- Opowiadanie: vrchamps - Tu był las

Tu był las

Wiem, że termin dołączania prac minął, ale też postanowiłem rozprawić się z ciekawym tematem już nie w ramach konkursu. Dzięki Oldguard za pomoc:) było miło:)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Tu był las

Marek podciągnął kolana do piersi z niemałym wysiłkiem.

– Ja pierdolę… – zaklął, walcząc z bólem, krztusząc się lepką mieszaniną pyłu i krwi.

Nie potrafił podnieść opuchniętych powiek, ale gdyby nawet mu się to udało i tak ciemność pozostałaby ciemnością.

– Grzesiek, jesteś?!

Cisza…

– Andrzej?!

Ból…

Obudził się trzy godziny później. Choć wydawało mu się, że tylko się zamyślił – o córce i żonie, o kolegach górnikach i tąpnięciu na głębokości jednego kilometra.

Po chwili udało mu się odczepić latarkę, to trudne kiedy ma się złamane dwa palce prawej dłoni, ale łatwiejsze, gdy napływająca powoli adrenalina pozwala zapomnieć o jednym odciętym w lewej.

Włączył latarkę, a jednak udało mu się odlepić powiekę i ujrzeć coś… Przez szparę zapuchniętych powiek widział tunel jaskrawego światła, tysiące oświetlonych drobinek kurzu przemierzało spowolnioną rzeczywistość.

Po drugiej stronie komory ktoś leżał, twarzą do ziemi. Marek podczołgał się niezgrabnie, jak tylna część przeciętej na pół dżdżownicy. Wcisnął ramię pod dziwnie skręcony bark i obrócił człowieka na plecy.

– Na pewno trup – wydukał, obserwując twarz górnika, która wyglądała jak przedziurawiona piłka do koszykówki.

Marek odwrócił się plecami od Grześka lub Andrzeja, położył się na boku i wypuścił latarkę z rąk. Poturlała się po nierówności, oświetlając cieniutki strumyk wody, wypływający z niewidocznego miejsca w czarnej skale.

– Tu był las.

Mężczyzna ocknął się. Latarka mrugała, zatopiona do połowy w wodzie. Był pewien, że usłyszał kobiecy głos.

– To bez sensu – mruknął.

– Mareczku, tu był las.

Mężczyzna podczołgał się pod ścianę i oparł o nią plecami.

– Kim jesteś? – zapytał, nie łudząc się, że otrzyma odpowiedź.

Otrzymał.

– Umierasz Marku. Umierasz, chcę ci coś pokazać.

– Tu jest ciemno, nic mi, kurwa, nie pokażesz.

– Popatrz…

Marek szeroko otworzył oczy. Zdziwił się, że mógł. Nie oślepiło go światło, raczej zalała spokojna zieleń. Stał w cieniu widłaków, ogromnych drzew sięgających czterdziestu metrów.

– To okres karboński. – Usłyszał w głowie.

Rozglądał się, pochłaniał zapach, przyswajał obraz i nasłuchiwał jednocześnie. Coś przebiegło obok i schowało się w zaroślach. Skrzypienie kołysanych wiatrem drzew i szum liści mieszały się z gruchaniem, mruczeniem i pohukiwaniem zwierząt.

Poczuł wilgoć mchu na gołych stopach i ruszył przed siebie.

– Gigantyczne paprocie tworzyły rozległe lasy bagienne. – Kobiecy głos nie przestawał opowiadać. – Dawno temu wije były wielkości aligatora, a ważki duże jak sokoły. O zobacz, spójrz w niebo, to Meganeura, śliczna, prawda?

– Jest naprawdę ogromna. – Marek przysiadł w cieniu drzewa.

– Nie bój się jej. – Kobiecy głos pocieszył górnika. – Chodź za mną.

– Nie widzę cię, jak mam za tobą iść?

– Tutaj, chodź, chodź.

Coś zaszeleściło w pobliskich paprociach.

– Po co mi o tym wszystkim opowiadasz? – zapytał zdezorientowany.

– Aby łatwiej było ci umrzeć.

– Ja umieram? – zdziwił się. – Przecież ja się nigdy lepiej nie czułem niż teraz.

– Tak Marku, ale to krótkotrwałe uczucie. Trzydzieści procent powietrza stanowi tlen i z czasem będzie coraz gorzej. Dojdzie do oksydacji białek lipidów i łańcucha DNA. Poza tym był wypadek w kopalni, a ja odwracam twoją uwagę od cierpienia, którego doznajesz.

– Więc gdzie chcesz mnie zabrać? – Posmutniał, przypominając sobie wszystko to, co wydarzyło się na tysięcznym metrze pod ziemią.

Nagle mężczyzna znalazł się nad krawędzią skarpy. Przed nim rozpościerał się widok na zieloną nizinę, przyozdobioną wulkanami.

– To Pangea, superkontynent. W miejscu gdzie stoisz powstanie niedługo zapadlisko tektoniczne. Gromadzić się w nim będą stare drzewa i szczątki roślin. 

Marek ukląkł, chciał wrócić mimo tego całego przepychu piękna natury. Pragnął przytulić żonę i dzieci, porozmawiać z nimi choć chwilę.

– Czy masz wpływ na moje życie? – zapytał, strzepując z siebie mrówkę wielkości wskazującego palca.

– Chodzi ci o to, czy przeżyjesz? – Wiatr zagrał wszystkim, co ociera się, spada lub łamie. – Oczywiście, że mam wpływ. Jestem tu od zawsze, ja wpuszczam i wypuszczam wizytatorów takich jak ty.

– Wypuścisz mnie do rodziny?

Nie otrzymał odpowiedzi. Za to kilka metrów przed nim zmaterializowało się okno. Takie zwyczajne z plastikowymi ramami i podwójną szybą wypełnioną gazem. 

 

 

Górnik niespiesznie złapał chwycił klamkę i otworzył okno na oścież. Z wysokości szóstego piętra zobaczył czerwone, ceglane miasto, skąpane w smogu. Szarych ludzi i szare pojazdy jakby narysowane ołówkiem na słabej jakości papierze. Gdzieś jakiś pies, zaznaczał swoje terytorium na uwięzionym w betonowej pułapce drzewie.

– Tato, jak się czujesz? – zapytała mała dziewczynka.

Marek odwrócił się i zobaczył swoją córeczkę. Za nią z bukietem kwiatów wchodziła do szpitalnej sali żona mężczyzny. Mała Ania biegiem ruszyła w stronę taty, wtulając się rozpędem w jego nogi.

– Ania, spokojnie, tatę wszystko boli. – Kobieta skarciła dziewczynkę, widząc grymas bólu na twarzy męża.

– Już dobrze myszko. Cieszę się z waszej wizyty.

– Połóż się, rozmawiałam przed chwilą z lekarzem. Masz odpoczywać.

Marek spełnił prośbę żony. Odwiedziny nie trwały długo, dziesięć minut to wszystko, na co pozwoliła oddziałowa.

– Przepraszam państwa bardzo, ale na dziś to już koniec. Musimy podać leki, a ma jeszcze przyjść ktoś z policji w sprawie wypadku – poinformowała pielęgniarka.

Kobieta ubrała dziecko i złapała za rękę, kierując się do wyjścia.

– Jutro znowu przyjdziemy – otarła łzy – trzymaj się.

– Monika?

– Tak?

– Jak stąd wyjdę… wyjedziemy do lasu?

– Oczywiście… obiecuję.

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

pisałam wcześniej – podoba mi się pomysł z Karbonem, ciekawe przejście, chętnie zobaczyłabym, jak bohater mocniej zanurza się w tym świecie, ale mimo wszystko czytało się dobrze.

 

Szkoda, że nie udało się zdążyć na konkurs, bo prehistorycznego ujęcia lasu chyba nie było w zgłoszeniach :) 

OldGuard, konkursy nigdy się nie kończą, najważniejsze to pisać i pisać, nadrabiać stracony czas:)

Cześć!

 

To mnie się wydaje, że on jednak umarł, a to była tylko wizja przed śmiercią. Pomysł fajny, początek wciągający, ale zakończenie pozostawia lekki niedosyt, bo równie dobrze mogłoby to być tylko majaki. 

I łapanka :)

– Ja pierdole…

pierdolę

Włączył latarkę, a jednak udało mu się odlepić powiekę i ujrzeć coś…

Może lepiej “unieść”.

Wcisnął swoje ramie pod dziwnie skręcony bark i obrócił człowieka na plecy.

ramię

– Na pewno trup – wydukał z siebie, obserwując twarz górnika, która wyglądała jak przedziurawiona piłka do kosza.

Mężczyzna podczołgał się pod ścianę, opierając o nią plecy.

i oparł o nią plecami.

Skrzypienie kołyszących na wietrze drzew, szum liści, mieszały się z gruchaniem, mruczeniem i pohukiwaniem zwierząt.

kołysanych wiatrem

Zamiast przecinka dałabym “i”.

Chciałem dla nich szczęścia. Przeżył i wrócił :)

Cieszę się, że go wypuściła (łeś;)

Wbiło we mnie pazury to opowiadanie, jak jakaś ważka, albo inne kopalne zwierzątko. 

I pomysł na drzewiaste paprocie też niczego sobie.

I nawet nie chodzi tylko o targanie emocjami czytelnika, ale bardzo fajnie pokazałeś takie ogłupienie, znieczulenie ofiary. Jest ranny, dusi się, ale szok go w jakiś sposób odsuwa od samego siebie. 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush dzięki za odwiedziny. Lubię grozę i złe zakończenia, ale tu było inaczej. Chociaż ten palec to musiałem mu zabrać:)

Fajny pomysł, żeby kopalnię węgla połączyć z karbonem. Niby oczywiste, ale jakoś wcześniej nikt na to nie wpadł.

Trochę niejasne, kim jest kobieta – śmiercią, naturą, chemią?

Ciekawe, że tak łatwo było przeżyć – wystarczyło poprosić. Jak w dowcipie.

Babska logika rządzi!

Węgiel, karbon, paprocie, skrzypy, górnictwo i dramat. Quite nice, choć przyczepiłbym się do budowy niektórych zdań, jednak na telefonie nie jestem w stanie tego zrobić, bo to katorga jakaś :) Ale sam pomysł fajny, tylko czy to co na końcu to na pewno nie są majaki bohatera? I kim było to, co mu pokazalo przeszłość, bo chyba nie śmiercią? Może personifikacją życia? To w sumie to pasowałoby bardziej, skoro była w stanie ocalić bohatera, a to co mu pokazała, ten las, było właśnie prezentacją życia w rozkwicie.

Known some call is air am

Cześć! Moje odczucia powielają te poprzedników, więc nie dodam wiele więcej. Ogólnie ciekawy pomysł, sprawnie napisany, jednak końcówka nie wbiła mnie w fotel. Niby taka niedopowiedziana na sto procent, co lubię, ale jednak zdaje mi się, że jednak ocaliłeś bohatera. Nie chodzi o to, że to źle, ale o ten przeskok. Prosi o powrót do rodziny, cyk, i już leży w szpitalu i jest wszystko pięknie. A gdyby tak w trakcie wizji były jakieś przebłyski z kopalni? Słyszałby jakieś głosy, widział światło, wołanie, coś, co sugerowałby, że uratowała go ekipa ratunkowa. Tak tylko sobie gdybam, bo to oczywiście Twoja koncepcja. Mimo wszystko, w tym przypadku, happy end (o ile rzeczywiście nim jest, bo być może jest tak jak sugerują inni, że to ostatnia wizja przed śmiercią) uderzył mnie za bardzo. Pozdrawiam!

Hej Finkla.Hej Outta Sewer. Dzięki za odwiedziny. Przyznam się, że nie znam odpowiedzi na wasze pytania. Dzięki temu mogę się trochę przy własnym opko poczuć jak wy. Z czasem sam zacząłem wątpić czy on przeżył. :) Pozdrawiam. Outta wpadnij już na kompie z uwagami co do zdań. Z chęcią się czegoś nauczę.

 

– Ja pierdolę… – przeklął, walcząc z bólem, krztusząc się lepką mieszaniną pyłu i krwi.

Nie lepiej zaklął?

 

Choć jemu samemu wydawało się, że tylko się zamyślił – o córce i żonie, o kolegach górnikach i tąpnięciu na głębokości jednego kilometra.

Pogrubione można prościej → Choć wydawało mu się, że (…)

Poza tym jakoś mi nie brzmi to “zamyślanie się o żonie i tak dalej”.

 

Po chwili udało mu się odczepić latarkę, to trudne kiedy ma się złamane dwa palceprawej dłoni, ale łatwiejsze gdy napływająca powoli adrenalina, pozwala zapomnieć o jednym odciętym w lewej.

Po “latarkę” dałbym kropkę, ale ten zapis, który jest u Ciebie, błędny nie jest. Po “łatwiejsze” powinien być chyba przecinek, natomiast tego po “adrenalina” być raczej nie powinno. Przekreślone usunąłbym.

 

Włączył latarkę, a jednak udało mu się odlepić powiekę i ujrzeć coś… Przez szparę zapuchniętych powiek widział tunel jaskrawego światła, tysiące oświetlonych drobinek kurzu przemierzało spowolnioną rzeczywistość.

Powtórzenie. Nie rozumiem też korelacji pomiędzy “włączył latarkę” a “a jednak udało mu się odlepić powiekę”. W ogóle usunąłbym to “a jednak” i wtedy problem zniknie. No i “odlepił” też mi nie gra. Może “rozkleił”?

 

Po drugiej stronie komory ktoś leżał, twarzą do ziemi. Podczołgał się niezgrabnie jak tylna część przeciętej na pół dżdżownicy. Wcisnął swoje ramię pod dziwnie skręcony bark i obrócił człowieka na plecy.

W pierwszym zdaniu podmiotem jest “ktoś leżący twarzą do ziemi”, przez co drugie zdanie sugeruje, że to ten ktoś się podczołgał. Tam też chyba przecinka brakuje po “niezgrabnie”. A prezekreślone do usunięcia.

 

– Na pewno trup – wydukał, obserwując twarz górnika, która wyglądała jak przedziurawiona piłka do kosza.

Wydaj mi się, że powinieneś raczej użyć słowa “koszykówki”, bo to narracja a nie mowa potoczna.\\

 

Marek odwrócił się plecami od Grześka lub Andrzeja. Położył na boku i wypuścił latarkę z rąk.

Tam brakuje “się” po “położył”, ale chwilę wcześniej masz już “się”, więc lepszym rozwiązaniem byłoby zastąpienie kropki przecinkiem i scalenie tych dwóch zdań w jedno, wtedy drugie “się” będzie Ci niepotrzebne.

 

– Tu jest ciemno, nic mi kurwa nie pokażesz.

Przekleństwo jest wtrąceniem, więc przed i po nim przecinki.

 

Marek, szeroko otworzył oczy, zdziwił się, że mógł. Nie oślepiło go światło, raczej zalała spokojna zieleń. Stał w cieniu widłaków, ogromnych drzew sięgających czterdziestu metrów.

– To epoka zwana karbonem. – Usłyszał w głowie górnik.

Przekreślone usunąłbym, bo masz tylko jednego bohatera, nie musisz tutaj dookreślać. A podkreślone przerobiłbym → Marek szeroko otworzył oczy. Zdziwił się, że mógł o zrobić.

 

Rozglądał się, pochłaniał zapach, przyswajał obraz i nasłuchiwał jednocześnie. Coś przebiegło obok niego i schowało się w zaroślach. Skrzypienie kołysanych wiatrem drzew i szum liści, mieszały się z gruchaniem, mruczeniem i pohukiwaniem zwierząt.

“Pochłaniał” to nie jest słowo, którego tutaj potrzebujesz, jakoś nie pasuje, w końcu to nie pochłaniacz zapachu tylko człowiek :) Przekreślone usunąłbym, tak samo jak przecinek po “liści”.

 

Dawno temu,(-,) wije były wielkości aligatora, a ważki duże jak sokoły. O zobacz, spójrz w niebo, to Meganeura, śliczna(+,) prawda?

– Jest naprawdę ogromna. – Marek przysiadł w cieniu drzewa.

– Nie bój się – pocieszyła górnika. – Chodź za mną.

– Nie widzę cię, jak mam za tobą podążać?

Interpunkcja. A pogrubione sugeruje, że to Meganeura pocieszyła górnika, więc zamień na “pocieszył go kobiecy głos”. Ostatnie pogrubione jest OK, ale nie w ustach górnika, który jeszcze przed chwilą użył “kurwy” jako przecinka w odpowiedzi do głosu.

 

Trzydzieści procent powietrza wypełnia tlen i z czasem będzie coraz gorzej.

Tu jest coś mocno nie tak. Powietrze wypełnia tlen? Czy tlen stanowi jakąś częśc powietrza?

 

Przed nim rozpościerał się widok na zieloną nizinę, przyozdobioną wulkanami.

To słowo mi nie brzmi w tym kontekście.

 

– To Pangea, super kontynent.

Superkontynent razem.

 

– Chodzi ci o to, czy przeżyjesz? – Wiatr zagrał wszystkim, co ociera się, spada lub łamie. – Oczywiście, że mam wpływ. Jestem tu od zawsze, ja wpuszczam i wypuszczam wizytatorów takich jak ty.

– Wypuścisz mnie do rodziny?

Nie otrzymał odpowiedzi. Za to kilka metrów przed nim zmaterializowało się okno. Takie zwyczajne z plastikowymi ramami i podwójną szybą wypełnioną gazem. 

 

Pogrubione bardzo mi się podoba, jest plastyczne i ciekawe.

Podkreślone pierwsze jest… dziwne. Wizytatorów? To sugeruje celowość, czyli że Marek oraz inni przychodzą celowo do tego miejsca, by je wizytować. To słowo nie pasuje.

Drugie podkreślenie jest technicznie niepoprawne, bo czy podwójna szyba jest wypełniona gazem, czy gaz jest pomiędzy dwiema taflami szyby? Chyba to drugie, ale na oknach się nie znam, więc nie jestem do końca pewien :)

 

Resztę potem, bo mi się czas na razie skończył :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej Outta sporo się jeszcze znalazło, jednak wizytatora będę bronił:)

Podkreślone pierwsze jest… dziwne. Wizytatorów? To sugeruje celowość, czyli że Marek oraz inni przychodzą celowo do tego miejsca, by je wizytować. To słowo nie pasuje.

Osobiście myślę, że poznajemy poczucie humoru “Wróżki” i ona chyba wypowiedziała się troszke z żartem o zagubionym Marku.( Mając w tyle głowy, że nic mu złego się nie stanie):)

 

 

Włączył latarkę, a jednak udało mu się odlepić powiekę i ujrzeć coś

Bo wcześniej mamy:

Nie potrafił podnieść opuchniętych powiek, ale gdyby nawet mu się to udało i tak ciemność pozostałaby ciemnością.

Myślę, że za pierwszym razem się udało, ale nie miał jeszcze włączonej latarki. To go zmyliło. 

Osobiście myślę, że poznajemy poczucie humoru “Wróżki” i ona chyba wypowiedziała się troszke z żartem o zagubionym Marku.( Mając w tyle głowy, że nic mu złego się nie stanie):)

Jasne, to Twoje opowiadanie i Twoja koncepcja, ja tylko rzucam sugestiami :) I to samo odnośnie latarki, ale też całej reszty wątpliwości, które nie są natury technicznej :)

 

A teraz pozwól, że dokończę :) I pamiętaj, że to nadal tylko sugestie.

 

Z wysokości szóstego piętra zobaczył czerwone, ceglane miasto, skąpane w smogu. Szarych ludzi i szare pojazdy jakby namalowane ołówkiem na słabej jakości papierze. Gdzieś jakiś pies, zaznaczał swoje terytorium na uwięzionym w betonowej pułapce drzewie.

W pierwszym zdanu zmieniłbym szyk, a w drugim dokonał małego remontu → Z wysokości szóstego piętra zobaczył skąpane w smogu, czerwone, ceglane miasto. Szarzy ludzie i szare pojazdy wyglądały jak namalowane ołówkiem na słabej jakości papierze.

I to niekonkretne “gdzieś jakiś” mnie uwiera, a poza tym tego przecinka po “pies” być tam nie powinno.

 

Za nią z bukietem kwiatów wchodziła do szpitalnej sali żona mężczyzny. Mała Ania biegiem ruszyła w stronę taty, wtulając się rozpędem w jego nogi.

Nie jestem do końca pewien, ale “z bukietem kwiatów” jest chyba wtrąceniem, więc powinny być przecinki przed i po. Co do pogrubionego zaś, to jakoś niefortunnie to brzmi, wtulać się rozpędem, uderzać rozpędem, turlać się rozpędem… nieeee, to nie brzmi dobrze.

 

No i na końcu ta rozmowa między mężem i żoną, jakaś mało emocjonalna i nienaturalna się wydaje. On się dopiero wybudził, jego żona widzi go żywego, choć pewnie nie miała na to zbyt wielkich nadziei, a oni tak sobie gadają jakoś luźno, bez emocji, takie “połóż się, lekarz kazał ci odpoczywać”, tak jakby nie zależało im na sobie, jakby ich małżeństwo się wypaliło. Ale to już jest wybitnie moja interpretacja zachowań, więc tym się akurat nie przejmuj. Tym bardziej, że opowiadanie jest ciekawe, przecież klika nie dałem za darmo :D

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Hej Outta

No i na końcu ta rozmowa między mężem i żoną, jakaś mało emocjonalna i nienaturalna się wydaje. On się dopiero wybudził, jego żona widzi go żywego…

Rozumiem cię, ale ja mam inne doświadczenia związane z moim ojcem, któremu wycięto płat płuca i węzły chłonne. Leżał wyczerpany. Strach było go dotknąć nawet rozmowa się nie kleiła. To dziwne kiedy kocha się człowieka, a boisz się odezwać. Jesteś jakby stłamszony cierpieniem drugiego człowieka. Może dla tego nie potrafiłem urozmaicić tej sceny. Masz dużo racji w końcu nasz bohater chodzi i mówi – nie wygląda tak źle. Można by go bardziej poskładać, dodać jakąś rozmowę z lekarzem, który wyjaśnia jak zniszczone są płuca i nerki, że nie zostało im dużo czasu – o dodam to:) Szkoda, że nie pojawiłeś się na becie i nie popracowaliśmy trochę razem :) Obiecuje, że jeszcze popracuje nad opowiadaniem i jak wszyscy już o nim zapomną to odezwę się, byś sprawdził efekty:) 

 

Spoko. Rozumiem, każdy ma jakieś przykre doświadczenia. Ja osobiście wolę w takich nieprzyjemnych sytuacjach mówić jak najmniej, ale kobiety są na ogół bardziej emocjonalne. To – jak zaznaczyłem wcześniej – tylko moje sugestie, nie musisz się do nich nawet odnosić, ja się nie obrażam :) Możesz mnie też zaprosić do bety, tylko z uwagi na deficyt czasu, moje pojawienie się może nie być zbyt rychłe :)

Known some call is air am

Cześć!

 

Ciekawa wizja z nieco nieoczekiwanym happyendem. Dużo lasu, który w dodatku atakuje z różnych stron, nawet pod ziemią. Nie do końca zrozumiałem końcówkę, bo tajemnicza, wszystkowiedząca siła raptem zmieniła zdanie…?

– Nie bój się jej. – Kobiecy głos pocieszył górnika. – Chodź za mną.

– Nie widzę cię, jak mam za tobą iść?

Celne ;-) Całkiem, całkiem humor sytuacyjny.

 

Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krar85 :) To już pozakonkursowe dzieło:) pozdrawiam:)

Fajny klimat. Zaciekawiłeś.

Masz dwa błędy merytoryczne:

 

Karbon to nie epoka a okres (ale to od biedy może ujść, bo pada w dialogu, a górnik w sumie nie musi tego wiedzieć).

Dźwięki lasu:

Skrzypienie kołysanych wiatrem drzew i szum liści mieszały się z gruchaniem, mruczeniem i pohukiwaniem zwierząt.

Te odgłosy lasu bardzo współczesne tu masz. Kto grucha – gołębie. Kto mruczy – koty. Kto pohukuje – sowy. Tymczasem żadnego z tych zwierząt w karbonie jeszcze nie było (ssaki pojawią się za 150 mln lat, ptaki podobnie). W karbonie z lądowych dużych zwierząt, były głównie płazy, gady, i owady. Jakie dźwięki wydawały? Tego nie wiemy, ale najprawdopodobniej zbliżone do ich współczesnych kuzynów. Gady w większości milczą, czasem syczą, płazy kumkają, owady bzyczą – przy tych ostatnich masz chyba największe pole manewru. I tego rodzaju dźwięków bym się trzymał.

 

Samo opowiadanie bardzo fajnie zacząłeś. Ten klimat kopalni, desperacja i beznadzieja bohatera, dobrze to wyszło. Dalej już jest trochę gorzej. Nieco za dużo wyjaśniasz i to brzmi trochę jak tłumaczenie, a nie literatura piękna. Fabularnie też końcówka nie nadąża za resztą. Twist przewidywalny, a puenta… no właśnie… jest jakaś w ogóle? Nie wybrzmiało to zakończenie. 

Ale klika do biblioteki dołożę.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Hej Chrościsko

Dzięki za wyłapanie tej epoki.

 

Co do dźwięków wydawanych przez zwierzęta to tak naprawdę nigdy nie będziemy wiedzieć jak to się “słyszało”. Nazewnictwo zaczerpnąłem z filmu dokumentalnego o tym okresie, ale rzeczywiście twoje propozycje brzmią sprawniej.

Nieco za dużo wyjaśniasz i to brzmi trochę jak tłumaczenie

Też mi się to wydaje trochę sztuczne, bo po co zwykłemu chłopkowi takie tłumaczenia z pogranicza nauki, ale zgoniłem to na kobiecy głos, niewiedzą czym tak na prawdę jest.

Dzięki za odwiedziny i za klika.

Popracuje nad zakończeniem bo pojawiło się coś nowego w głowie.

Podoba mi się ciekawe ujęcie tematu, a jednocześnie smuci fakt, że pewne sprawy uświadamiamy sobie wtedy, kiedy na wszystko jest już za późno. Na szczęście finał Twojego opowiadania pozwala mieć nadzieję, że Markowi jeszcze będzie dane pojechać do lasu. :)

Nie bardzo wiem, kim jest kobieta rozmawiająca z Markiem, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przemawiała głosem pani Krystyny Czubówny. ;)

 

– Ja umie­ram? – Zdzi­wił się. → – Ja umie­ram? – zdzi­wił się.

 

Gór­nik nie­spiesz­nie zła­pał za klam­kę i otwo­rzył okno na oścież.Gór­nik nie­spiesz­nie zła­pał/ chwycił klam­kę i otwo­rzył okno na oścież.

 

Sza­rych ludzi i szare po­jaz­dy jakby na­ma­lo­wa­ne ołów­kiem→ Sza­rych ludzi i szare po­jaz­dy jakby narysowane ołów­kiem

Ołówek służy do pisania/ rysowania/ kreślenia, ale nie można nim malować.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, reg.

Czubówna powiadasz? Rzeczywiście to naukowe podejście do sprawy, może świadczyć tu o obecności pani Krystyny:)

Pozdrawiam :D

ps. Tak znowu miałem tą samą minę, kiedy zobaczyłem reg. :)

 

Vrchampsie, napiszesz jeszcze kilka opowiadań i nastanie taka chwila, że mój nick przestanie robić na Tobie jakiekolwiek wrażenie. ;)

 

edycja

Vrchampsie, w zdaniu: Górnik niespiesznie złapał chwycił klamkę… pojawiły się dwa grzybki w barszczyku. Zasugerowałam dwa określenia do wyboru i oddzieliłam je ukośnikiem. Zdanie winno brzmieć: Górnik niespiesznie złapał klamkę… Lub: Górnik niespiesznie chwycił klamkę

Mam nadzieję, że wyłowisz jeden grzybek, bo właśnie udaję się do klikarni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajne i bardzo nietypowe podejście do konkursu. Szkoda, że nie wyrobiłeś z terminem, bo przypuszczam, że Twoje opko wyróżniałoby się. Czytało się nieźle, tłumaczenia damy (kimkolwiek była) nieco imfodumpowe, ale że górnik chłop prosty, to pasowały :)

Ode mnie ostatni kopniak :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ech, Irko! I moja wyprawa do klikarni po próżnicy się odbyła. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sorry, ostatni komentarz, który widziałam to odpowiedź autora na Czubówną.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nic to, Irko. Dobrze, że opowiadanie znalazło się na półce. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Irka luz, dzięki za odwiedziny:) Melduję też, że opko "Do rzeki" ma 13 tyś znaków. Powstaje powoli, ale nici nie śpią.

Cześć, Vr!

 

Bardzo fajne, takiego pomysłu w konkursie nie widziałem – dobre jest przejście z kopalni do karbonu, na koniec fajnie zagrał też kontrast i rodząca się chęć/tęsknota Marka za wyjściem do lasu.

 

Biblioteka już jest, także powodzenia w kolejnych tekstach

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzięki Kroki:)

Cześć, vrchamps

 

wiele już tu zostało powiedziane, więc ciężko o oryginalny komentarz. Zatem pokrótce – podobał mi się cały główny wątek, tj. wypadek na kopalni i spacer lasem. Zwłaszcza wypadek, bo sprowokował myśli, które pojawiają się zawsze, ilekroć na Śląsku dojdzie do wypadku. Śmierć pod ziemią zawsze wydawała mi się czymś okropnym. Oddałeś to znakomicie. Spacer lasem i połączenie go z wypadkiem w kopalni także fajne. Podzielam wątpliwości przedmówców co do gruchania i miauczenia – wybiło mnie to z rytmu, poczułem, że coś tu nie gra. Ekspertem z prehistorii nie jestem, ale zgrzyt był.

Zawiodło mnie nieco zakończenie. Raz, że nieco za słodkie (nie lubię happy endów, więc traktuj to jako subiektywną impresję), a dwa – propozycja wyjazdu do lasu jest taka hm… tendencyjna. Coś mi tu nie zagrało, ale to tylko ja i moje narzekanie :)

Jeszcze raz – duży plus za kopalnię i las. Szkoda, żeś się na konkurs nie wyrobił.

 

Pozdrawiam,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hej fmsduval. To zakończenie najlepiej określił mój czternastoletni syn. Powiedział, że sam nie wie czy to zakończenie jest fajne czy słabe. Cieszę się, że ogólnie się podobało:) pozdrawiam.

Wilkowe limity górne mają to do siebie, że ciężko się wyrobić z opisaniem tego, co się chce w sposób przekonujący i zrozumiały dla, na przykład, takich, jak ja. Zatem, skoro już poza konkursem, mogłeś się bardziej rozpisać. Wówczas niektóre pytania znalazłyby odpowiedź. Pytania o tajemniczą kobietę i końcówkę już znasz. Ja popytam o bohatera. 

Nie przekonał mnie.

Niemal od początku miałem wrażenie, że to jakiś super żołnierz, bohater nieodczuwający lęku, bólu. Jak na sytuację, w której się znalazł był wyjątkowo spokojny. Zupełnie tak, jakby doskonale wiedział, jak ma się zachować – wszak to nie pierwszyzna. Przy ciele kolegi (musiał znać tych, którzy byli z nim w przodku) znów zachował się jak ktoś, dla kogo trup ścielący się gęsto jest zjawiskiem, do którego już dawno przywykł.

Stąd tekst pozostawił mnie w konfuzji.

Natomiast, pomysł sam w sobie rzeczywiście bardzo ciekawy. Kibicuję ewentualnemu rozwinięciu.

hej, MTF

Niemal od początku miałem wrażenie, że to jakiś super żołnierz, bohater nieodczuwający lęku, bólu. Jak na sytuację, w której się znalazł był wyjątkowo spokojny. Zupełnie tak, jakby doskonale wiedział, jak ma się zachować – wszak to nie pierwszyzna. Przy ciele kolegi (musiał znać tych, którzy byli z nim w przodku) znów zachował się jak ktoś, dla kogo trup ścielący się gęsto jest zjawiskiem, do którego już dawno przywykł.

Tok to jest, jeden w okopie walczy inny płacze. Ja osobiście widziałem tego pierwszego:)

Dzięki za odwiedziny:)

 

Mała scenka, ale jakaś taka mimo wszystko poruszająca. I jakkolwiek można by ją było na rożne sposoby uczynić bardziej dramatyczną, to tak jak jest dla odmiany okazuje się łatwą w przenoszeniu na bardzo różne sytuacje życiowe i przez to dająca trochę do myślenia…

Dzięki wilku za odwiedziny i poświęcony czas

Czytałam to, przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka