- Opowiadanie: Simeone - Rodzinne święta

Rodzinne święta

Użyte słowa to: “cho­in­ki”, “kar­pia”, “ko­lę­da”, “od­ku­pie­nia”, “wi­gi­lia”, “pie­ro­gi”, “nie­za­po­wie­dzia­ny gość”.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Rodzinne święta

 Sta­ni­sław zdjął kar­pia z pa­tel­ni i po­ło­żył na stole, obok je­de­na­stu in­nych po­traw. Tyle je­dze­nia i on sam.

 Od kilku lat pro­wa­dził życie z sa­mot­ni­ka. Nie z wy­bo­ru, oczy­wi­ście. Nikt nie wy­bie­ra bycia sa­mot­nym. Każdy stara się zna­leźć swoją brat­nią duszę, jed­nak od czasu tra­gicz­nej śmier­ci żony pięć lat temu, Sta­ni­sław nie zna­lazł dru­giej od­po­wia­da­ją­cej mu osoby.

 Cho­ciaż nie spo­dzie­wał się żad­ne­go go­ścia i nie był wiel­kim fanem świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia, zde­cy­do­wał się na przy­go­to­wa­nie aż tylu po­traw. Czuł się winny śmier­ci żony i to wła­śnie, jak co roku, miało sta­no­wić nie­wiel­ką po­ku­tę i hołd dla ko­bie­ty, która, w od­róż­nie­niu od niego, prze­pa­da­ła za tymi świę­ta­mi.

 Męż­czy­zna wzniósł niemy toast i włą­czył radio. Świą­tecz­ne me­lo­die za­czę­ły przy­gry­wać i razem z al­ko­ho­lem do­sko­na­le za­głu­sza­ły jego emo­cje. Sta­ni­sław nie lubił emo­cji, bał się ich. Z au­top­sji wie­dział, co one ozna­cza­ją i jak nie­bez­piecz­ne są. Był świa­do­my, że na­le­ży się ich wy­strze­gać.

 Mu­zy­ka w radiu z we­so­łe­go Dzi­siaj w Be­tle­jem zmie­ni­ła się w spo­koj­ne Lu­laj­że, Je­zu­niu. In­stru­men­ty le­ciut­ko po­gry­wa­ły, a wo­ka­li­sta śpie­wał nad wyraz cicho, jakby nucił ko­ły­san­kę dla dziec­ka.

 Sta­ni­sław ukro­ił ka­wa­łek kar­pia i na­ło­żył go sobie na wzo­rzy­sty ta­lerz.

 „Jak­ bym chciał, żeby do mnie wró­ci­ła” – po­my­ślał wkła­da­jąc do ust ka­wa­łek ryby.

 Ko­lę­da znowu zmie­ni­ła się – tym razem w Cichą noc. Z gło­śni­ka radia roz­legł się ko­bie­cy, po­ru­sza­ją­cy głos:

Cicha noc, świę­ta noc,

pokój nie­sie lu­dziom wszem

a u żłob­ka Matka Świę­ta

czuwa sama uśmiech­nię­ta,

nad Dzie­ciąt­ka snem.

 Wtrą­co­ny przez mu­zy­kę w stan po­nu­rej me­lan­cho­lii pra­wie nie za­uwa­żył, gdy głos ko­bie­ty z radia zmie­nił się na dużo bar­dziej fał­szu­ją­cy:

Ci­cha­aaa noc, świę­ta­aaa noc, pa­stusz­ko­wie­eee od swych trzó­ó­óddd! – roz­legł się skrzek. – Bie­gną­ąą wiel­ce za­dzi­we­niii! Za aniel­skim gło­se­eeemmm pieni! – wy­krzy­cza­ła ko­bie­ta gar­dło­wym gło­sem.

 Gdy z radia roz­le­gał się ten dźwięk, Sta­ni­sław wkła­dał do ust ka­wa­łek ryby, jed­nak za­marł w trak­cie i upu­ścił sztuć­ce na pod­ło­gę. Za­krztu­sił się ością i za­czął ka­słać.

 Coś było nie tak.

Gdzie się speł­nił cu­uuud! – wy­śpie­wa­ła osoba w radiu prze­cią­ga­jąc li­te­rę „u” w nie­skoń­czo­ność, ni­czym przed­szko­lak na ja­seł­kach.

 To nie mogła być praw­da, ale…

 „Za­ło­żył­bym się o wszyst­ko, że usły­sza­łem głos Mi­le­ny”.

 Męż­czy­zna wsłu­chał się w dal­szą część ko­lę­dy z radia, jed­nak za­miast fał­szu­ją­ce­go głosu jego żony, sły­szał je­dy­nie nie­ska­zi­tel­nie czy­sty ton pio­sen­kar­ki.

 „Mu­sia­łem się prze­sły­szeć” – po­my­ślał się­ga­jąc po pie­ro­gi z ka­pu­stą i grzy­ba­mi.

 Kiedy wbi­jał wi­de­lec w cia­sto, po­czuł na ple­cach dziw­ny chłód. Prze­szedł go dreszcz, na tyle silny, że od­wró­cił się, jakby ktoś go do­tknął.

 W domu oświe­tlo­nym przez jedną lampę było ciem­no, jego wzrok nie się­gał dalej niż do cho­in­ki sto­ją­cej tuż obok niego. Po­pa­trzył na przy­ozdo­bio­ny nie­licz­ny­mi bomb­ka­mi świerk, jed­nak nie za­uwa­żył w nim nic nie­po­ko­ją­ce­go.

 Sta­ni­sław wró­cił do je­dze­nia.

Wśród noc­nej ciszy – za­śpie­wa­ła Mi­le­na. Nikt nie mógł go za­pew­nić, że była to wła­śnie ona, ale był o tym prze­świad­czo­ny, tak samo jak o tym, że dzi­siaj jest wi­gi­lia. – Głos się roz­cho­dzi! Wstań­cie pa­ste­rze…

 Radio zwięk­szy­ło gło­śność na taką, któ­rej Sta­ni­sław nie mógł znieść. Ciche po­mru­ki­wa­nie za­mie­ni­ło się w krzyk.

Bóg się wam rodzi! – za­wy­ła żona męż­czy­zny.

 Świa­tło nad sto­łem zga­sło. Głos mar­twej żony, głos z za­świa­tów za­parł Sta­ni­sła­wo­wi dech w pier­siach. Nie czuł nic poza do­tkli­wym zdzi­wie­niem, jego twarz wy­krzy­wi­ła się, od­dy­chał szyb­ko, pró­bu­jąc uchwy­cić odro­bi­nę po­wie­trza, jakby miało go to uchro­nić od sza­leń­stwa, jakby po­trze­bo­wał ja­kie­goś opar­cia w rze­czy­wi­sto­ści.

 „Tak nie może być” – po­my­ślał – „To nie może być praw­da”.

 Męż­czy­zna wi­dział śmierć swo­jej żony, sły­szał jej krzyk, a potem ciszę, wi­ru­ją­cą i brzę­czą­cą mu w uszach gło­śniej niż ja­ki­kol­wiek hałas. “Mu­sia­ło mi się prze­sły­szeć. Może prze­sa­dzi­łem z al­ko­ho­lem albo za­tru­łem się czymś innym, ale to nie może być ona” – po­my­ślał.

 W domu Sta­ni­sła­wa roz­le­gło się pu­ka­nie do drzwi. „Nie­za­po­wie­dzia­ny gość czy moja żona?” – za­sta­no­wił się. – “W sumie to jedno i to samo”.

 Ru­szył w kie­run­ku drzwi po­wo­li, jakby bał się tego, co zo­ba­czy, gdy po­cią­gnie za klam­kę. Czuł, że wa­riu­je, że to nie może być praw­da. „Może ktoś robi mi jakiś psi­kus?” – po­my­ślał pró­bu­jąc chwy­cić się ka­wał­ka rze­czy­wi­sto­ści.

 Zer­k­nął przez wi­zjer. Był za­sło­nię­ty. „A co jeśli ktoś chce mnie na­paść? Może nie po­wi­nie­nem otwie­rać”. Bił się chwi­lę ze swo­imi my­śla­mi, ale w końcu zde­cy­do­wał się, że nie uchy­li drzwi. Nie wie­dział, co może się za nimi kryć i wolał nie ry­zy­ko­wać.

 „A co jeśli ktoś bę­dzie pró­bo­wał się wła­mać? Muszę się na to przy­go­to­wać” – po­my­ślał i za­czął szu­kać śru­tów­ki. Nie zdą­żył jed­nak nawet opu­ścić przed­po­ko­ju, a po­ja­wi­ła się w nim jego zmar­ła żona.

– Witaj ko­cha­nie – po­wie­dzia­ła wy­ko­nu­jąc za­ma­szy­sty ruch ręką. – Dawno cię nie wi­dzia­łam!

– Ale… – Słowa utknę­ły Sta­ni­sła­wo­wi w gar­dle. Nie mógł opa­no­wać umy­słem tego, co się dzie­je.

– Za­sta­na­wiasz się jak się tu do­sta­łam? Och, Sta­ni­sław, od­po­wiedź jest pro­sta: je­stem du­chem. Nie po­trze­bu­ję drzwi. Pu­ka­nie to była tylko taka moja mała… uprzej­mość. Tak, do­kład­nie, uprzej­mość. No chodź do sa­lo­nu, nie je­stem w sta­nie czuć za­pa­chów jako duch, ale coś czuję w ko­ściach… Nie… cze­kaj, nie w ko­ściach. Nie mam kości. Po­wiedz­my, że czuję w mojej duszy, gdzieś tam w ot­chła­ni, że przy­go­to­wa­łeś coś smacz­ne­go! Za­pro­wadź mnie do stołu, bądź dżen­tel­me­nem.

 Sta­ni­sław pod­szedł do stołu, usiadł przy nim i ocze­ki­wał na swoją żonę, która, nie wie­dział jak, ale zja­wi­ła się tutaj.

 Mi­le­na uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko i za­czę­ła wpa­try­wać się w swego męża, pro­sto w oczy, jakby mogła w ten spo­sób czy­tać mu w my­ślach.

 Sta­ni­sław, czu­jąc za­nie­po­ko­je­nie, kaszl­nął i za­py­tał:

– Co cię tu spro­wa­dza?

– Do­brze, że py­tasz, byłam już prze­ko­na­na, że się nie ode­zwiesz – po­wie­dzia­ła, po czym prze­nio­sła wzrok z męża na ta­lerz, przy­go­to­wa­ny przez Sta­ni­sła­wa dla nie­spo­dzie­wa­ne­go go­ścia. – Spro­wa­dza mnie do cie­bie usil­na chęć do­świad­cze­nia jesz­cze raz tego cu­dow­ne­go świę­ta. Zanim, wiesz, wy­bio­rę się na tamtą stro­nę. Cze­ka­łam z tym, na po­cząt­ku roz­wa­ża­łam nawet ze­mstę na tobie, ale widzę, że się tro­chę zmie­ni­łeś. Poza tym wi­gi­lia to czas po­jed­nań i od­ku­pie­nia. Dla­te­go zde­cy­do­wa­łam się cie­bie od­wie­dzić. Na­ło­żysz mi tego kar­pia?

 Sta­ni­sław podał ko­bie­cie ta­lerz ze sma­żo­ną rybą.

– Mo­żesz jeść? My­śla­łem, że duchy…

– Nie mogą wcho­dzić w kon­takt z rze­cza­mi ma­te­rial­ny­mi? Ja też tak my­śla­łam. Ale jed­nak po­tra­fię to robić, cho­ciaż mogę też za­cho­wy­wać się, jak bar­dziej… Po­wiedz­my, że kon­wen­cjo­nal­ny duch. Po­zwól, że za­de­mon­stru­ję. – Mi­le­na wzię­ła nóż i wbiła go sobie w klat­kę pier­sio­wą, na co Sta­ni­sław za­re­ago­wał zdu­szo­nym krzy­kiem, szyb­ko uspo­ko­jo­nym przez widok żony, któ­rej nic się nie stało. Nóż prze­szedł przez nią, nie zo­sta­wia­jąc żad­nych śla­dów. – My­ślisz, że można zabić czło­wie­ka dwa razy?

– Nie… Nie wiem, nigdy nie mia­łem do czy­nie­nia z ta­ki­mi rze­cza­mi…

– To teraz wiesz. – Ko­bie­ta wzię­ła do ust ka­wa­łek ryby. – Nie­ste­ty nie czuję smaku kar­pia. Ale mogę przy­naj­mniej sta­rać się sobie przy­po­mnieć, jak to sma­ko­wa­ło, gdy jesz­cze mo­głam czuć co­kol­wiek poza znie­wa­la­ją­cą pust­ką. Za­sta­na­wiasz się, jak pust­ka może być znie­wa­la­ją­ca? Mo­żesz twier­dzić, że po pro­stu nic nie czuję. Nie ma smaku, za­pa­chu, ale rów­nież do­ty­ku czy bólu. Przez to, je­stem zdana na sie­bie. Na to, na ile będę mogła sobie wy­obra­zić od­czu­cia zwią­za­ne z tym, czego do­świad­czam. Jak na przy­kład teraz.

– Chcesz się cze­goś napić?

– Nie dzię­ku­ję, zo­staw to dla sie­bie.

 Ko­lej­ne mi­nu­ty, w trak­cie któ­rych ko­bie­ta od­kra­ja­ła sobie ka­wał­ki kar­pia i po­wo­li je prze­żu­wa­ła mi­ja­ły w ciszy. Nie­zręcz­nej ciszy. Sta­ni­sław od wielu lat ma­rzył o spo­tka­niu ze swoją żoną, choć­by na chwi­lę, aby móc po­wie­dzieć jej wszyst­ko, o czym nie zdą­żył po­wie­dzieć jej wcze­śniej. Teraz jed­nak nie czuł ta­kiej po­trze­by. A ra­czej, czuł, ale nie wie­dział jak za­cząć, aby jej do sie­bie nie zra­zić. To był tylko duch, nie mógł ist­nieć, ale wy­da­wał się taki praw­dzi­wy.

 Cisza była bez­piecz­na. To wła­śnie była ta pust­ka, o któ­rej wspo­mi­na­ła Mi­le­na. Ozna­cza­ło to brak przy­jem­no­ści, ale rów­nież brak cier­pie­nia. Ba­lans po­mię­dzy do­brem, a złem.

– Coś się zmie­ni­ło od kiedy umar­łam? – spy­ta­ła.

– Wła­ści­wie to nie­zbyt wiele – po­wie­dział męż­czy­zna ner­wo­wo za­cie­ra­jąc ręce. – Życie jakoś się toczy dalej. Tylko… bez cie­bie.

– A robi ci to dużą róż­ni­cę?

 „I co ja mam jej po­wie­dzieć?” – za­sta­no­wił się Sta­ni­sław. Wpraw­dzie czuł pust­kę i smu­tek zwią­za­ny z utra­tą uko­cha­nej osoby, ale czy na­praw­dę chciał się przed nią otwie­rać? Nie wi­dział jej od lat, a koń­ców­ka związ­ku nie była zbyt szczę­śli­wa…

– Robi. Szko­da, że nie mogę żyć z tobą.

– Nie­ste­ty nie sta­ra­łeś się za­cho­wać mnie wcze­śniej…

– To zu­peł­nie nie tak – za­pro­te­sto­wał Sta­ni­sław.

– A więc jak to było? – spy­ta­ła Mi­le­na.

 Sam nie wie­dział. To wszyst­ko po­to­czy­ło się tak szyb­ko. Tro­chę ner­wów, nie­kon­tro­lo­wa­ny ruch i… śmierć.

– Jak to było, we­dług cie­bie?

 „Po­peł­ni­łem wtedy duży błąd. Ogrom­ny. Ale na­praw­dę nie chciał­bym już do tego wra­cać” – po­my­ślał i po­wie­dział:

– Zo­stań ze mną i za­po­mnij­my o prze­szło­ści.

 Mi­le­na za­nie­mó­wi­ła i na­ło­ży­ła sobie na ta­lerz kilka pie­ro­gów.

– Nie – po­wie­dzia­ła. – Nie, nie, nie, nie, nie. Takim oso­bom, jak ty nie można ufać. Dzi­siaj wi­gi­lia, ale nie prze­sa­dzaj­my.

 Sta­ni­sław nie na­le­gał.

– Chyba będę się zbie­rać – po­wie­dzia­ła ko­bie­ta. – Chyba, że masz mi coś istot­ne­go do po­wie­dze­nia?

 Męż­czy­zna mil­czał przez chwi­lę, aż wresz­cie po­wie­dział:

– Zro­bi­łem to, bo mnie zdra­dzi­łaś.

– To żadna wy­mów­ka.

– Czu­łem złość… Czy­stą, złość. Nie wiesz, jak coś ta­kie­go może boleć. To była tylko chwi­la…

– …i nie ob­cho­dzi mnie to. Ze­pchną­łeś mnie ze scho­dów. Czy je­stem wście­kła? Nie, nie je­stem. Zdą­ży­łam się z tym oswo­ić przez te wszyst­kie lata. Czy kie­dy­kol­wiek ci wy­ba­czę? Nie! I, Sta­ni­sław, jesz­cze raz o tym wspo­mnisz, a obie­cu­ję ci…

– Wiesz co? Zmie­ni­łem zda­nie – po­wie­dział męż­czy­zna gło­sem, który wy­da­wał się do­cho­dzić z od­da­li, jakby nie na­le­żał do niego. Tak, jak wtedy, pięć lat temu. To nie były jego ręce, one po­cho­dzi­ły z od­da­li. Wie­dział, że za chwi­lę po­ża­łu­je tego, co powie, ale nie mógł nic na to po­ra­dzić. – Czuję się do­brze z tym, co zro­bi­łem. Mia­łem w życiu pew­ne­go pa­so­ży­ta, pa­so­ży­ta, który po­zba­wił mnie ra­do­ści życia. Czuję się szczę­śli­wy, że udało mi się go wy­ciąć.

 Twarz Mi­le­ny przy­bra­ła gniew­ną pozę, po czym wy­krzy­cza­ła:

– JAK MO­ŻESZ SIĘ TAK DO MNIE ZWRA­CAĆ?!

 Regał sto­ją­cy za męż­czy­zną prze­chy­lił się i upadł. Usta Sta­ni­sła­wa otwo­rzy­ły się sze­ro­ko, wy­ra­ża­jąc niemą roz­pacz. Nie miał czasu za­re­ago­wać, zgi­nął przy­gnie­cio­ny przez szafę, po­ko­na­ny przez tą samą złość, która zja­dła jego żonę.

 Nad domem, w któ­rym do tego wszyst­kie­go do­szło, wze­szła pierw­sza gwiaz­da.

Koniec

Komentarze

Witaj, Simeone!

Z góry przepraszam za czepialstwo, ale to tylko taka kosmetyka ;)

 

Czuł się winny za śmierć żony…

Winny → czego? → śmierci (a nie “za co?”).

 

Jakbym chciał, żeby do mnie wróciła”…

Tutaj “jak bym” – bo bym od “chciałbym”, a nie od “jakby”.

 

Wtrącony przez muzykę w stan ponurej melancholii…

“Wtrącony w stan” mi zgrzyta, może lepiej “wprowadzony”?

 

Nikt nie mógł go zapewnić, że była to właśnie ona, ale był tego pewien

Powtórzenie.

 

Bóg się wam rodzi! zawyła.

Kto? Dosłownie akapit wcześniej zmieniasz podmiot, więc tutaj nie powinieneś pozostawiać domyślnego.

 

Nie czuł nic poza dotkliwym zdziwieniem, jego twarz dziwnie się wykrzywiła, oddychał szybko, próbując uchwycić kawałek powietrza

Po pierwsze, powtórzenie. Moim zdaniem “jego twarz się wykrzywiła” w zupełności wystarczy.

Po drugie, co oznacza “kawałek powietrza”? Nie lepiej “odrobinę”?

 

„Niezapowiedziany gość czy moja żona?” – zastanowił się. – “W sumie to jedno i to samo”.

Tutaj w didaskaliach powinna być kropka.

 

(…) pomyślał i zaczął szukać śrutówkę

Szukać → czego? → śrutówki.

 

(…) powiedziała, po czym odwróciła wzrok z męża na talerz…

Raczej “przeniosła”, “odwrócić wzrok” można od czegoś, nie z czegoś na coś.

 

Przez to, jestem zdana na siebie. Na to, na ile będę mogła sobie wyobrazić odczucia związane z tym, co doświadczam.

Trochę kulawy ten fragment ogólnie. Ale, co najważniejsze: doświadczać → czego? (nie “co?).

 

Życie się jakoś toczy dalej.

“Życie jakoś toczy się dalej.” Niepotrzebna inwersja.

 

W końcu nie widział jej od lat, a końcówka związku nie była zbyt szczęśliwa…

Znowu powtórzenie.

 

Kilka nerwów, niekontrolowany ruch i… śmierć.

Raczej “trochę nerwów”, teraz to sprawia wrażenie, jakbyś mówił o fragmencie układu nerwowego.

 

Takim osobą, jak ty nie można ufać.

Liczba mnoga: osobom. “Osobą” to liczba pojedyncza ;)

 

(…) powiedział mężczyzna głosem, który wydawał się mu dochodzić z oddali, jakby nie należał do niego…

“Wydawał się mu” brzmi kulawo, generalnie lepiej wyglądałoby “wydawał mu się”, ale osobiście uważam, że “mu” jest całkowicie zbędne, można wyrzucić.

 

JAK MOŻESZ SIĘ TAK DO MNIE ZWRACAĆ!?

Ponieważ to pytanie, znaki postawiłeś w złej kolejności – najpierw pytajnik, potem wykrzyknik.

 

Nie miał czasu zareagować, zginął przykryty przez szafę, pokonany przez tą samą złość, która zjadła jego żonę.

“Przykryty przez szafę”? A może “przywalony”?

 

Nad domem, w którym do tego wszystkiego doszło, wzeszła pierwsza gwiazda.

To tylko taka moja sugestia, ale ten środek możnaby spokojnie wyrzucić.

 

Uff, sporo tego. Wybacz. Przecinków się nie czepiam, choć i tu znalazłoby się co nieco do poprawy.

Przyznam, że jak magnes przyciągnęła mnie tu etykieta “horror” i powiem tak: tekst, co prawda, nosi znamiona tego gatunku, ale trochę brakuje mi w nim atmosfery. Trochę potykałam się na tych rzeczach, które wskazałam powyżej, więc nie czytało się całkiem płynnie, ale znośnie, z umiarkowanym zainteresowaniem. Może nie było jakiegoś wielkiego wow, ale nie było też najgorzej :)

 

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Niezła opowieść wigilijna ;P

Wszyscy źli, wszyscy winni.

Ale czytało się fajnie (dzięki Anet;)

Lożanka bezprenumeratowa

No, horroru nie poczułam, nie przestraszyłam się, a mocno udziela mi się nastrój tego, co czytam. Pomysł fajny, facet w złości zabił żonę, teraz za nią tęskni, a kiedy żonka wraca, znowu go wkurza. Tyle tylko, że to ma raczej potencjał na czarny humor i IMO próba wrzucenia tej historii w ramy horroru mocno jej zaszkodziła.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przez święta nie miałem czasu sprawdzić komentarzy, ale widzę, że trochę się ich nazbierało, więc odpisuję.

NaNa, dzięki za wyłapanie błędów już poprawiam.

Koala75, dzięki za przeczytanie, chociaż czekam na opinię.

Irka_Luz prawdę mówiąc na początku miałem pomysł, aby pociągnąć to trochę bardziej w stronę czarnej komedii (i odbicia tego widać chociażby w tytule), ale nie miałem za dobrych pomysłów na coś takiego. No, cóż, dzięki za przeczytanie.

Pozdrawiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Cześć, Simeone!

 

Łapanka, bo czytam na komputerze :)

 Stanisław wyjął karpia z patelni

Może lepiej “zdjął”. Patelnia to nie piekarnik.

 Kiedy wbijał widelec w ciasto

Tu jest zbędna spacja przed akapitem, w kilku innych miejscach też się trafiła.

poczuł na plecach dziwny chłód. Przeszedł go dreszcz, na tyle silny, że odwrócił się, jakby ktoś dotknął jego plecy.

Powtórka

zginął przykryty przez szafę

To chyba nie jest najlepsze słowo :P może “przygnieciony”

 

Hmm… małżeństwo raczej nie było udane. Po całym bólu śladu nie zostało, gdy znów przeżył kilka chwil z żonką. Słabo wczuwam się w horrory, tu niestety też nie poczułem strachu, a co więcej w sumie nie widzę też skąd ten strach miałby się wziąć. Zaleciało raczej czarną komedią (podpinając się pod komentarz Irki) i zabrakło mi jedynie dwóch zgryźliwych dla siebie duchów, które zostały na pobojowisku.

Także gdzieś rozmył się gatunek, warto by nad tym popracować.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzięki za przeczytanie i pozostawienie opinii, Krokus.

Pozdrawiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Przeczytane.

Dzięki za przeczytanie, Ando.

All in all, it was all just bricks in the wall

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za przeczytanie i opinię, Anet.

All in all, it was all just bricks in the wall

Zaczynasz klimatem smutku i niepokoju, potem przechodzisz do opowieści o ducach, które nie straszą, a kończysz dziwnym akcentem z gwiazdką nad domem. Od momentu pojawienia się Mileny klimat opowiadania siadł. Wcześniej zwróciłem uwagę na kilka kanciastych zdań, ale one nie przeszkadzały tak mocno jak wszystkie kwestie wypowiadane przez Milenę – są okropnie nienaturalne, dziwne, momentami infodumpowe, tłumaczące niby mężowi, ale tak naprawde czytelnikowi kilka rzeczy, które chcesz aby czytelnik wiedział, ale koniec końców okazuje się to nie do końca potrzebne.

Końcówka nieco rozwija relacje i wyjaśnia przyczynę śmierci żony, ale ten wybuch złości nie współgra mi z tym, co pokazywałeś wcześniej – on za nią tęskni, nie czuje się dobrze, to pokazujesz, a na koniec mówi o zabitej przez niego żonie jak o pasożycie. To przejście jest zbyt gwałtowne, ta reakcja i padające słowa musiałyby mieć silniejszą podstawę niż to, co zaprezentowałeś. To nie jest zły pomysł, tylko pomysł któremu brakło i trochę wykonania i trochę postaciotwórstwa.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Dzięki za komentarz, Outta Sewer!

 

Wcześniej zwróciłem uwagę na kilka kanciastych zdań, ale one nie przeszkadzały tak mocno jak wszystkie kwestie wypowiadane przez Milenę – są okropnie nienaturalne, dziwne, momentami infodumpowe, tłumaczące niby mężowi, ale tak naprawde czytelnikowi kilka rzeczy, które chcesz aby czytelnik wiedział, ale koniec końców okazuje się to nie do końca potrzebne.

Chciałem nadać kwestiom Mileny taki posmak “tego złego, który mówi swój plan przed tym, jak ten dobry go powstrzyma”, co oczywiście znaczące wydłużyło jej części w dialogach. Taki był mój zamysł, ale rozumiem, że może się to nie podobać.

Pozdrawiam

 

All in all, it was all just bricks in the wall

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki za przeczytanie, Morgiana.

All in all, it was all just bricks in the wall

Czyli żony nie należy wkurzać nawet po śmierci. Rozsądny morał.

Z jednej strony fajnie, że powoli odsłaniasz fakty, z drugiej – mąż na początku tęsknił całkiem, jakby nie on ją zabił. Jakiś taki niekonsekwentny przez to wypadł.

 Stanisław wyjął karpia z patelni

Nie znam się na kuchennych czarach, ale z patelni chyba się zdejmuje, a nie wyjmuje. Wyjąć można z garnka.

Nikt nie wybiera bycia samotnym.

Eeee, dlaczego? Introwertycy nie mają nic przeciwko, a eremici skądś się przecież wzięli.

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie, Finklo.

 

Nikt nie wybiera bycia samotnym.

Eeee, dlaczego? Introwertycy nie mają nic przeciwko, a eremici skądś się przecież wzięli.

No w sumie introwertycy nie mają nic przeciwko (źródło: jestem introwertykiem), ale nawet oni czasami chcą się z kimś spotkać. Poza tym to taki banał, który jest raczej dosyć dużym uproszczeniem i oczywiście nie odnosi się do wszystkich ludzi.

Pozdrawiam

 

 

All in all, it was all just bricks in the wall

Naprawdę spoko. Podobają mi się te twoje horrorki. Pisz tego więcej. 

wisny

Dzięki za komentarz, Wisny!

All in all, it was all just bricks in the wall

Nowa Fantastyka