomysł na obsadzenie duchów w roli good guys również, zwłaszcza że prawdziwymi potworami i upiorami, które nie dają spokoju, zawsze są przecież ludzie.
No i ostatecznie nie czytało się źle, dotarłam do końca bez bólu, śledziłam rozwinięcie historii z zainteresowaniem. Sorki, że zupełnie nie wspomniałam o tym w poprzednim komentarzu.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
I ja pobredzę, Gravel, zanim ostatecznie zniknę na dzisiaj! xd Ostatnio odnoszę wrażenie, że nic na mnie nie działa. Głupie, wiem, ale nie chce mi się iść w fikcję, bo rzeczywistość mnie przytłacza. Dzisiaj, odhaczyłam dwie pozycje na swojej liście, ale jeszcze są, może nie multum, lecz trudne. Chyba muszę przestać to robić, znaczy odhaczać. ;-) Od dawna klnę na samą siebie, że nie mogę tego po prostu prześmiać, widocznie nie ta faza i jakoś czuję, że wszystko dookoła dzieje się najzupełniej poważnie, żadne tam anturaż.
srd
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dzięki :)
-----------------------------------------------------------------
W_baskerville , dzięki za komentarz. Co do Twoich wątpliwości:
próbował bezskutecznie powstrzymać stukanie wiezionych przedmiotów
A właściwie dlaczego to robił?
Może po prostu wkurzało go stukanie? Też by mnie wkurzało, jakbym jechał przez jakiś czas i musiał tego słuchać :)
Portal to obramienie drzwi, więc nie mógł zostać „wyrzeźbiony NAD drzwiami”.
Zmieniłem na fryz. O coś takiego mi chodziło, choć czytałem, że fryz też jest portalem, może złe źródło. Wypełniony według mnie może być, jak najbardziej, jak sprawdziłem "wypełniać – «pojawić się gdzieś w dużej ilości, liczbie, zajmując całą wolną przestrzeń»".
Nie nadałem imienia szefowi, wydało mi się ono zbędne. Tekst jest z perspektywy Kiliana, który myśląc o swoim szefie, raczej nie przywołuje jego imienia
wystroił się w kamizelkę”(!)
zmieniłem na wystrojony był
No, niedobrze. Jaki związek ma fakt zejścia Kiliana z wozu z jego samopoczuciem?
Pewnie dlatego, że schodząc z wozu, stanął koło szefa, a w dodatku za chwilę mieli spotkać bogatego klienta. Więc według mnie, mógł się tak poczuć właśnie w tym momencie.
Nikodem wydaje się być zwykłym figurantem. Zbędnym! Odnoszę wrażenie, że miałeś zamiar jakoś rozbudować rolę tej postaci, ale pomysłu zaniechałeś.
Szczerze pisząc, to nie miałem dla niego większych planów. Jego rolą było doprowadzenie do śmierci Badara poprzez niechlujstwo.
(…) szef stuknął w kołatkę i po chwili drzwi otworzyła im elegancko odziana kobieta.
Zdecydowanie „stuknął kołatką”.
Racja.
Jedna osoba to jedna osoba, nie żadne „niewiele”.
W sumie dwie :)
W izbie, którą zajmuje, pojawiają się najczęściej.
Chłopska izba w takiej wypasionej chawirze? No, wow!
Racja, wywaliłem wszystkie izby.
Kamerdynerka od początku trochę mi nie pasowała, ale nie umiałem znaleźć lepszego słowa. Po sugestii, ta ochmistrzyni będzie jednak lepsza, zmieniłem w całym tekście.
Co do opowiadania – zostało napisane na konkurs. Po prostu przerobiłem stary pomysł, których chodził mi po głowie, by pasował do założeń. Pierwotnie towarzysze mieli być maleńkimi ludzikami zamieszkującymi rezydencję, a bohater dezynsektorem, który zaczyna mieć wątpliwości i ratuje córkę swojego klienta.
-------------------------------------------------
Gravel, dzięki za przeczytanie. Czasami się zastanawiam, czy gdybym wrzucił dziś jakieś moje stare teksty, to odbiór byłby gorszy niż kiedyś? Może poziom portalu wzrósł, a ja stanąłem w miejscu? Z drugiej strony zawsze warto wrzucić kilka słabych tekstów, wtedy oczekiwania spadają, i znów masz łatwiej :D
Hej, zygfryd89
Dobrze się czyta Twoje teksty. Jest w nich coś takiego, że czyta się je przyjemnie i chciałoby się więcej.
Są duchy, jest i nasz bohater, który kręci się po różnych pracach. Podoba mi się cała historia, ale i związanie początku i końca. Bohater szuka pracy – bohater ma pracę marzeń. Plus… wspomnienie o towarzyszach na początku parę razy, a na końcu “Był jej towarzyszem za dnia.” :) Fajne zakończenie.
Zawsze muszę się przyczepić, więc i teraz to zrobię: trochę mi brakuje wytłumaczenia motywu ojca.
Nie zmienia to faktu, że tekst jest dobry, czyta się płynnie i po prostu nie mogę cię nie zgłosić do biblioteki.
Pozdrawiam.
Witaj.
Bardzo fajny tytuł i nazwa duchów. Takie, kojarzące się mimowolnie z minioną epoką, określenie. :))
Przerażająca opowieść. Bardzo bolesna. Odetchnęłam z ulgą, bo zakończyłeś ją happy endem, lecz to, co przeżyła dziewczyna, jest niezwykle przejmujące i smutne. Przemoc domowa to jedno, ale tutaj mamy zwielokrotnione bestialstwo wobec niepełnosprawnej córki. Makabryczne… :((
Z technicznych dostrzegłam:
W pokoju, którą zajmuje, pojawiają się najczęściej. – czy tu nie powinno być „który”?
… gdy godziny mijały, a on nie zbliżył się nawet do pokoju, w której spoczywała dziewczyna. – tu znów to samo…
Starali się, (chyba tu zbędny przecinek) wkomponować odstraszacze w wystrój pomieszczeń, a szef…
Nie był pewien, ale wydawało mu się, że dziewczyna wypluła lekarstwo w poduszkę, gdy tylko jej opiekunka odwróciła głowę. Szef i Nikodem odjechali, gdy tylko zaczął zapadać zmrok… – powtórzenie obok siebie
Ustalił, że jeśli zostanie przyłapany, powie, iż został tu wysłany przez szefa, by kolejną noc doglądać pracy urządzeń. – powtórzenie
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Przeczytawszy.
Motyw tytułowy zdecydowanie mnie kupił, a przywołanie go w tekście w paru różnych kontekstach też było wartością dodaną, jeśli chodzi o kompozycję. Narracja ma lżejszy ton, ale nie przeszkadza to poruszeniu poważnych kwestii i pokazaniu motywów gotyckich. Rytm też bardzo dobry, przez większość tekstu się płynie. Żeby nie było tak różowo, polecam jednak Twojej uwadze łapanki powyżej, bo parę baboli i powtórzeń. Czy brak twistu bardzo mi doskwiera? Muszę powiedzieć, że nie. Czasem prostsze historie łatwiej skroić pod limit i tu z pewnością się to udało.
Bruce, Oidrin, dzięki za komentarze. Poprawki wprowadzone.
I ja bardzo dziękuję i pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Duchy potraktowane w sympatyczny sposób, a to dość oryginalne podejście. Ojciec dziewczyny paskudny, to wzbudza emocje, dobrze, że jej się udało. Ciekawa jestem, czy duchy miały swój udział w śmierci faceta. Niby zostały odstraszone, ale skoro jednak urządzenie zrobiono ze stali…
Zgadzam się z przedpiścami, że nie czuć dziewiętnastowieczności. “Szef” brzmi współcześnie, czemu nie pryncypał? No i narrator myśli po dzisiejszemu.
Babska logika rządzi!
Podobało mi się przedstawienie duchów jako tych dobrych, co przełamało schemat. Na początku wszystko wskazywało, że są złe, a potem nastąpiło efektowne odwrócenie ról. Natomiast Lidia już niemal od razu wypadła podejrzanie. Akcja opowiadania jest osadzona w przeszłości, ale posiada wiele współczesnych elementów. Może to być wadą, ale według mnie ciekawie wypadło zaaplikowanie tych elementów do tekstu o dziewiętnastym wieku. Całość mi się podobała, interesujący horror.
Przeczytałem z przyjemnością, bo nie horror i dobre duchy.
Finkla, Sonata, Koala75, dzięki za komentarze.
Moje zdanie już znasz, więc skreślę tylko kilka niepotrzebnych słów. Opowiadanie było przedziwne. Zdarzyło mi się kiedyś przeczytać kilka klasycznych gotyckich powieści i, prawdę powiedziawszy, jeszcze pamiętam to odczucie zmieszania – czy mam się śmiać, czy płakać. Wędrowałam strona za stroną, przyglądając się obcemu mi egzotycznemu światu, relacjom społecznym, hierarchii, naiwności i przemocy. Pisane były szczególną frazą.
W Twoim tekście odnalazłam kluczowe wątki i sytuacje z tych historii, a nawet sposób opisu, lecz jednocześnie przekonwertowałeś typowość przez humor i współczesność.
Ciekawy i zajmujący tekst, nietuzinkowy zabieg.
Tak już na marginesie wtedy-gdzieś-tam, pomimo zżymania się, doczytywałam te powieści do końca, żeby poznać wyjaśnienie. U Ciebie nie było bariery wejścia. Fajna, zamknięta historia! xd
Skarżypytuję. :-)
pzd srd
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Wiesz już, Zygfrydzie, że Towarzysze nieco ostają od Twoich najlepszych tekstów, ale i tak czytało się tę historię naprawdę dobrze. Co prawda początkowo sądziłam, że ochmistrzyni ma zamiar zostać panią Badarową i dlatego poi Marię jakimiś specyfikami, ale kiedy dziewczyna opowiedziała Kilianowi o wszystkim, co spotkało ja i matkę, rzecz nabrała innego, bardziej tragicznego wyrazu.
Spodobało mi się, że Twoje duchy nie przerażają, że czuwają na bezpieczeństwem córki/ wnuczki/ kuzynki.
Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc poklikać Bibliotekę. ;)
…zgodził się szef i zatrzasnął swój notes, w którym jak zwykle niczego nie zapisał. → Zbędny zaimek.
Pod kremowym baldachimem spała nastoletnia dziewczyna. → W XIX wieku tego słowa nie znano. Nastolatki zaistniały dopiero w drugiej połowie XX wieku.
Bardzo wychudzona, o rozczochranych, kasztanowych włosach. Spod kołdry wystawała tylko jej głowa. → Skoro spod kołdry wystawał tylko głowa, to jak mogli dostrzec , że dziewczyna jest bardzo wychudzona?
Ekstrawagancji jego surdutowi nadawała pstrokata muszka… → Raczej: Ekstrawagancji jego wyglądowi nadawała pstrokata muszka…
Bo chyba nie nosił muszki na surducie.
Zestresowany i pogryziony przez ledwo żywą dziewczynę… → To słowo nie ma tu racji bytu, albowiem pojęcie stresu zostało wprowadzone przez Hansa Hugona Selye'a, w XX wieku.
…rozglądając się za tajemniczym duchem, lecz nigdzie go nie wiedział. → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, Regulatorzy. Wprowadziłem poprawki.
OK, Zygfrydzie. Mogę odwiedzić klikarnię. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A ja też kliknę. Podobała mi się fabuła i twist z tym, czym i po co są tam duchy, ale najbardziej podobał mi się świat przedstawiony, a raczej te jego kawałeczki, które nam podrzucasz. Chętnie bym się dowiedziała coś więcej o zawodzie despirityzora.
Plus, powiem tak: miło, że bohaterowie dostali happy end. Należał się, nawet jeśli nie jest to rozwiązanie super-typowe dla gotyckich narracji (co nie znaczy, że niespotykane!).
ninedin.home.blog
Dzięki, Ninedin. Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałem opowiadanie z typowym szczęśliwym zakończeniem, więc mnie skusiło.
Cześć,
Haha… jeden z lepszych tekstów w konkursie, bardzo mi się spodobał. Groza w wersji komediowej. Od początku do końca czytało się świetnie, fajny pomysł, klimat, dialogi, zakończenie również takie jak być powinno.
Pozdrawiam
Zajrzałam sobie ostatnio spontanicznie na forum, na którym mnie od dawna nie było i pokazał mi się Twój tekst, a że zawsze przepadałam za Twoim pisarstwem, to też ochoczo przeczytałam. Zgadzam się właściwie z tym, co Gravel napisała o tonie tekstu – miałam identyczne przemyślenia. Z jednej strony historia zapowiadała się bardzo lekko, a za chwilę mowa o molestowaniu seksualnym – to mi się gryzło i przeszkadzało. Trochę też nieumotywowane się wydawało to morderstwo żony i córki (bo przecież nie mógł wiedzieć, że Maria się wyliże); rozumiem, że tekst krótki, ale jednak ta informacja, że bohater, którego jako czytelnicy widzieliśmy tylko w tej jednej przelotnej interakcji okazał się mordercą i gwałcicielem była zaskakująca i to nie w ten satysfakcjonujący sposób, a raczej w taki, że to trochę się znikąd pojawiło. Tak czy owak, sam pomysł na zawód despirytora i profesjonalne usuwanie duchów mi się podobał, dziewiętnastowieczni ghostbusters :D Szkoda, że całość nie była utrzymana w takim lekkim, komediowym tonie.
Pozdrawiam!
Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.
JPolsky, rosebelle, dzięki za komentarze.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Dzięki :)