- Opowiadanie: Jula1230 - "Przeklęta krew". Rozdział 1 "Obca wsród jasności"

"Przeklęta krew". Rozdział 1 "Obca wsród jasności"

Odkąd pamiętam zawsze kochałam pisać, pisanie dawało mi wolność, siłę i niewiarygodnie szczęście. Postanowiłam, więc przestać chować moje dzieła do szuflady i się ujawnić...

Oceny

"Przeklęta krew". Rozdział 1 "Obca wsród jasności"

Rozdział 1 „Obca wśród jasności”

Złoty pałac był uśpiony. Złoto-granyszpanowy pałac był pogrążony we śnie nieświadomy, kto ukrywa się w jego wnętrzu. Wszyscy spali nieświadomi niebezpieczeństwa czającego się za jego murami. […]

Stuk. Stuk. Stuk. Stuk. Rytmiczne posuwanie się szafranowych sandałów wypełniło korytarze seraju. Świece oświetliły mrok. Z ciemności ze światłem w ręku wynurzyła się jakaś postać ubrana w białą, lnianą, prostą sukienkę. Jej czarne kręcone włosy były w całkowitym nieładzie, sianowate i suche. Rysy twarzy miała idealne ,delikatne , pozazdrościłby jej niejeden rzeźbiarz. To dziewczę było tak piękne, piękniejsze niż wszelkie kobiety jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi. Czarne oczy wydawały się kruche i sztuczne. Miała na sobie zwykłe złote bransoletki bez żadnych ozdobnych kamieni. Dziewczyna chodziła boso. Rozglądała się niepewnie jakby bała się, że ktoś ją zobaczy. Wzięła głęboki wdech i przejechała językiem po zębach i westchnęła głośno. Musiała się uspokoić. Poczuła palący głód i pragnienie. Potrząsnęła głową i zacisnęła zęby. W końcu dotarła do jakiś spiżowych drzwi. Otworzyła je jednym płynnym ruchem i natychmiast zamknęła. Ściany w pomieszczeniu były w kolorze palisandru. W pokoju znajdowała się sofa w kolorze khaki, karminowa toaletka i burgundowy dywan. Nawet łóżko zrobiono z jakiegoś ciemnego drewna, na którym leżała ciemna pościel. Dziewczyna odsunęła hebanowe zasłony i obrzuciła jednym spojrzeniem nocne niebo i uśmiechnęła się. Nagle spojrzała z niesmakiem na swoje ubranie. Biel do niej nie pasowała. Widać było, że właścicielka tego pokoju lubowała się w mroku. Zupełnie jak jej dusza.

W końcu podeszła do toaletki i usidłana na stołku ukrywając śnieżnobiałą twarz w dłoniach. Miała wrażenie, że odkąd tylko zobaczyła nocne niebo, jej żołądek skręcił się z głodu. Poczuła jak jej  dziąsła pęcznieją i zaczęły dotkliwie boleć. Oblizała powoli i dokładnie zęby. Skrzywiła się , głód się nasilał.

– *Aimro Qalb (z arabskiego, czyt. Imrelo Galber) weź się w garść – powiedziała z mocą w głosie unosząc gwałtownie i wpatrując się w swoje odbicie, ciężko wzdychając. – Czas wyruszyć na żer dhampirze.

Powoli włożyła rękę za perukę, a następnie ściągnęła ją płynnym ruchem. Długie po pas, proste, rude włosy opadły jej łagodnie na ramiona. Delikatnie wyciągnęła czarne soczewki, ukazując zielone oczy w kolorze malachitowym. W oczach błyszczały jej odwaga, ciekawość i…. głód. Aimra odwróciła się w stronę drzwi jakby chciała się upewnić, że nikt nie wejdzie

– Rude włosy. Symbol każdego dhampira – mruknęła ze smutkiem w głosie Aimra. – I przekleństwo każdego dhampira.

Dhampir – pół człowiek – pół wampir. Była nim .  Ale przecież matka doskonale wiedziała, co wyniknie z jej romansu z potworem. Jej matka– ta piękna kobieta wychowała ją na dworze faraona tuż pod nosem wrogów. Chroniła ją przed tymi, które pragnęli jej śmierci…. A teraz leży w zimnym grobie, już przez 5 lat. Opuściła ją, gdy dziewczyna miała 11 lat. Za wcześnie, o wiele za wcześnie. Aimra przenigdy nie pomyślała, że kochana, dobra *Khayr ( z arabskiego czyt. Hejren). Galb która była typową niewolnicą Egipskiego pochodzenia o łysej głowie, ciemnozielonych oczach i ciemnej karnacji zakocha się w jakimś wampirze. Aimra nigdy nie poznała ojca wiedziała tylko tyle, że był pewnym przybyszem z Europy , który zakochał się w jej mamie, okazał się być wampirem i począł z nią dziecko. Dziecko, które podobnie jak ojciec było żądnym krwi potworem. Jack Louis –bo tak nazywał się jej ojciec był przystojnym blondynem o niebieskich jak niebo oczach i uroczym uśmiechu , dobry , łagodny i troskliwy wegetrian. Przynajmniej tak opowiadała o nim matka, ale Aimra nie wierzyła w te bzdury o jej ojcu. To potwór, który stworzył potwora i do tego kazał zamieszkać mu w kraju, gdzie tępi się takich jak ona. No tak, zrobił dziecko panience i zapewnił swojej córce życie w mroku i uciekł. Tchórz. Dla Aimry ojciec był tylko tchórzem. Przekazał swojej wybrance całą wiedzę o wszelkich istotach paranolamanych, a Khayr starała się przekazać tą wiedzę swojej córce zanim odeszła. Aimra starała się wykorzystywać jak najlepiej mądrość matki i nie dać się złapać swoim wrogom, ale nie wiedziała, ile jeszcze da radę ukrywać swoją prawdziwą naturę . Teraz nastąpił niebezpieczny czas. Niedawno skończyła 16 lat i w końcu zauważą, że od tamtej pory nie postarzała się ani o jeden dzień. Zawsze będzie 16-latką. Na wieczność. Wieczność. Aimra zacisnęła zęby. Jej kochany ojczulek upewnił się, że będzie prześladowana wiecznie. Czy da radę utrzymywać swój sekret w tajemnicy. Pomyślała, że zapewne pół roku, może rok i będzie musiała się stąd wynosić. Aimra zaczęła być wściekle głodna. Podeszła do okna i otworzyła je energicznie. Jej pokój było położony co najmniej 6 metrów od ziemi. Stanęła na parapecie i bez wahania wskoczyła w ciemność. Upadła na równe nogi i w kilka sekund znalazła się przy pałacowych murach mierzących co najmniej 15 metrów. Jej oczy rozszerzyły się, węch się wyostrzył, a mięśnie Aimry wyraźnie zarysowały się pod sukienką kiedy jednym susem przeskoczyła mury i znalazła się poza pałacem. Uśmiechnęła się , a malachitowe ślepia rozbłysły kiedy pobiegła w stronę rozległej pustyni. […]

[…] Bezkresne piaski pustyni w kolorze starego złota były milczące i spokojne, ale tętniące życiem. Dla niektórych pustynia była ringiem, w którym walczy się o przetrwanie. A dla niektórych wielką stołówką przygotowaną prosto na rzeź. Pewne niewielkie stadko gazeli dorkas gasiło pragnienie przy wodopoju. Nieopodal coś błysnęło, jakiś dziwny ciemny blask , ciemna chmura pyłu. Kiedy opadła, z cienia wyszedł lis, lecz nie był to taki zwykły, pustynny fenek. Był to lis o czarnej , nastroszonej , błyszczącej jak obsydian sierści i rudobrązowych uszach. Najstraszniejsze były jednak jego oczy. Ciemnozielone, rozszerzerzone, ludzkie, iskrzące się od emocji i… głodu. Lis podszedł do pijących antylop, nieświadomych niebezpieczeństwa. Stanął przy wodopoju i zaczął węszyć. Najpierw stał z daleka od gazeli, ale teraz zaczął stopniowo się do niech przybliżać. Ułożył się koło ich stóp. Nagle ciało lisa zwiotczało i wstrząsnął nim spazm. Ciemna chmura pyłu zaczęła go ogarniać, a lis powoli przeistaczał się w człowieka. Gazele za późno zadały sobie sprawę co się dzieje. Chmura opadła, a rudowłosa postać rzuciła się na jedną z nich obnażając długie białe kły i wbijając w tętnice ofiary.

– Udało mi się – szepnęła z satysfakcją Aimra i przyssała się do szyi zwierzęcia.

Krew spływała jej po brodzie. Aimra całą twarz miała umazaną w burgundowej barwie. Starannie oblizała usta i otarła czerwoną ciecz ręką. Od razu poczuła, że czuję się lepiej. Głód się zmniejszył, ale całkowicie nie zniknął. Dhampirzyca wiedziała, że to dopiero początek polowania. Zaczęła węszyć i gdzieś daleko upatrzyła sobie kolejną ofiarę. Odwróciła się i spojrzała zdziwiona na martwą gazelę. Jej krew spijały dwa nietoperze. Jeden czarny o jasnozielonych oczach, a drugi rudobrązowy o piwnych oczach. Ich oczy były jednak..takie jak jej : ludzkie, lecz pełne głodu. Rudy nietoperz miał oczy bardziej przesycone emocjami,  czarny miał oczy kamienne, puste, bez wyrazu. Aimra przełknęła ślinę i pokręciła głową starając się wyrzucić z głowy świdrujące spojrzenia nietoperzy. Miały takie same prawo do pożywienia się jak ona. One też były drapieżnikami, takimi samymi jak Aimra. Dziewczyna westchnęła smutno przemieniła się w lisa i skoczyła w ciemność, znikając w mroku. Nie widziała jak nietoperze przyjmują postacie dwóch kobiet, które natychmiast dzięki wampirzej szybkości zniknęły.[…]

[…] Aimra przeskoczyła mury swojego domu. Nie wiedziała, która godzina, ale poczuła się lepiej. Aimra zaspokoiła swoją potrzebę krwi i miała wrażenie, że porusza się szybciej i zręczniej. Nic dziwnego skoro przed chwilą „naładowała’ swoje wampirze moce. Chciała spokojnie jak gdyby nigdy nic wrócić do swojego pokoju. Szła powolnym krokiem przez piękny ogród należący do faraona, lecz nagle usłyszała mrożący krew w żyłach dźwięk. Był to krzyk. Krzyk bólu. Krzyk śmierci. Rudowłosą zdziwiło to i dość przestraszyło. Wampirzym tempem pobiegła w stronę dźwięku i przycupnęła w krzakach oglądając okropną scenę. Aimra zobaczyła dwójkę kobiet o związanych rękach i zakutych w kajdany nogach. Obie wyglądały na szesnastolatki. Jedna, która wydawała się piękniejsza od Aimry i tej drugiej posiadała wspaniałe, błyszczące proste czarne włosy i piękne jasnozielone jak łąki oczy oraz bladą karnacje. Kiedy ujrzała drugą dziewczynę Aimra miała wrażenie jak skręca się jej żołądek. Dhampirzyca zorientowała się, że znała tą drugą. Była to kapłanka, blada Celtynka  o ciemnych blond włosach i piwnych oczach, . Najwyraźniej to była ciemna blond peruka, gdyż miała krwistoczerwoną czuprynę, ale ciemniejszą niż włosy Aimry. Zielonooka była pewna jednego : ta czerwonowłosa to dhampir, a ta ciemnowłosa to…. .wampir. Aimra po raz pierwszy widziała wampira na oczy i mocno się rozczarowała. Zawsze myślała, że mają czerwone oczy, kły i pazury lub szpony i demoniczną twarz. A tymczasem przypominały zwykłych śmiertelników choć były najpiękniejszymi istotami jakie kiedykolwiek istniały na świecie. Aimra postanowiła użyć swojego świetnego słuchu dhampira i to właśnie zrobiła.

– Liliano ! – jęczała ciemnowłosa w stronę młodej dhampirzycy. – Uciekaj. A ty mnie zostaw – dodała obnażając zęby i próbując wbić je w rękę strażnika.

– Och nie miotaj się tak kochana – zaśmiał się lubieżnie strażnik.

– Puszczaj mnie. Zostaw mnie nędzny śmiertelniku – warczała ciemnowłosa.

– Ej ty wstrętny potworze – zaczął drugi , gruby i niski strażnik i szarpnął srebrne łańcuchy, zmuszając pół przytomną  Lilianę do podniesięcia głowy – Jak się nazywasz.

Aimra poczuła dziki gniew i musiała się powstrzymać do podbiegnięcia i zatopienia zębów w szyi strażnika. Była wegetarianinem, ale miała teraz dziką ochotę rozszarpać gardło tym ludziom by zostawili w spokoju przedstawicieli jej gatunku.

– Ma…. – powiedziała Liliana , lecz w ostatniej ugryzła się w język i tylko patrzyła błagalnie na twarz wampirzycy – Pomóż.

– Puszczaj ją. Jak się tylko wydostanę… – Aimra zauważyła, że czarnowłosa próbowała użyć wampirzej siły – Będziesz martwy. Wypije twoją krew do ostatniej kropli mendo.

– Cicho siedź bestio – burknął z niesmakiem wysoki Egipcjanin. – A ty – zwrócił się z krzykiem do rudej – Czekam na nazwiska.

Czerwonowłosa otworzyła usta , a w jej zielono-brązowych oczach błysnęły łzy. Aimra wreszcie zaczynała pojmować dlaczego te dwie były tak bardzo znajome. Takie same oczy miały te nietoperze, które pożywiały się zabitą gazelą. Jak mogła tego nie dostrzec ?

– Liliana Gardiniere i Victoria Gardiniere. Siostry i jesteśmy z Angli. Byłe niewolnice. Ona jest żoną zmarłego kupca. Ja jestem kapłanką mieszkającą w ulubionej świątyni faraona – powiedziała słabo Liliana z wysiłkiem przełykając ślinę

– Jesteś dhampirem –Aimra nie była pewna czy to była stwierdzenie czy pytanie – A ty wampirem.

– Nie skądże jesteśmy zwykłymi kobietami i do tego siostrami. Wzięto nas do niewoli i mi pofarbowano włosy. Kiedyś  pracowaliśmy na dworze pewnego cesarza. Potem zesłano nas na dwór faraona i zwolniano nas z niewoli. Ja zostałam kapłanką, a ona żoną kupca. Przysięgam. – dodała rozpaczliwie Liliana walcząc o oddech, gdy Egipcjanin ścisnął jej gardło

– No dobra panno Gardiniere to co w takim razie robi pani w ogrodzie faraona – zapytał z okrutną miną strażnik zwracając się do Victorii – Jak zdołała pani tutaj wejść i przekroczyć mury NIE BĘDĄC bestią.– rzekł ten wysoki

– Dzięki linie. Liliana ją przyniosła. Chciałam tylko odwiedzić siostrę. – powiedziała stanowczo Victoria, a jej oczy błysnęły nieposkromioną determinacją.

– Oj coś ci nie wierzę. Niby dlaczego nazwałaś nas śmiertelnikami i groziłaś nam wpiciem krwi– zachichotał podstępnie niski strażnik

Ciemnowłosa popatrzyła na Lilianę , a ta zaczęła ruszać ustami i mimo iż nie wydała żadnego dźwięku Aimra usłyszała co mówiła „Mamo zaurocz go. Jesteś wampirem dasz radę.” Na co Victoria równie bezgłośne odparła „Nie dam radę zauroczyć ich obu córeczko. Jak jednego zauroczę, a drugi zauważy to obetnie mi głowę. Musimy grać na zwłokę”.

– Przejęzyczyłam się. Przecież wszyscy jesteśmy śmiertelnikami – powiedziała wampirzyca starając się przybrać uspokajająco, łagodny ton głosu

– Acha czyli nie boisz się tego – rzekł wysoki strażnik unosząc brew i pokazując jej kawałek drewna.

Liliana pobladła ze strachu kręcąc głową. Aimra popatrzyła na nią współczująco i ze smutkiem oraz odczuwała coraz większą chęć zabicia strażników, ale wiedziała, że jeżeli jej się to nie uda to nie uratuje zarówno ich jak i siebie. Zdradzi swój sekret. Nie, nie wolno jej ryzykować. Nie może się zdradzić

– Niby dlaczego mam się bać zwykłego kawałka drewna – Victoria wzruszyła ramionami, ale uśmiechnęła się blado, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia i zaczęła drżeć.

Nie było to nic szczególnego, ale strażnik zauważył jej strach i od razu poukładał fakty.

– Dlatego plugawy stworze – powiedział beznamiętnie wysoki Egipcjanin wbijając drewno w serce Victorii, która zdążyła bezgłośnie szepnąć do piwnookiej „Kocham cię córeczko”

Z gardła Lilianny wydobył się krzyk i Aimra musiała zakryć usta dłonią by powstrzymać swój własny. Drugi,  niższy wbił mieniący się w mroku stalowy miecz w serce dhampirzycy. Aimra pisnęła cicho i zacisnęła pięści. Ze wstrętem i wściekłością obserwowała palące się ciała dwóch dziewczyn. Rudowłosa wiedziała, że niedługo powinna się stąd wynosić jeśli nie chce skończyć jak panny Gardiniere. Odwróciła się i podeszła  do swojego okna i jednym susem wskoczyła do swojego pokoju. Zamknęła szczelnie drzwi i okno. Następne założyła na siebie perukę i soczewki, rozebrała się do naga i poszła do łóżka się położyć. Kiedy położyła się do hebanowej pościeli pozwoliła łzą popłynąć i zaczęła szlochać. Zrozumiała jak niebezpiecznie jest być dhampirem. opiero dziś tak bardzo boleśnie i nieprzewrotnie ją to uderzyło, a dokładniej ten moment, gdy była świadkiem śmierci tych dwóch kobiet – Jestem obcą wśród jasności– szepnęła i zapadła w objęcia Morfeusza.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Aimra Qalb – z arabskiego oznacza „kobieta” i „serce”, czyli „kobieta z sercem”

Khayr – z arabskiego oznacza „dobra”

Koniec

Komentarze

Dość uciążliwe dla czytelnika jest przeplatanie opisów i zdarzeń. Bo co się coś zacznie, to znowu opadają mahoniowe zasłony. Wyjaśnianie jak czytać pasuje do lektur szkolnych. Zwłaszcza, że momentami jak poniżej, sama się trochę w tym gubisz i Kjayr okazuje się być Galb.

Aimra przenigdy nie pomyślała, że kochana, dobra *Khayr ( z arabskiego czyt. Hejren). Galb która była typową niewolnicą Egipskiego pochodzenia o łysej głowie, ciemnozielonych oczach i ciemnej karnacji zakocha się w jakimś wampirze.

Kruche oczy pozbawiły mnie tchu.

Spację dajemy przed przecinkiem, a nie po.

 

Lożanka bezprenumeratowa

W pełni zgadzam się z komentarzem Ambush. Czułam się przytłoczona opisami i ekspozycją. Może warto jeszcze przejrzeć tekst i zastanowić się, które z informacji są w nim niezbędne już na etapie otwarcia?

Droga autorko!

 

Po wyjęciu z szuflady tekst wypada odkurzyć zanim się nim pochwalisz. Panuje w nim ordynarny nieporządek. Mamy tu karygodną interpunkcję, nachalne opisy, multum powtórzeń, rażącą składnię i zbyteczną ekspozycję. A to dopiero pierwsze z przeszkód jakie napotkałem.

 

Problemy zaczynają się od pierwszych zdań. Mamy tu złoty, uśpiony pałac i złoto-granyszpanowy pałac pogrążony we śnie. Nie ma dwóch pałaców, więc to zupełnie niepotrzebne powtórzenie. Moja następna myśl to „co to k..wa jest granyszpan?” Tego nawet google nie wie, za to ochoczo podpowiada „grynszpan”. Czyli śniedź. Domyślam się, że Tobie chodzi o kolor. Okazuje się, że może on być zielony, albo i niebieski, w zależności od odmiany. Pięknie, tyle energii włożyłem w poszukiwania i wciąż nie wiem nawet jak wygląda ten pałac. Potem przypominam sobie, że jest noc i w ciemności kolor pałacu nie ma żadnego znaczenia. Zaczynam być zły.

 

Czytam dalej. Staram się ignorować fakt, że posuwające się sandały mogą szurać, ale nie stukać. Że korytarz może wypełnić dźwięk posuwania, a nie samo posuwanie. Że nie wiem, co to seraj, ale nie mam już zamiaru sprawdzać. Że mrok można rozświetlić, a nie oświetlić. Że postać ze źródłem światła nie może wynurzyć się z ciemności, bo stale oświetla otoczenie w miarę przemieszczania się. Natrafiam na jakąś postać. Potem na jakieś drzwi. Potem jakieś drewno. Przenigdy nie opisuj niczego w ten sposób. Sprawia to wrażenie, jakbyś sama nie wiedziała z czym masz do czynienia. Podobnym grzechem jest opisywanie rysów twarzy jako „idealne”, a dziewczęcia jako „piękniejsze niż wszelkie kobiety jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi". Czyja to opinia? I dlaczego rzeźbiarze mieliby zazdrościć? Uważasz, że są brzydcy? Nagle też się okazuje, że dziewczyna idzie boso. Co się stało z tymi sandałami? Bohaterka otwiera drzwi i natychmiast je zamyka, zapominając wcześniej przez nie przejść. Nie dotarłem jeszcze do końca akapitu, a już mam wrażenie, że przed publikacją nie czytałaś swojego tekstu ani razu.

 

Utwór przeczytałem do końca z bólem i bez zapału. Przeszkadza mi, że karmisz mnie obcymi wyrazami z wymową wymagającą słowniczka, by zaraz potem dorzucać do tego wyrazy w stylu “menda” i “wegetarianin” jakby pasowały do siebie i do klimatu. Niemal w każdym zdaniu da się znaleźć jakiś kwiatek. Poza ogólną niedbałością stwierdzam u Ciebie również chorobliwe przywiązanie do kolorów. Naprawdę wydaje Ci się, że czytelnik zapamięta te wszystkie detale? Chyba tak, skoro skojarzenie pasujących kolorów oczu nietoperzy i kobiet wydawało Ci się tak oczywiste. Największą zbrodnią, moim zdaniem, są zachowania wszystkich bohaterów bez wyjątku. Postępują i wyrażają się jak obłąkani. Główna bohaterka stale mówi do siebie bez potrzeby i myśli o rzeczach, o których wcale myśleć nie musi. Jedyną rolę, jaką to spełnia, to wstęp do ekspozycji. Wampiry, mimo że starasz się je przedstawić jako potężne i groźne, w rzeczywistości wydają się żałośnie słabe i do tego głupie. Nie wierzę, że którykolwiek z nich dożyłby swojego wieku z takim przygotowaniem. Zero instynktu samozachowawczego. Może się nie znam, ale pierwszym krokiem do ukrycia swojej tożsamości we wrogim świecie mogłoby być pozbycie się długich po pas, oczojebnie rudych włosów. Tak samo jak grożenia wyssaniem krwi. Można poćwiczyć komunikowanie się, by nie brzmieć tak nieudolnie. Można wykorzystać swoją wampirzą superszybkość, by nie dać się złapać dużo mniej sprawnym ludziom. To miałoby dużo więcej sensu, ale wtedy nie miałabyś swojej smutnej sceny na koniec. A przynajmniej wydaje mi się, że miała taka być, bo nie udało Ci się wykrzesać ze mnie żadnych emocji. Niech giną – oto co myślałem. Aby uzyskać pożądaną przez siebie narrację musiałaś ponaciągać wszystkie opisane wydarzenia i poświęcić rozsądek każdej z postaci. Było warto?

 

Miałem problemy przy czytaniu z kolorami (chyba) np.: szafranowe sandały (rozumiem, że żółte), hebanowe zasłony (drewniane w prowadnicach czy czarne), sofa w kolorze khaki, karminowa toaletka i burgundowy dywan.

 

W końcu dotarła do jakiś spiżowych drzwi. → W końcu dotarła do jakichś spiżowych drzwi.

Wydaje mi się, że tutaj warto byłoby powiedzieć czytelnikowi, że to są drzwi do jej własnej “ukrytej komnaty”.

 

Ogólnie dobrze się zaczyna, ale potrzeba porządku.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nowa Fantastyka