- Opowiadanie: dawidiq150 - Kosmiczna przygoda

Kosmiczna przygoda

Moje opowiadanie zalicza się do gatunku “SOLARPUNK”. Nie jest specjalnie długie, ale dużo czasu nad nim pracowałem. Zapraszam do miłego czytania!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kosmiczna przygoda

Już będąc małym dzieckiem, chciałem polecieć w kosmos. Snułem barwne wizje odwiedzenia Księżyca i Marsa, wyobrażałem sobie spotkanie z zielonymi potworkami o sześciu rękach i dziesiątkach wybałuszonych oczu umieszczonych w głowie o kształcie banana. Potem, gdy nieco dorosłem, byłem pewny, że chcę zostać astronautą.

Gdy miałem jedenaście lat, we wrześniu 2072 roku, rozpoczęto kolonizację Marsa. W dzień moich imienin, tata wziął mnie na lody i dobrze wiedząc, jakie miałem marzenia, oświadczył, że jest bardzo prawdopodobne, iż już za kilka lat ludzie będą masowo odwiedzać „czerwoną planetę”. Miał też dla mnie niespodziankę, film z dwa tysiące piętnastego roku o tytule „Marsjanin”, który oglądnęliśmy całą rodziną i który bardzo mi się podobał.

Minęło kilka miesięcy. W telewizji pokazywano, jak powstaje pierwsza marsjańska baza. Wtedy wszyscy ludzie tym żyli, lecz mało kto był tak podekscytowany, jak ja.

Trzy lata później, pierwsi ludzie wprowadzili się na stałe do nowego miasta na Marsie. Jednak nie było tam jeszcze miejsca dla turystów. Na zdjęciach z dużej wysokości, pokazywanych w telewizji, miasto wyglądało trochę jak bąbel na ciele po oparzeniu drugiego stopnia.

Mars stał się moją obsesją. Cztery lata później rozpocząłem studia na nowo powstałym kierunku o nazwie „Badanie osobliwości Marsjańskich”.

 

&&&

 

W roku 2098 miałem już etat na Marsie. Pracowałem w pięcioosobowej grupie badaczy, szukaliśmy anomalii i osobliwości, a gdy coś znaleźliśmy, naszym zadaniem było pobieżne zbadanie tego i napisanie raportu, by później sprawa trafiła do innego zespołu o konkretnej specjalizacji.

Tego dnia byliśmy trzydzieści siedem kilometrów od bazy na wzniesieniu, które należało zbadać jak najszybciej, a to dlatego, że planowano tu wznieść wiatraki produkujące energię.

Zanim uruchomiliśmy różne pomocnicze przyrządy, już byliśmy niemal pewni, że znaleźliśmy w tym miejscu jakąś osobliwość. W momencie wejścia na wzniesienie, wszystkich bez wyjątku ogarnęło dziwne zmęczenie, do tego co kilkanaście sekund, jakby falami przechodziły nas dreszcze powodujące, że włoski na ciele stawały dęba.

Urządzenia wskazywały, że znajduje się tu silne pole magnetyczne, a teren jest lekko napromieniowany.

– Niech mnie drzwi ścisną – krzyknął nagle jeden z moich kolegów. Potem kucnął i zaczął dłońmi rozkopywać piasek. Prędko podbiegliśmy do niego.

Podekscytowani widzieliśmy jak spod czerwonego piasku wyłania się srebrzysta powierzchnia.

 

&&&

 

Osiem dni później po usunięciu całego piachu, ukazała się konstrukcja o kształcie przeciętego walca. Obiekt miał trzydzieści dwa metry długości, dwanaście szerokości i pięć wysokości w najwyższym punkcie.

Jego wielkie rozsuwane drzwi, bez większego problemu udało się otworzyć. Jedenastu badaczy, w tym również ja, weszło do środka.

To co ujrzeliśmy pobudzało wyobraźnię. Wewnątrz stały jakieś wyglądające identycznie metalowe skrzynie, wielkości samochodu osobowego. W środkowej części, znajdował się na podwyższeniu olbrzymi fotel otoczony w odległości dwóch metrów drucianą siatką. Blisko, obok fotela w zasięgu ręki była dość duża dźwignia, a obok niej na niewielkim panelu migała czerwona lampka. Natomiast nad, przymocowano jakieś urządzenie. Po oględzinach okazało się, że może być to zwyczajny rzutnik.

Gdy tego dnia upłynął czas na badania, wszyscy zmęczeni wróciliśmy specjalnymi pojazdami do bazy, by się przespać. Ja jednak podniecony jak nigdy czekałem. Dwie godziny później, po kryjomu opuściłem bazę i wsiadłem do jednego ze stojących na zewnątrz pojazdów, by udać się na miejsce, gdzie znajdował się zagadkowy obiekt.

Dotarłem tam niezauważony. Potem wszedłem do środka i skierowałem się do gigantycznego fotela.

Usiadłem w nim i chwilę biłem się z myślami, czy to zrobić, czy spróbować uruchomić zagadkową maszynerię? Miałem w sobie jakąś taką beztroską ciekawość, która została mi z dzieciństwa. W końcu ona wygrała.

Chwyciłem dłonią dźwignię, odczekałem kilka sekund i pociągnąłem. Początkowo stawiła opór, lecz po chwili puściła. Gdy całkiem ją przesunąłem, fotel zaczął wibrować i rozległo się ciche buczenie. Nagle, z panelu na którym migała czerwona dioda, wysunęła się nieduża konsola z dwunastoma przyciskami o różnym kształcie, uruchomił się także rzutnik. Ujrzałem na ścianie przede mną pismo, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem. Zafascynowany wcisnąłem jeden z przycisków…

Po chwili doszło do spięć elektrycznych a fotel objęła błękitna półprzeźroczysta kula, która kurczyła się, by po kilku sekundach utworzyć na mnie, jakby drugą skórę.

Potem nastąpiła ogromna eksplozja, nie robiąca mi jednak żadnej krzywdy. Przez moment pomyślałem, że umrę bo nie mogłem złapać oddechu. Było jeszcze kilkanaście następujących po sobie podobnych wybuchów. Przed oczami ujrzałem kalejdoskop kolorów i straciłem przytomność.

 

&&&

 

Gdy się ocknąłem, mocno kręciło mi się w głowie i miałem nudności. Leżałem na plecach, a nade mną spod gałęzi drzew prześwitywało błękitne niebo. Zauważyłem też, że jestem nagi. Po dłuższej chwili wstałem, by się rozejrzeć. Sytuacja była bardzo dziwna, zacząłem się martwić a nawet bać.

Znajdowałem się w niezbyt gęstym lesie. Na pobliskiej gałęzi żerowała wiewiórka. Trochę dalej zobaczyłem sarnę. Ruszyłem przed siebie cały czas rozglądając się i zastanawiając nad tym co mi się przydarzyło.

Szedłem przez dobre kilka godzin. Natknąłem się na wiele większych i mniejszych zwierząt. Cały czas obawiałem się, że mogę spotkać niedźwiedzia. W końcu dotarłem do miejsca, gdzie kończył się las i zaczynała łąka.

Nie mając innej sensownej opcji, ruszyłem dalej przez bujną trawę.

W pewnym momencie zauważyłem w powietrzu zbliżający się do mnie dziwny wehikuł. Poruszał się powoli, przypominał helikopter, lecz nie miał śmigieł, co mnie zdziwiło i zastanowiło. Szczerze mówiąc trochę spadł mi kamień z serca. Podniosłem rękę na znak powitania.

Pojazd zbliżył się i niemal bezszelestnie wylądował kilka metrów ode mnie.

Drzwi otwarły się i ze środka wyszedł wysoki mężczyzna, ubrany w szary uniform.

– Co ty tu człowieku robisz? – krzyknął do mnie. Na jego twarzy malowało się zdumienie.

– Do diabła, sam nie wiem – odparłem zgodnie z prawdą.

– Czemu jesteś nagi?

– Zaraz wszystko panu opowiem. Proszę jednak, by mnie pan poinformował, gdzie ja w ogóle jestem. Co to za miejsce?

Ten wpatrywał się we mnie kompletnie nic nie rozumiejąc. Ale odpowiedział:

– Jesteśmy na Marsie, w parku narodowym.

Nie mogłem uwierzyć.

– Który mamy rok? – ponownie spytałem.

Mimo dziwnej sytuacji mężczyzna okazał się być nad wyraz cierpliwy.

– Trzy tysiące pięćdziesiąty siódmy – odparł.

Gdy to usłyszałem ogarnęła mnie fala ekscytacji.

– No to ładnie – powiedziałem po chwili jednocześnie do siebie i do niego. – Przeniosłem się w czasie. Proszę, czy zabierze mnie pan stąd?

Wsiedliśmy do latającego pojazdu i zanim zacząłem mu relacjonować co mi się przydarzyło, zapytałem czy ma jakieś ubranie albo choćby koc, którym mógłbym się okryć.

– Tu nie, ale możemy polecieć do mojego biura. Tam mam zapasowy uniform – odparł.

Potem zacząłem opowiadać moją historię.

Zerkał na mnie co chwilę i wypytał o różne szczegóły. Chwilę później pomyślałem, że chyba mi uwierzył. Przedstawiliśmy się sobie i zaczęliśmy swobodnie rozmawiać.

– Boże, mam mnóstwo pytań – powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Myślę, że wszystkiego się niedługo dowiesz, bo nic nie stoi na przeszkodzie byśmy po tym jak wskoczysz w mój zapasowy strój polecieli do rezydencji Marka Dumplera pełniącego główny urząd władzy na Marsie. Ja nie mam naukowej wiedzy, ale na proste pytania mogę spróbować odpowiedzieć.

– Ile potrwa ta podróż?

– Co najmniej dwie godziny

– Świetnie. To może opowiesz mi co tu robisz. Rozumiem, że jesteś w pracy?

– Pilnuję parku. Wielu ludzi mimo zakazu tu poluje. Czujniki, w które wyposażona jest ta maszyna skanują teren. Praca jest bardzo łatwa. Latam sobie, a gdy wykryję człowieka naciskam ten czerwony przycisk i komputer wysyła dron, który robi mu zdjęcia. Zauważyłem, że jesteś nagi i nie masz żadnej broni więc zamiast za kłusownika wziąłem cię za wariata. Gdyby nie ja wcześniej czy później padłbyś ofiarą jakiegoś większego drapieżnika.

– Powiedz mi proszę, jak wygląda teraz Mars. Jest cały skolonizowany?

– Cóż… nie mam naukowej wiedzy… – mój rozmówca nieco się speszył.

– Po prostu opowiedz jak jest teraz.

– Dobrze. – zrobił pauzę by się zastanowić – Ludzi jest trzydzieści parę miliardów. Księżyc i Mars są całe skolonizowane. Ale większa część mieszka na platformach, na orbicie okołoziemskiej. Dla każdego jest miejsce. W ten sposób poradziliśmy sobie z przeludnieniem.

– A inne planety? Zbadaliście inne planety? Opuściliście Układ Słoneczny? – dopytywałem się podekscytowany.

– Potrafimy tworzyć statki bezzałogowe, które osiągają prędkość sześciokrotnie większą niż światło. Zbadaliśmy wiele układów, ale organizm ludzki nie wytrzymuje takiej prędkości. Wiemy, że jest dużo planet, na których żyją przeróżne zwierzęta, na przykład olbrzymy podobne dinozaurom. Jednak żaden człowiek nie opuścił naszego układu.

– A medycyna? Na jakim jest poziomie? Odkryto na przykład lekarstwo na raka?

– Nie wiem co to jest rak – odparł.

– Nowotwór, narośl wewnątrz ciała, spowodowana nadzwyczajnym wzrostem komórek.

– Chyba nie ma z tym problemu, bo nie słyszałem o czymś takim. Mówiłem, nie mam naukowej wiedzy.

– A jakie choroby was teraz najbardziej dotykają?

– To cię może zaskoczy – popatrzył na mnie badawczo – niewiele tego jest. Ale istnieje jedna przypadłość, na którą cierpią wszyscy bez wyjątku. Trochę o tym czytałem. Około trzysta lat temu do Oceanu Atlantyckiego spadł dziwny obiekt, który przypominał malutki statek kosmiczny, lecz jak się potem okazało, jego technika znacznie przewyższała naszą. Nie był skonstruowany na Ziemi. Nikt nie wiedział jak mogło dojść do tego, że nie został zauważony podczas spadania. Unosił się na wodzie i gdy został wyłowiony zaczęto go badać. Posiadał właz, który dało się łatwo otworzyć. W środku nie było nic poza zieloną mazią, która ponoć paskudnie śmierdziała. Ta maź zaczęła błyskawicznie parować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ci co się zetknęli z mazią zaczęli cierpieć na bóle głowy i trudności w zasypianiu. Bóle te okazały się zaraźliwe, coraz więcej ludzi się na nie skarżyło. Jakież było zdziwienie, gdy odkryto u tych ludzi narośl na mózgu. Niewielka kulka, której nie można było usunąć bez uszkodzenia najważniejszego organu. Potem oczywiście zbadano tę narośl. Okazała się dziwnym biochipem. Naukowcy podejrzewają, że jakaś obca cywilizacja w ten sposób zbiera o nas informację.

Rozmawiając dotarliśmy do niewielkiego obszaru otoczonego przez las, było tu lądowisko i nowocześnie wyglądający budynek.

Mój nowy znajomy, który przedstawił się już wcześniej jako Maciej wylądował i wysiedliśmy. Byłem ciekawy jak zmieniło się życie. Jakich wynalazków dokonano.

Źle czując się ze swoją nagością, poszedłem jednak za Maćkiem. Drzwi przed nim rozsunęły się i weszliśmy do środka.

Mieszkanie składało się z korytarza, łazienki i trzech pokoi. Maciek poprosił bym wszedł do pierwszego, który okazał się być kuchnią, a sam poszedł po obiecane mi ubranie. Oglądając izbę nie zawiodłem się, wręcz przeciwnie widać było wyraźnie różnicę, która zaszła przez ponad tysiąc lat. Stół i znajdujące się tu inne meble, miały biały a na krawędziach złoty kolor i ładnie błyszczały. Moje największe zainteresowanie wzbudziło ogromne urządzenie zajmujące jedną czwartą pomieszczenia. Gdy wrócił mój nowy przyjaciel niosąc ubranie, widząc jak się zastanawiam, zaczął tłumaczyć.

– To automatyczna kucharka. Błyskawicznie przygotowuje posiłki i napoje.

Potem położył spodnie i koszulę na krześle, następnie sięgnął po dużych rozmiarów tablet leżący na stole i mi go wręczył.

– Wybierz sobie coś, chyba, że nie jesteś głodny.

Zacząłem przeglądać menu, które oprócz nazw, było bogate w zdjęcia, historię potraw i jeszcze inne rzeczy.

Nacisnąłem obrazek z jakąś rybą, której opis ani wygląd nie był mi znany. Do picia zamówiłem sok bananowy. Maciek poinformował mnie, że danie będzie gotowe za około dziesięć minut.

Potem zakładając uniform powiedziałem:

– Jestem pod wielkim wrażeniem, chciałbym zajrzeć też do pozostałych pomieszczeń.

W biurze znajdowało się wiele różnych nowoczesnych urządzeń. Maciek tłumaczył mi na jakiej zasadzie i do czego służą.

W końcu odwiedziliśmy ostatni pokój. Moim oczom ukazał się jakby miniaturowy dworzec kolejowy. Na trzech cienkich szynach, znajdował się niewielki wagon. Szyny ciągły się do wnętrza tunelu. Maciek podszedł i drzwi do wagonu otwarły się. Potem wszedł do środka a ja za nim.

Oprócz wygodnych foteli znajdował się tu stół, a na nim duży monitor. Usiedliśmy. Spojrzałem co jest wyświetlone na ekranie monitora.

Była to dziwna mapa. Sieć linii przypominała gęstą pajęczynę. W jednym miejscu pulsowała zielona kropka. W wielu innych były szare kwadraty z nazwami przystanków. Maciek zaczął mi tłumaczyć:

– Dzięki temu mogę bardzo szybko dotrzeć do wielu miejsc w moim mieście. Przykładowo chcę iść do kina. Mówię „kino!” – momentalnie podświetliły się dwa oddalone od siebie punkty. – Oczywiście inni ludzie też korzystają z marsjańskiej komunikacji, ale wszystkim steruje komputer. Czasami trzeba chwilę poczekać aż przejazd się zwolni.

– Wspaniałe – powiedziałem podekscytowany.

Zanim wróciliśmy do pojazdu zjadłem posiłek, który przygotowała mi maszyna. Już chwilę później lecieliśmy dalej prowadząc przerwaną konwersację.

– Jak jest teraz z przestępczością? – zapytałem.

– Tak, to dobre pytanie – uśmiechnął się – Nikt nie dopuszcza się już cięższych przewinień. Nie ma morderców, gwałcicieli. Genetyka jest bardzo rozwinięta. Przed urodzeniem, jeszcze w łonie matki dziecko jest badane a konkretnie jego geny. Wszystkie wysoce niepożądane geny, zostają usuwane. Ale to nie koniec, dodawane są takie, które sprawiają, że nowy człowiek jest bardzo empatyczny. To jest temat rzeka, a ja nie mam szczegółowej wiedzy.

– A religia? Czy ludzie wierzą jeszcze w Boga?

– Jak najbardziej. Pewnie to cię zdziwi, ale dopiero teraz, trzy tysiące lat po śmierci Jezusa Chrystusa wierzy w Boga prawie dziewięćdziesiąt pięć procent populacji. Jest tak bo niemal codziennie zdarzają się sytuacje nie dające się naukowo wytłumaczyć. Mam na myśli cuda. Prawie każdy naukowiec jest głęboko wierzący.

Kiedy pod nami skończył się las, przerwaliśmy dyskusję. Ujrzałem wspaniałą metropolię, jakże różną od tych, które widziałem na Ziemi. W dużych odstępach znajdowały się tu obszerne budynki, jak mnie poinformował Maciek mieszczące do czterdziestu rodzin. Między nimi były obiekty rekreacyjne; parki, jeziorka, trasy rowerowe i wiele innych.

Zadawałem mnóstwo pytań a Maciek odpowiadał jak potrafił. W końcu ujrzałem wielki pałac będący naszym celem.

 

&&&

 

Stałem się sławny. Moja wiedza okazała się być bardzo interesująca dla naukowców z wielu dziedzin. Dostałem mieszkanie i pieniądze. Kto i po co zostawił na Marsie wehikuł czasu? Tego nikt nie wiedział. Jednak ustaliliśmy razem z grupą najlepszych uczonych coś szokującego. Ten właśnie wehikuł, którego użyłem, był pod wieloma względami bardzo podobny do statku wodującego na oceanie paręset lat później. Tak więc prawie na pewno zbudowała oba obiekty ta sama, niezwykle zaawansowana cywilizacja.

Koniec

Komentarze

Cześć, Dawid. 

To chyba twoje najbardziej dopracowane opowiadanie pod względem stylistyki, ale jedno ze słabszych pod względem fabuły.

Tekst miałem przeczytać później, ale przypadkiem zerknąłem na pierwsze i drugie zdanie… No i się wciągnąłem. 

Niestety historii zabrakło czegoś więcej, nie ma żadnego Twistu ani ciekawych wydarzeń. Jedynie scena, gdy odkrywają tajemniczy obiekt, wzbudza pewne napięcie. 

Dodatkowo na twoim miejscu zrezygnowałbym z opisywania rzeczy przez liczebniki, wbrew pozorom nie mówią one dużo czytelnikowi, lepiej porównywać. 

Polecam opisywanie emocji przez język ciała, ktoś jest zły? To niech mówi krótkimi zdaniami, przez zęby. Niech zaciska pięści. 

Ktoś jest zaskoczony? Niech mówi przerywanymi zdaniami. 

Już będąc małym dzieckiem chciałem polecieć w kosmos. 

Już będąc małym dzieckiem, chciałem polecieć w kosmos. 

Potem, gdy nieco dorosłem byłem pewny, 

Potem, gdy nieco dorosłem, byłem pewny,

 dobrze wiedząc jakie miałem marzenia oświadczył,

 dobrze wiedząc, jakie miałem marzenia, oświadczył,

lecz mało kto był tak podekscytowany jak ja.

lecz mało kto był tak podekscytowany, jak ja.

a gdy coś znaleźliśmy naszym zadaniem było pobieżne zbadanie tego i

a gdy coś znaleźliśmy, naszym zadaniem było pobieżne zbadanie tego i

Zanim uruchomiliśmy różne pomocnicze przyrządy już byliśmy niemal pewni

Zanim uruchomiliśmy różne pomocnicze przyrządy, już byliśmy niemal pewni

A to szybka łapanka. 

Pozdrawiam! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć Dawid,

 

przybywam jako dyżurna ;) ale łapanki nie zrobię, bo w Twoich poprzednich tekstach napisałeś, że nie poprawiasz wskazanych błędów. Nie ma więc sensu, abym je wskazywała, bo chociaż – jak wspomniał Młody Pisarz – tekst jest pod tym względem bardziej dopracowany, to nadal nie jest od nich wolny.

 

 

Masz tendencję w tekstach do szukania drogi na skróty poprzez stosowanie takich chwytów:

 

Zanim uruchomiliśmy różne pomocnicze przyrządy

wszyscy zmęczeni wróciliśmy specjalnymi pojazdami do baz

Zerkał na mnie co chwilę i wypytał o różne szczegóły.

nowocześnie wyglądający budynek.

Zacząłem przeglądać menu, które oprócz nazw, było bogate w zdjęcia, historię potraw i jeszcze inne rzeczy.

W biurze znajdowało się wiele różnych nowoczesnych urządzeń. Maciek tłumaczył mi na jakiej zasadzie i do czego służą.

 

Często poruszasz temat podróży w czasie, rozwoju technologicznego, ale w opisach stosujesz takie zabiegi jak wyżej, co jest właśnie drogą na skróty. Jasne, nie umieszczasz tagu sci-fi, a zazwyczaj inne, ale konwencja wymaga dopracowania światotwórstwa.

 

– Myślę, że wszystkiego się niedługo dowiesz, bo nic nie stoi na przeszkodzie byśmy po tym jak wskoczysz w mój zapasowy strój polecieli do rezydencji Marka Dumplera pełniącego główny urząd władzy na Marsie.

Straszny infodump z tym Markiem Dumplerem, poza tym czy nie uznaliby raczej bohatera za jakiegoś szaleńca, zamiast wieźć go od razu do przywódcy?

 

– A religia? Czy ludzie wierzą jeszcze w Boga?

– Jak najbardziej. Pewnie to cię zdziwi, ale dopiero teraz, trzy tysiące lat po śmierci Jezusa Chrystusa wierzy w Boga prawie dziewięćdziesiąt pięć procent populacji. Jest tak bo niemal codziennie zdarzają się sytuacje nie dające się naukowo wytłumaczyć. Mam na myśli cuda. Prawie każdy naukowiec jest głęboko wierzący.

Rozumiem, że to przedstawienie niejako swoich poglądów, ale tendencje są raczej odwrotne. Warto byłoby uzasadnić, dlaczego teraz się tak stało. Szczególnie, że znalezienie życia pozaziemskiego z pewnością wstrząsnęłoby religiami na całym świecie.

 

Czytało się dobrze, te 15 zzs szybko zleciało, ale mam wrażenie, że jest to urwane opowiadanie, że rozkręca się właśnie w momencie, w którym postanawiasz je zakończyć. I pod tym względem też zgadzam się z Młodym Pisarzem – fabularnie jedno z Twoich słabszych, bo fabuły tutaj jak na lekarstwo. Dopisanie/rozbudowanie tekstu pomiędzy podróżą koleją a epilogiem dobrze by zrobiło całości. 

 

Pozdrawiam

OG

Witaj Młody pisarz!!!

 

Może ja trochę wyjaśnię; oprócz portalu jestem jeszcze w klubie gdzie jedna doświadczona osoba daje członkom zadania. Ostatnim zadaniem była napisać opowiadanie z rodzaju SOLARPUNK. Chyba jest tak, że opowiadane na konkretny temat nieco zawęża możliwości. Tak mi się wydaje. (a może mi się źle wydaje :)) Bardzo się zastanawiałem (zdając sobie sprawę, że opowiadanie właśnie jeśli chodzi o pomysł nie jest rewelacyjne) czy w ogóle zamieścić ten tekst. Zdecydowałem, że co mi szkodzi?!

 

Dzięki za łapankę, popoprawiałem.

 

Bardzo dziękuję za wszystko i serdecznie pozdrawiam!

 

Hej OldGuard !!

 

Dziękuję, że przeczytałaś i dałaś komentarz. Rady staram się zapamiętać.

 

Jeśli chodzi o wątek religii pod koniec, to nie koniecznie jest to przedstawienie moich poglądów. Taki miałem pomysł, ateista też chyba mógłby tak napisać. Ja już nie afiszuję się ze swoją wiarą, można powiedzieć, że w tej kwestii zmądrzałem. 

 

Serdeczne pozdrowienia!!!

Jestem niepełnosprawny...

Faktycznie, pomysł z wehikułem czasu nie jest nowy. I nie dodałeś tu nic specjalnie istotnego – to tylko wyprawa w daleką przyszłość, żeby zobaczyć, jak wygląda.

Trochę dziwiła mnie beztroska ludzi – bohater siada i uruchamia nieznane urządzenie. A gdyby zostało zaprojektowane dla istoty, która oddycha metanem i natychmiast zaczęło wytwarzać zdrową dla użytkownika atmosferę, żeby mógł zdjąć hełm? Potem ludzi tak po prostu otwierają obcy statek. To się powinno robić w zamkniętym środowisku, żeby obce bakterie/wirusy/niesporczaki nie rozpełzły się po Ziemi.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!

 

Pracuję nad lepszym, ciekawszym tekstem :) Jestem przekonany, że się bardziej spodoba.

 

Jeśli chodzi o twój zarzut to teraz zażartuję; słyszałaś, że pewne wynalazki zostały odkryte niezależnie od siebie w różnych częściach świata? Np. koło. Tak jest z moim wehikułem czasu :)))))

 

Serdecznie pozdrawiam!! :)

Jestem niepełnosprawny...

Słyszałam. Słyszałam nawet, że Newton i Leibniz niezależnie opracowali rachunek różniczkowy. Ale oni naprawdę nie czytali artykułów rywala na ten temat. Ani nie oglądali filmików.

Babska logika rządzi!

Miś przeczytał.

Wiele już było historii traktujących o wehikułach czasu i przenoszeniu się zarówno do przeszłości jak i w przyszłość. Twoja opowieść opisująca uroki Marsa w odległej przyszłości mieści się w tej konwencji. Nie ma tu niczego odkrywczego, ale czytało się nieźle. ;)

 

Czte­ry lata póź­niej roz­po­czą­łem stu­dia

na nowo po­wsta­łym kie­run­ku o na­zwie „Ba­da­nie oso­bli­wo­ści Mar­sjań­skich”. → Zbędny enter.

 

We­wnątrz znaj­do­wa­ły się ja­kieś wy­glą­da­ją­ce iden­tycz­nie me­ta­lo­we skrzy­nie, wiel­ko­ści sa­mo­cho­du oso­bo­we­go. W środ­ko­wej czę­ści, znaj­do­wał się na… → Powtórzenie.

 

cały czas roz­glą­da­jąc się i za­sta­na­wia­jąc się nad tym co mi się przy­da­rzy­ło. → Lekka siękoza.

 

wy­lą­do­wał kilka me­trów ode mnie.

Drzwi otwar­ły się i ze środ­ka wy­szedł dużo wyż­szy ode mnie męż­czy­zna… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– No to ład­nie – po­wie­dzia­łem po chwi­li jed­no­cze­śnie do sie­bie i do niego – Prze­nio­słem się w cza­sie. → Brak kropki po didaskaliach.

Sugeruję powtórkę z zapisywania dialogów.

 

Opu­ści­li­ście nasz układ sło­necz­ny?Opu­ści­li­ście Układ Sło­necz­ny?

 

do oce­anu atlan­tyc­kie­go spadł dziw­ny obiekt… → …do Oce­anu Atlan­tyc­kie­go spadł dziw­ny obiekt

 

Wszyst­ko było by do­brze→ Wszyst­ko byłoby do­brze

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej regulatorzy !!!!!

 

Bardzo mi miło, że znowu zawitałaś u mnie :) Dzięki za łapankę! Wszystko poprawiłem.

 

Coś podobnego taka od Ciebie pochwała :))) “czytało się nieźle” aż nie mogę uwierzyć…

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Jestem niepełnosprawny...

Uwierz, Dawidzie, uwierz. Ja nie oszukuję. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytałam któreś wcześniejsze Twoje opowiadanie i to wydaje mi się lepsze, bardziej dopracowane. Czytało mi się dobrze, fabuła nie jest oszałamiająca, ale spójna i ciekawa na tyle, że wciągnęło. Chociaż niestety najciekawiej zrobiło się na końcu (to powiązanie między wehikułem czasu a statkiem kosmicznym z zieloną mazią), ale już tego nie rozwinąłeś, trochę się urwało.

 

wyobrażałem sobie spotkanie z zielonymi potworkami o sześciu rękach i dziesiątkach wybałuszonych oczu umieszczonych w głowie o kształcie banana

Dobre to :)

miasto wyglądało trochę jak bąbel na ciele po oparzeniu drugiego stopnia

To też :)

 

Pewnie to cię zdziwi, ale dopiero teraz, trzy tysiące lat po śmierci Jezusa Chrystusa wierzy w Boga prawie dziewięćdziesiąt pięć procent populacji. Jest tak bo niemal codziennie zdarzają się sytuacje nie dające się naukowo wytłumaczyć. Mam na myśli cuda. Prawie każdy naukowiec jest głęboko wierzący.

 

Rozumiem, że to przedstawienie niejako swoich poglądów, ale tendencje są raczej odwrotne. Warto byłoby uzasadnić, dlaczego teraz się tak stało. Szczególnie, że znalezienie życia pozaziemskiego z pewnością wstrząsnęłoby religiami na całym świecie.

Ja sobie to wyjaśniłam tymi naroślami w mózgu :) Nie wiem co prawda po co kosmici mieliby się zajmować życiem religijnym ludzkości, ale może to jakiś skutek uboczny…?

 

Z takich ogólnych językowych rzeczy:

Masz zwyczaj nadużywania "jakiś", "jakaś", "jakieś". Praktycznie każde ich użycie w tym tekście możnaby wykreślić bez szkody (a raczej z pożytkiem) dla całości.

 

Trochę możnaby też poskracać, np:

Blisko, obok fotela w zasięgu ręki była dość duża dźwignia

Skoro w zasięgu ręki, to wiadomo, że blisko, nie ma potrzeby się powtarzać.

wsiadłem do jednego ze stojących na zewnątrz pojazdów, by udać się na miejsce, gdzie znajdował się zagadkowy obiekt.

“…by udać się do zagadkowego obiektu” wyraża tę samą treść, a krócej i prościej.

 

Chwyciłem dłonią dźwignię,

Wiadomo, że dłonią :)

 

 Zerkał na mnie co chwilę i wypytał o różne szczegóły. Chwilę później pomyślałem, że chyba mi uwierzył.

Tutaj z kolei mi mało :) Tak po prostu od razu uwierzył? Raczej by go wziął za wariata przecież. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, jak bohater go przekonał, że nie jest wariatem, a naprawdę przeniósł się w czasie.

Spróbuj popracować w ogóle nad dialogami, bo miejscami są trochę sztywne. W zwykłej mowie ludzie raczej nie używają takich okrągłych, wielokrotnie złożonych zdań.

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć mindenamifaj !!!!!

 

Dzięki, bardzo wartościowy dla mnie komentarz. Rady biorę do serca i do mózgu :))) No, twoja ocena jest dla mnie bardzo pozytywna i cieszy. Bardzo mi jest miło.

 

Dziękuję, że poświęciłaś swój czas by mi pomóc :)))

 

Serdecznie pozdrawiam!!! Do następnego razu.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka