- Opowiadanie: Piotrulla123 - Ucieczka z fabryki

Ucieczka z fabryki

Witam. Napisałem krótki fragment opowiadania, które zamierzam w między czasie rozwijać. Kawałek historii opowiada o trójce przyjaciół, którzy muszą sprawdzić, dlaczego doszło do zwarcia w rozdzieli prądu, ponieważ inaczej nie opuszczą oni wspomnianej w tytule fabryki. Na miejscu spotyka ich duże zaskoczenie.

Oceny

Ucieczka z fabryki

– No i jesteśmy – odrzekł Papkins, trzymając w jednej ręce mapę, a w drugiej latarkę. Oświetlał szarpniętą już zębem czasu tablicę, z widocznym napisem: Rozdzielnia prądu.

Weszli do ciemnego pomieszczenia, w którym świeciło kilka lamp awaryjnych umiejscowionych w rogach. Wnętrze wypełniały duże maszyny, posiadające różnego rodzaju kable, diody, wystające przełączniki i przekaźniki. Cała gamma obwodów oraz tranzystorów, a o przeznaczeniu ich wszystkich wiedzieli tylko dawni zarządcy, co sami zarządzali tym przed laty. No i jeszcze Papkins, mający fach w małym paluszku.

– Mimo, że już tutaj byliśmy, to widok tych urządzeń, aż normalnie zabiera mi dech w piersiach. A wam? – oznajmił John, rozglądając się z zainteresowaniem po pomieszczeniu.

W ciągu swoich dziewiętnastu lat widywał przeróżne miejsca, jednak mało które wzbudzało w nim mieszankę ekscytacji i przestrachu jak te tutaj. Wielkie, na kilka metrów szafy – maszyny, prawdopodobnie o przeznaczeniu tak zagmatwanym, iż musiał by spędzić wiele godzin, aby dowiedzieć się do czego w stu procentach służą.

– Kiedyś byłam na wycieczce w elektrowni atomowej i choć pojechałam tam z przymusu rodziców, to znajdowały się tam równie wielkie maszyny – rzekła Natascha.

– No właśnie, to mnie bardzo, ale bardzo zastanawia – powiedział po krótce Naukowiec.

– W sensie? – zapytał John.

–Jak słusznie zauważyła Natascha, równie wielkie konstrukcje znajdują się w elektrowniach atomowych, aby móc transportować ogromne ilości energii. Po co one w fabryce zabawek? Taka fabryka. Fakt, jest im potrzebna pewna cześć takiej energii, aby zasilić taśmy produkcyjne, automatyczne drzwi, systemy bezpieczeństwa, czyli jakieś kamery, alarmy, wykrywacze. Jednak urządzenia jakie tutaj dostrzegamy, dostarczyłyby bez problemu zasilanie do chociażby sześciu takich fabryk. – Oznajmił.

– Jak myślisz, do czego im to mogło służyć? – zapytał jeszcze bardziej zaciekawiony John.

– A co to za różnica John? Naprawmy to ustrojstwo i spadajmy stąd, bo aż dostaje gęsiej skórki od tej cholernej ciemnicy – powiedziała zdenerwowana Natascha.

– Racja, ja szczerze też nie czuję się zbyt komfortowo – rzekł drapiący się po czuprynie Papkins. – Dobra, gdzieś tutaj musiało dojść do przeciążenia podsystemu, odpowiedzialnego za nieprzerwanie przekazywanie energii w centralnej sekcji obwodowej oświetlenia naszych nieszczęsnych lamp i głównego wejścia.

Natascha spojrzała się z kwaszoną miną na Johna, a następnie obaj zerknęli na Papkinsa.

– Ja wiem Papkins, że ty lubisz popisywać się znajomością słów i nie tylko, ale na boga!.. mógłbyś jaśniej?! – krzyknęła z lekkim zdenerwowaniem.

– A wybacz. No mówiąc prościej musimy znaleźć przepalony chip, a następnie zastąpić go sprawnym.

– A z kąt wytrzaśniemy ten chip? – zapytał John.

Papkins popatrzył na stojące w oddali urządzenie, a następnie podszedł do niego.

– Skąd weźmiemy, a no może tutaj coś będzie – powiedział cichym głosem w skupieniu. – A dobra… w takim układzie gdzieś powinno to być. –  Po dłuższej chwili odczytywania najważniejszych informacji, umieszczonych na środku urządzenia, otworzył niewielkie drzwiczki na dole maszyny, po czym – chwilę się męcząc – wyjął małe urządzenie. – No… udało się – oznajmił szczęśliwy.

W ręku trzymał małe urządzenie, przypominające prostokątny, cienki dysk o przezroczystej obudowie i widocznym tylko zielonym czymś, co przypominało płytę główną w komputerze Johna, lecz było wiele razy mniejsze.

– Aaaa… tamta maszyna z której to wyjąłeś, to do czego służyła? – zapytał niepewnym głosem John, jakby Papkins przez pomyłkę mógł wysadzić ich wszystkich w powietrze.

– Tamto odpowiada za dostarczanie prądu do wszystkich taśm produkcyjnych na pierwszym i drugim poziomie – rzekł pewnie i dumnie Papkins. – Nie przyda nam się.

– Dobra pogadacie sobie później. Co teraz robimy? – wykrztusiła z siebie Natascha.

– Szukamy miejsca na chip, który powinien znajdować się przy święcącej na czerwono bądź pomarańczowo diodzie przy samej górze maszyny, wraz z umiejscowionym napisem: Obwodowa sekcja zasilania lamp i głównej śluzy poziomu pierwszego i drugiego.

– To do roboty – rzucił John i cała trójka zaczęła poszukiwania.

 

– Zielone, zielone, same zielone – mówił sam do siebie John – gdzieś się schowałaś cholero?

Mijał kolejne szafy z elektroniką, jedna po drugiej, jednak po czerwonej bądź pomarańczowej lampie ani widu ani słychu.

– Znaleźliście coś?! – krzyknął do reszty.

– Na razie nic! – powiedział głośno Papkins

– U mnie też lipa! – oznajmiła żywo Natascha.

Szedł wzdłuż jednego z rzędów, kiedy o mały włos nie przewrócił przez coś leżącego na ziemi.

Podniósł tajemniczy przedmiot. Kabel. Ten kabel zasilający, który jeszcze wcześniej świetnie trzymał się w gnieździe, gdy byli tu niespełna dwadzieścia minut temu.

Co jest do cholery? – zapytał sam siebie – o co tu chodzi? Papkins! Natascha! Chodźcie tu!

Po chwili oboje przyszli.

– I co znalazłeś? – zapytał z podekscytowaniem Papkins, jednak na widok kabla jego entuzjazm znikł. – To… ale to jest przecież… nie to nie możliwe, to… co jest do jasnej?

Naukowiec spojrzał się ze skrzywioną twarzą na Johna.

– Nie patrz tak na mnie stary, ja też jestem zaskoczony, przecież wcześniej go tu wsadziliśmy… ba! Ty jeszcze przy wyjściu mówiłeś, że tak ciężko wszedł, że chyba tur by go nie wyciągnął. – Oznajmił zdezorientowany John.

– No wiem właśnie… ale… no raczej jest małe prawdopodobieństwo, że ciasno wsadzony kabel… i to gruby kabel z konkretną wtyczką – podkreślił. – Tak sam z siebie by wyskoczył z gniazdka? – zapytał zszokowany Papkins.

– Chłopaki, ale… ale przecież oprócz nas tutaj nikogo nie było… chyba nie chcecie mi powiedzieć, że…

Od strony wejścia dało się słyszeć czyjeś ciężkie, powolne kroki. John i Papkins spojrzeli w kierunku wyjścia. Natascha znieruchomiała. Jej ciało przeszyły fale skurczy.

– Nie – jęknęła. – Tylko nie to.

– Nie jesteśmy tu sami – dokończył za nią cicho John.

– Szybko… za tamte dwie duże szafy – wykrztusił Papkins.

John szybko złapał skamieniałą Natasche za rękę i razem we trójkę z Papkinsem udali się do ukrycia.

Między dwoma dużymi obiektami znajdowała się niewielka wnęka, przez którą było widać większą część pomieszczenia, no i samo wejście.

W krótce z mroku wyłonił się wielki, masywny stwór o grubej i puszystej sierści, stąpając tak ciężko, iż powodował drżenie podłogi.

– Kim ty do cholery jesteś? – Zapytał cicho John.

Potwór przystanął. Po dłuższej chwili  jednostajnym ruchem głowy obejrzał całe pomieszczenie.

– Wiem że tu jesteście ludzie, słyszałem was! – powiedział zmechanizowanym, donośnym tonem stwór. – Gdzie się ukrywacie?!

Po tych słowach potwór ruszył w stronę przeciwległego koniec pokoju.

– Dobrze, jak najdalej od nas – rzekł cicho chłopak, po czym odwrócił się do pozostałej dwójki. – Jak będzie wystarczająco daleko, to cicho uciekniemy do wyjścia.

– A co z zasilaniem? Bez niego nie uciekniemy John – cichym głosem przypomniał mu Papkins.

– Cholera, faktycznie – odpowiedział zdenerwowany.

– A więc chcecie bawić się w chowanego? Dobrze, bawmy się!

Monstrum zmieniło kierunek poszukiwań, teraz szło prosto na nich.

John schował głowę, aby węszący stwór go nie zauważył.

– Niech to, idzie tu! – powiedział przez zaciśnięte zęby John.

– Ale jak kogoś złapię! – Podniósł masywną i włochatą łapę, po czym zatrzasnął pięść tam mocno, iż dało się usłyszeć brzdęknięcie stali. – To z głowy zostanie miazga!

Przerażony zniżył się. Spojrzał na swoich przyjaciół. Papkins przytulał trzęsącą się Natasche, której łzy kapały na podłogę. Ostatnim razem widział ją w takim stanie, kiedy dowiedziała się o śmierci rodziców w makabrycznym wypadku samochodowym na autostradzie. Gdyby nie to, że John zaproponował jej podwózkę dzień później.. no cóż.. już dawno nie było by jej wśród żywych. Jedna niewinna decyzja i takie konsekwencje. Czyżby tym razem nie uda jej się oszukać przeznaczenia? Jeżeli nie, to i resztę czeka ten sam los.

Co zrobić?! Kurwa co teraz zrobić ?! – krzyczał w myślach, kiedy odgłosy ciężkiego chodu zdradzały zbliżanie się potwora.

John czuł, że z każdą mijaną sekundą zbliża się nieunikniona śmierć. Duża, miażdżąca głowy jak arbuzy, śmierć. Serce nigdy przedtem nie biło mu aż tak mocno, a płuca nigdy z takim trudem nie łapały tlenu.

To moja wina, szeptał w myślach. To był mój pomysł, aby wejść to tej przeklętej fabryki. Przez moją głupotę nie tylko ja stracę życie, ale i moi przyjaciele, a to już jest za dużo. Boże! Co mogę zrobić?!

– Czuję wasz strach ludzie, jesteście nim przesiąknięci, paruje od was. Wszyscy cuchniecie strachem!!

John słysząc  donośny głos stwora, o mało nie zemdlał. Serce biło mu jak młotem.

Bo chyba przecież jeszcze mogę coś zrobić?! Gdyby nie ten pomysł, gdyby nie ten potwór, który wszystko słysz… zaraz… nie… a może? W sumie teraz to i tak nie miał wyboru.

Spojrzał się na Papkinsa.

– Daj mi latarkę, szybko! – rozkazał pewnym tonem.

Ten, nie dyskutując, wręczył mu ją.

John nie wiele myśląc rzucił latarkę między szafami stojącymi przed nim, najsilniej jak tylko mógł, jednocześnie celując jak najbliżej wyjścia. Po chwili dało się słyszeć głośne uderzenia latarki o kafelki, która potoczyła się daleko w głąb pomieszczenia.

 Monstrum  raptownie przystanęło.

– O wy! Nie uciekniecie!

Potwór ruszył przyspieszonym ruchem w kierunku wyjścia.

– Dobra – szepnął Papkins z ulgą – mamy chwilę po tym jak on wyjdzie, aby wsadzić kabel na swoje miejsce!

– Musimy wyjść teraz po cichu na skulonych nogach. Każda sekunda ma teraz w pytę duże znaczenie.

– Chcesz ryzykować? To obłęd John. – Próbował przekonać go Papkins, a dziewczyna przytaknęła przytaknęła.

– Jeżeli mamy wyjść z tego cali, to i tak nie mamy wyboru – powiedział bez ogródek John.

Problem w tym, że nawet jeśli pójdziemy drogą powrotną, to mamy ponad siedemdziesiąt procent szans, iż spotkamy idącego w naszą stronę włochatego koleżkę … ale zaraz!

Wstał, po czym, ostrożnie stąpając, rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu i szybko zerknął na mapę. Nagle, robiąc jeszcze kilka kroków w przód, wskazał palcem  cienką metalową kratę w rogu ściany

– Po podłączeniu tych urządzeń możemy uciec wentylacją! – oznajmił szczęśliwie Papkins.

– A gdzie ona prowadzi? – zapytała Niepewnie – bo chyba nie chcemy wpaść z deszczu pod rynnę?

– Szyb skieruje nas do – zerknął szybko na mapę – jakiegoś niedużego pomieszczenia na poziomie 1. – Rzekł sucho Papkins – to pewnie jakieś biuro, albo…

Z daleka dobiegł ich przeraźliwie niosący się głos. Podłoga ponownie zadrżała.

– Oszuści! Pozabijam was co do jednego!!

Z przerażeniem spojrzeli na siebie.

– Biegnijcie do wentylacji!! – Krzyknął głośno John.

– A co z tobą?! – Zapytała z przerażeniem.

W głębi duszy wiedziała, że jej przyjaciel jest w stanie zrobić wszystko, aby ani jej, ani Papkinsowi nie stała się krzywda, tym samym gotów był nawet stanąć przed obliczem samej mechanicznej bestii. Taki już był. Skory do poświęceń, nawet własnego życia.

– Ja wsadzę wtyczkę do gniazda! No szybko!! 

 Natascha i Papkins, który błyskawicznie przerzucał wzrok z mapy na pomieszczenie, co sił w nogach podbiegli do kratki wentylacyjnej, po czym próbowali ją wyłamać napierając siłą na obluzowany gwóźdź. John w tym czasie znajdując się przy wtyczce, niczym profesjonalny snajper, jednym pewnym ruchem umieścił ją w gnieździe.

 

Nagle znów zrobiło się jasno, jarzeniówki rozjaśniły pomieszczenie swym białym, biurowym światłem. Od tyłu pędził co sił Papkins – już zrobione! – krzyknął z radością.

– Aaaaaaa!! – Dobiegł głos, który zjeżył im włosy. Był już blisko.

John dysząc jak maszyna parowa ruszył pędem do swoich przyjaciół, tym samym nie patrząc na mijane wejście od lewej strony.

– No dajesz! Proszę! – Papkins z całych sił próbował wyrwać tę nieszczęsną kratę swoimi wątłymi rękoma, ona jednak jak na złość, nie zamierzała odpuścić, trzymając się twardo na ostatniej, dzielącej ich od wybawienia śrubce. 

– Przeklęte miejsce! – rzuciła blada jak ściana Natascha – niech cię szlag!

W tej samej chwili podbiegł zdyszany John. Od razu złapał za kratę i jak tylko mógł, jak tylko był w stanie naparł na metalową osłonę.

– Uwaga pędzi do was zabawowy Berni! Zabawię się z wami na całego!! – Odgłos ten był tak głośny a zarazem silny, iż spowodował natychmiastowy zimny pot i dreszcz u trójki ludzi.

– Dalej! Jeszcze moment… Tak! – krzyknął John, kiedy w końcu metalowa osłona puściła. Droga ucieczki była gotowa.

– Natasha właź! – nakazał podniesionym tonem John.

Zanim go posłuchała, jeszcze raz spojrzała na niego. Z jej oczu jeszcze raz spłynęły gorzkie łzy. Jeszcze kilka dni temu razem grali w kosza, dywagując gdzie po pracy pojadą na biwak z Papkinsem, bo przecież ma uczulenie na pyłki jakiegoś cholernego kwiatka. Tańce do rana, ogniska, wypady nad jezioro. Beztroska. To wszystko, tą piękną rzeczywistość mogła w jednej chwili doszczętnie stracić na zawsze, bezpowrotnie. Boże, w co myśmy się wpakowali, powiedziała ze strachem w duchu.

 Dziewczyna bez protestu wślizgnęła się do szybu.

Papkins, tak samo jak Natascha dobrze wiedział, że John w pierwszej kolejności wyprowadzi ich, a następnie – jako ostatni – opuści to miejsce. Intuicja go nie myliła. Młody chłopak machnął energicznie ręką w stronę wentylacji, dając znak, że teraz jego kolej.

Kiedy już chciał uciec, posłyszał przerażający mechaniczny skowyt. Energicznie skierował głowę w kierunku źródła dźwięku.

 

Jego oczom ukazało się potężne stworzenie z wystawionymi ku niemu połyskującymi, zagiętymi jak brzytwa zębami, święcącymi na czerwono, okrągłymi ślepiami, przy którym brakowało znacznej ilości syntetycznej tkanki, imitującej owłosienie i skórę, tym samym odsłaniając cześć egzoszkieletu. Stwór stojąc, wpatrywał się swoimi ślepiami wprost na niego, tym samym zadzierając nos. Zaraz zaatakuje! krzyknął w głębi siebie chłopak, jakby to miało go otrząsnąć z letargu. Rusz się! Szybko! Ponownie coś w środku próbowało go bezskutecznie przekonać, jakiś wewnętrzny głos rozsądku, lecz ten zamarł w bezruchu, jak szczur, widząc przechodzącego kota.

Koniec

Komentarze

W przedmowie jest wzmianka o fragmencie. Easy, przeczytam. Tylko jak już o tym wspominasz, to jeśli to faktycznie fragment to wypadałoby zmienić "opowiadanie" na "fragment". A w sumie, masz "szort" co w ramach portalu też niezbyt się klasyfikuje. Survival horror w tagu, więc masz mnie jak w banku ;)

Wnętrze wypełniały duże maszyny, posiadające różnego rodzaju kable,diody, wystające przełączniki i przekaźniki.

→ Tutaj brak spacji po przecinku. 

 

przekaźniki. cała gamma obwodów oraz tranzystorów,

→ Po kropie z dużej. 

 

a o przeznaczeniu ich wszystkich wiedzieli tylko dawni zarzadcy, co sami zarządzali tym przed laty.

→ zarządcy. 

 

Jednak urządzenia jakie tutaj dostrzegamy, dostarczyłyby bez problemu zasilanie do chociażby sześciu takich fabryk. – Oznajmił

→ oznajmił, z małej i bez kropy po “fabryk”. 

 

A z kąt wytrzaśniemy ten chip? – zapytał John.

→ A skąd wytrzaśniemy ten chip?

 

No.. udało się – oznajmił szczęśliwy.

→ Albo kropa, albo trzy, tu mamy dwie. 

 

Szukamy miejsca na chip, który powinien znajdować się przy święcącej na czerwono bądź pomarańczowo diodzie przy samej górze maszyny, wraz z Umiejscowionym napisem:

-> Niezbyt rozumiem czemu umiejscowiony jest z dużej. 

 

– U mnie też lipa! – oznajmiła Żywo Natascha.

→ Dlaczego z dużej? Znów nie łapię :p

 

 

Ty jeszcze przy wyjściu mówiłeś, że tak ciężko wszedł, że chyba tur by go nie wyciągnął. – Oznajmił zdezorientowany John.

→ oznajmił i bez kropy po wyciągnął. 

 

Tak sam z siebie by wyskoczył z gniazdka? – zapytał zdezorientowany Papkins.

→ Tutaj podobna sprawa co wyżej – znów zdezorientowany. Można by chociaż zamienić na przykład – zszokowany, zdziwiony, etc. 

 

 

W krótce z mroku wyłonił się wielki, masywny stwór o grubej i puszystej sierści, stąpając tak ciężko, iż powodował drżenie podłogi.

→ Wkrótce. 

 

– Ale jak kogoś złapię! – Podniósł masywną i włochatą łapę do góry,

-> Wiadomo, że do góry, raczej nie w dół, albo w boook :P

 

To z głowy zostanie miazga !!

→ Po miazga nadmierna spacja plus dwa wykrzykniki? Lepiej dla oka albo jeden albo trzy.

 

 

Nagle, robiąc jeszcze kilka kroków w przód, wskazał palcem  cienką metalową kratę w rogu ściany

→ brak kropy po “ściany”. 

 

– A gdzie ona prowadzi? – zapytała Niepewnie Natascha

→ zapytała niepewnie. 

 

– Aaaaaaa!! – dobiegł głos, który zjeżył im włosy . Był już blisko.

→ Dobiegł głos, który zjeżył im włosy. Był już blisko [nadmiarowa spacja przed kropką]

 

Pewnym ruchem dziewczyna wślizgnęła się do szybu.

→ Tu ewidentnie coś nie tak z szykiem, jak już: 

Dziewczyna pewnym ruchem wślizgnęła się do szybu…

Ale… 

Proponowałbym po prostu – Dziewczyna wślizgnęła się do szybu. 

Wystarczy. 

 

Rusz się! Szybko! lecz ten zamarł w bezruchu.

→ To chyba miał być dialog. 

– Rusz się! Szybko! 

Lecz ten zamarł w bezruchu. 

 

Oj, no mnóstwo w tym tekście technicznych usterek. Nie wyłapałem wszystkiego, ale wydaje mi się, że tworząc historię powinieneś podzielić się z nią na betaliście, aby wspólnie spróbować wyeliminować takie niedoskonałości. 

Sama historia, nie tyle co zła, choć dość powtarzalna. Strasznie drażniła mnie w tym tekście taka sztywność w dialogach, jak:

– Natasha właź! – nakazał podniesionym tonem John.

→ Tego jest mnóstwo. 

Nakazał John, powiedział zdezorientowany John, oznajmił John, etc, itd. 

 

Warto czasami zadbać o zamienniki. 

Mieliśmy ucieczkę przed stworem, zbyt wiele się koniec końców nie wydarzyło, ale w tym przypadku aby zainteresować historią, naprawdę trzeba troszkę pracy nad tekstem pod kątem techniczym. 

Jeśli byś potrzebował – możesz śmiało do mnie pisać w sprawie bety. Coś poradzimy :) 

Pozdro!

 

 

Witam. Napisałem krótki fragment pewnego opowiadania, które zamierzam w między czasie rozwijać.

Piotrulu123, skoro sam napisałeś, że to fragment, bądź uprzejmy oznaczyć tekst właściwym tagiem FRAGMENT. Na tym portalu szorty kończą się na dziesięciu tysiącach znaków, więc to nie jest szort.

Sugeruję też, abyś w międzyczasie sprężył się, dokończył opowiadanie i zaprezentował je, kiedy będzie gotowe. Na lekturę fragmentu mało kto zechce się skusić.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ostatecznie wymiękłem przy prostokątnym dysku.

Fakt, że to fragment, to akurat najmniejszy problem. Ja sama śledzę je z większym zainteresowaniem, niż szorty, czy opowiadania, gdyż to trochę jakby brać udział w zbiorowym pisaniu książki i przypominają się cudowne miesiące nad „Harry Potter and Methods of Rationality”. Jednakże tutaj nie wydaje się, byś miał nawet pomysł godny przelewania na papier, gdyż historia nie buduje napięcia, zaczyna się niepotrzebnie in medias res, dialogi są sztywne i pozbawione charakteru, a sama fabuła nie zachęca do dalszej lektury. Nikt nie będzie przejmował się zagrożeniem życia bohaterów, względem których niczego nie czujemy, czy których po prostu nie znamy. Przedstaw ich nam, przekonaj czemu mamy im kibicować, tudzież czemu mamy liczyć na ich rychły i brutalny zgon. Problemy techniczne są zatem najmniejszymi, jakie przed Tobą się znajdują. 

Nowa Fantastyka