- Opowiadanie: angorek333 - Cicha, lepka noc.

Cicha, lepka noc.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Cicha, lepka noc.

Wszystko zaczyna się od pokoju. Wszystko zawsze zaczyna się od pokoju Powiedzmy, że w owym pokoju wisi lampa. Lampa to wielkie słowo na dyndającą na kablu żarówkę, zakazaną zresztą w krajach europy. Żarówka buja się opętańczo przyprawiając o życie cień.

Kilka sprzętów, duża szafa, komputer, fotel, a wraz z nim postać w fotelu tańczą opętańczo po niedokładnie oświetlonym pokoju.

Poza cieniem w tym pokoju, tej celi wszystko jednak jest martwe… nawet szepcąca w radiu muzyka. Subtelne piano o byciu… radosne wręcz, w świetle tej niespokojnej lampy.

Fotel stoi naprzeciw biurka… na biurku pląsa majak niedokończonych zapisków, pióro upuszczone jakby w pospiechu i dopalający się papieros w popielniczce.

Jest też filiżanka z zimną już na wpół, czarną kawą… gdyby jej spróbować można się przekonać, że niesłodzona… dość mocna.

Spoczywający w fotelu cień. Cień jest męski. Zbyt mało subtelny w swojej formie, żeby być kobietą. Zbyt toporny, wyciosany jakby z jednej bryły, bez finezji…

Porusza się jednak. Powoli wyciąga dłoń po niedogaszonego papierosa… skrzypi fotelem… zabija subtelne życie. Wkracza nowym, leniwym i zmęczonym… Słychać wyrwane z ciszy przekleństwo… dysonans dla ciepłego fortepianu snującego się z głośników.

Coś jęczy. Fotel przekręca się niezgrabnie, skrzypi.

Ciężka łapa spada na kartę papieru. Wid podnosi ją, studiuję przez chwilę… słychać jakiś pomruk. Coś jak zrozumienie, coś jak trzask w radiu…

Melodia powoli gaśnie, zabita przez czołówkę wiadomości… gdzieś w tle pojawia się nowe światło. Szary blask odbiornika TV odbija się na twarzy mężczyzny.

Skrzekot, powoli rozlewa się w piskliwy głos prezenterki opowiadającej o czymś z podnieceniem. Ten dźwięk powoli wypełnia przestrzeń, budzi świat do nowego, elektrycznego życia speakerskiej artykulacji. W końcu całkowicie go wypełnia.

Lampa powoli przestaje się bujać, fotel przestaje skrzypieć, światło z góry i poświata odbiornika tworzą nowy świt tej nocy. Świt z monogłosem speakerki, niewyraźnie wyglądającej z ekranu.

…– Jest to doprawdy zdumiewające, ta historia niema żadnych precedensów… po raz pierwszy (…) świat jest zdumiony.. (…) gdybyśmy tylko mogli (….) to stało się tak nagle… głos milknie z przeciągłym trzaskiem. Odbiornik gaśnie.

Dotyk przynosi lekko ciepłe, miejscowe ukojenie… strzępy pamięci obejmuje żmijowisko ostatnich wspomnień..zwiniętych czule, szukających otworu, przez który mogłyby się wydostać. Opukują dokładnie każdy neuron wywołując dojmujący, fizyczny ból. Dzieje się, staje się… stwarza się słowo.

-Ku*wa.

-Ku*wa, ku*wa, ku*wa… wspomnienia wracają jak narkotyczna wizja specjalisty od oświetleń. Rozbłyskają, gasną, eksplodują. Są jak tunel metra, przez który mkną z pręt kością, światła, większą, tunel wybucha… świat uderza. Światło wdziera się każdym receptorem, każdym porem, każdą struną, pęka, rozlewa się staje się ciepłe, lepkie… powoli, jak z gliny, lepi kształty niezwykłe, kształty wspomnień… węże odnajdują drogę…

-Ku*wa.

Postać ociągając podnosi się, strzepuje resztki popiołu ze spodni. Pociąga nosem smród spoconego, przepitego ciała. Głaszcze dłonią szczecinę na twarzy.

– Myśl, gnoju – myśl!

Zamyka oczy, znowu wirówka, znowu ten cholerny tunel, znowu powoli lepią się kształty, kobieta… zawsze kobieta, jeszcze jakiś człowiek i strach.

Nie jest tym człowiekiem, nie zna tej kobiety, ale jednak ją widział.

-Myśl Gnoju!

Stary przyjaciel w nienagannie uszytym garniturze, skina ręką, wskazując kubek przedniej espresso… – porozmawiajmy!

Siedzi w fotelu delektując się zakiszoną wonią własnego ciała i alkoholu, siedzi też w eleganckiej kawiarni rozmawiając z dawnym przyjacielem. To jest właśnie strach. Widuje tego nienagannie wyglądającego człowieka, o subtelnych jak na mężczyznę rysach twarzy zawsze, gdy musi pozbierać myśli, zbyt straszne, żeby je odnaleźć bez wychodzenia poza własną skorupę. On jest jak Panna Moneypenny. – Ogarnij się człowieku, zobacz jak wyglądasz, dopnij koszulę i siadaj.

-Wąż poznał drogę. Pozostała jedynie prawda albo długi ból głowy i kolejna pobudka w obskurnym pokoju.

-Słucham. Dźwięk odbił się echem po pustym pokoju w środku nocy. -Uspokój się, jestem Tu żeby Ci pomóc. Pamiętasz, co stało się wczoraj? -Nie! Ku*wa nie pamiętam. Piłem. -Pamiętasz, co działo się wcześniej? W jego głosie usłyszeć można było drwinę, ale jeszcze jakąś obleśną obietnice. -Nie! Nic nie pamiętam. Nie pamiętam nic, co działo się wczoraj. – Pamiętasz kawiarnie? Tą kawiarnie, w której siedzimy. Pamiętasz coś z tego? To było by zbyt proste. Siedział, wypił 2 espresso, spalił pół paczki papierosów, oganiając się przed natrętną kelnerką. Tak, chciał ją zabić, ale w taki sposób, w jaki człowiek chce zabić natrętną muchę. To nie to. – Nie, nie pamiętam. Piłem kawę.

Pokuj materializuje się powoli, sztuczny, nieprawdziwy jak jakiś narkotyczny majak. Kształty zbiegają się na swoje miejsca i posłusznie zatrzymują tam, gdzie ich miejsce. Wraca dotyk. Wraca czucie. Dość nieprzyjemne ukłucie z boku, bolący od niewygodnej pozycji kręgosłup, pilot wymacany pod palcami. Ustawione już rzeczy zaczynają być widoczne. Całość spowija dość dusząca i bolesna dla głowy smuga papierosowego dymu.

Szklana butelka powoli podnosi się i zalewa świat miarowym bulgotem. Glup, glup, gup. Szklanka posłusznie wypełnia się i przelewa żołądkową – whisky dla ubogich … biurko zostaje mokre, zapisany świstek papieru przylepia się do niego… alkohol rozlewa ślady atramentu… to przykuwa uwagę.

-Dzisiaj. Godzina 18. Tam gdzie zwykle. To nie jego charakter pisma… zbyt finezyjny, zbyt dokładny. Zawsze kobieta.

Ciepły alkohol zatyka pory… ostry zapach uderza do nozdrzy… krople potu spadają na oczy. – Pamiętasz? Przyjaciel w dobrze skrojonym garniturze siedzi w podrzędnej spelunie, nieprzyzwoicie blisko obscenicznej w swym pożądaniu blondynki. -To tylko seks, tym się nie przejmuj.

Czas przyśpiesza, męska toaleta, akt bez woli, akt dla zaspokojenia pożądania. Ona przy lustrze wyciera chusteczką usta, poprawia makijaż.

Glup, glup, glup… odór ciepłego alkoholu, kolejna szklana ratuje świat, przed staniem się, przedmioty posłusznie oddają się własnym zajęciom.

Wąż siedzi obok mnie i szydzi, kiedy nie mogę włożyć kluczy do stacyjki. Gdzieś się śpieszę. Bardzo zależy mi, żeby zdążyć, ale zmysły odmawiają posłuszeństwa. W końcu jest. Silnik zaskakuje, auto zdaje się płynąć, a świat na przemian oddala się i zbliża. Wyjeżdżam na skrzyżowanie. Jakiś debil drze na mnie ryj. Normalka. Wybieram wgłębienie na drodze, odrzucam pasy, o których wiem, że nie powinienem ich widzieć. Jadę zbyt szybko. Nakaz skrętu prowadzi prosto na betonowy wygłuszacz. Odrzucam. Znam drogę, wiem gdzie jadę.

 

cdn. jak będzie zainteresowanie – a co ? :)

 

 

Koniec

Komentarze

Nie bawiłem się pisaniną od lat... więc proszę o łagodność ;)

Najpierw sprawy techniczne:
- wywal te wszystkie wielokropki - są zupełnie niepotrzebne i tylko zaburzają harmonię tekstu,
- "ta historia niema żadnych precedensów" - spacja
- "Ku*wa" - co to jest? Jak chcesz napisać "kurwa", to pisz "kurwa". Tu nie ma cenzury, to nie jest domowe przedszkole.
"-Myśl Gnoju!" - czemu wielka litera?
- "Pokuj materializuje się powoli" - ...
- "Godzina 18" - liczebniki powinny być słownie.

Co do samej treści, to w ogóle nie wiem, o co tu chodzi. Poza tym, nic się nie dzieje. Przez większość tekstu jakiś facet (chyba nawalony) siedzi sobie w fotelu. I tyle.
Pozdrawiam.

Kurwy wynikają z regulaminu, który zaakceptowałem przed opublikowaniem treści ;)

Co do reszty to prawda... sporo pracy nad interpunkcją tutaj się przyda...

Zależało mi raczej na uzyskaniu delirycznej atmosfery niż na laserach i pościgach.

Za rady dziękuję.

Rozumiem - deliryczna atmosfera, to się udało, ale nic z tego nie wynika. Ja to tak odebrałem przynajmniej.

Oczywiście, że nie wynika... to wstęp. Nie wiem tylko do czego. ;) Muszę zrobić kilka eksperymentów przed zabraniem się za ciąg dalszy. Jeżeli rozumiesz co mam na myśli. ;) Całość powinna zawrzeć się w trakcie ubiegłego dnia i bieżącej dla bohatera nocy.

Moim osobistym zdaniem, ten tekst powinno sie umieścić w encyklopedi pod hasłem "Pozbawiony sensu pseudo filozoficzno-poetycki bełkot".

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Filozoficzny? Poetycki? Powiadasz... :D Ciekawe... coś może bardziej konstruktywnego? Bo dwiedziałem się tylko, że jestem dla Ciebie niezrozumiały.

Wszystko zaczyna się od pokoju. Wszystko zawsze zaczyna się od pokoju Powiedzmy, że w owym pokoju wisi lampa. (W pierwsze dwa powtórzenia słowa pokój jestem skłonny uwierzyć, że były celowe. W to trzecie już nie).Lampa to wielkie słowo (Może zbyt wielkie?)na dyndającą na kablu żarówkę, zakazaną zresztą w krajach europy. Żarówka buja się opętańczo przyprawiając o życie cień.(pierwszy pseudopoetycki tekst)
Kilka sprzętów, duża szafa, komputer, fotel, a wraz z nim postać w fotelu tańczą opętańczo po niedokładnie oświetlonym pokoju. (Fotel wraz z siedzącą w nim postacią tańczą opętańczo?)
Poza cieniem w tym pokoju, tej celi wszystko jednak jest martwe... nawet szepcąca w radiu muzyka. Subtelne piano o byciu... ß(Kolejny pseudopoetyzm) radosne wręcz, w świetle tej niespokojnej lampy. (Co ma lampa do grającej muzyki, że czyni ją radośniejszą?)
Fotel stoi naprzeciw biurka... na biurku pląsa majak niedokończonych zapisków, pióro upuszczone jakby w pospiechu i dopalający się papieros w popielniczce. (I znów pseudopoetyzm. Jakim sposobem te wszystkie rzeczy pląsają?)
Jest też filiżanka z zimną już na wpół, czarną kawą...(A druga połowa była ciepła? Z nie wiem, wystgnieta może, letnią…) gdyby jej spróbować można się przekonać, że niesłodzona... dość mocna.
Spoczywający w fotelu cień. ß (A to zdanie to już w ogóle z kosmosu tu jest wzięte) Cień jest męski. Zbyt mało subtelny w swojej formie, żeby być kobietą. Zbyt toporny, wyciosany jakby z jednej bryły, bez finezji...
Porusza się jednak. Powoli wyciąga dłoń po niedogaszonego papierosa... skrzypi fotelem... zabija subtelne życie. (Jakie życie? Fotela?) Wkracza nowym, leniwym i zmęczonym...(Czym w co wkracza?) Słychać wyrwane z ciszy przekleństwo... dysonans dla ciepłego fortepianu snującego się z głośników. (Dla ciepłych dźwięków fortepianu)
Coś jęczy. Fotel przekręca się niezgrabnie, skrzypi.
Ciężka łapa spada na kartę papieru. Wid podnosi ją, studiuję przez chwilę... słychać jakiś pomruk. Coś jak zrozumienie, coś jak trzask w radiu... ( Z czym pomruk jest podobny do trzasku w radiu?)
Melodia powoli gaśnie, zabita przez czołówkę wiadomości... gdzieś w tle pojawia się nowe światło. Szary blask odbiornika TV odbija się na twarzy mężczyzny. ( A skąd ten odbiornik? We wcześniejszym wymienianiu go nie uwzględniłaś.)Skrzekot, powoli rozlewa się w piskliwy głos prezenterki opowiadającej o czymś z podnieceniem. ( jak głos może się rozlać? Może przechodzi? I nie w piskliwy głos, tylko po prostu w pisk)Ten dźwięk powoli wypełnia przestrzeń, budzi świat do nowego, elektrycznego życia speakerskiej artykulacji.<-- (Kolejny pseudopoetyzm) W końcu całkowicie go wypełnia.
Lampa powoli przestaje się bujać, fotel przestaje skrzypieć, światło z góry i poświata odbiornika tworzą nowy świt tej nocy. ( To w czasie tej nocy był już jakiś?)Świt z monogłosem speakerki, niewyraźnie wyglądającej z ekranu. (Mogła wziąć rutinoscorbin :P)
...- Jest to doprawdy zdumiewające, ta historia niema żadnych precedensów... po raz pierwszy (...) świat jest zdumiony.. (...) gdybyśmy tylko mogli (....) to stało się tak nagle... głos milknie z przeciągłym trzaskiem. Odbiornik gaśnie. (Po jaką cholerę te urywane zdania? Co mają tutaj wnieść?)
Dotyk przynosi lekko ciepłe, miejscowe ukojenie...(Jaki dotyk? Czyj? Po co? Dlaczego?) strzępy pamięci obejmuje żmijowisko ostatnich wspomnień..zwiniętych czule, szukających otworu, przez który mogłyby się wydostać. Opukują dokładnie każdy neuron wywołując dojmujący, fizyczny ból. Dzieje się, staje się... stwarza się słowo. ß (Trzy zdania pseudopoetyckiego bełkotu. I te wielokropki)
-Ku*wa.
-Ku*wa, ku*wa, ku*wa... wspomnienia wracają jak narkotyczna wizja specjalisty od oświetleń. (Niezbyt trafne porównanie. Specjalisci od oświetleni to od razu ćpuny?) (Rozbłyskają, gasną, eksplodują. Są jak tunel metra, przez który mkną z pręt kością, światła, większą, tunel wybucha... (Ło jeżu… Prędkością. Sa tunelem metra, przez który same mkną. Nieźle…) świat uderza.( Jaki świat? W co uderza? Dlaczego?) Światło wdziera się każdym receptorem, każdym porem, każdą struną, pęka, rozlewa się staje się ciepłe, lepkie... ( Jakie światło? Skąd się tam wzięło? I po co ten wielokropek?)powoli, jak z gliny, lepi kształty niezwykłe, kształty wspomnień... węże odnajdują drogę... ßTe kilka poprzednich zdań, to kolejny pseudopoetycki bełkot.
-Ku*wa.
Postać ociągając podnosi się, strzepuje resztki popiołu ze spodni. Pociąga nosem smród spoconego, przepitego ciała. (Wciąga chyba) Głaszcze dłonią szczecinę na twarzy.
- Myśl, gnoju - myśl! ( Ta szczecina?)
Zamyka oczy, znowu wirówka, znowu ten cholerny tunel, znowu powoli lepią się kształty, kobieta... zawsze kobieta, jeszcze jakiś człowiek i strach.
Nie jest tym człowiekiem, nie zna tej kobiety, ale jednak ją widział.
-Myśl Gnoju!
Stary przyjaciel w nienagannie uszytym garniturze, skina ręką, (skina? A może punka?) wskazując kubek przedniej espresso... - porozmawiajmy!
Siedzi w fotelu delektując się zakiszoną wonią ( zakisić to można kapustę. Albo ogórka) własnego ciała i alkoholu, siedzi też w eleganckiej kawiarni rozmawiając z dawnym przyjacielem.( Rozdwoił się, czy teleportował?) To jest właśnie strach. Widuje tego nienagannie wyglądającego człowieka, o subtelnych jak na mężczyznę rysach twarzy zawsze, gdy musi pozbierać myśli, zbyt straszne, żeby je odnaleźć bez wychodzenia poza własną skorupę. ß- pseudopoetycki bełkotOn jest jak Panna Moneypenny. - Ogarnij się człowieku, zobacz jak wyglądasz, dopnij koszulę i siadaj.
-Wąż poznał drogę. ( Jaki wąż??)Pozostała jedynie prawda albo długi ból głowy i kolejna pobudka w obskurnym pokoju. (Jaka prawda, że co? Że siedzi jednocześnie w kawiarni i pokoju?)
-Słucham. (-)Dźwięk odbił się echem po pustym pokoju w środku nocy. (Skoro ktoś mówi, to głos, a nie dźwięk) -Uspokój się, jestem Tu żeby Ci pomóc. Pamiętasz, co stało się wczoraj? (enter i od nowego wiersza)-Nie! Ku*wa nie pamiętam. Piłem.(enter i od nowego wiersza) -Pamiętasz, co działo się wcześniej? (-)W jego głosie usłyszeć można było drwinę, ale jeszcze jakąś obleśną obietnice.(enter i od nowego wiersza) -Nie! Nic nie pamiętam. Nie pamiętam nic, co działo się wczoraj.(enter i od nowego wiersza) - Pamiętasz kawiarnie? Tą kawiarnie, w której siedzimy. Pamiętasz coś z tego? To było by zbyt proste. Siedział, wypił 2 espresso, spalił pół paczki papierosów, oganiając się przed natrętną kelnerką. Tak, chciał ją zabić, ale w taki sposób, w jaki człowiek chce zabić natrętną muchę. To nie to. - Nie, nie pamiętam. Piłem kawę.
Pokuj materializuje się powoli, sztuczny, nieprawdziwy jak jakiś narkotyczny majak. Kształty zbiegają się na swoje miejsca i posłusznie zatrzymują tam, gdzie ich miejsce. Wraca dotyk. Wraca czucie. Dość nieprzyjemne ukłucie z boku, bolący od niewygodnej pozycji kręgosłup, pilot wymacany pod palcami. Ustawione już rzeczy zaczynają być widoczne. Całość spowija dość dusząca i bolesna dla głowy smuga papierosowego dymu.
Szklana butelka powoli podnosi się i zalewa świat miarowym bulgotem. Glup, glup, gup. Szklanka posłusznie wypełnia się i przelewa żołądkową - whisky dla ubogich ... biurko zostaje mokre, zapisany świstek papieru przylepia się do niego... alkohol rozlewa ślady atramentu... to przykuwa uwagę.
-Dzisiaj. Godzina 18. Tam gdzie zwykle. To nie jego charakter pisma... zbyt finezyjny, zbyt dokładny. Zawsze kobieta.
Ciepły alkohol zatyka pory... ostry zapach uderza do nozdrzy... krople potu spadają na oczy. - Pamiętasz? Przyjaciel w dobrze skrojonym garniturze siedzi w podrzędnej spelunie, nieprzyzwoicie blisko obscenicznej w swym pożądaniu blondynki. -To tylko seks, tym się nie przejmuj.
Czas przyśpiesza, męska toaleta, akt bez woli, akt dla zaspokojenia pożądania. Ona przy lustrze wyciera chusteczką usta, poprawia makijaż.
Glup, glup, glup... odór ciepłego alkoholu, kolejna szklana ratuje świat, przed staniem się, przedmioty posłusznie oddają się własnym zajęciom.
Wąż siedzi obok mnie i szydzi, kiedy nie mogę włożyć kluczy do stacyjki. Gdzieś się śpieszę. Bardzo zależy mi, żeby zdążyć, ale zmysły odmawiają posłuszeństwa. W końcu jest. Silnik zaskakuje, auto zdaje się płynąć, a świat na przemian oddala się i zbliża. Wyjeżdżam na skrzyżowanie. Jakiś debil drze na mnie ryj. Normalka. Wybieram wgłębienie na drodze, odrzucam pasy, o których wiem, że nie powinienem ich widzieć. Jadę zbyt szybko. Nakaz skrętu prowadzi prosto na betonowy wygłuszacz. Odrzucam. Znam drogę, wiem gdzie jadę.

cdn. jak będzie zainteresowanie - a co ? :)

 

Tyle pobieznie wyłapałem. Ktoś bardziej obeznany z prawidłami języka polskiego i fachem redaktorskim z pewnością znalazłby duzo, dużo więcej kfiatków. I dalej podtrzymuję, że ten tekst to niezrozumiały, pseudo filozoficzno-poetycki bełkot.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti.

Dziękuję za bardzo wytrwałe próby ośmieszenia swojej osoby.

Spodziewałem się zarzutów o gwałt na interpunkcji (słusznych) o grafomanię może. Nie wiem czy słusznych. Pewien jestem, że gdyby zawierało się to słowo w Twoim słowniku. Pojawiłyby się.

Ja rozumiem, że to nie opowieść o Wrungu dzielnym skrzacie i jego niezwykłych wyczynach po paru kufelkach niedrogiego ale.

Rzeczy, o których wspominasz w nawiasach uważam za niezwykle radosne. Sam oceń.

Może w kategoriach.

Zarzuty o pseudo-poetykę.

Wszelkie metafory, animizacje, próba nadania jakiejkolwiek plastyki jest według Ciebie poetyką. Dlaczego? Jak zamierzasz opisać delirium używając tylko faktów. To nie reportaż na miły bóg.

Jest też filiżanka z zimną już na wpół, czarną kawą...(A druga połowa była ciepła? Z nie wiem, wystgnieta może, letnią…) - ten komentarz należy do moich ulubionych. Słuchaj, jak ktoś mówi o szklance do połowy pełnej/pustej, to ty stukasz się w głowę?

Spoczywający w fotelu cień. ß (A to zdanie to już w ogóle z kosmosu tu jest wzięte) - bingo. Cienie stanowią potężną siłę i zagrożenie w kosmologii wielu pierwotnych kultur.

Szary blask odbiornika TV odbija się na twarzy mężczyzny. ( A skąd ten odbiornik? We wcześniejszym wymienianiu go nie uwzględniłaś.) - Nie uwzględniłem też ścian, podłogi, gniazdek, prawdopodobnie firan albo rolet w oknach. No właśnie okien albo okna. Można też zakładać, że komputer stoi na jakimś biurku i że na środku pokoju znajduje się przynajmniej mikro-dywanik. Można też domyślać się istnienia łózka.

wspomnienia wracają jak narkotyczna wizja specjalisty od oświetleń. (Niezbyt trafne porównanie. Specjaliści od oświetleni to od razu ćpuny?) Jeżeli dopuszczam , że taki pod wpływem może powiedzieć o świetle więcej niż Ty czy Ja to zaraz ćpun. Gdybym napisał Policjanta, to by znaczyło, że myślę, że policjanci to ćpuny?

W kilku jeszcze miejscach dopytujesz się o rzeczy , które krytykujesz wcześniej.

Wybacz, że w swoją obronę nie włożę tyle czasu i energii ile Ty włożyłeś w próbę wykpienia mojej wprawki. Nie widzę takiej potrzeby. Ale dziękuje. Widzę na pewno, że albo rzeczywiście jestem zbyt nieprecyzyjny albo też błędnie zaadresowałem odbiorcę.

Pozdrawiam

angorek333

Mam problem z dostrzeżeniem tu historii. Nagłówek działu brzmi: opowiadania. Owe muszą, jak sugeruje nazwa, o czymś opowiadać. Musi zaistnieć sytuacja, akcja i reakcja. Co do poetyki, zgadzam się po części z Autorem, po części natomiast z Fasolettim. Rozumiem tę plastykę i metafory. Problem w tym, że bez historii nie mają czego opisywać. Określają same siebie. I tu rację ma Fasoletti. Tyle, że ja nazwałbym to przerostem formy nad treścią, miast bełkotem bo bełkot ten jest dla mnie zrozumiały. Używaj edytora tekstu. Błędów ortograficznych i gramatycznych jest mnóstwo, taki program je wyłapie. Reansumując: Nie oceniam bo nie za bardzo jest co, ale czekam na kolejne rzeczy. Tym razem uważnie zredagowane przed wrzuceniem.

Z poważaniem

M.

Ps. Nie wstawiaj niedokończonych opowiadań. Ja kiedyś to zrobiłem, a potem części się nie kleiły i nie miałem jak ich tu zamieścić. Wytłumaczenie brzmiące: to jest wprawka, nie jest wytłumaczeniem. Wszystko co prezentujesz czytelnikom powinno być skończone i dopracowane. Alternatywą jest jedynie nie prezentowanie niczego.
M. 

Ech, dobra, może faktycznie przegiałem i troche użyłem sobie na twoim tekście. Po prostu mam uczulenie na nadmiar poetyki w prozie, a tu jest tego od groma. Skąd mi się to wzięło? Nie wiem, ale multum metafor i śmiesznych (dla mnie) opisów po prostu mnie w tym tekście razi. Jestem zwolennikiem prostego opisywania rzeczy, jak cos jest poruszającym się cieniem, to jest poruszającym się cieniem kurde.
Cofam to, że to pseudopoetycko-filozoficzny bełkot, ale za to podpiszę się pod All aboutem. Przerost formy nad treścią.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

A te słowa chętnie wezmę na klatę :) Może nie powinienem więcej eksperymentować z gorączką w tle. Właściwie to szukam klucza do grozy w surrealizmie. Te metapoziomy percepcji, uchwycenie świata wtedy, kiedy myślimy, że jest martwy. Taka koncepcja bardzo bliska mojej osobie. Prawda trzeba zadbać o czytelność i fabułę. Dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że uda mi się dzięki waszym radą wyrzeźbić coś ciekawszego.

Nowa Fantastyka