- Opowiadanie: Aglais - Siostry

Siostry

Oceny

Siostry

1938 r., Warszawa

 

Wiosenny poranek w stolicy wydawał się zupełnie taki jak inne. Słońce leniwie wychodziło zza chmur zaglądając do okien mieszkańców jednej z kamienic na Tłomackiem. Delikatne promienie światła przeniknęły przez lekko przybrudzoną szybę i białą firankę, aby trafić do pokoju jednego z lokatorów. Ciepłe światło pieszczotliwie muskało policzki i zamknięte powieki Racheli, która zupełnie nieświadoma tego co za chwile nastąpi błogo spała. Dziewczyna oddychała niemal bezszelestnie, obserwator mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że wyglądała tak jakby umarła. Promienie wiosennego słońca zaczęły przesuwać się po jej kruczo-czarnych włosach jakby uparcie usiłowały wybudzić ją z objęć Morfeusza. Zza okna dobiegały odgłosy budzącego się miasta. Ptaki siedzące na drzewach rozpoczęły swój koncert, a Rachela w dalszym ciągu nie reagowała na żadne hałasy dobiegające z ulicy. Tykający na szafce nocnej zegar odmierzał kolejne minuty. Nagle jego wskazówki z niewyjaśnionej przyczyny zatrzymały się na godzinie 6:30. Zapadła cisza, którą po chwili przerwał krzyk. Lecz nie był to krzyk radości czy krzyk przerażenia. Krzyk przeszył powietrze niczym sztylet i był przepełniony niewyobrażalną rozpaczą oraz bólem. Rachela natychmiast podniosła się z łóżka i próbowała złapać ostrość widzenia. Puls momentalnie przyspieszył, serce biło w jej piersi jak oszalałe. Dziewczyna w pierwszych sekundach nie rozumiała gdzie jest i co tak właściwie się stało. Z pokoju obok dochodził histeryczny płacz, potok niezrozumiałych przez ścianę słów i kolejne krzyki. Rachela dobiegła do drzwi niemal potykając się o własne nogi. 

Czas jakby zwolnił kiedy stanęła w progu pokoju swojej starszej siostry Estery. Obraz, który tamtego wiosennego poranka ujrzała nie opuścił jej do końca życia. Przykleił się do niej jak cień i każdego dnia przypominał o swojej obecności. Jej siostra Estera leżała bezwładnie w ramionach zrozpaczonej matki, która próbowała usilnie obudzić córkę ze snu śmierci. Tuliła ją do swojej piersi i głaskała włosy, składała pocałunki na jej zimnych ustach. Wpadła w coraz większą histerie gdy zobaczyła, że próby przywrócenia córki do życia nic nie dają. Zaczęła wyrywać sobie włosy z głowy i krzyczeć: 

– Meyn Kind! Meyn Kind! Wos hostu geton! (Moje Dziecko! Moje Dziecko! Coś Ty zrobiła!)

Słowa wymówione przez matkę Racheli były niczym klątwa. Klątwa, która od tej pory miała powracać w każdym śnie dziewczyny. Sparaliżowana jakąś niewidzialną siłą nie była w stanie nawet ruszyć się o centymetr. W dalszym ciągu stała w progu pokoju niczym posąg z marmuru. Poczuła jak jej gardło ściska się z żalu a do pięknych brązowych oczu napływają łzy. Spływają po policzkach najpierw powoli a po chwili jakby nieprzerwanym strumieniem. Rachela patrzy na swoją matkę, która delikatnie układa głowę Estery na swoich kolanach i uporczywie głaszczę włosy swojej córki. Wydaje się, że ten moment trwa w nieskończoność. Nagle zapada ciemność… 

 

Trzy głośne stuknięcia do drzwi pokoju Racheli przerywają ciszę nocną. Dziewczyna budzi się zlana potem. Znowu to samo, trzy stuknięcia w drzwi i niewyraźny cień przesuwający się po ścianie pokoju. Wiosenny poranek zmienił wszystko, a Rachela wiedziała, że jej siostra była już po tamtej stronie… ale czy, aby na pewno?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo ciekawe opowiadanie :) budzące niepokój. Poproszę o ciąg dalszy. Bardzo mi się podobało. 

Nowa Fantastyka