- Opowiadanie: tomaszg - Gdy nie wiadomo, o co chodzi, i kto z kim przystaje (cykl Wieże)

Gdy nie wiadomo, o co chodzi, i kto z kim przystaje (cykl Wieże)

Początkowo planowałem jeden tekst, w końcu jednak po napisaniu https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/27677 zdecydowałem się rozszerzyć różne wątki.

Jak mi się udało? Czy historia dwóch policjantów zakończyła się szczęśliwie? Co się stało z wieżami? I jak wygląda świat?

Można czytać oddzielnie, albo razem z poprzednim tekstem.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Gdy nie wiadomo, o co chodzi, i kto z kim przystaje (cykl Wieże)

– Baza… Brak… ciągu… w… dwójce. – Przeciążenie było tak duże, że załoga miała problem nawet z mówieniem.

– Manewr alfa. Odbiór.

– Tak… jest… bez… odbioru.

Za oknami promu widać było zarysy budynków obcych, a prędkość rosła w zastraszającym tempie.

– Zderzenie. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć… – ton głosu komputera nie dawał nadziei na spokojne lądowanie.

 

***

 

– Aaaaaa… – normalnie w środku statku słychać było setki dźwięków, teraz jednak jęk pilota w żaden sposób nie łączył się z sykiem uciekających gazów, nie zagłuszał iskrzenia przewodów, ani nie maskował odgłosów pracy brutalnie potraktowanego, wygiętego do granic możliwości metalu.

Brak atmosfery powodował, że cały dramat rozgrywał się w idealnie czystej, sterylnej, lodowatej ciszy. Jack otworzył oczy. Ledwo przytomny wziął głęboki oddech, i od razu tego pożałował. Dłuższą chwilę walczył, żeby się nie zadławić. Krztusił się i szarpał, niewiele widząc. Poczuł się bezradny jak dziecko, tym bardziej, że dotarło do niego, gdzie się znajduje. Miał ochotę zapłakać, w końcu jednak odliczył do trzech, i wyrównał oddech. Uspokoił się. Wygrały wpojone nawyki, a on na powrót stał się twardzielem, konkretnym, zimnym profesjonalistą, który działa i odpowiada za swoje czyny.

Zaczął analizować. Był całkowicie odseparowany. Musiał opierać się na sobie, i na skafandrze. Leżał na prawym boku, nie mógł poruszać nogami, ani odpiąć pasów. Bolały go żebra, do tego niewiele widział przez porysowaną szybkę. Próbowali lądować z uszkodzonym silnikiem, ale najwyraźniej coś poszło nie tak. Było źle, tak bardzo źle, że nie pamiętał ostatnich chwil. Tak nie wyglądała zwykła kraksa. To była katastrofa, ale mimo wszystko musiał wziąć się w garść, i ratować, co tylko się da. Od kolejnych kroków zależał przecież los milionów, a gra wciąż toczyła się o ogromną stawkę.

Z wysiłkiem obrócił głowę. Drugi pilot siedział w fotelu, ale nie było sensu myśleć, czy żyje. Kombinezon nieszczęśnika nie wytrzymał ciosów ostrych skał. Został przeorany, zgnieciony i rozerwany, podobnie jak przód i burta kruchego, budowanego w kosmosie, statku.

– Halo, czy ktoś mnie słyszy!? – Pasażerów z tyłu nie widział, i stan wraku sugerował, że nikt nie miał szans na przeżycie, niemniej przez dłuższą chwilę nasłuchiwał na wewnętrznej częstotliwości.

W końcu zrezygnowany podniósł prawą rękę i spróbował aktywować nadajnik ostatniej szansy. Raz po raz uderzał w opaskę na ramieniu, ale nie dało to widocznego rezultatu. Już miał się poddać, gdy radio niespodziewanie ożyło:

– Wędrowiec dwa na miejscu… trójka bez strat, bez paliwa… na prawo ogień, to chyba siódemka.

– Yyyy Hrrr – odchrząknął. – Halo, czy ktoś mnie słyszy? – Zmusił do pracy struny głosowe.

– Wszystkie statki, zgłosić się. – Głos kontrolerki był jak zawsze profesjonalny. – Jedynka?

– Jestem – wyszeptał, i złożył meldunek. – Leżymy na ziemi na boku, niezdolni do akcji.

– Jedynka? – powtórzyła Sally z centrum kontroli. – Czy ktoś ich widział?

– Oni chyba spadli – rzucił ktoś z innej załogi.

– Tu jesteśmy. – Nie dowierzając w to, co słyszy, zaczął błagać, choć tym razem głośniej. – Pomocy. Proszę. Tutaj. Nie odchodźcie.

– Dwójka?

– Tu jesteśmy! Halo! – krzyknął ogarnięty nagłą paniką, ale radio wypluło słowa, które w straszny sposób potwierdziły, że spisano ich na straty:

– Zgodnie z planem.

Zapłakał. Dopuścił do siebie myśl, że tkwi daleko od domu, i nigdy tam nie wróci.

 

Tysiące lat później

Dzień pierwszy Nowego Ładu

 

9AM NBC „Good morning America”

– Dzień dobry państwu. Karen Wells. – Biała blondynka uśmiechnęła się promiennie do widzów.

– I John MacLasky. – Nienagannym uśmiechem wykazał się czarny mężczyzna, który siedział wraz z nią w studio. – Przed nami najważniejsze wiadomości dnia. Ruchy inwestorów są coraz bardziej chaotyczne. Na giełdzie widać panikę. Sesje w Azji i Europie zostały odwołane, zawieszono też notowania większości amerykańskich firm.

– Spekulacja?

– Nie. Dużą część operacji od dawna wykonują komputery. Na nasze nieszczęście zupełnie nie uwzględniają obecnej sytuacji.

– Sztuczna inteligencja przejmuje nad nami władzę?

– Tak.

– Ale chyba nie to jest głównym problemem, John.

– Masz rację. W całym kraju występują trudności z operacjami na kontach i kartach płatniczych. Pracownicy banków mówią o braku połączenia z resztą świata, i przeciążeniu systemu przez ogromną ilość wypłat gotówki.

– Kolejki do bankomatów ustawiały się od kilku dni – zauważyła kobieta.

– Dokładnie. Wczoraj i przedwczoraj pokazywaliśmy tylko obrazy z Bostonu, ale podobne sceny można zobaczyć właściwie wszędzie. Analitycy zwracają uwagę na możliwość zamrożenia kont, i doradzają inwestycje w złoto i metale szlachetne. Dużą popularność zyskują kryptowaluty, za to nikt nie mówi obecnie o zakupie nieruchomości.

– Nie dziwię się. Przy tych cenach to szaleństwo. – Karen zaśmiała się sztucznie. – A wiesz, że Hollywood chce nagrać film, które przedstawi całą historię? W projekt zaangażowane zostały gwiazdy hitu „Nie patrz w górę”.

– A właśnie, gwiazdy. Czarny raper Yoł zdecydował się na rozstanie ze swoją partnerką.

– On chyba robi to często.

– Młody jest, a młodość rządzi się swoimi prawami.

– Dokładnie. I na tym kończymy wydanie poranne. Z państwem była Karen Wells.

– I John MacLasky.

 

10:12AM Louisiana

– Odłóż nóż! Na ziemię! Nóż! Odłóż nóż! – Krzyki policjanta zwabiły młodych bezrobotnych i matki z dziećmi na rękach. Ludzie zbierali się, a wielu z nich zaczęło nagrywać całe zajście.

Mężczyzna na środku ulicy nie odezwał się ani słowem, tylko nadal szedł i rozglądał nieprzytomnym wzrokiem.

Funkcjonariusz Malawen, wciąż patrząc na ćpuna, jedną ręką mocniej ścisnął broń, a drugą wdusił przycisk gruszki na ramieniu:

– Siedemdziesiąt trzy. Proszę o wsparcie. Niebezpieczny uzbrojony napastnik.

– Czekaj siedemdziesiąt trzy.

Nożownik nagle zmienił kierunek i zrobił trzy kroki w stronę policjanta, który zmęczony i nakręcony adrenaliną zaczął krzyczeć i cofać się, coraz bardziej przyspieszając kroki:

– Stój! Nóż! Odłóż nóż! Nóż! Odłóż!

Kątem oka zobaczył również ruch z prawej strony. Stres zrobił swoje. Padły strzały.

 

12:07PM NYC

– Wstąp do policji. Fajnie będzie. – Thomas splunął i spojrzał bez entuzjazmu na tłum na końcu ulicy, który powoli zaczęło ogarniać zbiorowe szaleństwo.

– A nie jest? – Mike miał ochotę podrażnić się z partnerem.

– Ludzie cię będą szanować, a laski sikać po nogach. Jasne. – Ten kontynuował tyradę, nawet wtedy, gdy odruchowo skulił się przed koszem na śmieci, który poleciał w ich stronę. – Fuck! Zapomnieli dopisać, że nie laski, tylko wszyscy, nie sikać, a lać, nie po nogach, tylko w ryj, i nie babskimi sokami, tylko całym gównem tego świata. Cholerni naciągacze. Nie na to się pisałem. – Znów splunął. – Na trzy. Raz. Dwa. Trzy.

Mężczyźni równocześnie strzelili, i schowali się za samochodem, żeby przeładować strzelby.

– Trzeba było czytać małym druczkiem. Tylko idioci zakładają mundur. – Mike włożył ładunki, i spojrzał na partnera. – Albo ci, którzy nie mają wyboru.

– A ty? – Thomas odrzucił puste pudełko. – Jesteś idiotą czy nie masz wyboru?

– Chyba idiotą, skoro tu siedzę. Cholera. Tylko pięć lat do emerytury. Wielkie pałace białasów spadają z nieba, i wszystko się jebie. Czy wy naprawdę musicie pieprzyć wszystkie sprawy? Pięć zasranych cholernych lat. Nie mogliście zaczekać, aż wyjadę na Florydę?

– Jak cię boli, to żyjesz. – Thomas się zaśmiał. – Na trzy.

– Chrzań się, złamasie. – Mike wstał, wychylił zza radiowozu, i chcąc nie chcąc znów zaczął mierzyć do ludzi.

 

12:12PM Louisiana

– Zamieszki po brutalnym zabójstwie jedynego żywiciela rodziny spowodowały straty w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów. Protestujący żądają wydania funkcjonariusza Malawen. Mężczyzna jest pod opieką wojska, które próbuje nie dopuścić do eskalacji. – Na ekranie telewizora widać było reportera, który relacjonował lokalną sprawę ze schodów sądu stanowego.

– Co o tym myślicie? – Jeden z miejscowych bogaczy wziął do ręki pilota, ściszył dźwięk i spojrzał na kolegów, z którymi próbował uzgodnić kolejne kroki. – Chcą to puścić za godzinę.

– To jakiś ponury żart. Prezydent mówi o wojnie, kraj się wali, a my gadamy o jakimś brudasie.

– Dzisiaj się wali, a jutro będzie po staremu. To tylko wymysły tych z Waszyngtonu. Do niczego nie dojdzie. Dużo gadają, mało robią. Musimy myśleć przy-szło-ścio-wo.

– Zgadzam się. Nie ma co myśleć. Trzeba działać. Gubernator powinien wprowadzić stan wyjątkowy. – John Dush wskazał palcem na tłum, doskonale widoczny za oknem pokoju, w którym obradowali. – Inaczej nas ukamienują, że nic nie robimy.

– Panowie, spokojnie. Stan wyjątkowy już jest. Mamy DEFCON 2, i sprawa sama się rozwiąże.

– Nie rozwiąże. Słuchaj John. Dzisiaj jest stan wyjątkowy, a jutro wszystko wróci do normy. Nie możemy sobie pozwolić na utratę całego stanu. Zróbmy chociaż konferencję. Pokażmy raport z policji. Cokolwiek. Niech będzie jasne, że zabity miał w sobie cały możliwy towar świata.

– A kogo to obchodzi?

– No to oddamy jednego z naszych? Facet służył wiernie dziewięć lat.

– Trzynaście skarg. Tyle na niego zgłoszono. Podobno ma ksywkę Brudny Harry.

– Tak mówią na każdego w tamtej okolicy – parsknął jeden z mężczyzn w pokoju. – Wiem, bo miałem tam biuro. Paskudne slumsy.

– No to co robimy? Muszę coś powiedzieć jutro na posiedzeniu.

– Dostanie trzy lata, wyjdzie po roku. Weźmiemy go w opiekę w więzieniu, a potem damy ciepłą posadkę w innym stanie.

– Co z rodziną?

– Program ochrony świadków. To będzie nasza marchewka.

– A jak wcześniej zejdzie?

– Nie potrzebujemy słabych.

– Czyli rekomendujemy więzienie?

– Tak.

 

12:20PM NYC

– Sto pięćdziesiąt metrów. Oznaczam cel. – Sierżant Antony Hopkins od kilku minut obserwował dach po drugiej stronie ulicy, a teraz mrugnął dwa razy, co spowodowało, że odpowiedni dron rozpoczął śledzenie chińskiego dowódcy, przez chwilę oświetlonego niskoenergetyczną, skupioną wiązką laserową. – ETA dwie minuty. Idę na drugą stronę. Bez odbioru.

Mężczyzna był niesamowicie zmęczony.

Trzy dni zmieniły właściwie wszystko.

W bazie nie powiedziano im nic konkretnego. Jechali przekonani, że chodzi o niezapowiedziane ćwiczenia, zaplanowane przez nadgorliwego cywila, który chciał dorobić do marnej pensji. W trakcie drogi na Manhattan koledzy z oddziału sierżanta przeglądali internet, ale nikt nie wierzył, że w mieście pojawiły się budynki, które z hukiem zniknęły dwadzieścia lat wcześniej. Ludzie przeżyli szok, a kolejne godziny nie były wcale lepsze. Zaczęło się od ewakuacji cywili, śmierci prezydent, przepychanek z policją, strażą i dziesiątkami mniej lub bardziej istotnych służb, skończyło na wielogodzinnym czuwaniu wśród krzykliwych reklam na pustych ulicach, i rosnącym napięciu, które podsycał brak prądu i wiadomości o walkach w całym mieście. Posypało się wszystko. Ludzie warczeli na siebie, ociągali, a nawet otwarcie odmawiali wykonywania rozkazów. Nie pomagały plotki na YouTube i Instagramie, niepewność co do sytuacji, i szok na widok spadochronów na niebie.

Sierżant nie miał złudzeń, że ten dzień przejdzie do historii. Uczestniczył wcześniej w misjach bojowych, ale tym razem to było coś zupełnie innego. Wróg zaatakował podstępnie, znienacka, w samym sercu amerykańskiej ziemi. Sprawy nie ułatwiał fakt, że stały tu dwa ogromne czarne budynki, niegdyś uważane za symbol Nowego Yorku, teraz stanowiące największą niewiadomą wszechczasów. Nikt się tego wszystkiego nie spodziewał, podobnie jak wypadków jedenastego września czy katastrofy w Pearl Harbor.

Odprawa została zrobiona szybko, pobieżnie, bez większych konkretów. Walkę rozpoczęli, gdy strzały słychać było właściwie z każdej strony. Jego koledzy mieli za zadanie eliminować wrogów, korzystając głównie z nowoczesnej techniki, a on miał skupić się na klasycznym rozpoznaniu, i tylko do czasu od czasu oznaczać cele dla innych.

– Charlie. Charlie. Charlie. – W słuchawce dały się słyszeć słowa, które śniły mu się w koszmarach.

Sierżant nie dopuszczał do siebie myśli, że to może się wydarzyć, tymczasem w środku metropolii najwyraźniej zdetonowano ładunek radioaktywny. Mężczyzna machinalnie zauważył, że człowiek w centrum wielkich wydarzeń historycznych czuje się jak w bębnie wielkiej pralki. Pospiesznie wyjął i założył maskę, która idealnie dopasowała się do gogli IVAS i hełmu, i spowodowała, że od ramion w górę zakryty był jednolitą skorupą. Z pierwszym oddechem na zegarku na ręku Hopkinsa ruszył timer odmierzający osiem godzin. Dokładnie tyle pozostało do zmiany filtra, i nie chciał go zmarnować. Na ulicach było zbyt wielu obcych do zabicia.

 

12:21PM NYC

– Nie wiem jak ty, ale zaczynam czuć istotne zdenerwowanie. – Thomas uśmiechnął się do Mike, choć wcale nie było mu do śmiechu.

Atak spadochroniarzy rozwiązał problem z tłumem, ale spowodował też, że cały oddział rozproszył się w panice, szukając schronienia w okolicznych domach. Przestały działać komórki, padło radio, na dodatek, już w budynku, usłyszeli głośny wybuch i poczuli wstrząs, zaś wyjące syreny nie pozostawiały wątpliwości, że stało się coś bardzo złego.

– Żołnierzyki się maskują. – Mike pokazał na nielicznych wojskowych za oknem, którzy stali z drugiej strony ulicy i na zmianę ostrzeliwali kogoś lub coś zza rogu. – Naprawdę czas stąd spieprzać. Masz bracie rację. Przyjedź do Nowego Yorku. Fajnie będzie. Ta. Jasne.

– No i fajnie jest. Obyś żył w ciekawych czasach.

 

12:25PM Kościół prawego porządku, gdzieś w środkowych Stanach

– Bracia i siostry, spocznijcie. Przekażę wam, co powiedział pan. – Pastor na ambonie spojrzał po zgromadzonych i zaczął czytać:

„I sprawiedliwy stanął na wysokościach, i ze zmęczeniem spojrzał na bezkresne morze smutnych ludzi, którzy stali w milczeniu, ze spuszczoną głową czekając na swą kolej.

– Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną – powiedział do jednego z nich.

– Ale… ale ja ich nigdy nie miałem.

– A czym był wzrost gospodarczy, któremu podporządkowałeś każdą sekundę swego marnego żywota? Twoja praca w niedziele i święta, i zaniedbywanie rodziny i przyjaciół?

– Bez tego nie byłbym w stanie ich utrzymać.

– Niejedna droga prowadzi do Rzymu. – Popatrzył na niego z ogromną miłością, a potem z równie wielkim uczuciem spojrzał na kobietę tuż obok. – Nie będziesz wzywała imienia Boga twego nadaremno.

– Ale…

– Co krzyczałaś, gdy miałaś orgazm? – Nie dał nieszczęsnej czasu na odpowiedź, i od razu zwrócił się do jej męża, który zaczął znacząco się uśmiechać. – A ty? Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

– Czciłem, jak mogłem. – Ten wzruszył ramionami.

– W sobotę zakupy i oglądanie telewizji, a w niedzielę robienie pracy na poniedziałek.

– No ale…

– To nie był jeden jedyny raz. Ale nieważne. Zapominałeś, żeby czcić ojca swego i matkę swoją.

– Nie… to nie tak…

– Odwiedzanie rodziny dwa razy w roku nie jest zbyt dobre. Dobrze, że przynajmniej nie zabijałeś, jak ten człowiek obok. – Pokazał głową na mężczyznę z jego prawej strony.

– Byłem tylko rolnikiem – bąknął pod nosem starszy pan. – Pracowałem ciężko, żeby inni mieli co jeść.

– Czy pamiętasz, jak dodawałeś cukier do swojego miodu? Jak robiłeś opryski w nocy, i zaraz potem zbierałeś plony? Albo jak obiłeś po pijaku wiernego psa? – Nie dał mu czasu na odpowiedź, i pokazał oskarżycielsko palcem na kobietę po lewej. – Wiem, że ty też zabijałaś.

– Jak kasjerka mogła zabijać? – Była młoda i wciąż mocno butna.

– Pamiętasz, jak sprzedawałaś te wszystkie śmieci, które ludzie potem jedli?

– Musiałam się jakoś utrzymać.

– Wystarczyło się uczyć w szkole, i na pewno byś znalazła coś innego.

– Znamy ją. To dobra kobieta. – Zaczęli szeptać ludzie z boku.

– Ty nic nie mów. Pracowałeś w fabryce papierosów. A ty byłeś dziennikarzem. Przypomnij sobie artykuły, dzięki którym wielu wyszło na ulice i zaczęło się zabijać. Tak samo ty, ty i ty. – Pokazywał palcem. – Projektowaliście komputery, które tak wyły i drażniły uszy, że trzech użytkowników dostało wylewu.

Wszyscy ucichli.

– Nie cudzołóż. Tego nie muszę wyjaśniać. – Patrzył surowym okiem na kolejnych mężczyzn, którzy opuszczali głowy, i na końcu zwrócił się bezpośrednio do jednego z nich. – Nie kradnij.

– Ja nic nie kradłem. – Wezwany odezwał się niepewnie.

– Tak? Ciekawe. A czym było pobieranie socjalu? Przez to trzeba było podwyższać podatki.

– A ty tak się nie ciesz – powiedział kolejnemu, który uśmiechnął się znacząco. – Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Czy pamiętasz, jak w pracy wygrał twój projekt? Jak zapewniałeś, że twoje rozwiązanie jest szybsze?

– Zdrowa konkurencja jest dobra. – Były manager wzruszył ramionami.

– Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że to nie ty, tylko twój brat miał rację. Projekt można było zrobić szybciej i łatwiej. Twa chciwość spowodowała, że on bił swoją kobietę, tę, którą potem tak bardzo pożądałeś.

– Ale ja…

– Tak, ty, i nie tylko ty. Cudzołożyłeś, i kradłeś swojemu szefowi wiele drobiazgów. Ale dobrze. Słuchajcie mnie wszyscy. Grzechy wasze są ciężkie, i pokuta musi być. Myślcie o tym, co zrobiliście. Myślcie cały czas, w każdej sekundzie, a nie martwcie się o strawę, bo tej wam nie zabraknie. I czekajcie na swoją kolej, i miejcie nadzieję. – I pan wstąpił do nieba”.

 

12:27PM NYC, transporter dowodzenia

– Potwierdzony wybuch od północnej strony Central Parku… Chińczycy używają granatów atomowych… zlikwidowany oddział pułkownika Danielsa… kapitan Weston wycofuje się do punktu beta… dziesiątki nowych dronów wroga… – operator w transporterze potwierdzał napływające meldunki, podczas gdy mapa na stole i dane na ekranach ściennych były uaktualniane całkowicie automatycznie.

– Skoro Eric zrobił odwrót, musi być naprawdę źle. – Generał Ruthof zaczął w końcu rozumieć, dlaczego Chińczycy zaatakowali siłami, które normalnie nie powinny zagrozić Amerykanom. – Promieniowanie?

– Trzysta milisiwertów i szybko rośnie. Do tego przeszliśmy na DEFCON 1.

– Rozumiem. Kobalt?

– Zwykłe atomówki.

– Przynajmniej tyle dobrego. Wdrażamy plan B. Sztab ma być rozlokowany wokół USS Intrepid, my przenosimy się pod Statuę Wolności. Wykopać ich z mojego miasta. – Ruthof przeżegnał się, i pocałował medalik na szyi. – I niech Bóg ma nas w swojej opiece.

 

12:32PM Kościół prawego porządku

– Posłuchajcie bracia i siostry drugiego czytania. – Pastor spojrzał na wiernych, ponownie otworzył świętą księgę i zaczął czytać:

„– Zobacz Ezechielu, jakie to wszystko proste. I jak energia przepływa w całym wszechświecie. Każda atrakcyjna kobieta ma na początku wielu mężczyzn. Jej wartość spada, a ona sama ma kolejne szanse na ustatkowanie się. Skorzysta z kich, żeby dostawać energię od męża, czy dojdzie tam, gdzie nikt jej nie zechce? Zaprawdę powiadam ci, że każde małżeństwo to największy dar. Ludzie dają sobie to, co najlepsze, i wzajemnie wzrastają.

– Ale to piekło na ziemi, mój panie. Małżonkowie pomagają sobie nawzajem, a tracą. Dają atrakcyjność ukochanym, a ci mogą odejść.

– To się nazywa miłość. Piekło jest z tego, że piękni i młodzi są głupi, a jak zdobędą mądrość, to są starzy, i walczą, żeby odzyskać piękno. – Pan miał już dosyć rozmów, które kończyły się zawsze tak samo. I pomyślał, że koniecznie trzeba znów wysłać kogoś na dół, ale dać mu zupełnie inną misję niż dwa tysiące lat wcześniej”.

Po przeczytaniu całego fragmentu duchowny podniósł księgę, popatrzył na nią, zamknął i położył przed sobą, a potem przeszedł do kazania:

– Usiądźcie. Pan przyjdzie i przygarnie owieczki swoje. Ale pamiętajcie bracia i siostry, że zły nie śpi, i przybędzie wcześniej. Będziecie myśleć, że to pan, a on będzie was zwodzić na pokuszenie. Da wam złudną nadzieję. I dlatego bracia i siostry nie można pozwolić duszy i ciału dać się wodzić na pokuszenie. Bo ciało jest słabe, i podatne na grzech. I dlatego musicie tu i teraz podjąć najważniejszą decyzję w waszym życiu, i zrobić to, co słuszne, żeby wasze ciało nie wpadło w czeluść zatracenia. Módlmy się teraz, żeby pan dał znak nam wszystkim. – Mężczyzna podniósł dłonie, a kilka minut później wszystko zagłuszyły syreny alarmowe, które włączyły się w całym mieście.

 

12:40PM NYC, transporter dowodzenia

– Drugi wybuch. – Głos operatora zdradzał pewne emocje, a generał zacisnął pięść. – Małe drony zlikwidowane w pięćdziesięciu procentach. Straty trzysta osób. Chińczycy ostrzeliwują się z wyższych pięter, w kwadracie alfa, gamma i omikron.

– Gdzie to cholerne lotnictwo? Potrzebujemy rakiet. – Ruthof był wściekły, gdyż w pierwszych chwilach stracił praktycznie wszystkie baterie na dachach, i teraz musiał czekać na posiłki, które dopiero wystartowały z pobliskich baz. – Zostawić niewielki kordon przy WTC, i spróbować okrążyć oddział przy Central Parku. Nie mogą wejść do wież. – Mężczyzna miał wrażenie, że mimo wszystko ciągle coś mu umyka, i choć budynki na pewno są powodem obecności wroga, może chodzić o coś więcej.

 

12:45PM NYC

– Jezu. – Mike spojrzał z niedowierzaniem na wbity w brzuch fragment metalu, spod którego sączyła się niewielka strużka krwi. – Umieram.

– Nie ruszaj tego, i nie przesadzaj. To tylko zadrapanie. – Thomas nie stracił głowy, tylko rozejrzał się, podniósł partnera z chodnika i, podtrzymując, zaczął ciągnąć w stronę najbliższego bistro, równocześnie narzekając: – Cholera. Blisko było. Czego oni tu chcą?

Wokół było coraz bardziej niebezpiecznie. Wrogowie strzelali z góry, i wojsko niespecjalnie mogło odpowiedzieć ogniem. Amerykańskie drony, które jeszcze kilka minut wcześniej latały właściwie wszędzie, teraz masowo roztrzaskiwały się o budynki lub ziemię, zastępowane maszynami napastników, które zaczęły podpalać kolejne samochody.

– Stój tu. – Thomas zostawił partnera pod ścianą dwa kroki od drzwi wejściowych, trzonkiem rewolweru stłukł w nich szybę, a potem sięgnął do zamka i go otworzył. – Chodź.

– Eeeeeee. – Mike złapał się za brzuch, ale słaniając się posłusznie ruszył w stronę partnera. – Eeeee. Pewnie. Eeee. Chcą zniszczyć cholerne wieże.

– Nie udawaj. Nic nawet ci nie leci. – Polak podtrzymał go i mimo tego, że ten prawie upadł, dalej robił dobrą minę do złej gry. – To by było za proste. Mogli wlecieć w wieże jak jedenastego września. Oni nie tylko chcą je zająć, ale wziąć też budynki rządowe. Hej, nie odpływaj mi tu. – Wymierzył mu siarczysty policzek. – Do przystani nie jest daleko. Mamy dojść tam razem.

 

1PM Air Force One

– Panie prezydencie, dyrektorzy NSA, FBI i CIA proszą o rozmowę. – Montgomery spojrzał na Winstona.

– Wszyscy? Niech się ustawią w długiej kolejce. Czy mówili, o co chodzi?

– Biznesmeni wiedzą już o człowieku z wież. Szykują atak na Cheyenne.

– Wejdą do Cheyenne? To zdrada.

– Większość symulacji wskazuje, że upadek morale będzie widoczny w tempie wykładniczym. To kwestia kilku dni, gdy zaczną się wewnętrzne walki w dowództwie. Ludzie będą bardzo podatni na sugestie bogaczy.

– Co pan sugeruje?

– Trzeba wysłać do bazy większe siły. I do Nowego Yorku też.

– Wykonać. Już zleciłem mobilizację rezerwy prezydenckiej, wniosę też do Senatu o przyspieszenie pełnej mobilizacji.

– Dziękuję.

 

1:02PM Spotkanie CEO gdzieś w Ameryce

– To szaleniec. Wysłał rakiety na Chiny, a teraz otwarcie walczy z Chińczykami.

– Nie miał wyjścia.

– Jasne. Wyjścia to nie będę ja miał, jak stracę ludzi i materiały. Żółtki nam nic nie wyślą.

– To handlarze. Zrobią wszystko, gdy się uspokoi.

– Miałoby sens, gdyby Winston wkroczył na Tajwan.

– Nie zrobi tego. Przecież wiesz, że wtedy oni nie cofną się przed niczym.

– No to musi znaleźć jakiegoś haka. Poczekajmy. Prawda, że w wielu dziedzinach będzie problem.

– Wcześniej i tak nikt nie chciał u nas pracować. Myślisz, że teraz będą się pchać drzwiami i oknami?

– Będą chcieli przeżyć.

– Właśnie dlatego nie przyjdą. Promieniowanie.

– Coś się wymyśli. Gorzej, że Chińczycy trzymają łapę na licie. Ceny pójdą mocno w górę.

– Po tym wszystkim nie będą chcieli go sprzedać.

– To co mamy zrobić? Odstrzelić rząd?

 

1:05PM Jedno z wielu miasteczek, gdzieś w Teksasie

– Odstawcie to chłopcy, i pójdźcie w swoją stronę. Po dobroci. Macie dziesięć sekund. – Policjantka z bronią skierowaną ku ziemi spojrzała kpiąco na grupkę mężczyzn, rabujących lokalny supermarket.

– Chodź z nami mała. Mamy bunkier dla VIP-ów. Damy ci zniżkę, musisz tylko zapłacić wpisowe. – Jeden z nich uśmiechał się, podczas gdy jego zimne oczy uważnie oceniały sytuację, a ręce twardo zaciskały na dwururce. – Mamy dużo kolegów, i któryś na pewno cię zadowoli.

– Dziewięć.

– Kochanie, jesteśmy tylko biednymi konsumentami, którzy biorą, co im się należy. Nieraz mnie tu oskubali na piwie. Co nie chłopaki?

– No tak. No jasne. – Jego koledzy pokręcili twierdząco głowami, ciekawi, co mała i słaba policjantka może im zrobić.

– Nie widziałam cię nigdy w tym mieście. Nie gadasz jak kmiotek stąd. Wszystkich ich znam, bo w piątek przychodzą do jednej i tej samej knajpy. Pod ścianę. Ręce z tyłu. – Funkcjonariuszka straciła cierpliwość, podniosła broń, i zaczęła sięgać do gruszki.

– O żesz ty…

Padł strzał. A potem drugi, trzeci, i kolejne.

 

1:07PM NBC

– Samobójstwo popełnił dyrektor Amerykańskiej Agencji Obrony Przeciwrakietowej. Do dymisji podają się kolejni urzędnicy, tymczasem zwykłych ludzi zupełnie to nie obchodzi. Za nami Atlanta. – Operatorka stała z ekipą na jednym z głównych placów, otoczona sporą grupą ochroniarzy z bronią ostrą. – Całe miasto płonie, podobnie jak tysiące miast i miasteczek w całym kraju. Wiadomość o odpaleniu rakiet spowodowała, że ludziom puściły hamulce, i masowo podpalają budynki i rabują, co tylko się da. To jakieś szaleństwo. Na ulicach urządzane są nielegalne wyścigi samochodowe, w aptekach zaczyna brakować leków, a różnice kulturowe i majątkowe ujawniają się boleśniej niż kiedykolwiek…

– Lala! Chodź do nas! – Podchmieleni mężczyźni zaczęli krzyczeć w stronę ekipy. – To koniec świata. Będzie wesoło!

 

1:10PM NYC

Pierwszą rzeczą, którą Mike zobaczył, była ściana kuchni, i to nie takiej małej, domowej, ale prawdziwej kuchni, w której kilku profesjonalnych kucharzy może przygotowywać wiele dań naraz. Siedział na podłodze, podtrzymywany od tyłu, i czuł, że ktoś go obejmuje, i czymś owija. Autentycznie go to zdziwiło, tym bardziej, że czuł ucisk w brzuchu, i pustkę w bolącej głowie.

– Nie ruszaj się – usłyszał z tyłu znajomy głos partnera.

Rozejrzał się zdezorientowany. Zrozumiał, że nie ma na sobie koszuli, gdyż ta, lekko zakrwawiona, leży tuż przed nim.

– Co to było?

– Samochód. Wybuchł obok nas.

– Myślałem, że już po nas.

– Na chwilę straciłeś przytomność. Lepiej?

– O wiele. – Czuł się podle, ale nie chciał narzekać. – Wiem! – Strzelił się ręką w czoło. – Trzy trzy Thomas Street! Chińczycy chcą nas załatwić na cacy. Chodzi im o dane NSA, i innych agencji.

– Myślisz, że nasi o tym nie wiedzą? Na pewno są tam setki ludzi, i jeden McLane im nie pomoże. Siedź spokojnie.

– Co wy tu robicie, do jasnej cholery? – Nagle usłyszeli za sobą obcy, komputerowo brzmiący, głos. – Ręce do góry.

Thomas powoli podniósł dłonie, odwrócił głowę i spojrzał na trzech żołnierzy w pełnym, kevlarowym, pancerzu, którzy weszli od strony zaplecza, i trzymali ich na muszce.

– Dezerterzy, dywersanci czy złodzieje? – Pierwszy z nich zadał pytanie, a Thomas nie mógł nawet zobaczyć jego twarzy, gdyż cała przykryta była skorupą z kompozytów.

– Ani to, ani to. Amerykanie?

– No chyba. – Wojskowy pokazał małą flagę na ramieniu.

– My też. Camelot. Szczęśliwa trzynastka. Mój partner dostał w brzuch. Na razie unieruchomiłem odłamek, ale możliwy krwotok wewnętrzny. Co tu się wyprawia w tym cholernym mieście?

– Zaraz. – Żołnierz podniósł dłoń, podszedł do nich, zeskanował siatkówki przenośnym aparatem, i po chwili stwierdził: – To nasi. Z oddziału, który się rozproszył. Jeden do dyspozycji.

– Jak to? – Thomas był szczerze zaskoczony.

– Nie wiem. – Żołnierz wzruszył ramionami. – Masz być odstawiony do bazy, z honorami, niczym jakiś VIP.

– A on? – Policjant wskazał na kolegę. – Mike to mój partner.

– Jego chyba też możemy zabrać. Może chodzić?

– Kiepsko, ale chyba tak.

– Dobra, czy tak czy inaczej, musimy was zabrać. Bragston, dwa niezbędniki.

– Tak jest, sir! – Jeden z szeregowych podał awaryjne zestawy polowe, a Thomas wpierw pomógł koledze, a dopiero potem sam nałożył małą maskę na nos i usta.

– Powiecie w końcu… szzzz… co jest grane?

– Chińczycy, i ładunki atomowe. Wróg jest na następnej przecznicy, i w każdej chwili może tu być. Wstawaj brachu. Nie mamy całego cholernego dnia.

 

1:12PM Internet

– Nie wierzcie im wszystkim! W Denver lądują dziesiątki samolotów. Zaplanowali to wszystko, i napuścili na siebie Stany, Chiny, i wszystkich innych! A teraz chowają się pod lotniskiem jak szczury. Wieże WTC to tylko jakaś projekcja! Ale nasi bracia nie poddają się. Kamiennych tablic w Georgii nie ma. Zostały wysadzone. Powstańcie prawdziwi Amerykanie! To rewolucja!

 

1:15PM Miasteczko pod Nowym Yorkiem

– Cofnąć się! – Żołnierze w maskach niepewnie spojrzeli na tłum, który wpierw zebrał się na placu apelowym, a teraz parł w stronę głównej bramy.

– Wypuśćcie nas! Dajcie nam szansę! – Mężczyźni z kawałkami rur i nogami od krzeseł byli tak zdesperowani, że nie bali się nawet broni.

– Jest kwarantanna! Cofnąć się!

– Gówno nas obchodzi jakaś tam kwarantanna! Wojna jest!

– Strzał ostrzegawczy! – Sierżant dowodzący zmianą wydał rozkaz, ale w odpowiedzi usłyszał: – Do swoich nie będziemy strzelać.

– To zdrada!

 

1:20PM Gdzieś w Ameryce

– To nie dzieje się naprawdę. To nie dzieje się naprawdę. To nie dzieje się naprawdę. – Młoda dziewczyna siedziała na ulicy, i cały czas płakała, kiwając się w przód i tył.

Obok niej leżał telefon, na ekranie którego widać było informację o braku sieci, a wokół działo się istne pandemonium. Wielu nastolatków nie wiedziało, co ze sobą zrobić, oderwanych od wirtualnej rzeczywistości. Co bardziej atrakcyjne kobiety obdzierano z ubrań i gwałcono bez zahamowań, a mniej urodziwe przemykały, usiłując być niewidoczne. Alkohol zmieniał wszystko. Grubi ludzie demolowali bary szybkiej obsługi, gdzie od dawna nie było żadnej obsługi. Część z nich leżała obok swoich wózków, i nie miała siły, żeby się ruszyć.

 

1:22PM Internet

– Nie wierzcie w to wszystko, co mówią. Chińczycy mają drony z napędem atomowym. Gdyby Amerykanie ich nie zestrzelili, nie byłoby wybuchu. Wyłączą internet. Nie można już płacić kartami, a to dopiero początek. To spisek, ale nie biednych ludzi, nie tych, którzy próbują przeżyć, tylko bestii, które stoją ponad nimi. Nie wiem, jak długo będę mógł nadawać, ale nie dajcie się. Prawda zawsze wygrywa.

 

2:00PM Air Force One

Prezydent wiedział, że ludzie działają, a on sam potrzebuje kilku chwil odpoczynku. Zbyt dużo się wydarzyło, i choć przez pięć minut nie chciał wracać do tego, co stało się z Amerykanami, światem, a przede wszystkim z bliskimi. Jego wzrok padł na stos książek o jedenastym września, które zamówił dzień wcześniej, gdy wszystko było zupełnie inne. Bez zastanowienia wziął do ręki pierwszą z nich, otworzył w środku i zagłębił w lekturze:

„– O my God! O! MY! GOD! – Gruba Murzynka z podskakującym obfitym biustem niespodziewanie zaczęła spazmować, gdy mijała znanego, utytułowanego fotografa.

Mężczyzna instynktownie drgnął, a potem jeszcze mocniej wtulił się w ścianę budynku, i znów skierował aparat z długim obiektywem w stronę północnej wieży. Musiał się mocno pilnować, i nie chodziło nawet o to, że ktoś chciał zrobić mu coś złego. Tego dnia było tłoczniej niż zwykle, i co chwila każdy zaskakiwany był czymś nowym.

Na dole działo się zbyt dużo.

Wszędzie kłębiły się nieprzewidywalne masy ludzkie, nieubłaganie prące całą szerokością ulic, nieustępliwie wypełniające każdy skrawek wolnej przestrzeni, rozpływające się po całym mieście niczym czarna, gęsta lawa. To była przedziwna mieszanka śmiertelnie wystraszonych ludzi, przedziwny miks zagubionych dusz, istot wszelkich narodowości, ras i płci, młodych i starych, kuśtykających, biegnących albo idących, krwawiących, plujących i całkiem zdrowych, w pięknych czystych ubraniach, porwanych garniturach i drogich żakietach, w szpilkach, botkach i adidasach, z teczkami lub bez, gestykulujących bez sensu w stresie, szoku i panice albo próbujących dodzwonić się do bliskich.

Do tego dochodziły dziesiątki krwiście czerwonych bojowych wozów straży pożarnej, wielkich biało–czerwonych karetek, przerośniętych pickupów wszelkich służb i potężnych niebieskich radiowozów z widlastymi dwunastkami, stojących albo przebijających się wprost pod bliźniacze wieże.

Wśród nich krążyli strażacy w okrągłych hełmach, grubych kurtkach i spodniach z szelkami, z toporkami, maskami i butlami, czekający na rozkazy albo będący w środku jednej z wielu akcji.

Byli też posterunkowi, którzy nie mogli zapanować nad rozgardiaszem, i rozpaczliwie próbowali nie dopuścić do zbyt wielu kolizji.

Do tego dochodzili sanitariusze i lekarze, opatrujący rany i podający tlen, jak również agenci stanowi i federalni, w obowiązkowych garniturach i okularach, jak zawsze biegnący i szukający nieistniejących spisków.

Nad wszystkim górowały chrapliwe ryki syren, budzące respekt sygnały uprzywilejowania, komunikaty z megafonów, ledwo zrozumiałe krzyki i jęki z trzeszczących krótkofalówek, i wyjące piskliwe alarmy w biurach, sklepach i bankach.

Chaos, klaksony, przekleństwa, narzekania, ruch, a nawet drgające szyby i ściany w okolicznych wieżowcach. Nie ułatwiało to skupienia, i mężczyzna jednym okiem musiał śledzić swoje otoczenie, a drugim szukać smakowitych kąsków i najlepszych elementów dramatu, który dział się na górze.

Był zły. Stracił masę czasu na wyjaśnianie funkcjonariuszom, że jest reporterem, i ma prawo nagrywać, i rejestrować, na własne ryzyko i odpowiedzialność oczywiście.

Czuł, że mimo wszystko to była bardzo dobra decyzja, że się tu zjawił. Nie wiedział, co się wydarzy w kolejnych minutach, i chociaż wszystko wyglądało jak w strefie wojny, to wytrwał na posterunku, i mógł wypełniać dziennikarską misję. Wybitnie pomogło mu w tym doświadczenie i zebrane na całym świecie nawyki, które wróciły niczym jazda na rowerze, gdy tylko się tu znalazł.

Wziął głęboki oddech, usztywnił rękę i nacisnął przycisk, tym samym robiąc zdjęcie z powiększeniem.

Pstryk.

Ponowił czynność i przesunął aparat na lewo, delikatnie pokręcił obiektywem i zmienił plan na szerszy.

Pstryk. Pstryk.

Świat zmienił się trzydzieści minut wcześniej, gdy był w pubie na piętnastej. Siedział zaspany przy kawie, rozważał malejące szanse na Pulitzera i przyglądał, jak jeden z nowych orłów palestry, niejaki Aberdy, wcina ze smakiem jajka na bekonie.

Dokładnie wtedy, jakby na zawołanie, górna część wieży północnej zamieniła się w słup ognia. Nie dotarło to do niego. Gapił się kątem oka w telewizor nad barem, ale jego podświadomość nie zarejestrowała, że to CNN i relacja na żywo.

– Oh my God! Oh my God!

– Shut up and listen, you bitch!

Zrozumiał, że coś się dzieje, gdy ludzie zaczęli rozpaczliwie krzyczeć, a barman zwiększył głośność w telewizorze. W jednej sekundzie zniknęły dzielące ich sprawy i problemy dnia codziennego. Zamilkli jak jeden mąż, zaczęli płakać albo wzywać Boga, choć tym razem zdecydowanie ciszej, i w większym skupieniu. Wszyscy razem patrzyli w przerażeniu, jak ogromny odrzutowiec po wielokroć wbija się w najwyższy budynek, który wybucha kulą ognia i zasnuwa świat gęstym dymem.

To był szok.

Pierwsze doniesienia mówiły o nieszczęśliwym wypadku, on jednak nie czekał na komentarze ekspertów, tylko rzucił piątaka na ladę, złapał torbę ze sprzętem i pobiegł jak oparzony w kierunku WTC.

Nie zazdrościł straży pożarnej ani innym służbom, ale równocześnie wiedział, że zrobią wszystko i na pewno sobie poradzą. To były zuch chłopaki, z których wielu znał osobiście.

Jego plan był prosty aż do bólu. Chciał robić zdjęcia coraz bliżej wież, a na koniec pokazać bohaterów, którzy będą zmęczeni po tak forsownym i historycznym dniu. Był przekonany, że nieszczęśliwy splot okoliczności zostanie zbadany z amerykańską jakością i precyzją, a odpowiedzialni za to przykładnie ukarani.

Pstryknął widok dołu rozdarcia poszycia wieży, i przesunął aparat jeszcze wyżej.

Maszt na szczycie prawie w całości został przykryty dymem, który unosił się leniwie, przesłaniając większe fragmenty konstrukcji.

Nagle jeden z elementów jakby się poruszył.

– Cholera jasna. – Fotograf zdążył pomyśleć, że pewnie drgnęła mu ręka, ale wtedy zobaczył małe obłoczki dymu, które wystrzeliły w bok… wpierw powoli, potem szybko i gwałtownie.

Cała konstrukcja zaczęła zjeżdżać w dół.

SZZZZZZZ.

Zesztywniał z przerażenia.

W kilka sekund na dole znalazły się tysiące ton stali, metalu, plastiku i szkła, a szara chmura pyłu nieubłaganie ruszyła w jego stronę, łapczywie połykając kolejne metry. Świat stanął w miejscu, gdy otoczył go gęsty, szorstki, cuchnący spalenizną kurz. Miał wrażenie, że po huku zapadła nienaturalnie przeraźliwa cisza, tak mocna, aż rozdzwoniło mu w uszach. Odruchowo przytulił cenny aparat i wstrzymał oddech, potem zaczął się krztusić i mrugać oczami, próbując coś dostrzec.

Wróciły bolesne wspomnienia, drobne okruchy tego, co kiedyś przeżył.

Bezsilność. Dezorientacja. Ucisk w piersiach. Walka o każdy haust życiodajnego tlenu.

Znów był przykryty błotem, które porwało go znienacka, grzebiąc żywcem aż po szyję. Znów krzyczał w sobie, krztusił się i panikował. Choć każda sekunda w tym więzieniu wydawała się przeraźliwie długa, to na szczęście miał silną wolę życia i nie poddawał się. Uspokoił się i zaczął walczyć, mimo, że był bez szans. Długo czekał wtedy na pomoc ratowników. Przybyli w ostatniej chwili, i zmieniło go to na zawsze. Pokazali odwagę i poświęcenie, a on, choć wstyd przyznać, wiele razy potem tego żałował. Miesiącami dochodził do siebie, budząc się co noc z głośnym krzykiem. Po wielokroć widział to w głowie… a teraz koszmar wrócił… przypełzł, gdy najmniej się tego spodziewał.

– Fuck, fuck, fuck. To Ameryka. To nie dzieje się naprawdę.

Świat przyspieszył. Znowu wrócił do normalnego tempa. Coś się poruszało w chmurze pyłu. Dostrzegał zarysy przedmiotów. Słyszał wycie alarmów, jęki syren i krzyki ludzi. Miał dosyć. Nie chciał już fotografować. Odwrócił się i ruszył po omacku, niczym ślepiec we mgle. Nic nie mogło go powstrzymać. Chciał żyć. Chciał być człowiekiem. Chciał być jak najdalej od tego przeklętego miejsca”.

 

2:07PM Air Force One

Spokój prezydenta Winstona przerwał brzęczyk w jednym z telefonów. Mężczyzna odłożył książkę, popatrzył z irytacją na aparat, westchnął, i po dłuższej chwili podniósł słuchawkę:

– Tak?

– Panie prezydencie, naprawdę najmocniej przepraszam, ale dyrektor FBI nie daje nam spokoju.

– Przecież rozmawiałem już o tym z generałem.

– Dyrektor naprawdę nalega.

– Dobrze, proszę połączyć. – Winston chciał mieć to za sobą, a po chwili usłyszał głos dobrego kolegi, który najwyraźniej miał złe wieści, gdyż zaczął bardzo oficjalnie:

– Panie prezydencie.

– Dyrektorze Bragston, co się dzieje?

– Agenci terenowi zaczynają meldować, że w wielu miejscach ukrywane są złe informacje. Ludzie na różnych stanowiskach nie chcą, żeby zarzucano im niekompetencję. To najgorszy rodzaj strachu. Boją się, że będą pominięci w rozdzielaniu zapasów albo schronów.

– Czy sugeruje pan, że otrzymujemy raporty o przygotowaniu czegoś, i to w rzeczywistości nie jest zrobione?

– Tak, dotyczy to wojska, jak i placówek cywilnych.

– Czy kraj zaczyna się rozpadać?

– Nie ujmowałbym tego tak drastycznie, ale w ogólnym rozrachunku ma pan rację. To działo się od wielu lat.

– Mamy DEFCON 1. Kraj jest w stanie wojny, i w wielu sprawach decydujący głos mają wojskowi. Czy kontaktował się pan z nimi?

– Tak, ale cały czas rozbijam się o mur biurokracji.

– No tak. Proszę przesłać materiały do generała Montgomerego, i dodać moją rekomendację.

– Dziękuję.

– Ja też dziękuję. W imieniu kraju i Amerykanów.

 

2:15PM Internet

– To znowu ja. Gdzie się podział ten dumny kraj, który kiedyś podobno sięgnął księżyca? Gdzie jest ten kraj, który stworzył szybkiego jak błyskawica, przepięknego Blackbirda? Kiedyś mieliśmy „Przeminęło z wiatrem”, a teraz tylko śmierć i zniszczenie. Dlaczego Ameryka tak bardzo upadła? Czy winna jest tylko chciwość wielkich firm, czy my wszyscy? Pamiętajcie o mnie, będę dla was nadawał do samego końca.

 

2:45PM NYC

– Panie generale, jak sytuacja? – Winston patrzył na Ruthofa z ekranu, a ten pomyślał, że głównodowodzący postarzał się przynajmniej dziesięć lat.

– Pozostało około sto sześćdziesiąt osób. Zaminowali dziesięć budynków. Jeżeli je zdetonują, nie będzie co zbierać z Manhattanu.

– Zakładamy, że mają te same ładunki co ostatnio?

– Tak.

– Promieniowanie?

– Teoretycznie niewielkie. I według szacunków mogą tam siedzieć co najmniej dwa tygodnie.

– Będą chcieli wody i żywności. I straszyć nas wybuchem.

– Ale nie zrobią tego, bo zginą. A jak zginą, to my stracimy.

– Czyli musimy wszystko dostarczać, żeby mogli siedzieć jeszcze dłużej.

– Tak.

 

2:50PM Intrepid, NYC

– Gdy byłem młody, te wszystkie wspaniałe maszyny latały i przypominały, że Stany Zjednoczone są niepokonaną potęgą, i nadzieją całego wolnego świata. – Starszy pan, weteran wojny w Korei, a obecnie kustosz muzeum, spojrzał z zadumą na liczne samoloty i helikoptery, stojące w równym rządku na pokładzie lotniskowca. – Byliśmy przeciwwagą dla imperium zła. Co się z nami stało? Dlaczego oni tu są? Dlaczego dajemy im wodzić się za nos?

– Powinien pan ewakuować się z innymi. – Młody poborowy, przydzielony do obserwowania rzeki, spojrzał badawczo na staruszka. – I nosić maskę.

– Tu jest moje miejsce, wśród tych cudeniek. – Ten jakby nic nie słyszał. – Pozostawiono je same sobie, i przez lata rdzewiały, zupełnie jak nieodżałowany SS United States. A teraz znowu jest przy nich wojsko. Warto było czekać na tę chwilę. Zapamiętaj sobie synu, że nie ma nic gorszego, niż patrzeć na piękne maszyny, które pozostawiano same sobie. To zupełnie jak z tymi kobietami, które mają najwspanialszą urodę na świecie, a nie znajdują mężczyzn.

– Pan się nic nie boi. Dopilnujemy wszystkiego, jak należy.

– Synku, ja się nie boję. Gdy byłem mały, na Hiroszimę spadła bomba atomowa. Przeżyłem kilka wojen, i lądowanie samolotu w Hudson, to i Chińczyków przeżyję. Zostanę. Starych drzew się nie przesadza. Tu jest moje miejsce. – Rezolutny staruszek ruszył na obchód, zupełnie jak tysiące razy wcześniej.

 

3PM Air Force One

– Panie prezydencie, za dwadzieścia minut lądujemy w Barksdale. – Wyprężony jak struna pilot w stopniu kapitana spojrzał na Winstona, który zamyślony siedział w swoim fotelu w gabinecie. – Panie prezydencie?

– Po co my to wszystko robimy?

– Słucham?

– Po co? Żeby ludzie mieli lepsze samochody? Służbę zdrowia? Więcej hamburgerów?

– Mogę mówić otwarcie?

– Oczywiście.

– Jest pan zmęczony. – Żołnierz wyprostował się jeszcze bardziej, i zaczął patrzeć na ścianę. – To był ciężki dzień… dla wszystkich, sir. Proszę odpocząć. Ludzie w pana wierzą. Muszą widzieć przywódcę. To zaszczyt z panem służyć, a amerykański sen nie jest wcale marzeniem.

– Dziękuję. Takich ludzi nam potrzeba. Może pan odejść.

– Tak jest, panie prezydencie. – Pilot zasalutował i wyszedł.

Jake z zadumą spojrzał na czytaną wcześniej książkę, wstał po dłuższej chwili i udał się do centrum dowodzenia, gdzie cicho spytał Montgomery’ego:

– Coś się zmieniło?

– Chińczycy zaatakowali Tajwan. Nadal lekkie walki z Rosjanami i Hindusami. Rosja skupia się na zachodniej granicy.

– Ukraina – mruknął.

– Właśnie. NATO przerzuca siły na wschodnią flankę. W Polsce panika.

– Brytyjczycy?

– Powściągliwi jak zawsze.

– Co w kraju?

– W całym kraju trwa zasiedlanie dużych centrów handlowych i zabezpieczanie składów żywności. Szpitale pracują pełną parą. Dużo zawałów. Setki zgłoszeń o gwałtach i kradzieżach. Mamy też doniesienia o zbiorowych samobójstwach w samozwańczych kościołach.

– Cudownie. A sprawa, którą skierowałem do pana?

– Mamy już trzy tysiące aresztowań. Obawiam się, że to początek. Niestety, ale wszyscy się boją. Wychodzą wieloletnie zaniedbania, a nawet kradzieże.

– Rozumiem.

 

3:15PM Air Force One

– Panie prezydencie, odebrałem coś nietypowego. – Jeden ze specjalistów od spraw azjatyckich, pułkownik McManara, spojrzał na Winstona z pewnym zakłopotaniem. – Chińczycy proszą o pomoc. Chcą naszych bomb burzących GR–32.

– Czy… – Mężczyzna przez długą chwilę zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. – Czy wiadomość jest autentyczna?

– Przysłana oficjalnym kanałem, i odpowiednio zaszyfrowana. Nie chcieli powiedzieć, o co im chodzi, ale trochę ich przycisnąłem, i wychodzi na to, że mają działający reaktor fuzji plazmowej. Problem w tym, że nie mogą go wyłączyć, i potrzebują precyzyjnego uderzenia ładunkami dużej mocy.

– To będzie wyglądać jak agresja na ich kraj. Po co im to wszystko?

– Sprzężenie zwrotne.

– Jak dużą eksplozję wywołamy?

– Niewielką. Trzeba tylko wyłączyć systemy sterujące.

– Ile mamy czasu?

– Dwa tygodnie, ale nie są pewni. Wszystko się zmienia. I jest jeszcze coś. Gdy włączono ten reaktor, to pojawiły się nasze wieże.

– I dopiero teraz o tym słyszymy?

– Byli przerażeni, gdy do tego doszło.

– I dlatego nas najechali i zabierają się za Tajwan? Proszę odpowiedzieć, że żądamy wstrzymania wszystkich ruchów w tamtym obszarze. Że mają się wstrzymać w Nowym Yorku. Jeżeli się zgodzą, możemy przedyskutować sprawę z naszymi sojusznikami. I proszę zgłosić chęć rozmów z przywódcami europejskimi. Czeka mnie być może najważniejsza konferencja w moim życiu. Zrobimy to już w bazie.

– Panie prezydencie, czy mogę mówić otwarcie?

– Oczywiście.

– Nie do końca to wszystko kupuję. Chińczycy nigdy nie proszą o pomoc. To może świadczyć o tym, że są naprawdę zdesperowani, albo nie mają kontroli nad swoim arsenałem. Albo, co jeszcze gorsze, że decyzję o wysłaniu prośby podjęła SI. Ona może być nieprzewidywalna, i za chwilę użyć tych bomb przeciwko nam.

– Wiem. Mimo to proszę mnie połączyć z Europą.

– Rozkaz.

 

21:20 Bruksela, siedziba główna NATO

– Zwariowali? Czy dobrze zrozumiałem, że udostępnią nam bomby GR–32, i mamy je przenieść nad Chiny, i zrzucić?

– Mniej więcej.

– Przecież Amerykanie mają swoje rakiety.

– Tu jest właśnie problem. Część przywódców w Chinach kategorycznie nie zgadza się na przelot amerykańskich samolotów i rakiet.

– No to Chińczycy mogą wysłać swoje transportowce.

– Nie chcą.

– A na bomby się zgadzają?

– Nie mają takich, i nie mają wyjścia.

– Niech zajmie się tym Polska, czy jakiś inny mniej znaczący kraj. Przygotujcie kilka planów.

 

3:25PM USS Intrepid (CV-11)

– Obyś żył w ciekawych czasach. – Thomas rozglądał się z ciekawością po archaicznym okrętowym lazarecie, prowizorycznie zabezpieczonym i uszczelnionym specjalną folią.

– Tak gadali Chińczycy? – Mike na łóżku obok miał już dosyć leżenia.

– Tak.

– Ale ty nie trzymasz z żółtkami, padre?

– Padre to hiszpański ojciec, a ja nie jestem twoim ojcem. A kto tak często zamawiał żarcie na rogu?

Mike spojrzał na niego spod byka, a Thomas uśmiechnął się od ucha do ucha:

– Żartowałem koleś. Ale co prawda, to prawda. Stary Mike Wong miał najlepsze sajgonki w mieście. Będzie mi ich brakować.

– Dzięki stary, za pomoc.

– Daj spokój. Jesteśmy partnerami. Doktor powiedział, że nie będzie problemu. Podwiązał ci bebechy, i promieniowania też nie złapaliśmy zbyt dużo.

 

3:30PM Barksdale

– Pani kanclerz, panowie premierzy. – Winston spojrzał z niepewnością na przywódców europejskich potęg i zawahał się, zanim dokończył: – Dziękuję za przyjęcie zaproszenia.

– Myślę, że wypowiem się w imieniu wszystkich. – Prezydent Francji nie owijał w bawełnę. – Rozmawiamy wyłącznie dlatego, bo prośba jest niecodzienna.

– Rozumiem.

– Mamy swoje problemy. Ludzie wpadli w panikę. Podpalono tankowiec FSO Faser.

– Nie rozumiem?

– Skażenie całego Morza Czerwonego, i problemy z transportem morskim do Europy.

– Czy to ważne w obecnej sytuacji?

– Sytuacji, którą pan wywołał – wtrąciła się kanclerz Niemec.

– Pani kanclerz. – Winston spojrzał na wiekową kobietę, którą najwyraźniej ściągnięto z emerytury. – Chińczycy wywołali eksplozje jądrowe na terytorium USA. Nie mieliśmy wyboru.

– Semantyka. – Machnęła ręką. – Wy kowboje zawsze uważaliście, że wszystko wam wolno.

– Pani kanclerz, to niedopuszczalne, co pani mówi.

– Sprawy zaszły za daleko, i wszyscy to wiemy. Tym razem my mamy coś, na czym panu bardzo zależy, inaczej pan by nie rozmawiał. Czy nie mam racji?

Winston milczał przyparty do muru.

 

3:35PM MIT

– Promieniowanie rozchodzi się w kosmosie, czy tego chcemy, czy nie. Teoretycznie, gdyby polecieć szybciej niż światło, to można dotrzeć od miejsc, gdzie dopiero pokaże się transmisja z igrzysk w trzydziestym szóstym. Do tego dochodzą neutrina, i stany splątania kwantowego.

– Czy chce pan powiedzieć, że ktoś zrobił obraz naszych wież, i je odesłał? Ale jak i po co?

– Podstawy teoretyczne przyrządu zwanego wizorem stworzono już dawno temu. Nie wiemy, i nie rozumiemy, dlaczego ważny jest ten reaktor. Możemy się tylko domyślać, że urządzenie do przenoszenia materii wymaga ogromnych energii.

– Jak wyłączymy reaktor, to wieże zostaną odesłane?

– Nie wiadomo. Tu nic nie jest jasne.

– A może właśnie o to chodzi? Żebyśmy nie doznali zbyt dużego szoku, widząc miliony nieznanych technologii naraz?

– Załóżmy inny scenariusz. Ten, kto przysłał wieże, ukradł tę technologię, i nas zwodzi.

– W jakim celu?

 

3:45PM Barksdale

– Panie prezydencie, jest problem z internetem. – Łącznik do spraw wojskowych wszedł do sali konferencyjnej, gdzie wcześniej odbyło się połączenie z Europą. – Nie działa w połowie kraju.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy kazali to zrobić. Problem techniczny? Dywersja? Czy sprawka którejś z firm?

– Obawiam się, że to ostatnie. I jeszcze to. – Łącznik do spraw wojskowych podał Winstonowi notatkę na tablecie.

– Pan przeczyta, bo nie mam okularów.

– W Europie miało miejsce zniszczenie dużej części elektroniki. Według wstępnych danych spaleniu uległy urządzenia Apple i sprzęt z procesorami Intela. Zanotowano wiele pożarów związanych z ogniwami zasilającymi.

– Czy to pewna wiadomość, kapitanie? – Jake spojrzał z niedowierzaniem.

– Potwierdzona z różnych źródeł, panie prezydencie. Wygląda na to, że ktoś włączył kill-switch nawet u naszych sojuszników.

– W jakim czasie… – Prezydent się zawahał. – W jakim czasie możemy zająć siedziby Google i Apple?

– Pełne przejęcie obiektów w Cupertino i Theatre?

– Tak, i nie tylko.

– Przekażę zapytanie generałowi.

– To wszystko.

Łącznik nie odpowiedział, tylko zasalutował i wyszedł.

 

3:55PM Barksdale

Do sali konferencyjnej wszedł generał Montgomerry, wyprężył się i zasalutował.

– Proszę usiąść. Jak sytuacja z Nowym Yorkiem? – Winston nie miał ochoty na długie wstępy.

– Chińczycy grają na zwłokę. To potwierdza teorię, że kraj się rozpadł.

– Wcześniej bomby z byłego Związku Radzieckiego, teraz sprzęt z Chin. Gdzie się nie ruszyć, tam ktoś coś gubi. Cudownie – mruknął Winston, i spytał: – Jak nasze siły zbrojne?

– W kraju sześćdziesiąt pięć procent w pełnej gotowości. I to jest w sumie dobra wiadomość. Tylko, że… – tu generał nacisnął kilka przycisków na tablecie, i pokazał wideo, na którym kilku ludzi stało na pokładzie jakiegoś okrętu. – Ta dwójka przyleciała śmigłowcem. Weszli, i pokazali kody. Zabrali brata bliźniaka człowieka z wież, i jego partnera. Kilka razy zmieniali kierunek lotu, w końcu polecieli nad ocean. Tam ślad urywa się. Sądzimy, że jeńcy przesiedli się do łodzi podwodnej. Nie musiała być duża. Wystarczy taka, jaką od lat budują kartele.

W sali zapadła cisza.

– Skąd mieli nasz sprzęt?

– Nienaganny przebieg służby, aż do dzisiaj.

– Obcy wywiad? Bogaci ludzie? Wpływ obcych z wież?

– Nie wiemy. Ale nie tylko to. Straciliśmy ludzi w Nowym Yorku, jest trochę dezerterów, do tego poborowi nie mają kondycji. Jesteśmy bez kontaktu z trzema łodziami podwodnymi. Na orbicie zostało dziesięć procent satelitów, bardzo źle jest też w krajach w Azji.

– Pierwsza grupa uderzeniowa?

– Wschodnie Wybrzeże.

– Dwójka?

– Zachodnie.

– Mobilizacja rezerwy i floty rezerwowej?

– Tu już gorzej. Na razie ciężko dokładnie określić.

– A bazy w Europie?

– Duże protesty. W Niemczech już teraz jest trzydziestu zabitych, głównie cywili.

– Załóżmy, że chcemy realizować plan z reaktorem. Co z bombami?

– Chińczycy przekazali plany. Chodzi o wydrążenie pionowego tunelu plazmowym ładunkiem wstępnym, potem zrobienie tunelu o kształcie okręgu, i niewielką eksplozję od dołu. Liczy się czas.

– Dobrze, jak rozumiem, to tylko plan wstępny. Czy problem przyspiesza?

– Niestety tak. Trzeba to zrobić w najbliższych dniach.

– Co z naszymi ulubionymi firmami?

– Po dwie kompanie na siedzibę, kilka będzie w obwodzie. Żołnierze i informatycy są gotowi. Czy wyda pan rozkaz?

– Generale, proszę całkowicie przejąć siedziby Apple, Google, i to samo zrobić również z firmą Microsoft, Intel, AMD, HP i Oracle. Cała infrastruktura ma być zabezpieczona, a dostęp do internetu przywrócony. Tu jest moje osobiste potwierdzenie.

– Rozkaz. Co z Teslą, Boeingiem i resztą?

– Wzmocnić nadzór. I jeszcze jedno, chcę wrócić do Waszyngtonu.

– Czy to nie przedwczesne?

– Nie mogę pokazać, że się chowam w jakiejś norze. Niech Amerykanie mają poczucie, że rząd, a przede wszystkim prezydent, nadal nad nimi czuwa. Poza tym będę musiał wystąpić przed Kongresem. Ile czasu zajmie nam przeniesienie?

– Co najmniej dwie godziny.

– Na miejscu proszę o spotkanie z panem Duskiem i Batsem. Konferencja wystarczy.

– Czy to dobry pomysł?

– Musimy próbować wszystkiego. Nie mamy wyboru.

 

4:15PM Louisiana

– Trzeba odsunąć Winstona od władzy. Dzięki niemu mamy ogromny problem z promieniowaniem, i resztą świata.

– A myślałeś, że tylko gada, a naszym problemem jest tamten glina.

– Przeżył?

– Tłum go rozszarpał.

– To co robimy z prezydentem?

– Rozmawiałem z kolegami z Waszyngtonu. Trzeba będzie dokonać eliminacji.

– Czy to najnowszy eufemizm na stare, dobre morderstwo?

– Wystarczy stary, dobry przewrót. Winston zajęty jest większymi problemami, a ludzie rozdrażnieni. O chaos nietrudno.

– Słyszałem, że nie mamy internetu. Czy to część tego planu?

 

4:30PM Air Force One

– Panie prezydencie, blackout na Wschodnim Wybrzeżu. – Montgomery stanął przed Winstonem. – Nowy York, Waszyngton, i wszystkie większe miasta są odłączone. Sugeruję, żebyśmy zawrócili.

– Czy Chińczycy przy wieżach WTC mogą wpaść w panikę?

– Na razie walki w Nowym Yorku to głównie wojna pozycyjna. Panika jest możliwa, ale tylko wtedy, jeżeli będą podejmować decyzje niezależnie od Chin.

– Raczej nie wysłali nikogo bez zdolności decyzyjnych – mruknął Winston.

– W sumie nie wiemy do końca. Wszystko, co drastyczne, będą raczej konsultować. Z drugiej strony Pekin zaczął zbyt solennie zapewniać, że nie dojdzie do samowolki. To zbyt piękne, i ja bym nic nie zakładał.

– Czyli nie mamy pewności, że nic się nie zmieni.

– Tak. W Chinach walczą o schedę po prezydencie. Grupa żądająca zniszczenia wież nadal może wygrać.

– Co z odpowiedzią NATO?

– Nie ma, ale na pewno obradują. Jak pan myśli, co zrobią, gdy się dowiedzą, że mamy tego człowieka?

– Obudzono go?

– Jeszcze nie.

– Proszę pospieszyć naukowców.

– Tak jest, panie prezydencie.

– I nie, nie chcę uciekać. Lądujemy w Waszyngtonie. Co z policjantem?

– Nic nowego. Mamy tylko wstępne przesłuchanie z Intrepida. Wydawał się nic nie wiedzieć. Z baz danych wynika, że był jedynakiem.

– Czy jest prawdopodobne, że miał brata bliźniaka, z którym rozłączono go w szpitalu?

– Pochodzi z małej mieściny. Teoretycznie tak, jest to możliwe. Ale…

– Ale?

– Jakoś nie słyszałem, żeby kobieta nie doliczyła się drugiego dziecka w trakcie ciąży. Może, gdy tych dzieci jest kilka. – Montgomery podrapał się po głowie. – Chyba, że…

– Wnioskuję, że jest taka możliwość.

– CIA przeprowadzała kiedyś różne dziwne operacje. Tylko, że rzecz jasna nie wyjaśnia to sprawy wież.

– Teoretycznie mogli go też uprowadzić obcy, kimkolwiek by nie byli.

– Tak.

 

4:45PM Cupertino, California

Oddziały żołnierzy w maskach przeciwgazowych i nowoczesnych hełmach, ukazujących świat w różnych widmach, ostrożnie przechodziły przez kolejne pomieszczenia, w których pracownicy niegdyś pracowali, spotykali się, jedli, a nawet spali.

– Generale. Tu jest pusto – zameldował w końcu dowódca z jednej z drużyn.

– Widzę. – Głównodowodzący miał co prawda podgląd w czasie rzeczywistym, ale lubił nawiązywać kontakt ze swoimi ludźmi.

– W głównej siedzibie nie ma nikogo.

– Co mówi ochrona?

– Że od miesięcy bywało tu coraz mniej ludzi. Prawdopodobnie pracowali z domów.

– Ale muszą być jakieś serwerownie, laboratoria czy centra dowodzenia.

– Apple oparło się na modelu rozproszonym. Musimy znaleźć każdego pracownika.

 

4:47PM 1600 Amphitheatre Parkway, California

– Mamy tu dziesiątki młodych ludzi, sir. Odmawiają dostępu do komputerów, i mówią, że armia może im naskoczyć.

– Czy udało się dostać do serwerowni?

– Tak, ale rozplątanie tego zajmie całe miesiące.

– Nie mamy tyle. Czy można to wszystko odłączyć?

– Ale wtedy stracimy dostęp do wielu usług.

– Trudno.

 

5:55PM Waszyngton, Presidential Emergency Operations Center

– Dzień dobry państwu. – Winston stanął w pomieszczeniu, gdzie tak niedawno miał miejsce atak prezydent Bragston, i od razu przeszedł do rzeczy. – Sytuacja diametralnie się zmienia, i nie mamy czasu na opłakiwanie zmarłych. Zacznijmy od spraw najważniejszych. Co z internetem?

– Cały czas próbujemy izolować problematyczne serwerownie. Wojsko aresztuje tysiące pracowników. To ma większy zasięg niż myśleliśmy.

– Nie mamy dostępu do sieci?

– Trzeba odciąć miliardy urządzeń. Serwery, telefony, i tak dalej.

– A blackout?

– Duża część systemów jest na szczęście analogowa, do tego wojsko pomaga z generatorami.

– Nowy York?

– Zaciemnienie całego Manhattanu.

– To miejsce powinno mieć priorytet.

– Tak jest.

– Będę też potrzebował przemówienia do narodu. Trzeba wyjaśnić, co robimy z innymi krajami, dlaczego mamy blackout, i co się stało z internetem. Do tego musimy wesprzeć Amerykanów.

– Robi się.

– Panie prezydencie, panowie na linii. – Do prezydenta podszedł sekretarz, i przekazał mu coś na ucho.

– Dziękuję panu i państwu, to na razie wszystko. – Winston zakończył spotkanie, i przeszedł do salki konferencyjnej, gdzie skłonił się dwóm mężczyznom z ekranu:

– Panowie.

– Dobry wieczór, panie prezydencie.

– Mamy katastrofę, i to nie tylko z promieniowaniem, ale ogólnie z całym krajem. Walczymy, ale coraz bardziej potrzebujemy cudu. Nadal nie ma internetu, załamują się łańcuchy dostaw, i tak dalej, i tak dalej.

– Czego pan oczekuje?

– Nie wiem, jak to powiedzieć. – Prezydent się zawahał. – Wojsko weszło do waszych firm, bo prowadzimy regularną wojnę. Takie są procedury, i mam nadzieję, że to rozumiecie. Problem w tym, że sytuacja robi się naprawdę podbramkowa. Hindusi zrobili krecią robotę w Google, Apple wciąż broni swoich interesów z Chinami. Mam nadzieję, że możecie mi dać jakieś rozwiązania, których oficjalnie nie ma. Da się coś wycisnąć z satelitów? Albo tymczasowo odblokować jakieś funkcje w samochodach?

– Prosi nas pan, żebyśmy za darmo oddali dodatkowe zasoby?

– Każdy z biurokratów i służbistów chce coś ugrać dla siebie… a ja proszę o pomoc w tej trudnej sytuacji. Państwo oczywiście opłaci wszystkie koszty.

 

7:30PM NYC

W obu wieżach WTC niespodziewanie zapaliły się światła. Po kilku minutach w całej okolicy ucichły strzały, a zszokowany generał Ruthof w transporterze na wyspie Liberty Island bez słowa patrzył na obrazy z kamer, potem spojrzał po ludziach wokół niego, wzruszył ramionami, i powiedział tylko:

– Wszyscy, meldować status. I proszę połączyć mnie z prezydentem.

Staruszek usiadł, i nie odzywał się aż do chwili, gdy adiutant zameldował:

– Panie generale, prezydent na linii.

Ruthof spojrzał ciężko na przywódcę kraju, i stwierdził:

– Nie wiem, co panu powiedzieć. W Nowym Yorku częściowo zawaliło się kilka budynków, mamy też promieniowanie. Manhattan niespecjalnie nadaje się zamieszkania, ale to chyba niewielka strata przy tym, co stanie się jutro w całym kraju. I jeszcze te cholerne wieże. Walczyliśmy o nie, tymczasem znowu sprawiły nam niespodziankę. Nie wiem, skąd te światła. Na razie rozkazałem ludziom zameldować swój status. Jeżeli pan nie ma nic przeciwko, rozkażę tam wejść całemu oddziałowi.

– Niech będą to ochotnicy. Proszę o to jako człowiek, a nie dowódca. – Winston nie chciał wydawać rozkazu. – I potem proszę regularnie meldować.

– Tak jest.

 

7:45PM NYC

– Panie generale, mamy transmisję na otwartym kanale. Chińczycy nadają, że chcą zawieszenia broni. Nie będą w żaden sposób atakować ani prowokować.

 

9:15PM Waszyngton, Presidential Emergency Operations Center

– Panie prezydencie, w wieżach wszystko normalnie. Do tego obudził się.

– Kto?

– Ten policjant, nie, przepraszam, ten jego sobowtór.

– Co powiedział?

– Że wie, jak zlikwidować promieniowanie. I jak odesłać wieże.

– Połączcie mnie z nim.

– Już jest. – Generał odwrócił w jego stronę ekran, na którym widać było łóżko i podłączonego do różnych kroplówek mężczyznę.

– Pan Winston – zaczął nieznajomy.

– Pan mnie zna?

– Nie bezpośrednio. I proszę się nie obawiać, pańscy ludzie nic nie zdradzili. – Tamten uśmiechnął się szeroko. – A jeśli zegar na ścianie nie kłamie, cały świat powinien już zobaczyć światła w wieżach.

– Czy… – prezydent zaczął niepewnie, patrząc na generała, który pokręcił przecząco głową – …zakładam, że to nie jest jakaś tania sztuczka. Czego pan chce?

– Niczego nie chcę, a wy nie do końca wiecie, o co pytać. Pewnie wiecie, że mam sobowtóra. W waszej głowie jest masa pytań, i nie możecie się zdecydować, czy mnie torturować czy błagać o odpowiedzi. Wasze głowy zajmują znacznie ważniejsze sprawy. Planeta umiera i ludzie wpadli w panikę. Wszyscy wieszczą apokalipsę. Uwierzyć jakiemuś szarlatanowi czy nie?

Prezydent milczał.

 

11:15PM Sala konferencyjna przy Białym Domu

– Profesorze Braun, widział pan ze swoim zespołem wszystkie materiały. Czy udało się ustalić wspólną opinię na temat tego człowieka?

– Jest przekonany, że mówi prawdę. – Znany psycholog i naukowiec nie miał wątpliwości.

– Ale lot kosmiczny przed tysiącami lat? Czy to na pewno człowiek? Doktorze Ming?

– Nie mogę powiedzieć nic o jego słowach, ale wszystkie badania potwierdzają przynależność pacjenta do gatunku homo sapiens. Ma normalną helisę DNA, krew, narządy, i wszystko inne.

– Panie prezydencie, jeszcze tydzień temu nie wiedzieliśmy, że w jedną chwilę można postawić nieistniejące budynki – wtrącił się profesor Dworsky z MIT. – Choć trudno w to uwierzyć, być może trzeba zmienić też naszą wiedzę o historii.

– To czego może od nas chcieć? Nie dorastamy im do pięt, a on coś wyraźnie ukrywa.

– Nie mamy zbyt wielkiego wyboru. – Jeden ze znanych filozofów był całkowicie pewien. – Czas nas goni. Jeżeli to, co mówi, jest prawdą…

– … to wyślę ludzi w nieznane.

– Ludzie i tak będą ginąć na planecie, jeśli nic nie zrobimy.

– Mógł skłamać w sprawie usunięcia promieniowania.

– Tak. I ma pan rację, że ci, którzy znajdą się w wieżach, mogą umrzeć, trafić do piekła albo zyskać największą szansę w historii. I właśnie dlatego powinniśmy dać każdemu wybór.

– Myśli pan, że to moralne?

– Nie wiem. I nie wiem, co jest po śmierci, jeżeli o to panu chodzi.

 

11:35PM Gabinet Owalny

– Panie prezydencie, raport o stanie państwa. – Do gabinetu weszło kilku doradców, i generał Montgomery.

– Wiem, że pracowali nad tym najwybitniejsi specjaliści, i doceniam ich pracę, z drugiej strony potrzebuję krótkich jasnych informacji. Promieniowanie?

– Według symulacji trzydzieści procent ponad normę. Plan zabezpieczenia kluczowych miejsc zrealizowany w siedemdziesięciu procentach. Będziemy w stanie zapewnić żywność dziewięćdziesięciu procentom populacji przez co najmniej rok.

– A nowe plony?

– Farmy podziemne w końcu nie wystarczą. Dużo ludzi zginie.

– Czy pracują?

– Osiemdziesiąt procent.

– A tak naprawdę?

– Nie rozumiem.

– To, że byłem sekretarzem, nie znaczy, że nie widziałem tego, jak działa świat. Gdy ktoś mówi osiemdziesiąt procent, to zazwyczaj liczby są dużo niższe.

– Muszę opierać się na tym, co mi przekazano.

– Nie kwestionuję pańskiej lojalności. Czytałem o pana przeszłości, i nie wątpię, że jest pan patriotą. Chcę tylko wiedzieć, na ile możemy na tym wszystkim polegać.

– Panie prezydencie, te wszystkie raporty i tak nic nie zmienią. Jak ktoś jest gotowy, to jest. A jak nie, to nie. FEMA i inni robią, co mogą.

– Tak lepiej. Ile kradzieży?

– Ilość zbrodni wzrosła o trzysta procent. A to dopiero początek, niestety.

– Wojsko?

– Osiemdziesiąt procent nadal wykonuje rozkazy. Dobra informacja jest taka, że nie mieliśmy żadnych większych wybuchów.

– Rozumiem. A czy symulacje pokazują, co dalej stanie się z promieniowaniem?

– Czeka nas wymieranie wielu gatunków i mutacje.

– Nuklearna zima?

– Raczej jeszcze większe globalne ocieplenie.

– Ale fabryki stanęły.

– To nie jest takie proste. Na pewno jutro około dziewiątej Biały Dom, Kongres i wszystko na powierzchni wokół Waszyngtonu przestanie być bezpiecznym miejscem.

– W takim razie musimy się spieszyć. To w sumie ciekawe, że wieże pojawiły się przedwczoraj, a dziś mówimy o takich rzeczach. Cywilizacja to jednak krucha rzecz.

 

Dzień drugi

 

4:00AM Biały Dom

– Panie prezydencie, Unia Europejska złożyła oficjalny protest. Żądają dostępu do człowieka z wież. – Doradca do spraw międzynarodowych Canarby nie miał niestety dobrych wieści. – Jest też protest Rosji, a raczej niewielkiej grupy wojskowych, którzy siedzą w bunkrach pod Moskwą.

– Nie wszystko naraz. Czy w Europie mają duży problem z promieniowaniem?

– Pięćdziesiąt procent ponad normę. I jest jeszcze coś. – Mężczyzna wskazał głową na telewizor.

Na ekranie widać było przekaz z drona, doły z ciałami, i samochody, z których wyciągano kolejnych ludzi.

– To oficjalna chińska telewizja. Pokazują to od piętnastu minut.

Widok zmienił się, i można było zobaczyć, jak skazańcom zakładano drut kolczasty na ręce i szyję, a potem strzelano w tył głowy.

– Nawet nie kryją się z tym, co robią. Tam musi być gorzej, niż nam mówią.

– I my mamy im dać bomby?

– To chyba leży w naszym najlepiej pojętym interesie.

– Głowa mi pęka. Proszę zawołać Mike. Potrzebuję świeżej kawy.

– Oczywiście.

– I gdzie jest asystent prasowy? Muszę mieć to przemówienie na rano.

– Tak jest.

– A co do Rosji, czy można ich brać pod uwagę?

– Nie wystrzelili nic w naszą stronę. Realizują swoje cele, i wydają się ignorować sprawę wież. Siedzą cicho, podobnie jak Hindusi.

– To mnie akurat nie dziwi. Ci nabroili zbyt dużo na całym świecie.

 

6:30AM Siedziba Kongresu

– Znajdujemy się w obliczu największej katastrofy w dziejach ludzkości. Świat się zmienił. Wydarzenia rozpoczęły się od czegoś, co wykracza poza nasze możliwości pojmowania. Musimy się teraz zmierzyć z setkami problemów. Mimo to wierzę w to, że to dopiero początek nowej złotej ery ludzkości. Na moje ręce złożono oficjalny protest, podpisany przez naszych sojuszników. Niniejszym potwierdzam, że w wieżach WTC znajdował się jeden żywy człowiek… – Winston przerwał, gdyż wrzawa, która powstała, uniemożliwiała odczytanie czegokolwiek.

Kilka sekund później całym gmachem wstrząsnął ogromny wybuch.

 

6:30AM Jeden z budynków rządowych w Waszyngtonie

– Jeszcze tylko kilka minut, i będzie po wszystkim. – Sekretarz edukacji spojrzał na żonę. – Liz odnajduje się w nowej sytuacji?

– Wiesz, że ciężko to przeżywa. Będzie odcięta od świata, jak my wszyscy zresztą. Bunkier to nie miejsce dla nastolatki. – Przerwała, gdyż w pokoju dało się słyszeć przytłumiony huk.

Małżeństwo spojrzało po sobie z niepokojem, a po chwili do pomieszczenia wbiegła grupa agentów.

– Proszę oddać telefony i odsunąć się od okien! Natychmiast! – krzyczał ich dowódca.

– Ale dlaczego? Co się dzieje? – Mark odruchowo odsunął żaluzje w oknie, i skamieniały spojrzał na słup dymu unoszący się nad gmachem Kongresu. – Jezu!

– Panie Fuller, proszę z nami. A pani musi tu zostać. – Jack dowodzący ochroną najważniejszych osób w państwie wydał dyspozycje, i z innymi agentami zaczął eskortować oszołomionego Marka Fullera w stronę windy. – Miało miejsce zdarzenie. W Kongresie wybuchła bomba. Nie wiemy, kto przeżył. Musimy założyć najgorsze.

– Gdzie idziemy? – wykrztusił mężczyzna.

– Do głównej sali konferencyjnej. Jeżeli nie dostaniemy potwierdzenia, będzie pan zaprzysiężony jako kolejny prezydent Stanów Zjednoczonych.

 

6:35AM CNN

– Przed państwem w studio Mark Dowston. – Mężczyzna przycisnął słuchawkę do ucha, i zaczął mówić: – Mamy oficjalne potwierdzenie, że ostatnia sesja w historycznym budynku Kongresu zamieniła się w tragedię. Znajdowało się tam dwóch przedstawicieli z każdego stanu, wielu cywili i prezydent Winston. Wybuch zniszczył większość konstrukcji, i szanse na przeżycie kogokolwiek są minimalne. Rachel, co możesz powiedzieć na ten temat?

Obraz, transmitowany przez stację, został podzielony na dwie połowy, i na jednej z nich ukazała się znana reporterka, za którą widoczny był płonący gmach, wozy straży, policji i jednostki wojska.

– To jest po prostu niewiarygodne! Służby działają, ale… przedstawiciele na miejscu nie chcą dawać złudnych nadziei. Mówią, że za wcześnie na komentarze. Biorąc jednak pod uwagę skalę tragedii, to można przyjąć, że prawdopodobnie straciliśmy członków rządu, prezydenta, i wielu naszych kolegów z różnych stacji.

– Rozumiem. Niech Bóg czuwa nad ich duszą. Jak długo ratownicy będą prowadzić działania? Czy promieniowanie nie będzie tu przeszkodą?

– Wszyscy chcą pomóc, i nikt nie dopuszcza myśli, żeby cokolwiek przerywać. Rozmawiałam z kilkoma z tych wspaniałych ludzi, i są gotowi nawet oddać życie, jeżeli to przysłuży się krajowi. I jest jeszcze coś. Zaraz przed wybuchem prezydent zaczął mówić o tajemniczym człowieku z wież WTC.

– Dziękuję Rachel. Odtworzymy teraz ostatnie sekundy nagrania.

Zamiast reporterki na jednej części transmitowanego obrazu widać było Winstona, który znów powiedział „Niniejszym potwierdzam, że w wieżach WTC znajdował się jeden żywy człowiek”.

– Jest z nami w studio doktor Zubryn z NASA. Panie doktorze, co dla nas oznacza to stwierdzenie?

– Trudno sobie nawet wyobrazić konsekwencje tej wiadomości. To może być fizyczne potwierdzenie, że nasz gatunek, a może nawet wszechświat, powstały w zupełnie inny sposób niż sądzimy. Być może to jest klucz do zrozumienia rzeczy, które do dziś pozostawały niejasne dla nauki i naukowców.

 

7AM Waszyngton, PEOC

– Dzień dobry państwu. – Mark Fuller poluzował kołnierzyk koszuli, ukłonił się lekko w stronę generała Montgomery’ego, i spojrzał na ekrany, na których widać było Marka Ruthofa i wielu ludzi z przebywającej w bunkrach części gabinetu. – Składam kondolencje tym z was, którzy stracili bliskich i kolegów. Służby działają, i prowadzą akcję ratowniczą, jak i zabezpieczają ślady. Wiem, że to ciężka chwila, i tym bardziej będę mówił konkretnie. Zaprzysiężono mnie tymczasowo, przynajmniej do momentu, gdy znajdziemy ciało prezydenta Winstona. Nie znam wszystkich szczegółów wcześniejszych działań, i dlatego potrzebuję państwa pomocy. Jak wygląda sytuacja z promieniowaniem?

– Powinno dotrzeć za godzinę lub dwie. – Montgomery był jak zawsze konkretny.

– Czego się możemy spodziewać?

– Początkowo niczego, z czasem śmierci ptaków, drobnych zwierząt, i jeszcze większej paniki.

– Jak wyglądają przygotowania kraju?

– Służby działają, tabletki antyradiacyjne są rozdawane, środki ochrony wdrożone.

– Sytuacja wojskowa?

– Nie mamy bezpośrednich zagrożeń.

– A relacje z innymi krajami?

– Z Unią Europejską negocjujemy pewną sprawę. Proponuję zrobić oddzielne spotkanie, gdy będę miał więcej szczegółów.

– Dobrze. Jak wieże WTC? Generale? – Fuller spojrzał na Ruthofa.

– Noc była spokojna. – Ten powiedział tylko trzy słowa.

– Jakieś zagrożenia?

– Nic, o czym nie wiemy.

– Teraz przejdźmy do spraw formalnych.

 

7:35AM Biały Dom

– Tutaj jest Gabinet Owalny, panie prezydencie. Nie ma pan niestety notki od prezydenta Winstona.

– Dajcie mi chwilę. – Fuller usiadł w fotelu, i rozejrzał się po gabinecie, który miał należeć do niego tylko krótką chwilę. – Co będzie, gdy opuścimy to miejsce?

– Będziemy się starać ograniczyć liczbę patroli. Systemy automatyczne nie wpuszczą tu łowców pamiątek.

 

8:45AM Stacja pomiarowa na wschodnim wybrzeżu

– Obserwujemy wzrost promieniowania. Dziesięć milisiwertów na godzinę. – Kilku naukowców stuknęło się kieliszkami z szampanem. – Panie i panowie, za początek nowej ery, i koniec tego, co znamy.

 

9AM Waszyngton, PEOC

– Panie prezydencie, człowiek z wież znajduje się w Cheyenne. – Montromerry zaczął składać raport. – Twierdzi, że wie, jak oczyścić świat z promieniowania, i odesłać budynki, skąd przybyły… i…

– Wyczuwam jakieś ale.

– Chcemy, a właściwie musimy, udostępnić kilka bomb, które z Europy trafią do Chin.

– Dlaczego to takie ważne?

– Jest tam reaktor fuzji, który mógł spowodować pojawienie się wież.

– Czy musimy coś z tym robić?

– Chińczycy twierdzą, że moc reakcji wzrasta.

– Czegoś nie rozumiem. Oni mają pewnie każdy możliwy rodzaj broni. Dlaczego jej nie użyją?

– Kraj jest podzielony, i poszczególne arsenały są dostępne tylko dla konkretnych watażków.

– Czy możemy się z ich strony spodziewać kolejnego ataku nuklearnego?

– Raczej nie. Są związani walką z Rosją i Hindusami. Do tego wstrzymali działania wokół wież WTC, a więc wydają się być przyjaźni.

– Jak chcecie przenieść te ładunki?

– Transportowiec i kilka myśliwców ochrony. Przelecą przez Bułgarię, Turcję, Turkmenistan i Tadżykistan.

– Proszę mnie poprawić, ale łatwiej byłoby chyba od wschodu.

– Kraj jest podzielony, i miejscem dostarczenia przesyłki jest część zachodnia.

– Mimo wszystko to był jeden kraj, a pan planuje przelot przez kilka. Nie lepiej wypuścić dwa zespoły? Jeden pozorowany i drugi, korzystający z technologii stealth?

– Te kraje nie mają takich środków technicznych jak Chiny, i raczej nie zatrzymają naszych. Do tego poprzedni prezydent był przeciwny wysłaniu kilku grup.

– Proszę przygotować oba warianty.

– Tak jest.

– I proszę przygotować listę potencjalnych kandydatów i sprzętu do umieszczenia w wieżach. Chciałbym też porozmawiać z tym człowiekiem z Chayenne.

– Oczywiście. Panie prezydencie, a jeżeli senat to była robota wewnętrzna?

– Tego nie możemy niestety wykluczyć.

– Powinien się pan ewakuować do bunkra.

– Chcę zostać tutaj, przynajmniej do momentu, gdy skończy się sprawa wież.

– Ale potem może być problem z ewakuacją. Będzie pan musiał założyć kombinezon, i tak dalej.

– Może mnie pan przekonywać, ale ja decyzję podjąłem, i jej nie zmienię. Kapitan zawsze schodzi ostatni ze statku.

– Służba z panem to zaszczyt, sir! – Generał wstał, wyprostował się jak struna i oddał honory.

 

9:30AM Cheyenne

– Wie pan, kim jestem?

– Mark Fuller, prezydent Stanów Zjednoczonych.

– Dlaczego nie powiedział pan poprzedniemu prezydentowi, co się wydarzy?

– To nic by nie zmieniło. Historia tego świata i tak jest napisana. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – To przez jakiś paradoks. Nie znam szczegółów, bo nie jestem fizykiem. Wiem tylko, że nie można zmienić przeszłości.

– Proszę mnie poprawić, jeżeli się mylę. – Prezydent chwilę się zastanowił. – Mieliśmy swoją historię, a potem pojawiły się te wieże. To na pewno jest zmiana.

– Naprawdę nie jestem naukowcem. – Pacjent zamknął na chwilę oczy.

– To kim pan jest i dlaczego tu się znalazł?

– Daję wam szansę.

– Nie znamy technologii przenoszenia obiektów. Nie mamy wielkich możliwości technicznych, tymczasem oczekuje pan, że wyślemy ludzi i sprzęt w nieznane. To trochę tak jakby poleciał pan na jakąś wyspę helikopterem i mówił tubylcom, że mają oddać swoich najlepszych ludzi i drewniane dzidy. Jeśli istnieje taka technologia jak teleportacja, to pan, czy też pańscy przełożeni, mogli zabrać, co chcą.

– Poniekąd tak. – Człowiek z wież uśmiechnął się. – Pan i tak zrobi, co chce.

– Nie wypuścimy pana z powrotem.

– To już się stało.

– Czyli tak naprawdę nie mam wyboru? To może pan mi powie, co jutro się stanie w różnych krajach?

– Nie wiem. Przekazano mi tylko kilka faktów.

– A pamięta pan coś ze swojego życia?

– Tylko kilka rzeczy.

– Bardzo wygodne.

 

10AM MIT

– Panie i panowie, czy coś ustaliliście? – Prezydent spojrzał na grupę naukowców.

– Nie. Instalacja budynku nie jest do niczego podłączona, ale płynie w niej prąd. Wycięliśmy kawałek przewodu ze ścian, i ten po odłączeniu nie miał w sobie energii. Potem robiliśmy przerwy, i małe odłączone fragmenty przestały wykazywać przepływ ładunków, ale większe już nie.

– To czary?

– Nie, panie prezydencie. Instalacja dostaje skądś moc, nie mamy tylko sposobu na wyśledzenie źródła. Zachowuje się trochę jak internet, w którym mamy wiele wzajemnie zasilających się elementów, ale tam chodzi o dane, a tu o przepływ elektronów.

– Ale sam pan powiedział, że mały fragment w ścianie był odłączony. Czy to nie jest sprzeczne?

– To bardzo dobre pytanie. Zapewne jest ileś punktów węzłowych, a nasz kawałek nie znajdował się akurat w obrębie żadnego z nich.

– Czy to jest szkodliwe?

– Nie widzimy znanej radiacji.

– Coś mnie zaciekawiło we wcześniejszych raportach. Tam podobno nie było żadnych śladów biologicznych. Co się obecnie dzieje w środku z ludźmi czy wodą?

– Kolejne dobre pytanie. Organizmy ochotników, którzy pracowali w wieżach, nie wykazują żadnych niepokojących zmian. I…

– Tak?

– Panie prezydencie, wszyscy chcielibyśmy pozostać w tych budynkach.

– Nie rozumiem. Będziemy potrzebować naukowców, a na powierzchni jest coraz większe zagrożenie dla zdrowia i życia.

– Przepraszam za śmiałość, ale tam zmieści się co najmniej pięćdziesiąt tysięcy ludzi, a nas jest tylko pięćset osób.

– Dalej nie rozumiem.

– Pentagon pytał o wpływ budynków na tak kruche organizmy jak dzieci, zarodki i małe zwierzęta, całość jest uszczelniania, do tego dokładane są tam różne elementy. Wydaje się, że ktoś wie, jak odesłać wieże, skąd przybyły. Według nas trzeba to zrobić jak najszybciej z uwagi na promieniowanie. Cały mój zespół zgłasza się do uczestniczenia w tej misji.

Zapadła niezręczna cisza.

 

10:15AM Waszyngton, PEOC

– Panie prezydencie, państwa europejskie przysłały listę naukowców, badaczy, filozofów i dzieł sztuki. Mamy też potwierdzenie z banku nasion w Norwegii.

– Ile tego jest?

– Wypełnimy jedną wieżę. Wystarczy pański podpis.

– Proszę zwołać konferencję z głowami państw na dwunastą, i konferencję prasowa pol godziny później. I w trybie natychmiastowym zaprosić do mnie arcybiskupa Canterbury.

– Dobrze.

 

10:30AM Gdzieś w Waszyngtonie

– Należy uszczelniać wszystkie okna w domach! Jedzenie powinno być szczelnie pakowanie! Zaleca się noszenie masek! – Policyjny radiowóz jechał wzdłuż Potomaku, ale co chwila w jego stronę leciały puszki po piwie.

– Ja jebię! Jaki fajny koniec świata!

– Coś w tym jest!

Młodzi ludzie urządzali sobie grilla, a nawet wylegiwali się i opalali, korzystając z pięknej pogody.

– A ja nie wierzę w całe to promieniowanie.

– Co nie widać, to nie ma. – Młody sportowiec zgniótł puszkę o czoło, a potem z dumą zaczął demonstrować muskuły. – Yeah!

– Tak! Chcą nas wykończyć! – Jego kolega pokazał obraźliwy gest w stronę radiowozu, a policjanci w środku niespecjalnie się tym przejęli. Funkcjonariusze wiedzieli, że wojsko zaczęło zajmować się sobą, a oni bez pomocy nie mogą zamknąć tysięcy ludzi.

 

11:00AM Waszyngton, PEOC

– Panie prezydencie, czekają na pana w głównej konferencyjnej.

– Doskonale. – Fuller wstał i ruszył do wskazanej sali.

– Dzień dobry panom. – Po kilku sekundach spojrzał po zgromadzonych ludziach wiary i teologach. – Mamy dzisiaj odpowiedzieć na najważniejsze pytanie w dziejach ludzkości. Jeden człowiek, o którym nic nie wiemy, twierdzi, że jest w stanie zabrać z Ziemi wieże WTC. Nie mówi nic o miejscu docelowym, wspomina tylko o ogromnej szansie dla ludzkości. Czy mam na to pozwolić? Czy wysłać kwiat naszej cywilizacji czy jednostki przeciętne? Dołączyć wojsko czy pozostawić ich bezbronnych? Co panowie o tym myślą? Może zacznijmy od góry listy

– Problem nie jest w tym, kogo wysłać. A jeżeli trafią do piekła? I zostaną na zawsze zgubieni? – Arcybiskup Canterbury jak zawsze wykazał się charyzmą.

– Piekła nie ma. – Od razu zaoponował jego kolega po prawej.

– Nie chciałbym dzisiaj wchodzić w detale związane z konkretnymi religiami. To jest trochę taka sama kwestia jak sprawy związane z eutanazją. Ktoś może żyć na Ziemi długo, albo umrzeć natychmiast. Czy mamy na to pozwolić?

– A ja mam wrażenie, że pan już podjął decyzję, panie prezydencie, i chce pan uzyskać potwierdzenie, że decyzja jest słuszna. Czyż nie tak?

– No nie, to nie jest tak.

– Od kilku dni widzimy ogromne znaki na niebie i ziemi. Nie wzywano nas wtedy, a przywódcy sami zdecydowali za miliardy istot ludzkich.

– To naprawdę nie jest tak.

– Ja pana nie atakuję, ja tylko mówię o faktach. Ile w takich wieżach zmieści się osób? Pięćdziesiąt tysięcy? Sto tysięcy? Co znaczy kropla w morzu zła, które dzieje się wokół?

– Czyli myśli pan, że należy zlecić tę misję?

– Nieistotne, co myślę. Politycy mają wojsko, i mogą wydać rozkaz. Na pewno jednak nie warto wrzucać wszystkich jajek do jednego koszyka. Jeżeli istnieje cień szansy, że gatunek ludzki dzięki temu przetrwa, powinniśmy z tego skorzystać. Jak dotąd pokazaliśmy, że nie jesteśmy zbyt inteligentni. Zawiodła nauka, a gdy pojawiło się to coś, co wykracza poza nasze rozumienie, od razu zaczęliśmy się zabijać.

– Rozumiem.

– Nie, panie prezydencie, pan nic nie rozumie. Cokolwiek pan nie zrobi, i tak będzie miał pan wyrzuty sumienia. Będzie pan patrzył na walkę ludzi na ziemi, i myślał, że mógł coś zrobić. A jak wyśle pan tych ludzi, to do końca życia będzie się pan zastanawiał, co się z nimi stało.

Zapadła cisza, którą w końcu przerwał prezydent:

– Panowie, jest jeszcze coś. Przykro mi o tym mówić, ale czy powinienem wymusić zeznania od człowieka z wież siłą?

– Panie prezydencie, właśnie rozważamy sprawę iluś tysięcy. Czy naprawdę musimy to robić w odniesieniu do jednego człowieka? Jeśli tak, to powiem krótko. Tortury są zakazane, ale jest wojna, i czasem cel uświęca środki.

– Bóg mi świadkiem, że tego nie chcę. – Fuller zaczął się tłumaczyć. – Tutaj mówimy jednak o całej cywilizacji. Mam problem. Mężczyzna mówi, że to wszystko i tak się wydarzyło. Wydaje się przyjmować w spokoju nasze decyzje.

– Panie prezydencie, w ostatnich dniach zginęły miliony. Jeden człowiek to przy tym nic… inna sprawa, że to być może przedstawiciel istot od nas potężniejszych.

– Mamy się bać?

– Mogli przesłać wieże, mogli również przesłać bomby. Myślę, że wykazali dużo dobrej woli, a my powinniśmy zrobić to samo.

– W dalszym ciągu nie wiemy, czy wykorzystają ochotników jako źródło pożywienia, czy partnerów.

– Ale to nie oznacza, że mamy torturować ich wysłannika. To tak jak zabijanie emisariusza z białą flagą.

– A może on jest Antychrystem? Przy końcu świata zstąpienie Boga ma wyprzedzić ktoś, o kim wszyscy myślą, że zbawi ludzkość. Ten motyw powtarza się w różnych świętych tekstach.

– Jak mój uczony kolega zauważył, zły ma przyjść na końcu świata, powtórzę, na końcu świata. Szczerze mówiąc, jeżeli to właśnie następuje, to i tak nasze ludzkie działania nic nie znaczą.

– Rozumiem, dziękuję panom. – Fuller już miał wyjść, ale wtedy zobaczył uniesioną rękę arcybiskupa Canterbury’ego. – Tak?

– Panie prezydencie, poproszę o minutę spotkania w cztery oczy.

– Dobrze, przejdźmy do mniejszej salki.

– Panie prezydencie. – Niepewnie zaczął duchowny, gdy usiedli.

– Ekscelencjo.

– Ojciec święty prosi o możliwość przeprowadzenia konferencji z panem.

– Czy wspominał coś więcej?

– Chciał przesłać listę osób i dzieł z zasobów watykańskich.

– Ale my nie wysyłaliśmy takiego zapytania do Watykanu.

– Ojciec święty będzie bardzo zobowiązany, gdyby pan uwzględnił jego osobistą prośbę. Wnosi o przekazanie dwóch pięter.

 

12AM, PEOC

– Panie prezydencie, z Europy leci ku wybrzeżom USA armada statków powietrznych. Nie odpowiadają na wezwania. – Montgomery był wyraźnie zdenerwowany, gdy składał meldunek kilka sekund przez nawiązaniem transmisji. – Dotrą do naszej granicy za około sześć godzin.

– Dziękuję. I proszę ich włączyć. – Pokazał na ekran.

– Tak jest. – Wojskowy skinął ręką na technika, który uruchomił kamerę i wyszedł.

– Dzień dobry państwu. – Fuller zaczął bez ogródek. – Mamy wspólne cele, ale chyba nie do końca. Otrzymałem pewne niepokojące wiadomości. Czy możecie powiedzieć, co to za samoloty, które lecą w naszą stronę?

– Panie prezydencie, myślę, że przedstawię stanowisko nas wszystkich. Odkąd w Nowym Jorku pojawiły się wieże, które były własnością stanów, tylko całej ludzkości. Nie mamy czasu. I dlatego, zanim uzgodniliśmy szczegóły, wysłaliśmy kilkadziesiąt samolotów cywilnych z ludźmi i sprzętem.

– Nie dajecie mi wyboru?

– Wybór jest zawsze.

 

12:30AM, PEOC

– Dzień dobry państwu. Krótkie oświadczenie wygłosi prezydent Stanów Zjednoczonych. – Rzeczniczka prasowa Białego Domu ustąpiła miejsce Markowi Fullerowi, który zaczął przemawiać do kamer i pustej sali.

– Dzień dobry. W dniu dzisiejszym zdecydowaliśmy, że w wieżach WTC umieszczeni zostaną wysłannicy ludzkości. Wierzymy, że uda się wysłać ich tam, skąd przybyły budynki. To wielki dzień, a rządy wszystkich krajów po raz pierwszy w historii pracują wspólnie. Mamy też inną dobrą wiadomość. Możliwe jest usunięcie promieniowania z atmosfery. Pracujemy nad tym równie usilnie, i pomogą nam ci, którzy przysłali wieże. W sprawie ataku na Senat nie mam na razie szczegółów, które mogą być ujawnione. Boże, pobłogosław Amerykę. Dziękuję.

 

12:45AM Cheyenne.

– Widziałem pańskie przemówienie. Imponujący pokaz sztuki krasomówczej. – Człowiek z wież patrzył na prezydenta na ekranie. – Pewnie cały kraj słuchał z uwagą.

– Dziękuję. – Fuller udał, że nie widzi sarkazmu.

– I co teraz? Tortury czy współpraca?

– Widziałem zapisy wcześniejszych rozmów. Skąd pan właściwie pochodzi? To jakaś planeta? Statek?

– Przecież pan wie, że wielokrotnie zadawano mi to pytanie, i ani skany mózgu, ani wykrywacze kłamstw nie pokazały, że znam odpowiedź.

– Zadziwiająco dużo pan wie o naszych procedurach.

– Tak, to ciekawe. Swoją drogą, pańscy koledzy zostawili coś, co nazywa się Biblią. Zacząłem od początku i końca. Od tego, że wasz Bóg stworzył świat w sześć dni. I że na końcu przyjdą anioły zagłady, i ktoś lub coś uważane za bestię. To jak, panie prezydencie, czy uważa mnie pan za anioła zagłady?

– Nie może pan powiedzieć nic więcej, czy nie chce powiedzieć pan nic więcej?

– I tak mi nie uwierzycie. Gdy powiem, że to planeta, gdzie wszyscy są szczęśliwi, czy i tak nie wyśle pan wojska?

– Chyba wyślę.

– No właśnie.

 

1PM NYC

– Nie podoba mi się to panie prezydencie. Mamy pozwolić żółtkom na zajęcie amerykańskiej własności? I dać im nasz sprzęt? – General Ruthof nie był przekonany, a nawet sprawiał wrażenie rozgoryczonego.

– Też mi się to nie podoba, ale dokładnie tak. W wieżach znajdą się wszyscy napastnicy, dodatkowo umieścimy tam trzydzieści tysięcy ludzi. Do Nowego Yorku zmierzają już samoloty. Panie generale, to jest gra na czas. Walczymy z promieniowaniem, reaktorem w Chinach i ludźmi, którzy mają środki, żeby pokrzyżować nam plany. Mogą zorganizować się w każdej chwili.

– Rozumiem.

– Wieże powinny zostać ufortyfikowane i zabezpieczone. Musimy tam mieć wszystko, od ludzi w kombinezonach, szpitala polowego, zapasów żywności, nasion przez różnego rodzaju sprzęt.

– Rozkaz.

– To jest operacja wojskowa. Przygotujmy bazę, która ma przetrwać w każdym możliwych warunkach. Proszę korzystać z każdego możliwego kanału, i nie bać się prosić o najdziwniejsze rzeczy. We wszystkim ma pan moje poparcie.

 

5PM NYC

– Cały czas się zastanawiam, że nie można zmienić przyszłości. A co, jeżeli nie można zmienić przyszłości? – Jeden z naukowców patrzył z restauracji „Windows on the World” na panoramę Manhattanu.

– Jak to?

– Załóżmy, że stoję tutaj, a po chwili robię krok do przodu. Wszyscy myślą, że zrobiłem to w kolejnej sekundzie czasu. A może jest tak, że swoim krokiem zmieniam jakąś rzeczywistość w przeszłości, dzięki czemu biegnie ona tak, że w przyszłości jest na nowym miejscu?

– To trochę zawiłe.

– Nie, nie, bardzo proste. Moja nogi nie rusza się tu i teraz, tylko siłą, nazwijmy to siłą woli, zmieniam przeszłość tak, że w tej przestrzeni ostatecznie noga znajduje się z przodu.

– To bez sensu.

– Może i masz rację. To chyba przez stres.

 

5:30PM NYC

– Panie prezydencie, wpierw omówię wieżę północną. Piętra jeden do dwadzieścia mają zawierać nasiona z banku nasion. Powyżej nich znajdą się naukowcy. Na piętrach od sześćdziesiąt do osiemdziesiąt umieszczone zostaną zwierzęta, cztery kolejne zajmą dzieła sztuki, a jeszcze wyżej stacjonować będą jednostki wojska. Teraz wieża południowa. Pierwsze dziesięć pięter damy oddziałom specjalnym i szpitalom, powyżej będą magazyny ze sprzętem elektronicznym i przenośnymi generatorami, włączając reaktory jądrowe. Od piętra czterdzieści wzwyż umieścimy ludzi. Duża część będzie zabezpieczona przed mikrobami i częściowo przed promieniowaniem. Będziemy mieć drony, działka, i schematy różnego sprzętu. Na wszelki wypadek założymy skafandry kosmiczne. To na razie wstępne plany, ale inżynierowie mówią, że zdążymy z tym, co ważne.

– Arka Noego, którą musimy zbudować w jeden dzień.

– Tak.

– Łańcuch dowodzenia?

– Przygotowany.

– Jest jeszcze coś. Niniejszym czynię pana odpowiedzialnym za dowodzenie. Przesyłam odpowiednią nominację. – Fuller potwierdził na swoim pulpicie.

– Panie prezydencie, na pewno są lepsi.

– Generale Ruthof, od początku był pan na miejscu. Zespół doradców uważa, że nie znajdziemy nikogo lepszego. Rozumiem, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, ale niestety nie mamy luksusu, żeby dostać więcej czasu.

– Jestem zaszczycony.

– Mam też jedną sugestię. Nie mogę panu wydać rozkazu, ale proszę jak człowieka, żeby wysadził pan wszystko w powietrze, gdyby groziło wam coś, co niektórzy określają mianem piekła.

– Panie prezydencie, nie wiem, co powiedzieć.

– Pan podejmie decyzję, proszę jednak oszczędzić wszystkim cierpienia.

– Zrobię, co w mojej mocy, sir. – Ruthof wyprężył się i zasalutował.

– Tego jestem pewien. Na pewno inne narody zastanawiają się, jak przejąć piętra amerykańskie. Życzę wam, żebyśmy to my stali się siłą dominującą w nowym świecie. Powodzenia!

– Dziękuję. – Generał patrzył na prezydenta, a w głowie układał już plan, co i jak dodać do wody w wieżach, żeby zrealizować ten punkt.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Póki co tylko otworzyłem tekst i przeczytałem przedmowę. Pytanie: Czy to opowiadanie stanowi samodzielną, odrębną całość, czy też jest to kontynuacja, do zrozumienia której potrzebna jest znajomość poprzedniego tekstu?

I jeszcze kwestia długości: tekst ma ponad 80k znaków, więc w obecnej postaci nie wchodzi do grafiku dyżurnych (w tym przypadku mojego). Może warto go nieco skrócić, by zyskać więcej czytelników?

 

Pozdrawiam!

 

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka