- Opowiadanie: fanthomas - Psy dwa

Psy dwa

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Psy dwa

Pod kamienicą znalazłem trupa. Leżał na brzuchu, a nie miałem ochoty go odwracać, by sprawdzić, kto to. Bardzo szybko nadciągnął tłum osób, których kompletnie nie znałem. Przekrzykiwali się nawzajem, pokazując palcami na zwłoki. W obawie, że ktoś już zadzwonił na policję i zostanę ujęty jako świadek, pospiesznie się oddaliłem i ukryłem w mieszkaniu.

Po początkowym zainteresowaniu trup przestał kogokolwiek fascynować. Wszyscy mijali go jakby był zwykłą przeszkodą, którą wystarczy przekroczyć i problem znika. Biedak leżał tak przez kilka dni, aż w końcu przywałęsały się skądś dwa sporej wielkości bezpańskie psy i pociągnęły nieboszczyka za sobą. Miałem jedynie nadzieję, że nie narobią bałaganu i nie rozszarpią go w pobliżu.

Zdałem sobie sprawę, że te psiska mogłyby zaczaić się gdziekolwiek i mnie zaatakować. Zdecydowanie były zdolne do wyrządzenia sporej krzywdy człowiekowi. Skoro zasmakowały ludzkiego mięsa, głód w końcu popchnie je do napaści na nieco bardziej ruchliwe osobniki.

Przez kolejne kilka dni nic się nie działo, choć z pewną obawą opuszczałem mieszkanie i do niego wracałem, bacznie obserwując wszelkie ciemne zaułki. Pewnie potrzebowałbym jakiejś broni, ale chodzenie po ulicach z ciężką pałką wcale nie wydawało się najlepszym rozwiązaniem.

Następna zginęła pani Prześcielona. Widziałem jak wypadła z okna i skręciła kark. Leżała dokładnie w tym samym miejscu, co nieznany mi mężczyzna. Ponownie, gdy tylko to się stało otoczył mnie tłum gapiów, którzy jednak szybko stracili zainteresowanie i się rozeszli. Kiedy zobaczyłem nadbiegające dwa ogromne psiska, które jakby szóstym zmysłem wyczuły śmierć, ponownie skryłem się w mieszkaniu i obserwowałem jak ciągną panią Prześcieloną ze sobą.

Tego dnia zapukał do mnie facet o aparycji strusia. Miał duże oczy, zakrzywiony pod dziwnym kątem nos oraz niezwykle długą szyję i krzywe nogi. Pokazał mi czyjś dowód osobisty. Na zdjęciu rozpoznałem siebie.

– To pański brat – powiedział mężczyzna o imieniu Flunt. – Od razu widać uderzające podobieństwo.

– Ale ja nie mam brata.

– Celnie pan to ujął. Obecnie nie ma pan brata, bo umarł.

– Nigdy nie miałem.

– Wszyscy sąsiedzi potwierdzili, że to pański brat bliźniak.

– Kto tak mówił? Przecież jedynym żyjącym mieszkańcem tej kamienicy oprócz mnie jest pan Popiórkowski.

– Właśnie on tak twierdzi.

– Brak mu piątej klepki.

– Jak pan wytłumaczy to niezwykłe podobieństwo i fakt, że denat nosi identyczne jak pan nazwisko?

– Zbieżność nazwisk jest przypadkowa, a sobowtóry czasem się zdarzają. Zresztą im dłużej patrzę na to zdjęcie, tym mniej wydaje się do mnie podobny. Czy ten mężczyzna…?

– Został rozszarpany przez dzikie psy.

– A pan kim jest?

– Prowadzę śledztwo w tej sprawie.

– Ma pan jeszcze jakieś pytania?

– Mnóstwo. Czy widział pan…?

– Nic nie widziałem, nic nie słyszałem.

– Dobrze, w takim razie to wszystko.

Kiedy pan Flunt odszedł, zdałem sobie sprawę, że zostawił dowód osobisty mojego rzekomego brata bliźniaka. Niestety nie udało mi się go dogonić, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu.

Następnego dnia w pracy spotkała mnie wyjątkowa przykrość. Szef wybiegł rozwścieczony z gabinetu i przerwał mi pracę, polegającą na oddzielaniu czarnych i białych ziarenek piasku, krzycząc:

 – Nasrałem u siebie w gabinecie! Wyczyść to!

Już miałem zaprotestować, ale wiedziałem, że to i tak nic nie zmieni. Byłem tym od czarnej roboty.

Zabrałem się za ścieranie odchodów z podłogi, które bardziej przypominały psie niż ludzkie. Nagle pośród gówna dostrzegłem pierścionek, który należał do pani Prześcielonej. Nie było mowy o pomyłce.

Nie mogłem dać po sobie poznać, że cokolwiek odkryłem. Uprzątnąłem nieczystości i wyczyściłem podłogę jak mogłem najdokładniej, choć mimo moich starań w gabinecie wciąż unosił się nieprzyjemny fetor.

Szef już więcej się nie pojawił, jakby zawstydził się swojego niecodziennego zachowania. Wróciłem do oddzielania czarnych ziarenek piasku od białych.

Gdy wróciłem z pracy, odkryłem zwłoki pana Popiórkowskiego. Nie zatrzymywałem się jednak przy nim ani chwili, gdyż już słyszałem nadbiegający tłum. Oczywiście sytuacja się powtórzyła. Po tym jak ludzie się rozeszli, pojawiło się ogromne psisko i zaczęło ciągnąć ofiarę w sobie wiadomym kierunku. Zdziwiło mnie, że tym razem był tylko jeden. Jak dotąd zawsze zjawiały się w parze. Korciło mnie by wyjść i obserwować, dokąd uda się bestia razem ze zdobyczą.

Powstrzymałem się jednak, jednocześnie zdając sobie sprawę, że tylko ja z całej kamienicy wciąż pozostawałem żywy. Czy zostanę kolejną ofiarą? Postanowiłem w ogóle nie opuszczać mieszkania, co oczywiście na dłuższą metę wydawało się zupełnie niedorzeczne.

Jeszcze tego samego dnia odwiedził mnie pan Flunt. Nalegał bym wpuścił go do mieszkania, gdyż wypłynęły nowe informacje na temat mojego brata bliźniaka. 

– O co chodzi? – zapytałem.

– Został już tylko pan, prawda?

– Tak, ale… Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.

– Tak naprawdę kłamałem. Nie prowadzę śledztwa w sprawie zgonów, gdyż dla mnie wszystko od samego początku było zupełnie jasne. Jestem właścicielem tej kamienicy i chciałbym ją przerobić na coś znacznie bardziej dochodowego. Niestety to wymaga by wszyscy mieszkańcy jak najszybciej się wyprowadzili. Rozumie pan, co mam na myśli?

Czknął. Z ust wypadło mu szklane oko i potoczyło się po podłodze. Wiedziałem, że podobne nosił pan Popiórkowski, gdyż zawsze kręcił tylko jednym, drugie pozostawało nieruchome.

Pan Flunt już nie przypominał strusia, a dziką bestię, która przybyła do mojego mieszkania w jednym konkretnym celu. Wyszczerzył zęby i rzucił się na mnie.

Koniec

Komentarze

Hej!

Intrygujący tekst, trochę kafkowski w nastroju, krótki i zwięzły ale przez to tym bardziej nasycony niepokojącą treścią. Sprawnie napisany, nie potknąłem się na niczym podczas czytania, narracja ma swój rytm. Pomysł ciekawy, podoba mi się bardzo splecenie motywów baśniowo-horrorowych z kontekstem niedawnych afer z naszego krajowego podwórka. Trochę jak w piosence Andrusa Ciocia w gablocie, choć tam było to zdecydowanie humorystyczne.

Pozdrawiam!

Dzień doberek. No, dziwnie jak to u Ciebie ;) Całkiem, całkiem choć tekst pozostawia mały niedosyt z racji finału. Skoro narracja prowadzona w pierwszej osobie i w czasie przeszłym, sugeruje, że bohater jakoś uniknął najgorszego scenariusza. Ciekawe więc co tam się jeszcze mogło wydarzyć, ale koniec końców – i tak niezłe.

Szczęść Boże :) Mi też opowiadanie skojarzyło się z F. Kafką oraz… z grą Beholder, która w dystopijnym uniwersum przedstawia wydarzenia w podobny, niepokojący, trochę beznadziejny i fatalistyczny sposób. Bardzo ładnie, gratulacje.

 

PS. Jestem tu nowy, to mój pierwszy komentarz, witam wszystkich :)

Sztuczny Ślimaku witam, interesujący nick. Fajnie, że mój tekst załapał się na twój pierwszy komentarz. Gry Beholder nie znam, ale pewnie też wzorowali się na Kafce Maldi dzięki, chciałem właśnie w kafkowy klimat uderzyć, więc cieszę się, że w jakimś stopniu się udało. NearDeath no, to by było dziwne, jakby w moich tekstach nie było dziwnie, ale czasem eksperymentuję ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Witaj ponownie Fanthomasie.

Jak wiesz, dotychczas kilka razy bardzo ciebie chwaliłem za świetne pomysły!!!!!! oraz nieźle prowadzoną akcję tekstów. A dzisiaj…

Przeczytawszy ten szort – taki w skrócie obrazek w mojej główce (być może zmęczonej pisaniem) pozostawiłem – będąc nadal zdolny zapamiętać wszystkie (z niego wyjęte) zgrabne słówka, średnio zmyślnie poustawiane jako wielkie dźwigary akcji!).

TEZA – trzeba zabić, żeby mieć + szybkie, potrójne skrywanie się w mieszkaniu + Struś-Dzika Bestia + szybka śmierć (koniecznie od ducha) + wyszczerzanie i rzucanie się na…!

BOHATEROWIE – On, Trup (jak kilka dni tak odpoczywa, to może w końcu i…),

Tłum Gapiów – szybko nadciągających, pokazujących palcami, bez zafascynowania się trupem.

Mieszkanie (3 razy opuszczanie + skrywanie się, choć korciło go, by…),

Dwa psy (lubią ciągnąć, najeść się, a potem atakują, ale TYLKO ruchliwe osobniki),

Pałka (och, jaka ona ciężka),

Pani Prześcielona (Podjedzona),

DTSM – Dokładnie To Samo Miejsce (czytelnikowi prostują się włoski – ale teraz to już BĘDZIE),

Pan Flunt = Struś, koniecznie ksywa Dzika Bestia – (musi być zamiana w duch-ową bestię – to Portal Fantastyka przecież),

Szef, imię nazwisko – Nasrał Pierścionek (z JAKBY zawstydzenia porzucił stanowisko),

Pan Popiórkowski, pseudonim „Zaczarowane oko” – raz je nosił, a raz nim kręcił, podczas gdy drugie – zmęczone, pozostawało (nie wiadomo na jak długo) – nieruchome. Toż już ten ostatni bohater wszystko, co posiadam w całym moim mnie obrócił wniwecz! 

Och, jak dobrze – za chwilę zacznie się ciekawski szorcik – och, jak mnie to kręci, dlaczego jednak… także wyszczerzam zęby?

Proszę, poproś o betowanie tego szortu (sporo jest do przestawiania). Nie zawsze nagłe! – bez lekkiego przygotowania! – wstawianie (nie wiadomo dlaczego) śmierdzących słów! – przyczynia się do większego hip hip hurra czytelników (to tylko moja osobista uwaga). Itd,. itp. Czy po tekście, w którym kolejny iksty raz ktoś komuś robi buch – wszyscy są zadowoleni? Niekoniecznie. Raczej tylko wtedy, kiedy ten kolejny raz napisany jest INACZEJ (świetnie) od poprzednich – wtedy bijemy brawa.

Z nadal absolutnie pisarską przyjaźnią,

LabinnaH

 

LabinnaH heh, twój komentarz jest na tyle nietypowy, że udało mi się jedynie wywnioskować, że jednak się nie podobało, natomiast ten tekst uważam za dużo lepszy od poprzedniego, czyli Wróżek. Chciałem napisać taki niby-kryminał, ale wyszło chyba coś innego.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Dziwny ten szef, nie ma co…

 

Leżał na plecach, a nie miałem ochoty go odwracać, by sprawdzić, kto to.

Skoro leżał na plecach, to nie trzeba go odwracać.

 

– Kto tam mówił? Przecież jedynym żyjącym mieszkańcem tej kamienicy oprócz mnie jest pan Popiórkowski.

Nie tam, a tak.

 

Sam pomysł bardzo ciekawy! 

 

Hrabiax celne uwagi, dzięki

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Jak dla mnie abstrakcja!

 

Hej, fanthomas. Abstrakcja nie znaczy, że źle. Miło i szybko się czytało. Ciekawy pomysł, spoko wykonanie. Żałuję tylko, że całość nie była bardziej zawiła i “kryminalna” ;)

Pozdrawiam

Fantomas – zbyt cię cenię z poprzednich prac, żeby nie podpowiedzieć ci tego, co powyżej.

Proszę – znajdź sporo czasu i (jak mnie, choć trochę cenisz) – POWOLI I PO KOLEI odnieś się do każdego wiersza mojego komentarza, a znajdziesz: sporo niekonsekwencji (np. szef “z JAKBY zawstydzenia” – z tekstu można wnioskować – porzucił stanowisko), poucinanych scen, dziwnych zachowań, zbyt często powtarzanych tych samych scen (3 x ‘do mieszkania’ – można to inaczej nazwać, jeśli już bohater musi uciekać i uciekać) itd., itd. Zrób, o co proszę, żeby następne prace były lepiej ułożone.

Pozdrawiam

LabinnaH

Dzięki, posprawdzam tekst pod kątem twoich sugestii. Faktycznie być może zbyt szybko go wypuściłem.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Tym razem, Fathomasie, choć Psy dwa są należycie absurdalne i porządnie napisane, szort nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia, zwłaszcza po wyjaśnieniu pana Flunta, co nim powodowało. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Intrygujący początek, co do reszty tekstu – pojedyncze sceny ciekawe, ale miałem problemy, żeby połączyć to w spójną fabułę. Mama nadzieję, że to zamierzone :)

A mnie się podobało. Tym razem wyszedł dobry absurdzik.

Bohater ma przerąbane, otaczają go bestie.

Jednak ktoś powinien zadzwonić po gliny już przy pierwszym trupie. Trzeba by było świadkować, ale ilu ludzi dałoby się uratować…

Babska logika rządzi!

Przeczytałem, bo szort, ale to nie moje klimaty.

Nowa Fantastyka