- Opowiadanie: Bibułka - Śluby starego świata

Śluby starego świata

Boję się, że nawet spełniając marzenie, czekałoby na mnie rozczarowanie

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Śluby starego świata

Nasza miłość miała trwać wiecznie… Ale co, jeśli wieczność powoli stawała się rzeczywistością? Czy ideał, w który wierzę ja i społeczeństwo, musi umrzeć i ustąpić miejsca?

Zawsze starzejemy się rok przez rok czasu. Kiedyś myślałem, że jak będę miał dwieście pięćdziesiąt lat, to będę zupełnie innym człowiekiem. Jakimś mędrcem albo coś takiego. A tak naprawdę jestem tym, kim byłem zawsze. Może mając pięćset lat, będę czuł się inaczej.

Dwieście pięćdziesiąt lat… W zasadzie to, co ci opowiem, wydarzyło się na dwa tygodnie przed tymi urodzinami, ale od tego czasu pewne rzeczy się nie zmieniły. Wciąż czuję się dziwnie, myśląc o sobie z perspektywy tych dwóch i pół wieku.

Cóż, zgaduję, że ktoś zrodzony i wychowany w „normalnym świecie” już zawsze będzie się tak czuł. Mój ojciec zmarł, mając dziewięćdziesiąt siedem lat, a matka mając sto jeden. Tego oczekiwałem od siebie i mimo że już dawno przeżyłem ten okres, to chyba nadal trochę oczekuję…

Kilka miesięcy temu czytałem, że naukowcy szacują, że przy obecnej technologii limit ludzkiego życia osiągnie siedemset, osiemset lat. Tylko że przy tym kładli nacisk na stwierdzenie „przy obecnej technologii”. Niektórzy odważniejsi już głosili rychłe i nieuniknione nadejście ery aśmiertelności. Hmm, nadal mnie to niepokoiło. Nie czułem się jak mędrzec. Nie chciałem żyć wiecznie, ale nie chciałem także umierać. Co, jeśli kiedyś naprawdę będę musiał wybrać między tymi ewentualnościami?

Wieczność już niszczyła, to co miało być na zawsze. Czy bez jej nadchodzącego widma, kiedykolwiek zdecydowałbym się zniszczyć najwspanialszą rzecz, jaka mnie spotkała w życiu?

Ślubowałem jej miłość po wsze czasy. To była najszczersza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem. I to, co do tej pory mieliśmy, było przepiękne. Żyliśmy przygodą i z pasją. Założyliśmy wspaniałą rodzinę, doświadczając tego, co kiedyś wydawało się nierealnym marzeniem, czymś co podobno nie miało prawa przydarzyć się w prawdziwym życiu, ale nam się udało.

Więc czemu to zniszczyłem?

Czego mi brakowało w idylli?

Przez ostatnich pięćdziesiąt lat zadawałem sobie to pytanie, jednocześnie starając się je zdławić, bo przecież czy gdziekolwiek indziej mogło na mnie czekać coś lepszego? Naiwnym było wyobrażanie sobie, że zmieniając w taki sposób życie, odzyskam to spełnienie, które przez tak długi czas miałem szczęście czuć.

Trawa tylko wydaje się bardziej zielona po drugiej stronie płotu.

Ale mimo tego zdecydowałem się skoczyć w chaos przyszłości i uciec przed tym, co działało i było piękne. Bo już pięćdziesiąt lat mam siebie za niewdzięcznika, który szuka dziury w cały, nie doceniając bliskiej ideału sytuacji. Nie miałem już siły. Próby polepszenia sytuacji zawiodły. Pozostała tylko drastyczność.

Tak, postanowiłem absolutnie zdradzić tę, której ślubowałem wszystko, bo byłem zmęczony. Bo się znudziłem. Czujesz do mnie odrazę? Dobrze, stań w kolejce.

Siedziałem w zatłoczonej i głośnej kawiarni, gdy wreszcie zdecydowałem się to zrobić. Tak jak już wspomniałem, wydarzyło się to na dwa tygodnie przed moimi urodzinami. 

 

*

 

Był już wieczór, gdy wróciłem do domu. Ona stała boso w kuchni i przygotowywała cudownie pachnącą tartę cytrynową.

– Zastanawiam się nad wyburzeniem południowej ściany w salonie na parterze – rzuciła, zaglądając do piekarnika.

Serce łomotało mi w piersi. Musiałem usiąść.

– Co myślisz? – dopytała, gdy nic nie odpowiedziałem.

– W salonie na parterze? – zapytałem, mimo że wiedziałem, że od razu powinienem był przejść do tej dużo ważniejszej kwestii. Powinienem był, a uciekłem.

– Mhm. Dzięki temu powiększymy przestrzeń, a kanapy przesuniemy, tak żeby teraz stały prostopadle do wejścia. Oczywiście stracimy przez to mój gabinet, ale myślałam, aby się przenieść obok biblioteki. Posprzątam tam i się zmieszczę.  

– Ok. – Czułem mdłości.

– Rozmawiałam już wstępnie z Caro i ona też uważa, że to świetny pomysł, i oczywiście podejmie się, ale…

– El… – Zdobyłem się wreszcie na przerwanie jej i przełknąłem ślinę. – Mu… Musimy się chyba rozstać.

Kobieta, której ślubowałem miłość i wierność, otworzyła lekko usta i spojrzała na mnie tymi niebieskimi oczami, które jakby były moje. Była zszokowana.

Czujesz do mnie odrazę? Stań w kolejce.

– Rozstać? – zapytała.

– Przepraszam.

Przymknęła usta i spuściła wzrok na blat. Nic nie mówiłem, dając jej przestrzeń na przetrawienie tej nowiny. Choć czy to mogło jakkolwiek pomóc? A może znów uciekałem?

– Myślę, że możesz mieć rację – rzekła.

Zamrugałem zaskoczony.

– Co?

El sięgnęła przez blat i chwyciła moją dłoń.

– Masz rację – powiedziała.

– Dlaczego?

– Przecież wiesz… Próbowaliśmy, ale… No wiesz.

Wziąłem głęboki wdech i cofnąłem dłoń. Wiedziałem, ale…

– Naprawdę jesteś gotowa to zburzyć? Nas? – zapytałem zbyt ostro.

– Chyba musimy.

– Ale…

– Poza tym ja dużo ostatnio myślałam. Chcę dzieci. Zrobię to.

– Co?!

– Nelson, ja…

– Rozmawialiśmy o tym. Nie możemy!

– Ty nie możesz. A ja… Zrobię to.

Skrzywiłem się. Przecież nie, nie mogliśmy.

– Ale my… To… – Zwiesiłem i potrząsnąłem głową. – Nie mogę. Muszę wyjść.

El pokiwała głową.

– Wrócisz jutro?

– Tak… Pójdę do hotelu. Przetrawię sobie. Chyba.

– Napisz, jak dotrzesz, dobrze?

– Mhm. – Wstałem, czując lekkie oderwanie od rzeczywistości i powoli skierowałem się do wyjścia.

– Nelson…

Obróciłem się. Pomimo wszystkiego, jak zawsze posłała mi pocałunek na pożegnanie. Hmm… Cudowna El. Moja cudowna El. Odwzajemniłem się, też posyłając pocałunek.

 

*

 

Wróciłem do domu po dwóch dniach, oczywiście dając jej wcześniej znać, że potrzebuję więcej czasu. Gdy usiedliśmy naprzeciwko siebie, czułem, że byłem dostatecznie gotowy na tę rozmowę.

– Ja zacznę – powiedziałem. – Ty chcesz znowu mieć dzieci. Czujesz w sobie ogromną potrzebę, aby znów to zrobić, bo wśród wielu wspaniałych chwil, ten okres wspominasz jako najwspanialszy. Chcesz znów to czuć, chcesz znów mieć w życiu tak istotne przedsięwzięcie, taki projekt. A moje obawy i argumenty do ciebie nie przemawiają. Uważasz, że to na co ty się zdecydujesz w tej sytuacji, można całkowicie odseparować ode mnie. Dlatego powinienem to uszanować.  

– Nelson, przerabialiśmy już to, ja…

– El…

Westchnęła.

– Dobrze. – Przymknęła oczy. – Zważywszy na to, że już mamy dzieci, uważasz, że jeślibym się zdecydowała na zrodzenie kolejnych, byłaby to swego rodzaju zdrada w stosunku do nich. Nawet, gdyby się na to zgodzili. Bo nasz okres na rodzicielstwo już dawno minął. Uważasz, że to był wspaniały etap i także za nim głęboko tęsknisz, ale jednocześnie dla ciebie jest to po prostu coś, co robi się raz w życiu. Szczególnie że już ponad sto pięćdziesiąt lat jesteśmy dziadkami. I nie uważasz, że ponowne rodzicielstwo to może być moja osobista decyzja. Jej konsekwencje mocno na ciebie wpłyną. Moje dzieci już zawsze będą również twoimi dziećmi i ten fakt zawsze wpłynie na naszą rodzinę.

Przytaknąłem.

– Dlatego proszę cię, abyś tego nie robiła.

Westchnęła.

– Dyskutowaliśmy o tym. I skoro się rozstaniemy, to…

– Ale…

– Nelson! – przerwała mi, a gdy otworzyłem usta, aby znów się nie zgodzić, ponownie mi przerwała: – Nelson!

Spojrzałem jej głęboko w oczy.

– To się wydarzy – powiedziała. – Przepraszam cię.

Stęknąłem, po czym potrząsnąłem i zwiesiłem głowę. Jak… Jak?

– O czym myślisz? – zapytała, gdy już zbyt długo tak milczałem.

– Nie wiem. – Wzruszyłem barkami. – To znaczy… Ech…

– Rozumiem. – Pokiwała głową i wyciągnęła rękę, aby uścisnąć moją dłoń.

Uścisnąłem jej dłoń, a znajome ciepło mnie pocieszyło.

– A myślałaś…

– Tak?

– Jak to będzie… z kimś innym? Wasze dzieci? Wasza rodzina? Nie nasza?

Skrzywiła się lekko.

– Dziwnie? Nie wiem… Ale chyba jakoś się ułoży, co?

– Za miesiąc mija nasza dwieście dwudziesta trzecia rocznica.

Uśmiechnęła się.

– Tym razem twoja kolej, aby nas gdzieś zabrać.

– Mhm, bilety już kupione i wszystko załatwione, ale chyba trzeba będzie to komuś oddać…

Zastanowiła się przez moment.

– Pojedźmy – powiedziała.

– Hmm.

– A gdzie?

– Zawsze pytasz, mimo że nigdy nie chcesz wiedzieć.

Uśmiechnęła się szerzej.

– Pojedziemy?

– Chyba możemy.

– Będzie fajnie.

– Ale wracając do…

– Nie musimy teraz wszystkiego omawiać. Mamy czas. Damy sobie przecież radę, prawda?

– Hmm.

– Przypomnę też, że to ty zechciałeś się rozstać.

– Cóż…

– Damy radę – powiedziała i uśmiechnęła się. – Swoją drogą, Caro przyjdzie dziś wieczorem. Wykona nowe skany i pierwsze symulacje. Wspomniała też coś o twoim pomyśle przemeblowania na pierwszym piętrze.

– Tak, dzwoniła do mnie wczoraj… Powiedziałem jej…

 

*

 

Gdy o trzeciej w nocy stałem przed lustrem w łazience i szczotkowałem zęby, myślałem o tym, co mógłbym jeszcze powiedzieć, jak lepiej sformułować mój argument, aby jednak ją przekonać. Przerobiłem już tuzin potencjalnych scenariuszy. W kilku z nich moja rola uparcie objawiała się jako akceptacja jej decyzji i wspieranie jej. Ale nie mogłem przestać roztrząsać tego, co by było, gdyby pożałowała? Co by było, gdyby nasze dzieci rzeczywiście poczuły się zdradzone jej wyborem? Lub co, gdyby macierzyństwo tym razem okazałoby się mieć bardziej gorzki smak?

Albo… Westchnąłem. Ja bym kogoś poznał, ona by kogoś poznała, ale długoterminowo to by nie przetrwało i skończyłaby sama, żałując wszystkiego, podczas gdy ja nadal byłbym zaangażowany w coś nowego? 

Jak mógłbym jej coś takiego zrobić? Być szczęśliwy bez niej? Mojej Elise?

A może miało być na odwrót? To ja miałem pożałować, to ja miałem nie znaleźć tego, czego szukam, zrozumieć, co było w moim posiadaniu, ale już nigdy nie będzie, bo El była szczęśliwa w ramionach innego?

Westchnąłem. Wyplułem pastę, przepłukałem usta, po czym sięgnąłem po marker.

Praktycznie każdej nocy kładłem się później niż El, więc dawno dawno temu zacząłem zostawiać wiadomości na lustrze, aby uprzyjemnić jej poranek. Zwykle te wiadomości były kombinacją komplementów i życzeń na nadchodzący dzień. Często powtarzającą się kombinacją, bo moje pokłady kreatywności wyczerpały się gdzieś w okolicach naszej trzydziestej rocznicy.

Ale tamtej nocy…

Zastanowiłem się. Bo jeśli rzeczywiście czekała na mnie wieczność…

Ślubowaliśmy sobie wieczność. Ale to nie wieczność nadawała znaczenie. To co było między nami, było piękne i ważne. Nic nam tego nie mogło odebrać.

To napisałem na lustrze.

Koniec

Komentarze

No jest tu pomysł: historia tego, jak nie bierzemy pod uwagę skali, kiedy mówimy “na zawsze”, historia o tym, że “na zawsze” dla kogoś z perspektywą osiemdziesięciu lat życia, a dla kogoś z perspektywą ośmiuset znaczy co innego, o tym, jak muszą mieszać się pokolenia w takiej społeczności, to jest świetny temat. Tobie jeszcze nie do końca wyszło opisanie go.

Po pierwsze, to jest raczej obyczajowa scenka niż opowiadanie. Fabularnie dzieje się niewiele, skupiasz się na emocjach i odczuciach, a nie na akcji; no i OK, tak też można, ale wtedy musisz uwieść czytających czym innym, na przykład precyzją języka, doskonałością stylu, emocjonalną głębią opisywanych wydarzeń. Tobie jeszcze na razie nic z tego do końca nie wychodzi: refleksje bohatera są chwilami chaotyczne i niezborne, skaczące z tematu na temat, stylistycznie czasem się potykasz (”zrodzenie dzieci”, “okres na rodzicielstwo” i inne nie najszczęśliwiej brzmiące sformułowania), psychologicznie też nie do końca prawdopodobnie przedstawiasz kulisy decyzji bohatera i jego wizję wiecznej miłości. A ponieważ jesteśmy na portalu związanym z fantastyką – ta ostatnia to też raczej słaby punkt tekstu, bo o przyczynach długowieczności, o tym, co to robi z ludźmi i społeczeństwem, ale też jak jest możliwe – o tym mówisz niewiele i niejasno.

To nie jest jeszcze na razie szczególnie udany tekst, ale się nie zrażaj. Masz tu bardzo dobry pomysł, który, po przepracowaniu i przemyśleniu, może ci dać NAPRAWDĘ niezłe opowiadanie.

ninedin.home.blog

Zawsze starzejemy się rok przez rok czasu. ← ???

Misiowi nie podeszło niestety, nie są to jego klimaty.

 

Cześć, niestety nie porwało mnie. Ostatnio przeczytałem dużo opowiadań o wieczności i śmierci, może to dlatego? Dużo osób teraz o tym pisze. 

Nie widzę w tym pomyśle niczego nowego, a styl także do mnie nie przemawia. Mimo wszystko do połowy czytałem nawet z lekkim zainteresowaniem, ale skończyłem już z trudem.

Życzę powodzenia, będę się przyglądał twojej twórczości. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Znużyły mnie rozważania Nelsona i jego rozmowy z żoną. I jakoś nie mogę uwierzyć w tak doskonałe ich się dobranie, jak zapewniał bohater, zwłaszcza w obliczu jakże szybkiej zgody na rozstanie małżonków. Tak po prawdzie to chyba nie bardzo wiem, Bibułko, o czym jest ten szort.

 

Za­wsze sta­rze­je­my się rok przez rok czasu. → Masło maślane – rok to czas.

Nie znajduję sensu w tym zdaniu.

 

nie­wdzięcz­ni­ka, który szuka w dziu­ry w cały… → Dwa grzybki w barszczyku. Literówka.

 

przy­go­to­wy­wa­ła cu­dow­nie pach­ną­cą tarte cy­try­no­wą. → Literówka.

 

spoj­rza­ła na mnie tymi swo­imi nie­bie­ski­mi ocza­mi… → Zbędny zaimek – czy mogła spojrzeć tamtymi cudzymi oczami?

 

gdyby nasze dzie­ci rze­czy­wi­ście po­czu­ły­by się zdra­dzo­ne… → …gdyby nasze dzie­ci rze­czy­wi­ście po­czu­ły­ się zdra­dzo­ne

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

mam podobne przemyślenia jak Reg.

Jakaś taka przegadana ta historia, właściwie nic się w niej nie dzieje, a kontekst fantastyczny też wydaje mi się ledwie pretekstem do pokazania rozpadu związku i jakichś takich “obyczajowych”, wewnętrznych szamotań bohatera ze sobą. Być może czytelnicy, którzy pasjonują się literaturą obyczajową bardziej doceniliby ten tekst, ja raczej nie jestem odpowiednim odbiorcą.

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dziękuję Wam za komentarze! Drobne poprawki zastosowane, na większe przyjdzie czas.

Bardzo proszę, Bibułko. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podpisuję się pod komentarzem ninedin :)

Od siebie dodam, że istnieje zasada: pokazuj, a nie opisuj, przeciwko której notorycznie się buntuję ;) Jednak czasami warto ją wykorzystać. Chciałabym zobaczyć młodego, zakochanego bohatera. Chciałabym zobaczyć jak rozwija się jego małżeństwo, jak przeżywa wzloty i upadki. I na koniec chciałabym poczuć nudę, o której wspomina bohater, zobaczyć kłótnię o dzieci, być świadkiem drobiazgów, które ostatecznie doprowadziły do jego decyzji, zobaczyć, jak się miota, kiedy żona mu przytakuje i wreszcie widzieć, jak pisze swoją wiadomość.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale co, jeśli wieczność powoli stawała się rzeczywistością?

Mmmm… nie, nie rozumiem. Wieczność przecież jest rzeczywistością?

Czy ideał, w który wierzę ja i społeczeństwo, musi umrzeć i ustąpić miejsca?

Ustąpić miejsca – komu? Albo czemu? Tu musi być dopełnienie dalsze.

Zawsze starzejemy się rok przez rok czasu.

Hmm. Może tak: Z każdym upływającym rokiem starzejemy się o rok? Tylko styl wychodzi zupełnie inny… więc nie. W każdym razie dodałabym "o".

Może mając pięćset lat, będę czuł się inaczej.

Kolokwialny, swobodny styl, więc: Może mając pięćset lat, będę się czuł inaczej.

przed tymi urodzinami, ale od tego czasu pewne rzeczy się nie zmieniły

Hmm. Sama nie wiem.

myśląc o sobie z perspektywy tych dwóch i pół wieku

Na pewno "z perspektywy"? Taki idiom istnieje, ale czy zastosowałeś go świadomie?

Cóż, zgaduję, że ktoś zrodzony

Podwyższasz ton. Tak ma być?

matka mając sto jeden

Zamiast "mając" dałabym myślnik, ale może to ja. Lubię myślniki ^^

Tego oczekiwałem od siebie

Oczekiwać od siebie można, że się wreszcie weźmie zadek w troki. Jakiegoś osiągnięcia. A nie śmierci. Śmierci można oczekiwać dla siebie.

mimo że już dawno przeżyłem ten okres

Chociaż już dawno przekroczyłem setkę.

czytałem, że naukowcy szacują, że przy obecnej technologii

Dwa "że" obok siebie nie są ładne.

limit ludzkiego życia osiągnie siedemset, osiemset lat

Angielskie. Uprość. Ludzie będą mogli żyć po siedemset, osiemset lat.

Tylko że przy tym kładli nacisk na stwierdzenie „przy obecnej technologii”.

To nie jest stwierdzenie. Nie myl technologii z techniką. Skróciłabym trochę: Ale z naciskiem na słowa „przy obecnym poziomie techniki”.

nadal mnie to niepokoiło

Na pewno "nadal"?

Co, jeśli kiedyś naprawdę będę musiał wybrać między tymi ewentualnościami?

Hmm. Może po prostu: Co, jeśli kiedyś naprawdę będę musiał wybrać?

Wieczność już niszczyła, to co miało być na zawsze.

Wieczność już niszczyła to, co miało być na zawsze.

Czy bez jej nadchodzącego widma, kiedykolwiek zdecydowałbym się zniszczyć najwspanialszą rzecz, jaka mnie spotkała w życiu?

Skróciłabym: Czy bez jej nadchodzącego widma zdecydowałbym się zniszczyć najwspanialsze, co mnie spotkało w życiu? Oooj, Heidegger…

To była najszczersza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem.

"Rzecz" jest trochę anglicyzmem. Po polsku można się bez niej obyć, patrz wyżej, zwłaszcza, że fonetycznie raczej chrzęści.

I to, co do tej pory mieliśmy, było przepiękne.

Hmm. Przyjemne, ale abstrakcyjne. Z jednej strony – szort. Ale z drugiej…

Żyliśmy przygodą i z pasją

Zeugma.

doświadczając tego, co kiedyś wydawało się nierealnym marzeniem, czymś co podobno nie miało prawa przydarzyć się w prawdziwym życiu

Skróć, uważaj na imiesłowy: doświadczyliśmy tego, co kiedyś wydawało się nierealnym marzeniem, co podobno nie miało prawa się zdarzyć w prawdziwym życiu.

zadawałem sobie to pytanie, jednocześnie starając się je zdławić

Jak chcesz zdławić pytanie?

bo przecież czy gdziekolwiek indziej

"Przecież" niewiele tu daje, a utrudnia odczyt. Wyrzuciłabym.

Naiwnym było wyobrażanie sobie, że zmieniając w taki sposób życie, odzyskam to spełnienie, które przez tak długi czas miałem szczęście czuć.

Niezręczne, sztywne zdanie. Poza tym mocno abstrakcyjne, bo w sumie nie wiem, w jaki sposób narrator zmienił swoje życie.

Ale mimo tego

Mimo to.

zdecydowałem się skoczyć w chaos przyszłości i uciec przed tym, co działało i było piękne

Dobrze, ale co on w końcu zrobił? "Działało" i "było piękne" trochę do siebie nie pasują.

Bo już pięćdziesiąt lat mam siebie za niewdzięcznika

Uwaga, kolokwializm. W narracji pierwszoosobowej gra, ale w innej nie grałby. Zaznaczam na wszelki wypadek.

dziury w cały

Literówka.

nie doceniając bliskiej ideału sytuacji. Nie miałem już siły. Próby polepszenia sytuacji zawiodły. Pozostała tylko drastyczność.

Powtórzenie (sytuacji). Bardzo abstrakcyjne (co on w końcu zrobił?), a "drastyczność" tylko to podkreśla. Jest wysoce abstrakcyjna sama w sobie. Aż za bardzo, jak na kontekst. “Sytuacja” też – bardzo abstrakcyjne słowo.

postanowiłem absolutnie zdradzić

No, tak tylko trochę zdradzić nie można… https://sjp.pwn.pl/szukaj/absolutnie.html

Czujesz do mnie odrazę? Dobrze, stań w kolejce.

Sama nie wiem. Trochę to teatralne.

Siedziałem w zatłoczonej i głośnej kawiarni, gdy wreszcie zdecydowałem się to zrobić.

Tak, i?

Tak jak już wspomniałem

Tak, jak już wspomniałem. Albo możesz wyciąć "tak".

Ona stała boso w kuchni

Minus jeden punkt za łamanie przepisów BHP :)

przygotowywała cudownie pachnącą tartę cytrynową

Hmm. A może opisałbyś to bardziej dotykalnie? Czy wywąchalnie?

zapytałem, mimo że wiedziałem

Choć wiedziałem.

myślałam, aby się przenieść obok biblioteki

Myślałam, żeby się przenieść do pokoju obok biblioteki.

otworzyła lekko usta

To "lekko" mnie uwiera, ale nie mam pomysłu, na co je zmienić.

Przymknęła usta

Czyli nie zamknęła całkiem?

Nic nie mówiłem, dając jej przestrzeń na przetrawienie tej nowiny

Nic nie mówiłem, żeby miała czas na przetrawienie tej nowiny.

Choć czy to mogło jakkolwiek pomóc?

"Jakkolwiek" i podobne słowa to powietrze. Nic nie dają, lepiej ich unikać.

– Myślę, że możesz mieć rację – rzekła.

Dlaczego nagle "rzekła"? Dotąd styl był inny.

Zamrugałem zaskoczony.

Aliteracja, dałabym też przecinek.

Wstałem, czując lekkie oderwanie od rzeczywistości

Cały dialog jest dość abstrakcyjny. W tym zdaniu zapewniasz, zamiast pokazywać. Miałeś kiedyś takie uczucie? Opisz, jak to jest. Jeśli nie miałeś, musisz kogoś spytać.

Pomimo wszystkiego, jak zawsze posłała mi pocałunek na pożegnanie

Mimo wszystko. Dalej jest aliteracja, uwiera mnie też przecinek.

Odwzajemniłem się, też posyłając pocałunek.

Domyślamy się, jak można odwzajemnić pocałunek. Nie musisz tłumaczyć.

oczywiście dając jej wcześniej znać

Poprawnym imiesłowem byłoby tu "dawszy", ale to brzmi potwornie. Ja napisałabym: oczywiście, dałem jej wcześniej znać. Styl jest kolokwialny, więc pasowałoby.

czułem, że byłem dostatecznie gotowy na tę rozmowę

Czułem, że jestem gotowy na tę rozmowę. Polszczyzna nie ma consecutio temporum, a gotowym nie można być tylko trochę.

wśród wielu wspaniałych chwil, ten okres wspominasz jako najwspanialszy

Bez przecinka. Całość mocno się wyróżnia, ale o tym za chwilę.

Uważasz, że to na co ty się zdecydujesz w tej sytuacji, można całkowicie odseparować ode mnie.

To, na co ty. Ale zaraz. Mówiłeś o zdradzie – a Nelson rzuca ją tutaj jak zawodowy psychiatra (zwróć uwagę na książkowe słowa typu "odseparować" – wcześniej ich nie było). Uczciwe rozejście się nie jest zdradą (nie musi być czymś dobrym, ale zdradą nie jest, chyba, że Nelson zdradza swoje ideały).

przerabialiśmy już to

Wymów to. Jak będzie naturalniej?

zdecydowała na zrodzenie kolejnych, byłaby to swego rodzaju zdrada w stosunku do nich

…? Dlaczego? I czemu tak się silisz na wysokie słowa ("zrodzenie"?)?

nasz okres na rodzicielstwo

Okres naszego rodzicielstwa; albo czas naszego rodzicielstwa.

Szczególnie że już ponad sto pięćdziesiąt lat jesteśmy dziadkami  

Szczególnie, że już od ponad stu pięćdziesięciu lat jesteśmy dziadkami.

I nie uważasz, że ponowne rodzicielstwo to może być moja osobista decyzja. Jej konsekwencje mocno na ciebie wpłyną. Moje dzieci już zawsze będą również twoimi dziećmi i ten fakt zawsze wpłynie na naszą rodzinę.

Rodzina to zasadniczo ojciec, matka i ich dzieci, więc tę wypowiedź uznałabym za cokolwiek łopatologiczną. Cały dialog jest nienaturalny, książkowy (i książka, o której tu myślę, to raczej podręcznik, niż literatura).

proszę cię, abyś tego nie robiła.

Żebyś.

przerwała mi, a gdy otworzyłem usta, aby znów się nie zgodzić, ponownie mi przerwała

Hmmm. Nie wiem…

potrząsnąłem i zwiesiłem głowę

Czym potrząsnąłem?

Wzruszyłem barkami.

Zwykle wzrusza się ramionami.

Pokiwała głową i wyciągnęła rękę, aby uścisnąć moją dłoń.

Uścisnąłem jej dłoń, a znajome ciepło mnie pocieszyło.

Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.

twoja kolej, aby nas gdzieś zabrać

"Aby" jest o wiele bardziej ą-ę od "żeby". Jesteś go pewien? I – bohaterowie tak, ot przeszli nad sprawą do porządku?

trzeba będzie to komuś oddać…

Naturalniej wymawia się: trzeba to będzie komuś oddać.

– A gdzie?

A to kolokwialne, i dopuściłabym tylko w dialogu, nie w narracji. Bo poprawnie jest "dokąd"?

Zawsze pytasz, mimo że nigdy nie chcesz wiedzieć.

"Mimo że" jest bardzo wysokie, wręcz pretensjonalne. Nie znam nikogo, kto by tak mówił. Uważaj na ten skaczący ton – jasne, wszyscy tak mają na początku, ale trzeba się tego pozbyć.

Wykona nowe skany

A może jednak "zrobi"?

moja rola uparcie objawiała się jako akceptacja jej decyzji

Poziomy abstrakcji. Rola – to nie to samo, co akceptacja.

poczuły się zdradzone jej wyborem

Raczej: z powodu jej wyboru.

Lub co, gdyby macierzyństwo tym razem okazałoby się mieć bardziej gorzki smak?

Co, gdyby macierzyństwo tym razem okazało się mieć bardziej gorzki smak?

długoterminowo to by nie przetrwało

"Długoterminowo" – a może "na dłuższą metę"?

żałując wszystkiego, podczas gdy ja nadal byłbym zaangażowany w coś nowego?

Rym.

zrozumieć, co było w moim posiadaniu, ale już nigdy nie będzie, bo El była szczęśliwa

Byłaby szczęśliwa (uważaj na czasy i tryby!), ton raczej wysoki.

zostawiać wiadomości na lustrze

Markerem?

kombinacją komplementów

Aliteracja.

moje pokłady kreatywności

Poziomy abstrakcji: pokłady mojej kreatywności.

Ale to nie wieczność nadawała znaczenie. To co było między nami, było piękne i ważne. Nic nam tego nie mogło odebrać.

Nareszcie ktoś to powiedział…

Szczęście jest jak kot. Im bardziej za nim gonisz, tym bardziej ucieka. No, tak czy owak. Fantastyki jest tu tyle, co kot napłakał (długość życia i jej postrzeganie to rzecz mocno względna), poszedłeś tak daleko na skraj idei, że wyszła obyczajówka. To jest rzecz współczesna, nie o przyszłości. Ale ma potencjał. Szkoda tylko, że niewykorzystany… nie zobaczyłam tego świata prawie wcale, problem bohaterów też dopiero naszkicowałeś, sygnalizując wprawdzie rozwiązanie (które mi się podoba), ale w sumie – to dopiero początek. Pisz dalej.

 

Co do spraw technicznych – tekst jest abstrakcyjny, mało obrazowy, jego treść stanowią wprawdzie głównie przemyślenia bohatera, ale przydałoby się je osadzić w jakimś kontekście. Podeprzeć przykładami. Bo na razie stoi w rozkroku, z jedną nogą na prozie i drugą na publicystyce. Musisz się trochę zanurzyć w ten świat, bo na razie widzieliśmy tylko powierzchnię.

Od siebie dodam, że istnieje zasada: pokazuj, a nie opisuj, przeciwko której notorycznie się buntuję ;)

A niesłusznie, bo to dobra zasada :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka