- Opowiadanie: Zyzio29 - Najzwyklejsza historia we wszechświecie.

Najzwyklejsza historia we wszechświecie.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Najzwyklejsza historia we wszechświecie.

David z ukrycia przyglądał się okrutnej scenie. Grupa dwudziestu zomborgów dokonywała rzezi na mieszkańcach miasteczka Tinyville. Mimo ogromnej chęci nie mógł pomóc biedakom w walce. Przynajmniej dopóki jego centralny układ zarządzania biowszczepami nie zostanie zaktualizowany.

Właśnie, dlatego zmierzał do Dorina – krasnoludzkiego eksperta od cybernetyki.

Rozłoszczony z powodu niemocy odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na tryumf bestialskich oprawców. Nowy odgłos, jaki pojawił się na miejscu walki zmusił go do ponownego spojrzenia. David dobrze znał ten dźwięk – tak brzmiał tylko silnik Spydera.

Oddział kapitana Dylana złożony z pięciu Spyderów z impetem natarł na zomborgi. Ogień z karabinów gatlinga rozszarpywał ich zrobotyzowane ciała. Po kilku chwilach swoją konsystencją przypominali karmę dla psów. Dylan Kubrick wysiadł ze swojego pojazdu i podążył szukać ocalałych mieszkańców miasta. Ulice były pełne okaleczonych ciał i ludzkich wnętrzności. Twarze wielu ofiar zastygły w przerażeniu. Dylan był przyzwyczajony do takich okropieństw. Kapitan należał do zakonu i był paladynem szóstego stopnia. Jednak czasem myślał, że stopnie w zakonie służą, by chełpić się przed paladynami niższego stopnia i nienawidzić tych wyższego.

– Kapitanie! – Młody żołnierz podbiegł do Dylana.

– Tak, żołnierzu?

– Znaleźliśmy ocalałych w świątyni.

– Świetnie. Zaprowadź mnie do nich.

Dylan wraz z żołnierzem weszli do górującej nad miasteczkiem budowli. Mieszkańcy byli stłoczeni przy ołtarzu, gdzie żołnierze udzielali im pomocy medycznej.

Do Dylana podszedł stary kapłan:

– Chwała bogom! Nasze modlitwy zostały wysłuchane.

– Ojcze, czy wiesz, dlaczego te stwory was zaatakowały?

– Nie – westchnął kapłan – Przyszli niespodziewanie i zaczęli nas zabijać jak bydło.

– Dziękuję. Wróć do swoich, mam wrażenie, że będą cię teraz bardzo potrzebować.

Starszy człowiek posłusznie odszedł. Dylan zastanawiał się, czemu doszło do tego ataku. Przecież zomborg to stworzenie niezbyt inteligentne i unikające miejsc pełnych ludzi. Zwykle polują na zbłąkanych wędrowców, a nie atakują miasteczka.

– Czas ruszać! – Zawołał Dylan do kompanów.

Wkrótce pięć Spyderów wyruszyło w dalszą drogę.

Dorin przebywał w swoim warsztacie, gdzie pracował nad nowymi projektami. Nagle jego twórcze wycieczki w głąb umysłu, zostały bezlitośnie przerwane, przez gwałtowne dobijanie się do drzwi.

– Idę! Kurna idę!

Krasnolud otworzył ciężkie drzwi i ujrzał znajomą twarz.

– David, ty chędożony psie. Niech cię uściskam!

Dorin chwycił mężczyznę i z radości uniósł w górę.

– Też się cieszę, ale może odstaw mnie na ziemię.

– Racja. Chodź napijemy się piwa. Mam beczkę najlepszego Uberwaldzkiego.

– Jasne, w końcu jak mawiała moja ciotka nimfomanka: „Nigdy nie odmawiaj krasnoludowi".

Dorin zrzucił narzędzia ze stołu i postawił na nim dwa kufle.

David pociągnął spory łyk, ze swojego naczynia i rozkoszował się smakiem złocistego trunku. Z tej przyjemnej kontemplacji wyrwał go niski głos krasnoluda.

– Więc co cię sprowadza?

– Chciałbym zaktualizować swoje oprogramowanie biowszczepów.

– Aha, mały upgrade? Jasna sprawa, mogę ci gratis dać nowy biowszczep dragon skin. Dzięki niemu, kiedy zechcesz twoja skóra będzie twarda, niczym u smoka.

– Brzmi interesująco. Bierz się do pracy.

Dorin przyniósł laptopa i rozwinął kabel.

– Dobrze. Widzisz światełka na tamtej ścianie?

– Tak.

– Skup się na nich.

David spojrzał na ścianę. Kombinacja migających zielonych i czerwonych lampek wprowadziła go w trans, w czasie którego Dorin podłączył laptop do mózgu przyjaciela i zmodyfikował system biowszczepów.

– Pobudka człeczyno, już skończyłem.

David wstał wyrwany z transu.

– Jak zwykle spisałeś się na medal. Nie mogę się doczekać, aż wypróbuje ten dragon skin.

– Czyżby szykowała się jakaś rozpierducha? – Zapytał krasnolud.

– Możliwe. Dwa dni temu widziałem grupę zomborgów masakrującą mieszkańców Tinyville.

– Zaatakowały miasto?

– Mnie też to dziwi.

– Cóż myślę, że mój przyjaciel półogr Temptus mógłby ci pomóc.

– Gdzie go znajdę?

– Jedź do Winthund.

– Niech tak będzie. Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy.

– Ja też Davidzie.

Krasnolud i człowiek uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie.

Lądowa podróż do Winthund była zbyt niebezpieczna, dlatego David wynajął sterowiec dowodzony przez kapitan Tanię Blackwood. Właśnie siedział w swojej kabinie, kiedy ktoś zapukał.

– Proszę.

W drzwiach stanął mały gnom, jeden z członków załogi.

– Pani kapitan oczekuje pana w sterowni.

Podążył za małą istotą. Doszli do drzwi, które gnom otworzył i polecił mężczyźnie wejść. David znajdował się teraz w sercu powietrznego statku. Przy sterach stała atrakcyjna blondynka, która na jego widok zawołała:

– Czekałam na pana. Watsonie! – Zwróciła się do stojącego w pobliżu trolla – Przejmij stery.

Podeszła do Davida.

– Może przejdziemy do przedziału restauracyjnego?

– Czemu nie.

Gdy tak szli mężczyzna mógł się bliżej przyjrzeć pani kapitan. Z każdym krokiem dostrzegał kolejne intrygujące szczegóły. Zwłaszcza jej piękne brązowe oczy.

Tania zauważyła to i z uśmiechem zaczepiła Davida:

– I co pan o mnie sądzi.

– W skali dziesięciopunktowej daję pani dwadzieścia.

– Tak wysoko, a nie widział pan wszystkiego – powiedziała mrugając porozumiewawczo.

– To, co widziałem w zupełności wystarczy.

Ostatnie słowa mężczyzny zostały bez odpowiedzi. Wkrótce byli w przedziale restauracyjnym, gdzie powitał ich kelner i wskazał stolik. Gdy usiedli Tania zwróciła się do Davida:

– Więc dlaczego leci pan do Winthund?

– Chcę odwiedzić znajomego.

– Leciał pan już sterowcem?

– Nigdy.

– Zatem to pana pierwszy raz? Postaram się być czuła i delikatna. – Zażartowała Tania.

– Może przejdziemy sobie na „ty" pani kapitan? – Zapytał David udając powagę.

– Nie marnuje pan czasu. Jestem Tania.

– David.

– Skoro mamy za sobą pierwszy etap, możemy iść dalej.

– Co masz na myśli Taniu?

Pani kapitan uśmiechnęła się zalotnie.

– Zjedzmy coś – powiedziała podając mu kartę dań.

David zamówił kurczaka po francusku, a jego towarzyszka sushi. Długo ze sobą rozmawiali, nawet po wyjściu z restauracji. Okazało się, że oboje są fanami zespołu „KING", a zwłaszcza głosem jego wokalisty Freddiego Saturna. Poszli do Tani, żeby posłuchać jego nowej płyty. Gdy tylko drzwi kabiny zamknęły się za nimi, kapitan Blackwood zapytała:

– No to jak, przesłuchamy najpierw płytę, czy od razu zrobimy to, co chcieliśmy zrobić od chwili gdy mnie zobaczyłeś.

– Czasem przy tobie czuję się taki zawstydzony – odrzekł mężczyzna.

– Podejrzewam jednak, Davidzie, że jesteś też bardzo napalony?

Tania podeszła bliżej, wypełniając zmysły Davida zapachem swoich perfum i muskając włosami jego policzki. Nie mógł oprzeć się pokusie. Wpił się w usta Tani i pożądliwie wniknął językiem w ich wnętrze.

– No proszę – powiedziała, kiedy oderwali się od siebie. – A nie mówiłam?

Rozebrali się nawzajem tak szybko, jak to możliwe, jednocześnie próbując się całować. Rzucili się na łóżko Tani i kochali się z namiętnością, jaka nigdy nie przyszłaby Davidowi do głowy. Opanowała go dzika żądza, która nie pozostawiła miejsca na grę wstępną, czy czułość. Szczytują, czuł się, jakby świat nagle stał się lepszy.

– No cóż. – Wydyszała Tania – to się nazywa szybki numerek.

– Przepraszam. – Szepnął David – Chryste, tak mocno cię pragnąłem.

– Nie ma za co. Lepsze to niż żałosne tłumaczenia.

– Co powiemy, gdy ktoś nas nakryje? – Wyszeptał David, wtulając się w szyję Tani i zbliżając usta do jej ust.

– Dzień dobry? -Zasugerowała ze śmiechem Tania.

Półogr Temptus siedział w swej samotni w wiosce Winthund. Rozmyślał ciężko nad ostatnimi zdarzeniami. Coraz częściej dochodzi do masowych ataków na osady. Temptus miał swoją teorię. Według niego te ataki były powiązane z niespotykanymi wyładowaniami elektromagnetycznymi. Dzięki wysoko postawionym znajomym, miał dostęp do systemu satelitarnego Zakonu. Udało mu się zlokalizować epicentrum anomalii.

Według danych znajdowało się ono w siedzibie głównej korporacji Lupus Dynamic. Sprawiało to wiele trudności, gdyż ta firma założona przez wilkołaka Williama Wolfa, była istną twierdzą. Temptus wiedział, że potrzebuje pomocy i dlatego dzień wcześniej skontaktował się z paladynem Dylanem Kubrickiem. Dziś oczekiwał jego wizyty. Kiedy usłyszał kołatanie do drzwi, był pewien, że to on. Ku swojemu zdumieniu ujrzał nieznanego mu mężczyznę.

– Kim jesteś? – Zapytał podejrzliwie.

– David, jestem przyjacielem Dorina przyjechałem się z tobą spotkać.

– Wejdź proszę.

Obaj weszli do środka i usiedli przy stole.

– W jakiej sprawie przychodzisz? – Zaczął rozmowę półogr.

– Chodzi o atak zomborgów na Tinyville.

– Dobrze trafiłeś Davidzie. Właśnie czekam na kogoś, kto pomoże nam obu.

Nie minęło dużo czasu, aż na miejsce przybył Dylan.

– Doskonale, że jesteś o czcigodny paladynie. – Powitał go gospodarz

– Oszczędź mi tytułów Temptusie. Przejdźmy raczej do twojego planu.

– Oczywiście. Odkryłem źródło anomalii elektromagnetycznych. Znajduje się w Lupus Dynamic.

– Przepraszam – wtrącił się David – Co wspólnego mają te anomalie z atakami na miasta?

– Widzisz, siły z jakimi mamy do czynienia emitują rodzaj promieniowania, które zmienia pracę mózgu istot wystawionych na nie przez dłuższy czas – wyjaśnił Temptus.

Więc jeżeli nie zlikwidujemy źródła anomalii, to liczba ataków będzie wzrastać – stwierdził David.

– Tak. Po to wezwałem Dylana.

– Dysponujemy znacznymi siłami – stwierdził paladyn – Mamy pięć Spyderów, cztery mechy i czterdziestu zakonników.

– Dobra, plan jest taki oddziały zakonu zaatakują od frontu, a my trzej wślizgniemy się bocznym wejściem, gdy ochrona będzie zajęta walką.

– Trzej? – Zapytał Dylan.

– Chyba o mnie mowa – zwrócił się do niego David.

– Czemu mam brać cywila?

David skupił się i w jego dłoni pojawiła się kula ognia, którą zaczął podrzucać.

– Biowszczep pirokinezy! – Krzyknął zachwycony Temptus.

– Dobrze bierzemy go – rzucił sucho Dylan.

Lupus Dynamic znajdowało się trzy godziny drogi od nich. Wszyscy wsiedli do pojazdów zakonu i ruszyli przed siebie. Wreszcie ujrzeli charakterystyczną bryłę budynku. Tak jak przewidział Temptus atak zakonników odwrócił od nich wszelką uwagę. Bez problemów dostali się do środka prze mało istotne przejście dla androidów-służby. Półogr wyciągnął z kieszeni detektor magnetyczny i zaczął lokalizować źródło anomalii. Podążali za sygnałem urządzenia, aż ten ustał. Stali dokładnie przed drzwiami gabinetu Williama Wolfa. Nim weszli do środka Dylan dobył miecza, a Temptus wziął do rąk swojego shotguna. W gabinecie ujrzeli błękitny wir w miejscu sufitu, nieopodal zaś leżały spopielone zwłoki właściciela firmy.

– Co on próbował zrobić? – Zapytał David.

– Myślę, że chciał posiąść tę niezwykłą moc – odparł Temptus.

– Nieważne! Gdy umieszczę ten ładunek wybuchowy w środku, będzie po wszystkim – zawołał Dylan.

Już miał zamiar użyć bomby, ale jego głowa eksplodowała rozerwana przez pocisk z shotguna.

– Ochujałeś Temptusie?!! – Krzyknął David.

– Milcz…długo badałem tą energię…jest moja…

– Żartujesz sobie? Skończysz jak ten popierdolony wilkołak!

– Muszę…cię…zabić

– Ty skur…

Strzał odrzucił Davida kilka metrów w tył. Półogr zbliżył się do wiru i wyciągnął ręce.

David był obolały, ale żył dzięki dragon skin. Korzystając z nieuwagi Temptusa podczołgał się do ciała paladyna. Z jego martwych dłoni wyjął bombę, uruchomił zapalnik i wrzucił ją do wiru.

Ładunek wybuchł z takim odgłosem, jakby sam Bóg otworzył ogromną puszkę z gazowanym napojem, którą przed chwilą wstrząsnął złośliwy diabeł. Fala uderzeniowa zmiotła całe Lupus Dynamics z powierzchni planety.

David otworzył oczy i ujrzał nad sobą zatroskaną twarz kobiety.

– Tania?

– Rozczarowany? – Zapytała szelmowsko.

– Nigdy. Skąd się tu wziąłem?

– Leciałam do Winthund, kiedy nagle ujrzeliśmy eksplozję. Jako kapitan mam obowiązek udzielać pomocy podczas katastrof.

– Znaleźliście jeszcze kogoś?

– Nie, tylko ty miałeś dragon skin. Co tam się w ogóle stało?

– Sam chciałbym wiedzieć.

– Nieważne. Wygląda na to że czeka cię co najmniej trzymiesięczna rekonwalescencja. I żadnego bzyku-bzyku – dodała ze śmiechem.

– Nigdzie mi się nie śpieszy.

– To tak, jak mnie – odpowiedziała Tania całując Davida w policzek.

Gdzieś w oddali mały żuczek gnojak, dzielnie pchał przed siebie sens swojego istnienia.

Nie zdawał sobie sprawy, z tego co się zdarzyło. Nie odegrał żadnej roli w tej historii. Mimo to jest ważny, bo na każde niezwykłe wydarzenie w życiu przypada milion tych najzwyczajniejszych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Trochę mnie przytłoczyło pierwsze jedenaście linijek. Za dużo tego: zomborgi, Tinyville, biowszeczepy, Spyydery, jeszcze do tego zakon. Pogrzebało mnie żywcem. Jak już się wygrzebałem, na powierzchni czekał niezły tasiemiec. Nie dokończyłem. Może jestem zbyt rozkojarzony, nie wiem. Póki co nie oceniam. Postaram się podejść do tego na spokojnie w przyszłości.

"Rozłoszczony z powodu niemocy odwrócił wzrok" - a ja nie doczytałem z powodu takich zdań. Nawet nie chodzi o to, że powinno być "rozzłoszczony". Można być rozzłoszczonym czymś, a z powodu czegoś być złym. I tak też pisz, wywal wszystkie z powodu i takie tam, bo przez to opowiadanie brzmi jak wypracowanie szkolne. Więcej luzu!

Jakoś dobrnąłem do końca. Nie podobało mi się - strasznie naiwne to opowiadanie. Postacie przerysowane, a dialogi moim zdaniem rażą sztucznością, a jako że stanowią 90% opowiadania, jest to duży minus.

Słabiutkie.

Nowa Fantastyka