- Opowiadanie: zoolw - Dobra oferta

Dobra oferta

Zapraszam do przeczytania mojego pierwszego opowiadania. Mam nadzieję, że będzie się to znośnie czytało.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dobra oferta

Deszcz zacinał ostro od samego rana i nie zanosiło się na poprawę pogody. Herim Hamel spoglądał zaspanymi oczami przez mokrą szybę na zalane pola ulokowane nieopodal zajazdu.

– Musimy ruszać – stwierdził ospale Miren Barn siedzący przy zajazdowym stole zastawionym jedzeniem. – Inaczej w tym tempie prowincja zmieni się w bagniska.

– I gdzie pojedziemy? – zapytał Herim odwracając twarz od okna. – Masz jakiś pomysł?

– W głąb, na południe. Do Troinsten?

– Troinsten? Czemu uważasz że Kardrim ukrywa się akurat właśnie tam? To duże miasto, łatwo byłoby go tam wytropić. Chyba nie uważasz, że jest aż takim idiotą?

– Oj młody hyclu, widać że brak ci doświadczenia. On jest butny. Tacy jak on uważają się za sprytniejszych. Spotkałem ich wielu i wielu wymierzyłem karę. Popracujesz w tym fachu kilka lat i sam zrozumiesz, jakimi oni potrafią być kretynami.

Podczas dwutygodniowej podróży przez prowincję, młody łowca jedyne co zrozumiał to to, że ze swoim mentorem nie ma sensu wchodzić w dyskusje. Mimo że Miren był jego o kilka lat starszym kuzynem, nadal pozostawał też jego przełożonym. W głowie Herima zaświtała myśl, że inkwizytor Deriem musi być strasznym dupkiem, że to właśnie Mirena Barna przydzielił mu na opiekuna. Przybity tą myślą, powlókł się smętnie do stolika, przy którym jego kuzyn skończył już śniadanie i właśnie zaczynał nalewać sobie świeżo zaparzonej kawy. Zajął miejsce obok Barna i zabrał się za posiłek.

Zajazd opuścili godzinę później. Deszcz nie zelżał i rozmakał trakt coraz bardziej. Konie nie spinane przez jeźdźców, spokojnie parły na przód. Gdyby nie pogoda oraz cel z jakim wyruszyli, Hamel byłby zadowolony z podróży. Okolica była malownicza i widok cieszył oczy. Oczywiście cieszyłby bardziej, gdyby nie przeklęty deszcz, który padał na ziemię prowincji nieprzerwanie od przeszło dwóch miesięcy. Podróżowali wolno, rozglądając się wokoło, po cichu licząc, że dostrzegą znaki które pomogą im natrafić na ślad Kardrima. Obaj łowcy z Pomarańczowego Blasku odczuwali znużenie otaczającą ich pogodą i brakiem postępów w misji, którą otrzymali od swojego inkwizytora.

– Przeklęta pogoda – stwierdził poirytowany Herim. Zaczynało go powoli nudzić milczenie towarzysza i postanowił podzielić się z nim swoimi myślami, które od tygodnia pojawiały się w jego głowie. – Nie uważasz, że ten deszcz jest inny niż zwykle?

– Co masz na myśli? – odpowiedział pytaniem na pytanie dopiero po dłuższej chwili Miren.

– Pada nieprzerwanie odkąd zjawiliśmy się na tych ziemiach. Na szkoleniach co prawda informowali nas, że anomalie nie są do końca przebadane i trudno po nich oczekiwać jakiegoś wzorca, lecz to co dzieje się w tej prowincji, wygląda mi na ewenement.

– Możesz jaśniej, bo chyba nie łapię co masz na myśli.

– Chodzi mi o to, że nie ma żadnych przerw. Pada całą dobę i z tego co wspominał Deriem…

– Inkwizytor Deriem… – warknął przełożony.

– Tak, tak, inkwizytor Deriem, to z raportów wynika, że i przed naszym przybyciem, nie odnotowano ani jednego suchego dnia czy nocy. W bibliotekach…

– W bibliotekach siedzą stare dziady, nie mające pojęcia co tak naprawdę dzieje się w państwie. Powtarzają te same brednie od lat, a nasze raporty dostosowują do swojej skostniałej wiedzy. Są głusi na wszelkie nowe doniesienia – Herim chciał coś wtrącić, lecz Miren mu nie pozwolił, wykonując gest sugerujący że jeszcze nie skończył wypowiedzi. – Sam przed chwilą wspomniałeś, że anomalie nie są w pełni przebadane. Ja bym poszedł o krok dalej i stwierdził, że nic tak po prawdzie o nich nie wiemy. Cofając się niespełna dwa lata wstecz, twierdzono że nie ma korelacji między biomem w którym żeruje anomalia, a efektem pogodowym. Gdyby nie Sherina Warllin i jej naciski na swojego inkwizytora, aby ten zlecił badania, zapewne do dziś by tak uważano. I właśnie dzięki takim ludziom jak Sherina wiemy więcej. To nasza wiedza i nasze doświadczenie ma wartość, i dlatego to właśnie my przemierzamy ten kraj, a nie bibliotekarze.

– Mimo twojego podejścia, w bibliotekach można znaleźć wartościową wiedzę.

– Phff – żachnął się Barn.

– Miren jesteś wyjątkowo uparty.

– Dla ciebie kapitan Barn – wysyczał Miren. – Po imieniu możesz do mnie mówić w rodzinnym domu. Teraz jesteś na służbie i masz się do mnie zwracać tak jak należy. Czy jest to dla ciebie jasne?

– Tak jest… kapitanie – odparł chłodno i po chwili dodał. – Wracając do deszczu kapitanie, nadal uważam, że jest w tej pogodzie coś nie tak. Jedna anomalia, nawet tak potężna jak Kardrim, nie jest w stanie oddziaływać na środowisko przez tak długi czas.

– Może jest ewenementem jak go określiłeś?

– Zjawisko pogodowe na pewno jest unikatowe, lecz on raczej nie. Jest silny i na pewno wyjątkowo niebezpieczny, ale poza tym, nie wyróżnia się na tle innych.

– Skąd u ciebie taka pewność?

– Jego poprzednia kryjówka na to wskazuje.

– Może jest sprytniejszy i się maskuje?

– Może, ale to i z żerowaniem by się ograniczał, aby nie ściągać na siebie dodatkowej uwagi. Myślę że w tym wszystkim kryje się coś więcej.

– A cóż takiego, oświeć mnie młody hyclu.

– Jeszcze nie wiem… ale się dowiem.

Miren zaśmiał się szyderczo, a po krótkiej chwili pokręcił przecząco głową. Herim wyczekiwał na jakiś komentarz z ust starszego kuzyna, lecz ten się już nie odezwał. Wyglądało na to, że rozmowa została zakończona. Pozostałą drogę do najbliższego zajazdu przejechali w milczeniu.

Kiedy dotarli do wsi, górnolotnie nazwanej na mapach Leśnówka Wielka, zaczynało już zmierzchać. Jeszcze rankiem w poprzednim zajeździe zaplanowali, że spędzą w tym miejscu noc. Niewielka, podniszczona osada, ulokowana w pobliżu gęstego sosnowego lasu, wyglądała na wymarłą. Wjeżdżając szeroką brukowaną uliczką w głąb wioski, nie dostrzegli nigdzie ludzkiego bytowania. Domy nie nosiły śladów zniszczeń, sugerujących że mogło dojść w tym miejscu do jakiegokolwiek starcia czy najazdu. Prezentowały się tak, jakby mieszkańcy z jakiegoś powodu przestali dbać o swoje otoczenie lub się wyprowadzili z osady. Docierając do placu centralnego, dostrzegli że w budynku wyglądającym na zajazd palą się światła. Miren bez zastanowienia skierował w tamtym kierunku swojego konia. Zsiadł z siodła i gestem dał znać, aby Herim poczekał na niego. Skierował swoje kroki pod okno i ostrożnie przez nie zajrzał.

– Wygląda że jest bezpiecznie – stwierdził wracając do młodszego kuzyna. – Wejdę i zapytam o nocleg i stajnie. Poczekaj przy koniach.

Herin skinął tylko głową. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli ich przyjmą na noc, to kuzyn przetrzyma go na zewnątrz przez kilkadziesiąt minut. Robił tak za każdym razem, gdy na zewnątrz nie było stajennego, który mógłby zająć się wierzchowcami. Przełożony mógł tylko zapytać o stajnie i wrócić po swojego podopiecznego od razu, ale najpierw wolał skosztować lokalnego piwa. Herim był przekonany, że jego kuzyn robi to z premedytacją, lecz powodu takiego zachowania mógł się tylko domyślać. Mimo że młody łowca był przemoknięty i zmarznięty, nie miał ochoty na dyskusję ze swoim zwierzchnikiem. Miren chwycił za klamkę i otworzył drzwi prowadzące do głównej sali zajazdu. Uderzył w nich gwar dobywający się z środka. Kapitan spojrzał na podwładnego i uśmiechnął się złośliwie, po czym przekroczył próg karczmy.

Zirytowany Hamel wpatrywał się w drzwi za którymi przed chwilą zniknął jego kuzyn. Pozostając w siodle, postanowił rozejrzeć się dookoła, częściowo by zabić czas, a częściowo bo coś nie dawało mu spokoju w tej wiosce. Niestety nie umiał tego nazwać. Po krótkiej obserwacji pojął, że wioska jest wymarła i to od dłuższego czasu. W niektórych domostwach brakowało szyb w oknach lub były częściowo wybite, w innych zmurszałe drzwi wisiały tylko na jednym zawiasie lub leżały przed wejściem. W szerokim parterowym domu naprzeciwko zajazdu, zapadł się częściowo dach, odsłaniając nadgniłe belki. Wpatrując się w zrujnowany budynek, dostrzegł migotliwe cienie w głębi domostwa, które po chwili zniknęły mu z oczu. Będąc przekonany że kuzyn szybko nie wróci do niego, postanowił przywiązać wierzchowce do uschniętego drzewa, sterczącego nieopodal zajazdu i sprawdzić kto lub co czai się w zrujnowanym budynku. Kierując się w jego stronę, odpiął od pasa miotacz ładunków paraliżujących i skierował go przed siebie. Zatrzymując się przed wejściem, przezornie odsunął osłonę rdzenia w miotaczu, by sprawdzić poziom jego naładowania. Kryształy delikatnie jarzyły się błękitną poświatą, więc mogły zadziałać nie więcej niż trzy, może cztery razy. Sklął bezgłośnie swoje niedbalstwo. Szkolono go aby odprawiał rytuał nasycenia przynajmniej raz w tygodniu, lecz on znowu o tym zapomniał. Ciche skrzypienie drewnianych desek dochodzące z wnętrza domostwa, momentalnie sprawiło że zamarł w bezruchu. Czekając w napięciu zastanawiał się, czy może lepiej się wycofać. Nie należał do strachliwych, ale też nie był głupcem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeżeli w mroku czai się anomalia, to może nie być w stanie wygrać bezpośredniej konfrontacji, zwłaszcza w tak ciasnej przestrzeni, na jaką wyglądały pomieszczenia domostwa. Postanowił pozostać czujny i poczekać na zewnątrz.

Huk wystrzału, gdzieś za plecami Herima, sprawił że błyskawicznie obrócił głowę do tyłu, co okazało się jego największym błędem. Młody łowca poczuł ścisk na całym torsie. Nim zdążył spojrzeć przed siebie, został pociągnięty w głąb domostwa. Szarpnięcie było na tyle gwałtowne i silne, że oderwało go od bruku. Herim przeleciał kilka metrów, kończąc lot na spróchniałym regale, który pod jego ciężarem rozpadł się na drobne szczapy. Niemal natychmiast został podniesiony i rzucony tym razem na ścianę, by następnie oderwać się od niej i poszybować na spotkanie z sufitowymi belkami. Wisząc głową w dół, czuł że jest dociskany z całych sił do sufitu i nie jest w stanie kiwnąć nawet najmniejszym palcem. Spanikowany zaistniałą sytuacją, chaotycznie próbował zlokalizować przeciwnika. Nie mogąc oderwać głowy od sufitu, miał ograniczone pole widzenia, w którym nie dostrzegł żadnego zagrożenia. Wciągnął głęboko powietrze przez nos, by spróbować się uspokoić i pomyśleć racjonalnie jak wyjść z tego wszystkiego cało. Odgłos nieprzyjemnie skrzypiącej podłogi, sugerujący że za kilka sekund jego oprawca do niego podejdzie, by zapewne przed odebraniem mu życia, upewnić się że ostatnim widokiem jaki zobaczy łowca będzie twarz jego mordercy, całkowicie zniweczył jego plany poradzenia sobie z paniką, która zaczynała go przepełniać.

– Hmm… kim jesteś? – zapytał chrypliwy męski głos docierający od strony wejścia do budynku. – Nie znam cię. Jesteś nowy w branży?

Herim Hamel zgłupiał. Moce telekinetyczne, którymi został zaatakowany i które zapewne uszkodziły coś w jego ciele, mógł jeszcze zrozumieć, mimo że pierwszy raz się spotkał z tym, aby jakaś anomalia takowymi władała, ale głos napastnika zbił go całkowicie z tropu. Głos był ludzki, zwyczajny, nieróżniący się od innych ludzkich głosów. Anomalie zawsze różniły się od siebie diametralnie , ale jedno miały wspólne, a mianowicie głos i sposób wysławiania. Odmieńcy, jak ich inaczej nazywano, wypiskiwali niewyraźnie słowa, a ich składnia przypominała obcokrajowca, który poznał kilka słów w innym języku i za pomocą nich próbował się porozumieć.

– Pytałem o coś grzecznie, więc racz mi odpowiedzieć.

Jego ton był spokojny, nie czuć było w nim zdenerwowania czy choćby agresji. Herim mimo szaleńczej gonitwy myśli i rosnącego przerażenia, nadal próbował się uspokoić i odszukać w pamięci, czy księgi o czymś taki wspominały.

– Hej młody, przemówisz do mnie czy nie?

– Kim… kim… jesteś? – wydukał łowca czując, że i tak nie da rady przypomnieć sobie czegokolwiek wartościowego.

– Oj jak niegrzecznie. Ja zadałem pytanie pierwszy. Odpowiesz, to i ja się przedstawię. Sprawiedliwie prawda?

– Herim… Hamel.

– No i nie można było tak od razu. Ja jestem Kardrim Astrieal Varishanfeas. Jako że konwenanse mamy już za sobą, to powiedz mi co tutaj robisz Herimie? Cóż cię sprowadza w to zapomniane przez boga miejsce?

Herim gdyby mógł, zapewne padł by z wrażenia, ale nie mógł, gdyż nadal pozostawał przyklejony do sufitu. Mógł za to spróbować przetrawić to, z kim ma do czynienia. Spodziewał się że ten, którego szukają, będzie silnym i trudnym przeciwnikiem, ale że będzie posiadał nadnaturalne moce i będzie wysławiał się jak uczony człowiek, nawet w swojej wybujałej wyobraźni, nie był w stanie sobie tego wyobrazić.

– Nie jesteś zbyt rozmowny, a szkoda. Myślałem że utniemy sobie ciekawą pogawędkę i się rozejdziemy. A tak… hmm… będę musiał cię chyba zabić, bo inaczej nie dasz mi spokojnie odejść. No ale cóż, taki twój wybór… no chyba że się jeszcze zastanowisz na spokojnie. Chcesz się zastanowić czy podjąłeś już decyzję?

– Czekaj! – wrzasnął Herim.

– Nie tak głośno. Chcesz aby ci z zajazdu cię usłyszeli? Nie polecam, naprawdę.

– Czemu?

– Bo tamci to już na pewno cię zabiją. Ze mną da się dogadać, a z nimi marne szanse. To barbarzyńcy, zwyczajni mordercy. Żyją tylko po to aby niszczyć i żreć, zabijać co popadnie, nie licząc się z nikim i z niczym. Są co prawda sprytni, bo jeszcze oddychają, ale robią się coraz bardziej pewni siebie, a to ich zgubi… i to szybciej niż myślą. Jako że już wiesz w jakiej sytuacji się znalazłeś, to może jednak porozmawiasz ze mną na spokojnie.

– Spróbuję – wydukał z trudem Herim. – Ale mógłbyś mnie zdjąć z sufitu i uwolnić?

– Mógłbym ale chyba tego nie zrobię. Wiesz to byłoby z mojej strony nierozsądne, abym cię uwolnił. Może tego pożałuję, ale zapewnię ci chociaż wygodniejszą pozycję.

Herim poczuł że odsuwa się od sufitu i powolnie opada w kierunku podłogi. Po chwili został obrócony w powietrzu, tak aby wylądować na nogach i mieć wyjście z budynku za plecami. Kardrim ewidentnie nie chciał, aby młody łowca zobaczył jego twarz.

– Tak może być? – zapytał Varishanfeas, kiedy Hamel dotknął stopami podłoża. – Na więcej na razie nie masz co liczyć. A teraz jeśli łaska to odpowiedz co tu robisz.

– Dziękuję – łowca zrobił pauzę, zastanawiając się czy mówić prawdę. W obawie że tamten może odkryć kłamstwo i zabić go bez mrugnięcia okiem, postanowił wyjawić mu cel z jakim przybył na ziemię prowincji. – Jestem Herim Hamel, państwowy łowca z Pomarańczowego Blasku, jestem na usługach…

– To wiem. Pytałem po co przybyłeś.

– Ale jak to?

– Czy ty masz mnie za idiotę? Gdybym nie wiedział z kim mam do czynienia, nawet bym z tobą nie rozmawiał.

– Jeżeli wiesz kim jestem, to po co to przesłuchanie?

– To że jesteś z zakonu, to widać od razu. Ale tego kim jesteś i po co przybyłeś nie wiem, nie masz tego wypisanego na facjacie, a i transparentu z takimi informacjami także nie dostrzegłem, dlatego pytam. Możesz wreszcie zacząć odpowiadać, bo zaczyna mnie powoli irytować ta rozmowa.

Herim poczuł jak moc którą jest trzymany, zaczyna ściskać nieprzyjemnie jego gardło.

– Przestań… Zostaliśmy wysłani, aby cię pojmać.

Herim zrozumiał że powiedział za dużo. Dotarło do niego, że teraz Kardrim go zabije, aby pozbyć się zagrożenia. Przełknął ślinę i zamknął oczy, czekając na koniec, który jednak nie nadszedł. Uchwyt na szyi zelżał, a za plecami rozległ się cichy śmiech.

– Naprawdę polujecie na mnie, a to ci niespodzianka. Tego się nie spodziewałem. Byłem pew…

Jego dalsze słowa zagłuszył huk kolejnego wystrzału, a po chwili odgłos niewielkiej eksplozji, dobiegającej gdzieś z zewnątrz. Później do uszu Herima doleciały z oddali głośne, nienaturalne krzyki, a po nich siarczyste przekleństwa wydobywające się z ust wściekłego Mirena Barna.

– Herim gdzie jesteś?! Mam tu odmieńców! – krzyknął kapitan na całe gardło gdzieś od strony brukowanego placu.

Łowca zastanawiał się czy odkrzyknąć, ale w obawie o swoje życie, postanowił milczeć i poczekać na lepszą okazję.

– O, a to ci ciekawostka – stwierdził zaskoczony Varishanfeas. – Mirena to ja się tu nie spodziewałem. Chyba będę musiał sobie z nim pogadać.

– Jak to, wy się znacie?!

– Oczywiście – Kardrim musiał mówić głośniej, by przekrzyczeć odgłosy walki trwającej na placu przed zajazdem. – Współpracowaliśmy kilka razy, dziwne że ci nie wspomniał. Co ta kutwa planuje?

– Kutwa?

– A nie? Gnida sprzedała by własną rodzinę.

Łowca kolejny raz się zdziwił. Mógł wiele zarzucić kuzynowi, ale skąpstwa nigdy. Coś mu w tym nie pasowało, tak samo jak w tej osadzie i ogólnie całej tej misji. Postanowił porozmawiać z Mirenem, jak już będzie po wszystkim. O ile oczywiście obaj to przeżyją, dodał gorzko w myślach.

– Zapewne chciałbyś mu pomóc?

– Tak.

– Więc mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.

– Słucham.

– Uwolnię cię, a ty w zamian dasz mi teraz spokój, a później pojedziecie dalej, może na zachód, najlepiej do Wirden. Tam jedźcie, a ja sobie spokojnie zniknę. Co ty na to?

– Mam ci odpuścić? Ślubowałem ochronę państwa i jego mieszkańców. Ręczyłem za to swoim nazwiskiem, swoim honorem. Ot tak mam to porzucić?

– To dobra oferta i niska cena w zamian za życie Mirena.

Herim Hamel czuł że jest to dobra oferta, zbyt dobra by była prawdziwa. Rozumiał że czas się kończy, ale chciał się upewnić, czemu mu ją zaproponował.

– Dlaczego mi to w ogóle proponujesz. Masz nade mną przewagę. Czemu mnie po prostu nie zabijesz?

– A po co miałbym to czynić? Jak zabiję ciebie, to przyjdą szybciej kolejni łowcy, zwłaszcza jak zginiecie obaj i urwą się raporty. Wtedy zalejecie całą prowincję i utrudnicie mi życie, a ja lubię żyć w spokoju. To naprawdę cholernie dobra oferta w bardzo atrakcyjnej cenie.

– To nie oferta, to szantaż. Po za tym ciągle mówisz o cenie, jesteś handlarzem czy coś?

– Naprawdę uważasz że masz czas na takie rozmowy? Coś jest z tobą wyjątkowo nie tak, ale jak już tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci powiem. Wszystko ma swoją cenę. Życie Mirena, moja wolność, twoje życie. Za każde z nich niestety tobie przyszło zapłacić. Plamą na honorze jeżeli ktoś się dowie, wyrzuty sumienia jeżeli nikomu nie powiesz czy jeszcze coś innego, co teraz nie przychodzi mi do głowy. Musisz wybrać i zapłacić, i wybierz mądrze i szybko, bo Mirenowi kończy się czas.

Herim czuł że Kardrim ma racje, musi podjąć decyzje i zapłacić. Rodzina jest ważniejsza od honoru, a przynajmniej tak zawsze mu się wydawało. Teraz miał okazję to sprawdzić na własnej skórze i liczył, że wybierze dobrze.

– Uwolnij mnie, a ja ci odpuszczę i pojadę do Wirden. Obiecuję to tobie.

Łowca poczuł że moc która go więziła, zanika. Kiedy zniknęła całkowicie, błyskawicznie się obrócił w kierunku wyjścia. W ostatniej chwili dostrzegł postać ubraną w szary płaszcz z zarzuconym na głowę kapturem, uciekającą w głąb zrujnowanego domostwa. Miał ochotę za nią pognać, ale obietnica to obietnica. Ruszył biegiem do wyjścia.

Pierwsze co dostrzegł, będąc już na zewnątrz, to Mirena wyciągającego miecz z brzucha humanoidalnej kreatury. Dwie inne właśnie gotowały się do ataku na plecy kapitana. Hamel nie zastanawiał się długo i wymierzył w pierwszą z wciąż trzymanego miotacza w ręce. Nacisnął spust. Huk wyzwalanej energii, niczym wystrzał z pistoletu, rozniósł się po okolicy. Jeden ze stworów, który chciał zaatakować podstępnie jego kuzyna, padł jak rażony gromem. Wystrzelił kolejny raz. Drugi podzielił los towarzysza.

– Gdzieś ty był?! – krzyknął Miren dostrzegający biegnącego w jego kierunku Herima.

Hamel zbył jego pytanie ręką i trzymanym miotaczem w drugiej ręce, wycelował w kolejną kreaturę wybiegającą z zajazdu.

 

***

 

Dochodziła powoli północ, kiedy udało im się uporać z czynnościami, które musieli wykonać każdorazowo po pojmaniu lub eliminacji anomalii. Herim stojąc nad dopalającymi się zwłokami paskudnych istot, zastanawiał się dlaczego Miren nie powiedział mu o swoich powiązaniach z Kardrimem. Przeszło mu przez myśl, że Varishanfeas mógł kłamać na temat ich współpracy, ale z drugiej strony rozpoznał jego kapitana niemal od razu. Zastanawiał się, czy jego kuzyn miał mu zamiar powiedzieć o tym, czy jednak liczył że to nie wyjdzie na jaw.

– Raport ukończony, odmieńcy skompresowani w tubach – stwierdził zadowolony kapitan Barn zbliżając się do ogniska. – Teraz możemy wrócić do zajazdu, ogrzać się i coś zjeść. No i spokojnie porozmawiać, a chyba jest o czym.

– Jest…

Wyglądało na to, że Hamel chciał jeszcze coś dodać, ale się rozmyślił w ostatniej chwili. Za miast tego, skierował się w stronę zajazdu.

Palące się drwa w kominku dawały przyjemne ciepło. Obaj łowcy siedzieli blisko paleniska, by jak najszybciej się zagrzać. Byli już po posiłku i raczyli jedynym trunkiem, jaki został w tym przybytku. Słabe piwo o lekko słodowym aromacie było kiepskie, lecz nadal smaczniejsze od wody. Wody mieli serdecznie dość. Czuli że po dwóch tygodniach podróży w deszczu, do tego płynu będą mieć awersje jeszcze przez kilka tygodni. Minuty mijały, piwo powoli kończyło się w kuflu, ale żaden się nie odezwał. Hamel dręczony niepewnością czy to co powiedział mu Varishanfeas jest prawdą, postanowił zapytać wprost.

– Jak poznałeś Kardrima?

– Słucham? – Miren nie był w stanie ukryć zaskoczenia.

– Zadałem proste pytanie. Jak go poznałeś?

– Kto powiedział, że go poznałem? Rozmókł ci do końca mózg, młody?

– On.

Kapitana Barna zamurowało. Nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa, a widać było że bardzo chce. Herim wyczytał z jego twarzy, że tamten bije się z myślami. Zapewne chciał się broni, zaprzeczyć wszystkiemu, ale najwidoczniej nie był w stanie wydobyć z siebie nawet najprostszego słowa.

– Kiedy zniknąłeś w zajeździe, dostrzegłem jakieś cienie w jednym z budynków. Podszedłem tam, ale przezornie nie wszedłem do środka. Wystrzał z miotacza sprawił, że straciłem czujność. W tedy on mnie pochwycił i ucięliśmy sobie pogawędkę – postanowił wyjaśnić Herim, widząc że jego kuzyn nie kwapi się do mówienia. – Powiedział mi że kilka razy współpracowaliście. Nie uwierzył bym, gdyby nie to, że cie od razu rozpoznał, gdy walczyłeś z odmieńcami. A i nazwał cie kutwą.

Hamel czekając na odpowiedź wpatrywał się w pobladłą twarz kuzyna. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Zazwyczaj wesoły lub wściekły, teraz wyglądał na zmieszanego i przestraszonego. Herim obserwując Mirena odczuwał jakąś dziką satysfakcje, ale nie dał tego po sobie poznać.

Chwilę zajęło, nim kapitan doszedł do siebie. Odchrząknął i upił łyk słabego piwa.

– Przyznaję, kiedyś go znałem, ale po tym czym się stał, zerwałem znajomość. Liczyłem w swojej naiwności, że nikt nigdy się o tym nie dowie, ale wyszło jak zwykle… Szkoda że nie powiedziałeś mi od razu że to był on, ale w sumie sam nie zapytałem co cie zatrzymało przed udzieleniem mi pomocy. Byłem przekonany, że poszedłeś gdzieś poszukać suchego miejsca i po prostu zignorowałeś mój rozkaz. Miałem cie ukarać, dając ci naganę w raporcie. Trzeba będzie jutro ruszyć jego śladem, może deszcz nie zmyje tropu.

– Nie ruszymy. Wrócimy do inkwizytora.

– A to niby czemu? Mieliśmy przecież go pojmać?

– Po pierwsze nikt nie mówił, że to on jest naszym celem, a jakaś anomalia. Gdyby nie jego imię na skrawku niedopalonej kartki odnalezionej w jego poprzedniej kryjówce, nie wiedzielibyśmy na co lub na kogo polujemy. Więc równie dobrze możemy oddać tych, których pochwyciliśmy dzisiaj. Takie jest moje zdanie – Hamel urwał i spojrzał w kierunku paleniska.

– A po drugie? – zapytał po chwili Miren, czując że chłopak waha się czy powiedzieć o innych powodach, takiej decyzji.

– Po drugie… dałem słowo, że mu odpuszczę. Tym kupiłem twoje życie… i liczę, że od teraz będziesz ze mną szczery i zaczniesz mnie lepiej traktować. Bo w innym wypadku, możliwe że przepłaciłem – uśmiechnął się kwaśno.

Koniec

Komentarze

Hej! 

Bardzo przyjemny tekst, podobał mi się jego klimat, również główny temat opowieści, którym jest dla mnie relacja dwóch inkwizytorów, wydaje mi się ciekawie ukazana. Spotkanie z tajemniczą “anomalią” również poprowadziłeś w miarę sprawnie. Ogólnie opowiadanie jest wyważone i ładnie skomponowane.

Kilka rzecz można by poprawić:

Będąc przekonany że kuzyn szybko nie wróci do niego, postanowił przywiązać wierzchowce do uschniętego drzewa, rosnącego nieopodal zajazdu i sprawdzić kto lub co czai się w zrujnowanym budynku.

Jeśli było uschnięte, to już raczej nie rosło – brzmi to niezbyt szczęśliwie. Postaraj się zastąpić jakimś innym czasownikiem, np: “sterczącego”.

Spanikowany sytuacją w której się znalazł, chaotycznie próbował zlokalizować przeciwnika. Nie mogąc oderwać głowy od sufitu, miał ograniczone pole widzenia, w którym nie dostrzegł żadnego zagrożenia.

Trochę niezgrabnie wyglądają te zdania obok siebie. Powtarzanie “który”, nie zawsze jest błędem i nie zawsze razi tak bardzo jak inne powtórzenia, ale tutaj jednak postarałbym się to przeredagować. Swoją drogą, po “sytuacją” powinien być przecinek. W kilku innych miejscach też mi go brakowało przed “że” lub “który” ale nie jestem specem w tej dziedzinie. Ale np tutaj:

Spodziewał się że ten, którego szukają, będzie silnym i trudnym przeciwnikiem

Jestem całkiem pewien, że powinny być przecinki.

– Dla czego mi to w ogóle proponujesz.

Myślę, że “dlaczego”.

Chciał się bronić, zaprzeczyć, stwierdzić że młodemu łowcy coś się przewidziało, ale nie był w stanie. Czuć że cokolwiek powie, zadziała na jego niekorzyść.

Z kontekstu wynika, że nie powinno być tu bezokolicznika. Swoją drogą, drobne przemyślenie: narrator trzecioosobowy wszystkowiedzący, który zagląda do głów wielu bohaterów, jest dość trudnym sposobem narracji. Łatwiej i z lepszym efektem, lepiej trzymać się punktu widzenia głównego bohatera, zwłaszcza w większości opowiadania to z jego punktu widzenia prowadzisz narrację. To natomiast, co czuł drugi bohater możesz np zasygnalizować także poprzez to, co robił i np zdaniem: “jakby bał się, że cokolwiek powie, zadziała na jego niekorzyść”.

Pozdrawiam!

Cześć,

 

Generalnie nie jest źle, ale dobrze też nie. Bardzo dużo miejsca poświęcasz w nim ekspozycji, opisom otoczenia oraz artykułowaniu myśli i uczuć głównego bohatera, jednocześnie jednak ani ten bohater, ani żadna inna postać nie wydaje się zbyt angażująca. Podobnie zresztą wydarzenia. Z początku walisz w czytelnika sążnistymi wyjaśnieniami fenomenu, który ostatecznie nie jest nawet za bardzo ważny dla historii. Potem doprowadzasz do konfrontacji z czarnym charakterem, która przebiega zaskakująco gładko i też chyba nie bardzo ma sens. Inaczej – nie wiem, czy poza zwykłym zawodowym obowiązkiem para bohaterów kieruje się jakąś inną motywacją? 

Od strony literackiej też mogłoby być lepiej. Sporo masz w tym tekście zdań, których logika gdzieś ucieka, w innych miejscach nadużywasz opisów. Przykłady:

 – “To duże miasto, łatwo byłoby go tam wytropić.” – hm, serio? Wydawało mi się zawsze, że to własnie w dużych miastach łatwiej się zaszyć.

– “Tacy jak on uważają się za sprytniejszych. Spotkałem ich wielu i wielu wymierzyłem karę. Popracujesz w tym fachu kilka lat i sam zrozumiesz, jakimi oni potrafią być kretynami.” – nieco później ta sama postać snuje domysły, że jednak poszukiwany jest sprytny.

– “Szarpnięcie było na tyle gwałtowne i silne, że oderwało go od bruku na którym stał.” – tak, bruk to jest coś na czymś się stoi, a nie leży, nie musisz o tym pisać.

 

Podsumowując – jest tu nad czym jeszcze pracować. 

 

 

 

Miren i Herim czyta się prawie tak samo od tyłu, różnią się jedną literką :-)

Synpatyczne opowiadanie, napisane nie najgorzej. Czasem jest niezgrabnie językowo czy stylistycznie. Fabuła dość prosta. Całość jest trochę przegadana. Najbardziej spodobało mi się, że Herim na końcu doszedł do mądrych wniosków.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie jest to może najważniejsza uwaga, jaką możesz otrzymać, lecz wymyślając tytuł opowiadania fantasy, może nie zrzynaj go od najlepszego polskiego pisarza fantasy? 

Poza tym, Twoje opowiadanie jest poprawne, lecz bez cienia polotu, tudzież oryginalności. Konfrontacja z antagonistą jest pozbawiona napięcia, gdyż ani nie zależy nam na życiu bohaterów, ani na śmierci ich przeciwnika. Świat to po prostu typowa sztampa fantasy, prosto z „Generic Fantasy Starter Pack”, co może nie razić niektórych, lecz dla mnie jest wyjątkowo irytujące, gdyż ubolewam nad tym, że gatunek obiecujący, samą nazwą, oddanie się fantazji, jest najbardziej zastałym i pozbawionym oryginalności ze wszystkich, może poza harlequinami. I jest to rezultat autorów jak Ty, pozwalających zniewolić się oklepanym schematom, zamiast użyć wyobraźni.

– Musimy ruszać – stwierdził ospale Miren Barn siedzący przy zajazdowym stole zastawionym jedzeniem. – Inaczej w tym tempie prowincja zmieni się w bagniska. ← nielogiczne, może po prostu: bo prowincja zmieni się w bagniska

…którą otrzymali od swojego inkwizytora.

– Pada nieprzerwanie (+,) odkąd zjawiliśmy się na tych ziemiach.

Z przecinkami masz problemy. Przeczytaj swój tekst zwracając na to uwagę i popraw też wskazane przez moich przedpiśców miejsca.

Używasz “oboje” zamiast “obaj” – popraw.

nie mal ← niemal

 

Całość nie rzuca na kolana. Rozwinięcie zarysowanego wątku wcześniejszych zdarzeń mogłoby pomóc. 

Serdecznie chciałbym wszystkim podziękować za wszelkiej maści sugestie. Niestety swoją przygodę z pisarstwem zacząłem w styczniu tego roku i widać tego efekty. Jest jeszcze sporo pracy przede mną.

Postarałem się zastosować do większości sugestii i poprawiłem częściowo opowiadanie. W wolnej chwili postaram się nad nim jeszcze przysiąść. Ewidentnie widać, że mam problem z przecinakami, z którymi nie mogę sobie poradzić. Mam nadzieję, że w przyszłości to się zmieni.

 

Jeżeli chodzi o zarzuty, że w opowiadani są błędy logiczne, to chciałbym trochę więcej wytłumaczyć.

 

@Koala75 – jeżeli chodzi o stwierdzenie „Inaczej w tym tempie” jest ono poprawne i celowo zostało użyte w tekście. Tutaj muszę przyznać się do małego potknięcia. Pisząc to opowiadanie, zbyt mało przekazałem szczegółów, co mogło sugerować że jest to błąd. Anomalie wpływają na pogodę poprzez żerowanie na ludziach, co objawia się na przykład nadnaturalnymi opadami lub innymi efektami, jak choćby silnymi mrozami w lecie. Łowcy muszę się pospieszyć i dopaść odmieńców jak najszybciej, aby wszystko wróciło do normalności. Postaram się to lepiej wyjaśnić w wypowiedzi Mirena, kiedy wspomina o Sherinie.

 

@michalovic – odnosząc się do uwagi, że w mieście jest się trudniej ukryć niż w lesie, chciałbym zwrócić uwagę na okoliczności oraz samą naturę poszukiwanych. W dużym mieście łatwiej o światka, zwłaszcza że poszukiwani odróżniają się wyglądem i mową. Starał się zaznaczyć w tekście, że są to humanoidalne paskudne istoty, co powinno sugerować że mimo wszystko różnią się fizycznie od ludzi. Dodatkowo ich głos i sposób wysławiania. Takie znaki charakterystyczne, momentalnie przyciągnęły by wzrok mieszkańców, a dzięki temu łowcy mieli by potencjalnych świadków.

Druga sugestia tyczy się dwóch wypowiedzi Mirena, które sugerują że są sprzeczne. W pierwszej ewidentnie kłamie młodszemu kuzynowi, oraz chce pokazać się w lepszym świetle. Miren nie chce doprowadzić do konfrontacji z poszukiwanym, więc sugeruje aby udać się do miasta, będąc przekonany o tym, że tam go właśnie nie znajdzie. Miren sugerując, że mają do czynienia z mniej rozgarniętymi przeciwnikami, chce umotywować swoja decyzję o wyborze miasta, a nie przeczesywaniu traktu.

 

Mam nadzieję, że odpowiadanie stało się teraz bardziej zrozumiałe. Muszę jeszcze przy nim przysiąść i poszukać momentów, w których przydałoby się dostarczyć więcej wiedzy, aby wszystko było bardziej klarowne.

Tworząc tą historię założyłem, że nie chcę aby wszystko było wyjaśnione łopatologicznie. Uważam że tekst nad którym czytelnik się nie zastanowi, jest zwyczajnie nudny. To czytelnik powinien się zastanowić dlaczego doszło do takich wydarzeń, dlaczego w dany sposób postąpiła konkretna postać. Jeżeli wszystko będzie jasne i klarowne, po przeczytaniu nie zostanie nic, nad czym można by się zastanawiać. Najwidoczniej niestety jeszcze nie umiem tak pisać, aby zostawić w tekście odpowiednią ilość wiedzy, która nie zdradzi wszystkiego, ale wytłumaczy odpowiednią ilość pytań.

 

www.facebook.com/heinzesseniprzyjaciele

– Troinsten? Czemu uważasz że Kardrim ukrywa się akurat właśnie tam? To duże miasto, łatwo byłoby go tam wytropić. Chyba nie uważasz, że jest aż takim idiotą? → powtórzenie, które da się ominąć. Plus, ciekawi mnie, jak w dużym mieście łatwiej jest kogoś wytropić. Duże miasta mają to do siebie, że jest dużo kryjówek i łatwo się tam wtopić w tłum. (czytałem twoją odpowiedź, ale na samym początku wspominasz poszukiwanego tylko z imienia, a już samo imię sugeruje, że to raczej człowiek, więc może to rodzić pytania – poza tym później nawet jest powiedziane, że był towarzyszem Mirena, więc to chyba człowiek, który bez problemy mógłby zniknąć z radaru w dużym mieście)

On jest butny. Tacy jak on uważają się za sprytniejszych. Spotkałem ich wielu wielu wymierzyłem karę. → powtórzenie. Najpierw powtórzenie “on”, później “wielu”, przez co źle to wygląda. Ew. wybierz jedno z nich, drugie wyeliminuj.

Mimo że Miren był jego o kilka lat starszym kuzynem, nadal pozostawał też jego przełożonym. → ogólnie przejrzyj tekst pod kątem powtórzeń, bo trochę ich widać już na samym początku. Tam, gdzie stylizujesz dialog, mogą zostać, ale w narracji staraj się unikać. Np. w pierwszym akapicie masz “opodal zajadu”, a w następnym “przy zajadowym stole”, gdy wystarczy “przy stole”.

– Naprawdę polujecie na mnie, a to ci niespodzianka. Tego się nie spodziewałem. Byłem pew…

Jego dalsze słowa zagłuszył huk kolejnego wystrzału, a po chwili odgłos niewielkiej eksplozji, dobiegającej gdzieś z zewnątrz. → a był jakiś wcześniejszy wystrzał? (Dobra znalazłem “Huk wystrzału, gdzieś za plecami Herima, sprawił że błyskawicznie obrócił głowę” ale jest między tym taka odległość akapitowa, że zupełnie o nim zapomniałem)

Postanowił porozmawiać z Mirenem, jak już będzie po wszystkim. O ile oczywiście obaj to przeżyją, dodał gorzko w myślach. → to chyba myśl bohatera, więc powinno być “O ile oczywiście obaj to przeżyjemy, dodał gorzko w myślach”.

 

Ogólnie mógłbym powtórzyć przedmówców; ekspozycji jest dużo, suchawe opisy, błędy (przyjrzyj sie przecinkom, bo często ich nie ma tam, gdzie powinny → zjedzone przez przecinkowego potwora xD). “Generalnie nie jest źle, ale dobrze też nie” jak powiedział michalovic i ja się pod tym podpisuję. Tekst wydaje się bardzo… równy(?) – to może być złe określenie → chodzi mi o to, że wszystko jest napisane w tak samo. Sceny, gdy jadą, opisowo nie różnią się od sceny, gdy bohater zostaje dorwany przez złola, gdzie zdania powinny być krótsze, szybsze, dynamiczniejsze i wymieszane z dłuższymi.

Budowanie napięcia też trochę leży. Kim jest Kardrim? Z tekstu dowiedziałem się tyle, że na niego polują i w sumie nic więcej, przez co konfrontacja z nim nie wybrzmiewa prawie wcale. No bo, dlaczego go szukają? Zabił tuzin ludzi? Spowodował małą apokalipsę? Ukradł coś bardzo cennego i zwiał, przez co teraz ciągle pada? Nie wiem tego, przez co nie znam stawki w chwili zawarcia ich umowy. Komu Herim pozwala odejść i żyć spokojnie – mordercy, psychopacie, złemu czarodziejowi? Tyle co, że był kompanem Mirena wiem – czy coś pominąłem? Rozwinięcie postaci Kardrima i skupienie się głównie na konflikcie z nim, na pewno byłoby na plus. 

W chwili, gdy przyjeżdżają do wsi w Leśnówie Wielkiej mamy takie zdanie:

Wjeżdżając szeroką brukowaną uliczką w głąb wioski, nie dostrzegli nigdzie ludzkiego bytowania. Domy nie nosiły śladów zniszczeń, sugerujących że mogło dojść w tym miejscu do jakiegokolwiek starcia czy najazdu.

I to jest ten moment, gdy bohater powinien zauważyć, że coś jest nie tak. W końcu nie ma śladów ludzkiego bytowania. A tak są trzy długie akapity ekspozycji, które mógłbyś wykorzystać np. na starcie z tymi barbarzyńcami.

Podczas rozmowy bohatera ze złolem(który chyba jest złolem?) brakowało mi też wstawek z walki Mirena z przeciwnikami. Może jakieś odgłosy, więcej huków wystrzałów, może Miren bardziej by wołał podwładnego? Coś tego typu. Bo złol go pospiesza, mówi wprost “Naprawdę uważasz,(masz brak przecineka) że masz czas na takie rozmowy?” ale my w sumie nie zobaczyliśmy zagrożenia i nie wiemy, czy Miren serio jest w takich opałach, jak się wydaje. Czy jest już ranny? Czy ma problemy? Kończy mu się amunicja? Otoczyli go, skrępowali i pieką nad ogniskiem?

 

W każdym razie nie jest źle, jak na pierwszy udostępniony tekst. Kolejny zawsze możesz wrzucić na betę, na pewno ktoś wpadnie i pomoże go dopracować przed udostępnieniem szerszej publice. Będę wyglądał twojego kolejnego tekstu. :)

 

To czytelnik powinien się zastanowić dlaczego doszło do takich wydarzeń → co do zastanawiania się i wyjaśniania, osobiście uważam, że w opowiadaniu na ok. 24k znaków trudno zmieścić wszystkie wskazówki i tym podobne, żeby czytelnik sam dochodził do konkretnych wniosków, przez co większosć opowiadań po prostu na przestrzeni całości wyjaśnia pewne fakty. Jasne, jest to możliwe, ale wymaga dobrego rozplanowania testu. A czasami w ogóle nic nie jest wyjaśniane.

Jak na pierwszy tekst to całkiem nieźle. Jest kilka przekombinowanych zdań, np.

 

Odgłos nieprzyjemnie skrzypiącej podłogi, sugerujący że za kilka sekund jego oprawca do niego podejdzie, by zapewne przed odebraniem mu życia, upewnić się że ostatnim widokiem jaki zobaczy łowca będzie twarz jego mordercy, całkowicie zniweczył jego plany poradzenia sobie z paniką, która zaczynała go przepełniać.

Znalazłem też błąd ortograficzny (rozdzielony wyraz), ale nie pamiętam, gdzie on był :)

Czytało się w miarę gładko.

Pod względem fabuły bez rewelacji, historia dość prosta, ale bez jakiś większych wtop, no i lekkie wciągnięcie poczułem.

@zoolw

 

Przeczytałem twoje opowiadanie jeszcze raz i niestety w żadnym momencie nie udało mi się wychwycić czegokolwiek sugerującego, że poszukiwany nie jest człowiekiem lub istotą wyglądająca jak człowiek. Dziwna mowa to trochę mało, by tego typu istoty jakoś szczególnie się wyróżniały – wystarczy, żeby delikwent nie odzywał się i doskonale będzie wtapiać się w tłum.

Co do drugiej kwestii – nie tłumaczy to dlaczego w późniejszej wypowiedzi sugeruje, że może ich poszukiwany nie jest głupi. Ponadto zupełnie nie rozumiem czemu Miren w ogóle miałby kłamać? Jeśli jego wstyd, że wcześniej znał poszukiwanego miał być jakimś istotnym motywem, to niestety to również nie wybrzmiewa w całym tekście, bo Miren wydaje się raczej obowiązkowym człowiekiem.

 

Tworząc tą historię założyłem, że nie chcę aby wszystko było wyjaśnione łopatologicznie. Uważam że tekst nad którym czytelnik się nie zastanowi, jest zwyczajnie nudny. To czytelnik powinien się zastanowić dlaczego doszło do takich wydarzeń, dlaczego w dany sposób postąpiła konkretna postać. Jeżeli wszystko będzie jasne i klarowne, po przeczytaniu nie zostanie nic, nad czym można by się zastanawiać. Najwidoczniej niestety jeszcze nie umiem tak pisać, aby zostawić w tekście odpowiednią ilość wiedzy, która nie zdradzi wszystkiego, ale wytłumaczy odpowiednią ilość pytań.

Z dwojga złego wolę jednak łopatologiczne wyjaśnienie, niż brak informacji. Przykład z Kardrimem – gdybyś opisał tego gościa jako jakąś szkaradę, która natychmiast rzuca się w oczy, stwierdzenie że łatwo byłoby go wytropić w mieście nabrałoby sensu. W tym momencie go nie ma. Zgadzam się, że czytelnik powinien wyciągac wnioski z tego co czyta. Ale wcześniej pisarz powinien dawać mu do tego motywację i wskazówki. Twój tekst w obecnej formie tego nie daje, czytelnik czytając go prędzej założy, że to ty się w czymś rąbnąłeś i przeoczyłeś jakąś informację, niż to że on czegoś nie zrozumiał. That’s life :)

 

Zgadzam się z przedpiścami. To typowa dla fantasy historia – są jakieś potwory, jacyś łowcy na nie polują, coś poszło niezgodnie z planem. Fajny pomysł z anomaliami klimatycznymi. Styl wymaga jeszcze długiego treningu, póki co wygląda dość sztywno. Trochę rzeczy zostaje w Twojej głowie. Początkowa rozmowa inkwizytorów to infodump, raczej sztucznie wygląda. No, ale od czegoś trzeba zacząć.

Wisząc głową w dół, czuł że jest dociskany z całych sił do sufitu

Czyli czym (w sensie jaką częścią ciała) był dociskany do sufitu? Stopami? Niewielki dyskomfort, twarzą byłoby IMO gorzej.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka