- Opowiadanie: Rearnakedbite - Szewczyk Dratewka

Szewczyk Dratewka

Cześć i czołem wszystkim. Prezentuję alternatywną wersję znanej wszystkim legendy o tym, jak szewczyk Dratewka pokonał smoka. Życzę miłego czytania.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Szewczyk Dratewka

Król Krak siedział zasępiony na bogato zdobionym tronie. Na zmianę to podkręcał wąsa, to poszarpywał brodę, nie wiedząc co począć z przeklętym smokiem, który od dłuższego czasu porywał krowy, owce oraz kozy, siejąc postrach wśród pospólstwa i nie tylko. Ostatni rycerz, który odważył się wejść do jaskini bestii, zginął wyjąc tak przeraźliwie, że od miesięcy nikt więcej nie zgłaszał się z chęcią rzucenia mu wyzwania. Nie pomogła oferta ręki księżniczki, a połowy królestwa król wciąż jeszcze nie był gotów się pozbywać. Przynajmniej, dopóki ostały się jakieś zwierzęta, które potworowi trzeba było raz w tygodniu podrzucać, by sam nie wyszedł na większe polowanie.

– Panie mój, zgłosił się do nas szewczyk Dratewka z prośbą o audiencję – zaanonsował cichym głosem Radomir, pierwszy doradca króla, wchodząc do sali tronowej. Ukłonił się głęboko i czekał na reakcję władcy.

– Jeśli nie zna sposobu na pozbycie się tego potwora, to niech nie zawraca mi głowy! – huknął król poirytowanym głosem i chwycił głowę w obie dłonie. – Przyślij mi tu medyka, łeb mi już pęka od myślenia o tym zwierzęciu.

– Tak jest, mój panie. Już wzywam, ale ten szewczyk twierdzi, że właśnie smoka chce się pozbyć – Radomir dodał cichym i spokojnym głosem. Zerknął przez ramię na stojącego przy wejściu do sali gońca i skinął głową, by ten podszedł do niego czym prędzej.

– Pędź po medyka, ma tu być natychmiast – szepnął, gdy chłopak się zbliżył. Ten niezwłocznie puścił się biegiem zostawiając doradcę samego z władcą.

– Tak? I jak chce to zrobić? Uszyje mu niewygodne buty?

Król się nie zaśmiał, lecz patrzył czujnym wzrokiem na Radomira.

– Tego nie wiem, mój panie. Chciałem go wygnać precz, ale tak nalegał, że nawet wzroku nie odwrócił, jak go żem chciał na odlew zdzielić za bezczelność.

– Odwagi mu nie brakuje, ale rozumem chyba też nie grzeszy. Cóż robić. Niech wejdzie. Może mnie zaskoczy.

Pół godziny później Krak stał przy oknie ignorując medyka. Głowa przestała go boleć, gdy usłyszał plan Dratewki. To mogło się udać. Zostało mu tylko czekać na efekty pracy szewczyka, które miały być widoczne już następnego dnia.

Dratewka tymczasem dziarsko zabrał się do pracy i nad ranem udał się w stronę jaskini smoka, targając na plecach wypchanego siarką dorodnego barana. Zbliżał się powoli i widział już wejście, gdy nagle przy akompaniamencie głośnego grzmotu buchnął z niego ogień tak potężny, że natychmiast zapaliły się rosnące naprzeciwko dwa stare drzewa. Huk wylatujących z olbrzymią prędkością płomieni przestraszył chłopaka na tyle, że niesiony przez niego baran spadł mu z pleców. Po chwili ogień zelżał i hałas przypominający odgłos wodospadu ścichł, aż w końcu zaniknął.

Dratewka przestał się trząść ze strachu, chwycił barana i zarzucił sobie znów na plecy, gotów podrzucić go tuż obok wejścia, po czym zaczął się ku niemu skradać. Krok po kroku, powoli poruszał się przed siebie, najciszej jak mógł.

– A ty co, chuchro jedne, nawet zbroi nie masz? – Rozległ się nagle gromki głos z jaskini.

Szewczyk struchlał. Po chwili zastanawiał się, gdzie zrzucić ciężar z pleców, by następny pokaz ognia w wykonaniu bestii, nie spalił go przed zjedzeniem.

– No chodźże tu, krzywdy ci nie zrobię. Widzę, że masz coś dla mnie? – Głos po raz kolejny się odezwał.

Szewczyk patrzył w stronę jaskini, a po chwili wyszedł z niej przedziwnie ubrany cudak. Całe jego odzienie błyskało, odbijając promienie słońca, jak woda w strumyku. Szeroki, okrągły kołnierz niespodziewanego tutaj gościa lśnił jak polerowany rycerski miecz.

– Ja, eee, ten, a pan to kto? – wydukał zaskoczony Dratewka przyglądając się obliczu swego rozmówcy. Zląkł się naraz, gdy rozpoznał smocze łuski na twarzy cudaka.

– Moje imię nic ci nie powie. Ale jeśli przybyłeś tu, by pokonać smoka, to masz dzieciaku szczęście. Możesz wracać do króla i powiedzieć mu, że już nie będę potrzebował krów. Znaczy się, że smokowi nie potrzebne są już krowy. Odlatuję stąd jeszcze dziś. Cała chwała za pokonanie go, należy się tobie.

– O, co to to nie. Ja jestem może i biedny, ale honorowy. Muszę go zgładzić, to zgładzę. Tylko to tu zostawię i już sobie idę – odparł dzielnie Dratewka wskazując na wypchane baranie truchło. – A panu medyka nie trzeba? Trąd pana żre jakiś, czy co? – dodał zaniepokojony wyglądem twarzy rozmówcy.

– Weź to gdzieś zakop i daj sobie spokój. Smoka już tu nie ma. No wyjaśniłbym ci, ale za głupi jesteś, by to pojąć – stwierdził cudak, podniósł rękę i palcami odzianymi w błyszczącą rękawicę zaczął manipulować przy rękawie.

– Ja, za głupi? A co to za światła tam macie panie? – spytał szewczyk, widząc czerwony blask, jaki zaczął bić spod rękawicy dziwnie wyglądającego człowieka. Początkowy strach przerodził się teraz w zaciekawienie.

– No masz ci los, ciekawski się jakiś znalazł. Mogę ci opowiedzieć, ale i tak nie zrozumiesz, albo pomiesza ci się we łbie i oszalejesz. Odsuń się na bok.

Cudak ponownie pomajstrował przy rękawie, kolor blasku zmienił się z czerwonego na zielony, i znów z jaskini trysnął pędzący wściekle ogień. Po chwili zgasł równie nagle jak się zapalił.

– Chodź, siadaj tu i słuchaj. Nie wiem po co ci to mówię, może jeszcze kiedyś tu wrócimy, jak się trochę rozwiniecie? Wtedy wszyscy, być może, dowiemy się więcej o sobie nawzajem.

Nieznajomy zaprosił go gestem i usiadł na pobliskim głazie. Szewczyk podszedł do cudaka i usiadł zafascynowany szeleszczącym, gładkim materiałem z jakiego zrobione było jego odzienie oraz tabliczką ze światełkami, którą teraz dostrzegł na jego rękawie.

– Parę miesięcy temu mój gwiezdny okręt miał awarię i rozbił się tuż przed tą jaskinią. Wiozłem na swoją planetę, taką podobną jak ta, nowy okaz z waszej zamierzchłej przeszłości, zdobyty cudem na targu mniej więcej tam. – Nieznajomy wskazał palcem na niebo, ignorując kompletnie coraz niżej opadającą szczękę szewczyka i kontynuował. – Bydle się obudziło z hibernacji, a komora czekała na kolej naprawy. Czymś go musiałem karmić, po to mi były potrzebne krowy, ale wczoraj automaty naprawcze przywróciły sprawność silników, a potem samej komory i uśpiłem w końcu to zwierzę, tuż przed podróżą. No, to w skrócie tyle. Ogniem z jaskini się nie przejmuj, to był tylko test silników rakietowych. A z resztą, po co ja się trudzę, jak ty nie wiesz co to jest silnik. No, na mnie już pora. Zapamiętam waszą planetę. A teraz idź stąd i pochwal się królowi, jaki jesteś odważny. Acha, może nawet ci pomogę. Bestia trochę się rzucała i nagubiła łusek. Zbierz i pokaż twojemu władcy, że tyle ze smoka zostało. Tam je porzuciłem, za tą skałą. – Wskazał na lewo od jaskini.

– To, ja, ale ja nic nie rozumiem. Co to za mowa? Znaczy, że smoka nie będzie, ale…

– Słuchaj młody, nie mam czasu na pierdoły. I tak już jestem o parę miesięcy spóźniony. Zmykaj stąd – przerwał mu bezceremonialnie cudak i bez dalszego słowa udał się do jaskini. Po chwili dobiegł z niej świst i coś świecącego oślepiającym blaskiem wystrzeliło z niej z olbrzymią prędkością, uniosło się ku niebu i w mgnieniu oka odleciało.

Dratewka siedział jeszcze chwilę niewiele z tego rozumiejąc, po czym zebrał się na odwagę, podniósł płonącą nieopodal gałąź starego drzewa i używając jej jak pochodni wszedł do jaskini. Wewnątrz, im dalej się posuwał, tym głośniej słyszał chrapanie tak zwielokrotnione, jakby blisko siebie spało naraz pół wioski. Szedł tak powoli, aż do zakrętu, za którym ujrzał rzędy siedzących pod ścianami rycerzy. Musieli to być chyba wszyscy śmiałkowie, jacy do tej pory pojawili się, by ubić bestię. Szewczyk podrapał się po głowie, szturchnął najbliższego mu rycerza i spróbował go obudzić. Ten chrząknął tylko i spał dalej jak zabity. Chyba będę musiał opowiedzieć wszystko Radomirowi. Oby mnie tylko któryś z tych śpiących waszmościów nie ubiegł o rękę królewny. Pomyślał, po czym wyszedł z jaskini, przeciągnął wypchanego barana w pobliże płonącego drzewa i dla pewności rzucił na niego płonącą gałąź. Szybko zebrał garść łusek i czym prędzej udał się wprost do zamku.

Koniec

Komentarze

Przede wszystkim wywaliłbym ten przydługi wstęp, w którym przedstawiasz sytuację, wprowadzasz króla i jego doradcę – jest to zupełnie zbędne, bo, jak sam zauważasz, wszyscy znamy legendę.

Dopracowania wymagałaby również postać kosmity, którego motywy są dość niejasne – najpierw sam zwraca się do Dratewki, prowokuje systuację, a potem próbuje się z niej wymigać, w końcu opowiada szewcowi wszystko, choć sam wie, ze nie ma to najmniejszego sensu, bo ten nic nie zrozumie. No i jak na swego rodzaju parodię brakuje w tym wszystkim jakiejś błyskotliwej pointy. 

 

Żeby nie było, że tylko krytykuję – pomysł jest całkiem przyjemny, choć spodziewałem się raczej, że to ten kosmita jest smokiem, który nie pożera krów tylko porywa je do celów badawczych :)

 

 

 

Dziękuję za komentarz. Zanotuję, przemyślę i poprawię w miarę możliwości :)

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Miś przeczytał z zaciekawieniem, co jeszcze można wycisnąć ze znanej wszystkim legendy. Twój pomysł się spodobał, bo miś myślał, że ten cudak jest smokiem i zaskoczyłeś misia. Końcowy pośpiech Dratewki też uśmiechnął.

Dzięki Misiu, cieszę się, że się podobało :)

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Chyba odnalazłeś rycerzy pod Giewontem.

A właśnie zastanawiałam się czemu sobie autor pomylił oznaczenie tekstu;)

Bardzo przyjemnie napisany szorcik. 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję. Cieszę się, że nie straciłaś na nim czasu Ambush :)

 

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Zabawne i ciekawe, choć trochę jeszcze warsztat kuleje. Masz trochę niezgrabności w tekście, ale ogólnie to jestem zadowolony z lektury, pomysł na smoka-rakietę i kosmitę karmiącego jakiegoś karnozaura, targanego na inną planetę w celach badawczych, może nie jest motywem świeżym, jednak broni się w kontekście baśni o szewczyku. Mam jednak wątpliwości co do łusek, bo duże mięsożerne gadziny pokroju Karnotaura, Tyranozaura, Allozaura czy Albertozaura łusek nie miały, a zamiast tego twardą skórę. No, ale całkiem przyjemna to była lektura :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć,

 

Ostatni rycerz, jaki odważył się wejść do jaskini bestii, zginął wyjąc tak przeraźliwie, że od miesięcy nikt więcej nie zgłaszał się z chęcią rzucenia zwierzęciu wyzwania.

Który

 

– Panie mój, zgłosił się do nas szewczyk Dratewka z prośbą o audiencję –zaanonsował cichym głosem Radomir,

zjedzona spacja przed zaanonsował (pewnie przez smoka)

 

podniósł płonącą nieopodal gałąź palącego się wciąż drzewa

jedno określenie do wyrzucenia – albo nawet cała druga część zdania. 

 

Całkiem udany retellig, chociaż z kilkoma warsztatowymi potknięciami, które jednak mocno nie zaburzyły przyjemności z czytania ;) 

Cześć!

 

Pomysł sam w sobie nie jest zły, ale mam wrażenie, że ten szorcik wypadłby dużo lepiej bez powiązania z historią o Dratewce. W obecnej wersji podobieństw jest za dużo, żeby ta fabuła wciągnęła. Główna różnica sprowadza się do rozmowy z kosmitą i wyjaśnienia czym jest smok. Powiem, że chętnie poznałabym tę historię właśnie z perspektywy tego kosmity, bo to mogłoby być ciekawe.

A więc stąd się wzięli rycerze spod góry…

Outta Sewer, jak zechciałbyś wytknąć te niezgrabności, będę bardzo wdzięczny :)

Old Guard – już poprawiam. Dziękuję!

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Masz tego trochę, a ja nie bardzo mam czas, żeby wszystko punktować, jednak podam Ci kilka przykładów, żeby nie być gołosłownym :)

 

Król Krak siedział zasępiony na swym bogato zdobionym tronie.

Usuwaj zaimki osobowe gdzie się da. To zdanie też lepiej brzmiałoby, gdyby przestawić szyk → Zasępiony Krak siedział na bogato zdobionym tronie.

 

Ostatni rycerz, który odważył się wejść do jaskini bestii, zginął wyjąc tak przeraźliwie, że od miesięcy nikt więcej nie zgłaszał się z chęcią rzucenia zwierzęciu wyzwania. Nie pomogła oferta ręki księżniczki, a połowy królestwa Król wciąż jeszcze nie był gotów się pozbywać. Przynajmniej, dopóki ostały się jakieś zwierzęta, które potworowi trzeba było raz w tygodniu podrzucać, by sam nie wyszedł na większe polowanie.

Problemem jest to, że używasz jako jednego z synonimów do smoka słowa “zwierzę”. A w kolejnym zdaniu piszesz o zwierzętach, które trzeba podrzucać smokowi, a to wprowadza chaos. Wykreślone usunąłbym, w szczególności to “jeszcze” po słowie “wciąż”. Kolejna rzecz to “Nie pomogła oferta ręki księżniczki”, co jest zabawne, bo wychodzi na to, że ręka księżniczki złozyła jakąś ofertę. Powinieneś raczej napisać “nie pomogła oferta w postaci ręki księżniczki”.

 

– Tak jest, mój panie. Już wzywam, ale ten szewczyk twierdzi, że właśnie smoka chce się pozbyć – Radomir dodał cichym i spokojnym głosem. Zerknął przez ramię w stronę stojącego przy wejściu do sali gońca i skinął głową, by ten podszedł do niego czym prędzej.

– Pędź po medyka, ma tu być natychmiast – polecił mu cichym głosem, gdy chłopak się zbliżył.

Co ten Radomir taki cichy? “W stronę” zamień na “na” – po co komplikować?

 

No i jeszcze trochę dalej jest tego kilka. Musisz przejrzeć opowiadanie pod tym kątem :)

Known some call is air am

Tak jak moi przedmówcy wskazali – pojawia się kilka powtórzeń i innych usterek, które jednak nie upośledzały tekstu aż tak bardzo, żeby nie czytało się go płynnie.

Ciekawa reinterpretacja słynnej bajki!

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dziękuję po stokroć :)

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Historię szewczyka Dratewki i smoka, znaną i po wielokroć opisywaną, wzbogaciłeś postacią kosmity, co zaskoczyło zarówno Dratewkę jak i mnie. ;)

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

a po­ło­wy kró­le­stwa Król wciąż… → Dlaczego wielka litera?

 

za­rzu­cił sobie znów na plecy, gotów pod­rzu­cić go… → Nie brzmi to najlepiej. Zbędny zaimek.

 

Krok po kroku, po­wo­li po­ru­szał się przed sie­bie… → Zbędne dopowiedzenie, czytelnik wiek, że szewczyk się nie cofał.

 

ta­blicz­ką ze świa­teł­ka­mi, jaką teraz do­strzegł na jego rę­ka­wie. → …ta­blicz­ką ze świa­teł­ka­mi, którą teraz do­strzegł na jego rę­ka­wie.

 

Wio­złem na swoją pla­ne­tę, taką po­dob­ną jak ta→ Wio­złem na swoją pla­ne­tę, taką po­dob­ną do tej

Coś jest podobne do czegoś, nie jak coś.

 

A z resz­tą, po co ja się tru­dzę… → A zresz­tą, po co ja się tru­dzę

 

i coś świę­cą­ce­go ośle­pia­ją­cym bla­skiem… → Literówka.

 

jakby bli­sko sie­bie spało na raz pół wio­ski. → …jakby bli­sko sie­bie spało naraz pół wio­ski.

 

Oby mnie tylko ci śpią­cy wasz­mo­ścio­wie nie ubie­gli o rękę kró­lew­ny.Oby mnie tylko któryś z tych śpią­cy wasz­mo­ściów nie ubie­gł w dostaniu ręki królewny.

Wszyscy nie mogli go ubiec, rękę królewny mógł dostać tylko jeden.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję serdecznie za komentarz Regulatorzy, jak zawsze cenne uwagi!

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Bardzo proszę, Rearnakedbite, miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uśmiechnęło mi się. Fajny pomysł na odświeżenie starej legendy :) Gdybyś jeszcze babolki poprawił, dostałbyś kliczka.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sympatycznie wypadło pożenienie Dratewki z SF. Tylko wielkie wyjaśnienie kosmity trochę sztuczne – ani rozmówca nie zrozumie, ani sensu to nie ma… Ale uzasadnienie ognia buchającego z jaskini miodne.

Ostatni rycerz, który odważył się wejść do jaskini bestii, zginął wyjąc tak przeraźliwie, że od miesięcy nikt więcej nie zgłaszał się z chęcią rzucenia mu wyzwania.

Do kogo odnosi się "mu" pod koniec zdania i dlaczego do rycerza?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka