- Opowiadanie: Outta Sewer - Jako za życia, tak i po śmierci

Jako za życia, tak i po śmierci

Tekst sklejony z dwóch fragmentów napisanych na Wyzwania numer sześć i siedem. Po fuzji wyszedł z tego szort, tylko nieznacznie rozbudowałem fragment z wyzwania numer siedem (które nadal widnieje jako Wyzwanie #6).

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Jako za życia, tak i po śmierci

Jak ja nie cierpię tej roboty.

Od samego progu, od miejsca, w którym smród zaszczanego zaułku i nieciekawy krajobraz ceglanych ścian, zawalonych śmieciami wysypującymi się z przepełnionych kontenerów, zastąpione zostają zimnym powietrzem o zapachu pustki i białych kafelków, nie cierpię jej jeszcze bardziej.

Pieprzone jarzeniówki brzęczą pod sufitem. Czemu one zawsze brzęczą, albo klikają niestykającymi starterami? To najgorszy rodzaj oświetlenia, a według jakichś niezrozumiałych standardów jedyny słuszny dla prosektoriów i rzeźni.

No więc rzeźnia.

Niby czysto, a jednak brudno. To też standard tych miejsc, sterylny brud emaliowanych, starych płytek i poczerniałych fug, tysiące razy zlewanych wodą i niedbale szorowanych, z kurzem wtartym w spoiny. Pod ścianą naprzeciw wejścia trójka szmaciarzy w kajdankach patrzy na mnie tępo, dwóch ma rozbite nosy, trzeci wygląda na nienaruszonego. Widocznie nie stawiał oporu, a chłopaki z operacyjnej mają dzień dobroci dla skunksów.

Młodzik z dochodzeniówki prowadzi mnie do stalowych drzwi chłodni na końcu korytarza po prawej. Są otwarte i zaczynam czuć bijący zza nich fetor. Staję w progu, w środku jest ciemno, jednak słychać stamtąd szmery i szelesty.

Nie lubią światła, sprawia im ból, ale mam to w dupie. Każę dzieciakowi włączyć lampy, w zasadzie wiedząc czego się spodziewać.

Znów to klikanie starterów świetlówek, szmery się nasilają i słychać pierwszy jęk. Potem jest już z górki – chór nieumarłych trucheł wyje, chrząka, warczy i wydaje całą gamę innych dźwięków, jakby to był jakiś zasrany konkurs, w którym ten, kto głośniej wyrazi swoje niezadowolenie, uniknie dyskomfortu. Dziewięć trupów w chłodni, w różnym stadium rozkładu. Młody chłopak całkiem świeży – klientela łaknąca bardziej ekstremalnych zabaw jeszcze go za mocno nie poharatała – ale obrzęk zdradza topielca. Najgorzej wygląda jedna z pięciu kobiet: nie ma lewej ręki, a także żuchwy, zaś przez dziurę w miejscu, w którym kiedyś znajdował się brzuch, całkiem wyraźnie zobaczyć można kręgosłup.

Głupie zombiaki.

Zasrana klątwa.

Durni nekroalfonsi.

Choć w sumie nie tacy durni. W końcu ogarnęli chłodnię dla swoich truposzy, żeby za szybko nie zgniły i dłużej mogły posłużyć amatorom seksu z ożywieńcami.

Już dawno powinni nadać jakieś prawa tym martwym zgniłkom, może wtedy byłoby inaczej. A że tak nie jest i chroni je tylko zdezaktualizowane prawo o bezczeszczeniu zwłok, to każdy je wykorzystuje. Tyle, że definicja zwłok się zmieniła, a nikomu nie bardzo chce się ruszać tematu dostosowania przepisów do rzeczywistości.

Dobra, starczy tego jęczenia, gaszę światło i daję się poprowadzić na oględziny pokojów uciech. Wiem co tam zastanę, to nie pierwszy raz. Więcej smrodu, robactwo, zestawy noży, młotków, palników i innego szajsu do nieumarłego bedeesemu. Może tym razem się nie porzygam.

Naprawdę nie cierpię tej roboty.

 

***

 

W zasadzie nic specjalnego w żadnym z sześciu pokoików. To, czego się spodziewałem, plus odcięte, przybite do ściany przedramię pod trójką. Albo nie chciało im się go odrywać po kreatywnej zabawie któregoś z gości, albo uznali, że to świetny element wystroju, pasujący do charakteru usług świadczonych w tym przybytku. Zamykam drzwi ostatniego z pomieszczeń i, kierowany przez młodego, idę do biura tych idiotów.

Jedno szybkie spojrzenie na biurko sprawia, że mimowolnie cedzę:

– Kurwa. Nie mogą być aż tak głupi.

Taką mam nadzieję. To pewnie tylko atrapa, jakiś durny żart, albo nie wiem co, ale na pewno nie “Necronomicon”. Przecież za posiadanie chociażby fragmentu tego cholerstwa, które sprowadziło klątwę, jest czapa. Szybki proces, szybki wyrok i kara śmierci wykonana w odległości nie większej niż dziesięć metrów od ożywieńca, by klątwa mogła się przenieść. Nie mogą być aż tak głupi, żeby to posiadać. Otwieram księgę.

Mogą… Kurwa, mogą, a ja tego dotknąłem! Cholera wie ile będę musiał papierków teraz wypisać, i na ile sesyjek z policyjnym egzorcystą mnie wyślą!

Wybiegam z biura i łapię jednego z alfonsów, uderzam go w twarz, mocno.

– Debile! Okultyzmu się wam, kurwa, zachciało?!

Rozkazuję operacyjnym zabrać stąd te ścierwa oraz wezwać zespół saperów nekromagicznych. Wystraszony moim wybuchem młodzian łapie ostatniego z drabów, tego nieobitego. Zmusza go do ruszenia dupy, ale ten wyskakuje w górę jak sprężyna i uderza chłopaka głową w podbródek. Zaobrączkowanymi rękoma zdumiewająco sprawnie wyszarpuje pistolet z kabury osuwającego się po ścianie żółtodzioba. Wie, że nie ma nic do stracenia.

Wiecznie to samo. Tylko problemy i dręcząca pewność, że każde dziś, to tylko kolejny dzień w drodze donikąd.

– Stój!

Krzyczę i sięgam po broń.

 

***

 

Ten pokój wygląda jak poprzednie. Tak myślę.

Myślę… Ale czy jestem? Kiedyś byłem, chyba pamiętam. Tak, myślę, że byłem. Ale co teraz? Kim jestem? Czym jestem? Czy jestem?

Drzwi pokoiku się otwierają, staje w nich dwójka tych, którzy na pewno są. Jednego znam, kojarzę. Tak, myślę, że to on. Drugi jest nowy. Mówią. Rozmawiają.

Ten znany wychodzi i zamyka drzwi, ten drugi patrzy na mnie, a potem na narzędzia, poukładane na stoliku obok. Zrzuca je, spadają z głośnym brzękiem. Ściąga plecak i kładzie go na blacie, otwiera.

Chcę mu coś powiedzieć, ale za wolno. Ruchy są za wolne, myśli za wolne.

Ten, który jest, wyciąga z plecaka wiertarkę. Wiem co zaraz będzie. To samo co zawsze. Codziennie.

Otwieram usta.

Słyszę jęk. To mój? Tak, myślę, że to ja mówię. Za wolno.

Przynajmniej jest półmrok, nie będzie bólu.

Nie cierpię tej roboty.

Koniec

Komentarze

Tak, teraz już załapałam. Fajna opowieść.

Podoba mi się opisywanie dokonywane inaczej niż wzrokiem. Bardzo jest plastyczne.

Obrzydliwie jak w poprzednim wyzwaniu, ale teraz również przerażające.

Wizja policyjnego egzorcysty mnie urzekła;)

Lożanka bezprenumeratowa

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Wciągnęło mnie i czytałem z ciekawością (mimo, że temat bdsm z zombiakami lekkostrawny nie jest). Turpistyczny klimat rzeźni dobrze współgrał z treścią. Czy w końcówce aresztowany zdołał uciec, a policjant został zamieniony w zombie? Trochę to dla mnie niejasne.

Wiem co zaraz będzie. To samo co zawsze. Codziennie.

Tego nie rozumiem. Dlaczego codziennie?

 

sterylny brud emaliowanych, starych płytek i poczerniałych fug, tysiące razy zlewanych wodą i niedbale szorowanych, z kurzem wtartym w spoiny

“Sterylny brud” – oksymoron? Do czyszczenia fug można użyć chloru. :)

 

plus odcięte, przybite do ściany przedramię pod trójką. Albo nie chciało im się go odrywać po kreatywnej zabawie któregoś z gości, albo uznali, że to świetny element wystroju, pasujący do charakteru usług świadczonych w tym przybytku.

Jest takie dzieło sztuki – banan przyklejony taśmą do ściany. Sprzedany za 120 tys. dolarów.

Obrzydliwe i ciekawe. Czyżby końcówka opowiadania była z perspektywy zombie?

 

Czyżby nasz detektyw przechodził pewien rytuał wskrzeszenia po śmierci?

 

Interesujące… trochę, jak w “Komorniku” Gołkowskiego.

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Trochę śmieszne, trochę obrzydliwe, podobało się. Finał ukazujący perspektywę zombie przerażający, do tego pozostawienie wyobraźni czytelnika, do czego posłuży wiertarka… Mnie takie teksty kupują. Z jednej strony szkoda, że drugi fragment nie bronił się sam, ale pomysł stworzenia kontynuacji jako tekstu na kolejne wyzwanie uważam za przedni. A, i wielki plus za nekroalfonsów :D

Nie bardzo wiem, o co chodzi w Wyzwaniach, więc też nie bardzo dociekam, co dzieje się w szorcie, ale czytało się nieźle. ;)

 

o za­pa­chu pust­ki i bia­łych ka­fe­lek… → …o za­pa­chu pust­ki i bia­łych ka­fe­lków

Kafelek jest rodzaju męskiego.

 

Sły­sze jęk. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Yo!

 

@Ambush – RIPD w klimacie noir z zombieapokalipsą w wersji soft ;) Cieszę się, że się podobało. Teraz, mam nadzieję, jest już w miarę jasne, jaką to przemianę przeszedł bohater ;)

 

@Anet – Miło mi :)

 

@kronos.maximus

 

Czy w końcówce aresztowany zdołał uciec, a policjant został zamieniony w zombie? Trochę to dla mnie niejasne.

Tak, dobrze to odczytałeś. Policjant ginie, staje się zombiakiem, który po jakimś czasie zostaje wykorzystany tak, jak te zombiaki, które były w rzeźni. I jak nie cierpiał tamtej roboty za życia, tak i nie cierpi tej roboty po śmierci ;)

 

Tego nie rozumiem. Dlaczego codziennie?

Rozumiem konsternację, za dużo skrótów myślowych pomiędzy drugą a trzecią częścią. Chodzi o to, że to nie jego pierwszy dzień jako zombie zabawka.

 

“Sterylny brud” – oksymoron? Do czyszczenia fug można użyć chloru. :)

Yep, celowy. A co do chloru, to zgoda, jednak jakoś nie zauważyłem w żadnej rzeźni, żeby ktoś się przejmował czyszczeniem wszystkiego na wysoki połysk ;)

 

Jest takie dzieło sztuki – banan przyklejony taśmą do ściany. Sprzedany za 120 tys. dolarów.

Znam to “dzieuo”, ale nie myślałem o tym, a to jest dość ciekawe skojarzenie. Nawet sztuka dzięki zombiakom jest w stanie wznieść się na nowy poziom ;)

 

@BarbarianTinkerbell

 

Serio, w pierwszej chwili pomyślałem, że masz na avatarze Dzwoneczka z “Piotrusia Pana” :D Późno już, w oczach mi się mieni ;)

I tak, końcówka jest z perspektywy zzombiefikowanego gliniarza, jednak żadnego rytuału tam nie ma, jest tylko klątwa i nudna robota jako zabawka dla spragnionych wrażeń zombiefilów ;)

 

@Reineee

 

Z jednej strony szkoda, że drugi fragment nie bronił się sam, ale pomysł stworzenia kontynuacji jako tekstu na kolejne wyzwanie uważam za przedni. A, i wielki plus za nekroalfonsów :D

Dzięki :) Myślałem nad tym, co napisać na wyzwanie Astrid, i wyszło mi, że mogę pociągnąć poprzedni fragment, wykorzystując tamtą postać. Raz, że nie lubię marnotrastwa, a nie chciałem tak porzucać gliniarza, a dwa, że wydało mi się to ciekawym pomysłem. Jednak już na poziomie obmyślania jak to napisać, wyszło mi, że fragment się sam nie obroni, bo bez solidnej podstawy z poprzedniego fragmentu będzie gdzieś tam lewitował, w niejasny sposób dotykając tylko istoty wyzwania. Mimo to zdecydowałem się na taką formę, z zamiarem scalenia tych dwóch części w jeden tekst, pierwszy w tym roku, który jest całością, i który wrzuciłem na portal :)

 

@Reg

 

Błędy poprawione, dzięki :) A co do Wyzwań, to nie musisz wiedzieć, o co w nich chodzi, a przynajmniej nie w kontekście tego szorta, bo to zamknięta historia, złożona ze scenki z wyzwania #6 (ćwiczenie w opisywaniu jakiegoś miejsca, jak najbardziej plastycznie, z użyciem kilku zmysłów) i wyzwania #7 (opisz przemianę bohatera) :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

Known some call is air am

Mogę być i dzwoneczkiem ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Outto, dziękuję za wyjaśnienie. Teraz, kiedy wiem, co Tobą powodowało, dziełko okazało się znacznie czytelniejsze i warte docenienia. Nieźle wypadło połączenie wytycznych dwóch Wyzwań, a szczególne wrażenie zrobiła na mnie przemiana bohatera i jego szczere wyznanie – nie można nie uwierzyć, że on naprawdę nie znosił tej roboty. ;)

Idę do klikarni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może zabrzmi to dziwnie, ale wykorzystany przez Ciebie pomysł pobudził moją wyobraźnie i wpadłem na pomysł na opowiadanie :)

A co do powyższego szorta to całkiem fajnie mi się czytało, dobry pomysł i solidne wykonanie.

Popieprzone (przepraszam za słownictwo), ale bardzo dobre. 

Lektura budzi skrajne emocje. Od obrzydzenia nekrofilią przez fascynację klątwą po przerażenie związane z wyobrażaniem sobie do czego będzie używana wiertarka (i inne narzędzia). 

 

Niby szort, a wrażenia jak po kilkudziesięciu stronach dobrej powieści. Dziękuję :)

 

Pozdrawiam :)

 

Wznosisz nekrofilię na nowy pomysł. Obrzydliwe, ale ciekawe.

Trochę głupi ten gliniarz – jeśli wie, że książka jest taka niebezpieczna, to po co się pcha z łapami?

Miałam wątpliwości, czy dobrze zrozumiałam ostatni fragment, ale komentarze upewniły mnie, że tak.

kara śmierci wykonana w odległości nie większej niż dziesięć metrów od jakiegoś ożywieńca,

Chciałeś napisać, że odległość mniejsza od 10 m jest bezpieczna?

Babska logika rządzi!

Siema!

 

@Barbarian – dobrze, nie bierz do siebie żarcików, bo – prawdę rzekłszy – dziś znów jest późno i ja nadal widzę tam dzwoneczka ;)

 

@Reg – No, nie znosił zarówno tej jako policjant, jak i tej drugiej. Wypalenie zawodowe, rozciągnięte poza śmierć, a także poza bazową branżę ;)

 

@belhaj – cieszę się bardzo, że ten szorciak zainspirował Cię do napisania jakiegoś tekstu. Jedna z bardziej satysfakcjonujących pochwał :)

 

@GregMaj – Cześć! My się jeszcze chyba nie znamy :) Bardzo Ci dziękuję za tak pochlebną opinię :)

 

@Finkla – No, właśnie nie chciałem, żeby było jakoś specjalnie obrzydliwe, ale skoro takie wyszło, to co poradzę? :)

Trochę głupi ten gliniarz – jeśli wie, że książka jest taka niebezpieczna, to po co się pcha z łapami?

To jest trochę, w wymyślonych przeze mnie realiach świata tego szorta, jak z leżącym na czyimś biurku pudełeczkiem oznaczonym napisem “Radioactive”. Sięgniesz po nie, bo jakie są szanse, że w środku naprawdę jest coś radioaktywnego? Tylko tutaj rolę tej substancji radioaktywnej pełni “Necronomicon” ;)

 

Chciałeś napisać, że odległość mniejsza od 10 m jest bezpieczna?

Nie. Wręcz odwrotnie. A co jest nie tak? Odległość nie większa niż, czyli S ≤ 10

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć Outta!

Normalnie reaguję alergicznie na figurę zmęczonego życiem policjanta, ale do całej tej groteski idealnie mi pasował; było mi go szkoda, że tak marnie skończył. Niby szorciak, a wywołał u mnie gamę emocji od rozbawienia (”nekroalfonsi” to złoto) po grozę, więc bardzo misię! Nie śledziłam wyzwań, ale opis rzeźni pobudził moją wyobraźnię. Też nienawidzę jarzeniówek.

Podobnie jak Finkla, też niezupełnie rozumiem, o co chodzi z tą odległością – nie w sensie językowym, tylko tego, na czym miałoby polegać przeskakiwanie klątwy. Ale jest to pomniejszy problem.

Dziękuję za zacną lekturę i pozdrawiam!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Siema, Anoia!

 

Rozumiem zmęczenie chandlerowskimi postaciami, jednak ja takie postacie lubię, a do obrazu wypalenia zawodowego figura tego typu wydaje się wręcz idealna :)

Jarzeniówki to ZUO. A co do przeskakiwania klątwy, to jest to kolejny skrót myślowy, myslalem jednak, że dość jasny – umierając w odległości do 10 metrów od ożywieńca, klątwa przenosi się na twoje zwłoki i powstajesz jako kolejny nieumarły. Nic skomplikowanego :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej Outta Sewer!

Ależ trafiłam, idealnie do śniadania <3 No, było obrzydliwie i okropnie, ale wciągnęło. Słowna agresja głównego bohatera męczyłaby przy dłuższym tekście, tutaj była w sam raz. 

Nieźle udało Ci się wykreować świat i jego klimat w tak niewielu znakach, chylę czoła. Pomysł na zombie bdsm… no cóż, nigdzie nie spotkałam się z czymś takim, więc można uznać że na plus ;D Na pewno miał swój klimat który przypadł mi do gustu, mroczny i brutalny.

Dziękuję za lekturę i pędzę do klikarni! ;)

Hej Outta Sewer

Straszne, okropne, obrzydliwe, brutalne, ciekawe. Nie żałuję :)

Absolutnie się zgadzam: ciekawie wykreowany świat. Lubię czytać takie rzeczy, chodź to już było dla mnie na samej granicy.

Pozdrawiam

 

Hej Outta Sewer !

 

Ale fajnie!!! Świetnie się to czytało. Już miałem wątpliwości , już się bałem, że do dupy jest to całe pisanie. Że ludzie czytają tylko z obowiązku. Teraz ponownie wiem , że można pisać coś co zainteresuje i wciągnie :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nie. Wręcz odwrotnie. A co jest nie tak? Odległość nie większa niż, czyli S ≤ 10

Czyli odległość 1 metr jest bezpieczna, ale 11 metrów – groźna? Mnie się to wydaje dziwne.

No i skoro tych zombiaków się namnożyło, to w każdym momencie któryś jest poza kołem o promieniu 10m od dowolnego punktu na Ziemi. 10 kilometrów, 1000…

Znikąd nadziei. ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Jak zostać zombiakiem, dramat w 2. aktach. Krótko, treściwie i nieco obrzydliwie. Z początku wszystko pachnie więzieniem, obozem albo aresztem, ale prawda okazuje się “ciekawsza”. Nekroalfonsi…

Napisane bardzo zgrabnie, ewidentnie w Twoim stylu (tak mi się wydaje, ciekawe, czy bym poznał, jakby to był anonim). Szybko dowiadujemy się, że bohater nie lubi swojej pracy, ale za to o powodach tej niechęci dowiadujemy się stopniowo. Zastanawiam się, czy jest to fantasy, czy nie raczej taki weird horror, ale jak zostanie fantasy, to zaskoczenie (albo trauma) będzie większa, bo obrazowe to i sugestywne.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Yo!

 

@Gruszel

 

Aż tak obrzydliwe to chyba nie jest, żeby mocniejszy dyskomfort poczuć w trakcie konsumpcji ;) Dzięki za miłe słowa i polecjakę :)

 

@Ramshiri

 

Tobie również dziękuję, a granic, pamiętajmy o tym, nie przekraczamy, my nie bandyci i kacapy :)

 

@Dawid

 

Dzięki, Dawidzie, za podzielenie się swoimi wątpliwościami. Wiem, że miewasz jakieś huśtawki z powodu choroby, ale mam nadzieję, że te pozytywne emocje, które u Ciebie widuję, są o wiele częstsze, niż te negatywne.

 

@Finkla

 

Teraz to ja już sam nie wiem, ale po mojemu, odległośc od ozywieńca nie większa nić dziesięć metrów, która jest potrzebna do przeniesienia się klątwy, to odległość od zera do dziesięciu metrów, przy założeniu, że punktem centralnym jest zombiak. Czyli śmierć w odległości do dziesięciu metrów od zombiaka to zamiana w denata w ożywieńca, powyżej – brak efektu.

 

@krar

 

Dzięki, krar, za miłe słowa i klika.

 

Zastanawiam się, czy jest to fantasy, czy nie raczej taki weird horror, ale jak zostanie fantasy, to zaskoczenie (albo trauma) będzie większa, bo obrazowe to i sugestywne.

Zastanawiałem się nad tym, bo zawsze mam problem z oznaczaniem tekstów, jednak uznałem, że za mało tutaj grozy, żeby to pod horror podpiąć :)

 

Dziekuję Wam za lekturę i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Czekaj, bo zaczynam wątpić. Całe zdanie:

Szybki proces, szybki wyrok i kara śmierci wykonana w odległości nie większej niż dziesięć metrów od jakiegoś ożywieńca, żeby klątwa mogła się przenieść.

Czy władzom zależy na stworzeniu kolejnego ożywieńca (wtedy moje wątpliwości są bezzasadne) czy na ograniczaniu ich liczby?

Babska logika rządzi!

W przypadku osób, które bawią się Necronomiconem, karą jest śmierć i powrót jako ożywieniec. I chyba doszliśmy do sedna problemu, a teraz jest już wszystko jasne :)

Known some call is air am

Jasne jak karty Necronomiconu. :-)

Babska logika rządzi!

Świetne! Opisy mega działają na wyobraźnię, dobra robota :) 

Drogi autorze, popisałeś się.

 

Mocny głos i obrazowe opisy to zdecydowanie najmocniejsza strona tego dzieła. Byłem tam, oczy widziały, a nos czuł. Podoba mi się główne założenie (chef's kiss). Wierzę, że w tych okolicznościach osiedlowa mafia trudniłaby się nawet takim biznesem. Nie mam wątpliwości, że popyt na takie usługi też by był. Łykam to.

 

Czego mi brakuje, to jakiegokolwiek powodu, by główny bohater kontynuował swój zawód. Co go powstrzymuje przed zmianą znienawidzonej profesji, a jego przełożonych przed wywaleniem furiata na zbity zanim sprowadzi nieszczęście na siebie i kolegów po fachu? Są służby, gdzie nie ma miejsca na takie postawy. Nawet zwykła, oklepana chęć dotrwania do emerytury zapełniłaby tę lukę, ale przekonałeś mnie, że stać cię na coś lepszego.

 

Ostatni akapit był dla mnie na początku niejasny. Przyznaję, że dopóki nie przeczytałem komentarzy byłem pewien, że bohater czeka na wskrzeszenie, a cykl życia i nieżycia to kolejny aspekt jego pracy, którego nie cierpi. Taka choroba zawodowa. Pozwolę sobie zasugerować zmianę, która klaruje sprawę i, przynajmniej mnie, bardzo satysfakcjonuje. Ostatnie zdanie zamienić na „Tej roboty też nie cierpię”.

 

Poza tym, chylę czoła.

Może tym razem się nie porzygam.

I mnie, na szczęście, udała się ta trudna sztuka.

Nie zrozum mnie źle, doceniam Twoje umiejętności językowe, warsztat i sprawność pisarską. Ale treść jest ewidentnie nie dla mnie. Mogłeś dać przynajmniej tag “horror”, bo to nie jest fantasy o jakie nic nie robiłem.

Na pewno będzie to miało swoich odbiorców, już ma. Jednak nie spodziewałem się tego, co mnie czekało, więc zdaje mi się, że odniosłeś sukces – bo chyba o to chodziło :)

Pozdrawiam!

Fujka, fujka. Fajne.

Najbardziej doceniam plastyczność opisów, zdecydowanie podziałały na wyobraźnię. Mam dość wysoki próg odporności na fujkę, więc nie czuję się jakoś szczególnie zniesmaczona, chociaż tematyka niewątpliwie obrzydliwa. Klimatem i stylem najbardziej kojarzyło mi się z cyklem Mike’a Careya o Feliksie Castorze. Bardzo ten cykl lubię, więc uznaj to za komplement ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Yo!

 

@grzelu – Dzięki za miłe słowa, cieszę się, że siadło :)

 

@P3rshing

 

Czego mi brakuje, to jakiegokolwiek powodu, by główny bohater kontynuował swój zawód. Co go powstrzymuje przed zmianą znienawidzonej profesji, a jego przełożonych przed wywaleniem furiata na zbity zanim sprowadzi nieszczęście na siebie i kolegów po fachu?

Wypalenie zawodowe to nic nienormalnego. To się zdarza ludziom z różnych branż, ale trzymają się tego co mają, bo wyrobili sobie przez lata pozycję, znajomości, jakąś lepszą pensję i stanowisko, więc trwają w tym, nienawidząc swojej pracy. Mam znajomego w pracy, który już dawno stracił jakikolwiek entuzjazm, więc przyłazi do pracy, robi co musi i narzeka, ale roboty nie zmieni.

 

Pozwolę sobie zasugerować zmianę, która klaruje sprawę i, przynajmniej mnie, bardzo satysfakcjonuje. Ostatnie zdanie zamienić na „Tej roboty też nie cierpię”.

Z jednej strony przyznam Ci rację, bo to rozjaśniłoby te niejasności. Jest jednak pewne ale, które nie pozwala mi na tę zmianę. Zauważ, że perspektywa bohatera po zombifikacji sugeruje utratę pamięci, większości wspomnień, a przede wszystkim poczucia istnienia siebie jako bardziej złożonego bytu, posiadającego przeszłość, która go ukształtowała. Bohater nie jest więc świadom tego, że kiedyś miał inną pracę, której nie cierpiał. Teraz pracuje dla nekroalfonsów i nie cierpi tej roboty, tyle, że teraz nie ma wyboru. Chciałem przede wszystkim zawrzeć tutaj taką myśl, że podejście do niektórych rzeczy się nie zmienia, i nawet śmierć nie jest w stanie niczego z tym zrobić, więc bohater z detektywa-malkontenta stał się zombie-malkontentem. A tak nawiasem mówiąc, to mnie ta myśl, że zombiak może być zblazowany, bardzo bawi :)

Cieszę się, że przypadło do gustu.

 

@Corrinn

 

Mogłeś dać przynajmniej tag “horror”, bo to nie jest fantasy o jakie nic nie robiłem.

 

No właśnie horror to nie jest, a z tym oznaczaniem na portalu to zawsze ma problem. Czasami wybranie odpowiednich tagów zajmuje mi więcej niż napisanie przedmowy i wymyślenie tytułu :) Dzięki za podzielenie się uwagami :)

 

@gravel

 

Klimatem i stylem najbardziej kojarzyło mi się z cyklem Mike’a Careya o Feliksie Castorze. Bardzo ten cykl lubię, więc uznaj to za komplement ;)

Nie czytałem podrzuconego przez Ciebie cyklu, ale wierzę na słowo :) Chciałem, żeby klimat był taki trochę noir, a bohater nieco chandlerowski, co wyszło to wyszło, ale skoro coś wyszło, to nie mam powodów, żeby nie być zadowolonym z efektów ;)

 

Dziękuję Wam bardzo za lekturę oraz zostawienie po sobie śladu pod tekstem.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Wciąż jednak mamy impas. Zaznaczam, że brniemy właśnie w fizjologię zombie, więc hipotezy mogą się mocno ścierać. Kupuję utratę pamięci pochodzącą sprzed nieżycia. Co więc z pamięcią z dnia na dzień już potem? Jak ożywieniec uzyskuje nowe wspomnienia? Ile danych może przetrawić nieżywy mózg? Skoro zombiakowi brakuje RAMu by jednoznacznie stwierdzić “jestem” czy “nie jestem”, to czy rzeczywiście potrafiłby zrozumieć koncepcję pracy, fachu i obowiązku? Zakładam z góry, choć możesz mnie wyprowadzić z błędu, że jego wkład w swoje usługi jest mocno pasywny i nie otrzymuje wynagrodzenia, do którego my jesteśmy przyzwyczajeni?

Yo, P3rshing :)

 

Zaznaczam, że brniemy właśnie w fizjologię zombie, więc hipotezy mogą się mocno ścierać. Kupuję utratę pamięci pochodzącą sprzed nieżycia. Co więc z pamięcią z dnia na dzień już potem? Jak ożywieniec uzyskuje nowe wspomnienia? Ile danych może przetrawić nieżywy mózg?

 

No, czyli wchodzimy na grunt domysłów i widzimisię autora ;) Nie wiem ile może przetrawić danych martwy mózg, ale założyłem, że podstawowe informacje na temat świata mu zostały, jednak nie pamięta przeszłości. Tutaj jest w ogóle ciężka sprawa z tym punktem widzenia – już wielokrotnie próbowałem napisać coś z perspektywy czegoś obcego, jednak nie jestem w stanie – zresztą nikt nie jest – oderwać się z koncepcją od tego jak my, ludzie, postrzegamy otoczenie, jak filtrujemy dane i bodźce przez zestawy zmysłów, które posiadamy, a które definiują nasze postrzeganie. Koło się zamyka i trzeba iść na jakieś ustępstwa – tutaj ustępstwem jest to, że zombie pamięta rzeczy, ich nazwy, do czego służą, ale nie pamięta siebie sprzed zombifikacji. Taką próbę zmiany chociażby w języku, żeby nie był ludzki, podjąłem w tekście “Miasto wschodzącego słońca”, ale tam tylko sposób komunikacji został zredefiniowany, jednak logika i psychika postaci pozostały ludzkie, lub też nie ludzkie, ale mozliwe do przeprocesowania i zrozumienia przez ludzi. Możesz sprawdzić, jeśli masz czas ;)

 

Skoro zombiakowi brakuje RAMu by jednoznacznie stwierdzić “jestem” czy “nie jestem”, to czy rzeczywiście potrafiłby zrozumieć koncepcję pracy, fachu i obowiązku? Zakładam z góry, choć możesz mnie wyprowadzić z błędu, że jego wkład w swoje usługi jest mocno pasywny i nie otrzymuje wynagrodzenia, do którego my jesteśmy przyzwyczajeni?

Jak pisałem wyżej, tylko utrata pamięci i świadomości siebie, jako odrębnego bytu. On coś tam pamięta, a pytanie “czy jestem?” bardziej odnosi się do jego zastanawiania się, czy jest czymś więcej, niż czy jest w ogóle. Ludzi uważa za tych, którzy “są”, siebie już niekoniecznie. Trochę zbyt wiele skrótów myslowych w tym ostatnim akapicie, ale uznałem, że w przypadku perspektywy zombie nie mogę tam nawtykać żadnych “głębszych” myśli. I tak, jego wkład w usługi jest pasywny, nie ma za to wynagrodzenia, jednak będąc zabawką dla dewiantów wykonuje jakąś pracę ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Eee, dobre :) Jak nie lubię zombiaków, bo ileż w końcu można, tak Twój mi się spodobał. Zdołałeś osiągnąć z zombiakami zupełnie nowy poziom. Trochę fujskie, ale nie aż tak bardzo. Główny bohater bardzo mi się spodobał, mam słabość do takich zmęczonych życiem gliniarzy ;) Opisy plastyczne, jakbym się tam znalazła, wykonanie świetne.

Tak się tylko zastanawiam, co dzieje się z zombiakami po oswobodzeniu przez policję. I czemu koledzy nie zadbali, żeby mu się to nie przytrafiło?

Wysyłam opko do Biblio :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobry pomysł i wykonanie. Miś nie lubi takiej tematyki. Przeczytał, bo docenia autora. Pozdrawia.

Hej Outta Sewer !

 

Ale fajnie!!! Świetnie się to czytało. Już miałem wątpliwości , już się bałem, że do dupy jest to całe pisanie. Że ludzie czytają tylko z obowiązku. Teraz ponownie wiem , że można pisać coś co zainteresuje i wciągnie :)

 

Pozdrawiam!!!

 

Oj tak podpisuję się pod tym. Super yes

Mroczny, ociekający brudem tekst. Smród zdaje się zostawiać na skórze nieprzyjemny filtr.

Bardzo podoba mi się podejście do tematu, chociaż dopiero końcówka wyjaśniła najwięcej. Do moich naj należy obrazowe zwrócenie na szczegóły: brud wtarty w fugi, białe kafelki czy przede wszystkim to:

Pieprzone jarzeniówki brzęczą pod sufitem. Czemu one zawsze brzęczą, albo klikają niestykającymi starterami? To najgorszy rodzaj oświetlenia, a według jakichś niezrozumiałych standardów jedyny słuszny dla prosektoriów i rzeźni.

Naprawdę trafne podsumowanie scenerii ogromnej ilości horrorów. :D

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Byłoby dziwnym, gdyby teksty nekrofilskie nie budziły naszego obrzydzenia. Wyszłam ze strefy komfortu, poczułam się nieswojo, ale właśnie lubię, gdy teksty mocno rezonują. Także oceniam pozytywnie. Podoba mi się zakończenie.

Siema!

 

@Irka

 

Główny bohater bardzo mi się spodobał, mam słabość do takich zmęczonych życiem gliniarzy ;)

Też lubię, ale nie mozna przeginać ;)

 

Tak się tylko zastanawiam, co dzieje się z zombiakami po oswobodzeniu przez policję. I czemu koledzy nie zadbali, żeby mu się to nie przytrafiło?

Myślę, że pewnie się to gdzieś wysyła, do jakichś obozów, żeby się nie pałętały po mieście, ale założyłem, że w takiej rzeczywistości pewnie istnieją różne grupy przestępcze zajmujące się handlem ożywionym towarem i wyciąganiem truposzy z tych miejsc. Krótko: zzombifikowany bohater został po jakimś czasie (w przypadku nieumarłego to w zasadzie nie ma większego znaczenia ile czasu minęło) oswobodzony i użyty przez grupkę nekroalfonsów jako zabawka dla klientów :)

Dzięki za miłe słowa i klika :)

 

@Koala – Dzięki, Misiu, za dobre słowo. Następnym razem postaram się mniej drastycznie :)

 

@Mentodes – Tobie również dziękuję za propsy :)

 

@Sagitt

 

Naprawdę trafne podsumowanie scenerii ogromnej ilości horrorów. :D

Oraz ogromnej ilości rzeźni oraz sklepów masarskich :D Dzięki za dobre słowo.

 

@Fishandchips

 

Cieszę się, że spodobało Ci się zakończenie. Chciałem to skończyć szybko, mocno, bez łopatologii i – mam nadzieję – chyba wyszło :)

 

Dziękuję Wam wszystkim za lekturę i podzielenie się komentarzami.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Nie przepadam za takimi scenami, ale doceniam ich plastyczność. Jako czytelnik lubię, jak scena mi się wizualizuje i tutaj nie miałem z tym problemów (Na moją zgubę, bo tego wystającego kręgosłupa już nieodzobaczę :) )

Od razu wczułem się w klimat. Mega Szort.

Cześć, Wieczny :)

 

Cieszę się, że Ci się spodobało, pomimo tego, ze to nie Twój klimat. Dzięki za dobre słowo i pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Od razu powiem, że po prostu zakochałam się w pierwszym opisie rzeźni. Coś cudownego. Od razu nadałeś ton całej historii, oczyma wyobraźni widziałam taki zapyziały, brudny, obślizgły świat. A że jestem wielką fanką motywów okultystycznych, cieszę się, że zagościły w Twoim świecie. Oczywiście mam poczucie niedosytu i jakim cudem doświadczony policjant, łapami szybko łapie grimuar? Zwłaszcza, kiedy są legendy, że został zrobiony z ludzkiej skóry etc. No raczej powinien był się zorientować. Tak trochę treść się prosi o dopisanie jeszcze paru zdanek dla lepszego oglądu sytuacji w szorciaku. Ale ogólnie mi się podobało.

Hej!

 

Dzięki, Deirdriu, za miłe słowa. Cieszę się, że spodobał ci się opis rzeźni, bo to jest właśnie ta część, która została wymyślona na potrzeby wyzwania, którego celem bylo zaintrygowanie opisem miejsca :) Reszta została dopisana, bo pomyślałem, że szkoda żeby się zmarnowało :)

 

jakim cudem doświadczony policjant, łapami szybko łapie grimuar?

Rutyna. To ona najczęściej gubi doświadczonych specjalistów. Widuję rzeczy tego typu w pracy :)

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć, Outta!

 

Jak tylko pojawia się na rynku nisza, ktoś ją wypełnia :) jeśli jest popyt, to jest i podaż – oj, obawiam się że gdyby zombiaki przestały by być fantastyką, to wydarzenia poszłyby w tę stronę.

Obrzydliwe, ale dobrze napisane i fajne!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Siema, Krokus :)

 

Dzięki za lekturę i feedback :) Wydarzenia mogłyby pójść w różne strony, ale myślę, że nekroprostytucja byłaby jedną z prawdopodobnych opcji wśród gąszczu innych chorych pomysłów ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hmm… Z początku jakoś mnie nie porwało. Chyba dlatego, że mam po dziurki w nosie ponurych, zmęczonych pracą i życiem gliniarzy, którzy nie cierpią swojej pracy itp. Potem czytało się już lepiej.

 

Sama tematyka – ble. xD I tak sobie myślę, że w przypadku “inwazji” zombie jednak trudno byłoby znaleźć aż tylu chętnych na… eee… tego rodzaju ekstrawagancje. Nie wiem, czy nekroalfonsi mieliby się z czego utrzymać. ;) No, ale to szczegół, oczywiście.

 

To zdanie:

Choć w sumie nie tacy durni. W końcu ogarnęli chłodnię dla swoich truposzy, żeby za szybko nie zgniły i dłużej mogły posłużyć amatorom seksu z ożywieńcami.

– miało chyba posłużyć wprowadzeniu pogrubionego fragmentu. Moim zdaniem wyszło to tak jakoś sztucznie… Pozostała część zdania jakoś mnie po prostu… nie wiem… Wydaje mi się nie pasować do całości, czy co? xD Tak jakoś na siłę…

 

Koniec – podobał mi się najbardziej, tego się nie spodziewałam. Fajne jest to powtórzenie “nie cierpię tej roboty”, właściwie w podobnym kontekście, ale jakże różnej sytuacji. :) Tylko nie zrozumiałam tak do końca, kto mu coś robi i co właściwie mu robi – dlaczego miałby trafić do nekro-seksbiznesu? Zginął w obecności innych policjantów/śledczych itp., chyba nie pozwoliliby go “uprowadzić”?

A jeśli nie nekro-seksbiznes – to co?

 

Ogólnie – mam mieszane uczucia. Ale ostatecznie wypadło u mnie na plus. ;)

 

Pozdrawiam! :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Również mam mieszane uczucia.

 

Początkowy opis bardzo dobry, jak wspominałem już przy okazji ćwiczenia. Ale potem robi się jakby mniej wesoło. Wpierw mamy Necronomicon, którego bohater beztrosko dotyka, a potem natychmiast tego żałuje. Potem oprycha, który powala policjanta, wyrywa mu broń skutymi rękami (czemu nie skuto go tak, by miał ręce za plecami, co jest standardem i zapobiega takim właśnie wydarzeniom?). A jeszcze potem martwego policjanta, zabitego w obecności iluśtam kolegów, który mimo to też trafia do nekroburdelu, zamiast zostać skremowanym z honorami. Nie twierdzę, że ten przebieg zdarzeń jest niemożliwy, nie mogę nawet powiedzieć, że jest nielogiczny, bo zbyt mało wiem o logice wewnętrznej tego świata, by mieć pewność, ale podczas lektury, zamiast skupiać się na kreowanej przez ciebie grotesce, co chwila potykam się na elemencie, który nie wydaje mi się przekonujący, a na koniec zostaję raczej z pytaniami niż odpowiedziami.

Stylistycznie jest więc ok, bohater, choć raczej sztampowy, też daje radę, ale fabularnie nie urzekło.

Yo!

 

@DHBW

 

I tak sobie myślę, że w przypadku “inwazji” zombie jednak trudno byłoby znaleźć aż tylu chętnych na… eee… tego rodzaju ekstrawagancje. Nie wiem, czy nekroalfonsi mieliby się z czego utrzymać. ;) No, ale to szczegół, oczywiście.

Uważam, że się mylisz. Chętnych znalazłoby się wielu. Każda, absolutnie każda, dewiacja ma ogromne rzesze fanów. Problem z myśleniem o tym u ludzi, którzy żadnych dewiacji nie wykazują jest taki, że skoro nie widzą tego na co dzień, to uważają, że to jakiś margines. I tutaj muszę Cię zmartwić, bo negowanie pewnych aspektów otaczającego nas świata wcale nie oznacza, że te aspekty nie istnieją, znikną, albo że to tylko bzdurka, która z czasem zaniknie. Spójrz na internet i ilość antyszczepionkowców, rzesze płaskoziemców, legiony foliarzy – jest ich pełno, ale oni się z tym nie kryją, bo ich głupota nie jest penalizowana. Jesli jednak trafisz do nieodpowiedniego miejsca, to zobaczysz, że tych o nielegalnych zainteresowaniach jest równie wielu, ale się z tym nie afiszują.

 

Fajne jest to powtórzenie “nie cierpię tej roboty”, właściwie w podobnym kontekście, ale jakże różnej sytuacji. :)

To jest zdanie, na którym zasadza się caly pomysł tytułu nie wyłączając :)

 

Tylko nie zrozumiałam tak do końca, kto mu coś robi i co właściwie mu robi – dlaczego miałby trafić do nekro-seksbiznesu? Zginął w obecności innych policjantów/śledczych itp., chyba nie pozwoliliby go “uprowadzić”?

 

Tutaj należałoby się zastanowić , co robić z takimi ożywieńcami. Zabijać, czyli – powiedzmy – spalać? Ale czy to humanitarne? Bo czy mozna z pewnością powiedziec, że taka osoba jest martwa? Tutaj pozostaja nam przypuszczenia, ale uważam, że znalazłoby się mnóstwo osób, ktore podciągnęłyby zombie pod wykoślawione idee “równości i poprawności politycznej” – i nawet za bardzo nie trzeba by było wykoslawiać tych już funkcjonujących.

Podejrzewa że zrobiono by jakieś rezerwaty, albo kolonie dla ożywieńców, a jak jest popyt, to celem utrzymania podaży pojawiłyby się grupy przestępcze podprowadzające z takich miejsc truposzy. I czemu akurat zzombiefikowani policjanci mieliby trafiać do innych, specjalnie dla nich przeznaczonych miejsc? Jeśli chodzi Ci o wiarygodnośc, to spójrz na proceder handlu żywym towarem. Co jakiś czas wypływa kolejna szajka, która zmuszała do prostytucji porwane kobiety – żywe kobiety, świadome swojego istnienia, swoich praw, autonomiczne byty, które świadczą usługi seksualne wbrew sobie, zmuszane przez bandytów. Czy to jest jakieś science fiction, czy fakt? Oczywiście, że fakt, więc czemu w świecie klątwy zombie, nieumarli nie mieliby być traktowani podobnie, a nawet gorzej?

 

Ale cieszę się, że ogólnie na plus wypadł tekst :)

 

@None

 

Nie twierdzę, że ten przebieg zdarzeń jest niemożliwy, nie mogę nawet powiedzieć, że jest nielogiczny, bo zbyt mało wiem o logice wewnętrznej tego świata, by mieć pewność, ale podczas lektury, zamiast skupiać się na kreowanej przez ciebie grotesce, co chwila potykam się na elemencie, który nie wydaje mi się przekonujący, a na koniec zostaję raczej z pytaniami niż odpowiedziami.

Rozumiem Twoje wątpliwości. Dla mnie najbardziej wątpliwą rzeczą jest nie rutyniarstwo bohatera, który dotyka księgi, ale skucie postaci oprycha w taki sposób, żeby ten mógł coś nabroić. Tego bronił nie będę, bo zrobiłem to z premedytacją, potrzebując sytuacji, w której gliniarz zginie, ale tak, żeby nie przeciągać tego, co w zamierzeniu miało być zlepkiem dwóch scen z dwóch róznych ćwiczeń i co w założeniu powinno być krótkim tekstem. O wątpliwościach związanych z trafieniem gliny do nekroburdelu pisałem wyżej, do DHBW – w tym przypadku niejasnością obarczam niedopowiedzenie w tekście, co się dzieje z zombie, gdzie są przetrzymywane, gdzie się je umieszcza po przemianie w ozywieńca. Ale też nie miałem zamiaru tego wyjaśniać, uznając, że to nie jest niezbędny element.

Jeszcze tylko odniosę się do wątpliwości związanej z dotknięciem Necronomiconu. Żeby to wyjaśnić, posłuże się przykładem. Wyobraź sobie glinę, który razem z oddziałem wpada do magazynu broni, którą nielegalnie handlowała jakaś grupa przestępcza. To nie jest jego pierwszy raz, bywał już w takich miejscach wielokrotnie, wie czym się mafia zajmowała, spodziewa się… Czego? Broni oczywiście. Karabinów, pistoletów, strzelb, może granatników, granatów, jakichś bazook w ostateczności. Ale nie bomby atomowej, bo choć to też broń, to przecież nikt aż tak głupi nie jest, żeby trzymać w magazynie głowicę termonuklearną, więc ta oznaczona znakiem radioaktywności skrzynka pod ścianą to pewnie tylko skrzynka ze znakiem radioaktywności – pusta albo wypełniona jakąś konwencjonalną bronią ręczną. Przecież nikt nie jest tak głupi, żeby trzymać atomówkę u siebie, pod nosem. A po otwarciu skrzynki okazuje się, że jednak jest. Lepiej chyba tego nie jestem w stanie wyjaśnić. 

 

Dzięki za lekturę i opinię, None. Cieszę się, że chociaż ten opis na początku zadziałał :)

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za podzielenie się opinią, DHBW, None :)

Q

Known some call is air am

Lepiej chyba tego nie jestem w stanie wyjaśnić.

Wyjaśnienie jest jak najbardziej ok, ale tutaj dochodzi kwestia zupełnie prozaiczna – odciski palców. Co to za dochodzeniowiec, który maca dowody? :P

 

Tutaj należałoby się zastanowić , co robić z takimi ożywieńcami. Zabijać, czyli – powiedzmy – spalać? Ale czy to humanitarne? Bo czy mozna z pewnością powiedziec, że taka osoba jest martwa?

No tu będę oponował. Sam piszesz w opowiadaniu, że zombie są uznawani (w sensie prawnym) za martwych, dlatego sprawców ciężko jest ukarać. Więc albo są prawnie martwi i tak ich traktujemy, albo nie. Szczególnie w takiej sytuacji, gdzie świadków jest wielu, sytuacja jasna i nie ma opcji na ściemnianie, że zwłoki sobie poszły.

Co to za dochodzeniowiec, który maca dowody? :P

Touche ;)

 

No tu będę oponował. Sam piszesz w opowiadaniu, że zombie są uznawani (w sensie prawnym) za martwych, dlatego sprawców ciężko jest ukarać. Więc albo są prawnie martwi i tak ich traktujemy, albo nie. Szczególnie w takiej sytuacji, gdzie świadków jest wielu, sytuacja jasna i nie ma opcji na ściemnianie, że zwłoki sobie poszły.

 

To też niekoniecznie jest jednoznaczne, a już na pewno nie w ujęciu społecznym. To jak obecnie z osobami transgender. Weźmy przykład, pierwszy z brzegu, który mi się ostatnio w oczy rzucił: mężczyzna po kuracji hormonalnej, który chce być kobietą, jest tą kobietą, czy nią nie jest? Oprócz kontrowersji na zawodach sportowych, mamy od miesiąca (teraz piję do przykładu, który mi się w oczy rzucił) ciekawy społecznie problem z Ukrainy: kobiety przed zmianą płci będące mężczyznami nadal mają w papierach, że są mężczyznami, co utrudnia im opuszczenie kraju, jeśli są w wieku poborowym i mogą walczyć. Nic tutaj nie jest jasne, i tak samo jest niejasne w świcie, w którym zombie chronione są tylko prawem o bezczeszczeniu zwłok, bo uznawanie ich za zwłoki w takim sensie, jak sprzed klątwy, niespecjalnie działa, co może prowadzić do społecznej debaty w bardziej liberalnych krajach, a jednocześnie być zamiatane pod dywan i olewane przez ustawodawców.

Known some call is air am

Hmmm. Wydaje mi się, że osoby po zmianie płci dostają nowe imię, PESEL, dowód… W papierach mają więc całkiem inną płeć. W Polsce, nie mam pojęcia, jak w Ukrainie. No i raczej po zakończeniu wszystkich operacji, sama kuracja hormonalna to za mało.

Babska logika rządzi!

@Finkla

 

Już abstrahując od wszelkiego rodzaju zawiłości prawnych podsyłam linka: Klik!

 

Known some call is air am

które nie przeszły prawnej tranzycji.

No, czyli zmiany prawne to część procesu zmiany płci. Możliwe, że najdłuższa i najtrudniejsza, ale komuś już się udało.

Dobra, nie ma o co kruszyć kopii.

Babska logika rządzi!

Cześć,

 

w moim prywatnym rankingu ten szort wygrywa z “Eleos”.

Dobry klimat, opisujesz świat różnymi zmysłami.

Osadzenie akcji w rzeźni było strzałem w dychę – bez większego wysiłku serwujesz czytelnikowi pakiet adekwatnych skojarzeń.

Podoba mi się wykreowany świat. Gdy ktoś porusza temat zombiaków zwykle przewracam oczami, myśląc: “Ile można?”. Nie tym razem. Poszedłeś w niesztampowym kierunku, a takie smaczki jak nekroalfonsi, policyjny egzorcysta czy saperzy nekromagiczni sprawiły, że chciałbym dostać od Ciebie czegoś więcej w tym uniwersum. Na smaczek z “Necronomiconem” zaklaskałem wszystkimi mackami :)

Na minus niestety brak logiki, słusznie podnoszony m.in. przez None’a. Kajdanki, macanie dowodów paluchami – to wybroniłoby się (ewentualnie), gdyby tekst odnosił się do przeszłości. Gdy fabuła jest osadzona w przyszłości/alt-rzeczywistości (tego nie wiem) takich elementów należałoby jednak unikać. Laik się nad tym nie pochyli, ale ktoś mający minimum wiedzy nt. czynności policji na miejscu zdarzenia będzie się krzywił, rzucał i przeklinał pod nosem :) Uważaj na takie skróty.

W dalszym ciągu bardziej podobało mi się tutaj, niż gdy patrzyłem przez okno na trupomaty.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Siema fmsdual :)

 

Gdy ktoś porusza temat zombiaków zwykle przewracam oczami, myśląc: “Ile można?”. Nie tym razem. Poszedłeś w niesztampowym kierunku, a takie smaczki jak nekroalfonsi, policyjny egzorcysta czy saperzy nekromagiczni sprawiły, że chciałbym dostać od Ciebie czegoś więcej w tym uniwersum. Na smaczek z “Necronomiconem” zaklaskałem wszystkimi mackami :)

Też mam przesyt zombie w wydaniu, w którym ludzie próbują przetrwać apokalipsę, dlatego nawet nigdy nie miałem w planach opowiadania w takim stylu. To co wyszło, wyszło niejako przypadkiem, dzięki wyzwaniom, a głównym clue jest coś, co mnie osobiście bawi, a mianowicie to, że zblazowany i wypalony człowiek po śmierci oraz przemianie w zombie nadal będzie taki sam wewnętrznie. Zombie zawsze się tak smutno snują, jeśli nie mają celu w zasięgu zmysłów, więc zblazowany zombie, znudzony nieżyciem, jak był znudzony życiem człowiek, który się w zombiaka zmienił, będzie wśród innych nieumarłych podwójnie autentyczny :D Ale musiałem jakoś skończyć tego szorta, zamknąć, więc uznałem, że narracja z perspektywy zombie załatwi sprawę na koniec.

Co do zarzutów, to z jednej strony rację przyznaję, ale naprawdę, jedynie te kajdanki zapięte z przodu to naciągnięty motyw. Co do profesjonalizmu policji, to możemy podyskutować, mam kilka ciekawych opowieści na ten temat, z autopsji. Jedna z wielu: mają mi ściągać odciski palców, razem ze śledczym przez godzinę łazimy po całym posterunku w poszukiwaniu zestawu do daktyloskopii, bo nikt nie wie gdzie on jest. Po bitej godzinie znajdujemy go gdzieś tam (czaisz to, że łażę jako podejrzany z policyjnym technikiem po całym posterunku, po piwnicach, archiwach i tak dalej, bo nie chciał mnie zostawić w swoim pokoiku samego, heh) i policjant przystępuje do pracy. Dwa dni później dzwonią, czy mógłbym przyjechać raz jeszcze (dzwonią i proszą, nie wzywają), bo technik skrewił i trzeba jeszcze raz ściągać. Przyjeżdżam… i znów szukamy zestawu do daktyloskopii :) Taki to profesjonalizm policji, więc tutaj uważam, że się czepiacie, niespecjalnie wiedząc jak to wygląda – a wygląda jak jeden wielki bajzel, i podobnych historii mam w zanadrzu jeszcze kilka.

 

Cieszę się jednak, że tekst jest według Ciebie na plus :) Niestety to jednorazowy eksperyment, nie mam w planach historii w tym świecie, bo to tylko szybko naszkicowany świat, do jednorazowego wykorzystania.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Zombie zawsze się tak smutno snują, jeśli nie mają celu w zasięgu zmysłów, więc zblazowany zombie, znudzony nieżyciem, jak był znudzony życiem człowiek, który się w zombiaka zmienił, będzie wśród innych nieumarłych podwójnie autentyczny :D

O, pod tym kątem na to nie spojrzałem. Ciekawa dodatkowa płaszczyzna. Tylko potwierdza moje uznanie dla tego tekstu.

 

Taki to profesjonalizm policji, więc tutaj uważam, że się czepiacie, niespecjalnie wiedząc jak to wygląda – a wygląda jak jeden wielki bajzel, i podobnych historii mam w zanadrzu jeszcze kilka.

Jako profesjonalny pełnomocnik co nieco akurat wiem – miałem okazję włóczyć się z klientami po komisariatach i składać im przemiłe wizyty w ZK-ach. Oczywiście masz rację, że nie wszystko działa perfekcyjnie – tu niewątpliwa zgoda. M.in. polska policja nie słyszała jeszcze o RODO. Miałem przyjemność uczestniczyć w “rozpytaniu” (taki zamiennik przesłuchania, żeby nie trzeba było robić protokołu, tylko niezobowiązującą notatkę :>), gdzie na jednym krzesełku moja klientka opowiadała historię swojego życia erotycznego z pewnym Saudyjczykiem, a tuż obok na drugim zydlu siedział pan w zupełnie innej sprawie i nadstawiał z zaciekawieniem ucha :)

Zwróciłem Ci uwagę w dobrej wierze, biorąc Cię za osobę nieświadomą podstawowych zasad i popełniającą błąd z niewiedzy. Natomiast jeśli taki był Twój zamysł i ma on swoje podstawy w Twoich doświadczeniach, to mogę nieco spuścić z tonu. Obstaję jednak przy stanowisku, że przy prowadzeniu czynności dochodzeniowo-śledczych policja co do zasady stara się unikać kontaminacji materiału dowodowego na miejscu zdarzenia na co najmniej podstawowym poziomie – czy im wychodzi, to kwestia odrębna. Tym samym dziś szanownemu autorowi odpuszczam, ale proszę więcej nie grzeszyć :D

 

Pozdrawiam,

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Chill :) A co do zabezpieczania materiału dowodowego, to też z autopsji mam dwie historie, ale to nie są rzeczy, o których wypada publicznie pisać. Obiecuję poprawę, księże fmsduvallu. Jemen. ;)

Known some call is air am

Cześć,

 

im dalej w rzeźnię, tym lepiej. Mimo obrzydlistwa czytało się dobrze, a to jakaś wyższa szkoła jazdy. Szorciak, ale mocno naładowany, bo mam wrażenie, że przeczytałam 2x dłuższe opowiadanie. 

 

Pozdrawiam

OG

Cześć, OG. Wiesz, że w rapie określenie OG, wywodzące się z nowojorskiego slangu, oznacza Original Gangsta? :) Tak tylko wspominam, bo kiedy widzę Cię po jakimś tekstem, chochlik w głowie podpowiada, że przyszłaś pod niego na porachunki ;)

Cieszę się, że czytało się dobrze, bo to jest najwazniejsze. I mówisz, że naładowany mocno szort jest? To też poczytam jako pochlebstwo :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Man, Yuh Neva Know, ale strzelać nie będę (co najwyżej focha, ale to kobieca, nie gangsterska przypadłość ;))

 

To też poczytam jako pochlebstwo :)

yes tak miało być odczytane ;)

:D

 

Ale pozwól, że Cię poprawię, sistah: Man, yall nevah know, but I won’t take out da heatah ang goes blam! Now ya diggin, grl, wut da game iz all ‘bout?

 

;)

Known some call is air am

Man, well, ya see – itz a game that’ll leave ya beggin’ 4 mercy! devil

No jak na opowiadanie z Zombie to nawet udało Ci się przyciągnąć moją uwagę wink 

Cześć, seriuszu :) Cieszę się, że pomimo wyświechtanych zombiaków tekst przyciągnął uwagę :) Pozdrawiam serdecznie Q

Known some call is air am

nieciekawy krajobraz ceglanych ścian

Krajobraz ścian? Zakręciło mi się w głowie. Całe zdanie pospieszne, strumienioświadomościowe, choć bardzo mi się podoba ten zapach białych kafelków.

Czemu one zawsze brzęczą, albo klikają niestykającymi starterami?

Dla klimatu XD

tych miejsc

Niepotrzebne, angielskawe wtrącenie. Odstrzel.

jest ciemno, jednak słychać jakieś szmery i szelesty

"Jednak" nic nie wnosi.

wiedząc czego

Wiedząc, czego.

całkiem wyraźnie zobaczyć można kręgosłup

Szyk: można całkiem wyraźnie zobaczyć kręgosłup.

nikomu nie bardzo chce się

Nikomu się nie chce. Za dużo przeczeń, po prostu.

chce się ruszać tematu

Ruszać kogo, co? temat.

Wiem co tam zastanę

Wiem, co tam zastanę.

mimowolnie cedzę

Co Wy wszyscy z tym "mimowolnie"? Moda jakaś?

żeby to posiadać

"Posiadać" nie jest ścisłym synonimem "mieć".

Cholera wie ile będę musiał papierków teraz wypisać

Cholera wie, ile będę musiał teraz wypisać papierków.

zabrać stąd te ścierwa oraz wezwać

"Oraz" jest książkowe. Zbyt książkowe dla Twojego bohatera, zwłaszcza w takiej sytuacji.

Wystraszony moim wybuchem

Wystraszony i kropka. Wiemy, czym.

każde dziś, to tylko

Tu bez przecinka. Wcześniej się nie czepiałam, bo takie rzeczy dzieją się przeraźliwie wolno, ale filozofowanie to już przesada.

Wiem co zaraz będzie. To samo co zawsze.

Wiem, co zaraz będzie. To samo, co zawsze.

 

 

Brudno, mroczno, okultystycznie i obrzydliwie. Super. Aż czuć tę oślizłość. Stworzyłeś tego detektywa, którego wszyscy już widzieliśmy, ale i tak nie mamy go dość, po czym przepuściłeś przez wyżymaczkę, i to nie pierwszą z brzegu. No. I co ja mam dalej powiedzieć? Chwalić jest trudno!

 

Zawsze możesz napisać coś jeszcze… hint, hint, nudge, nudge.

Jarzeniówki to ZUO.

Hear, hear. Ale czasem się przydają, kiedy trzeba rozstroić bohatera :)

Czyli odległość 1 metr jest bezpieczna, ale 11 metrów – groźna? Mnie się to wydaje dziwne.

To można by wyjaśnić, pisząc dwustustronicowy elaborat o ontologii tego świata :)

uznałem, że za mało tutaj grozy, żeby to pod horror podpiąć :)

… a ile Ty grozy potrzebujesz? O.O

Jasne jak karty Necronomiconu. :-)

Które, jak wiadomo, są czarne z wydrapanymi białymi literami XD

Zauważ, że perspektywa bohatera po zombifikacji sugeruje utratę pamięci, większości wspomnień, a przede wszystkim poczucia istnienia siebie jako bardziej złożonego bytu, posiadającego przeszłość, która go ukształtowała.

Tak, chociaż jakieś tam ja transcendentalne ma. Ale bez tego nie mógłbyś pisać z perspektywy pierwszej osoby, więc… Może to tylko resztki myśli obijają mu się w mózgu? A nic nowego nie powstaje? Jak zespół Korsakowa, tylko taki nieumarły?

i nawet śmierć nie jest w stanie niczego z tym zrobić, więc bohater z detektywa-malkontenta stał się zombie-malkontentem.

Pokaż mi kontentego zombie… :P

A tak nawiasem mówiąc, to mnie ta myśl, że zombiak może być zblazowany, bardzo bawi :)

Czarny humor XD

Myślę, że pewnie się to gdzieś wysyła, do jakichś obozów, żeby się nie pałętały po mieście

A może kremacja?

uważam, że znalazłoby się mnóstwo osób, ktore podciągnęłyby zombie pod wykoślawione idee “równości i poprawności politycznej” – i nawet za bardzo nie trzeba by było wykoslawiać tych już funkcjonujących

Hmmm. Możliwe… niekoniecznie logiczne, ale co z tego.

Co to za dochodzeniowiec, który maca dowody? :P

Taki z filmu XD

Taki to profesjonalizm policji, więc tutaj uważam, że się czepiacie, niespecjalnie wiedząc jak to wygląda

Sęk w tym, że jak się człowiek zastanowi, to trudno w to uwierzyć. Chociaż jest prawdą. Patrz tu: https://pl.wikisource.org/wiki/Poetyka/Arystotelesa_Poetyka

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjemnie się czytało winkyes

Nowa Fantastyka