- Opowiadanie: adamas - Wróżka Elza i Anioły (MASAKRA 2010)

Wróżka Elza i Anioły (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wróżka Elza i Anioły (MASAKRA 2010)

Maciek stanął przed lustrem i krytycznie przyjrzał się swemu obliczu. Nie wyglądało to dobrze. Podkrążone oczy, pomarszczona skóra na policzkach. Zdecydowanie pracował za dużo. Pogrążony w ponurych myślach nie usłyszał jak do łazienki wsunęła się Anita. Dopiero kiedy delikatnie dotknęła jego ramienia ocknął się z zamyślenia i odwrócił. Kobieta przytuliła się do niego, on odwzajemnił mocnym uściskiem. Pachniała tanim szamponem. Lubił ten zapach.

– Misiu – powiedziała cicho – Martwię się.

– Czym? – zdziwił się.

Anita zamilkła. Wolno przesunęła dłonie po jego plecach. Maciek uśmiechnął się.

– Czym się martwisz, kochanie? – powtórzył, tym razem dużo cieplej.

– O ciebie się martwię – odparła i spojrzała mu w oczy.

– Co znowu?

– Byłam u tej wróżki…

Mężczyzna żachnął się i przestał obejmować żonę.

– Znowu? – niemal warknął – U tej hochsztaplerki? Ile razy ci mówiłem?

– Oj, misiu…

Maciek nic nie powiedział, pokręcił tylko głową i wyszedł z łazienki. Anita podążyła za nim.

– No bo wiesz – tłumaczyła – Elza jest znaną wróżką. Jej przepowiednie są trafne, więc wiesz. Martwię się – złapała męża i spojrzała mu głęboko w oczy – Elza przepowiedziała, że ciężko się rozchorujesz… Uważaj na siebie, dobrze?

Maciek uśmiechnął się i pocałował Anitę w czoło.

– Nie bój się – powiedział cicho – Zadbam o ciebie. O dzieci.

Kobieta odpowiedziała uśmiechem.

– Wiem – szepnęła – Ale uważaj na siebie, co?

Maciek kiwnął głową i zaczął się ubierać do pracy. Nie lubił, kiedy Anita chodziła do różnego rodzaju wróżek, tarocistów czy innych jasnowidzów. Już dawno jednak przekonał się, że żony nie da się żadną siłą odciągnąć od tych hochsztaplerów. Była to dla niej jakaś ucieczka od szarej codzienności. Maciek westchnął. Trochę żałował, że sam nie ma takiej odskoczni. Pełen ponurych myśli wyszedł z domu i ruszył do biura.

 

***

Z pracy wyszedł później niż zamierzał. Dużo później. Szef doskonale wiedział, że Maciek nie chce stracić tej roboty – o nową ciężko, a tu żona, dzieci – więc wyciskał z potulnego pracownika ile się dało. A czasem nawet więcej. Efekt był taki, że Maciek cały czas chodził przemęczony i zdenerwowany. Ale takie wszak były uroki bandyckiego wczesnego kapitalizmu, który w Polsce nijak nie chciał wyewoluować w jakąś łagodniejszą i bardziej przyjazną dla prostych ludzi formę. Pełen ponurych myśli Maciek szedł ulicą. Nagle zatrzymał się. Jego wzrok przykuł, choć było to dziwne, bo napis nie rzucał się w oczy, niewielki szyld z napisem:

WRÓŻKA ELZA

 

Mężczyzna pokręcił głową. Więc to do tej hochsztaplerki, o imieniu rodem z serialu o afrykańskiej lwicy, chodzi po porady jego Anita. Trochę dziwiąc się samemu sobie odwrócił się i ruszył w kierunku gabinetu wróżki. Z pomalowanych na zielono drewnianych drzwi płatami odpadała tania farba. Nacisnął klamkę i wszedł.

***

 

Wewnątrz zaskoczyło go jedno. W schludnie umeblowanym przedpokoju nie zobaczył żadnych ezoterycznych malowideł, łowców snów, czarnych świec czy co tam jeszcze powinno znajdować się w pracowni wróżki. Nie było nawet czarnego kota.

– Tutaj jestem – rozległ się miły, kobiecy głos.

Idąc jego śladem Maciek wszedł do następnego pokoiku, po drodze przedzierając się przez zawieszoną w drzwiach kotarę z paciorków, niechybnie pamiętającą czasy gierkowskiej prosperity.

– Małgorzata – trzydziestokilkuletnia całkiem atrakcyjna blondynka wstała zza biurka i wyciągnęła ku mężczyźnie dłoń.

Maciek niepewnie uścisnął podaną rękę.

– Maciej – odparł cicho.

– Wiem – kobieta uśmiechnęła się i potrząsnęła lokami – Czym mogę panu pomóc?

– Wróżka Elza? – mężczyzna przyjrzał się jej niepewnie.

– Och, to moje nom de plume – domniemana wróżbitka wyszczerzyła równe zęby – Ludzie bardziej wierzą Elzie niż Małgorzacie. Więc co pana tu sprowadza?

– Jeżeli jesteś wróżką, to doskonale wiesz co – Maciek nie mógł odmówić sobie złośliwego komentarza.

– Owszem – gospodyni potaknęła – Ale cały wic polega na tym, że to ty musisz powiedzieć po co przyszedłeś. Siadaj, proszę – wskazała mu krzesło.

Maciej spoczął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Tu także nie było żadnych okultystycznych symboli. Ani szklanej kuli. Małgorzata taksowała go wzrokiem.

– Dziwne – powiedział pod nosem.

Wróżka uśmiechnęła się.

– Tak, tak – rzuciła bawiąc się włosami – Ludziom zwykle pomaga kiedy widzą, że mam magiczne przedmioty. Postawić tarota? Wyjąć szklaną kulę? A może jakieś wonne kadzidełka?

– Pani sobie kpi – zauważył mężczyzna.

– Trochę – Małgorzata mrugnęła – A pan absolutnie nie wierzy w takie rzeczy.

– W magię? W przepowiadanie przyszłości?

– Tak.

– Nie wierzę – twardo stwierdził Maciek.

Małgorzata parsknęła, jednak szybko spoważniała.

– I bardzo dobrze, że pan nie wierzy, panie Macieju. Magia nie istnieje.

– Więc…

– To, w jaki sposób… Niech będzie: jak przepowiadam przyszłość, nie ma z magią nic wspólnego. Tyle wiedzy panu wystarczy. Niestety, ludzie wierzą w magię, nie we mnie. To może wyjąć tarota? – uśmiechnęła się na koniec.

Nastała kłopotliwa cisza. Maciek patrzył na kobietę i starał się coś zrozumieć. Poddał się. Wtedy, całkowicie poważnie, odezwała się wróżka.

– Dobrze – stwierdziła – Skoro nie powiedziałeś mi po co przyszedłeś, no i nie powiesz, oczywiście, nie mogę udzielić ci porady. Mogę tylko dać niewielką wskazówkę.

– Słucham? – wciąż zdziwiony odparł mężczyzna.

– Słusznie twoja żona się martwi – wróżka popatrzyła mu w oczy – Strzeż się aniołów!

Teraz to mężczyzna parsknął.

– Dobre – stwierdził – Ile się należy, wróżko Elzo?

– Nie kpij – w głosie kobiety zadźwięczała groźna nuta – Mówię poważnie. Strzeż się aniołów! Żegnam pana.

Maciek wstał, skonfundowany nieco i skierował się do wyjścia.

– Strzeż się aniołów! – kołatało mu w głowie.

Małgorzata, zwana wróżką Elzą zamknęła oczy. Kiedy tylko usłyszała trzaśnięcie wejściowych drzwi skryła twarz w dłoniach. Nie lubiła tego uczucia, kiedy wiedziała, że rada nie pomoże. Że wkrótce stanie się coś złego.

***

 

– Wyglądasz źle, misiu – Anita popatrzyła na siedzącego przy stole w kuchni męża – Zbladłeś.

Maciek pokiwał głową.

– Duszno… mi – wysapał.

– Misiu?

Anita wstała i podeszła do Maćka. Przytuliła go.

– Pocisz się, wiesz? – stwierdziła.

– Boli.

Kobieta z przerażeniem popatrzyła na wykrzywioną w grymasie twarz męża.

– Gdzie boli? – podążyła wzrokiem za ręką Maćka, kurczowo zaciśniętą na piersi – Kochanie! To na pewno zawał! Dzwonię po karetkę!

– Daj spokój… – cicho odparł mężczyzna – Nic… mi… nie jest. Poboli i przestanie…

– Dzwonię!

Nie słuchając więcej męża kobieta wypadła do pokoju i wykręciła numer. Maciek został przy stole. Nie mógł się ruszyć. Z bólu. I ze strachu.

– Strzeż się aniołów! – rozległo się pod czaszką.

Chwilę później mężczyzna zsunął się z krzesła na zimną kuchenną posadzkę.

***

 

Kiedy się ocknął, leżał na noszach. Z trudem podniósł głowę. Dostrzegł zapłakaną Anitę i tulące się do niej dzieci. Chciał powiedzieć, że to nic, że wszystko będzie dobrze. Nie mógł.

– Proszę się nie ruszać – ciepły, męski głos rozbrzmiał tuż nad uchem – Zabieramy pana ze sobą. Prawdopodobnie dostał pan zawału.

Maciek przewrócił oczami. Zawał? Ale jak to? Dlaczego? Czy nic mi nie będzie?

– Niech się pani uspokoi – inny, poważniejszy głos dobiegł gdzieś z daleka – Mąż wyjdzie z tego.

– Wróżka powiedziała – to szlochała Anita, zawsze by ją rozpoznał – że ciężko zachoruje! Doktorze!

– Proszę się uspokoić. Zabieramy pani męża. Z nami będzie bezpieczny jak w niebie.

Maćkowi zakręciło się w głowie i ponownie stracił przytomność. Kiedy otworzył oczy leżał już we wnętrzu karetki. Auto jechało na sygnale. Kiedy już zogniskował wzrok zobaczył stojącego nad noszami młodego mężczyznę w białym kitlu. Najpewniej sanitariusza. Maciek usiłował się ruszyć, jednak obcy powstrzymał go stanowczym ruchem ręki.

– Proszę się nie ruszać – powiedział ciepłym, łagodnym głosem i uśmiechnął się anielsko.

Maciek zaczął się bać. Strzeż się aniołów!

– Proszę się rozluźnić – dodał sanitariusz i sięgnął do apteczki po jakąś ampułkę.

Pacjent z przerażeniem obserwował ruchy mężczyzny w kitlu. Widział sprawne dłonie przygotowujące strzykawkę. Jak pociągnięty w górę tłok zasysa zawartość ampułki. Jak uśmiechnięty sanitariusz łapie go za rękę i wbija igłę w rękę. Maciek usiłował się wyrwać, szarpnąć. Nie miał siły.

– Proszę się rozluźnić – usłyszał, kiedy sanitariusz wprawnym ruchem nacisnął tłok strzykawki – Potraktuj mnie jak anioła, który właśnie pozbawił cię wszystkich cierpień…

Koniec

Komentarze

Pośpiech jest złym doradcą.
Nawet dwa dni nie minęły od twojego poprzedniego tekstu na Masakrę, a tu kolejny. Pomysł ciekawy, bo istnienie tzw. aniołów śmierci, jest samo w sobie przerażające, ale żałuję tego pośpiechu w umieszczeniu opowiadania, bo można było je lepiej dopracować, a konkretnie bardziej rozbudować i wyeksploatować pomysł.
Zaczął się robić fajny klimacik, a tu nagle, jak grom z jasnego nieba, zawał i koniec. Trochę za szybko moim zdaniem. Jest niedosyt.

Czyta się dobrze, ale mogło być bardzo dobrze.
Pozdrawiam.

pomysł na zakończenie fajny, ale cały ten "środek" z wróżką wyszedł dość słabo i sztucznie. Sprawia wrażenie braku dopracowania. No i to "misiuu" - ktoś sie chyba za dużo "pitu pitu" na youtube naoogladał :P

Ok, do konkursu. Zgadzam się jednak z Eferelin Rand: daj raczej jeden tekst, ale dopieszczony. Bo co z tego, że ich będzie multum, jak niedorobione i przepadną? Radzę się zastanowić.
Pozdrawiam. 

Zaczęło się robić ciekawie, i nagle się skończyło. Rzeczywiście trzeba to lepiej dopracować. Poza tym nie ma ani masakry, ani horroru.

"Ale takie wszak były uroki bandyckiego wczesnego kapitalizmu" - to określenie jakoś dziwnie brzmi.
Poza tym trochę zbyt mało fantastyki, jak dla mnie, te "anioły" to żywcem z historii łódzkich "łowców skór". Liczyłem na takie "prawdziwe" anioły :)
Pozdrawiam.

Com napisał, napisałem.

Nowa Fantastyka