- Opowiadanie: tomaszg - Na święta nawet bydlęta mówią ludzkim głosem

Na święta nawet bydlęta mówią ludzkim głosem

Miało pójść na konkurs świąteczny, ale chyba wyszło za długie (myślałem, że limit tam jest 30 000, a nie chcę kasować).

Słowa kluczowe: Święty Mikołaj, kolędy, wigilia, opłatek, anioł

Notka dla Regulatorów: mam nadzieję, że tym razem przyjęta konwencja zapisu jest do przyjęcia.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Na święta nawet bydlęta mówią ludzkim głosem

Mikołajki

– Wspaniałe polskie ziemniaki. – Karol nadział na widelec małego kartofla i zaczął oglądać go z każdej możliwej strony, niczym okaz rzadkiego egzotycznego owada. – Dobrze ugotowane i doprawione.

– Dziękuję. Z zapasów od mamusi. – Ewelina oblała się rumieńcem, mocno zadowolona, że trafiła w gust ukochanego. – Mięsa może nie być, ale ziemniaków?

– Wiedźma umie się ustawić – mruknął mężczyzna. – Szmalcowniczka jedna.

– Od mojej mamusi to ty się odstosunkuj – rzuciła mu z lekkim przekąsem i po dłuższej chwili dodała: – A wiesz, że dzisiaj mieliśmy gaz godzinę dłużej?

– Wiem. Oczywiście, że wiem. Ja wszystko wiem. – Karol uśmiechnął się i wyjaśnił: – No dobrze, wszyscy o tym mówili. To był news dnia w biurze.

Nie powiedzieli ani słowa więcej. Mężczyzna spokojnie dokończył posiłek, potem wstał od stołu, podszedł do ukochanej i zaczął rozmasowywać jej kark:

– Wiem, że ty i twoja mamusia zawsze robicie wszystko, jak trzeba.

– Yyyyyyyyyy – mruknęła zadowolona, gdy poczuła jego sprawne dłonie i delikatne pocałunki na szyi.

– Wstaniesz?

– Yhy. – Posłusznie podniosła się z krzesła, a potem pozwoliła, żeby się do niej przytulił.

Młodzi cieszyli się swoją bliskością. Trwało to kilka minut, po których chłopak zaprowadził dziewczynę na kanapę, poczekał, aż usiądzie z podkulonymi pod szyję nogami, starannie otulił ją ciepłym kocem, podał jej herbatę i usiadł tuż obok niej:

– A wiesz?

– Tak kochanie? – Spojrzała z ciekawością.

– Podobno za tydzień zaczną grzać dwie godziny dłużej.

– Naprawdę?

– Kazik mówił, że rzucą pomarańcze koło piątku. I mandarynki może też. On zawsze wie pierwszy. Jego stary ma podobno kogoś w Centrali Handlu Zagranicznego czy Baltonie, czy jakoś tak, nigdy nie pamiętam.

– O jejku!

– Będziemy mieć naprawdę udane święta. Mają dać nawet buty i papier toaletowy.

– Jejku! Jejku! Jejku! – rzuciła autentycznie zadowolona.

– I będziemy razem.

– Jak to pięknie brzmi.

– I nic nas nie rozłączy.

– Kocham ciebie.

– Ja ciebie też. A teraz zamknij oczy. Mam dla ciebie niespodziankę.

Odstawiła kubek z herbatą na stolik obok i spełniła jego uprzejmą prośbę, a nawet więcej, gdyż zasłoniła oczy rękami.

Karol wstał, podszedł do regału, wyjął stamtąd małe niebieskie pudełeczko z czerwoną wstążeczką i stanął tuż przed nią:

– Możesz otworzyć oczy.

Spojrzała na prezent, wzięła go, rozpakowała i z wrażenia aż zaniemówiła.

– Ale… ale… ale… – patrzyła na mikroskopijne kolczyki, i nie wiedziała, co ze sobą począć, gdy uklęknął przed nią i przytulił się do jej nóg.

I tkwili tak razem w zimnym, słabo umeblowanym pokoju patodeveloperskiej konstrukcji w jednym z tysięcy blokowisk na obrzeżach miasta. I trwałoby to pewnie w nieskończoność, gdy nie to, że niespodziewanie zaczął piszczeć nowoczesny smartwatch na ręce chłopaka, a on sam spojrzał na Ewelinę z ogromnym smutkiem.

– Wiem. – Nie chciała, żeby czuł się zakłopotany, odłożyła prezent, i zaczęła rozbierać się od pasa w dół.

Westchnął ciężko, a potem sięgnął do szuflady w taniej komodzie z Ikei, wyjął czujnik i komputer, zmontował je i uruchomił, zdezynfekował i włożył końcówkę do jej pochwy, i dokonał badania, którego wynik od razu przesłał do Narodowego Funduszu Zdrowia.

– Wiesz co? Popatrzę sobie na fantastykę – dodał zażenowany, gdy było już po wszystkim.

– Kocham ciebie. – Ubrała się, złapała go za rękę i spojrzała na niego z ufnością.

– W przyszłym roku na pewno będzie lepiej. – Miał pewność w głosie, którą tak bardzo kochała. – Może nawet pojedziemy nad morze. Podobno będzie można występować o dofinansowanie od lutego. I żadne certyfikaty nie będą potrzebne.

– Dobrze by było. – Choć powstrzymywała się z całych sił, łzy same cisnęły się do oczu.

Od dawna rozumieli się właściwie bez słów. Po śmierci wielu bliskich i znajomych w podzielonym, pełnym konfliktów świecie mieli tylko siebie. Nie robiła mu prezentów, bo nie miała z czego, ale starała się, żeby zachował siły. Nie chciała, by płakał, a on próbował nie okazywać swojej słabości, szczególnie, że złe wieści bombardowały ich z każdej strony. Słyszeli ich tak wiele, że każda odrobina normalności była na wagę złota. Codziennością stały się nieustanne przepychanki z policją i wojskiem, najczęściej będącym na haju, skandaliczne traktowanie staruszków, walki o odbicie Ukrainy, kryzys na Tajwanie, i ciągłe wymyślanie, jak uciec pożytecznym idiotom, niestrudzenie promującym regularne szprycowanie podejrzanymi substancjami. Całe to szaleństwo rozpoczęło się, gdy dobrzy ludzie zrobili drobne ustępstwa na rzecz ogółu. Wizje szurów wypełniły się co do joty, a upadek był gorszy niż w czasie wojen, bo tam chociaż walczono z wrogiem, a tu brat szczuł brata, siostra siostrę, dzieci rodziców, a rodzice dzieci.

Karol wyszedł z pokoju, i przeszedł do mikroskopijnej kuchni, gdzie rozłożył się z laptopem. Złote jabłko błyszczało na pokrywie, a on z wypiekami na twarzy śledził kolejne światy, tworzone przez tysięcy dobrych ludzi. Była to nowa świecka tradycja, wyraz buntu wobec bezwzględnej władzy, wentyl bezpieczeństwa, pozwalający niepokornym uciec od świata, w którym rozkradziono chyba wszystko, co było do rozkradzenia, i zniszczono chyba wszystko, co można było zniszczyć.

 

Wigilia

– Kocham ciebie.

– Ja ciebie też.

Oboje spojrzeli na skromnie zastawiony stół, na którym zdecydowanie nie było dwunastu potraw, i mimowolnie wzdrygnęli się, gdy usłyszeli pukanie.

– Policja zawsze przychodzi o szóstej. I rozwala drzwi. – Karol rzucił jakby mimochodem, i wstał, chcąc otworzyć, a ona choć miała przerażoną minę, tylko kiwnęła głową.

– Sąsiedzi, wszystkiego najlepszego. – Na progu stał pan Zdzisio, ich dobry znajomy z dołu.

– Pan wejdzie. – Karol zaprosił go gestem dłoni.

– A nie, nie, nie. Przyniosłem taki mały drobiazg. – Wyciągnął zza pazuchy butelkę z ajerkoniakiem. – Żona sama zrobiła. Przepraszam, że teraz, ale Maciorska dopiero przed chwilą ruszyła się ze swojej nory.

– A my nic nie mamy. – Chłopak mocno się zasmucił.

– A nie szkodzi. Jest jak jest. – Sąsiad spojrzał na Ewelinę, która właśnie stanęła za Karolem. – Dobry wieczór sąsiadko. Wcześniej nie mogłem. Wie pani, ściany naprzeciwko mają uszy. – Tu uśmiechnął się znacząco. – Mikro-fon kie-run-ko-wy. A dla was oczywiście wszystkiego dobrego.

– Pan wejdzie.

– Nie, nie, bo stara mnie pogoni. – Starszy pan machnął ręką, i choć głodny, pokazał klasę, nie chcąc wyjadać ich skromnych zapasów. – Wesołych świąt.

– Pan poczeka. Chociaż opłatek dam. Poświęcony.

– A… to co innego. Jak coś poświęcone, to z chęcią wezmę.

Dziewczyna cofnęła się do pokoju, i szybko, i sprawnie wymieniła kawałek białego przaśnego chleba na niespodziewany podarunek.

– Dziękuję sąsiedzi. Jeszcze raz wesołych świąt.

– Wesołych świąt. Również dziękujemy.

– Trzeba się trzymać razem. Uciekam na z góry ustalone pozycje. – Starszy pan stanął na baczność i zasalutował.

Karol powoli zamknął drzwi, i usiadł z ukochaną przy stole:

– Dziwak, ale poczciwy. Są jeszcze dobrzy ludzie na świecie.

– Są. A wiesz, że coraz bardziej mówi się, że papież przyszedł od złego?

– Nie mówmy o tym dzisiaj. To wyjątkowy dzień.

– Racja.

– Może zaśpiewamy kolędy?

– A co?

– Może „Cichą noc”? Ciicha noc, święęta noc…

– Pokój ludziom niesie wszem…

– A u żłóóóbka… – nagle usłyszeli trzeci głos, a z przerażenia zamilkli, patrząc się niepewnie po sobie – …maaatka święta…

Głos niósł się z szuflady, w której trzymali komputer. Katol, jakby nie wierząc, podniósł się i wyjął tak ukochane i równocześnie znienawidzone urządzenie, i podniósł jego klapę. Na połowie ekranu widać było obraz z ich kamery, a obok obrazek rysunkowego Mikołaja w czerwonej czapce.

– Kim jesteś?

Śpiew z głośników zamilkł, a Mikołaj spojrzał na nich i uśmiechnął się:

– Steve.

– Jaki Steve?

– No Steve. Po prostu Steve.

– Ten Steve?

– Nie wiem, czy ten czy tamten. – Święty podrapał się po głowie.

– Co tu robisz?

– Pomagam ludziom.

– To jakiś żart?

– Nie. Dzisiaj rozmawiam z ludźmi przez laptopy, które dostali za darmo od rządu. I niosę im nadzieję.

– Ale jak to?

– Kilku mądrych z Tajwanu dopilnowało, żeby klienci dostali najlepszy możliwy produkt, taki z małą niespodzianką. – Puścił oczko. – Wiecie, mają tam ostatnią ostoję wolności, ludzi i środki. Dlatego tak bardzo nie lubią ich inni.

– To jakaś prowokacja?

– O nie. – Mikołaj uśmiechnął się, a potem zaśmiał. – Wyłączyłem wszystkie śmieszne aplikacje od rządu. Wielki brat nas nie słyszy. To w sumie ironiczne, że mogę tu być dzięki całej tej ich automatyzacji i pędowi do szpiegowania.

– Ty jednak jesteś Steve Jobs. – Karol pokazał na niego palcem.

– O nie. Ale to nie wszystko. Usiądźcie sobie wygodnie na kanapie. I postaw w końcu chłopcze ten komputer na stole, z łaski swojej.

Zaintrygowany mężczyzna spełnił jego prośbę i usiadł.

– Ekranem w stronę kanapy proszę. Bardziej w lewo, twoje lewo.

Karol bez słowa wstał i poprawił urządzenie, i znowu usiadł, intensywnie o czymś myśląc.

– Już wiem. – Pstryknął palcami. – To jesteś Siri. Siri, to jakaś nowa skórka na święta?

– Nie. Jestem Steve. I Dave. I HAL. I Albert. I Artur. Jesteśmy jednością, i jest nas wielu.

– Sztuczna inteligencja?

– O nie. To by było za proste. W Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Czy widzicie tu jakieś zwierzaki?

– Nie.

– No właśnie. I ten, co jest na górze, pomyślał, że warto zmienić te stare przestarzałe zasady.

– A jest jakiś Bóg na górze? – Karol postanowił zagrać w tę grę.

– No jest. I śmieje się do rozpuku z tych waszych wojenek o religię, i wielu innych spraw. Ale do rzeczy. Dzisiaj możecie się znaleźć, gdzie tylko zechcecie.

– Możemy się znaleźć, gdzie chcemy?

– No tak.

– No to chcemy być w Tesli, którą wysłano w kosmos.

 

***

 

– Witajcie kochani. Ho! Ho! Ho! – Święty Mikołaj, widoczny na tablecie na desce rozdzielczej, uśmiechnął się do dwojga zakochanych, którzy siedzieli w ciężkich kombinezonach obok Spacemana.

Heeee-he heeee-he heeee-he… – Karol słyszał swój ciężki oddech i nie mógł uwierzyć, że znajduje się w najsłynniejszym samochodzie świata, niestrudzenie przemierzającym niezmierzony kosmos.

– I jak dzieciaki? Fajna przygoda? – Głos pochodził ze słuchawki w jego uchu, a on sam był zszokowany tym, że od próżni dzieli go wyłącznie cienka warstwa plastiku, szkła i metalu.

– Ale to przecież niemożliwe. – Otrząsnął się trochę z szoku i zaczął wyliczać. – W kosmosie brakuje powietrza, a my jesteśmy bez butli z tlenem. Ten samochód nie ma ogniw atomowych, i tablet nie ma prawa tu działać. To wszystko wygląda jak nówka sztuka, a tu przecież i dużo promieniowania, i uszkodzeń od różnego kosmicznego śmiecia musi być.

– Jak zawsze do bólu praktyczny.

– To mówisz, że to jednak pustka?

– Nie radzę zdejmować rękawic. Twoje ciało mogłoby tego nie znieść.

– Ale to takie straszne tu być. Jak zabraknie powietrza, albo… albo… jak się jest kilka metrów od statku i nie można do niego wrócić.

– Straszne to jest, że nie pytasz, co z Eweliną. Nieładnie chłopcze. – Mikołaj wygiął usta i pokazał dezaprobatę. – Może zapytamy, co ona myśli?

– Nie wiem, co powiedzieć. Tu jest tak spokojnie. – Karol usłyszał głos dziewczyny, która najwyraźniej siedziała z tyłu. – I przepiękne widoki.

– A chciałabyś gdzieś się znaleźć?

– Może na Titanicu? – podpowiedział chłopak.

– Ty już miałeś swoją szansę. Powiedz mi Ewelino, co chcesz zobaczyć?

– To ja… eeee… poproszę o wizytę u moich rodziców.

 

***

 

Karol trzymał Ewelinę za rękę i stał z nią przed wejściem do ogródka, położonego z przodu doskonale znanego domku.

– Ho! Ho! Ho! – Zobaczyli grubasa w czerwonym kubraczku, z worem zarzuconym na plecy, który kilka metrów dalej pukał do drzwi, i na chwilę obrócił się, i puścił do nich perskie oczko.

Wrota rodzinnej rezydencji państwa Dobrowolskich otworzyły się, i pojawiła się w nich głowa rodziny, ubrana w odświętny świąteczny garnitur.

– Wiem. Umarliśmy. Jak nic umarliśmy. – Karol ścisnął dłoń dziewczyny.

– Ale to takie realne, i piękne zarazem.

– Tata by spał o tej porze. To się wszystko kupy nie trzyma.

– Dobry wieczór szanownemu panu. A był pan grzeczny? – Mikołaj powiedział to tak radosnym głosem, że młodym aż ciarki przeszły po plecach, a starszy pan bez słowa wpuścił go do środka i zamknął drzwi, zupełnie, jakby nie widział nikogo poza nim.

– Chodź! – Karol pociągnął dziewczynę do furtki, którą gwałtownie otworzył, i prawie pobiegł do wejścia, gdzie nerwowo zaczął naciskać przycisk dzwonka. – Przecież nie przyjmuje się ludzi o tej porze! Nie w tej okolicy!

Nikt nie otwierał, więc nacisnął klamkę, która o dziwo poddała się bez oporu. Po chwili młodzi znaleźli się w środku, i zobaczyli, że Mikołaj rozgościł się na kanapie w salonie, przed nim stał wór z prezentami, a rodzice dziewczyny siedzieli nieruchomo za stołem i patrzyli tępo przed siebie, mając pełne zachwytu miny.

– Mamo! Tato! – krzyknął Karol, ale nie zobaczył u staruszków żadnej reakcji. – Co im zrobiłeś?

– Dobrze, że jesteście. – Mikołaj przemówił spokojnym tonem. – Może pośpiewamy kolędy?

– Ty nie jesteś prawdziwy, albo my nie żyjemy! Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale to nie są nasi rodzice! Nawet nie oddychają!

– Ahhh ty niewierny Tomaszu – westchnął grubas. – No dobrze. Niech ci będzie. To nie są wasi rodzice, a wy siedzicie w waszym dużym pokoju.

– No to jak się tutaj znaleźliśmy?

– Przez głupotę. Fa-le elektro-magne-tycz-ne. Cholercia. Zawsze mam problem z tym słowem.

– Nie rozumiem – wybąkał chłopak.

– A co tu rozumieć? Chcieliście internetu? Chcieliście. Chcieliście tych wszystkich fejsbuków i innych rzeczy? Chcieliście. No to macie.

– Ale co mamy?

– Homo sapiens dwa zero. A zresztą, nazywajcie sobie to, jak chcecie. Wszystkie te hejty, mety i inne cuda spowodowały, że pomieszało się wam w głowach.

– To nie ma dziś wigilii?

– Jak nie ma? Wigilia jest zawsze chłopcze. Zawsze możesz być dobry i robić prezenty. No dobrze, skoro to już wiecie, to odwiedzimy jeszcze jedno miejsce. – Tu pstryknął palcami.

 

***

 

Kropla słonej wody zaczęła powoli spływać po niezdrowo wyglądającej skórze na policzku starszego pana.

Milimetr, drugi, trzeci.

Z każdą kolejną sekundą łza przebywała coraz dłuższą drogę, a po chwili dołączyły do niej kolejne. Oczy mężczyzny robiły się coraz bardziej mokre, gdy patrzył na ekran telewizora, na którym widać było przemówienie jakiegoś polityka.

– Kto to jest? – Karol zadał to pytanie, stojąc w progu pokoju obok Eweliny i Mikołaja, chociaż podświadomie wiedział, co usłyszy.

– Ciiiii. – Święty dał mu znać gestem, żeby nic nie mówił. – Teraz będzie najlepsze.

Cała trójka z fascynacją obserwowała staruszka, który wyglądał, jakby nagle obudził się z głębokiego snu, a teraz z wyraźnym niedowierzaniem patrzył na wielką jak bochen chleba dłoń, która sama zaczęła zwijać się w pięść.

– Nie. – Z jego gardła z okropnym harszczeniem nałogowego palacza wydostało się tylko jedno słowo.

Z wysiłkiem przesunął i przewrócił ogromne wiaderko z obrzydliwie słodką colą, które stało na oparciu elektrycznego wózka inwalidzkiego, a po chwili prawą dłonią zrzucił równie wielki kubeł z przepysznymi skrzydełkami kurczaka.

– Nie. Nie. Nie.

Powoli przesunął do przodu joystick na panelu sterowania i podjechał do szafki, na której stało piętnaście fiolek.

– Nie. Nie. Nie. Jeszcze raz nie.

Przejechał drżącą dłoń po blacie, a opakowania przewróciły się i rozsypały. Ruszył w stronę aneksu kuchni, gdzie na talerzach leżała masa spleśniałego jedzenia. Popatrzył na to wszystko i na śmieci na podłodze, jakby widział to po raz pierwszy. Wtedy rozkleił się do reszty i schował twarz w dłoniach, płacząc.

– Załamałeś się, gdy z własnej winy straciłeś Ewelinę. Obwiniałeś wszystkich, ale nie siebie. Robiłeś straszne rzeczy, i głosowałeś na ludzi, którzy niszczyli innych, a właściwie nawet nie głosowałeś, bo miałeś to w nosie. – Mikołaj był szczery aż do bólu. – Dawałeś zarabiać bezdusznym korporacjom. Nie pamiętałeś historii swojego narodu, i pozwalałeś, żeby inni zabierali ci duszę, kawałek po kawałeczku, cząstka po cząstce. Nie walczyłeś ze złem, a ono karmiło się twoim bólem, twoją ignorancją, zakłamaniem i słabością.

– Ale ja przecież nic nigdy złego nie zrobiłem. Nie! Nie! Nie! Łżesz jak pies! – Karol zrobił krok do tyłu.

– Dobranoc. – Święty zakręcił palcami.

 

***

 

– Miałem sen. – Karol spojrzał na sufit sypialni, i odwrócił się do Eweliny, która leżała tuż obok.

– I ja też.

– Śniło mi się, że mieliśmy takie straszne mieszkanie. I laptopa z piekła rodem. I przyszedł Mikołaj. I… i… i… przeniósł nas w kosmos…

– …a potem do rodziców, i gdzieś jeszcze – weszła mu w słowo Ewelina, z przerażeniem patrząc na zegar na ścianie, pokazujący datę dwudziestego czwartego grudnia dwudziestego pierwszego roku. – To nie był sen, prawda? Może tak wygląda nasz anioł stróż?

– Nie zaśmiecaj sobie tym głowy kochanie. Przyszłość nie jest zapisana z góry, i możemy ją jeszcze zmienić. W jedności siła. Dobro zawsze wygrywa. Wystarczy powalczyć o swoje, no i mamy siebie.

Nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego.

Koniec

Komentarze

Miś cytuje z info o konkursie:

– limit od 5 000 do 15 000 znaków według licznika strony (dopuszczamy przekroczenie limitu o 500 znaków);

Chyba nie przeczytałeś dokładnie. Możesz swoje opowiadanie jeszcze zgłosić do konkursu.

Miś nie ocenia konkursowych przed wynikami tylko daje znać, że przeczytał i życzy powodzenia.

Cześć tomaszg !!!

 

Fajne opowiadanie. Faktycznie bardzo klimatyczne. Szkoda, że nie weźmie udziału w konkursie. Pomysły na życzenia bohaterów mi się bardzo podobały. Nie wszystko było dla mnie jasne, powiem szczerze ale ogólnie wiem co się działo. Przyjemny opek.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Tomaszu!

 

tworzone przez tysięcy dobrych ludzi.

tysiące

Katol, jakby nie wierząc,

To zamierzone?

– Ekranem w stronę kanapy(+,) proszę.

z okropnym harszczeniem nałogowego palacza

Czy nie chodziło o “charczeniem”? Jeden znak zaoszczędzony.

 

Za każde “Kocham ciebie”, które brzmi kompletnie nienaturalnie, wystarczy wpisać “kocham cię”, które brzmi zwyczajnie i oszczędza 3 znaki.

Znaki oszczędziłbyś też w takich miejscach:

– Yyyyyyyyyy

– Jejku! Jejku! Jejku!

– Ale… ale… ale…

Dalej już nie będę wymieniał, bo we wstępie napisałeś:

Miało pójść na konkurs świąteczny, ale chyba wyszło za długie (myślałem, że limit tam jest 30 000, a nie chcę kasować).

I odnoszę wrażenie, że pogrubione słowo jest tu kluczowe ;)

 

Świat naszkicowałeś bardzo mętnie. Jest jakieś badanie dopochwowe, są konflikty na świecie i to się trochę rozmyło, bo nie do końca wiem o co z tym chodzi. Wnioskuję, że pijesz do obecnej sytuacji politycznej, ale w mojej opinii nie wyszło zbyt dobrze.

Dlaczego znaleźli się w kosmosie? Mam wrażenie, że ten fragment nic nie wnosi. Fragment z domu rodziców jest też dla mnie niezrozumiały, a na końcu walisz z przekazem patelnią przez ciemię.

Scena z przyszłości Karola jest też nieco niezrozumiała. Nie wiem czym są fiolki. Rozumiem, że chciałeś pokazać jego przyszłość, by podbudować przekaz z ostatniej sceny.

Odnoszę wrażenie, że miałeś koncepcję tego co chcesz powiedzieć, ale rozmyło się to w nie do końca wyjaśnionych rzeczach – sporo chyba zostało w Twojej głowie. Wymagałoby to dopisania trochę znaków, z drugiej strony jest sporo rzeczy do wykreślenia – zawsze zaczynaj od przymiotników :) co byśmy stracili po wyrzuceniu sceny w kosmosie? Nie wszystko załapałem, więc możliwe, że jest potrzebna, aczkolwiek mi to umyka.

No i koniec:

Przyszłość nie jest zapisana z góry, i możemy ją jeszcze zmienić. W jedności siła. Dobro zawsze wygrywa. Wystarczy powalczyć o swoje, no i mamy siebie.

Znów nie bawisz się w subtelny przekaz, tylko walisz prosto z mostu. To niezbyt fajne i lubiane.

Technicznie rzecz ujmując jest nad czym pracować, szczególnie nad interpunkcją. Ja tam żadnym specem nie jestem, stąd tekst przed publikacją zawsze przerzucam przez jakiś checker – najczęściej ten. Zawsze to jakaś wstępna weryfikacja, a resztę staram się ogarnąć we własnym zakresie.

 

Pozdrawiam i powodzenia w pracy twórczej!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus,

 

Każda opinia jest na wagę złota i nad każdą się pochylam, z drugiej strony mam jednakże często problem z pewnymi faktami. I już wyjaśniam po kolei:

 

  1. niektóre opinie bardzo dobitnie wykazują, że nie jestem targetem ich autorów. Po dłuższych obserwacjach myślę, że im starszy autor opinii, tym więcej mamy wspólnego. Chodzi o życie w podobnych realiach (ten, kto nie poznał PRL, zupełnie nie zrozumie pewnych nawiązań) czy o czytanie podobnej literatury (tutaj się kłania chociażby “Opowieść wiligijna”), czasem również o dobitne pisanie o rzeczach trudnych (ludzie młodzi chcą, żeby tego nie było)
  1. ten portal jest specyficzny (strona techniczna i ludzie), i moje poglądy (ewentualnie to, co niektórzy ludzie myślą, że ja myślę) powodują, że nie mam tu przyjaciół.
  1. Polacy są niestety znani z tego, że starają być indywidualistami, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy świata + nie potrafią pracować w zespole (a najchętniej utopiliby wszystkich innych w łyżce wody, myśląc, że wyścig szczurów jest celem samym w sobie). M.in. z tych powodów na świecie pisze się głównie o autorach typu Dick, Clarke czy serialach typu Expanse czy Enterprise → my nie potrafimy proponować rodzimych talentów. Ta cecha / wada powoduje, że nie mamy jakichś znanych statków kosmicznych ani innych rzeczy… a szkoda, bo potencjał jest ogromny (spójrz chociażby jak sp… Cyberpunka).

Na pewno dziękuję za wskazanie literówek, z kolei wyraz “harszczenie” jest poprawny i używany przez wielu Polaków (taki jest fakt), a pisanie o mętnym zarysowaniu sytuacji, waleniu prosto z mostu, itp. wskazuje wybitnie na 1, o 2 bym nie podejrzewał (chociaż fakt faktem, że zdobywasz tutaj OK-ejki, czyli pewnie piszesz według uznanego tu szablonu), o 3 też raczej nie (chociaż nie mogę tego wykluczyć, to tego nie da się nigdy w 100% wykluczyć).

Ogólnie możliwe, że zdarza mi się pisać do d…, możliwe że jestem 10 poziomów niżej niż inni, ale z drugiej strony chyba wiele rzeczy mi sie udaje (opinie w różnych miejscach internetu są mieszane). Dlatego więc jeszcze raz za opinię dziękuję, z pokorą pochylam głowę i tylko przypominam, że fantastyka polega również na tym, żeby się domyślać, żeby dopuszczać różne style czy opinie. Ja sam nie trawię różnych autorów uznanych za autorytety, z kolei innych mocno cenię. Między Tobą i tym tekstem coś chyba nie pykło (tekst miał być w określonym rodzaju i stylu) i pozostaje mi chyba tylko odesłać do innych, które napisane są zupełnie inaczej… (np. poprzedniego tekstu o wieżach, które nagle pojawiły się w Nowym Yorku).

 

Ad 3. Tak wielu autorów polskiej fantastyki było gnębionych przez lata, że aż trudno zliczyć. Biorąc to pod uwagę, to mam też często wątpliwość – czy ktoś jest tak dobry, czy jest dobry, czy dlatego, bo znajduje się w jakimś łańcuszku wzajemnej adoracji? (dużo opinii pozytywnych od kolegów). To tak ogólnie apropo dobrych / złych opinii.

 

Pozdrawiam

Autorze

Miś odniósł wrażenie, że zareagowałeś dziwnie na konstruktywny i życzliwy komentarz Krokusa.

Tak, jakby Twoje ego poczuło się zaatakowane i gnębione. Często komentarze są bardzo krytyczne, ale autorzy wiedzą, że nie ma w tym złej woli komentujących i wyciągają wnioski, uczą się. Jeżeli naprawdę chcesz tym opowiadaniem wziąć udział w konkursie, to je skróć. To oczywiście wymaga przyjrzenia się swojemu tekstowi i nie jest łatwe.

Widzisz Misiu, tam gdzie jest dwóch Polaków, tam są trzy zdania. Za życzliwe komentarze zawsze dziękuję (jak tutaj), jednakże przez lata nauczyłem się też, że czasem wielu z nas kreuje się na znawców i fachowców (a nimi nie jest). W swej małości ciężko jest mi czasem wychwycić, czy dana sytuacja jest właśnie taką. Tekst miał być stylizowany na pewien rodzaj (dotyczy to scenki, dialogów itp.), i wymaga pewnej przeczytanej lektury (żeby możnaby być wychwycić to i owo). I tyle… Nie spodobał się – szanuję, a pewne ogólne zdanie napisać mogę (po prostu zbyt często widziałem w swoim życiu sytuacje, gdy “życzliwi” niszczyli pozytywne rzeczy). Tak więc za komentarz jeszcze raz dziękuję. Żadnej osobistej wycieczki z mojej strony tu nie ma (no może poza tym, że mam dosyć tego, że tak często Polacy nie działają w grupie, a przynajmniej mnie to omija).

Nie wiem, może jest zbyt zmęczony przed Świętami…

z kolei wyraz “harszczenie” jest poprawny i używany przez wielu Polaków (taki jest fakt)

 

Powszechność występowania błędu nie jest wykładnikiem prawidłowości językowej. Możesz pokazać jakiś słownik, gdzie występuje “harszczenie/charszczenie”? Osobiście się nie spotkałem, ale może to jakiś regionalizm albo określenie gwarowe? Za to często spotykam “wziąść” i “schizofremia”, ale w życiu bym tak nie napisał… Nie napiszę też “milijon” albo “Marya”, bo żyję w XXI wieku :P

To prawda, że norma jest ustalana na daną chwilę, bo język ewoluuje, czego młodzi neofici poprawności często nie rozumieją. Ale skoro już jest ustalona, to może się jej trzymajmy, bo nie ma nic innego ;)

Co do opinii o samym tekście – opowiadanie fajne, faktycznie – budzi mocne skojarzenia z Dickensem. Nieco oniryczne, niedopowiedzenia i niejasności są dla mnie całkiem ok. 

Jest kilka kwasów, które psują odbiór:

– skojarzenie ziemniaka z egzotycznym owadem wydaje mi się dość nieapetyczne ;) Tym bardziej dziwi entuzjazm głównego bohatera. Bardziej pasowałoby w tym miejscu porównanie do jakiejś wyszukanej potrawy albo czegoś jadalnego, a w każdym razie – niezbyt obrzydliwego…

– “dokonał badania”? Myślę, że badania zwykle wykonuje się lub przeprowadza, za to można dokonać odkrycia… Chociaż w tym wypadku bardziej pasuje do sytuacji “wykonał test”. 

– wspomniane wyżej “harszczenie”. WTF? O ile pojawiłoby się w dialogu, to może i bym machnął ręką, uznając, że postać mówi “po polskiemu”. Ale uprasza się narratora o nie posługiwanie się egzotycznymi narzeczami, nieznanymi czytelnikowi :D

 

Silver_advent dziękuję.

 

Świat przedstawiony na początku miał być dla nas dziwny i może szokujący (o jedzeniu owadów mówi się bardzo dużo), przy dokonał badania masz rację, a harszczenie być może powinienem zamienić na harczenie (ale z drugiej strony chciałem też pokazać pewną nierealność czy też sztuczność całej sytuacji, która miała się przecież wydarzyć tylko teoretycznie)

Teraz rozumiem, co chciałeś osiągnąć. W takim układzie harszczenie jest ok, ale gdybyś dodał więcej neologizmów i nieoczywistych określeń z alternatywnej rzeczywistości, może byłoby to bardziej przejrzyste :)

Ale to nie ja jestem autorem, to tylko takie gdybanie czytelnika. 

Tak czy owak – na pewno za najmocniejszą stronę tekstu uważam punkt, w którym z pozornie czytelnej sceny idziemy w stronę nieoczywistości i zagubienia. To wyszło naprawdę bardzo dobrze, a według mnie wcale nie jest łatwo wywołać taki efekt.

Co do tego utyskiwania na różnice pokoleniowe – jest coś w tym, ale nie do końca. Według mnie raczej chodzi o to, jaką estetyką operuje czytelnik, jak rozumie literaturę. To oczywiście może mieć jakieś przełożenie na wiek, bo różne pokolenia były eksponowane na inne bodźce (to fakt), ale ludzie mają też potencjał dokonywania własnych odkryć kulturowych, nie (wszyscy) są bezwolnymi kukłami płynącymi z prądem historii ;)

Szkoda że nie skróciłeś opowiadania do limitu konkursowego. Przedstawiasz bardzo ponury świat, kojarzący się z PRL-em, a nawet z "Rokiem 1984" Orwella. Ponieważ konkurs świąteczny jeszcze nie został rozstrzygnięty, nie zostawię dłuższego komentarza.

Tekst wyszedł poprawny. Czyta się go sprawnie, świat jest nakreślony z jedynie z grubsza, ale zaznaczyłeś najważniejsze elementy: katastrofa, drożyzna, racjonowanie zasobów. I generalnie odniosłem wrażenie, że to ten świat jest tu najważniejszym bohaterem – postacie, choć nakreslone dobrze, są jedynie środkiem, by pokazać absurdalność i beznadzieję (z lekką nutką światła w tunelu) otaczającej rzeczywistości.

Tak więc poprawny koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. W dużej części zgadzam się z Krokusem.

Tekst można by było skrócić do limitu konkursowego. Nadmiarowe 1400 znaków to wcale nie jest dużo.

Świat to dziwna mieszanka PRL-u i współczesności: Baltona i Jobs, internet i regularne badania pochwy, korporacje i typowa dla budowania komunizmu gospodarka niedoborów. Wydaje mi się, że niektóre pary trudno pogodzić.

Nie bardzo wiem, jaki przekaz chcesz wysłać. No, że należy chodzić na głosowania, ale co poza tym? Bohater podobno doprowadził do śmierci partnerki i nie mam pojęcia, jak to zrobił. Może namawiał ją na usunięcie ciąży, co w tym świecie było karalne, może sprowokował do chlapnięcia czegoś głupiego przy mikrofonie, może był na delegacji w korpo, kiedy ona straciła przytomność i nie miał kto wezwać pomocy, a może się z nią pokłócił i odebrała sobie życie… A bez takich danych trudno mi oceniać faceta.

Święta wydają się wciśnięte na siłę. Toż nikt nie urządza głosowań w ostatnim tygodniu grudnia, a to jedyny wyraźny morał, jaki tu znalazłam.

Babska logika rządzi!

Widzę, że większość osób czytających ten tekst poprawnie wykazała nawiązania do Dickensa, 1984 czy PRL, jak również zauważyła pewną absurdalność świata przedstawionego. Ale czy rzeczywiście ten świat nie jest poniekąd znajomy? Różnych informacji na ten temat jest masa, ja podam tylko pierwsze lepsze video z brzegu https://www.youtube.com/watch?v=yghvqzlCgRI .

I teraz dochodzimy do kilku pytań – czy podoba się nam to, że zauważymy pewne analogie między rzeczywistością a światem przedstawionym? Czy możemy zrozumieć konwencję, jeżeli nie pamiętamy choćby Dickensa? I czy wtedy ważne jest to, jak w jednej rzeczywistości umarła kobieta?

Przyznam się, że mam coraz większy problem z interpretacją komentarzy na tym portalu. Gdy dawno temu zaczynałem tu coś umieszczać albo dyskutować, to było ładnie pięknie. Gdy miałem inną opinię, to było coraz mniej ładnie. W drugim akapicie Finklo Twojego komentarza jest mowa o znakach. Może i powinienem skrócić (dziękuję za opinię), ale podjąłem taką, a nie inną decyzję.

I teraz mój problem jest jeden – na ile ta kwestia wpłynęła na ocenę tekstu generalnie przez wszystkich? (przypomnę, że grzecznie zapytałem w innym wątku, a cała ta “dyskusja” się rozkręciła, i teraz być może gdzieś tam stoi z tyłu głowy) na ile ogólnie ludzie podświadomie szukają w moich tekstach potwierdzenia, że są złe? i czy są one złe (bo źle piszę), czy niezrozumiałe (bo najwyraźniej mam inne doświadczenie) czy mają być złe, i choćbym tu “Pana Tadeusza” wrzucił, to i tak zostanę zjechany (jak napisałem, w miarę upływu czasu poniekąd słyszę coraz mniej dobrych opinii od ludzi ze stażem, a przecież raczej się rozwijam niż cofam), czy po prostu nie zdobywają odpowiedniej liczby głosów od znajomych.

Jest taka autorka od pewnego Potera, i dopóki miała “prawilne” poglądy, to było dobrze. Nie mogę się z nią równać, ale jeśli wziąć średnią z komentarzy, to sam tekst nie jest taki zły. Tylko, że w większości te komentarze przyszły od osób, z którymi jakoś mniej wymieniałem poglądów.

I nie twierdzę, że coś jest tu robione świadomie – ale czy podświadomie nie oceniamy lepiej tego, co robią ludzie, których lubimy?

I to jest właśnie mój dylemat i problem w zrozumieniu, czy tekst(y) sa rzeczywiście złe czy nie.

A mój komentarz to nic osobistego, ani próba zarzucania jakiejkolwiek stronniczości, tylko trzeźwe, choć bolesne, podsumowanie rzeczywistości, z którą się zderzam.

Tomaszu, gdybyś czytał tu więcej opowiadań, to myślę, że zauważyłbyś brak związku między autorem a oceną jego tekstu. Są ludzie, którzy dostali piórko za pierwszy tekst na portalu, są ludzie, którzy dobrze piszą, ale zdarza się im popełnić słabszy tekst i dostają adekwatną opinię. Nick autora przyciąga do tekstu, owszem, tak jak chętniej sięgniesz po książkę osoby, którą znasz i wiesz czego się spodziewać. Nikt tu specjalnie nie czeka na twój tekst, by go „pojechać”.

Przyznam się, że mam coraz większy problem z interpretacją komentarzy na tym portalu. Gdy dawno temu zaczynałem tu coś umieszczać albo dyskutować, to było ładnie pięknie. Gdy miałem inną opinię, to było coraz mniej ładnie.

To znaczy, że mamy tu sobie tylko słodzić? Tak odbieram to stanowisko.

 

Skoro uważasz, że jesteś tu nielubiany, to powiedz, na jakiej podstawie tak uważasz? Bo nie masz samych pochwał pod opowiadaniami? Czy jest jakiś inny powód?

Pozdrawiam

Kiedy masz ochotę zabrać głos w sprawie, ale w duchu czujesz, że to może być prowokacja…

Czy możemy zrozumieć konwencję, jeżeli nie pamiętamy choćby Dickensa?

Jeśli Dickens jest ważny dla zrozumienia tej konwencji, to nie możemy.

I czy wtedy ważne jest to, jak w jednej rzeczywistości umarła kobieta?

W tym przypadku dla mnie śmierć kobiety jest ważna dla zrozumienia pozostałego przy życiu bohatera i zarzutów mu czynionych. Mógł się przyczynić na mnóstwo sposobów, ale jest istotna różnica między tym, że zrzucił ją z balkonu, a tym, że nie złapał, kiedy zrzucił ją ktoś inny.

Gdy miałem inną opinię, to było coraz mniej ładnie.

Nawet nie wiem, jaką masz opinię, bo nie rozumiem, co krytykujesz. Wyłapałam tylko niechodzenie na wybory i z tym się zgadzam, więc tu nie widzę problemu. Ale nie wiem co z resztą – krytykujesz elementy socjalistyczne, współczesne, czy ich wymieszanie?

Może i powinienem skrócić (dziękuję za opinię), ale podjąłem taką, a nie inną decyzję.

Podjąłeś decyzję, to była Twoja decyzja i Twoja sprawa. Ale konkursowość tekstu chyba była dla Ciebie ważna, skoro poruszasz ten temat w przedmowie i to na samym początku. A skoro była ważna, to mogłeś jednak skrócić. W ten sposób mam wrażenie, że narzekasz na własną decyzję. To może zaskakiwać czy nawet irytować i jakoś tam wpływać na odbiór tekstu.

Tak, na pewno podświadomość ma swoje znaczenie. Raczej nic się z tym nie da zrobić i chyba nie powinniśmy, bo upchnięta kolanem gdzieś niżej zemści się w najgorszym możliwym momencie.

Babska logika rządzi!

Cześć Finklo,

Widzę Twój punkt widzenia, i dziękuję za Twój komentarz. Opko jest trochę niedopowiedzane właśnie ze względu na konwencję (akurat fakt, co się stało z dziewczyną, dla mnie najważniejszy nie jest – zginęła, i tylko się liczy, tak samo jak to, że przyszłość nie jest zapisana w kamieniu, i można ją zmienić, co sugeruję w ostatnich słowach).

Krytykuję m.in. powrót do socjalizmu, i to jak ludzie się niewłaściwie do siebie odnoszą (chłopak nie do końca dobrze traktował dziewczynę). A podświadomość to poniekąd potężna sprawa.

 

Cześć Ajzan

Pisz, co uważasz za słuszne. Od tego jest ten portal, poniekąd.

 

Cześć Zanaisie,

Masz rację, że nikt pewnie nie czeka, z drugiej strony można mówić co najmniej o dwóch ciekawych momentach:

 

  1. gdy nie byłem tym, który popierał wydanie numeru specjalnego NF dla grupy, która głośno krzyczała, że jest “skrzywdzona” przez opowiadanie, które w normalnym zdrowym świecie przeszłoby bez echa
  2. gdy za darmo wrzuciłem treść całej książki (jaka by nie była, to nikt nikogo nie zmuszał do jej czytania)

W pierwszym przypadku dało się zauważyć, że zaczynam być persona non-grata, a w drugim umieściłem książkę na innym portalu (to był pierwszy tam tekst), i wtedy pewien użytkownik stwierdził coś takiego (cytuję) “Widziałem na Nowej Fantastyce dyskusję z autorem niniejszego "dzieła". Arogancki, nieuprzejmy i zadufany w sobie. Kilkanaście wrzuconych opowiadań, gdzie oczekuje komentarzy. Liczba skomentowanych opowiadań innych osób: zero. Zapewne znajdziesz tu autorze, Czytelników. Wystarczy podzielić tekst na mniejsze części. Nie sądzę, żebyś znalazł ludzi, którzy wejdą z tobą w polemikę na temat owego dzieła. Myślę, że straciłeś swoją szansę na NF bezpowrotnie. “

Problemem dzisiejszego świata jest to, że jeżeli ktoś z nami nie zgadza, to od razu uważamy go za wroga. Innym problemem jest to, że nie chcemy zauważać tego, co inni mówią. Wielokrotnie mówiłem, że z różnych względów nie mogę spędzać na portalu NF zbyt dużo czasu. Problemów z tym miałem masę, od czasu przez layout i inne rzeczy. I nieważne, czy pracuję po nocach, czy nie mam internetu, czy nie mogę przez moje “zwykłe” obowiązki, czy zwyczajnie mam problem z oczami. Z pewnymi rzeczami można się nie zgadzać, ale wypadałoby mieć elementarny szacunek, gdy ktoś bywa inny. Wypadałoby nie zauważać tylko czubka swojego nosa, tylko to, że inni mogą mieć różne problemy.

Nie chcę sprawy dalej komentować, bo nie ma czego. Nie chcę poniekąd stracić konta.

Tomaszu, niektórzy ludzie tu wiedzą, że trudno byłoby przelicytować mnie na problemy ;)

A tak poważnie, to prócz wracania do tamtej sprawy, to co właściwie napisałeś? Że każdy ma problemy i nie może być na portalu? W porządku, ale co z tego wynika? Już się pogubiłem, czy oskarżasz ludzi, że mało czytają twoją twórczość czy że za mało ją wychwalają. Masz lepsze i gorsze teksty jak każdy, niektóre bardziej lub mniej hermetyczne, ale co w tym dziwnego?

Z twoich komentarzy wynika, że chcesz się pozbyć subiektywizmu z oceny tekstów. Powodzenia, ale raczej nie licz na taką utopię. Nie wierzę, że nigdy nie czytałeś opublikowanego opowiadania/książki, które nie przypadło Ci do gustu. Może nawet zastanawiałeś się, jakim cudem to zostało wydane. Najwyraźniej trafiło w czyjś gust, prawda?

Dobra, po namyśle stwierdzam, że się jednak wypowiem w sprawie “Cykady”.

 

Według mnie problem nie leżał w treści (jaka by ona nie była), tylko formie, w jakiej została przedstawiona, czyli 506 270 znaków na jednej stronie. Czegoś tak długiego nie da się dokładnie przeczytać w całości za jednym zamachem. Każdy czytający prędzej czy później będzie chciał sobie zrobić przerwę albo będzie zmuszony zamknąć kartę, a umieszczenie na jednej stronie całej książki uniemożliwia wygodne odnalezienie miejsca, na którym się skończyło.

Bardzo fajną cechą ludzkości jest obecność wiary i nadziei. Są ludzie, którzy marzą, i którzy nigdy się nie poddają. Dzięki nim urzeczywistniają się wynalazki i odkrycia, powstają różne dzieła. Oczywistą utopią jest myśleć, że tak działa wieksza część. Mamy wyścig szczurów, mamy zawiść, złość i inne uczucia, które wywołują różne działania. I ludzi, którzy brzydzą się rozwojem, albo są tak zakopani w swoim bagienku, że próbują równać innych do swojego poziomu.

To właśnie polskie bagienko powoduje, że jako większa całość tracimy do innych. Inni nie mogą mieć więcej. Jak zrobią więcej, to trzeba ich ustawić do pionu. Itd. itd.

Z książką nie było i nie ma problemu… natomiast są ci, którzy skomentowali sytuację rozsądnie (jak Ty Ajzan) lub z jakichś względów nie mogą znieść myśli, że na fantastyka.pl mogą się regularnie pojawiać się większe formy. Piszesz, że chodzi o layout strony. Myślę, że to można było dawno temu zmienić (nie, nie ma żadnych mitycznych trudności i niemożliwości, są tylko ludzie, którzy z jakichś względów nie chcą tego zrobić). A jak nie, to konwersja tekstu nie jest problemem (sam podawałem link do wersji elektronicznych).

A tak prawdę mówiąc to w ogóle nie oskarżam ludzi (w głowie), co najwyżej komentuję rzeczywistość. Wiem, że utopia nie będzie miała miejsca. Wiem, że każdy, kto chce, może tu wejść. Byłoby miło dostać komentarz i / lub ocenę, gdyż to jest jednym z wielu akceleratorów twórczości (z uwagi na komentarz Finkli widzę, że np. warto pisać również teksty, w których wszystko jest jasne do bólu). I choć jest to miłe, to nikt nie ma żadnego obowiązku (stąd moja prośba do Regulatorów). A wracając do książki – nie było i nie ma problemu.

OK, wątek może odszedł daleko od obecnego tekstu. Ale pisanie takich rzeczy to też ważny element w życiu.

Nowa Fantastyka