- Opowiadanie: Ambush - Pierniczki i inne niebezpieczeństwa

Pierniczki i inne niebezpieczeństwa

Kiedy dzieci zabłądzą w lesie, robi się niebezpiecznie...

Napisałam na tygodniowe wyzwanie i szkoda mi tego opka.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pierniczki i inne niebezpieczeństwa

Celina i Zygmunt kucali na stryszku, wpatrując się przez dziury w strzesze w kwietną łąkę.

Zygmunt sapał i pocił się jak cap. Kiedy zaczął rytmicznie stukać nogą o belkę, nie wytrzymała i walnęła go laską w łeb.

– Uspokój się, bo wszystko popsujesz – warknęła.

Sama patrzyła jak zauroczona na nastolatków, którzy przed chwilą wybiegli trzymając się za ręce, zza krzaków czeremchy rosnącej nad potokiem. Ona miała na sobie zwiewną sukienkę w łączkę, a on spodnie do kolan i bluzę w wojskowym stylu. Oboje smukli, jasnowłosi, beztroscy trzymali się za ręce i coś krzyczeli ze śmiechem, a może śpiewali. Przeskoczyli strumień raz i drugi jak bawiące się jagnięta.

– Mięsko – zamlaskał Zygmunt.

– Na wszystko przyjdzie czas – odparła życzliwie. – Dołóż drewna do pieca, postaw zupę na blasze i nie wychodź, dokąd cię nie zawołam.

Celina ostrożnie zeszła pod drabince. Stanęła w drzwiach chaty.

Młodzi byli już w połowie łąki. Biegli pod słońce, więc ich widać było jak na dłoni, a oni widzieli nie wiele. Dziewczyna zatrzymała się, osłoniła oczy dłonią i patrzyła. Dostrzegłszy chatę, oswobodziła dłoń i pobiegła ze źrebięcą radością. Chłopiec coś wołał, a widząc, że nie reaguje, ruszył w jej ślady.

Byli już całkiem blisko. Usta mieli ubrudzone borówkami, a we włosach kolorowe liście.

Opalone smukłe kończyny, niebieskie oczy – wszystko to nieodparcie kuszące.

Celina poczuła nagły skurcz w brzuchu i przełknęła ślinę.

– Idą, goście idą. – Ni to mamrotał, ni to śpiewał Zygmunt, krzątając się po kuchni.

– Cicho! – sarknęła. – Idź wyczyścić klatkę!

Sama wyciągnęła ze schowka w skrzyni buteleczkę, odmierzyła do zupy dwie czarki brązowego płynu.

Kiedy młodzi dostrzegli ławę, a na niej pierniczki, miseczkę z miodem i dzbanek pełen mleka ich twarze rozjaśniły uśmiechy.

Chłopak zatrzymał się kilka kroków od stołu. Patrzył łakomie, przełykał ślinę, ale nie odważył się podjeść. Może czekał na zaproszenie.

A ona? Podeszła z łobuzerskim uśmiechem, zagarnęła ciastkiem miód i wpakowała sobie całe do ust. Złocisty płyn pociekł jej po brodzie. Gryzła pierniczka, śmiała się głośno i szybko sięgnęła po kolejne ciastko, oblizując palce i brudząc kubek z mlekiem.

– Zabłądziliście moi mili – rozległ się głos, przypominający skrzypienie starych drzwi.

– Trochę – odparła dziewczyna.

– To twój brat? Czemu taki nieśmiały, niech też się poczęstuje – zachęciła Celina głosem słodkim jak miód.

Obserwowała uważnie, czy młodzi skrzywią się, widząc jej twarz pokrytą brodawkami i kępami męskiego zarostu, albo szpotawą stopę. Ale nie. Uśmiechali się ufnie, rozsiedli się na ławie i zajadali, jakby nie mieli nic w ustach od tygodnia.

– Janek to mój brat. Wybraliśmy się na trekking i chyba zgubiliśmy drogę…

– Zygmunt wam wszystko pokaże. Chodźże Zygmusiu, pokaż się młodzieży.

Karzeł nieśmiało wyjrzał zza drzwi, ale zaraz zniknął w mrocznym wnętrzu. Celina zawołała za nim:

– Grzejesz tam dla nas zupkę, bo dzieci…

– A mam na imię Małgosia. – Dziewczyna przerwała jej zdanie. – Chętnie zjemy zupę i co tam jeszcze macie. – Uśmiechnęła się nieco bezczelnie.

Harda i krnąbrna. Zejdzie z nią chwila. Będzie miał Zygmunt wiele radości! – pomyślała Celina. – A prosiaczek cichutki…

Celina pokuśtykała do chaty i po chwili wyniosła koszyk ze świeżym chlebem. Za nią, na krzywych nóżkach maszerował Zygmunt, niosąc dwie miski parujące zupy. Cały czas gapił się na odsłonięte nagie ramię dziewczyny, aż Celina szturchnęła go laską. Wtedy burknął coś gniewnie, odszedł na bok i usiadł na pieńku, przy drewutni.

– Jedzcie do syta. Mamy tego cały gar – zachęcała Celina.

– To my się też jakoś chcemy odwdzięczyć – powiedział z uśmiechem Jasiek, wyciągając z plecaka piersiówkę. – Nasz dziadek robi takie różne wynalazki. To za znajomość – dodał, nalewając do nakrętki purpurowy płyn.

Sam wypił pierwszy, a potem podał kieliszek Celinie.

Baba skinęła głową i wypiła szybko, krzywiąc się i ocierając usta chudą dłonią, z długimi pazurami. Zygmunt od razu się rozpogodził, podbiegł do ławy i wypił ze smakiem dwa kieliszki.

Młodzi szarpali ciemny, chrupiący chleb i jedli go równie łakomie, jak wcześniej pierniki.

– Zupkę jedzcie – zachęcała natarczywie Celina – jedzcie, bo wystygnie!

– Później babciu. Takiego smacznego chleba u nas nie ma!

Nie minął kwadrans, a karzeł zleciał z ławki na trawę. Leżał bez ruchu, tylko przekrwione oczy dalej wpatrywały się w dekolt sukienki dziewczyny.

– Zygmunt, co tobie – zapytała bełkotliwie Celina, ale już po chwili sama upadła twarzą na ławę.

– Mnie też bierze – stęknął Janek. Wstał, położył się na trawie i po chwili chrapał głośno.

Małgosia zagwizdała przeraźliwie i z krzaków w dole strumienia wybiegło dwóch młodzieńców, ciągnąc za sobą dwukółkę.

– Ładujcie – poleciła Małgosia, robiąc zastrzyki czarownicy i karłowi.

– Ty masz łeb dziewczyno! Ty masz łeb! – Rosły i nieco obły chłopak, ze śladami trądziku na twarzy patrzył na dziewczynę z zachwytem.

– I ciężko nie będzie – dodał drugi, wrzucając do dwukółki Zygmunta.

– Nie zapomnijcie o Jaśku, on też sam nie pójdzie. Dojedziemy do domu na wieczór, to wrzucimy staruchów w formalinkę, żeby się nie popsuli. Za takie okazy medycy zapłacą nam górę złota!

 

Koniec

Komentarze

Sympatyczne. Wiadomo, że nie może skończyć się, jak w klasycznej bajce. Tak podkreślałaś aryjskie cechy dzieci, myślałam, że pójdzie w stronę wojny.

Gosia ma łeb do interesów. Mam nadzieję, że Jasiek przeżył i zabijał zastrzyk, a nie wynalazek dziadka.

Babska logika rządzi!

Tak, założyłam że wynalazek wykonał to samo zadanie, do którego grupa a przewidziała zupkę;)

Dziękuję za odwiedziny i miłą recenzję.

 

Zmieniłam oznaczenie na szort, żeby od Regulatorzy usłyszeć szerszą wypowiedź;)

Lożanka bezprenumeratowa

Biegli pod słońce, więc ich widać było jak na dłoni, a oni widzieli nie wiele.

Niewiele.

Chłopiec coś wołał, a widząc, że nie reaguje, ruszył w jej ślady.

Niby wiadomo, kto “nie reaguje”, ale gramatycznie odnosi się do “chłopca”, przez co zdanie brzmi dziwnie.

– Zabłądziliście moi mili – rozległ się głos, przypominający skrzypienie starych drzwi.

Do tej pory narracja była “przyklejona” do Celiny, tu nagle opisuje ją “z zewnątrz”, przez co można się pogubić, czyj to głos.

 

Po lekkim rozbudowaniu całkiem sympatyczny szorcik. Pozostaje pytanie, skąd młodzi wiedzieli, że zatruta jest zupa, a nie chleb czy pierniki, ale nie przeszkadza to szczególnie. Humor w porządku, twist fabularny względnie nieoczywisty, czytało się lekko. Także zlecę klika.

Dzień doberek, Ambush.

– Idą, goście idą – Ni to mamrotał, ni to śpiewał Zygmunt, krzątając się po kuchni.

→ Brakuje kropy po “idą”.

 

– Chętnie zjemy zupę i co tam jeszcze macie – uśmiechnęła się nieco bezczelnie.

→ – Chętnie zjemy zupę i co tam jeszcze macie. – Uśmiechnęła się nieco bezczelnie.

 

Celina pokuśtykała to chaty i po chwili wyniosła koszyk ze świeżym chlebem.

→ do chaty.

 

Rosły i nieco obły chłopak, ze śladami trądziku na twarzy patrzyła na dziewczynę z zachwytem.

→ patrzył. 

 

Hmmm, nowa wersja Jasia i Małgosi. Faktycznie młodzi dosyć przebiegli, skoro wiedzieli co jeść, a czego unikać. Dlaczego? Też ich podglądali, jak starzy ze stryszku? ;) 

Końcówka może faktycznie nie jest jakoś przewidywalna, ale jakoś mnie całościowo nie porwało. Poczułem nieco, że próbujesz zaskoczyć na siłę, nie wiem. Może tylko ja tak miałem i coś mi nie weszło :) 

Pozdro!

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Podoba mi się Twoja wersja znanej bajki, rozszerzona o postać Zygmunta. Przedsiębiorczość Jasia i Małgosi też godna podkreślenia, a zwłaszcza samozaparcie Jaśka, z poświęceniem wypijającego zawartość piersiówki.

Ile lat mają Jaś i Małgosia? Bo na początku napisałaś: Sama pa­trzy­ła jak za­uro­czo­na na dzie­ci, które przed chwi­lą wy­bie­gły… Potem czytam: …tylko prze­krwio­ne oczy dalej wpa­try­wa­ły się w de­kolt su­kien­ki dziew­czy­ny. – i zastanawiam się, czy na pewno mamy do czynienia z dziećmi pijącymi alkohol, czy może raczej z młodzieżą, a może Zygmunt był pedofilem, skoro wpatrywał się w dekolt sukienki dziecka…?

 

dzie­ci, które przed chwi­lą wy­bie­gły, trzy­ma­jąc się za ręce zza krza­ków… → Co to są ręce zza krzaków?

Proponuję: …dzie­ci, które przed chwi­lą, trzy­ma­jąc się za ręce, wybiegły zza krza­ków

 

Opa­lo­ne skóry, smu­kłe koń­czy­ny, nie­bie­skie oczy… → A może: Opa­lo­ne smu­kłe koń­czy­ny, nie­bie­skie oczy

 

ma­sze­ro­wał Zyg­munt, nio­sąc dwie, pa­ru­ją­ce miski zupy. → Parowała zupa, nie miski, więc: …ma­sze­ro­wał Zyg­munt, nio­sąc dwie miski pa­ru­ją­ce zupy.

 

Nie minął kwa­drans, a Ka­rzeł zle­ciał z ławki na trawę. → Dlaczego wielka litera?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@None dzięki, że wpadłeś. Obawiałam się trochę, że straciłam czytelnika;) Ja bym też raczej obstawiała chlebek, trudniej coś domieszać. A może krążyły jakieś bajeczki…

@NearDeath Rozwijając nieco sprośne przysłowie … wszystkich czytelników nie zachwycisz, ale próbować trzeba;) Dzięki za poświęcony czas, może następnym razem będzie lepiej.

@Reg Założyłam sobie, że dzieci są niepełnoletnie, ale nie maleńkie, czyli mają szesnaście, siedemnaście lat. Dziękuję za wizytę i miłą recenzję, błędy poprawiam.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć!

 

Mroczne i kulinarne, nice ;-) Ciekawa kombinacja, do końca byłem ciekaw, kto tu kogo ugotuje. Udało Ci się utrzymać nastrój niepewności przez lwią część tekstu, nie sposób się oderwać. Jak Janek powiedział, że go bierze, to mi się COVID skojarzył, ale na szczęście to nie było to.

Z rzeczy edycyjnych:

Celina pokuśtykała to chaty i po chwili wyniosła koszyk ze świeżym chlebem.

do

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

– Nie zapomnijcie o Jaśku. Dojedziemy do domu na wieczór, to ich wrzucimy w formalinkę, żeby się nie popsuli. Za takie okazy medycy zapłacą nam górę złota!

Hmm, tego… a Jaśka też w formalinkę? ;)

To tylko powtórzę, że retelling fajny, uśmiechnęło mi się, pozostaję nieprzestraszona :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Założyłam sobie, że dzieci są niepełnoletnie, ale nie maleńkie, czyli mają szesnaście, siedemnaście lat.

No, nastolatków w tym wieku nie nazwałabym już dziećmi, dla mnie to młodzież.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uśmiechnęło misia przed spaniem. smiley Podoba się. Tytuł przyciągnął.

@Reg Zmienione na nastolatków.

@Koala Dla Misia to raczej miód, niż pierniczki;)

Lożanka bezprenumeratowa

OK, Amush, teraz jest lepiej i jaśniej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niby pisane w ramach ćwiczenia, a bardzo satysfakcjonujący szorcik z tego wyszedł! Śmieszno-groteskowy, ale w taki dobry sposób, że nie mogłam się oderwać, bo chciałam więcej :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

@Anoia Za duży limit znaków przewidziano w ćwiczeniu, więc się twórcy rozbestwili:) 

W bieżącym zadaniu raczej opko nie wyjdzie;)

Miło, że wpadłaś.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć!

 

Fajnie wyszło, alternatywne zakończenie nawiązujące do bajki jest satysfakcjonująca. Dobrze, że w końcu dzieciaki się wycwaniły.

Opowiadanie zrobiło mi dobrze jak ta naleweczka.

@Alicella Mam wrażenie, że to ten typ dzieciaczków, którego należy się obawiać. W odróżnieniu od starszych nie kierowali się porywami, ani pragnieniami, a jedynie zyskiem. 

@vchamps Mam nadzieję, że nie straciłeś przytomności;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ciekawe, lekkie opowiadanie, z nietypowym zakończeniem. Czytało się miło i przyjemnie. Na swój sposób przypomina pierwsze opowiadania z wiedźmińskiego cyklu, np. te z dżinem :)

 

 

pozdrawiam 

,

Dzięki MPJ 78 za arcymiły komentarz. Porównania z AS’em przyjmę na klatę zawsze;)

Lożanka bezprenumeratowa

Siema, Ambush :)

 

Sama patrzyła jak zauroczona na nastolatków, którzy przed chwilą wybiegli trzymając się za ręce, zza krzaków czeremchy rosnącej nad potokiem. Ona miała na sobie zwiewną sukienkę w łączkę, a on spodnie do kolan i bluzę w wojskowym stylu. Oboje smukli, jasnowłosi, beztroscy trzymali się za ręce i coś krzyczeli ze śmiechem, a może śpiewali.

Powtórzenie informacji.

 

Młodzi byli już w połowie łąki. Biegli pod słońce, więc ich widać było jak na dłoni, a oni widzieli nie wiele. Dziewczyna zatrzymała się, osłoniła oczy dłonią i patrzyła. Dostrzegłszy chatę, oswobodziła dłoń i pobiegła ze źrebięcą radością.

Powtórzenie trzykrotne. Przekreślone do usunięcia, bo w kolejnym zdaniu piszesz, że dostrzegła chatę, więc wiemy, że patrzyła, zresztą po co miałaby osłaniać oczy, jeśli nie po to, by osłonić je przed słońcem, przyglądając się czemuś. Niewiele piszemy razem. Podkreślone ale nie pogrubione ma niewłaściwy szyk.

 

Celina pokuśtykała to chaty i po chwili wyniosła koszyk ze świeżym chlebem. Za nią, na krzywych nóżkach(+,) maszerował Zygmunt, niosąc dwie miski parujące zupy.

Literówka i brak przecinka.

 

Baba skinęła głową i wypiła szybko, krzywiąc się i ocierając usta chudą dłonią, z długimi pazurami.

Zamiast “z” na końcu napisałbym → (…)dłonią, zakończoną długim pazurami.

 

Nie minął kwadrans, a karzeł zleciał z ławki na trawę. Leżał bez ruchu, tylko przekrwione oczy dalej wpatrywały się w dekolt sukienki dziewczyny.

– Zygmunt, co tobie – zapytała bełkotliwie Celina, ale już po chwili sama upadła twarzą na ławę.

Raczej spadł, niż zleciał. Na końcu wypowiedzi Celiny brak pytajnika.

 

No dobra, retelling Jasia i Małgosi, w którym to Małgosia okazuje się być oprawcą. Jest OK, ale jakoś nie do końca czuję się przekonany. Po prostu w momencie, w którym zaczynają częstować wiedźmę i jej pomagiera jakąś naleweczką zrozumiałem jak mniej więcej zamierzasz to skończyć, więc zaskoczenia nie było. Troszkę mi tutaj czegoś zabrakło ¯\_(ツ)_/¯

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta dzięki za wizytę, łapankę i recenzję. Chciałam z przymrużeniem oka, pokazać starcie drapieżników.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej

Zmieniłbym zakończenie, a dokładnie:

Nie zapomnijcie o Jaśku. Dojedziemy do domu na wieczór, to ich wrzucimy w formalinkę, żeby się nie popsuli.

Bo wychodzi na to, że Jasiek też na sprzedaż, a przecież nie o to chodziło. Biedak sam pije środek usypiający, aby zdobyć zaufanie Celinki i Zygmunta. Widać, że robotę traktuje poważnie ;)

Miły szorcik, lekko napisany i chociaż bez wielkiego twistu (czytałem kiedyś po angielsku bardzo podobne opowiadanie, choć znacznie mroczniejsze), to z przyjemnością dokładam ostatniego klika.

Pozdrawiam

Poprawione Zanaisie bibliotekowiodący;)

Dzięki za wizytę, klika i miłą recenzję.

Lożanka bezprenumeratowa

Fajny plot twist, pozornie “głupiutka” Małgosia okazała się być łowca nagród, a dokładniej – fantastycznych okazów medycznych!

 

Przyjemna lekturka :3

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Tak, nigdy nie wiadomo, kto jest zły;)

Dzięki za lekturę i recenzję Barbarzyńco.

Lożanka bezprenumeratowa

Krótki acz treściwy tekst, z ładnym zwrotem pod koniec. Misię :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za miłą recenzję NoWhereMan.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej,

 

Opowiadanie bardzo przyjemne, plot twist całkiem zaskakujący (chociaż już naleweczka wzbudziła we mnie podejrzenia – tylko że ja myślałam, że oba dzieciaki są jakoś uodpornione i na tę nalewkę, i na te świństwa Celiny i Zygmunta. Właściwie z punktu widzenia tych ostatnich zatruwanie tylko zupy, podczas gdy mogliby zatruć wszystko, jest trudne do wyjaśnienia…? No, ale to szczegół – może np. ów tajemniczy środek ma intensywną barwę/zapach, który tylko zupa potrafi zamaskować?). Ogólnie – pouśmiechałam się. :)

Wypatrzyłam kilka baboli (zwłaszcza interpunkcyjnych), ale te najważniejsze zostały już wytknięte powyżej. ;) Natomiast, khę, khę, naprawdę usunęłabym ten pogrubiony fragment:

którzy przed chwilą wybiegli trzymając się za ręce, zza krzaków czeremchy rosnącej nad potokiem

Jak ktoś wyżej już zauważył, dalej jest powtórzenie, a tutaj nie czyta się tego zbyt gładko. :)

 

Pozdrawiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Witam, 

 

To jest właśnie ta historia, którą chciałem przeczytać, satysfakcjonują mnie takie zakończenia, ładny i czytelny opis wydarzeń. 

 

Dwie rzeczy które rzuciły mi się w oczy pod koniec tekstu:

 

Małgosia zagwizdała przeraźliwie – jakoś to “przeraźliwie” mi tu nie pasuje, ani do historii ani do kontekstu.

 

Dojedziemy do domu na wieczór, to ich wrzucimy tę dwójkę w formalinkę, żeby się nie popsuli. – Tu chyba ciut zbyt skomplikowane – może wystarczy “tę dójkę staruchów”? 

 

Pozdrawiam!

Dziękuję velendilu za miłą recenzję. Co do uwag, jedno poprawiłam, drugiego nie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

ciekawe odwrócenie ról :) Na wstępie już masz plusa za oryginalne podejście do tematu.

 

Wydaje mi się natomiast, że trochę za szybko przechodzisz do rzeczy. Plot twist niespecjalnie zaskoczył, bo zmierzamy od wstępu do konkluzji bez oglądania się za siebie. Chyba przydałaby się lekka rozbudowa w środkowej części tekstu. Nie za długa, żeby zmieścić się w konwencji szorta, ale jednak paru zdań mi tam zabrakło.

Na początku wspomniałem o oryginalności – ten komplement podtrzymuję. Zwłaszcza że nie mamy tu klasycznego odwrócenia ról 1:1, a pewne rozwinięcie roli Baby Jagi przejętej przez Małgosię – wszak to nie głodomor o specyficznym guście kulinarnym, a łowczyni osobliwości :)

Sympatyczny szorcik, ale do zachwytu trochę zabrakło.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dzięki za miłą recenzję. Mam kłopot z gonieniem za akcją;) Ale nad sobą pracuję!

Lożanka bezprenumeratowa

Pamiętam ten fragment, przyjemny.

Młodzi byli już w połowie łąki. Biegli pod słońce, więc ich widać było jak na dłoni, a oni widzieli nie wiele.

niewiele

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Ambush

Dobrze napisane, ale to, co w tym tekście najlepsze to zakończenie. Odwrócenie ról bardzo mi się spodobało. Miałaś ciekawy pomysł i świetnie go zrealizowałaś. Lubię takie klimaty :)

Pozdrawiam!

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Dzięki Młody Pisarzu, cieszę się, że wpadłeś i , że Ci się podobało.

To nie są czasy dla starych ludzi;)

Lożanka bezprenumeratowa

“Złapał kozak Tatarzyna…” Fajny szorcik, postacie skreślone bardzo świeżo i z klimatem.

Podobało mi się!

 

Dzięki za wizytę i cieszę się, że się podobało.

Zapraszam ponownie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka