- Opowiadanie: PysioBysio - Prolog

Prolog

Prosiłbym o porady jak poprawić się stylistycznie i czy w ogóle zamysł fabuły się podobał.

Oceny

Prolog

Na początku świata, istniały istoty zwane filarami. Stworzenia zostały zrodzone ze światła, więc były idealne pod każdym względem. Niebyły, takie jak ludzie, elfy, krasnoludy, demony czy inne stworzenia. Ich siła zarówno magiczna, jak i fizyczna przewyższała wszystko. Przez wiele lat żyły, w spokoju, bez zmartwień. Lecz w końcu doszły do wniosku, że należy pomóc słabszym ludom. Inni z troski, inni z chęci władzy. Jeden z potężniejszych filarów, Bernebe podarował ludziom zapasy żywności. Oni zaś obdarowali go futrem z niedźwiedziej skóry. Filar niezmiernie się ucieszył z daru. Jednak bracia i siostry nie podzielali jego optymizmu. Część z nich była zawiedziona, że zniżył się do poziomu niższych ras, inni milczeli, a inni próbowali go bronić. Filary były niezwykle dumne z tego, kim są. To, że przyjął dał uznały za wyparcie się swojej rasy. Za karę jego fizyczny wygląd został zastąpiony niedźwiedzią skórą, on sam został wysłany na wygnanie. Kara zaś miała potrwać do tego czasu, aż przyzna się do swojego błędu. Poniżony, błąkał się samotnie przez wiele lat po świecie. Aż doprowadzony do obłędu, przyswoił sobie swoją własną prawdę. W której inne rasy, były bardziej wartościowe, niż filary. W której ich władza jest wartościowsza, niż ta filarów. W której wszystkie filary są winne swojej niewiedzy. Kiedy to pojął był zdolny zdjąć z siebie niedźwiedzie futro. Choć zmienili jego wygląd nie byli w stanie odebrać filarowi mocy. Bo tę znajduje się w jego duszy. Jedyny sposób na przechwycenie mocy, to odebrać filarowi duszę. Lecz nie odzyskał swojej dawnej formy. Teraz wyglądał jak świnia. Z pewnością kiedyś, byłby doprowadzony do rozpaczy. Ale teraz mu to odpowiadało. Bernebe zrozumiał, że może zmienić fizyczny wygląd swoich pobratymców, zmieniając ich wizję świata. Potajemnie przeciągał filarów na swoją stronę. Jego wysiłki uformowały trzy plemiona. Pierwsze zachowało swoją formę. Drugie nie akceptowali swojej nowej formy, lecz przez nową formę nie uznawali już nauk swojego rodu. Przyjęli nazwę Dorturi. Ostatnie plemię w pełni ucieszyło się ze swojej zmiany. Oni zaś nazwali się Kredę. Trzy skłócone plemiona, stanęły do wielu wojen. Ostatecznie pierwsza wojna została zakończona podziałem krajów. Pierwotny ród filarów, przyjął lud elfów oraz ludzi. Dorturi przechwycili stolicę krasnoludów. A Kredę otrzymało demony.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Jak dobrze zrozumiałem, ród filarów jest czymś na kształt Ainurów z mitologii Tolkiena? 

 

Lecz nie odzyskał swojej dawnej formy. Teraz wyglądał jak świnia. → Nie będę ukrywał, troszeczkę się uśmiałem.

Brakuje mi też trochę spójności w samej istocie filarów. Na początku piszesz, że były idealne pod każdym względem, a później udowadniasz, że jednak nie do końca tak jest, a w zasadzie to, że są winne swojej niewiedzy. 

Trochę nie rozumiem jak idealne pod każdym względem istoty mogą czegoś nie wiedzieć. Były aż tak próżne?

Niemniej jednak na pewno da się coś z tego wystrugać.

 

Pozdrawiam 

 

Witaj Pysio Bysio

 

Całkiem bez zachwytu. Tam króciutki fragment jest wielkim, litym blikiem tekstu i już to odstręcza czytelników. Tekst – w mojej ocenie – nie był czytany. Wylał się z głowy autora pierwszy pomysł i poszedł do ludzi.

Po pierwsze mamy tu opcję betowania, czyli roboczego zmagania się z tekstami przed publikacją https://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Z tym, że idea bety jest taka, że autor poprawia sam swój tekst.

Warto przeczytać (kilkakrotnie swój tekst), wtedy uniknie się podstawowych niezręczności.

 

Drugie nie akceptowali swojej nowej formy, lecz przez nową formę nie uznawali już nauk swojego rodu.

Po pierwsze jeśli plemię to nie akceptowało, po drugie powtórzenia, po trzecie zaimkoza.

 

Zaczynasz tworzyć swój świat i fajnie, tylko najpierw on musi wykrystalizować w Twojej głowie. Jeśli czytamy o istotach, które potem są stworzeniami to już mamy misz masz. Przemiany i cechy poszczególnych ludów, też wymagają dopracowania.

 

Powodzenia.

Lożanka bezprenumeratowa

PysioBysio jest autorem/autorką tekstu “prolog” i (jak rozumiem) prosi o komentarz.

Pierwsze, żeby pisać trzeba mieć swą opowieść, historię. Czy “prolog” posiada swoją historię? Nie można tego ocenić, nie wiedząc co jest dalszym ciągiem prologu. Wiele historii jest tworzonych w ramach “ćwiczeń”, i nie mają one swojej historii. To się czuje, i to nudzi…

Ponieważ uwielbiam “Silmarilion”, taki sposób opisania początku podoba mi się – od początku, od stworzenia istniała rasa uformowana ze światła, piękne…

 Jeśli sięgniemy ku początkowi “Quenta Silmarilion”, to mamy opis stworzenia świata, bóstw, upadek. Sam początek już obdarzony jest znaczną dozą dynamizmu – owszem nuda z niego aż wieje na parę mil, kiedy jednak załapie się nastrój, można się zakochać… Porównując początek “Quenta Silmarilion” i “Prolog” widzimy jedną wielką różnicę. W Prologu brak jest tego dramatyzmu, który jest udziałem klasycznego czytelnika “Quenty”: oto Bóg kogoś stwarza, ten ktoś coś miesza, kogoś okłamuje i zostaje wygnany, pojawia się kwestia upadku pierwszego ainura i kwestia upadku pierwszych elfów – ale w podświadomości czytamy “ludzi”. Tolkien uruchamia podświadome pokłady, które gdy już zostają przebudzone, podążają za jego historią, i wsiąkają w nią. Opis zdarzeń prologu pozbawiony jest dramatyzmu. Przymiotniki jak {“niezmiernie” (się ucieszył)} w ogóle nie pełnią roli rozkręcenia dramatu postaci (Melkor, Iluvatar, konkretni ainurowie). Nie jest podana sytuacja, w której Czytelnik zostaje złapany w sieć utożsamienia się z wiodącą postacią. Tolkien podaje – ktoś (Melkor) chciał coś mieć dla siebie, ale to było złe, on okłamał, i pokazuje skutek, czyli czyjąś szkodę, albo cierpienie, tak od początku rozwija jedną z najnudniejszych rzeczy jaką napisał, czyli mój ulubiony początek “Quenta Silmarilion”. W “Prologu” dramatyzm nie jest pokazany. Bohater, Bernebe, zaprzyjaźnia się z ludźmi i… dalej nic. Jest jakaś kara, ale nie jest pokazane kto i konkretnie za co karze, suchy potok faktów nie rozbudza wyobraźni Czytelnika, choć może zaciekawić, ale nie uruchomi wyobraźni. Czy to się nadaje na prolog? Tak, znakomicie. Tylko że dalej musiałoby nastąpić rozwinięcie, w którym autor wybiera postać, która jego zdaniem ma rozbudzić wyobraźnię czytelnika, pozwolić mu na utożsamienie się i współprzeżywanie historii podanej przez autora. Jeszcze lepiej, gdyby to samo zawarło się już w prologu (nie zawsze się da).

Jak pisze się w ciekawy sposób? Najpierw trzeba umieć zapanować nad tworzoną przez siebie narracją – napisać 100, 200, 1000 albo 2000 stron tekstów i wielokrotnie je czytać. Najpierw z narcystycznym zachwytem, a potem ze z wstydem i zażenowaniem: “jak ja mogłem napisać takie shit!”. Refleksja tworzy technikę pisania, umiejętność panowania nad słowem. Następnie trzeba mieć wyobraźnię. Jak daleko posuniętą? Mniej lub bardziej. Na przykład najpoczytniejszy pisarz “dzikiego zachodu”, Karol May, był beznadziejnym pisarzem, powielał schematy, i odniósł oszałamiający sukces, chociaż książki pisał słabe. Szacunek dla Czytelnika, w tym dla mojego ojca, który uwielbiał Maya, wymaga by uznać, iż każda doza wyobraźni (w tym powielanie schematów) pozwalająca na własną twórczość jest wystarczająca. Nie oznacza to jednak, że każdy tę minimalną dozę posiada. Z drugiej strony im wyobraźnia płodniejsza, tym większa łatwość tworzenia.

Wady “Prologu” to brak pokazania dramatyzmu Bernebe i wskazania istoty konfliktu. (Prolog wciąż nie ukazuje pary protagonista-antagonista). Historia nieco przypomina streszczenie opowiadania, a nie samo opowiadanie. Liczebniki, jeśli nie pełnią z góry nakazanej roli, raczej wyłączają wyobraźnię i przeżywanie niż je uruchamiają. Określenie “wielu” nie jest liczebnikiem, ale w zdaniu “Trzy skłócone plemiona, stanęły do wielu wojen.”, “wielu” zachowało się jak liczebnik zdejmując dramatyzm ze zdania (”wielu” brzmi tutaj jak “jakichś,” pomniejszając wagę owych “wojen”). “Trzy skłócone plemiona zaczęły walczyć” albo “aż w końcu ziemia spłynęła bratnią krwią istot zrodzonych z czystego światła.”, albo jeszcze inaczej, może krócej, w krótkim zdaniu podkreślającym dramatyzm. “w końcu Dorturi jako pierwsi znaleźli sposób, by przynieść istotom stworzonym ze światła śmierć i zniszczenie. Wtedy poznali Filarowie czym jest rozpacz.” W tym wypadku krótkie zdanie kończy myśl, bo nie przyszło mi do głowy jak skrócić zdanie mówiące o wszczęciu wojny, więc po nazbyt długim zdaniu umieszczam krótkie, kończące akapit. 

Prolog wygląda jakby nie był starannie przeczytany przez autora, albo autor nie ma doświadczenia w pisaniu, więc po kilkukrotnym przeczytaniu nadal nie zauważył że to co w nim jest nie jest tym, co on miał w sercu (w głowie), gdy to obmyślał. Ja obstawiłbym ten pierwszy wariant, czyli niestaranną pracę nad tekstem.

Zaciekawiło mnie to: “Aż doprowadzony do obłędu, przyswoił sobie swoją własną prawdę. W której inne rasy, były bardziej wartościowe, niż filary.” Jakby anatomia “Upadku”, poprzez zaprzeczenie samemu sobie. Zdanie, które raczej wypłynęło z serca niż z umysłu, które z jednej strony powiela powszechnie znany fakty, że “my” – “biali”, “Polacy”, “Inteligenci”, “Miastowi”, albo “wsiowi” – jesteśmy gorsi od innych, bo to ci inni są od nas lepsi. To jest/może być punkt wyjścia do zagrania na podświadomej nucie Czytelnika, by przybliżyć mu bohatera, Czytelnik uważający innych za bardziej wartościowych od siebie, a mimo wszystko taki jest od kilkudziesięciu lat trend (”jesteśmy słabi, beznadziejni, itd), może uznać tę myśl (najlepiej wcale jej sobie nie uświadomiwszy) za swoją.

 Owo zdanie “Aż doprowadzony do obłędu, przyswoił sobie swoją własną prawdę. W której inne rasy, były bardziej wartościowe, niż filary.” pełni też kluczową funkcję w opisie sytuacji zaprezentowanej w Prologu. 

 Perypetie Bernebe-świni, motającego swoich ziomków, wplątującego się w przedziwne sytuacje, karanego i uciekającego przed karą, wzniecającego wojny, a potem rozbudzającego czyjąś uwagę, ktoś musi powstrzymać “upadłe światło” przed krnąbrną aktywnością – to wszystko może okazać się bardzo interesujące. Może też być potwornym gniotem. Jeśli jednak chce się tworzyć, należy z narcystycznym zachwytem pisać, pisać, pisać, nie ważne jak dobrze, nie ważne jak źle, panowanie nad słowem przychodzi z czasem. Ten Prolog może być nic nie znaczącym przykładem grafomanii, ale także początkiem twórczości kogoś, kogo pokochają tysiące Czytelników. Warto się nie poddawać. Warto tworzyć.

Nowa Fantastyka