- Opowiadanie: dawidiq150 - Dwie rasy

Dwie rasy

To, że tekst jest krótki, może zachęci do przeczytania :) Taka sobie, opowiastka. Starałem się wykorzystać wszelakie rady i doświadczenie zdobyte do tej pory.

Zapraszam do lektury :)))))

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Dwie rasy

W pewnej galaktyce, na planecie bardzo podobnej do Ziemi, żyły dwie rasy człekokształtnych, rozumnych istot. Zajmowały one wyspę otoczoną nieprzebytym do tej pory oceanem. Na wyspie tej, znajdowało się mnóstwo wulkanów, w znacznej większości, jak sądzili mieszkańcy wygasłych. Reszta terenu była dość żyzna. Pasmo wulkanów ciągnęło się z północy na południe i z zachodu na wschód tworząc, gdyby patrzeć z bardzo dużej wysokości regularny krzyż.

Sięgając daleko wstecz, władcy tych ludów zawarli sojusz, który nigdy nie został złamany. Żyli więc w pokoju, jedni na północy, drudzy na południu. Różnili się nieco od siebie. Fizycznie wzrostem i karnacją, jeśli zaś porównać ich cechy charakteru, to niżsi o śniadej cerze, zamieszkujący północ, byli bardziej pracowici, natomiast drudzy posiadali większą inteligencję.

 

&&&

 

Panowało przekonanie, że niemal wszystkie wulkany są wygasłe. Dlatego, człekopodobne istoty obu ras nie bały się osiedlić w ich pobliżu.

Nagle, pewnego dnia, ku przerażeniu wszystkich jeden ożył. Pobliskie miasteczko nawiedziło lekkie trzęsienie ziemi. Potem do atmosfery wydostały się chmury gęstego, gorącego pyłu. Mieszkańcy musieli się ewakuować.

Lawa, która wydostała się na powierzchnię zniszczyła chaty, w których mieszkało blisko tysiąc osób. Zostały one bez dachu nad głową.

Lecz to był tylko początek wielkiego kataklizmu, który miał nastąpić. Kilkanaście dni później doszło do kolejnej erupcji. Tym razem zniszczone zostały pola, na których rosło zboże.

Następnie, w odstępach kilku dni, jakby w reakcji łańcuchowej ożywały inne wulkany, które również uznawano za wygasłe. Działo się to na ziemiach obu sojuszniczych ras. Panika ogarnęła tych, którzy mieszkali w zagrożonej zniszczeniem strefie.

Król jednego z rodów zaprosił drugiego do siebie, by wspólnie naradzić się co zrobić w tej trudnej, tragicznej sytuacji.

Panujący na południu, przybył niezwłocznie do zamku swojego sojusznika. Usiedli przy pieczonym prosiaku i dzbanie wina, żaden jednak nie miał apetytu.

Karłowaty gospodarz zrozpaczony, patrząc w oczy znacznie wyższego przyjaciela, który zawsze miał dobre pomysły powiedział:

– To apokalipsa, koniec. Niedługo wszyscy umrzemy.

– Nie panikuj – odparł jego rozmówca.

– Więc co proponujesz? Ja nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji.

– Trzeba się ewakuować, musimy porzucić nasz dom.

– W jaki sposób?

– Zbudujemy statki i odpłyniemy. – powiedział wyższy i po chwili dodał zatroskany – Obyśmy tylko zdążyli.

 

&&&

 

Decyzja, jaką podjęli dwaj monarchowie, rozeszła się wśród poddanych. Wydano nakaz, by porzucić wszelkie niepotrzebne w tej sytuacji prace i skierować się do budowy stoczni i statków w już istniejących stoczniach, których tak naprawdę na całej wyspie, było tylko trzy.

Górnicy, szewcy, nauczyciele, naukowcy, budowniczy domów i wielu przedstawicieli innych profesji, zajęli się teraz budową statków, a także wyrębem lasów, gdyż potrzeba było mnóstwo drewna.

Wzniesiono osiem olbrzymich stoczni, z których każda, w dwa miesiące potrafiła powołać do życia gigantyczny okręt.

Władcy obiecali, że będzie tyle statków ile potrzeba, albo odpłyną wszyscy, albo nikt.

W międzyczasie, wulkany przestały wybuchać z tak dużą częstotliwością, jak wcześniej. Nawet przez półtora miesiąca, nie doszło do żadnej erupcji. Potem znowu się zaczęło. Taki scenariusz powtarzał się przez ponad trzy czwarte roku.

 

&&&

 

Nagle, pewnego dnia blisko połowa wulkanów zaczęła wyrzucać gorący pył. Nie było już żartów, nadeszła chwila, w której trzeba było się ewakuować.

Nie wybudowano jeszcze wystarczającej ilości okrętów, dlatego wszyscy musieli pomieścić się w istniejących. Skutkiem czego kajuty pękały w szwach.

Przewidywano, że teraz, gdy lawa wydostanie się na zewnątrz pokryje cały ląd.

Królowie ustalili między sobą, kto popłynie z przodu. I tak kilkadziesiąt statków ruszyło przez ocean, na poszukiwanie nowego domu.

 

&&&

 

Żeglowali przez sześć dni. Władca bardziej pracowitej, lecz mniej mądrej rasy, przechadzał się po pokładzie statku mającego z przodu swych sojuszników, gdy nagle zerwał się mocniejszy wiatr.

– Wydaje mi się, że nadchodzi sztorm – zwrócił się do króla jeden z marynarzy.

Miał rację. Chwilę później ocean ogarnęła burza. Zaczęto walczyć z żywiołem. Było to nieporadne, gdyż marynarze byli niedoświadczeni. Nawałnica odpuściła dopiero późno w nocy. Jednak żaden ze statków nie zatonął.

Rano, była tak gęsta mgła, że król nie widział innych statków, ani przed, ani za sobą. Gdy po paru godzinach mgła się rozproszyła, zauważono rzecz niezwykłą; po statkach sojusznika nie było śladu. Co się z nimi stało? Nikt nie wiedział. Nie wierzono bowiem, żeby wszystkie poszły na dno.

Zagadka pozostała nierozwiązana. Płynęli dalej.

Mijał dzień za dniem. Zaczęto się obawiać, czy gdzieś dotrą, zanim skończy się jedzenie i woda.

Nagle majtek na bocianim gnieździe krzyknął:

– Ląd! Ląd! Widzę ląd!

Zaczęły się krzyki radości i wiwaty, bo rzeczywiście na horyzoncie pojawiła się ziemia.

 

&&&

 

Gdy statek króla zbliżył się do mielizny, władca opuścił się do łodzi i już chwilę później był na piaszczystej plaży. Okolica była piękna i dziewicza, żadnych wulkanów tylko łąki i lasy oraz kręta rzeka, przy której można było się osiedlić. Daleko, daleko widać było długie pasmo górskie.

 

&&&

 

Rozpoczęto budowę osady i zaczęto tworzyć społeczność od początku.

 

&&&

 

Mijały lata, człekopodobne istoty rozmnażały się i zaludniały coraz dalsze obszary nowego kontynentu.

Król umarł i zastąpił go następny. Potem kolejny. Aż pięć wieków później, system monarszy zastąpiono republiką.

Kreślono już wtedy dokładne mapy. Żadna ekspedycja nie potrafiła przedostać się przez góry, które otaczały olbrzymi półwysep. Każdy, kto zapuścił się w nie, umierał na dziwną nieuleczalną chorobę.

Mijały stulecia. Wynaleziono proch i broń palną, druk, silnik parowy i elektryczność a także wiele innych wspaniałych wynalazków.

 

&&&

 

Około półtora tysiąca lat od przybycia człekopodobnych istot na nowy kontynent, w mieście, blisko pasma górskiego gdzie znajdowała się kopalnia złota, pewnego dnia miało miejsce przedziwne zjawisko.

Coś bardzo głośno huknęło, zatrzęsła się ziemia, a na niebie ukazała się olbrzymia chmura w kształcie grzyba.

 

&&&

 

Pojawienie się nuklearnego grzyba, w skutek prób rozszczepienia atomu zakończyło boski zakład. Jeden Bóg pogratulował drugiemu.

– Wygrałeś – powiedział.

Następnie odstąpił mu jedną z planet, która była w jego posiadaniu.

 

&&&

 

Przeszkoda uniemożliwiająca przebycie pasma gór dzielących dwa państwa, które przed wiekami były bardzo zaprzyjaźnione została usunięta. Kilka lat później, doszło do odkrycia jednych przez drugich. Ci inteligentniejsi rozwinęli się na tyle bardziej, że bez problemu podbili swoich dawnych sojuszników.

Koniec

Komentarze

Hej!

Bardzo przyjemnie mi się czytało, cała historia jest przedstawiona wyjątkowo skrótowo a jednak sugestywnie, przez co puenta wybrzmiewa tak wyraźnie, jak powinna. 

Wypatrzyłem jedną literówkę:

Lawa, która została wydalona na powierzchnie zniszczyła chaty

Domniemywam, że powinien tu być ogonek ;)

Pozdrawiam!

Cześć Maldi !!!!

 

Dziękuję! Poprawiłem. Zazdroszczę młodego wieku :)

 

Pozdrawiam!!

Jestem niepełnosprawny...

Cóż, młody wiek niestety przemija… Ale staram się go dobrze wykorzystać na rozwój i naukę. Ja z kolei zazdroszczę doświadczenia ;) 

Hmmm. Miałam problem z uwierzeniem w Twój świat. Wyspa przecięta dwoma prostopadłymi łańcuchami wulkanów wydaje mi się mało prawdopodobna geologicznie. Jeśli jedna rasa jest silna fizycznie, a druga mądrzejsza, to podbicie/wytępienie powinno nastąpić dość szybko. A jeśli te organizmy są na tyle podobne, że jedzą to samo, to konkurencja między nimi od początku byłaby ostra. Wydaje mi się, że królowie bardzo rzadko odwiedzają się osobiście (samoloty skracające i ułatwiające podróż nieco to zmieniły), raczej wysyłają posłów i ambasadorów.

Jeśli wszystko odbywało się pod kontrolą bogów, to oczywiście bariery nieprawdopodobieństwa znikają, ale nie mówisz nam, czego dokładnie dotyczył zakład (bo obstawianie, że inteligentna rasa nigdy nie odkryje energii jądrowej wydaje mi się skazane na porażkę), więc w co mogli ingerować, a w co nie.

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !!!

 

Fajnie, że wpadłaś :)

 

Przyznam, że w szczegółach nie do końca to sobie dobrze poukładałem ale…

 

To jednak dzieje się nie na Ziemi i te istoty człekokształtne to nie ludzie, więc mogą zachowywać się nieco inaczej. (dla ścisłości jedna z ras nie była silniejsza fizycznie tylko bardziej pracowita) Dalej; tutaj sytuacja (erupcje wulkanów) była dość poważna i królowie musieli porozmawiać osobiście, tym bardziej, że się przyjaźnili.

 

Koniec zostawiam troszkę do własnej interpretacji, czytelnik może robić z nim co chce :) W moim zamyśle było, że zakład dotyczył tego która z ras czy inteligentna czy bardziej pracowita (tak jakby dwie boskie drużyny) samotnie osiągnie pewien pułap rozwoju.

 

Pozdrawiam :)

Jestem niepełnosprawny...

Cześć!

 

Nie do końca wiem dlaczego, ale pod koniec lektury przypomniała mi się taka gra komputerowa Civilization, w którą kiedyś pogrywałem. Całkiem ciekawą historię opisałeś w sposób zwięzły i bezpośredni, jedynie w zakończeniu pozostawiając czytelnikowi pewne pole do interpretacji czy dywagacji. Tempo opowieści nie pozwala zbytnio wczuć się w sytuację czy utożsamić z bohaterami, widzimy jedynie ich działania i przeciwności, z którymi musza się zmierzyć.

Zabrakło nieco napięcia, choć przyznam, że fabuła do przewidywalnych nie należała. Może następnym razem postaraj się pokazać bohaterów w zaistniałej sytuacji, poświęcając nieco mniej miejsca na opisy sytuacji. Przykład: rozmowa królów, warto ją nieco rozbudować by pokazać napięcie, rozpacz, radość z wizji ratunku… Podobnie zakończenie, warto pokazać wybuch albo jego konsekwencje z perspektywy bohatera, a nie podanych przez narratora faktów, z takiego odbioru jest więcej zabawy i imho zostaje w głowie na dłużej.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Miś przeczytał i ma wątpliwości czy to dobrze, że zwyciężyli inteligentniejsi. Dlatego zwyciężyli, ale okazali się tymi złymi, bo źle wykorzystali swą inteligencję. ;)

Cześć krar85 !!

 

Civilization świetna gra, grało się może nawet setki godzin :) Zaczynasz z jednym osadnikiem i wojownikiem, a kończysz, gdy wyślesz statek na księżyc. Mnie natomiast zainspirowało odkrycie Ameryki przez Kolumba.

 

Moim zamysłem było, żeby zakończenie trudno przewidzieć. Super, że się udało. Dzięki za przeczytanie i komentarz!!!

 

Również pozdrawiam

 

Koala75

 

Zauważ, że w tej sytuacji podbitym będzie się w sumie lepiej żyło.

Pozdrawiam serdecznie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej! Krótka i zwięzła opowieść z fajną, dość nieprzewidywalną puentą. Tekst jest napisany skrótowo, jak już mówiły komentarze powyżej, nieco kojarzył mi się z przypowieścią, toteż trudno mówić tu o jakichś emocjach, utożsamieniu z bohaterami czy napięciu, ale to zdecydowanie nie miało być celem historii. Także dobry koncept, w którym – moim zdaniem – bardziej chodzi o wybrzmienie samego zakończenia, niż wiarygodność, epickość i tak dalej. Nie wiem tylko, czy te oddzielenia poszczególnych fragmentów są konieczne, bo całość brzmi jak ciągła relacja narratora, ale to już kwestia gustu, może tak łatwiej i milej jest czytać. Pozdrowienia!

Cześć Morgoth !!

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Ależ bym chciał mieć tyle lat co ty :)

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Z wiekiem przychodzi mądrość (mam nadzieję!), a młodość nie wieczność, więc każdy wiek ma swoje plusy :P

Ciekawy pomysł, a boski zakład na koniec mnie zaskoczył. Jest krótko, ale treściwie, a końcówka zastanawia.

Lawa, która została wydalona na powierzchnię

Użyłabym tutaj innego czasownika. Może wyrzucona? Albo: lawa, która wydostała się na powierzchnię.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej mindenamifaj !!!

 

Dziękuję, że zdecydowałaś się przeczytać. Poprawione!

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Po przeczytaniu tekstu sprzed dwóch lat i tego powyżej mam jedną wskazówkę pod rozwagę.

W tym tekście zdecydowanie mniej razy użyłeś określeń: dziwne, niezwykłe. Ale występują. 

Oczywiście słowa ktoś wymyślił po to, żeby ich używać, jednakże przymiotniki i przysłówki nie zawsze służą powstaniu punktów stycznych między wyobraźnią autora a wyobraźnią czytelnika. “Dziwne zachowanie” dla każdego może oznaczać coś innego, podobnie jak “wysoki”, “niski” raczej będzie postrzegane z perspektywy wzrostu osoby, która czyta.

Idąc dalej, zjawisko dziwne, czy niezwykłe staje się nim, kiedy potrafimy sobie wyobrazić, co konkretnie się stało lub też jak konkretnie coś wygląda.

Jak wspomniałem, pod rozwagę zostawiam.

Cześć ManeTekelFares !!!

 

Bardzo dziękuję za cenną radę. Na pewno będę pamiętał. A który tekst czytałeś z przed dwóch lat? Łezka mi się w oku kręci, jak przypominam sobie pierwsze moje teksty i komentarze do nich. Nie wiedziałem co robię :)))))

 

Wiesz, nie wiem jak inni tu na portalu, ale ja marzę by zostać prawdziwym pisarzem. Dla mnie była by to wymarzona praca. Mógłbym pracować w domu i w razie kryzysu chorobowego przerwać i odpocząć. Ale najważniejsze by rodzice długo żyli. Ubolewam też, że mam już 39 lat. :) Pozdro!!!

 

PS.

Mam kilka dużych wad charakteru, ale na pewno łatwo się nie poddaję i dążę do tego co sobie postanowiłem :)

Jestem niepełnosprawny...

Przystanek piekło, czy jakoś tak. :-)

Napisałem nawet komentarz, że lecę do nowszego tekstu, ale go zjadło. Nie pisałem od nowa, bo oprócz informacji, że czytałem niczego nie wnosił.

Tak czy owak “dziwnych” i “niezwykłych” było tam co niemiara.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka