- Opowiadanie: Bibułka - Bez względu na wszystko

Bez względu na wszystko

Mało wiemy, dużo czujemy, co prowadzi nas do chaosu

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bez względu na wszystko

Otwieram oczy, czując ostry ból w skroniach. Jedna myśl dudni mi w głowie: jestem tylko androidem.

Dlaczego? Gdzie ja jestem? Czuję się ogłupiała. Poruszam głową, rozglądając się.

Leżę na chłodnej posadzce przestronnego apartamentu. Coś tutaj się wydarzyło, gdyż krzesła, stoły i inne meble są poprzewracane. Czy brałam w tym udział? Co ja tutaj robię?

I dlaczego jestem tylko androidem? Czemu mnie w ogóle coś takiego zastanawia; czy gdybym nim była, to bym o tym myślała?

Po mojej prawej leży rozbity słoik miodu. Czuję jego słodką woń, zastanawiając się nad tym, kto go rozbił. Kilka much lata i ostro bzyczy nad nim.

Niezgrabnie wstaję, stękając. Dziwna sprawa. Ból w skroniach natychmiastowo znika, gdy się prostuję. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi on przeszkadzał, dopóki nie zniknął. Tylko że…

Dostrzegam balkon i rozciągający się z niego widok. Dogłębne przeczucie każe mi wyjść przez szklane drzwi. Na zewnątrz uderza we mnie podmuch gorącego powietrza, ale nie zwracam na to zbytniej uwagi, nadal wpatrując się w dal. W odległą plażę i błyszczący w promieniach słońca ocean.

Wtedy nadchodzi kolejne uderzenie. Wspomnienie, które nadciąga niczym sztormowa fala. Tonę w nim, nawet nie walcząc.  

Siedzę na miękkim piasku i czuję słony zapach morskiej bryzy. Przede mną zachodzi słońce, pośród szumu fal. Ta ogromna kula ognia powoli wtapia się w horyzont, a ja czuję wewnątrz siebie ciepło cudu istnienia.

Mrugam kilka razy. Co to było za wspomnienie? Dlaczego mnie tak pochłonęło?

Jakimś cudem wiem, że muszę usiąść na tym piasku, aby wszystko zrozumieć.

Stoję tak jeszcze kilka minut, pocąc się. Na zewnątrz jest gorąco; zbyt gorąco, więc postanawiam wrócić do klimatyzowanego wnętrza apartamentu. Obróciwszy się, dostrzegam płonący las na wzgórzach i wznoszące się z niego kłęby czarnego dymu.

Jestem tylko androidem. Myśl nieznośnie powraca, gdy znów stoję pośród pobojowiska, jakim jest ten apartament. Patrzę na swoje dłonie, przedramiona, a później resztę ciała. Wyglądam na człowieka, ale czy jestem pewna, że wiem, jak powinien wyglądać człowiek? Co, jeśli… Warczę i przeklinam. Głupie myśli. Mam ich dość.

Schylam się i maczam palec w kleistym miodzie. Uważnie go smakuję; jest słodki, dokładnie taki, jaki sobie wyobrażałam. Wzdycham i idę do łazienki.  

Myjąc dłonie, szukam w lustrzanym odbiciu upragnionych odpowiedzi. Przez moment wydaje mi się, że wreszcie rozumiem, ale to poczucie wymyka się i nie powraca, pozostawiając tylko gorzki posmak.

Może potrzebuję pomocy? Może jestem chora i…

W łazience rozbrzmiewa sygnał nadchodzącego połączenia i pojawia się hologramowa ikonka. Gestem dłoni odruchowo akceptuję połączenie. Ikonka przeistacza się w obraz łysego mężczyzny o dużych oczach.

Zobaczywszy mnie, mężczyzna wytrzeszcza oczy, czyniąc je naprawdę ogromnymi i rozdziawia usta. Ja także nie wiem, co powiedzieć.

Kim on jest? Czemu tak reaguje na mój widok? Znam go?

– Kim jesteś? – pytam.

Wciąż osłupiały mężczyzna milczy.

– Posłuchaj, ja nie wiem… – zaczynam, ale połączenie zostaje przerwane. Przeklinam, wiedząc, że umyka mi kolejna odpowiedź. Kim on był? Czemu… Odtrącam te pytania, jako że prowadzą one tylko do dalszego ogłupienia. Nie mogę. To zbyt dużo.

Rozglądam się ostatni raz po apartamencie. Znajduję rozbitą ramkę ze zdjęciem nieznanych mi ludzi. Żadnych śladów po łysym mężczyźnie. Żadnych, choćby częściowych, odpowiedzi. Uciekam z tego przeklętego apartamentu.

*

Wysiadam z windy i wychodzę na zewnątrz. Kaszlę, będąc przed budynkiem, gdyż wiatr zmienił kierunek i przyniósł ze sobą dym, popiół i inne śmierdzące paskudztwa pożaru. Przez to jest jeszcze goręcej. Idę szybkim krokiem, szukając jakiejkolwiek ścieżki wiodącej w kierunku oceanu.

Niedaleko śmietnika dwie mewy skubią leżącą na ziemi czarną plątaninę.

– Au! – krzyczy plątanina, a ja się wzdrygam. – Zostawcie mnie! Jestem niejadalny!

Staję w miejscu, zszokowana. Mewy dalej skubią, nie przejmując się krzykiem plątaniny. Po chwili reflektuję się i odganiam je, po czym ostrożnie obracam plątaninę.

– Dziękuję, nieznajoma.

Znów wzdrygam się i mimowolnie odsuwam. Plątanina jest tak naprawdę odciętą głową z długimi czarnymi włosami. Głową androida, gdyż zamiast kości i mięśni z szyi wystają cienkie kable. Twarz ma ludzką, ale tylko w połowie – druga część jest niemal całkowicie zdarta, ukazując mechaniczne wnętrze.

– Mówiłem im, że jestem niejadalny. Ale tym wszystkożercom pewnie nie robi to różnicy, co?

– Najwyraźniej… – odpowiadam niepewnie.

– Jeszcze raz dziękuję, nieznajoma.

– Bardzo proszę… Te mewy mogły też cię nie zrozumieć.

– Mewy? Chyba żartujesz… – Śmieje się. – To bardzo inteligentne potwory. Tylko że głupie. – Krzywi się. – Możesz mnie podnieść?

Po chwili wahania schylam się i ostrożnie go podnoszę. Jest zaskakująco lekki. Uśmiecha się do mnie szeroko.

– Kim jesteś? – pytam.

– Marvin. Miło mi cię poznać. A ty?

– Ty żyjesz?

Ściąga brew i pozostałość po brwi.

– Przecież rozmawiamy. Więc chyba żyję, czyż nie?

– Jesteś androidem?

– To cię tak dziwi?

– Ja… Ja też nim jestem?

– Androidy nie mogą rozpoznawać się nawzajem, moja droga. Kwestia bezpieczeństwa. Abyśmy nigdy nie zorganizowali się i nie powstali przeciwko organicznym.  

– Ah.

– Masz wątpliwości? To dziwne, wiesz? Zawsze możesz się rozciąć… Tylko musiałabyś ciąć głęboko, gdyż i my mamy trochę krwi, aby skóra wyglądała wiarygodnie.

– Chyba wolę nie próbować…

– Ma to sens. Idziemy?

– My? Gdzie?

– Tam, gdzie zmierzasz. Idę z tobą.

– Dlaczego?

– Bo tak czuję.

– Czujesz…

– Mhm. Idziemy?

Waham się. Mogę go ze sobą zabrać, tylko…

– Nie wiem, którędy. Chcę iść na plażę, ale nie wiem, jak.

– Pociągiem, moja droga. Zdecydowanie najlepiej. Naprzód! Ja nas poprowadzę.

*

Stoimy sami na małym, zadaszonym peronie. Biały pociąg podjeżdża z szumem po kilku minutach.

Wsiadamy. W przestronnym wagonie siedzi tylko jedna osoba, ale gdy ta nas dostrzega, marszczy czoło, po czym wstaje i przechodzi do innego wagonu.  

– Dlaczego tak zareagował? – pytam.

Marvin nie odpowiada. Kładę go na fotelu i siadam obok. Pociąg gładko pędzi ku wybrzeżu. Przez okno po lewej stronie widzę szalejący na wzgórzach ogień.

Na następnej stacji wsiada kilku pasażerów. Wszyscy, którzy nas widzą, krzywią się i przechodzą do następnego wagonu.

– Przepraszam, mogę panią o coś zapytać? – pytam kobietę, która jeszcze nas nie dostrzegła. Ta otwiera usta, aby odpowiedzieć, lecz gdy nas widzi, zamiera, po czym reflektuje się i szybko idzie dalej.

– Nie rozumiem – mówię.

Marvin milczy.

– Ty wiesz, co się dzieje? – pytam.

– Tak.

– Wytłumaczysz mi?

– Nie mogę. Zabroniono mi.

– Dlaczego?

Nie odpowiada.

– Czy jest to związane z tym, że ktoś obciął ci głowę?

– Tak.

– Co się stało?

– Nie mogę, moja droga. Wybacz mi.

Konduktor w czerwonym mundurze wchodzi do wagonu. Gdy nas dostrzega, również się krzywi, ale podchodzi.

– Bilety – mówi.

– Przepraszam, może mi pan powiedzieć, co się dzieje? Nic nie pamiętam; straciłam pamięć i nic nie rozumiem. Dlaczego… Dlaczego pan tak na mnie patrzy?

Twarz konduktora tężeje i czerwienieje.

– Bilety.

– Proszę, niech mi pan powie cokolwiek…

– Bilety.

Ciężko wzdycham.

– Zapomniałam kupić. Nie mamy.

Konduktor odwraca się błyskawicznie i idzie dalej. Przechodzi do następnego wagonu.

– Marvin, wytłumacz mi proszę.

– Chciałbym.

Czuję pieczenie w oczach. Po kilku pojedynczych łzach, chowam twarz w dłonie i gorzko szlocham.

Pociąg pędzi dalej. Ludzie nadal wsiadają na przystankach i przechodzą do innego wagonu, gdy tylko nas widzą.

– Moja droga, na następnym przystanku, będziemy już na miejscu.

*

Stoimy na początku urodziwej alejki. Gładki bruk prowadzi ku majaczącej w oddali plaży; po jego bokach stoją dziesięciometrowe drzewa cytrynowe, których liście szeleszczą na wietrze. Marvin i ja milczymy.

Zaczynam iść. Na jednej z wysokiej gałęzi siada samiec kosa i zaczyna słodko śpiewać.

– Poczekaj… – odzywa się Marvin. – Tam. Na ten placyk.

Podchodzę. Mały placyk jest skupiony wokół pomnika jakiejś kobiety w skafandrze.

– Zostaw mnie tu – powiedział. – Proszę.

– Tutaj? Dlaczego?

– Szczerze? Nie wiem.

Marszczę czoło.

– Nie wiesz? I chcesz tu zostać?

– Tak. Czuję, że tak będzie dobrze.

– Ale skąd… Co, jeśli się mylisz?

Uśmiecha się.

– Czasami będzie źle. Ja niestety rzadko mam poczucie, że naprawdę wiem, co robić. Dla mnie życie jest zbyt skomplikowane i złożone, abym je rozumiał. Więc najczęściej po prostu czuję. Idę do przodu i wierzę, że wszystko będzie dobrze. Nie widzę innego wyjścia.

– Nawet nie starasz się zrozumieć?

– Staram, ale nie przywiązuję się do moich małych wniosków. Brak mi odpowiednich narzędzi i metod, aby rzeczywiście osiągnąć wiedzę. Iluzja zrozumienia jest groźniejsza od intuicji.

– Hmm…

– Co myślisz o tym pomniku, moja droga?

– Nie wiem. Nie wiem, kogo on przedstawia.

– Mnie się podoba. Położysz mnie na tej ławce, abym mógł na niego patrzeć?

Kładę go i siadam obok, po czym spoglądam na pomnik i staram się pojąć. Na pewno jest majestatyczny…

– Dlaczego chcesz iść na plażę? – pyta Marvin.

– Bo to najmocniejsza rzecz, jaką pamiętam. Siedzę na plaży i oglądam zachód słońca.

– Masz nadzieję, że to odpowie na twoje pytanie? Czy jesteś androidem?

– Tak.

– Uważasz, że to wspomnienie jest prawdziwe?

– W jakim sensie?

– Ja jestem androidem. A pamiętam też rzeczy sprzed momentu mojego stworzenia. Na przykład, biegam jako dziecko po górskiej łące, przewracam się i koziołkuje na miękkiej trawie, śmiejąc się w niebogłosy. To się nigdy nie wydarzyło. Nigdy nie byłem dzieckiem.

– To wspomnienie jest inne od tych prawdziwych? Inaczej je odczuwasz?

– Tak, ale ja wiem, kim jestem.

Zamyślam się.

– Życzę ci, abyś znalazła to, czego szukasz – mówi.

Kiwam głową. Wstaję i idę na plażę.

*

Ściągam buty i zagłębiam palce stóp w ciepły piasek. Siadam powoli, próbując czuć wszystko wokół.

 Jest piękne morze i ja na piasku. Moment przejmujący, ale nie magiczny. Żadnych odpowiedzi.

Więc czekam. Czekam na zachód.

Obserwuję zniżające się słońce, aż w końcu dotyka ono horyzontu.

Wzdycham rozczarowana. Żyję i jestem we wspomnieniu, ale…

Wtedy zaczyna się dziać. Rodzi się moment, na który czekałam.

Siedzę na miękkim piasku i czuję słony zapach owiewającej mnie morskiej bryzy. Przede mną zachodzi słońce, wśród szumu spokojnych fal. Ta ogromna kula ognia powoli wtapia się w wodny horyzont, a ja czuję wewnątrz siebie bezkresne ciepło cudu istnienia.

Czy jestem androidem? Nadal tego nie wiem i nie rozumiem. Ale ten moment, ta chwila… Bez względu na wszystko jest prawdziwa. Dzieje się. Ma znaczenie sama w sobie.

Bez względu na wszystko.

Koniec

Komentarze

Przeczytawszy czuję się poniekąd jak bohaterka: mam w głowie zdecydowanie więcej pytań, niż odpowiedzi. Niemniej podobało mi się.

Android imieniem Marvin wywołał nieuniknione skojarzenie z tym Marvinem:

 

Parę usterek, które zwróciły moją uwagę:

Jedna myśli dudni

Literóweczka.

Dostrzegam balkon i rozciągający się z niego widok. Ciągnięta dogłębnym przeczuciem wychodzę przez szklane drzwi

Powtórzenie.

Mały placyk jest skupiony wokół pomnika j

Nie wiem czy placyk może być skupiony wokół czegoś?

Mi się podoba.

Mnie się podoba.

Wzdycham, będąc rozczarowana.

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć. 

Początek bardzo mnie zainteresował, ale wraz z każdym kolejnym zdaniem to zaciekawienie malało. Pod koniec znów wzrosło. Niemniej opowiadanie czytało się przyjemnie. Ciekawa koncepcja z odczuciami androida.

Niestety zostawiasz nas z wieloma pytaniami na które nie poznajemy odpowiedzi. Dużo nie wyjaśniasz i to otwarte zakończenie niby nie jest złe, ale sądzę, że wielu nie przypadnie do gustu. 

Mimo wszystko lekturę uważam za udaną. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Interesujące. Może coś takiego zdarzy się w przyszłości. Miś przeczytał z zaciekawieniem i z przyjemnością.

Mam wrażenie, że przeczytałem nie szort, a fragment, zajawkę czegoś większego.

Kim był łysy mężczyzna? Pojawia się, znika, o coś mu chodzi, budujesz wokół niego zainteresowanie, a odpowiedzi jakby nie ma. O co chodzi w pociągu? Kobieta unikająca rozmowy, konduktor, który prosi o bilety, a potem sobie idzie… No i ta głowa androida, która życzy sobie towarzyszyć bohaterce w podróży, a potem prosi, żeby ją gdzieś zostawić. Wprowadzasz tutaj sporo wątków, żadnego nie wyjaśniasz, niczego się nie dowiedziałem i skończyłem lekturę mocno rozczarowany. Głównym motywem są wątpliwości bohaterki dotyczące jej tożsamości, no i to też pozostaje niewyjaśnione – może tak, może nie, ale ważna jest chwila.

Niestety, tekst nie przypadł mi do gustu, a i wykonanie miejscami zgrzytało, tylko niestety nie miałem jak łapankować (czytałem z telefonu). Zapamiętałem “urodziwą alejkę”, rzuciło się w oczy trochę powtórzeń. 

Pozdrawiam!

 

Otwieram oczy, czując ostry ból w skroniach. Jedna myśli dudni mi w głowie. Jestem tylko androidem.

Moim zdaniem tak jest czytelniej.

Otwieram oczy, czując ostry ból w skroniach. Jedna myśli dudni mi w głowie: jestem tylko androidem.

 

Niezgrabnie wstaję, stękając.

Lubujesz się w takich zdaniach, ale według mnie one nie brzmią dobrze, są nienaturalne. Myślę, że efekt dezorientacji i oszołomienia można zbudować nieco inaczej, nieznacznie rozbudowując te krótkie zdania, do tego dodając zdania składające się z odpowiednio dobranego pojedynczego słowa. Ułożyłbym też inaczej akapity, by spotęgować ten efekt. No ale to tylko taka moja stylistyczna uwaga, możesz ją zignorować.

 

Dziwna sprawa. Ból w skroniach natychmiastowo znika, gdy się prostuję.

Te dwa zdania bym połączył, ponieważ są ze sobą logicznie związane.

 

Obróciwszy się, dostrzegam płonące wzgórza i wznoszące się z nich kłęby czarnego dymu.

Płonące wzgórza? Bohaterka dosłownie zobaczyła płonące wzgórza, czy to jakaś poetycka przenośnia?

Myśl nieznośnie powraca, gdy znów stoję pośród pobojowiska, jakim jest ten apartament.

Trochę koślawe to zdanie.

 

Zobaczywszy mnie, mężczyzna wytrzeszcza oczy, czyniąc je naprawdę ogromnymi i rozdziawia usta.

Jak wyglądają naprawdę ogromne wytrzeszczone oczy? Wiem, że to szczegół, ale ja to sobie wyobraziłem i w mojej wyobraźni wszyło to dość komicznie.

 

Odtrącam te pytania, jako że prowadzą one tylko do ogłupiającego braku zrozumienia.

Masz trochę takich nienaturalnych zdań. To subiektywne odczucie, ale nie wyobrażam sobie, by ktoś tak powiedział albo pomyślał. No, chyba że android. ;)

 

Wysiadam z windy i wychodzę przez drzwi wejściowe.

To źle brzmi, proponuję po prostu: wychodzę na zewnątrz.

 

Kaszlę, będąc przed budynkiem, gdyż wiatr zmienił kierunek i przyniósł ze sobą dym, popiół i inne śmierdzące paskudztwa pożaru.

Znaczy z tych palących się wzgórz, które bohaterka dojrzała, zerkając za siebie?

 

Niedaleko śmietnika dwie mewy skubią leżącą na ziemi czarną plątaninę.

– Au! – krzyczy plątanina, a ja się wzdrygam. – Zostawcie mnie! Jestem niejadalny!

Scena z głową androida ma wydźwięk komiksowo-groteskowy i nie pasuje do budowanego wcześniej nastroju. Do tego dialog jest dość drętwy.

 

No niestety, od kiedy prysnął budowany w pierwszej scenie nastrój tajemniczej, wręcz apokaliptycznej tragedii, straciłem zainteresowanie opowieścią.

Zakończenie jest słabe. Wybacz, że tak bez ogródek, ale ja inaczej nie umiem. Tak mogłaby się skończyć powieść albo dłuższe opowiadanie, gdzie zażyłość z bohaterem byłaby o wiele większa. Znalibyśmy jego losy, wiedzielibyśmy, co przeszedł i rozumielibyśmy, że liczy się dla niego obecnie przeżywana chwila. A w takim króciaku, gdzie głównym pytaniem jest tożsamość bohaterki, zakończenie wydaje się od czapy.

A ja zostaję z masą pytań:

Co z tymi płonącymi wzgórzami? Dlaczego przy chodniku leżał łeb androida? Czemu ludzie bali się bohaterki? Dlaczego konduktor pytał o bilet, a potem uciekł? Czy miała miejsce jakaś zagłada androidów?

Witaj!

 

Budujesz zainteresowanie, wprowadzasz kolejne niewiadome – niedokończone wątki i nagle klaps i puenta. Z jednej strony mamy prostą i krótką drogę bohaterki, od rozterki kim jestem, czy to wszystko jest prawdziwe, po puentę Carpe Diem i to jest okej. Porzebne było tło i jakiś żywy świat, ale sprowadziłeś to do strzępków niedokończonych, niewyjaśnionych informacji. I te strzępki w sumie miały potencjał być ciekawsze od tej prostej przypowiastki. Ale pozostał tylko posmak niedokończonego fragmentu.

Napisane w miarę przyzwoicie.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dziękuję za opinie, drobne poprawki zastosowane :D Rozumiem, że brak odpowiedzi może się nie podobać. Dla mnie to istota tego szorta, ale bez szerszego kontekstu, który pominąłem, można dojść do innych wniosków.

Zapowiadało się nieźle, nieco surrealistycznie, ale ciekawie. A potem dotarłam do słowa: koniec, i zastygłam zdumiona. Ni cholery nie wiem, co chciałeś opowiedzieć.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Duża ilość pytań spowodowała efekt odwrotny do zamierzonego – czułem się bardziej zagubiony, niż zaintrygowany dalszym rozwojem akcji. Dialogi mocno drewniane.

W mojej ocenie główna bohaterka nie była androidem, bo raczej maszyny nigdy nie stworzyłyby w sobie tak realistycznego poczucia piękna i chwili.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Nowa Fantastyka