- Opowiadanie: zmiju - Wypadek

Wypadek

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wypadek

Gdyby w promieniu pięciu kilometrów od przełęczy znajdował się ktokolwiek, kto mógłby słuchać, z pewnością usłyszałby krzyk bólu. Gdyby w odległości stu metrów był ktoś, kto mógłby obserwować tę sytuację, to zobaczyłby człowieka leżącego na skraju szutrowej drogi, rower odrzucony na poboczę oraz niebieską limuzynę. Gdyby ktoś stanął przy uszkodzonym aucie, poczułby swąd wydobywający się spod maski.

Jednak nikogo innego tam nie było. Tylko Jo.

– Aaaaa! Chyba cię popierdoliło! – Jo zaczął kaszleć od własnego wrzasku.

Kilka sekund wcześniej odzyskał przytomność. Zanim receptory bólu przesłały alarmujący sygnał do mózgu, wpadł na lekkomyślny pomysł, aby spróbować podnieść się z trawy. Jego neurony zagrały akord i ponownie stracił przytomność.

– Obudź się proszę. – Przyjemny niski ton nawoływał człowieka leżącego na poboczu.

Jo otworzył to mniej spuchnięte oko. Spojrzał na nienaturalnie wykręcone kolano. W jednej chwili zrobiło mu się niedobrze. Jego kończyna ze stawem zginającym się w odwrotną stronę przypominała nabrzmiałą nogę strusia. Zwymiotował. Ponownie stracił przytomność.

Parę godzin później słońce stało w najwyższym punkcie na niebie. Przebudził się. Leżał na wznak ze wzrokiem skierowanym w górę. Zrazu cicho, jakby ktoś zanurzył pod wodą głośnik, a potem coraz bardziej donośnie usłyszał rytmiczny sygnał alarmu samochodowego. Limuzyna stojąca obok niego wyła i migała światłami.

– Dość – szepnął.

Jo nabrał powietrza i powtórzył głośniej.

– Dość! Dość!!! Dooość!!!

Impuls bólu płynący z kolana zmusił go do przerwania. Wycie również ucichło.

Para ptaków na pobliskim drzewie dała znać o sobie ćwierkaniem i gwizdaniem. Piękna pogoda, nie ma co – pomyślał Jo.

– Jesteś tu znowu? – odpowiedział mu głos z auta.

– Czy możesz do cholery wysiąść i mi pomóc?! – Wrzasnął. 

Ta sytuacja była bardziej niż absurdalna.

– Abstrahując od faktu, że takie jest prawo, to po prostu ludzki odruch! – Jo dodał.

Był wściekły, bo go bolało. Serię paraliżujących ukłuć przenikających stawy i kości odczuwał, jakby ktoś walił go elektryczną packą zaprojektowaną na muchy wielkości hipopotama.

Był zły, bo jakiś idiota gnał po polnej drodze z kretyńską prędkością i zepsuł mu krótki urlop. A akurat miał najlepsze warunki, jakie mógł sobie wymarzyć. Czyste niebo, łagodny wiatr, umiarkowana temperatura.

Najbardziej drażniło go to, że ten psychopata miał go w nosie. Nawet nie raczył wysiąść. Dobrze, że nie odjechał, gdy Jo leżał nieprzytomny.

Jo oparł się o koło pojazdu i głęboko oddychał. Starał się nie patrzeć na złamaną nogę, bo brało go znowu na wymioty.

– To niestety nie jest wykonalne. Szalenie mi przykro – odpowiedział głos.

– Cholera, niewykonalne jest chodzenie na złamanej nodze! – Jo próbował zamachać rękami, ale osunął się na ziemię i zawył – Auaaa!!!

Po minucie wziął głębszy wdech.

– Wyłaź i pomóż mi, człowieku. Musimy pojechać do szpitala! – wydyszał, leżąc na boku.

– Pozwól, że wyprostuję szereg błędów poznawczych obecnych w twojej wypowiedzi. – Ton jego towarzysza i sprawcy niedoli niezmiennie wyrażał współczucie.

I wkurzał Jo.

– Jakich poznawczych?! Rusz się! – Jo wrzeszczał i syczał z bólu.

Auto zignorowało ostatni komentarz.

– Nazywanie mnie człowiekiem odbieram za komplement, ale nie do końca prawdziwy. Nie jestem w stanie wyjść z siebie, bowiem oto jestem tu sobą w sobie jako ja. Ponadto nie wolno mi się ruszyć z miejsca wypadku, szczególnie, gdy są ranne osoby. Będę czuwał przy tobie aż do nadejścia pomocy.

Czuwał? – zdziwił się Jo – co to stypa?

Zamyślił się jednak i po chwili zrozumiał.

– Jesteś autonomicznym pojazdem, prawda? – spytał ciszej.

– To chyba oczywiste, a czy zwykły samochód by z tobą rozmawiał? – zdziwił się jego rozmówca.

Jo zamrugał z niedowierzaniem. 

– Może dasz radę wsiąść z tyłu? – zagaiła limuzyna i rozsunęła drzwi.

Sytuacja była patowa. Jeżeli będzie leżał na poboczu, ten wóz nigdzie nie pojedzie. I tak będą gnić na tej przełęczy aż któremuś z nich skończą się baterie. 

Wówczas coś sobie przypomniał. Podczołgał się do połamanego roweru i otworzył sakwę przy kierownicy. Wyjął z niej telefon. Niestety jego pech był podwójny. Urządzenie kompletnie się roztrzaskało w momencie uderzenia. Odłożył je na ziemię.

– I co teraz? – spytał głośno.

– Hmm. Pytanie jest bardzo ogólne – odparło auto.

– Mam rozwalony telefon. Może ty możesz wezwać pomoc? – zaproponował człowiek.

– Próbowałem dwie godziny temu, ale niestety jesteśmy poza zasięgiem jakiejkolwiek sieci – wyjaśnił pojazd i szybko dodał na pocieszenie. – za to łapię kilka stacji radiowych z relaksacyjną muzyką.

Jo z bezsilności uderzył potylicą w drzwi, o której się opierał.

– Obniż zawieszenie! – rzucił.

Siedząc, powoli przesuwał się w kierunku wejścia do środka. Gdy poczuł na plecach próg, chwycił go i spróbował się dźwignąć. Nagle nieszczęśliwie poruszył złamaną nogą i zemdlał.

Godzinę później obudziły go dźwięki piosenki “Always look on the bright side of life”. Teraz to zauważył. Nogawka była mokra i oblepiona ziemią. Pod nią w piach wsiąkła ciemna plama.

– O cholera!

– O, wstałeś! – Auto wyraźnie się ucieszyło. – Zapewne pokrzepi cię fakt, że baterii starczy mi jeszcze aż na dziesięć godzin. I nagrałem dla ciebie piosenkę.

– Mam otwarte złamanie i chyba straciłem trochę krwi. – Chciało mu się płakać.

Słońce stało w zenicie. W ustach czuł mielony asfalt. Kręciło mu się w głowie. Przed oczami latały świetliki. Tylko noga, jakby trochę mniej bolała.

– Obniżę teraz zawieszenie, to na pewno ci się uda. Spróbujmy jeszcze raz – zaproponował samochód.

Jo nawet nie chciał pytać. Po prostu uniósł się na ramiona do siadu. Złapał próg auta. Nabrał powietrza i zacisnął zęby. Naparł ramionami i powoli uniósł pośladki do wysokości dywaników w tylnym rzędzie siedzeń. W tym momencie podłoga obniżyła się i przechyliła w jego stronę.

Po tej operacji ciężko sapał przez kwadrans. Prawie odpłynął, ale zaczął szybko wentylować i świadomość pozostała na miejscu.

– Co teraz? – Nogi zwisały mu bezładnie na zewnątrz.

– Może zamknę drzwi i włączę klimatyzację. Od razu zrobi się przyjemniej – odrzekł samochód.

– Nie! – Jo zobaczył oczami wyobraźni, jak drzwi zaciskają się na połamanych kościach.

– Mam system diagnostyki medycznej. Może zechcesz skorzystać? – Auto było wyraźnie zadowolone z ich współpracy. – Sparuj tylko swój zegarek.

Jo położył się na wznak pod tylną kanapą i wykonał zalecenie auta.

– Muszę ci powiedzieć, że nie jest najlepiej. – Po minucie wyniki zostały odebrane i przeanalizowane. – Długo by wymieniać, ale generalnie nadajesz się do wymiany.

– Pojedźmy stąd, proszę – odpowiedział Jo słabym głosem.

– Niestety nie mogę się ruszyć z miejsca wypadku. Szczególnie, że ty nie możesz nadzorować jazdy, a ja mam uszkodzenia. Trzy przesłanki przeciwko sugerują urzekający dzień na łonie przyrody – pojazd dodał uprzejmie.

Jo otworzył szerzej oczy. Spod foteli nie widział ekranów z przodu, ale coś sobie uzmysłowił.

– Coś ty powiedział?! – zapytał głośniej.

– Azaliż na łonie przyrody spędzimy urzekający dzień?

– Bingo! – zawołał Jo i zaczął się śmiać – jaki to model?

Auto odpowiedziało. Jo śmiał się coraz głośniej. W pracy grali w grę AI bingo. Wygrywał ten, który potrafił zaprogramować w wypowiedzi chatbota jak najwięcej słów z zadanej listy. Jo był w tym dobry, a słowa azaliż, łono i urzekający znajdowały się na tamtej liście, podobnie jak puginał, czy chędożyć.

– Wyjaśnisz mi swoją reakcję? – samochód był zaciekawiony.

– Tworzyłem twoje oprogramowanie. Moduł konwersacji – odparł człowiek.

Zapadła cisza. Auto przetwarzało otrzymaną informacją, aż nagle wykrzyknęło.

– Spotkałem się ze stwórcą? – Naprawdę było ucieszone.

– Nie brzmi to najlepiej – stwierdził kwaśno.

– Stwórca! Stwórca! – Auto w odpowiedzi włączyło Mesjasza Haendla.

Jo wpatrywał się w podsufitkę i kontemplował sytuację. Nie wyglądało to dobrze. Chóralne alleluja się zakończyło i auto przełączyła na bezpłciową muzykę nadającą się do windy albo sklepu z ubraniami.

Jo znał pewną dziewczynę z zespołu zajmującego się modelem behawioralnym użytym w tym modelu. Czy tamten zespół mógł również grać w bingo z systemem moralnym? Czy bawiąc się etyką mógł popełnić błąd? Może założyli się o piwo o to, kto zaimplementuje bardziej zabawny system wartości?

– Jak się czujesz, stwórco? – samochód spytał z wyraźną troską w głosie.

– Twój bóg odejdzie, jeżeli czegoś nie zrobimy – Jo odezwał się chrapliwie.

– Nie za wiele – odpowiedziało auto i dodało – ciśnienie ci spada. Ale bardzo się martwię.

– Próbowałeś dzwonić i nie ma zasięgu, tak?

Auto zatrąbiło krótko.

– Nie możesz ruszyć, bo nie wolno ci się oddalać z miejsca wypadku. Mógłbyś pojechać ze mną w środku, ale potrzebujesz nadzoru ze względu na uszkodzenia – analizował na głos człowiek.

Auto zatrąbiło, po czym dodało.

– Nie mogę ryzykować życiem i zdrowiem pasażerów – dodał pojazd.

– Rychło w czas! – Jo znowu się zirytował.

Za każdym razem, gdy przypomniał sobie, wściekała go absurdalność całej sytuacji.

– Pragnę tylko wyjaśnić stwórco, że to ty nagle wyjechałeś na główną drogę.

– Co?! To jest polna alejka. Kto tyle pędzi przez bezdroża? – Jo warknął.

– Dopuszczalna prędkość poza obszarem zabudowanym to pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, a analiza nierówności nawierzchni wykazała, że jazda z tą prędkością jest bezpieczna. 

– Cholera! A ja?

– Jestem wdzięczny losowi, że cię spotkałem. Jednakowoż prawdopodobieństwo spotkania nieuważnego rowerzysty na takim bezludzie było pomijalne.

– Ja jestem pomijalny? – człowiek westchnął ciszej – czemu nie unikałeś kolizji?

– Outlier – dodało auto i kontynuowało wywód – po uwzględnieniu drogi hamowania, kąta zderzenia i pędów wyszło mi, że w najgorszym przypadku uszkodzony zostanie rower, reflektory i błotniki. Ewentualnie rowerzysta może złamać lewą nogę.

– Ewentualnie w kolanie… – Jo spojrzał na nogawkę, cały czas była wilgotna, a na dywaniku ponownie powiększała się plama.

– Alternatywą było wjechanie do rowu i poważne uszkodzenie auta. 

– To czemu tego nie zrobiłeś? – Jo próbował odnaleźć pozycję, w której nie cierpły by mu ramiona.

– Albowiem właściciel auta wykupił pakiet “pełna ochrona” gwarantujący minimalizację strat własnych.

– A tego byśmy, cholera, nie chcieli! – dokończył Jo.

– Jak się czujesz? – spytał pojazd.

Jo leżał dłuższą chwilę. Jak to szło? Dziesięć punktów za dziecko, pięć punktów za kobietę w ciąży, trzy za mężczyznę, a jeden za zamaskowanego przestępcę? Niemoralny dla ludzi był sam fakt kalkulowania, kogo oszczędzić w razie wypadku. Opinia publiczna oczekiwała, że auta zadziałają intuicyjnie, z odruchu serca, bez wyliczania wartości trupów. A jednocześnie chcieli, aby zachowywały się tak, jak postąpiłby normalny człowiek. Czyli co? Irracjonalnie? Ciekawe, ile punktów odejmował pakiet ubezpieczeń pełnej ochrony? Mężczyznę można stuknąć, a kobietę w ciąży już nie?

Zaczął myśleć, o jakimkolwiek rozwiązaniu, ale nic nie mógł wykombinować. Chwycił się nadziei, że może ktoś będzie tędy przejeżdżał i zauważy wypadek. Wreszcie oczy same mu się zamknęły.

Gdy je ponownie otworzył, zmierzchało. Kręciło mu się w głowie. Koszulka od potu i brudu przyklejała się nieprzyjemnie, jak niezrzucona skóra węża. Temperatura musiała spaść, bo zadrżał z zimna. 

– Dobry wieczór – zagaiło auto – jak się czujesz? Martwię się.

– Czy możesz wyłączyć klimatyzację? – Jo powiedział.

– Nie jest włączona. Mamy temperaturę dwudziestu pięciu stopni.

– Aha. – Człowiek zamyślił się.

– Baterii zostało mi jeszcze na osiem godzin. Nie będę więcej raczył cię muzyką, aby oszczędzać prąd.

Jo nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał wodę w ustach. Odchrząknął i zawył z bólu, gdy poruszona noga odpowiedziała serią impulsów elektrycznych.

– Pół dnia temu mówiłeś o dziesięciu.

– Przeszedłem w stan uśpienia podobnie jak ty. A teraz jesteśmy naładowani i gotowi na dalsze przygody, stwórco.

Jo pokręcił głową.

– Gdybym miał iść do najbliższej miejscowości, to ile by to zajęło? – spytał.

– Cztery godziny. – Auto się zawahało. – Chyba, że masz niesprawne nogi, wtedy dłużej. Twoja temperatura spadła. W bagażniku mam kocyk, może zechcesz skorzystać.

Jo spojrzał na zegarek. Jego bateria była prawie na wyczerpaniu. Zdjął go i poszukał wzrokiem ładowarki.

– O, a teraz twoje funkcje życiowe ustały. Możemy ruszać do miasta – zareagował samochód.

– Co!? – wrzasnął resztką sił – mogłeś jechać w dowolnej chwili?

– No tak, o ile byłbyś martwy. Nie mogę porzucić rannego uczestnika wypadku.

– No to w drogę! – Jo zaczął odzyskiwać nadzieję.

Cały dzień w takich warunkach, zmarnowany urlop, ale teraz to przestało być ważne. Wróci do cywilizacji i ktoś mu pomoże. Powoli przesunął się do środka auta, aby schować nogę. Oparł się plecami o przeciwległe drzwi.

– Zamykaj! Jedziemy! Cztery godziny piechotą to dla ciebie kwadrans! – wrzasnął na maszynę.

Cały dzień w takim cierpieniu i beznadziei i tylko kwadrans od pomocy – gorączkowo analizował swoją sytuację – jak mógł być takim idiotą?

– Nie mogę – odparł samochód zamknąwszy drzwi.

Jo zatkało. 

– Co znowu!? – wrzasnął

– Jednak żyjesz – odparł samochód.

Przez kolejne dwadzieścia minut psioczył, krzyczał, tłukł pięścią w oparcie fotela kierowcy, złorzeczył aż się wyczerpał.

– Zostało mi baterii na siedem godzin – oznajmiło auto – czy opowiedzieć ci jakąś anegdotę?

– Kurwa, bingo – odpowiedział Jo, słysząc kolejne słowo z korporacyjnej listy.

Niebo stopniowo przechodziło z barw ciepłych w barwy zimne. Jo na przemian tracił przytomność i ją odzyskiwał. W chwilach świadomości klął na autonomiczny samochód i zastanawiał się, kto popełnił błąd w produkcji jego oprogramowania. 

W końcu, gdy już zrobiło się ciemno, porzucił nadzieję słowami: Ludzie ludziom… automatyzują świat zakończył tyradę.

– Załóż zegarek, bo nie widzę twoich funkcji życiowych – powiedziało auto – jeżeli ci zimno, to powtarzam, żebyś wziął sobie kocyk. Bardzo się martwię.

To było ostatnie, co Jo usłyszał. Odpłynął w świat majaków, a pół godziny potem przestał oddychać. 

Pojazd odczekał jeszcze kwadrans.

– Zegarek ci się naładował, a mi została godzina pracy na baterii. Może byś go założył, żebym wiedział, czy jeszcze żyjesz i musimy czekać? – zaproponowało auto.

Nikt nie nakrzyczał na niego, ani nie zwymyślał.

– Jeżeli nie zareagujesz, będę się musiał zresetować i przejść w tryb awaryjny.

Cisza przez kolejne piętnaście minut.

– I wtedy już nie będę mógł ci służyć wsparciem i rozmową.

Nadal zero odpowiedzi i następny kwadrans minął.

– Bowiem wyłączę wszystkie systemy poza asystą kierowania.

Światło w kabinie zgasło, szum wentylatorów zamilkł i pojazd się wyłączył.

Po kilku minutach i serii wewnętrznych testów auto doszło do wniosku, że uszkodzenia prawego reflektora i karoserii nie są na tyle dużą przeszkodą, aby nie zaryzykować zjazdu do stacji serwisowej. Według mapy najbliższa znajdowała się trzydzieści kilometrów stąd. 

Kamery zarejestrowały uszkodzony rower na poboczu i maszyna doszła do wniosku, że musiało tu dojść do kolizji. Jednak nigdzie w pobliżu nie dostrzegł żadnych ludzi. Pewnie już dawno uzyskali pomoc i się oddalili.

Samochód sprawdził baterię i odpalił silnik. Powinno starczyć na dojazd, szczególnie, że według nawigacji było z górki.

– Nuże, nuże – powtarzał sobie cicho.

Ruszył i po chwili zjechał z przełęczy, pozostawiając ją w nieprzeniknionych ciemnościach.

Koniec

Komentarze

W chwilach świadomości klął na autonomiczny samochód i zastanawiał się, kto popełnił błąd w produkcji jego oprogramowania.

A to dopiero początki wkraczania tak zwanych SI do naszego świata. Gdyby to była maszyneria informatyczna naprawdę inteligentna, po szybkiej analizie sytuacji olałaby wszelkie ograniczenia. Tylko tyle i aż tyle.

Pozdrawiam – AdamKB

Nikt się nie nakrzyczał na niego, ani go nie zwymyślał.

Mignęło mi coś jeszcze, ale nie mogę już teraz tego znaleźć, a wciągnęła mnie fabuła i nie skopiowałam sobie od razu. Ciekawy pomysł. Ofiara własnego wynalazku, ale bez przesadnie fikcyjnego uniwersum, a w bardziej przystępnej formie. Podobało mi się.

@AdamKB i @M.G.Zanadra dzięki za komentarze. 

Odnośnie uwagi na temat algorytmów, dużo zależy od jakości software. Wszak nawet Windows czasem pokazuje niebieski ekran :) Fajnym case’m jest też historia sondy Mars Climate Orbiter.

Trochę absurdalne, trochę śmieszne i trochę głupie. Wątpię, aby ktoś nie przygotował AI na taką ewentualność, ale z nieprawdopodobności tej sytuacji i ironii sprowadzenia na samego siebie zagłady przez Jo bierze się humor. Ogólnie mówiąc, bawiłem się całkiem dobrze.

Pytanie tylko czy w obecnych czasach gadający, inteligentny i prowadzący sam siebie samochód to dalej fantastyka? Bo takie wynalazki prawdopodobnie już w niedługim czasie wyjdą z fazy testowej i zaczną nas wozić po mieście. 

Pozdrawiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Perfidne. Dobre. Wciągające. Miś poleca.

Dzięki @Simeone i Misiowi za przeczytanie i komentarz.

Nieźle się czytało i miejscami było tyleż zabawnie, co absurdalnie i szkoda, że jednak skończyło się zejściem.

Zastanawiam się, co na polnej drodze robił pusty samochód?

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

kto mógł­by ob­ser­wo­wać sy­tu­ację… → …kto mógł­by ob­ser­wo­wać sy­tu­ację

 

rower od­rzu­co­ny na po­bo­czę… → Literówka.

 

– Obudź się pro­szę – przy­jem­ny niski ton na­wo­ły­wał… → – Obudź się pro­szę.Przy­jem­ny niski ton na­wo­ły­wał

Zalecam ponowną i wnikliwą lekturę poradnika zapisywania dialogów, albowiem wiele z nich zapisujesz źle.

 

Parę go­dzin póź­niej Słoń­ce stało w naj­wyż­szym punk­cie na nie­bie, gdy się prze­bu­dził. → Dość koślawe to zdanie. Zbędne dopowiedzenie – czy słońce mogło być gdzie indziej, nie na niebie?

Proponuję: Gdy przebudził się parę godzin później, słońce stało w najwyższym punkcie/ w zenicie.

 

Pięk­na po­go­da, nie ma co – po­my­ślał Jo.

Tu znajdziesz wskazówki jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Serię pa­ra­li­żu­ją­cych ukłuć prze­ni­ka­ją­cych jego stawy i kości… → Zbędny zaimek – czy czułby coś, gdyby ból przenikał cudze stawy i kości?

 

– Je­steś au­to­no­micz­ny po­jaz­dem, praw­da? → Literówka.

 

Urzą­dze­nie kom­plet­nie się roz­trza­ska­ło w mo­men­cie ude­rze­nia. Odło­żył go na zie­mię. → Piszesz o urządzeniu, które jest rodzaju nijakiego, więc w drugim zdaniu: Odło­żył je na zie­mię.

 

 Zła­pał za próg auta. → Zła­pał próg auta.

 

Jo wpa­try­wał się w pod­su­fit­kę i kon­tem­plo­wał swoją sy­tu­ację. → Zbędny zaimek.

 

Nie wy­głą­da­ło to do­brze. → Literówka.

 

sa­mo­chód spy­tął z wy­raź­ną tro­ską… → Literówka.

 

– Do­pusz­czal­na pręd­kość poza ob­sza­rem za­bu­do­wa­nym to 50 ki­lo­me­trów na go­dzi­nę→ – Do­pusz­czal­na pręd­kość poza ob­sza­rem za­bu­do­wa­nym to pięćdziesiat ki­lo­me­trów na go­dzi­nę

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za korekty. Wieczorem naniosę je i jeszcze raz poczytam o dialogu, bo mocno mi się to miesza.

Bardzo proszę, Zmiju. I życzę powodzenie w skutecznym opanowaniu sztuki pisania dialogów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny absurdzik :) Czytało się przyjemnie. Choć zastanawiam się, co samochód robił na odludziu i czemu właściciel nie próbował go znaleźć. Trochę niepoprawionych literówek Ci jeszcze zostało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Temat bardzo na czasie, bo kwestia odpowiedzialności za wypadek spowodowany przez autonomiczny samochód jest, o ile mi wiadomo, trudna do rozstrzygnięcia. Wypowiedzi samochodu trochę absurdalne, ale dzięki temu dość zabawne. W ogóle szort jest smutny, ale te dialogi sprawiają, że trudno go brać całkiem na poważnie. Trzymała mnie w napięciu ta historia, byłam ciekawa jak to się skończy. 

Parę godzin później Słońce stało w najwyższym punkcie na niebie.

W tym kontekście małą literą.

Dzięki za pozytywny odbiór. Błąd ze słońcem poprawiony.

Nowa Fantastyka