- Opowiadanie: buburmusz - Mgliste Słowa

Mgliste Słowa

Wstęp do dłuższego opowiadania, nad którym pracuję. Chcę pobawić się konwencją post-apo, bo to dla mnie zupełnie nowy teren. Ciekawa jestem Waszych odczuć po tym krótkim fragmencie.

Oceny

Mgliste Słowa

Słowa uciekają znów, lepkie od jesieni, mgła owija oddechy ludzi, którzy nie widzą nic, co ponad nimi. Ten miesiąc jest lepki od słów, ta pora roku, słowa w niej grzęzną, plączą się w jej błocie, tworzą zlepki, zalążki zdań, bezwiednie poruszając umysły i dusze ludzi, którzy ich nigdy nie przeczytają. 

Być może zobaczą je, kiedy zamkną oczy, kiedy sen wkradnie się pod powieki i przykryje wszystko innym rodzajem mgły. Być może wtedy te lepkie, listopadowe słowa uniosą się razem z mgłą i wejdą do ludzkich domów, pod ich kołdry, położą się na poduszkach i będą im śnić mgliste sny o niczym. O świcie pozostanie po nich jedynie smuga na oknie, para, albo delikatny szron wspomnień, który zniknie wraz z nadejściem dnia. 

Słowa znów uciekną, na kilka godzin, na dzień, na czas słońca, pracy, codzienności, przetrwania. Wrócą po zmroku, który przychodzi teraz coraz wcześniej. Słowa preferują ciemność, delikatnie oświetloną ciszą, melancholią i nutką szaleństwa. 

Słowa preferują jesień.

 

Spała, śniła bezbarwne sny o słowach wśród mgieł.

Dzwony. 

Pobliska świątynia zaprasza wiernych na celebrację dnia. Nie zaprasza, rozkazuje. Nachalnym, nieznoszącym sprzeciwu, wwiercającym się w uszy skrzekotem dzwonów, które znowu będą jej dźwięczeć w głowie cały dzień. Budzą ją codziennie i codziennie idzie z nimi spać. Codziennie ból głowy przeradza się w serce dzwonu, które obija się o jej czaszkę coraz mocniej i mocniej. Czeka, aż przebije się na wylot. Liczy na to.

Religia stopniowo pochłonęła planetę, kiedy to się stało. Na początku ludzie dziękowali swoim bogom, a później zaczęli prosić ich o zbawienie, przebaczenie, nagrodę, albo karę, w zależności od tego, kogo zapytać. Nie jest istotne to, o co prosili, ale to, dlaczego czuli przymus modłów. Nienawidziła ich za to. Nienawidziła też tego, że ich nienawidzi, czy może tego, że w ogóle o nich myśli. 

Ona sama nigdy nie poczuła konieczności obcowania z majestatem boga, czy też bogów, bo w pewnym momencie wszystkie religie i tak złączyły się w jeden dziwny, zagmatwany byt, który niczym hydra pluł jadem ze wszystkich stron kąsając tych, którzy mu się sprzeciwiali. Jeżeli wyniknęło z tego wydarzenia cokolwiek dobrego, to można powiedzieć, że był tym czymś upadek zorganizowanej religii. Teraz religia była chaosem, do którego ciągnęli masowo ci, którzy jeszcze byli w stanie ciągnąć gdziekolwiek. 

Zdezelowane kościoły, spalone meczety, synagogi, z których rozkradziono co tylko się dało, świątynie hinduistyczne, w których posągi bóstw roztrzaskiwano o podłogi i wszelkie inne miejsca kultu, od Watykanu, po przydrożne kapliczki stały puste lub były wykorzystywane w innych celach. Zostały tylko dzwony i place, na których odbywały się spotkania. Ludzie potrzebowali religii, ale gdzie zwrócić się jeżeli żaden bóg nie słucha? 

Słońce, Księżyc, Wiatr, Ziemia, Ogień, Woda. 

Bogowie i boginie żywiołów wróciły do łask po tysiącleciach zapomnienia i ponownie zasiedli na swoich prawowitych ołtarzach, skradzionych im przez wielkie religie wieki temu. 

 Codziennie ludzie tłumnie celebrowali wschód i zachód Słońca, niemal każdy znał kalendarz faz Księżyca, a główne miejsce wśród nowych-starych bogów i bogiń zajmowała Ziemia, którą znów nazwano Gają. Tak, ludzie wrócili do dawnych prawd i obyczajów z nadzieją, że to ich uchroni. Oczywiście nie wszyscy ludzie. Tessa nie lubiła zabobonów ani teraz, ani wcześniej, ani nie polubi ich w przyszłości. Irytowały ją zarówno one, jak i ich nachalni wyznawcy. Wygląda na to, że jeżeli człowiek nie wierzy w coś wyjątkowo mocno, to nie zmieni tego nawet apokalipsa.

Koniec

Komentarze

Zaprezentowany fragment nie daje podstawy do przewidywań, na jakim centralnym motywie oprzesz całość. Można domniemywać, że będzie nim wojna religijna, toczona “teraz” lub niedawno (wzmianka o kościołach, meczetach i tak dalej, plus apokalipsa z ostatniego zdania).Można zakładać, że ta wojna to już daleka przeszłość, albo że zanosi się nową wojnę o tym samym charakterze… 

Tu uwaga: zdezelowany budynek (u Ciebie kościół) to według mnie zgrzyt. Drugie znaczenie tego słowa to owszem, zniszczony, ale w pierwszym rzędzie zdezelowany odnosi się do mechanizmów i konstrukcji, małych lub większych, jak rower, snopowiązałka, cała linia produkcyjna i tak dalej.

O bohaterce też praktycznie nic (poza niechęcią do dzwonów) nie wiadomo, więc zakładać można dowolną jej charakterystykę i działalność.

Ergo: skoro możliwe niemal wszystko, niemal nic pewnego o tekście nie da się powiedzieć.

Poza tym, co dotyczy Ciebie jako Autorki. Ten fragment pozwala założyć, że umiesz pisać. Nic, poza skłonnością do lekkiego poetyzowania (tak to odebrałem, chodzi o początek) nie przeszkadzało mi w czytaniu. Pomimo braku konkretnego wydarzenia, drugiej postaci i niechby krótkiej rozmowy, do której można przenieść część podawanych czytelnikowi informacji. Ale rozumiem, że to jest jakby prolog.

Pozostaje życzyć powodzenia – Adam

Hej,

 

Słowa uciekają znów, lepkie od jesieni, mgła owija oddechy ludzi, którzy nie widzą nic, co ponad nimi. Ten miesiąc jest lepki od słów, ta pora roku, słowa w niej grzęzną, plączą się w jej błocie, tworzą zlepki, zalążki zdań, bezwiednie poruszając umysły i dusze ludzi, którzy ich nigdy nie przeczytają. 

Być może zobaczą je, kiedy zamkną oczy, kiedy sen wkradnie się pod powieki i przykryje wszystko innym rodzajem mgły. Być może wtedy te lepkie,

 

Wszystko się lepi w tym pierwszym fragmencie. Jest tego po prostu w tak krótkim odstępie. Poza tym dwa razy ta sama metafora w dwóch następujących po sobie zdaniach (lepkie od jesieni, lepkie od słów) mnie odrzuca. Jasne, może to być celowy zabieg, ale nie jestem do niego przekonana.

 

Poza tym to fragment, trudno mi powiedzieć co dalej, pewnie przeczytałabym jeszcze kilka kolejnych stron pomimo zgrzytów na początku i faktu, że druga część zaczyna się od spania/wstawania :P ale to jakieś moje osobiste zboczenie, że nie lubię ^^

 

Pozdrawiam i życzę dalszych prób :)

Cześć

 

Poetycki wstęp mnie osobiście zaciekawił, przynajmniej na tyle, żebym przeczytał go kilka razy. Niestety nie potrafię zrozumieć o czym piszesz. Kto wypowiada słowa, o czym one mówią i generalnie o co chodzi :/. Sam obrazek wywołuje uczucie pewnej jesiennej melancholii, ale jako wstęp do fabuły według mnie się nie broni, bo nie ma w nim sensu. 

 

Za to reszta napisana bardzo sprawnie. Weszło gładko i zostało w głowie ;]. Szykuje się postapo z wątkiem konfliktu religijnego, neopoganizmem i kultem żywiołów. Może być ciekawie :D.

 

“skrzekot dzwonów” – fajne określenie :], bardzo obrazowe

 

pozdro

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Bardzo dziękuję za wszystkie opinie :) 

I have loved the stars too fondly to be fearful of the night

Nowa Fantastyka