- Opowiadanie: dovio - Zło

Zło

55. Kamil poznał grupę chłopców, w której czuje się akceptowany. Ma tylko ich, ale okrucieństwa jakich musi się dopuszczać, aby pozostać w kręgu znajomych przekraczają jego granicę wytrzymałości

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zło

Oto nadszedł dzień, którego obawiałem się najbardziej, odkąd przeprowadziliśmy się do nowego domu, by po śmierci ojca zacząć od początku. 

Pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Moja dwunastoletnia siostra Ania, czuła ekscytację, ale ja bardzo się niepokoiłem. W starej szkole byłem dość mocno wyśmiewany, o jakichkolwiek kolegach mogłem jedynie pomarzyć.

Gdy wyszedłem z domu, pociemniało mi przed oczami. Z coraz bardziej rosnącym strachem – ruszyłem do szkoły.

 

Trzecia liceum miała się zgromadzić w klasie numer sto dwadzieścia pięć i po wejściu do szkoły bez problemu ją znalazłem.

Pojawiłem się jako pierwszy, więc musiałem czekać na resztę uczniów i wychowawczynię, która mogłaby otworzyć drzwi.

Po chwili pojawiło się trzech chłopaków zmierzających w moją stronę. Miałem ochotę zamknąć oczy ze strachu.

– Siema – powiedział chłopak w kręconych włosach i wyciągnął do mnie dłoń, którą lekko uścisnąłem. – Mateusz – przedstawił się.

– Kamil – odparłem. Głos trochę mi drżał, ale raczej nikt tego nie usłyszał ze względu na gwar, jaki panował w budynku.

– Adam – powiedział koleś w okularach i również podał mi dłoń.

Została jeszcze jedna osoba.

– Arek. – Gość od razu zrobił na mnie wrażenie. Widać było, że jest niesamowicie wysportowany, mięśnie prawie rozrywały mu garnitur.

Gdy uścisnął moją dłoń miałem wrażenie, że zmiażdży ją w swoich wielkich łapach. Od razu pomyślałem, że jego trzeba będzie obawiać się najbardziej – tacy, jak on lubili dręczyć słabszych. Szybko odrzuciłem tę myśl, starając się myśleć o czymś pozytywnym.

– Nigdy cię tu nie widziałem – mówił Mateusz. – Skąd jesteś?

Przyglądał mi się uważnie niebieskimi oczami. Przez chwilę zaschło mi w gardle i tylko poruszałem ustami, jak ryba leżąca na plaży.

– No więc? – kontynuował Mateusz uśmiechając się.

Wydawał się naprawdę w porządku, dzięki temu w końcu udało mi się przemówić, jednak nie obyło się bez delikatnej chrypki.

– Jestem z Półwsi – zacząłem, czerwieniąc się na twarzy.

– Skąd? – zapytał Adam marszcząc brwi. Pewnie pomyślał, że robię sobie z niego jaja. 

– Półwieś, taka mała miejscowość – powiedziałem cicho.

– Nigdy o niej nie słyszałem – odparł Arek. Jego głos skojarzył mi się z kotem, który w telewizji reklamował karmę. 

– No wiem, nikt nie słyszał o tym miejscu. – Starałem się brzmieć jak najbardziej wesoło, ale wszyscy wpatrywali się we mnie jak w kosmitę, który nie wie, o czym mówi.

– I czemu się przeprowadziłeś? – dopytywał Mateusz.

– Mój ojciec… Zmarł na raka. – Zrobiło mi się przykro na wspomnienie o tacie. – Chcieliśmy zacząć od nowa, więc… – Wzruszyłem ramionami. – Jesteśmy tutaj.

– Przykro mi – powiedział Mateusz i zabrzmiało to naprawdę szczerze. – W takim razie mam nadzieję, że wszystko się wam ułoży.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, przed klasą pojawiła się nasza wychowawczyni z kluczem, którym otworzyła drzwi.

– Zapraszam do klasy – powiedziała, a ja dopiero teraz się zorientowałem, ile osób pojawiło się obok.

– Całkiem spora klasa – skomentowałem rozglądając się po osobach, które wchodziły do środka.

– I dobrze – odparł Arek. – Łatwiej się ze ściągą ukryć. – Na te słowa grupa zaśmiała się. 

I ja również poczułem się bardziej rozluźniony. Być może faktycznie wszystko dobrze się ułoży. 

 

 

 

 

*

 

Usiadłem z Mateuszem w ostatniej ławce, gdzie słuchaliśmy wychowawczyni przedstawiającej plan lekcji i ogólnie typowe rzeczy z pierwszego dnia nowego roku. Nic ciekawego, ale serce biło mi dość mocno, bo po raz pierwszy w życiu nie siedziałem sam.

– Co robisz po szkole? – zapytał szeptem Mateusz spoglądając na nauczycielkę, która w najlepsze kontynuowała zajęcia.

Wzruszyłem ramionami.

– Pójdę do domu – odparłem obojętnie.

– Może wybrałbyś się z nami na miasto? – Uśmiechnął się.

– No… Dobra – powiedziałem lekko drżącym głosem.

Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Cieszyłem się, że ktoś chciałby ze mną spędzić czas, ale wewnątrz czułem, że kolesie szukają kozła ofiarnego do swoich żartów. A jeśli faktycznie mieli dobre intencje, to czy w ogóle mnie polubią? Pewnie powiem coś durnego, albo zrobię totalną głupotę i nigdy więcej się do mnie nie odezwą, i znowu będzie jak w poprzedniej szkole. Dłonie zaczęły mi się pocić, więc schowałem je do kieszeni marynarki, żeby Mateusz niczego nie zauważył.

 

Lekcja organizacyjna strasznie się ciągnęła, ale gdy w końcu nastał upragniony koniec, z radością i stresem opuściłem szkolne mury, mrużąc oczy od słońca.

– To gdzie idziemy? – zapytałem Mateusza, który wyciągnął z kieszeni paczkę marlboro gold.

– Gdzie chcesz. Możemy iść na maka, czy coś, zgłodniałem od tego ględzenia.

– Świetny pomysł, Mati – odezwał się Arek. – No i dzisiaj gorąco, a człowiek nie wielbłąd i pasowałoby się czegoś napić. – Zaśmiał się.

– Jestem jak najbardziej za! – Do dyskusji dołączył Adam, uśmiechając się szeroko.

Wkrótce po tym budynek szkoły został daleko za nami, a ja zapomniałem o całym świecie i starałem dobrze się bawić z nowo poznanymi ludźmi.

 

 

*

 

W maku spędziliśmy całkiem miło czas. Zaczynałem się przekonywać do nowych znajomych i zniknął głosik, który ciągle powtarzał, że wszyscy chcą mnie jedynie wyśmiać. Z uwagi, że długo nie wracałem do domu, dostałem SMS od mamy, czy wszystko w porządku. No cóż, wszystko było w jak najlepszym porządku, o czym oczywiście ją poinformowałem.

Gdy wyszliśmy z restauracji, o ile można tak powiedzieć o Mc’donaldzie, udaliśmy się w dość ustronne miejsce, gdzie Arek wyciągnął pół litra wódki.

– Niestety bez kieliszków – powiedział odkręcając butelkę – ale to nie restauracja u Amaro, więc muszą się państwo obyć bez nich.

– Może się nie potrujemy. Mimo, że Adamowi trochę wali z pyska – odparł Mateusz.

– Ej, odwal się ode mnie, dobra?! – krzyknął śmiejąc się z dość durnego żartu Mateusza.

– A ty? – Arek zwrócił się do mnie. – Pijesz?

– No… – zawahałem się. – Czemu nie?

– I bardzo dobrze! – ucieszył się Mateusz klepiąc mnie w plecy.

W zasadzie nie piłem wcześniej alkoholu, więc trochę się bałem, że mnie posieka i do domu wrócę na czterech kończynach.

– Cholera, panowie! – krzyknął nagle Adam i każdy spojrzał na niego. – Zapomnieliśmy przepitki!

– Prawdziwi faceci piją bez popitki – Zaśmiał się Adam. 

– Tylko, żebyś potem nie rzygał – odparł Arek.

– Lepiej bój się o siebie.

Wódka nie smakowała mi specjalnie. Skrzywiłem się po pierwszym łyku, co rozbawiło moich towarzyszy.

– Widać dobrze weszło chłopakowi – skomentował Arek ze śmiechem.

Nie wiem, czy weszło najlepiej, ale w głowie zawirowało i czułem się jak astronauta chodzący po księżycu.

– Chłopaki, patrzcie – odezwał się cicho Mateusz wskazując chudego kota.

– Idzie do nas. – Zauważył Adam.

– Pewnie jest głodny – powiedziałem. – Nie mam nic, co mógłbym mu dać.

Nikt nie skomentował moich słów. Kot był coraz bliżej. Wyciągnąłem rękę, chcąc go pogłaskać i w tym momencie coś uderzyło zwierzaka w głowę. To był Mateusz. Stał z kamieniem z którego spływała krew.

Zamurowało mnie. Śmiechy kolegów słyszałem, jakby pochodziły z innego świata.

– Cholera, jeszcze się rusza! – wrzasnął Arek.

– Patrzcie teraz. – Mateusz zapalił papierosa. 

Zaciągnął się dymem i zbliżył do kota. Wszyscy oczekiwali w napięciu na to, co zrobi. Chciałem go powstrzymać, ale… Co wtedy? Uznaliby mnie za frajera i straciłbym przyjaciół, których dopiero co poznałem. Nie może być jak w poprzedniej szkole. To zdanie rozbrzmiewało mi w głowie, jak refren chwytliwej piosenki.

Mateusz zbliżał się z papierosem, aż w końcu przyłożył go kotu do brzucha! Zwierzę zaczęło piszczeć i rzucać się z bólu. Jego agonię zagłuszał jedynie śmiech całej trójki.

– Czekajcie, teraz finał! – powiedział Arek, wyciągając z kieszeni scyzoryk, który wbił kotu w szyję.

Krew trysnęła jak z fontanny obryzgując Arka. Patrzyłem na to zszokowany, podczas gdy chłopaki śmiali się w najlepsze. 

Do domu wróciłem jakiś czas później. Odprowadzili mnie koledzy, którzy uznali, że mam “słaby łeb” i mogę wpaść do rowu, więc trzeba się mną zaopiekować.

– No to do jutra – powiedział Mateusz wyciągając dłoń, którą nieporadnie uścisnąłem.

Gdy wpadłem do domu starałem się nie przejmować całym zajściem z kotem. Myślałem tylko o tym, że w końcu znalazłem kolegów, którzy chyba nawet mnie polubili. Z tą myślą zasnąłem jak niemowlę. 

 

*

 

Pierwszy dzień “normalnej” nauki. Dawniej czułbym strach i niepokój, a teraz w ich miejsce pojawiły się radość i ekscytacja!

Była godzina siódma trzydzieści, gdy zszedłem do kuchni, w której siedziała Ania zajadając płatki z mlekiem.

– W niezłym stanie wczoraj wróciłeś – zagadała do mnie od razu.

Uśmiechnąłem się.

– Daj spokój, nie było aż tak źle.

W zasadzie wydawało mi się to prawdą, bo dzisiaj ani trochę nie bolała mnie głowa.

– No nie wiem, takiego cię jeszcze nie widziałam.

– Przecież każdy raz na jakiś czas musi się trochę zabawić. – Przysiadłem się.

– Poznałeś kogoś ciekawego? – Puściła do mnie oko.

– Kilku kolegów. – Wzruszyłem ramionami, jakby nie było to nic niesamowitego.

– O, to świetnie! – Ucieszyła się.

Spojrzałem na zegarek. Zrobiło się późno, więc wstałem od stołu.

– Idę. Baw się dzisiaj dobrze.

– Dzięki i nawzajem – powiedziała z ustami pełnymi płatków.

 

*

 

Gdy dotarłem na miejsce, zauważyłem przed szkołą trójkę moich nowo poznanych kolegów. Uśmiech pojawił mi się na twarzy, gdy do nich podchodziłem.

– Siema, Kamil! – Mateusz wyciągnął do mnie dłoń. – Nieźle cię wczoraj poskładało. Pewnie dziś masz kaca giganta. – Cała trójka się zaśmiała i przez chwilę myślałem, że cała przyjaźń była udawana i teraz zaczną się mną bawić.

– Nie, czuje się świetnie! Widocznie nie mam takiej słabej głowy.

– Jasne. Prawie wpadłeś do rowu. Dobrze, że z Matim cię trzymaliśmy – powiedział Arek roześmiany.

– Spokojnie, panowie, chłopak jeszcze się nauczy. – Dodał entuzjastycznie Adam.

– Dobra, dość już o tym. – Uciął dyskusję Mateusz. – Słuchajcie, wpadnijcie dzisiaj na magazyn, mam tam coś ciekawego – powiedział szeptem.

Wszyscy się ucieszyli i poczułem się trochę głupio, że nie bardzo wiem, o co chodzi.

– Wyślę ci adres na Messenger – powiedział do mnie Mati. – To niedaleko stąd, więc trafisz na pewno.

Zanim o cokolwiek zdążyłem dopytać, zabrzmiał dzwonek na lekcje, więc chcąc nie chcąc musieliśmy wejść do szkoły.

 

Pierwsza lekcja to chemia. Nie lubiłem nauk ścisłych i nigdy nie byłem z nich dobry, ale chemii to już nie cierpiałem szczególnie.

Klasę otworzyła starsza kobieta o już siwiejących włosach. Miała jakąś niemiłą twarz. Od razu poczułem do niej niechęć. 

Usiadłem w ławce z Mateuszem, a pani Aneta, bo tak się przedstawiła, zaczęła lekcję organizacyjną.

– Zapiszcie sobie regulamin moich zajęć – mówiła piskliwym głosem. – Punkt pierwszy…

Sięgając do piórnika zauważyłem, że nie mam długopisu. Mógłbym przysiąc, że go wkładałem, więc jak mógł zniknąć? Zaniepokoiłem się. Spojrzałem na Mateusza.

– Masz może pożyczyć długopis? – powiedziałem z lekko drżącym ze stresu głosem.

– Pierwszy dzień szkoły i już nieprzygotowany? – odparł z udawaną powagą i podał mi długopis.

– Spakowałem go, jestem pewien! Nie wiem o co chodzi!

– Przepraszam bardzo, czy ja panu czasem nie przeszkadzam? – zwróciła się do mnie nauczycielka i aż mnie zmroziło od lodowatego tonu jej głosu.

– Przepraszam, już będę cicho – odparłem niemal szeptem.

– Mam taką nadzieję. Nowy w szkole i już przeszkadza. Zapamiętaj sobie, chłopcze, że nie będę tutaj tolerować czegoś takiego. Nie wiem, jak było w twojej poprzedniej szkole, ale tutaj musisz się przystosować!

Zrobiłem się czerwony jak burak. Miałem wrażenie, że cała klasa się we mnie wpatruje.

– W porządku, przepraszam – powiedziałem niemal niesłyszalnie.

– Dobrze, wracając do tematu dzisiejszych zajęć… – kontynuowała.

Mateusz nachylił się do mnie.

– Ale się suka do ciebie dowaliła. Ale spoko, po szkole trochę się rozerwiesz – powiedział z uśmiechem.

Nie chciałem nic odpowiadać, żeby pani Aneta znowu na mnie nie nakrzyczała. No cóż, wyglądało na to, że chemia wciąż nie będzie moim ulubionym przedmiotem.

 

 

*

 

 

Gdy po szkole dostałem wiadomość od Mateusza z lokalizacją magazynów, od razu wsiadłem na rower i ruszyłem we wspomniane miejsce. 

Kiedy dotarłem, żywej duszy nie widziałem. Już w głowie zaczynały tworzyć mi się jak najgorsze scenariusze. Napisałem do Matiego, że jestem, na co on odpisał, że znajdują się w magazynie numer dwanaście.

„Okej, nie ma problemu” – pomyślałem i zacząłem szukać wspomnianego miejsca.

Znalazłem je bez trudu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Od razu usłyszałem śmiech kumpli, którzy pochylali się nad czymś. Pomieszczenie było bardzo małe, pozbawione okien, przez co jedyne źródło światła stanowiła żarówka zwisająca z sufitu.

– No, nareszcie jesteś – odezwał się Mati.

– Jechałem najszybciej jak mogłem – powiedziałem, pokazując rower. – Co tam macie ciekawego? – zapytałem, podchodząc bliżej.

Gdy chłopaki odsunęli się, zauważyłem małego pieska, przywiązanego łańcuchem do metalowego stołu. Miał złotą sierść i oklapnięte uszy. Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy na niego patrzyłem. Do czasu, aż nie spojrzałem w jego oczy, a w zasadzie w ich brak. Zamiast nich była tylko ciemna pustka z której lały się krwawe łzy. Pies skomlał, a mi zrobiło się słabo.

– Co… Co się stało? – zapytałem, a przed oczami pojawiły mi się białe plamy. Czułem, że zaraz stracę przytomność.

– Nic, bawimy się tylko – odparł obojętnie Arek. 

– Tobie też coś zostawiliśmy – dodał Adam, podając mi sekator. – Utnij mu łapy.

Nie wierzyłem własnym uszom. Jak można było zrobić coś tak potwornego bezbronnej istocie?

Gdy wziąłem sekator, od razu wypadł mi z drgających rąk.

– Nie… Nie zrobię tego… – powiedziałem cicho.

– Nie? – Mateusz podszedł do mnie. – To tylko durny pies. Wczoraj ci się podobało, jak załatwiliśmy kota.

– A… Ale… – Chciałem coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle.

– Tak, więc… – kontynuował Mati i podniósł sekator. – Do dzieła! Rozerwij się trochę. Nie bądź taka miękka faja! – Zaśmiał się.

Wpatrywałem się w bezruchu w przedmiot, jakbym widział go pierwszy raz w życiu.

– Ty, Mati, dał chłopakowi spokój. Pamiętasz, jaki Adam był na samym początku? – mówił Arek. – Gość się wyrobi, daj mu czas. – Zbliżył się i położył mi dłoń na ramieniu.

Chciałem ją strącić ale stałem jak sparaliżowany.

– Okej, może i masz rację – odparł Mateusz.

Podszedł po kanister z benzyną i zaczął wylewać ją na przerażonego psiaka. Nie mogłem nic zrobić, musiałem mieć przyjaciół, nie mogli mnie męczyć, jak w poprzedniej szkole, a na pewno tak będzie, jeśli teraz zareaguje. Było mi szkoda zwierzaka, ale musiałem myśleć o sobie.

Mateusz wyciągnął papierosa i zapalił zapałkę. Zaciągając się papierosem rzucił zapałkę w psa.

Skowyt, jaki wydobywał się z płonącego zwierzaka sprawił, że z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Zacisnąłem dłoń, starając się z całych sił zachować spokój. Chłopaki śmiali się i żartowali, a ja wiedziałem, że ten przeraźliwy dźwięk i smród palonego mięsa, będą mi towarzyszyć do końca życia. Modliłem się, żeby zwierzak umarł i dłużej się nie męczył i po chwili faktycznie tak się stało.

– I jak, chłopie, podobało się? – zapytał Arek, znów kładąc mi na ramieniu dłoń.

– Gościu chyba w szoku jest – skomentował Adam, śmiejąc się.

– Wracamy, nie ma co tu dłużej siedzieć – powiedział spokojnie Mateusz.

Chłopaki wychodzili z magazynu, a ja stałem i wpatrywałem się w spalonego pieska. Ruszyłem się dopiero wtedy, gdy w środku zrobiło się całkiem ciemno.

 

*

 

Następnego dnia do szkoły poszedłem niewyspany i, szczerze mówiąc, z pierwszej lekcji mało co wyniosłem. Dopiero na drugiej była chemia, więc miałem nadzieję, że trochę się rozbudzę.

Znowu usiadłem z Matim, starając się skupić na lekcji. Oczy mi się kleiły, a głowa ciągle spadała i mimo moich prób zaśniecie było nieuniknione.

– Kamil. – Usłyszałem czyjś głos i spojrzałem w jego stronę.

Surowy wzrok pani Anety od razu wrócił mnie do rzeczywistości.

– Tak? – odpowiedziałem szeroko otwierając oczy.

– Zadałam ci pytanie.

– Czy… Mogłaby je pani powtórzyć? – zapytałem niepewnie, a klasa zaczęła się śmiać.

– Czy ty w ogóle wiesz, co się dzieje na lekcji? Jesteś tutaj z nami?

– Przepraszam, nie… Nie wyspałem się.

– W takim razie może wróć do domu i idź spać – zwróciła się do mnie surowym tonem. – Skoro i tak nie wiesz, co się dzieje i jesteś nieprzygotowany. Gdzie masz zeszyt i podręcznik?

Cholera, zapomniałem wyciągnąć ich z plecaka.

– Już… Już wyciągam.

– Słuchaj, Kamil, dostajesz ode mnie jedynkę z zachowania, może to sprawi, że się obudzisz i będziesz z nami uczestniczył w zajęciach.

Nieźle. Drugi dzień szkoły, a ja już dostałem banie.

 

Po chemii była matematyka, jednak przed lekcją Mati, Adam i Arek gdzieś zniknęli. Myślałem, że zaraz wrócą, ale nie było ich na kolejnej i następnej lekcji. Dziwna sprawa, która dość mocno mnie zaniepokoiła. Co oni znowu kombinują? 

 

Chłopaki nie pojawili się już do końca zajęć i gdy wracałem do domu dostałem wiadomość od Mateusza:

“Wpadaj do magazynu, szybko! Mamy dla Ciebie niespodziankę!!!!”

Serce podeszło mi do gardła. Co to za niespodzianka? Postanowiłem od razu pojechać na miejsce i zobaczyć, o co chodzi. Bałem się, że znowu będę świadkiem czegoś strasznego, ale mimo wszystko gnałem do magazynu jak szalony.

 

Dotarłem spocony i brakowało mi tchu. Z mocno bijącym sercem podszedłem do drzwi magazynu.

Nie chciałem wiedzieć, co czeka na mnie w środku, ale musiałem tam wejść.

Otworzyłem wielkie metalowe drzwi. Pomieszczenie było słabo oświetlone, ale mimo wszystko widziałem roześmiane twarze chłopaków.

– Zobacz, Kamil – odezwał się wyraźnie zadowolony z siebie Mati. – To dla ciebie. – Wskazał stół.

Nie wierzyłem własnym oczom. Na stole leżała pani Aneta. Zakneblowana, z szeroko otwartymi ze strachu oczami.

Jej ręce i nogi przypięte były do stołu łańcuchem.

– Mam nadzieję, że to docenisz – mówił Mateusz. – Przyniesienie jej tutaj nie było łatwe, ale udało się! – zawołał zadowolony.

– Dawaj, stary, możesz zrobić z nią co chcesz – odezwał się Adam wskazując szereg narzędzi, którymi mogłem zrobić kobiecie krzywdę.

Czy oni zwariowali? Miałem ją torturować tylko dlatego, że kilka razy mnie upomniała? 

– Ale… – Zacząłem się jąkać. 

– Chłopie, nie masz się czego obawiać. Zabaw się! Idź na całość! – zawołał Mateusz.

Stałem jak sparaliżowany. Zacząłem się trząść, jakbym dostał padaczki. Miałem nadzieję, że to zwykły koszmar z którego zaraz się obudzę.

– Wypuśćcie ją… – powiedziałem niemal niesłyszalnie. 

– Wypuścić?! Powaliło cię?! – krzyknął Arek. – Widziała nasze twarze. Co myślisz, geniuszu, że zrobi, jak stąd wyjdzie?! Wtedy już po nas!

Podszedł do stolika z narzędziami i wziął młotek.

– Patrz, jak to się robi! – powiedział podchodząc powoli do kobiety.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu, podczas gdy pani Aneta wybałuszyła oczy ze strachu. Zaczęła piszczeć, ale nikt, oprócz nas, nie mógł jej usłyszeć.

Arek zamachnął się młotkiem i uderzył ją w kolana. Usłyszałem chrupnięcie kości, a później kolejne, gdy młotek znowu uderzył w to samo miejsce.

– Ty, Mati! – zawołał nagle Adam. – Ona ma krzyżyk na szyi!

– Faktycznie! – Ucieszył się chłopak.

– Może powinniśmy ją złożyć w ofierze Szatanowi?! – zastanawiał się Adam.

Arek klasnął w dłonie wyraźnie zadowolony.

– Człowieku! – wrzasnął. – Zajebisty pomysł!

Wziął nóż i przeciął kobiecie koszulę odsłaniając brzuch, na którym rysował pentagram.

Pani Aneta wiła się z bólu. Adam podszedł do niej i uderzył ją łomem w głowę.

Od razu z jej czoła zaczęła płynąć krew.

– Co robisz? – oburzył się Arek. – Jeszcze nie skończyłem.

– A bo… Za bardzo się rzucała – odpowiedział Adam śmiejąc się.

Mati sprawdził puls kobiety.

– Żyje – powiedział. – Na chwilę straciła przytomność, więc pewnie zaraz się obudzi.

Pomyślałem, że tego już za wiele. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem chłopakom zdjęcie. Miałem dowód ich chorych praktyk! Teraz musiałem tylko wydostać się z magazynu. 

Podszedłem do drzwi. Gdy próbowałem je otworzyć, zaskrzypiały złowieszczo, co zwróciło uwagę kolegów.

– Ej! – Zerwał się Arek i momentalnie pojawił przy mnie. – Co ty odwalasz, człowieku?!

– Nie chcę… Brać w tym udziału. – Głos mi drżał, a w oczach pojawiły się łzy. – Jesteście chorzy!

– Przykro mi, ale teraz jesteś w tym z nami. – Obok Arka pojawił się Mati.

Rozpłakałem się. Nie mogłem tego znieść.

– Nie becz – powiedział stanowczo Mateusz. – Przyprowadziliśmy ją tutaj dla ciebie, a ty tak się zachowujesz. – Pokręcił głową niezadowolony.

– Ale… Przecież ja tego nie chciałem – odezwałem się cicho.

– Nie mazgaj się – Prychnął rozbawiony Mati. – I jak jeszcze raz spróbujesz uciec, możesz być następny na tym stole.

– Obudziła się! – krzyknął Adam, który został przy kobiecie.

Wszyscy od razu pobiegli do niego. Kobieta była mocno otumaniona. Sprawiała wrażenie, jakby nie bardzo wiedziała, gdzie jest.

– Dobra, zaczynamy rytuał! – zawołał entuzjastycznie Arek.

Z brzucha kobiety spływała krew. Po chwili pojawiło się więcej krwi, gdy Adam na czole kobiety narysował “666”

– Znak bestii! – zaśmiał się Adam. – Tak było w tym filmie Omen!

Wszyscy zaśmiali się, a mi zaczynało robić się coraz bardziej słabo. W zasadzie, miałem nadzieję, że zemdleję, przynajmniej nie musiałbym na to patrzeć.

– To teraz wszyscy powtarzamy – mówił Arek. – Przyjdź, Szatanie!

Chłopaki śmiali się i powtarzali za Arkiem. Bałem się, jak nigdy w życiu. 

Adam wziął kanister i skandując “Przyjdź Szatanie”, polewał nauczycielkę benzyną.

– A teraz finał! – powiedział i rzucił w kobietę zapaloną zapałkę.

Aneta zapłonęła natychmiast. Próbowała krzyczeć i chciała się uwolnić, ale nic nie mogło jej pomóc. Znowu czułem obrzydliwy odór spalonego mięsa i zwymiotowałem.

Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy zbyt mocno pochłonięci byli patrzeniem na płonącą kobietę, która po chwili przestała się ruszać.

Przez jakiś czas w magazynie było całkiem cicho, ale ciszę przerwał Adam, który powiedział:

– No i Ave Satan.

Wszyscy zaśmiali się jak obłąkani, wyraźnie dumni z siebie i swojego czynu.

– Dobra, musimy się pozbyć ciała. I trochę przewietrzyć. Pani Aneta narobiła niezłego smrodu. – Po słowach Mateusza cała grupa znowu się zaśmiała.

Podszedł do mnie Arek.

– No i nie było tak źle, co? Trochę się porzygałeś, ale luz, przejdzie ci. – Poklepał mnie po plecach, a ja nie byłem zdolny się ruszyć, czy wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięk.

– I pamiętaj. Powiesz o tym komuś, dopadniemy cię. A jak nie ciebie, to twoją rodzinę – mówił Arek już bardziej poważnie.

Znowu zacząłem płakać. Nie chciałem tego, ale łzy nie mogły przestać płynąć.

Wybiegłem z magazynu i nikt mnie nie gonił. Wiedzieli, że groźba mnie uderzyła. To było za wiele. Jak miałem teraz żyć z tak straszliwym czynem?

 

*

 

Gdy wieczorem wróciłem do domu, od razu poszedłem spać. Śnił mi się koszmar. Widziałem panią Anetę leżącą na stole, próbującą bezskutecznie walczyć o swoje życie. Słyszałem głosy kolegów skandujące “Przyjdź Szatanie” i w którymś momencie… Pojawił się! Ciemna postać z czarnymi oczami i rogami na głowie. Na stopach miał kopyta, ręce były długie i zakończone ostrymi jak nóż pazurami. Postać była ogromna, miała chyba ze dwa metry. Chłopaki wpatrywali się w Niego jak zahipnotyzowani, a On… Spojrzał na mnie. Poczułem ciarki na całym ciele. Patrząc w te oczy widziałem cierpienie, śmierć i zniszczenie, a postać… Wydawała się tym rozkoszować.

 

Obudziłem się cały mokry, momentalnie siadając na łóżku. Nie mogłem złapać tchu i myślałem, że się uduszę. To było takie realne, wcale nie wydawało się snem. Schowałem twarz w dłoniach, starając się jakoś uspokoić. Wciąż czułem niepokój, moje ciało drżało, jak rażone prądem. Było mi tak gorąco, jakbym płonął od środka.

Musiałem się czegoś napić, wstałem z łóżka i nogi się pode mną ugięły. Na podłodze były odbite ślady kopyt, jeszcze gorące, jakby coś, co je zostawiło, niedawno odeszło.

Wstałem z łóżka i włożyłem na siebie ubranie. Chciałem zachowywać się jak najbardziej normalnie.

Szybko i niezauważony wymknąłem się z domu. Byłem ciekaw, czy u znajomych wydarzyło się to samo. 

 

*

 

Postanowiłem pójść najpierw do domu Adama – był najbliżej. Jako, że spędziłem z chłopakami jakiś czas, wiedziałem, gdzie mieszka każdy z nich.

Droga była krótka, więc po chwili znalazłem się na miejscu.

Napisałem do niego wiadomość na Facebook’u, ale po raz kolejny nie otrzymałem odpowiedzi. Nawet nie wyświetlił wiadomości. Coś było nie tak, więc z drżącym sercem podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek. Usłyszałem jego dźwięk wewnątrz domu, a później kolejny raz, gdy powtórzyłem czynność. Nikt nie otwierał. Przełknąłem ślinę i nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte.

Powoli wszedłem do środka rozglądając się nerwowo. W domu panowała nieprzyjemna cisza, przerywana skrzypieniem podłogi, gdy przeszukiwałem budynek.

Chciałem krzyknąć, czy ktoś jest w środku. Wiem, że to głupie – gdyby ktoś był, otworzyłby już po pierwszym dzwonku, ale w takich chwilach do głowy wpadają różne pomysły. Poczułem dziwny zapach siarki, a na podłodze znajdowały się wypalone ślady kopyt. Zalała mnie fala strachu, ale nie zatrzymywałem się. 

Wszedłem do salonu i właśnie tam zobaczyłem Adama. Siedział na kanapie, wpatrując się w sufit. Z jego gardła wciąż jeszcze lała się krew, oczy były całkowicie czarne, jak bezgwiezdna noc. Obok niego na podłodze leżał ojciec chłopaka z całkiem zmasakrowaną twarzą. 

Zebrało mi się na wymioty, nie mogłem dłużej zostać w tym domu.

Zacząłem się cofać, gdy nagle poczułem czyjś dotyk. Myślałem, że dostanę zawału ze strachu, ale gdy się odwróciłem okazało się, że wpadłem na Mateusza, który miał dziwnie czarne oczy na widok których o mało nie przewróciłem się z przerażenia.

– Ale masakra… – powiedział Arek, który nagle wszedł do pokoju.

Jego oczy również były czarne jak smoła. Poczułem jeszcze większy niepokój.

– Nie da się ukryć – odparł Mateusz, podchodząc pod ciało Adama. – Ty mu to zrobiłeś? – Spojrzał na mnie tak złowrogo, że odruchowo się cofnąłem.

– N… Nie… Już go takiego znalazłem… – powiedziałem niepewnie, drżącym głosem.

– Ty, Mati – odezwał się Arek. – A może Adam sam to sobie zrobił? No wiesz, wstaje rano, a tu jego starzy nie żyją, to mu odbiło.

– To całkiem możliwe… – odpowiedział Mati obojętnie.

– A ty? Jak się trzymasz? – Arek zwrócił się do mnie. – Tobie chyba nie odwali z tego powodu, co?

Nie miałem pojęcia, o czym mówił, ale ze strachu zacząłem głośniej przełykać ślinę.

– Ale… Ja nic nie zrobiłem… – mówiłem coraz bardziej się trzęsąc. Czułem, jak zalewa mnie fala gorąca.

– Na pewno? – Uśmiechnął się do mnie drwiąco.

Pobiegłem do domu najszybciej, jak się da. To nie mogła być prawda, przecież… Na pewno bym wiedział, że mojej rodzinie stała się krzywda.

Gdy dotarłem na miejsce, od razu wpadłem do pokoju siostry.

Ania leżała w łóżku. Jej ciało było całkowicie zmasakrowane, po ścianach wciąż spływała świeża krew.

 

Ciało matki znalazłem w łazience. Było całkiem podziurawione od noża. Upadłem na kolana i zacząłem płakać. Nie mogłem powstrzymać łez, które lały się ze mnie strumieniami. Moim ciałem co chwila wstrząsały spazmy. Przez chwilę miałem ochotę zrobić to samo, co Adam.

Usłyszałem, jak do łazienki wchodzą Mateusz i Arek. Przez chwilę patrzyli na mnie w milczeniu.

– I jak? – odezwał się wyraźnie rozbawiony Mateusz. – Podoba ci się? 

Zapłonął we mnie gniew, jakiego nie czułem nigdy w życiu. Chciałem rzucić się na Mateusza i zetrzeć z niego uśmieszek.

– Spokojnie, chłopie – powiedział Arek. – U nas było to samo, a jakoś się nie przejmujemy – zaśmiał się.

Nie wierzyłem, w to co słyszę. Jak można było się nie przejmować czymś takim?

– Ale… Ale jak to się mogło stać? – mówiłem, wciąż nie mogąc opanować łez.

– Widziałeś go, prawda? W nocy – powiedział Mati. – Obudziłem się cały zakrwawiony, więc myślę, że przejął nade mną kontrolę. Z tobą pewnie było tak samo.

– Spójrz w lustro – powiedział Arek, uśmiechając się szyderczo.

Powoli odwróciłem się do lustra i wtedy znowu je zobaczyłem – przerażające czarne oczy, jakby kryła się za nimi jedynie pustka. To były moje oczy.

– Tak więc widzisz, że teraz jesteś z nim związany – powiedział Mateusz.

– Tak i nawet śmierć nas nie rozłączy – dodał Arek i zaśmiał się głośno. – Będzie nas chronił, czuję to! Dzięki niemu nic nam się nie stanie. Nie wiem, jak Adam mógł z tego zrezygnować.

– Na początek najlepiej będzie wyprowadzić się z miasta, jakoś… Wmieszać w tłum. Ale on nam pomoże, jak tylko będziesz mu posłuszny – dodał Mati.

Poczułem, jakbym za chwilę miał zemdleć. Jak oni mogli być tacy spokojni? 

Postanowiłem zrealizować z chłopakami plan, ale jedyne czego chciałem, to jak najszybciej zerwać tę więź i zrobię wszystko, żeby tylko się to udało.

 

*

 

Od tego czasu minął już prawie rok. Nawet nie wiem, ilu ludzi mogłem w tym czasie zabić, jakie wyrządziłem krzywdy. Staram się nie czytać wiadomości, nie chcę się zastanawiać, co mogłem zrobić.

Adam i Mateusz wydają się zadowoleni, jak nigdy wcześniej.

Szatan pojawia się co noc, widzę jak nade mną stoi. Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej przejmuje nade mną kontrolę, że… moje ciało, przestaje należeć do mnie i któregoś dnia całkowicie zniknę. Ale to się skończy, znajdę sposób, by się go pozbyć. Czuję, że jestem już blisko, bardzo blisko.

 

 

Koniec

Komentarze

– Siema. – powiedział chłopak w kręconych włosach i wyciągnął do mnie dłoń, którą lekko uścisnąłem.

“Siema” chyba bez kropeczki. Jest potrzebna dopiero po “uścisnąłem”.

Adam – powiedziała koleś w okularach i również podał mi dłoń.

– Przecież każdy raz na jakiś czas musi się trochę zabawić. – Przysiadłem się.

– Poznałeś kogoś ciekawego? – Puściła do mnie oko.

– Kilku kolegów. – Wzruszyłem ramionami, jakby nie było to nic niesamowitego.

– O, to świetnie! – Ucieszyła się.

Musiałem się już zbierać, więc wstałem od stołu.

Zupełnie subiektywnie uważam, że czegoś tu brakuje. Może, że spojrzał na zegarek i było już późno. Dopiero usiadł, powiedział dwa słowa i poszedł. Przyda się wtrącić tutaj coś.

 

– Jasne. Prawie wpadłeś do rowu. Dobrze, że z Matim trzymaliśmy cię – powiedział Arek roześmiany.

Gdbyby odwrócić szyk wyrazów, będzie brzmiało bardziej naturalnie – Dobrze, że z Matim cię trzymaliśmy – znów subiektywnie.

Nie lubiłem nauk ścisłych(+i)nigdy nie byłem z nich dobry (+,)ale chemii to już nie cierpiałem szczególnie.

Zastanów się nad zapisem. To nie jest dialog, rozbudowane zdanie, nie ma tu dwuznaczności lub czegoś do podkreślenia. Może wystarczy spójnik i przecinek?

 

Zapamiętaj sobie, chłopczę (+e), że nie będę tutaj tolerować czegoś takiego.

Dobrze, wracając do tematu dzisiejszych zajęć… – kontynuowała dalej.

Co myślisz, geniuszu, że zrobi, jak stąd wyjdzie?! Wtedy już po nas!

 

Jak myślisz? Co zrobi, gdy stąd wyjdzie? – może tak?

 

W zasadzie, miałem nadzieję, że zemdleje (+ę), przynajmniej nie musiałbym na to patrzeć.-

Na końcu zdania niepotrzebny znak.

 

Jeśli chodzi o samo opowiadanie, to niestety nie jest to mój klimat. Nie widzę tutaj też niczego świeżego. To wszystko już było. Z drugiej strony poruszasz trudny temat. To mnie nie przeraziło, a raczej wywołało wstręt do tych, którzy mają w sobie potrzebę znęcania się nad kimś/czymś. Wydaje się też nierealne zachowanie głównego bohatera, który przechodzi do porządku dziennego po znęcaniu się nad kotem i psem, a już zupełnie nie rozumiem jego postępowania po tym, co przydarzyło się nauczycielce. Padły słowa zastraszenia, ale nie pokazałeś rozterek bohatera, że on faktycznie boi się o siebie i rodzinę. Nikt z otoczenia nie zauważył zmian w jego zachowaniu? Drastycznych zmian! Nie przekonało mnie to opowiadanie. Ze szkolnej opowiastki nagle przeskoczyłeś do skrajnych tortur. Nie wiem. Nie kupuję tego.

Wszystko subiektywnie – zawsze mogę się mylić.

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz, oraz za poprawki błędów!

Szkoda, że opowieść się nie spodobała.

No i zdaję sobie sprawę, że czegoś tutaj zabrakło, ale starałem się za wszelką cenę zmieścić w limicie 30 tysięcy znaków i trochę musiałem powycinać laugh

Pozdrawiam serdecznie! 

Okrucieństwa, jakich dopuszczał się Kamil, przekroczyły też granicę mojej wytrzyymałości. Przesadziłeś, a przez to opowiadanie stało się niewiarygodne.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opowieść miała być szokująca, więc jeżeli Cię zszokowała to… W sumie dobrze, taki był cel laugh

Lubię takie horrory, gdzie często straszy się okrutnymi, przesadzonymi scenami i chciałem coś takiego zrobić tutaj :P

No nic, dzięki za przeczytanie i skomentowanie!

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Sorry, nie kupuję tego. Tych trzech robi potworne (podkreślam – potworne) rzeczy, a Kamilek znosi to, jak gdyby nigdy nic, przynajmniej początkowe zajścia ze zwierzętami. Naprawdę nie zadzwoniło mu, że goście, którzy pierwszego dnia znajomości skatowali przy nim na śmierć kota dla zabawy to nie najlepsze towarzystwo?

Druga rzecz – trochę trudno mi uwierzyć, że grupka g*wniarzy, choćby nie wiem jak zdemoralizowanych, po prostu postanowiła brutalnie zamordować niewinną kobietę i jeszcze się przy tym wygłupiała. Nie jestem psychologiem, ale to chyba nie jest coś, co normalny człowiek robi w normalnych warunkach.

Technicznie napisane całkiem sprawnie, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobało. Przykro mi.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Przyznaję, że mogłem lepiej opisać emocję głównego bohatera, ale była to osoba, która chciała mieć przyjaciół, dlatego z nimi się trzymał cały czas.

No i tak, scena z nauczycielką miała pokazać, jakimi totalnymi psycholami są nowi przyjaciele Kamila, na pewno do normalnych oni nie należeli, więc… Czerpali frajdę z zadawania okrucieństwa niewinnej osobie :P

No ale dzięki za przeczytanie i komentarz! ;)

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

 Cześć!

 

Zaczynasz opowiadanie od takiej notki informacyjnej o bohaterze, nie jest to najlepszy zabieg, bo postać staje się płaska, trudniej wczuć się w jej położenie. Do tego emocje bohatera są zbyt intensywnie podkreślane i podawane wprost. Lepsze wrażenie sprawia pokazywanie tego, co czuje bohater poprzez opisy zachowania i wypowiedzi.

Scena z kotem jest naprawdę przerażająca, ale potem już trochę przekroczyłeś granicę racjonalności i takie łatwe porwanie, i zabicie nauczycielki tracie ten klimat grozy, bo przestaje być wiarygodne. Pojawia się za dużo wątpliwości. Całościowo jest to dobry pomysł, a konstrukcja układa się spójną całość, ale zabrakło dopracowania.

Anet

Szkoda :( 

Ale dzięki za przeczytanie. Może kiedyś jakaś moja opowieść bardziej przypadnie Ci do gustu ;)

 

Alicella

 

Cześć!

Dzięki za komentarz i dobre porady, które na pewno wezmę pod uwagę przy kolejnych opowiadaniach! ;)

Fakt, niektóre rzeczy wyszły dość płasko, ale za wszelką scenę chciałem zmieścić się w konkursowym limicie i w pewnym momencie musiałem dość sporo wycinać. Wiem, że nie jest to żadne wytłumaczenie, więc po prostu dzięki za przeczytanie ;)

 

Pozdrawiam serdecznie ;)

 

Dzień doberek, dovio! 

Ostro poleciałeś, ale nie ma co się dziwić skoro sam temat to narzucił. 

Grupka znajomych, która dokonuje okrucieństw i Kamil przystający na to, aby nie być sam. Sam początek całkiem spoko wprowadził w klimat. Było dość naturalnie, bo ilu to szkolnych “łobuziaków” znajduje sobie słabsze ogniwo w grupie. Tutaj jednak nie znęcali się nad nim (chociaż na jego psychice tak), a na biednych zwierzętach. Największy dyskomfort towarzyszył mi właśnie w tych fragmentach. Picie wódki, tortury milusińskich – takie rzeczy niestety też się zdarzają. Tak więc tutaj wszystko w porządku. 

Trochę mnie zdziwiło jednak porwanie nauczycielki. Wszystko jakoś tak później poooszło szybko, że hej. Bodajże następnego dnia? Zastanawiałem się w ogóle w jaki sposób ją zgarnęli. Samochodem czy pieszo ją nieśli przez pół miasta :D 

No i końcowo dochodzimy do pentagramów i szatanów i totalnej wręcz rzezi w jakiś niewyjaśniony sposób. W Twoim tekście te siły piekielne zadziałały z prędkością światła. To mi trochę przeszkadzało. No i Kamil, że był wobec tego aż nadto bierny nie tylko pod względem czynów, ale i emocji. Na początku poznajemy go jako takiego skrytego, ale empatycznego chłopca. Pokazujesz to nawet w scenie z kotem, kiedy Kamil próbuje go pogłaskać. A tu bęc. Gdy jest świadkiem takiej masakry z kotem czy psem, nie zostawiło to śladu na jego psychice. To mnie uwierało, wiesz, takie podejście “a zabili, machnę ręką”. Kurczę, nie wydaje mi się, aby to tak działało u tego typu chłopca. 

Technicznie w mojej ocenie różnie. Widzę, że dialogi zapisujesz lepiej niż kiedyś, co na plus, lecz czasami przyjrzałbym się dziwnemu zapisowi zdań. Niekiedy jest lepiej i brnie się przez tekst gładko, a niekiedy napotkałem się na dość sztywne zdania. Tutaj jednak czas mi nie pozwoli na łapankę. 

 

“Pierwsza lekcja to chemia. Nie lubiłem nauk ścisłych i nigdy nie byłem z nich dobry, ale chemii to już nie cierpiałem szczególnie.”

→ Powtórzenia się też nam wkradały w tekście. A wystarczyłoby tylko zamienić drugą chemię na przedmiot :) 

Tak więc czytało mi się w miarę w porządku, ale z pewnymi mankamentami.

 

Near-Death

 

Cześć!

No cóż, nie da się ukryć, że chciałem napisać coś szokującego i brutalnego. Głównie dlatego, że dawno temu oglądałem dość sporo horrorów gore i tak… Chciałem zrobić coś w tym stylu, skoro temat fajnie do tego pasował ;D

Co do kwestii technicznych… Postaram się mieć to na uwadze przy kolejnych tekstach ;)

No i fakt – bohater mógł być trochę lepiej opisany, ale niestety – wyszło, jak wyszło, ale po tych wszystkich komentarzach mam nadzieję wbije mi się do głowy, żeby lepiej opisywać emocję targane postaciami :D

No nic, fajnie, że wpadłeś i skomentowałeś! 

Pozdrawiam serdecznie ;)

Fajnie widzieć, że wciąż wiernie trwasz w tym gatunku, stąd Cię śledzę ;) Powoooli, powoli, wyciągać wnioski z komentarzy i budować nową historię bez utraty motywacji. Kibicuję! 

Dzięki za motywujące słowa! Nad kolejnym tekstem posiedzę trochę dłużej, żeby wyszło jak najlepiej ^^

Dovio – na pewno :)

Tutaj po prostu napchałeś za dużo złych rzeczy, trudnych do realizacji (porwanie nauczycielki), więc w pewnym momencie zamiast groźnie zrobiło się… niewiarygodnie.

Przynoszę radość :)

Dobrze wiedzieć na co następnym razem uważać. No ale… Każdy uczy się na błędach i pozostaje mieć nadzieję, że będzie tylko lepiej ;)

Mniej okropności, więcej budowania napięcia, liczy się nastrój.

Przynoszę radość :)

Zapamiętam ;)

Nowa Fantastyka