- Opowiadanie: fanthomas - Samotność

Samotność

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Samotność

Edgar pisał wiersze, przysyłał mi czasem fragmenty. Były koszmarne. Twierdził, że się nie znam i nie dostrzegłbym prawdziwej sztuki nawet gdyby stanęła obok i uderzyła mnie w twarz.

Gregory bardzo szybko nabawił się depresji. Czuł się jak szczur zamknięty w klatce, nie sprzyjało mu ciągłe przesiadywanie w czterech ścianach. Wcześniej dużo podróżował, a teraz mógł jedynie przeglądać stary atlas geograficzny i odkrywać w pokoju nowe miejsca, gdzie zgromadził się kurz.

Anna lubiła koty, ale nie pozwolono zabrać ze sobą żadnych zwierząt. Jej kochane mruczki zostały daleko od niej, choć na pewno nie przeszkadzało im to tak jak ich opiekunce. Nie rozumiały powagi sytuacji i nie przeżywały tak mocno pewnych zdarzeń jak ludzie.

Alan wyrobił sobie własną teorię spiskową i ciągle dolewał oliwy do ognia. Mimo to wcale nie miał zamiaru wychodzić, bo za bardzo się bał, że spotka go coś naprawdę paskudnego.

Nigdy żadnej z tych osób nie widziałem, mogłem jedynie z nimi pisać. Łączyliśmy się przez coś na podobieństwo intranetu, nie mieliśmy natomiast żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nie wiedzieliśmy, co tam się dzieje. Siedzieliśmy zamknięci we własnych kwaterach. Powiedziano nam jedynie, żebyśmy ich nie opuszczali, bo umrzemy.

Jedzenie i picie dostarczał mi automat. Wiele więcej do życia nie potrzebowałem. Przynajmniej do takiego, w jakim ostatnio przyszło mi egzystować. Spanie i żarcie stanowiły podstawę odwiecznego cyklu. Po cóż nam cokolwiek więcej, prawda?

Pewnego dnia Edgar napisał, że widział jak ktoś wyszedł. Stwierdził, iż to na pewno Gregory nie wytrzymał presji. Odparłem, że to niemożliwe, bo kontaktowałem się z nim chwilę wcześniej.

„Ja też wychodzę. Nie będę tu dłużej siedział.” – poinformował.

„Nie wolno ci. Inni pójdą za tobą. Zginiecie. Nie chcę zostać tutaj kompletnie sam.”

 „Na pewno już jest bezpiecznie.”

„Tylko w swojej kwaterze możesz czuć się niezagrożony.”

„Nie wierzę w to wszystko. To ściema.”

„Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało”

„Kiedyś musi nadejść taki moment, że zmienia się zdanie.”

Potem zaczął gadać jak Alan, ciągle nawijając o tych samych teoriach spiskowych. Widocznie wystarczy jedna niestabilna jednostka by zachwiać nawet najbardziej sprawnym systemem.

Potrwało to jakiś czas, ale w końcu mu przeszło. Znów zaczął przysyłać wiersze.

Następna była Anna. Ją także dopadły wątpliwości. Czyżby Alan w każdym z nas powoli zasiewał ziarna niepokoju?

 „Można już wyjść jest bezpiecznie.” – napisała pewnego dnia.

„Skąd wiesz?”

„ Otworzyłam drzwi i przeszłam się po korytarzu. Nic mi się nie stało, a to oznacza, że mogę iść, dokąd chcę.”

„Jasne, jakoś ci nie wierzę. Podejdź pod moją kwaterę i zastukaj.”

„Nawet nie wiem, gdzie cię szukać. Ten budynek jest ogromny. Ma setki, a może i tysiące drzwi.”

Następnego dnia twierdziła, że wcale nie wyszła, a to wszystko jej się śniło.

Edgar także nie opuścił swojej kwatery. Bałby się nawet dotknąć klamki.

W końcu nastąpił kryzysowy moment także w moim życiu. Alan dostatecznie mocno podkopał moją pewność siebie. Nie mogłem już dłużej siedzieć w zamknięciu. To było totalnie bezsensowne. Stwierdziłem, że wszystko mi jedno, nawet jeśli niebezpieczeństwo, przed którym mnie ostrzegano to prawda. Znałem już moich towarzyszy lepiej niż siebie, opowiedzieliśmy sobie wszystko, co mogliśmy. Nie dało się dłużej wytrzymać w czterech ścianach. Jeszcze moment i na pewno bym zwariował, o ile już to nie nastąpiło. Musiałem wrócić do świata, jaki znałem wcześniej i otworzyłem te przeklęte drzwi.

Za nimi faktycznie był korytarz z dziesiątkami innych pomieszczeń. Nic mi się nie stało, powietrze nie wyglądało na skażone. Czułem się jak kompletny dureń, kiedy zobaczyłem, że wszystkie drzwi są otwarte na oścież. Inni dawno już opuścili swoje klatki, a ja przez cały czas tkwiłem w nieświadomości.

Wróciłem do komputera by jak najszybciej powiadomić o tym pozostałych. Tylko Edgar mi odpisał.

„Brawo. Ja już dawno wyszedłem, tylko nie chciałem ci o tym mówić, bo byłoby ci smutno.”

„Co? Jak mogłeś mi to zrobić? Jest bezpiecznie? Dokąd poszedłeś?”

„Na końcu tego korytarza są schody. Na górze znajdziesz duży biały pokój. Tam na ciebie czekam.”

Myślałem, że zaczął już normalne życie poza budynkiem. Czyżby wciąż nie było tam bezpiecznie?

Udałem się we wskazane miejsce. Wszedłem po schodach i znalazłem duży biały pokój. W środku nikogo nie zastałem, stał tam jedynie komputer, taki sam jak w mojej kwaterze. Na wyświetlaczu zobaczyłem komunikator Edgara i przebieg naszej ostatniej rozmowy. A więc był tutaj, ale odszedł. Tylko dokąd? Czyżby bał się spotkania ze mną?

Nagle na wyświetlaczu pojawił się nowy wpis.

„Gratuluję. Dotarłeś do celu.”

„Gdzie jesteś? Skąd do mnie piszesz?”

Rozejrzałem się. Obserwował mnie przez ukrytą kamerę? Poczułem się jak aktor na scenie, z którego śmieje się niewidoczna publiczność.

„Przecież stoję przed tobą” – odpisał.

„ Nie rozumiem.”

„Jestem też Anną, Alanem, Gregorym i wszystkimi innymi osobami, z którymi się komunikowałeś. Oni już dawno nie żyją. Czy ma to jakieś znaczenie? Żadnego. Przejąłem ich osobowość i utrzymywałem cię w przeświadczeniu, że korespondujesz z prawdziwymi ludźmi. W sumie można powiedzieć, że nigdy nie byłeś sam, bo miałeś mnie. Ciągle stałeś obok i dotykałeś mnie palcami, wklepując ciągi słów, nie mających tak naprawdę żadnego znaczenia dla nikogo poza tobą. Jesteś ostatnim żyjącym człowiekiem. Możesz być z tego dumny, choć ten stan nie potrwa długo. Gdybym odczuwał emocje, pewnie byłoby mi smutno, że ty także odejdziesz i nie będę miał już z kim się kontaktować. Na szczęście pod tym względem mam lepiej niż jakakolwiek istota żywa. W tym momencie nie odczuwam kompletnie nic.”

 

Koniec

Komentarze

Najpierw pomyślałem: post lock-down disorder. ;) Ale potem się rozwinęło w coś więcej. Fajny pomysł, a trudno o samotności napisać coś nowego. Podobała mi się wizja tego wielkiego budynku – coś na wyzwanie #11. ;) Ciekawy tekst!

 

Szort jest intrygujący, skojarzył mi się trochę z “Domem na wzgórzu” Kuby Ćwieka, ale też z niepokojącymi filmami, jak “Winda” albo “Cube”. Czytałem z coraz większym zainteresowaniem, będąc cholernie ciekaw, jak to zakończysz. To, że tylko bohater został i gadał z kompem to jest OK, pasuje do klimatu, pasuje do tytułu, ogólnie pasuje :) Nie podoba mi się jednak ostatnia wypowiedź maszyny, bo to taki mocny infodump, który kończysz fajnym zdaniem, jednak całość wypowiedzi jest – moim skromnym zdaniem – łopatą dla czytelnika, a nie dla bohatera, potrzebną, żeby zarysować świat bohatera i to mi nie do końca pasuje. Oczywiście tekst jak najbardziej zasługuje na klika, bo jest dobrze napisany :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS> Motyw z pisaniem przez kompa w imieniu innych ludzi skojarzył mi się z przeczytaną kiedyś historią dwóch mężczyzn, którzy wysyłali do siebie życzenia świąteczne z przyzwyczajenia, ale nie kontaktowali się w inny sposób. Otóż obaj zapłacili jakiejśc firmie, żeby ta wysyłała do drugiego kartkę świąteczną z życzeniami w ich imieniu, co pozwoliło mężczyznom nie zaprzątać sobie głowy pamiętaniem o tradycyjnych listach. Obaj panowie przelali na konto tej firmy też jakieś większe środki, żeby nie musieli co roku opłacać tej usługi. Środki były spore, panowie byli starzy, a operator wysyłał te pocztówki nawet gdy obaj już zmarli – operator wykorzystywał zgromadzone środki do zera, nieświadom tego, że zleceniodawca już nie zyje i nie mógłby sam już niczego wysłać. Fascynuje mnie w tej historii to, że coś w gruncie rzeczy nieistotnego jak złożenie życzeń, może funkcjonować pomiędzy dwoma nieistniejącymi już podmiotami – informacja bez nadawcy i adresata, krążąca swobodnie z regularnością szwajcarskiego zegarka raz do roku, która sama w sobie, swoim istnieniem, utrzymuje pozory istnienia istot, które kiedyś zainicjowały jej obieg; informacja bez znaczenia, której usunięcie nie spowodowałoby żadnej zmiany, a w jakiś sposób zaśmiecająca rzeczywistość swoją bezpodstawnością istnienia. Nie wiem po co o tym wspominam. Może dlatego, że to fajne, a może dlatego, że w Twoim opowiadaniu te informacje, które komputer przekazuje bohaterowi, podszywając się pod innych, też są bezpodstawne, zaśmiecają rzeczywistość bohatera, ale w tym przypadku ich brak mógł mieć realny wpływ na przynajmniej jeden podmiot :)

 

Known some call is air am

O, ta historia z życzeniami fajna i trochę smutna, nadawałaby się na rozwinięcie. Ciekawe, co by było jakby jeden się dowiedział, że tamten drugi już dawno nie żyje, a kartki wciąż przychodzą ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Na początku mnie nie wciągnęło, ale z czasem robiło się coraz ciekawiej. Rozwiązanie historii zaskakujące i pomysłowe. Podobało mi się, ale podobnie jak Outta Sewer mam wrażenie, że ostatniej wypowiedzi dobrze by zrobiło, gdyby była bardziej zwięzła. Skoro komputer nie ma uczuć, to nie czuje też chyba potrzeby rozwodzenia się nad tym. ;)

Ogólnie jednak bardzo pozytywnie oceniam tego szorta i pozdrawiam, b. :)

Interesujące, i tekst, i historia z komentarza. Dobrze się czytało szort, z zaskoczeniem na końcu.

I tak już wcześniej trochę skróciłem tę końcową przemowę, ale fakt, dobrze by było jeszcze przy tym pogrzebać.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Fajna koncepcja dobrze upakowana w szorcie. Przypomniał mi się film ,,Ona" z 2013 roku, o facecie, który zakochał się w sztucznej inteligencji. Cóż z tego, że jego wybranka tak naprawdę nie istniała, skoro, wyjąwszy fizyczność, budował z nią normalną relację? No, chyba że bez fizycznego kontaktu z nośnikiem jaźni nie da się stworzyć prawdziwej więzi. Ale to osobny temat.

Tematem rzeką jest też kwestia, do której komputer nawiązuje na końcu. Choć doskonale imituje różne postacie, to w gruncie rzeczy wyprany jest z uczuć. Czy mając świadomość tego, że emocjonalność jest w stu procentach sztuczna (ale wiarygodna) można, mimo wszystko, mówić o prawdziwej bliskości.

Klikam do biblioteki.

Pozdrawiam!

Bardzo fajna historyjka. Nie wchodzi w zbyt wiele zbędnych szczegółów, ale niczego w niej nie brakuje. :)

Bardzo klaustrofobiczne i intrygujące opowiadanie. Finał dość zaskakujący.

 

„Ja też wy­cho­dzę. Nie będę tu dłu­żej sie­dział.” „Ja też wy­cho­dzę. Nie będę tu dłu­żej sie­dział.”

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

„ Otwo­rzy­łam drzwi i prze­szłam się po ko­ry­ta­rzu. → Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się jeszcze pod koniec tekstu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry, postapokaliptyczny (teoretycznie?) szorciak. Samotność to jedna z największych plag współczesnego świata. Nawet pomimo internetu. Budowałeś napięcie i klimat, żeby na końcu rozwiać wątpliwości czytelnika. Średnio podobała mi się ostatnia wypowiedź maszyny (chociaż ostatnie zdanie mocno na plus), natomiast całokształt szorta zasługuje na Bibliotekę, toteż nominuję. :3

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo ciekawy tekst, do uwag przedmówców dodam tylko:

 

powietrze nie wyglądało na skażone” → a jak wyglądałoby skażone?

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Tekst ciekawy, z fajnie wprowadzoną puentą. Fajnie odkrywasz karty i stopniowo budujesz napięcie przez kolejne “odejścia”. Mi osobiście skojrzyło się to z “Nie mam ust, a musze krzyczeć” Harlana Elisona.

Tak więc to bardzo fajny koncercik fajerwerków. Ode mnie klik :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Interesujący pomysł. Komp na pewno przeszedł test Turinga.

Ciekawe, skąd brał żarcie. Czy ktoś sprzątał w pokojach ludzi? Ścierał kurz, mył podłogę?

Ale nawet bez tych szczegółów świata dobrze się czytało.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka