- Opowiadanie: T.Markowski - OSTLAND

OSTLAND

Znacie zapewne sprawę Sidoni, wiedźmy ze Szczecina, która jest pod władzą diabła. Ją to miano zabić żywym ogniem przy Bramie Młyńskiej pod Zamkiem Siedmiu Płaszczy. Spaliła oczy nawet dzieciom, które tylko przyszły popatrzeć. I więcej. Cały kraj od rozlewiska Odry po granicę z Marchią. Pomorze przestało istnieć.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

OSTLAND

Pamiętacie co robiliście szalonym latem 1410 ? My szliśmy jak po napietym przez wysielca sznurze przez zachodni Bałtyk. Kapitan był najstarszy na okręcie. Dalej było już tylko piekło. Większość tych, których znał toczyło już robactwo. W tym fachu nie ma grobów. Nie ma wspomnień. On żył. Jego kolano zacinało się jak ster, kiedy schodził na pokład. Może znasz to uczucie, kiedy z każdym rokiem uchodzi z ciebie życie i czujesz jak zamieniasz się w blade truchło rzucane na wóz podczas zarazy. Statek nie jest przystanią, w której spędza się spokojną jesień życia. Czuł, że nie umrze wychudzony i cierpiący w jak odurzony ziołami własny cień. Dobry Bóg jest łaskawy dla piratów.

 

Wojna ma słony smak Bałtyku. Statek poszedł na dno dzień drogi od Rugii. Reszta załogi, mówiąc językiem italskich bandytów, spała już z rybami.

 

Zostałem sam, a fale uniosły mnie daleko od wraku. I tylko wiatr rozplatał włosy królowej Ran. I wypowiadał zaklęcie. Raz, drugi i trzeci. Tuż przed świtem. I on przyszedł.

 

Usłyszałem, że kto zna zaklęcie nie zginie na wieki, ale zginą nieprzyjaciele jego, i wejdzie do zamku Boga, Pana doskonałego.

 

Następnym miejscem, które pamiętam nie był zamek Boga, ale Zajazd Ubogich w Wollinie, w kraju Wendów. Garść baraków dla bezdomnych, rozbitków i pielgrzymów tuż przy końskim młynie. Zapach końskiego potu, uderzenia bata i strzępy pamięci.

 

Wychodziliśmy w morze z listem kaperskim wystawionym przez rajców królowej Hanzy, Lubeki. I całymi tuzinami osadników zmierzających do krzyżackich kolonii w Liwonii. Nach Ostland wollen wir reiten, chcemy pojechać do Ostlandu, śpiewali. Widziałem wielu takich jak oni. Tym, którym sprzyjała fortuna dane było dotrzec do celu i zapokoić głód ziemi. Życie w nowej ojczyźnie pozostawało jednak trudne. Jak mawiano: Ojciec znajduje śmierć, syn nadal jest w potrzebie, dopiero wnuk ma chleb.

 

Innych za pierwszym zakrętem zabijały żyjące w ostlandzkiej puszczy Wilki, Wendowie, Jaćwingowie, Prusowie, może jeszcze kto inny. Te nazwy pewnie i tak nic im nie mówiły. Nasi wybrali drogę przez Bałtyk. Nie całkiem na próżno. Przynajmniej umarli wolni z brzuchami pełnymi śledzi. Mnie jako jedynego rozbitka podjęła koga za Skanii idąca przez Morze Pomorskie, w kierunku ujscia Odry, wprost na przeklęty Szczecin. I tak trafiłem do Wollina.

 

Znacie zapewne sprawę Sidoni, wiedźmy ze Szczecina, która jest pod władzą diabła. Ją to miano zabić żywym ogniem przy Bramie Młyńskiej pod Zamkiem Siedmiu Płaszczy. Spaliła oczy nawet dzieciom, które tylko przyszły popatrzeć. I więcej. Cały kraj od rozlewiska Odry po granicę z Marchią. Pomorze przestało istnieć.

 

Nie wiem dlaczego Runske mnie wybrał. Nie różnimy się znowu tak bardzo od nieznośnie przypominających ludzi Słowian. Jeszcze jedni brudni, bezzębni łajdacy o dłoniach szorstkich od okrętowych lin. Okrętowa strawa powoli zmienia piratów w podobne toczone przez robactwo żywe jeszcze trupy. Jeśli morze ma dla nas coś w zanadrzu to raczej wyłącznie zdrady, syreny, krakeny i krzyżacką piechotę morską.

 

Runske był chromy od urodzenia. Ciągnął za sobą pamięć o upokorzeniach jak pies, któremu dzieciaki przywiązały dziurawy rondel do ogona. To było małe miasto. Nawet jęsli dziś wielu z mieszczan nie śmiało mu się w oczy, pamietał ich szyderstwa z dzieciństwa. I oni pamiętali.

 

Zawiadywał Domem Kluczy w Wollinie. Tu przechowywano klucze opuszczonych domów w Szczecinie. Większość dawnych mieszczan rozproszyła się już po świecie. Runske był strąznikiem porzuconej nadziei. Szukał kogoś, kto potrafi zabijać.

 

O takich nie było tu trudno. Podatki płacą tylko słabi. Chłopi dziedziczą ziemię, ale mogą tylko patrzeć jak ich uprawy są rujnowane przez zwierzynę łowną i galopujących za nią szlachetnie urodzonych. Szlachta przestaje respektować Stare Prawo. Chłop nie może już łowić ryb, polować czy ciąć drzew w lesie. Może za to płacić pojawiające się jak grzyby po deszczu nowe daniny. Myta drogowe, mostowe, bramne, cła i czynsze.

 

Za naszych czasów piechota, armie pachołków przestały pierzchać z pól bitewnych na widok rittern, jeźdzców, rycerzy. Mimo, iż chłopi nie jadali na co dzień mięsa, byli oswojeni z ubojem i sprawianiem zwierząt. Rebelie wieśniaków rok po roku przynosiły obrazy rycerzy dzielących los zwierząt rzeźnych na oczach swych rodzin. Były jak pożar wedrujacy przez Ostland, aż Martin Luther wrzucił w ogień garść reformacyjnego prochu i wywołał największą z nich, Bauernkrieg, wojnę chłopską. Sam Luther potępił wkrótce zbójeckie i mordercze roty chłopów.

 

Runske też by potępił. Nie był jednym z tych, którzy pytali gdzie podziewał się szlachcic, gdy Adam orał i przędła Ewa. Z jakiegoś powodu nie było mu po drodze z miejscowymi zbirami. Dlatego wybrał mnie. Włóczęgę bez domu. Tymczasem Szatan, duch wędrowny przemierzał ziemię. Trafił i tu i krążył wokół miasta. Chodził z nami, jadł i spał. Zawsze miał dla nas czas, a my jak złowione ryby psuliśmy się od głowy.

 

Runske zabrał mnie na tyły Domu Kluczy. Nie miał rodziny. Dom, dzieci zrodzone z miłości, to nie dla nas. Opowiedział mi o skarbie. O Złocie Renu, które czekało w Szczecinie.

 

Jestem starsz niż na to wyglądam. Dawno temu, w XIII stuleciu chłopiec imieniem Nikolaus, stanał na czele expeditio, wyprawy, kampanii podjętej celem uwolnienia Grobu Pańskiego z rąk Saracenów. Po tym jak owce padły na kolana i wezwały chłopca do odbicia Jeruzalem z rąk Turków, tysiące mu podobnych przyłączyło się doń w dolinie Renu. Porzucili domy by przemierzyć tysiące mil dzielące ich od Ziemi Świętej.

 

Na wieść o wyprawie dzieci, które wbrew woli dorosłych ruszyły bezdrożami w nieznane, papież Innocenty III oświadczył: Te dzieci udzielają nam napomnienia; podczas gdy my śpimy, one wyruszają, by wyzwolić Ziemię Świętą. Bawarski mnich Herman zapisał 60 lat później: W roku tysięcznym dwusetnym głupie dzieciaki wyruszyły w pielgrzymkę ku morzu.

 

Z wiarą, że Bóg otworzy przed nimi Morze Śródziemne, jak rozdzielił wody Morza Czerwonego dla Izraelitów, dotarli do Genui. Morze pozostało niewzruszone. Jak zawsze obojętne. Tylko nieliczni mieli kiedykolwiek wrócić do domu. Niektórzy osiedli w Italii. Wielu dalo się zwieść kupcom, którzy mieli przeprawić ich na Wschód. Tak trafili na targi niewolników od Alexandrii po Bagdad.

 

Sto lat później wyruszyła orężna pielgrzymka do Alexandrii. Jej przywódcy planowali wyeliminować saraceńskie miasto z handlu morskiego. Jego rolę miała zająć cypryjski port w Famaguscie. Wieści o hańbie krzyżowców, rzezi i grabieży wstrząsnęły łacińską Europą. Po z górą stu latach ten sam anioł znów zwrócił się do innego nastolatka. Tym razem dziewka usłyszała głos. Nakazał jej przywdziać męski stój, odnaleźć zakopany, pokryty rdzą miecz i niewinnej stanąc na czele prawdziwej armii Boga. Przeciw czarownicy Sidoni, ze starego, żyjącego z wojny rodu. Tej, która wytraciła czarną magią pomorskich książat.

 

Dwoje innych przekonała do swojej misji. Wspólnie dotarli nad jedną z rzek Imperium, przecinającą Ostland z południa na północ, nad Odrę. Próbowali namówić śląskich kopaczy złota, by zabrali ich w doł rzeki, do kraju spustoszonego przez wiedżmę ze Szczecina. Łagodnie rzecz nazywając, nie wzbudzili entuzjazmu. Poziom wody przy tym był tak niski, że ich barki osiadały na mieliznie. Kiedy jednak niespodziewanie zmienił się kierunek wiatru i wody gwałtownie wezbrały, zmienili zdanie. Wzięli trójkę na podkład i tak dotarli nad dolną Odrę. Dalej rozpościerałało się pustkowie. Tu kupcy podziekowali im za towarzystwo. Dziewczyna, która ich wiodła, zapewniła że wkrótce głos wskaże dalszą drogę. Piątego dnia o brzasku, patrząc na północ oświadczyła, że nie wracają do domu.

 

Rzym przemówił. Nie pozwolił dalej żyć czarownicy. Gnuśni książęta Rzeszy pochyleni ruszyli w bój. Nad Renem pozostali tylko tchórze. Armia Renu stanęła na Bałtykiem. Bogaci i biedni. Mali i wielcy. Po sławę i cześć. Rycerze, księża, tkacze, rzeźnicy i złodzieje. Nigdy ich więcej nie widziano pod słońcem. 

 

Stało się to wszystko, a potem wzeszło słońce nad dobrymi i złymi. Czarownica w małym ciele przemierzała spustoszony kraj. Nierówno oberznięte przez kata włosy odrosły. 

 

Szczecin to miejsce na tyłach historii. Flisacy mówią, że kiedy nagle poczujesz przeszywający wilgotny chłód, to znaczy, że duch przeszedł przez ciebie. Mgła, rosa, para. Ten kraj cały jest z wody. Mgła wypełza spod ziemi przebierając palcami. Gęsta i mleczna. Nie widzisz własnych stóp. Swiatło odbija się od kropel wody, jak od białej tkaniny. Odbite krzyki ptactwa, śpiewy, czy zaklęcia nadchodzą z różnych stron.

 

Tymczasem słuchałem Runskego. Kulawego, małego człowieka, który pisał rozdział mojej historii. Poszukiwań Złota Renu, które trafiło do Szczecina. Skarbu książat Rzeszy, z którego hebrajscy alchemicy uczynili niemego golema. Cudowną broń przeciw czarownicy. Słuchałem. Pozwałałem mu mówić. Pierwsze przykazanie brzmi: Słuchaj Izraelu. Potem zabrałem mu jego tajemnice. I zabrałem jego krew. Serce się zatrzymało.

 

Wyszedłem z Domu Kluczy. Miasto było tyleż stare co liche. Jak dorosły który wyrósl z dziecka karmiącego sie tym co zdołało wyrwać podwórzowym psom. Leżało na rzęką. W takim mieście chłopcy mogli śnić, że kiedy dorosną nie skończą jako węglarze, czy w najlepszym wypadku kupcy. Rzeka pozwalała marzyć, że dobry Bóg w obłokach pozwoli im zostać piratami. Na południe stąd za wielkim rozlewiskiem leżał Szczecin. Pośrodku miasta leżała wyspa Łasztownia, stara rzeźnia miejska gdzie Szczecin przez stuleci trawił bydło.

 

Za Domem Kluczy grzebano kiedyś ludzi. Dawno temu. Na wymroczu, wśród drzew dziecko było ukryte naprawdę głęboko w martwym ciele. Ten chłopiec nigdy nie dorósł. Skórę na palcach miał zdartą do kości, a nos złamany o wieko trumny. Rodzice opiekowali się nim troskliwie kiedy chorował. Dzieciństwo skończyło się dopiero, kiedy ocknął się z letargu, już bez mamy i taty, przykryty ciemną i wilgotną ziemią.

Widziałem go, a on czuł mój wzrok na sobie.

'Ja żyję. Tylko wygłądam jakbym był martwy' powiedział.

'Ja też' odparłem 'chodź ze mną'. 

 

Tomasz Markowski, Szczecin 2022

Koniec

Komentarze

Trudno mi było się rozeznać o czym dokładnie jest ten tekst. Z jednej strony zaciekawił mnie, bo jestem ze Szczecina, i sporo wątków rozpoznałem, a z drugiej, miałem poczucie, że tekst nawiązuje do zbyt wielu wydarzeń historycznych, których nie potrafiłem połączyć w całość. Wyprawy krzyżowe (również dzieci), Luter, czarna śmierć, Malbork, Wenecja, Saraceni, postać Runske (?), skarb Rzeszy… Być może jest jakiś klucz łączący to wszystko, ale jeżeli jest to tylko miasto Szczecin, albo region, to według mnie trochę za mało.

 

Szczecin to miejsce na tyłach historii, Flisacy mówią, że kiedy nagle poczujesz przeszywający wilgotny chłód, to znaczy, że duch przeszedł przez ciebie. Mgła, rosa, para. Ten kraj cały jest z wody. Mgła wypełza spod ziemi przebierając palcami. Gęsta i mleczna. Nie widzisz własnych stóp. Swiatło odbija się od kropel wody, jak od białej tkaniny. Odbite krzyki ptactwa, śpiewy, czy zaklęcia nadchodzą z różnych stron.

Pod tym się podpisuję. :)

a dzięki, w sumie to nawet Szczecin ich nie łaczy. To ja je wczoraj wieczorem połaczylem. XV wiek, a wspomnina się o Lutrze i wojnie chłopskiej z XVI wieku i Sydonii z XVII. Jest to luzno oparte na faktach :)

Cóż, T.Markowski, przeczytałam i teraz zastanawiam się, co miałeś nadzieję opowiedzieć… Bo choć poruszyłeś kilka wątków, z których niemal każdy mógłby stanowić kanwę całkiem zajmującego opowiadania, to połączenie ich w powyższym tekście sprawia, że nie bardzo wiem o co tu chodzi.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, jest mocno niechlujne, pozostawia sporo do życzenia i sprawia wrażenie, że ani razu nie przeczytałeś tego, co napisałeś, bo w przeciwnym razie z pewnością dostrzegłbyś przynajmniej połowę literówek. Lekturę utrudnia też zlekceważona interpunkcja.

 

Pa­mię­ta­cie co ro­bi­li­ście sza­lo­nym latem 1410 ?Pa­mię­ta­cie, co ro­bi­li­ście sza­lo­nym latem 1410?

 

My szli­śmy jak po na­pie­tym przez wy­siel­ca sznu­rze… → Literówki.

 

Ka­pi­tan był naj­star­szy na okrę­cie. Dalej było już tylko pie­kło. → Jaki związek ma wiek kapitana i to, co było dalej? Dalej od czego?

 

Czuł, że nie umrze wy­chu­dzo­ny i cier­pią­cy w jak odu­rzo­ny zio­ła­mi wła­sny cień. → Czy to ostateczny kształt zdania?

 

tuż przy koń­skim mły­nie. Za­pach koń­skie­go potu… → Nie brzmi to najlepiej.

 

dane było do­trzec do celu i za­po­ko­ić głód ziemi. → Literówki.

 

Mnie jako je­dy­ne­go roz­bit­ka pod­ję­ła koga za Ska­nii idąca przez Morze Po­mor­skie→ Mnie, jako je­dy­ne­go roz­bit­ka, pod­ję­ła koga ze Ska­nii, idąca przez Morze Po­mor­skie

 

Jeśli morze ma dla nas coś w za­na­drzu to ra­czej wy­łącz­nie zdra­dy, sy­re­ny, kra­ke­ny i krzy­żac­ką pie­cho­tę mor­ską. → Czy w czasach, o których piszesz, wiedziano, czym jest piechota morska?

 

Nawet jęsli dziś wielu z miesz­czan… → Literówka.

 

pa­mie­tał ich szy­der­stwa z dzie­ciń­stwa. → Literówka.

 

Run­ske był strą­zni­kiem po­rzu­co­nej na­dziei. → Literówki.

 

Były jak pożar we­dru­ja­cy przez Ostland… → Literówka.

 

Je­stem starsz niż na to wy­glą­dam. → Literówka.

 

Ba­war­ski mnich Her­man za­pi­sał 60 lat póź­niej… → Ba­war­ski mnich, Her­man, za­pi­sał sześćdziesiąt lat póź­niej…

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Wielu dalo się zwieść kup­com… → Literówka.

 

cy­pryj­ski port w Fa­ma­gu­scie. → Literówka.

 

ten sam anioł znów zwró­cił się do in­ne­go na­sto­lat­ka. → To słowo powstało na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku i jako zbyt współczesne nie ma racji bytu w tym tekście.

Proponuję: …ten sam anioł znów zwró­cił się do in­ne­go podrostka.  

 

i nie­win­nej sta­nąc na czele… → Literówka.

 

wy­tra­ci­ła czar­ną magią po­mor­skich ksią­żat. → Literówka.

 

by za­bra­li ich w doł rzeki… → Literówka.

 

kraju spu­sto­szo­ne­go przez wiedż­mę… → Literówka.

 

ich barki osia­da­ły na mie­li­znie. → Literówka.

 

Wzię­li trój­kę na pod­kład i tak do­tar­li nad dolną Odrę. → Na co wzięli rzeczoną trójkę?

 

Dalej roz­po­ście­ra­ła­ło się pust­ko­wie. → Co robiło pustkowie???

 

Tu kupcy po­dzie­ko­wa­li im… → Literówka.

 

Szcze­cin to miej­sce na ty­łach hi­sto­rii.→ A gdzie są historii przody?

 

Swia­tło od­bi­ja się od kro­pel wody… → Literówka.

 

Skar­bu ksią­żat Rze­szy… → Literówka.

 

Po­zwa­ła­łem mu mówić. → Literówka.

 

który wy­rósl z dziec­ka kar­mią­ce­go sie tym… → Literówki.

 

Le­ża­ło na rzęką. → Literówka.

 

za wiel­kim roz­le­wi­skiem leżał Szcze­cin. Po­środ­ku mia­sta le­ża­ła wyspa… → Czy to celowe powtórzenie?

 

'Ja żyję. Tylko wy­głą­dam jak­bym był mar­twy' po­wie­dział.

'Ja też' od­par­łem 'chodź ze mną'.

– Ja żyję. Tylko wy­glą­dam jak­bym był mar­twy – po­wie­dział.

– Ja też – od­par­łem – chodź ze mną.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Zakładam, że jest to nawiązanie do historii, której nie znam, a w której wprowadziłeś elementy fantastyczne, bo tekstu kompletnie nie zrozumiałem. Nie wiem, kim jest narrator i co chce nam przekazać. Pokazujesz masę historii, które momentami o siebie zahaczają, ale nie widzę w nich wspólnego mianownika. Zdecydowanie przydałaby się beta oraz jakieś rozwinięcie, by czytelnik miał szansę zrozumieć, co chciałeś pokazać.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia (jak rozumiem, nie poprawiłeś jeszcze błędów wskazanych przez reg)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka