- Opowiadanie: Monique.M - Niezapominajka i Psotek

Niezapominajka i Psotek

Po nierównej walce z przycinaniem tekstu, przedstawiam Wam moją historię o chochlikach.

Miłej lektury :).

 

Edit: pokonkursowo wprowadziłam poprawki oraz dopisałam krótki fragment.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Niezapominajka i Psotek

Jesień pięknie objawiała się w barwnych liściach drzew i przyjemnie grzejącym słońcu. Błogi spokój rozciągał się nad lasem, zachęcając do lenistwa.

Nagły harmider zburzył ciszę. Dziecięce wrzaski niosły się echem, płosząc leśną zwierzynę. Psotek wyściubił nos przez okno na piętrze, akurat by zobaczyć rudy ogon wiewiórki wbiegającej na drzewo. Niezapominajka uchyliła drzwiczki i odgarnęła gałązki krzewu osłaniające ich domek w drzewie przed wścibskimi oczami.

– Chodź, szybko – krzyknęła, choć było to do niej niepodobne. Może dlatego brat od razu zjechał po poręczy na parter. Niezapominajka wskazywała chłopca, odrywającego z jesionu całą gałąź z noskami, niszczącego przy tym drzewo.

– No wiecie co! – oburzył się Psotek.

Ale to nie koniec. Chłopiec podszedł do gromady grzybów i zerwał jeden. Dłuższą chwilę przyglądał się czerwonemu kapeluszowi nakrapianemu białawymi plamkami.

– Zerwał muchomora?!

– Jeśli go zje, bardzo się rozchoruje!

Ku najgorszym przewidywaniom chłopiec schował go do plecaka, po czym ze złością kopnął stojącego mu na drodze kolejnego grzyba.

Psotek, aż fuknął ze złości. Tymczasem chłopiec postawił plecak na ziemi i podszedł do krzaka pełnego jeżyn.

– Chodź – zakomenderował Psotek, po czym sam ruszył biegiem w stronę plecaka.

– Znowu chcesz zrobić to, co myślę? – spytała Niezapominajka, doganiając brata.

– Zasłużył na porządnego psikusa. No i przy okazji wyrzucimy trującego grzyba.

Psotek władował się do środka. Zaraz na nim wylądowała Niezapominajka.

W środku panował niemały bałagan. Kanapka leżała na rozmaślonym bananie, obok z paczki wysypywały się chipsy, a muchomor przygniatał poplamione czasopismo o dinozaurach. Na dodatek panował zaduch psujących się żołędzi czy też skarpetek Psotka.

– I co teraz? – spytała Niezapominajka zatykając nos.

Psotek jednak już przymierzał się do odnalezionego pod bidonem telefonu komórkowego. Stał się wręcz mistrzem w odblokowywaniu ich i robieniu psikusów nie szanującym lasu ludziom (również dorosłym). Zmieniał im kody do telefonów, wylogowywał z ulubionych aplikacji, czy robił kilkadziesiąt zdjęć wnętrza plecaków i torebek.

Nagle spadł na nich deszcz jarzębiny, a po chwili poczuli, że plecach się unosi. Przy każdym kroku chłopca podskakiwali, obijając się o bidon, telefon i muchomora. Gwar z zewnątrz nasilał się, a ponad niego próbował się przebić jeden kobiecy głos.

– Cisza! Bo dostaniecie jedynkę z przyrody, za nieszanowanie lasu. To dom zwierząt, a las lubi spokój. Czy wiecie, że korzenie drzew i grzybnie są ze sobą połączone i przekazują sobie informacje, w tym o zagrożeniu?

– Na przykład o nas? – zapytał ktoś.

– Was to akurat słyszą z daleka. Czy nazbieraliście już darów lasu na przyrodę?

Dzieci pokazały plecaki pełne leśnej flory.

– Doskonale. Wracamy do autokaru – rozległy się jęki zawodu – ale nie do szkoły. To niespodzianka na jutrzejsze Halloween. Pojedziemy do nawiedzonego pobliskiego dworku. Jeśli odnajdziecie trzy dyniowe lampiony, odwołam jutrzejsze odpytywanie.

Entuzjazm dzieci chochliki wyczuły nawet będąc w środku plecaka.

– Łatwizna – powiedział jakiś chłopak.

– Zobaczymy, Rafale – odparła rezolutnie nauczycielka.

Nagle plecak mocno podskoczył.

– Auuu, nie podstawiajcie mi nogi.

– Bo co, cieniasie?

– Jesteś Bartek takim boidudkiem, że pewnie nawet do zamku nie wejdziesz.

Szyderczy śmiech rozległ się wkoło, aż chochlikom zrobiło się żal chłopca. Szybko musiały jednak skupić się na sobie.

– Zaraz wsiądziemy do autokaru! – pisnęła Niezapominajka, wyglądając przez szparę w plecaku. – Jeśli nas wywiozą, to jak trafimy do domu? Nawet nasze małe czary nam nie pomogą.

Ich oczom już ukazało się wnętrze autokaru z rzędami wyświechtanych foteli. Chłopiec, zwany Bartkiem, szybko przeszedł na tył i usiadł z dala od klasy. Ryk silnika wprawił chochliki w przerażenie.

– Ja chcę do domu… Już nigdy nie wejdę za tobą do plecaka!

Psotkowi zrobiło się głupio. Chcąc zrobić komuś psikusa, sam sobie go zrobił. A co najgorsze, wciągnął w to siostrę. Westchnął ciężko, po czym zaczął wychodzić z plecaka.

– A ty dokąd?

– Przecież nie zostaniemy tu.

Ale Psotek sam się zatrzymał, wpatrując się w poczerwieniałą twarz chłopca. Akurat w tym momencie załzawione oczy spojrzały na chochlika. Obaj zamarli.

– Cześć – zaczął Psotek, ale w odpowiedzi usta Bartka już wykrzywiały się do krzyku.

– Nie rób tego! – pisnęła Niezapominajka. – Nic ci nie zrobimy.

Bartek wziął kilka głębokich wdechów, po czym powiedział:

– I tak nikt mi nie uwierzy… Chyba, że… – Chytry uśmiech pojawił się na piegowatej twarzy, a chochliki już zerkały, dokąd uciec. – Nie. – Machnął w końcu ręką. – Tamci nie są tego warci.

– Dobrze mówisz. Wydajesz się być w porządku, dlaczego więc niszczysz przyrodę? – zapytał Psotek, ale zamiast Bartka odpowiedziała mu Niezapominajka.

– To przez nich? Byłeś zły?

Chłopiec kiwnął głową.

– Nie wolno wyżywać się na przyrodzie – odparł surowo Psotek.

– Macie rację – wymamrotał chłopiec. – W złości robię różne rzeczy, a nie lubię taki być. Obiecuję, że to się nie powtórzy.

Psotek przyjrzał się uważnie Bartkowi, nim powiedział.

– Wierzę ci, dlatego możemy ci pomóc. Damy łobuzom nauczkę.

– O czym ty mówisz? – spytała Niezapominajka.

– O tym co potrafimy robić najlepiej.

 

Zmierzchało, kiedy autokar podjechał pod pałacyk. Miejsce zrobiło wrażenie na wysiadających dzieciach. Strzeliste wieżyczki i ciemne witrażowe okna sprawiały mroczne wrażenie. Upiornego charakteru dodawały strzegące wejściowych schodów dwa gargulce, szczerząc kły i rozpościerając nietoperze skrzydła. Pobliskie drzewa wyciągały w stronę rezydencji nagie chude gałęzie. Poruszane wzmagającym się wiatrem stukały w okna. Gęstniejąca mgła coraz bardziej otulała pałacyk i dzieci.

– Ty, patrz. W oknie ktoś stoi! – krzyknął nagle Stasiek, szturchając Tomka i wskazując cień w oknie na górze.

Chłopcy uśmiechnęli się, wyczuwając już niezłą zabawę. Czarownica w szpiczastym kapeluszu rozdawała każdemu po latarce, tym samym podsycając szepty strachu, ale i podekscytowania. Przy drzwiach przywitały ich dyniowe głowy, rozświetlone od środka świeczkami. Każda patrzyła na nich złowrogo, szpetnie się uśmiechając. Drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypieniem, odsłaniając tonący w ciemnościach hol. Po chwili wystrzeliły we wszystkich kierunkach snopy świateł z latarek, tworząc świetlną pajęczynę. Chłopcy wbiegli do środka, pełni odwagi, kierując się za strzałkami na piętro. Szerokie drewniane schody skrzypiały niemiłosiernie pod dziecięcymi stopami.

– Ten hałas wystraszyłby każdego ducha – zażartował Rafał, a reszta mu zawtórowała śmiechem. Jednak pokątnie przyglądali się wąskiemu korytarzowi, do którego właśnie weszli. Szymek sprawdzał po kolei drzwi, ale dopiero ostatnie otworzyły się cicho, wpuszczając ich do zakurzonego gabinetu. Z porozwieszanych pajęczyn zwisały gumowe pająki. Ale dlaczego one tak łakomie wpatrywały się w nich? I niespokojnie przebierały odnóżami? Rafał szybko zgarnął lampion z biurka i cała klasa się wycofała.

– Gdzie teraz? – Sabina starała się by jej głos brzmiał spokojnie.

– Strzałki prowadzą na strych – wyszeptał Bartek, rozglądając się dyskretnie. Dochodzące z góry melodyjne skrzypienie przyprawiło wszystkich o szybsze bicie serc.

– Skoro my jesteśmy tu, to kto skrzypi tam?

– Pewnie pracownik – rzucił Rafał, ruszając pierwszy, choć jego mina wskazywała, że nie ma na to ochoty. Po chwili kakofonia dźwięków odezwała się na schodach. Strych przywitał ich niepokojącą melodią, snującą się tuż pod powierzchnią ciszy. Nagły huk poderwał wszystkich z miejsca, a przejmujący chłód rozszedł się między nimi. Snopy świateł zatańczyły na ścianach i sufitach. Kilka osób szaleńczo cofnęło się ze strychu, reszta szukała w panice źródła hałasu. Dźwięk powtórzył się, ale ciszej z głębi strychu.

– To tylko wiatr rusza gałąź a ta otworzyła okno, cieniasy! – krzyknął Rafał.

– A gdzie dyńka? – spytał głośno Bartek, uśmiechając się z satysfakcją.

Wszyscy zaczęli się rozglądać.

– Ej! Kto mnie smyra po karku? Przestańcie! Głupie żarty.

– To nie my – zapewnił Julkę Szymek, ale ta już się ulotniła ze strychu.

– Mam latarenkę – krzyknął ktoś. – Zmywamy się.

– Strzałki prowadzą do drugich schodów, a tam rozdzielają się – powiedziała Magda, od razu znajdując rozwiązanie. – Dziewczyny pójdą w prawo, chłopaki w lewo.

A ponieważ wszystkim było to obojętne i chcieli jak najszybciej stąd wyjść, tak zrobili. Radek, Bartek, Szymek, Rafał, Grzesiek i Tomek ruszyli ku otwartym drzwiom. Na szczęście w tej części domu paliły się kinkiety, choć nieraz zamrugały złośliwie.

– Czy to przeciąg, czy ktoś wyje? Mam już nerwy napięte do granic – szepnął Tomek, a reszta mu przytaknęła.

Sypialnia wyglądała na dawno nieużywaną. Grzesiek sięgnął do kieszeni po latarkę, by sprawdzić, czy w szafie nie ukryto dyńki.

– Gdzie moja latarka?

– Nie wiem, ale spójrz tam – wyjąkał Szymek.

W świetlistym kole na ścianie tańczył cień ducha. Bartek dosłyszał zza szafy cichuteńkie chichotanie.

– Mam dość. Znikam!

W ślad za Grześkiem pobiegł Radek, a po chwili zastanowienia Szymek.

– Cykory – burknął Rafał, ale również szybko wycofał się na korytarz.

Zostało ich trzech. Rafał zerkał na Bartka raz po raz, ale nic nie mówił. Zeszli do kuchni, lecz zapach zgniłego sera i skarpetek wygonił ich do jadalni. Czy im się wydawało, czy dama na portrecie śledziła ich wzrokiem?

– Tam! – krzyknął Tomek, wskazując migoczącą kulkę unoszącą się w powietrzu. Latała to w jedną stronę, to w drugą i pod żyrandolem i nad nimi, ale nie widać było żadnych linek. Tego było za wiele nawet dla Rafała i Tomka. Po chwili dołączyli do wykurzonej na podwórze reszty klasy, gdzie każdy każdemu opowiadał co go strasznego spotkało.

– Macie lampion?

– Nie, a wy dziewczyny?

– Też nie.

– No to czeka nas odpytywanie.

Jęk zawodu poniósł się echem.

Wtem spokojnym krokiem z pałacyku wyszedł Bartek z dyniową głową w ręce. Chwilową ciszę wypełniły wiwaty i okrzyki na cześć kolegi.

– Bartek to król!

– Nieustraszony!

I nawet Rafał musiał to przyznać.

– Wspaniałe efekty specjalne – pochwaliła czarownicę nauczycielka.

– Ale… ale to nie my – wyszeptała animatorka, zbielałymi wargami, nawet nie zauważając wychodzących chyłkiem chochlików, machających rozradowanemu Bartkowi.

Koniec

Komentarze

W kolejce. Powodzenia.

Ej, ale przyrody nie wolno niszczyć, nawet jak ktoś człowieka wkurza. Nie jestem pewna, czy Bartek zasłużył na taką nagrodę. Poza tym czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarz i klika :). Nie spodziewałam się tak szybkich odwiedzin :).

Czy Bartek zasłużył? Pewnie byłam troszkę stronnicza, ale najbardziej mnie cieszy kuksaniec dla jego kolegów.

Witaj.

Ciekawe podejście do konkursu. Podobają mi się: zakończenie i bohaterowie. 

Przy okazji poruszony został wielki problem, z którym zmaga się mnóstwo dzieci.

 

Z technicznych:

Jęk zawodu poniósł się echem.

Wysłano

Wtem spokojnym krokiem z pałacyku wyszedł Bartek z dyniową głową w ręce.

(czy tutaj brak części środkowego zdania?)

 

Maniakalnie wstawiłabym jeszcze kilka przecinków. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Chochliki z zacięciem wychowawczym, ciekawe i oryginalne :) Ale nurtuje mnie czy dotarły bezpiecznie z powrotem do domu?

Parę drobiazgów, które mi się rzuciły w oczy:

Może dlatego brat od razu zjechał na poręczy na parter.

Może lepiej: po poręczy?

– No wiecie co! – oburzył się Psotek, ale to nie koniec.

Dziwnie mi tu brzmi to “ale to nie koniec”. Bo podejrzewam, że odnosi się do wybryków Bartka? Może lepiej zrobić z tego osobne zdanie?

Psotek, aż fuknął ze złości.

Zbędny przecinek.

Miejsce zrobiło wrażenie na wysiadających dzieciach. Strzeliste wieżyczki i ciemne witrażowe okna sprawiały mroczne wrażenie.

Powtórzenie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dziękuję za kolejne komentarze:). W wolnej chwili poprawię.

Cieszę się, że ogólny odbiór chochlików jest pozytywny. A gdyby jeszcze limit zwiększyć, to można by pomyśleć o drodze powrotnej ;).

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

smiley

– Chodź, szybko – krzyknęła, choć to do niej niepodobne.

Dodałabym było po choć.

 

Niezapominajka wskazywała na chłopca, odrywającego z jesionu całą gałąź z noskami, niszcząc przy tym drzewo.

Który niszczył, lub niszczącego, bo teraz to Niezapominajka niszczy;)

 

Sympatyczna historia. Czytałam z poczuciem winy, bo nie raz miewałam wnętrze plecaka, a nie niszczę grzybów, ani gałęzi!

Lożanka bezprenumeratowa

Boidudek chyba piszemy łącznie, a nie boi dudek, ale nie ręczę za to głową.

 

Jęk zawodu poniósł się echem.

Wysłano

Wtem spokojnym krokiem z pałacyku wyszedł Bartek z dyniową głową w ręce. Chwilową ciszę wypełniły wiwaty i okrzyki na cześć kolegi.

Co wysłano? :P Chyba wkradł się jakiś chochlik.

 

Całkiem fajna opowieść z wydźwiękiem pedagogicznym. Pozytywna historyjka z dobrym przesłaniem, tylko nie jestem przekonany, czy Bartkowi słusznie się upiekło :P Dodatkowo mam wrażenie, że poszłaś trochę na skróty – chochliki bardzo szybko znalazły wytłumaczenie, dlaczego Bartek niszczył las, a jeszcze szybciej obie strony się nawzajem “zaakceptowały” i uznały swoje istnienie, ale nie przeszkadzało to na tyle mocno, by odebrać satysfakcję z lektury. 

Szorcik wykonany porządnie. Polecę do biblioteki ;)

Dziękuję za kolejne komentarze, poprawki i klika :). Postaram się wszystko poprawić, ale w dzień nie mam kiedy, a wieczorem zmęczenie daje o sobie znać. Ale poprawię od razu “wysłano”, bo rzeczywiście chochlik się wkradł. Tak to jest kiedy opowiadanie piszesz na komórce, a później przesyłasz je na komputer :).

 

Edit:

Już poprawiłam błędy :).

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

smiley

Przycinanie w tym konkursie – maksakra! Sam omal nie poległem i uważam, że mój tekst nie skrócony był lepszy.

W komentarzach robię literówki.

yes

Cześć, Monique!

 

Na plus pokazanie Bartka w pierwszej części tekstu – najpierw zły, ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że problemem nie jest sam chłopiec – to częsta rzecz u dzieci, dlatego nie warto oceniać ich po takich zachowaniach.

Druga część podoba mi się już tak średnio – jest natłok postaci, które biegają po pałacyku i co chwilę się czegoś boją – to dość naturalne, ale nie oddane w tekście. I tu chyba znam odpowiedź na pytanie “dlaczego?” Nie miałaś na to miejsca. Przydałoby się więcej opisów poszczególnych reakcji, ale to by niemiłosiernie rozepchało tekst.

Końcówka sympatyczna (zresztą cały tekst również), tylko boję się co teraz z Chochlikami? Wrócą do lasu?

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzięki za miły komentarz :). Kurczę, myślałam, że jednak druga część wyszła fajnie.

Sądzę, że chochliki wróciły bezpiecznie, bo daleko autokar nie odjechał :).

Najpierw zastanowiło mnie, że chochlicze rodzeństwo mieszka samo i jest szalenie lekkomyślne – włażą do cudzego plecaka i ryzykują wywiezienie nie wiadomo dokąd, bez gwarancji bezpiecznego powrotu do domu. Zbyt łatwo też, moim zdaniem, skrzaty wybaczyły Bartkowi jego ekscesy w lesie i dość nagle zmieniły nastawienie do niego, pomagając w pokonaniu kolegów.

Nie czytało się źle, ale mam wrażenie, że to taka bajeczka raczej dla dzieci w wieku szkolnym.

 

Nie­za­po­mi­naj­ka wska­zy­wa­ła na chłop­ca… → Nie­za­po­mi­naj­ka wska­zy­wa­ła chłop­ca

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

 

Ze­brał mu­cho­mo­ra?!Zabrał/ Zerwał mu­cho­mo­ra?!

Można zbierać grzyby, ale nie można zebrać jednego grzyba.

 

– I co teraz? – spy­ta­ła Nie­za­po­mi­naj­ka przez za­tka­ny nos. → Mówiła nosem?

A może miało być: – I co teraz? – spy­ta­ła Nie­za­po­mi­naj­ka, zatykając nos.

 

a po chwi­li po­czu­li, jak ple­cak jest pod­no­szo­ny. – …a po chwi­li po­czu­li, że ple­cak jest pod­no­szo­ny. Lub: …a po chwi­li po­czu­li, że ple­cak się unosi.

 

Wzru­sza­ne wzbie­ra­ją­cym wia­trem… → Poruszane wzmagającym się wiatrem

 

Snopy świa­teł za­tań­czy­ły po ścia­nach i su­fi­tach.Snopy świa­teł za­tań­czy­ły na ścia­nach i su­fi­tach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj reg :). Dziękuję za poprawki, wprowadzę je w wolnej chwili.

 

Trochę celowałam w bajkę dla dzieci, bo chochliki średnio kojarzą mi się z czymś dla dorosłego, a akurat taki pomysł przyszedł mi do głowy. 

Po skończeniu konkursu, kiedy nie będzie mnie już wiązał limit, dopiszę, że Bartek żałuje i obieca, że więcej nie będzie niszczył przyrody. A chochliki mieszkały same, bo co prawda rodzeństwo, ale wcale nie dzieci. Po prostu mieszkały sobie razem. A z plecakiem zazwyczaj się udawało, pech chciał, że chłopiec wrócił szybciej i nie zdążyły uciec :).

Monique, dziękuję za wyjaśnienia. :)

 

…dopiszę, że Bartek żałuje i obieca, że więcej nie będzie niszczył przyrody.

I to jest dobry pomysł ! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne opowiadanko, bez nacisku na zło. Wydaje mi się, że o taki klimat chodziło w konkursie, aby było optymistycznie. I to się jak najbardziej udało :)

Zwróciłam uwagę na językowe fajne dopracowanie w kilku miejscach, np. w scenie chochlików w plecaku, i podobało mi się.

Klikam do biblioteki i pozdrawiam!

Wielkie dzięki:). Cieszę się z pozytywnego odbioru:).

Przyznam, że opowiadanie przeniosło mnie na chwilę na łono natury. Faktycznie się poczułem jak na jakiejś kolonii. To dobrze, choć moje wyjazdy były chyba bardziej… brutalne ;)

 

Zdziwiło mnie natomiast nagłe pojawienie się Halloween. Oczywiście, to miało sens, ponieważ dalsza część opowiadania przenosi nas do zamku gdzie odbywają się zabawy w straszenie. Jednak odniosłem takie wrażenie, że temat wleciał jakby przypadkiem. “Chochliki wlazły, to trzeba gdzieś je zabrać”.

 

Wydaje mi się, że niebezpośrednia zapowiedź tego Halloween nieco wcześniej rozwiązałaby sprawę. Ot chociażby w formie zaprezentowania jakiejś zawartości plecaka (budowanie sensu zaistnienia tej imprezy w zamku). Skoro chochliki robiły zdjęcia przedmiotów ludzkich dla żartu, to mogły przy okazji znaleźć jakieś sztuczne pająki, tapetę w telefonie etc. Jakiś gadżet mógł spaść przy domu. Papierek po cukierku z uśmiechniętą dynią? Ten papierek jako materiał naukowy dla chochlików? Może. Poza tym nie wierzę, żeby dzieci, które interesuje nadchodząca impreza nie zdradzały jakichkolwiek oznak jej istnienia, wskakując w świat grzybów ;). Nawet jeśli by nie wiedzieli o imprezie, to podejrzewam, że nadchodząca data październikowa sama w sobie budzi emocje jak szósty grudnia.

 

Oczywiście to tylko moja sugestia, po prostu zdziwiło mnie nagłe wyrwanie z sielskich klimatów. Gdyby jednak pokazać jakąś taką degradację natury przez Halloweenowe śmieci, tekst byłby bardziej spójny, a tematyka duchów scaliłaby się z walką o przyrodę.

 

 

Dzięki za komentarz:). Dzieci nie mogły być podekscytowane wycieczką, bo nie wiedziały o tej niespodziance, ale faktycznie mogły mieć własne plany na ten dzień i coś może dopiszę z tym związanego :).

a przejmujący chłód rozszedł się między nimi. ← a może: i poczuli przejmujący chłód

To tylko wiatr rusza gałąź PRZECINEK a ta otworzyła okno, cieniasy! ← chochlik

Po chwili dołączyli do wykurzonej na podwórze reszty klasy, gdzie każdy każdemu opowiadał PRZECINEK co go strasznego spotkało. ← chochlik

 

Bardzo misię zadowolone. Sympatyczna historia z wplecionym przesłaniem eko, ale także odnośnie relacji między dziećmi. Odważna rezygnacja z dodatkowego punktu w konkursie przez nie dodanie odniesień do wojny. Zasługuje na kliki. :)

Bardzo dziękuję:). W dogodnej sytuacji poprawię chochliki :).

Nie wiem, któż doklikał do biblioteki, ale dziękuję smiley

Ładna bajka :) Z dopisanym kawałkiem nawet zyskała. Cieszę się, że chochliki postanowiły pomóc Bartkowi, mimo jego zachowania, bo trochę mi się go żal zrobiło. Tekścik raczej dla młodszego czytelnika, ale i mnie się bardzo przyjemnie czytało.

 

Nie wiem, któż doklikał do biblioteki, ale dziękuję smiley

Proszę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

:)

Fajny szort :)

Nowa Fantastyka