- Opowiadanie: palpio - Detektyw

Detektyw

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Detektyw

Drobinki kurzu wirowały w promieniach słońca wpadających przez okno. Mężczyzna z uwagą przyglądał się tym małym cząstkom, które delikatnie, powoli opadały ku podłodze. Wydawał się maksymalnie na nich skoncentrowany, zupełnie niezainteresowany tym, co próbowali przedstawić mu siedzący z drugiej stronie rodzice zaginionej dziewczyny. Mogli odnieść takie wrażenie, ale zupełnie mijało się to z prawdą. Mężczyzna słuchał bardzo uważnie. I obserwował.

Małżeństwo przed czterdziestką z jednym dzieckiem, osiemnastoletnią córką. Miała na imię Olga. Kobieta pokazała, wyjęte z torebki, zdjęcie. Blond włosy, jasne niebieskie oczy i trochę piegów na nosie i policzkach, bardzo urocze zdjęcie. Dziewczyna uśmiecha się na nim, wydaje się szczęśliwa, ale z doświadczenia wiedział, że różnie bywa. To, co na wierzchu, nie zawsze jest odbiciem tego, co dzieje się w środku.

Posadził ich na kanapie. Mężczyzna obejmował się rękami. Dłonie mocno zaciskał na ramionach, a nogami bez przerwy podrygiwał. Kobieta natomiast siedziała wyprostowana, wręcz usztywniona z zaciśniętymi mocno kolanami. Na nich trzymała ręce, przez cały czas pocierając jedną dłoń o drugą. Izabela i Marek Zajączkowscy.

Arek obserwował ich uważnie z fotela naprzeciwko. Jego mózg pracował, analizując i wyciągając wnioski, zapamiętywał szczegóły. Takie skrzywienie zawodowe trudne do opanowania.

Do pokoju weszła Ania, niosąc kawę dla męża i gości. Gdy kładła tacę na stoliku, filiżanki zabrzęczały głośno. Z drżeniem rąk wystawiła je wraz z cukrem na blat. Przeprosiła z lekkim uśmiechem i wyszła.

Gościom otworzyły się szerzej oczy, gdy zobaczyli blizny na rękach Ani oraz jedną większą szramę na twarzy. Arek pochylił się w ich kierunku.

– Proszę państwa, moja żona i ja mieliśmy kilka miesięcy temu bardzo poważny wypadek samochodowy. Żona ledwo… – głos lekko mu się załamał. – W zasadzie na tę chwilę nie zajmuję się żadnymi sprawami. Przykro mi. – Dokończył, rozkładając bezradnie ręce.

– A ja się zastanawiam, o co tu chodzi? Zgłaszamy sprawę na policję, oni przyjmują zgłoszenie i przysyłają detektywa, który przeszukuje pokój naszej córki. Zachowuje się jakoś tak nerwowo. Podaje nam Pański adres i mówi, że w sprawie córki powinniśmy koniecznie, podkreślam k o n i e c z n i e, namówić Pana do współpracy. Na koniec jeszcze dodał, że jakby ktoś pytał, to nie ma z tym nic wspólnego. Jednocześnie zapewniał, że też z panem porozmawia, ale podkreślił, że bardzo ważne jest byśmy się z panem osobiście i natychmiast skontaktowali! – Mężczyzna spojrzał na Arka, marszcząc brwi.

– A czy w ogóle komisarz coś państwu wyjaśnił? Udzielił wam więcej informacji?

– Nie! Niczego nie wyjaśnił. Jesteśmy tu tylko i wyłącznie dla dobra naszej córki. Może pan przyjąć, że jesteśmy zdesperowani i umieramy z niepokoju. Tym bardziej biorąc pod uwagę zachowanie tego tam komisarza – wysyczał zdesperowany ojciec, machając ręką.

Matka w końcu podniosła oczy, wypełnione z trudem wstrzymywanymi łzami.

– Proszę! Bardzo proszę! Jeżeli jest pan w stanie nam pomóc, proszę to zrobić. Jesteśmy zdezorientowani. Nie wiemy co robić. My zapłacimy ile trzeba, byle Olga wróciła do domu. – Niemal wyszeptała na końcu kobieta.

– Pani Izo tu nie chodzi o pieniądze – pokręcił głową detektyw. – Kiedy zaginęła córka? Bo ten komisarz na razie nie rozmawiał ze mną na ten temat.

– Wczoraj po szkole nie wróciła do domu. Natychmiast zaczęliśmy szukać. Dzwoniliśmy do szkoły i jej koleżanek. Wszystko było jak co dzień. Wyszła ze szkoły i udała się w kierunku domu. Jednak nie dotarła na miejsce. Przeszliśmy tę samą drogę, ale to nic nie dało, więc natychmiast udaliśmy się na policję – odpowiedział ojciec.

– I przyjęli od razu zgłoszenie, i wysłali funkcjonariusza? – zdziwił się Arek. – Przecież nie minęło czterdzieści osiem godzin.

– Ale tak właśnie było – odparł Zajączkowski.

Po tych słowach zapadła cisza. Arek na powrót oparł się o fotel, a raczej zapadł w niego. W zamyśleniu potarł ręką brodę.

Nie angażował się w żadne sprawy od wypadku. On doszedł do siebie szybko, ale Ania do tej pory była psychicznie rozbita. Poza tym chyba bał się tego, co wtedy zrobił. Zaczął mieć wątpliwości i wyrzuty sumienia. Użył swojego rzekomego talentu instynktownie, bez zastanowienia, gdy był pogrążony w rozpaczy. Teraz bał się konsekwencji, bo tak naprawdę nie wiedział do końca, jak to wszystko działa, ale wiedział jedno. W czasie wypadku przekroczył granicę i bardzo się bał konsekwencji, jakie mogą z tego wyniknąć.

Patryk od jakiś dwóch miesięcy próbował namówić go do ponowienia współpracy, ale Arek odmawiał. Do tej pory nie powiedział przyjacielowi, co zrobił podczas wypadku. Po trochu bał się oceny, a po trochu zlekceważenia sytuacji. Patryk wciąż suszył mu głowę, a na dobrą sprawę nawet nie dowiedział się, w czym rzecz. Z ilości telefonów i natrętnego nagabywania wywnioskował, że była to jakaś grubsza sprawa i że bardzo potrzebował pomocy Arka, a przede wszystkim jego zdolności.

Gdy Arek odkrył w sobie te szczególne umiejętności, poprzysiągł wykorzystywać je tylko w dobrym celu i tak robił przez cały czas współpracy z Patrykiem w czasie służby w Policji, a także, gdy zdecydował się odejść. Był o tym właściwie przekonany aż do momentu wypadku. Dopiero po tych zdarzeniach zaczął więcej myśleć i zastanawiać się nad mechanizmami, których używał tak naprawdę nie w pełni świadomie. Bardziej działał instynktownie, choć starał się być ostrożny. No i konsekwencje. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać jaki wpływ jego czyny miały na otoczenie, na innych ludzi, na rzeczywistość.

Cisza przedłużała się, zatapiając w sobie całą trójkę. Tym bardziej zaskoczył ich dzwonek telefonu Arka. Wszyscy jak na komendę drgnęli, nagle wyrwani z tego snu na jawie. Arek spojrzał na ekran. To znowu dzwonił Patryk, pewnie w sprawie małżeństw siedzącego właśnie u niego na kanapie. Arek wahał się przez chwilę, ale w końcu przejechał palcem po ekranie w kierunku zielonej słuchawki. Chyba nadszedł czas by dowiedzieć się jaka sprawa dręczy miejscową policję.

– Cześć. Co tam? – zapytał z rezygnacją. Podniósł się z fotela. Dał znak Zajączkowskim, by zostali na miejscu, a sam wyszedł do innego pokoju, by swobodnie porozmawiać.

– Byli u ciebie Zajączkowscy.

– Są.

– Słuchaj, wiem, że przechodzisz trudny okres, ale teraz nie ma na to czasu.

– Znalazłeś ją?

– Tak – potwierdził głos po drugiej stronie łącza.

– Żyje? – Na wszelki wypadek to pytanie Arek zadał bardzo cicho.

– A czy dzwoniłbym do ciebie, gdyby tak było? Jednak stało się to nie dawno, jest jeszcze ciepła. Więc jeżeli ruszysz dupę natychmiast, to jest duża szansa, że da ci się jeszcze to odwrócić. – Chwila przerwy na głębszy oddech i westchnięcie. – Słuchaj to bardzo ważna sprawa. Wszystko wskazuje, przynajmniej według mnie, że to seryjny. To już trzecia dziewczyna, a może być więcej, bo zupełnie nie mamy żadnego punktu zaczepienia. Ofiary to młode dziewczyny, właściwie kobiety, bo wszystkie były pełnoletnie. Poza tym nic je więcej nie łączyło. Olga i pierwsza dziewczyna chodziły jeszcze do szkoły, ale druga ofiara już pracowała. Nic więcej nie mamy, żadnych śladów. Gdyby udało się… – zawahał się. – Gdyby udało się ocalić Olgę, może dowiedzielibyśmy się coś o sprawcy i moglibyśmy go powstrzymać. Rozumiem twoją sytuację, ale to bardzo ważne. Inaczej nie zawracałbym ci głowy. To jak?

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, namyślając się.

– Przecież wiesz – odparł. – W końcu nasłałeś ich na mnie.

– Tylko nic im nie mów – komisarz ożywił się nagle. – Na razie nie podawaliśmy żadnych informacji o morderstwach ani o tym, że to może być seryjny morderca.

– Dobra, pomogę. Będzie to jednak ostatni raz. Wyślij mi namiary. Zaraz będę – rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.

Stał przez chwilę przy oknie z zamkniętymi oczyma. Poczuł w ciele znajome mrowienie. Zbyt łatwo uległ. I przestraszył się, bo poczuł, że nie będzie to ostatni raz, jak zapewniał. Przeszedł go dreszcz.

 

Jechał przez miasto, kierując się na wschód. Był maksymalnie skoncentrowany na prowadzeniu pojazdu, dlatego dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zaciska dłonie na kierownicy coraz mocniej. Spokojnie, wyluzuj, pomyślał, próbując rozluźnić ciało. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.

Choć nie był winien wypadkowi, to samo uczestniczenie w nim spowodowało traumę i blokady w umyśle. Zachowanie jego żony nie pomagało w zwalczeniu tych dolegliwości. Gdy odprawił zleceniodawców, tak o nich teraz myślał, ubrał się szybko i już chciał wyjść, ale Ania usłyszała go i wyszła z kuchni. Powiedział jej, że wychodzi w sprawach służbowych, ale nie spotkało się to z żadną reakcją z jej strony, oprócz wycofania się z powrotem.

Poszedł za nią, by się pożegnać. Chciał ją objąć i pocałować w szyję jak dawniej. Pamiętał jeszcze, jak kiedyś reagowała na to chichotem, ale zdążył tylko dotknąć jej ramienia. Próbowała to ukryć, ale wyczuł, jak się wzdrygnęła, więc na tym poprzestał i szybko opuścił dom.

Jego problemem było, że ciągle wszystko na okrągło analizował. Zdawał sobie sprawę, że wypadek ma ogromny wpływ na całą sytuację, w tym i na zachowanie Ani. Ledwo ją odratowali, można powiedzieć o szczęściu, bo skończyło się tylko na kilku bliznach na ciele. Gorzej było z psychiką. Takie rany goiły się najgorzej, szczególnie jeżeli zraniły głęboko. Do tego bał się, że niestety to, co zrobił, także miało wpływ na stan żony. Trudność polegała na tym, że tak naprawdę nie miał pojęcia, jak wielki i głęboki był to wpływ.

Ciągle wszystko mielił w umyśle. Wypadek, walka o życie Ani, jej powrót do domu, zmiana zachowania. Myśli krążyły. A umysł mielił, ciągle i ciągle do granic wytrzymałości. To też było powodem, dla którego zgodził się pomóc tym ludziom. Chciał wyjść z domu. Choć na chwilę uciec. Wiedział jednak, że ucieczka nie jest rozwiązaniem i prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z problemem. Raczej prędzej.

W końcu miasto się skończyło i wjechał w pas pól okalających je z każdej strony. Dalej widoczne były lasy. Kiedyś wszystko wyglądało inaczej, ale zmiany klimatyczne wymusiły zmiany w postępowaniu ludzi i zagospodarowaniu terenu. Obszar za polami tam, gdzie kiedyś mieściły się okoliczne wsie, teraz porastały lasy. Początkowo sadzone przez człowieka, po jakimś czasie zaczęły rządzić się swoimi naturalnymi prawami. Wiele domów właściciele rozebrali, ale część została porzucona, niszczejąc. Z czasem przyroda pochłonęła je, zmieniając w dziki las. Podobno właśnie takie pozostałości jakiegoś domu upatrzył sobie morderca. Tam wywiózł ofiarę. Dlatego jadąc, Arek musiał się posiłkować namiarami GPS wysłanymi przez Patryka oraz starymi mapami wskazującymi dawne drogi.

Po kilkunastu minutach przedzierania się przez zieleń udało mu się dotrzeć na miejsce. Nie wiedział jak to nazwać. Nie była to typowa polana, a raczej jakaś pozostałość po placu w środku dawnej miejscowości. Zaparkował za policyjnym wozem Patryka, zmarszczył brwi. Jego kumpel nie był sam. Obok niego opierał się o samochód jakiś młody mężczyzna.

 

Patryk przedstawił mężczyznę jako aspiranta, Damiana Sadowskiego. Najnowszy nabytek komendy. Arek podał mu rękę, przeprosił i odciągnął Patryka na bok, stanęli w oddaleniu od samochodów.

– Co jest? – odezwał się Arek. – Jesteś pewien, że on tu powinien być?

– A co miałem zrobić? Przydzielili mi go! Próbowałem się wywinąć, ale szef był nieugięty – wzruszył ramionami Patryk. – Co miałem powiedzieć, że sorry młody, ale na akcję jadę sam. Poza tym musimy komuś w końcu zaufać. Prędzej czy później nasze… – zawahał się na moment – zdolności wyjdą na jaw, a nawet jeżeli nie, to w końcu ktoś zacznie się zastanawiać jak … No sam nie wiem, ale uważam, że najlepiej zaufać komuś młodemu. Wiesz, jeszcze nie jest przesiąknięty złymi nawykami, poza tym młodzi są teraz bardziej otwarci i tolerancyjni.

– Strasznie mętnie się tłumaczysz, ale jak chcesz – odparł Arek. – Dla mnie to i tak ostatnia taka akcja. Muszę się wycofać. Dlatego mam wielką prośbę. Nigdy więcej nie mieszaj mnie do swoich spraw. Musisz zacząć radzić sobie bardziej tradycyjnie, ale swoje zdolności możesz, jak najbardziej, nadal po kryjomu i anonimowo stosować. Niestety moje ingerencje są zbyt duże. To się może źle skończyć, a może już się skończyło – końcówkę zdania Arek skierował raczej do siebie.

– Co masz na myśli? – zdziwił się Patryk.

– Nie powiedziałem ci wszystkiego o naszym wypadku. – Arek spojrzał Patrykowi prosto w oczy.

– Czego nie powiedziałeś? – drążył temat Patryk, ale Arek odwrócił się do niego plecami.

– Nieważne! Teraz nie czas na to. Nie traćmy więc go. Lepiej powiedz mi co i jak tutaj.

Patryk wpatrywał się chwilę w plecy przyjaciela, aż w końcu odpuścił i ruszył w kierunku drzew.

– Jak tutaj spojrzysz, to może przy odrobinie szczęścia dostrzeżesz, że musiała iść tędy droga przez wieś – zaczął tłumaczyć. – Jakieś pięćdziesiąt metrów dalej po prawej zobaczysz pierwszy dom, a w zasadzie jego pozostałości.

– Jak daleko jest nasz cel? – zapytał Arek.

– Coś koło trzystu metrów. Zieleń trochę ustępuje. Domy są lepiej widoczne. Ten będzie po lewej stronie. Był kiedyś niebieski, dość charakterystyczny. Jest w dość dobrym stanie jak na okoliczności. Gdy wejdziesz do budynku, kieruj się prosto, ostatni po lewej pokój to ten. Tam ją znajdziesz. Naprzeciwko jest kuchnia z jadalnią albo była. Zależy jak na to patrzeć.

– Dobra. Czekajcie tu na mnie.

– Może jednak pójdę z tobą. Będę cię ubezpieczał.

– Mowy nie ma! – Arek pokręcił głową. – Nie będę ryzykował. Odległość jest wystarczająca, więc będziecie tu bezpieczni.

– Masz chociaż broń?

– Tak, wziąłem. Choć wiesz, że nigdy nie przepadałem za używaniem tego żelastwa – powiedział, klepiąc kurtkę pod lewą pachą.

– Wiem, ale nie wiadomo co tam spotkasz, a typ może być wyjątkowo niebezpieczny.

– Będę ostrożny – obiecał Arek. – Idę.

Kiwnął głową Patrykowi i poszedł we wskazanym kierunku.

 

 

Szedł ostrożnie, omijając co większe skupiska kolczastych jeżyn. Mimo że dawno nie padało, ściółka utrzymywała wilgoć dzięki gęstym zaroślom. Dobrze, że na wszelki wypadek włożył buty na grubszej podeszwie, a na tyłek wciągnął dżinsy. Powoli przedzierając się przez zieleń, dotarł do wspomnianych przez Patryka pozostałości pierwszego domu. Gdy oddalił się od nich o następnych kilkadziesiąt kroków, zatrzymał się. Musiał się skoncentrować. Przymknął oczy i nabrał głęboko, aż do przepony, powietrza, które następnie powoli wypuścił. Powtórzył tak kilka razy, skupiając się na obrazie dziewczyny widzianej na zdjęciach zrobionych przez Patryka na miejscu przestępstwa. Uznawszy, że jest gotów, ruszył dalej.

Stawiał kroki powoli, skupiając się na celu. W końcu to poczuł. Znajomy dreszcz przeszedł po plecach. Obserwował. Widział zmieniające się nieznacznie otoczenie. Na początku różnice były niewielkie, takie, które dla innych pozostałyby ukryte. On je widział. To gałązka nagle wykrzywiła się w inną stronę, to pająk zamiast lekko po prawej stronie środka sieci znalazł się po lewej. Gdzie indziej znowu kora zmieniła kształt. Rzeczywistość zaczęła drgać, ruszać się, trząść. To było trudne do opisania uczucie, a na pewno inne niż przy zwykłym spacerze przez las. Bo las się przeobrażał. Nieznacznie, ale jednak.

Arek szedł, obserwując te zmiany, które zachodziły poza nim, ale z drugiej strony przez niego. Gdyby ktoś obserwował go z ukrycia, pomyślałby, że facet sobie po prostu spaceruje po żywym, szumiącym, pełnym różnych stworzeń lesie. Arek jednak czuł kształtującą się rzeczywistość, wręcz wydawało mu się, że ją kreuje, a przynajmniej wybiera. W końcu doszedł do opisanych przez Patryka domów. Skierował się to tego po lewej. Faktycznie był kiedyś jasnoniebieski, ale czas i las zrobiły swoje.

 

 

Powoli i ostrożnie stawiał stopy na podłodze, krocząc ciemnym korytarzem. Na końcu po prawej kuchnia, na lewo pokój. Ten pokój. Najpierw zajrzał do kuchni. Zniszczone meble, zaśmiecona podłoga, jakaś roślina wyrosła przy oknie i wyglądała na zewnątrz przez okno pozbawione szyby. Wzrok Arka przyciągnął kawałek blatu przy umywalce. Był trochę oczyszczony, a na nim stała mała, czerwona kuchenka gazowa, turystyczna. Na niej czajnik, a obok kubek w jakieś śmieszne, kolorowe wzorki. Rzeczy te zdecydowanie tu nie pasowały. W porównaniu do otoczenia wyglądały na nowe.

Starał się odwlec tę chwilę, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że upływający czas działa na niekorzyść. W końcu się przemógł i odwrócił w stronę pokoju. Nadal jednak bał się tego, co tam zobaczy. Ruszył.

Pierwszy krok. Po prawej stronie stało biurko i komoda. Następny krok zaprowadził go przed próg. Zaraz za drzwiami po lewej stał jakiś wysoki mebel. Domyślił się, że to szafa. Następne pół kroku. Dalej przy ścianie po lewej stronie, za szafą stało łóżko. Zobaczył jego róg. Następny krok przeniósł go do pokoju. Zobaczył stopę. Przeszedł go dreszcz. Jeszcze jeden krok w połączeniu z obrotem w kierunku łóżka odsłonił jego oczom całą postać dziewczyny. Policjanci jej nie ruszyli. Leżała na pół goła w rozerwanym ubraniu. Martwymi oczyma wpatrywała się w sufit. Ręce miała przywiązane do kaloryfera znajdującego się za łóżkiem. Policjanci mogli ją przykryć lub ułożyć jakoś, ale Patryk wiedział, że ważne jest zachowanie „obrazu”. Arkowi łatwiej jest wtedy obserwować zachodzące zmiany.

Wybrał miejsce pod ścianą za szafą. Miał dobry widok na dziewczynę, a jednocześnie pozostawał niewidoczny, gdyby ktoś pojawił się w pokoju. Zawsze starał się zachowywać przezornie. Czas wziąć się do pracy. Przymknął oczy i zaczął głęboko nabierać powietrza. Skupienie było bardzo ważne. Wiedział to szczególnie po ostatnim razie, po wypadku. Przeczuwał, że jeszcze przyjdzie mu zapłacić za błędy, dlatego odmawiał Patrykowi, do dziś.

Wdech, wydech. Oczyścił umysł ze zbędnych w tej chwili myśli i sięgnął do swoich zdolności. Tak naprawdę nie do końca wiedział, jak to robi, nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć. Działał intuicyjnie, za czym nie przepadał. Zdecydowanie wolał znać mechanizmy, wolał wiedzieć, jak coś działa.

Otworzył oczy i skupił wzrok na dziewczynie. Obserwacja wszelkich zachodzących zmian była kluczowa, a zmiany te mogły być minimalne, ale istotne dla całego procesu. Różnice, które on dostrzegał, dla przeciętnego człowieka mogły być niezauważalne. Arek jednak je odnotowywał, nie do końca pewny, czy uczestniczyły w tym tylko oczy, czy może coś więcej. Zaczął przewijać. Tak nazywał cały proces. Przewijaniem lub przeskakiwaniem. Jedna wersja za drugą, aż do takiej, w której dziewczyna będzie jeszcze żyła.

 

Patryk przystanął na chwilę i zaciągnął się papierosem. Wiedział, że mu to szkodzi, ale zerwanie z nałogiem strasznie ciężko przechodził. Aby zminimalizować syndrom nagłego porzucenia długoletniego nawyku, nosił przy sobie paczkę i od czasu do czasu, w naprawdę bardzo ciężkich, niewyobrażalnie wręcz stresujących sytuacjach, pozwalał sobie na kilka machów.

W miejscu, gdzie Arek wszedł w las, Patryk czatował niecierpliwie przechadzając się tam i z powrotem. Młody czekał oparty o auto. Znudzony, niemający do końca pojęcia co się dzieje, obserwował życie lasu. Patryk spojrzał na niego, znów się zaciągnął, pokiwał głową z politowaniem i odwrócił się z powrotem w kierunku nieistniejącej już wsi. Zastanawiał się, co Arek ukrył przed nim na temat wypadku. Zupełnie nie wiedział, o co mogło chodzić, ale teraz parę spraw się trochę rozjaśniło. To dziwne zachowanie kumpla po wyjściu ze szpitala, wycofanie, brak chęci uczestnictwa w akcjach. Najwidoczniej było w tym coś więcej niż, jak dotąd sądził, skutki samego wypadku.

Do tej pory sądził, że to jakaś trauma powypadkowa, albo coś. Myślał, że cudowne wyrwanie się z objęć śmierci tak wpłynęło na Arka. Dlatego, jak tylko było to możliwe, starał się namówić go do powrotu do pracy, do pomocy innym. Chciał go oderwać od czarnych myśli, ale bezskutecznie, jak do tej pory. Rozmyślania Patryka przerwał nagły krzyk młodego.

– Szefie! – młody rozdarł się na cały głos.

– Ciszej, nie krzycz! Chcesz żebym zawału dostał? – Zapytał Patryk, odwracając się w kierunku Damiana. – Co jest?

– Szefie, jakiś samochód się tu… pojawił – wydukał aspirant.

– Jaki samochód! – Patryk gwałtownie dokończył odwracanie. Faktycznie trochę dalej obok ich auta stał teraz jakiś suw.

– Co do cholery!?

– Nie wiem. Najpierw coś mi błysło, zadrgało. Jakby pojawił się na chwilę i zaraz zniknął, a następnie znowu się pojawił i został.

Chwilę to trwało, zanim dotarło do Patryka, ale w końcu dotarło. Najwidoczniej zdolności Arka znacznie wzrosły i obejmowały swoim zasięgiem więcej, niż on sam sądził. Patryk zaklął, jednocześnie wyszarpując broń z kabury.

– Młody, za mną! Ubezpieczasz! Szybko!

Może przebiegli ze sto metrów w szaleńczym biegu, gdy doszedł ich przytłumiony strzał z broni. Patryk zaklął jeszcze raz i przyspieszył.

 

 

Ciało nagle zesztywniało, napięły się mięśnie, oddech zatrzymał na chwilę, źrenice rozszerzyły. Nagła fala ciepła rozlała się po ciele. Widok tak go zaskoczył, że Arek przeskoczył do następnej wersji bez zatrzymania. Tu dziewczyna znowu leżała martwa. Przed chwilą jednak była żywa. Miotała się w węzłach, a nad nią pochylał się jakiś mężczyzna. Morderca. Właśnie przymierzał się do gwałtu.

Błyskawicznie przeanalizował sytuację. Wniosek mógł być tylko jeden. Działać, natychmiast działać! Arka zaskoczyła sytuacja, bo do tej pory nie przydarzyło mu się coś takiego. Zazwyczaj zmiany następowały spokojniej, stopniowo. Teraz jedna z możliwości pojawiła się nagle wśród łagodnych przejść. Dlaczego? Co to znaczyło? Jedno było pewne, Arek musi się jeszcze dużo nauczyć, zanim ponownie będzie chciał kiedykolwiek użyć swojego daru. Jednak na analizę szczegółów będzie czas później. Sięgnął po broń i cofnął się o jedną możliwość.

Obraz znów gwałtownie się przeskoczył. Napastnik sięgał do spodni, jednocześnie próbując unieruchomić wierzgającą nogami dziewczynę. Walczyła, przerażenie dodawało jej sił, przynajmniej na razie. Arek nie czekał, wyciągnął przed siebie odbezpieczoną broń.

– Stój! Ręce do góry! – krzyknął. Napastnik zastygł. Obrócił gwałtownie głowę w kierunku detektywa. Twarz zdradzała całkowite zaskoczenie. Szybko się jednak opanował. Odepchnął się od łóżka i skoczył do wyjścia. Dopiero gdy linia strzału była czysta, Arek nacisnął spust. Wtedy jednak było za późno. Napastnik zdążył dopaść do wyjścia. Detektyw skoczył za nim. Tamten wypadł na korytarz. W locie obrócił się i upadł na plecy. Arek wycelował, ale zawahał się przed oddaniem strzału. Nie chciał zabijać. To był błąd. W ręku napastnika pojawił się pistolet, gdy mężczyzna rąbnął plecami o podłogę, pociągnął za spust. Ułamek sekundy później Arek zrobił to samo. Oddali po dwa strzały. Przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Pewność miał tylko do tego, że jeden strzał napastnika był chybiony. Drugi nie. Poczuł szarpnięcie. Broń wypadła mu z nagle bezwładnej ręki. Wpadł z powrotem do pokoju, przewracając się na podłogę.

 

Zdyszani dobiegli do ruin domu. Przyczaili się po obu stronach drzwi. Patryk wyjął latarkę. Włączył ją i dał znak młodemu, by przygotował się do otwarcia drzwi. Aspirant potwierdził, skinąwszy głową. Złapał za klamkę i spojrzał na Patryka. Ten kiwnął głową. Wpadli do budynku z krzykiem.

– Policja! Nie ruszać się!

Patryk promieniem latarki wyłowił z półmroku leżące na końcu korytarza ciało. Serce mu zamarło. Szybko ruszyli w kierunku leżącego. Młody ubezpieczał, zaglądając do innych pomieszczeń. Komisarz w końcu dostrzegł, że leżący na korytarzu mężczyzna to nie jego przyjaciel.

– Arek! – krzyknął. Z pokoju, gdzie poprzednio zastali martwą dziewczynę dobiegł słaby jęk i jednocześnie zduszony krzyk. Policjanci z wycelowaną bronią dopadli leżącego i dopiero gdy upewnili się, że nie stanowi zagrożenia, zabierając broń z jego ręki, skierowali się do pokoju.

Za progiem na podłodze oparty o biurko siedział Arek. Właśnie opatrywał prawy bark urwanym rękawem z koszuli. Dłoń barwiła czerwień krwi. Na łóżku leżała skulona dziewczyna, oddychała, była żywa. Młody schował broń i uspokajająco zapewniał dziewczynę, że jest już bezpieczna, a oni są z policji. Wyciągnął nóż i rozciął dziewczynie węzły, a także delikatnie odkleił taśmę, którą porywacz zakleił jej usta. Rozpłakała się.

Patryk obserwował przez chwilę zachowanie Damiana i jego reakcję w obliczu zmienionej sytuacji. Był pod wrażeniem opanowania młodego mężczyzny i jego profesjonalizmu. Zareagował na bieżąco, zostawiając trudne pytania i wyjaśnienia na potem. A takie żądanie na pewno padnie. W końcu znaleźli dziewczynę martwą, a teraz jest żywa. Nachylił się jeszcze nad leżącym nieruchomo napastnikiem. Miał nadzieję znaleźć jakiś dokument tożsamości. Niestety morderca nie miał niczego przy sobie. Komisarz sięgnął po telefon, by zrobić napastnikowi zdjęcie twarzy. Przyjrzał jej się dobrze i zdał sobie sprawę, że znał tę twarz. Znał i nie mógł uwierzyć. W końcu odwrócił się do Arka.

– Co się stało? – Patryk przyklęknął obok przyjaciela. Ten w odpowiedzi machnął ręką, wskazując na leżącego.

– Zaskoczył mnie – zaśmiał się. – Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Chyba jeszcze mało wiem i umiem, by móc kontrolować sytuację. Na razie sprowadza się wszytko do tego, że patrzę, co się przytrafia. Niepokoi mnie to.

– Daj spokój. Przecież nie robisz nic złego, a wręcz przeciwnie.

– Skąd wiesz? – Gwałtownie zaprzeczył Arek. – Skąd wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje? Może w ten sposób naruszam równowagę. Właśnie przed chwilą, pozbawiłem rodziców z tamtej rzeczywistości córki.

– Dobra! Spokojnie to wszystko przeanalizujemy, ale potem, najpierw trzeba zapewnić opiekę dziewczynie i opatrzyć jej wybawcę. Dasz radę dokończyć? – Ostatnie pytanie Patryk wyszeptał.

– Muszę – odparł krótko Arek i zaczął zbierać się z podłogi.

– Wychodzimy z budynku – zarządził Patryk.

Damian otulił dziewczynę kocem, pomógł jej wstać i poprowadził korytarzem do wyjścia. Za nimi ruszył Patryk, oświetlając drogę latarką. Arek został z tyłu, a gdy tamci opuścili dom, zatrzymał się w połowie korytarza. Znów przymknął oczy i skupił się, by opuścić tę wersję rzeczywistości i wrócić do właściwej, swojej. Według jego doświadczenia i poziomu obecnej wiedzy wszystko powinno się skorygować, tak jak działo się to dotychczas. Martwa dziewczyna przeniesie się, gdy tutaj zostanie żywa. Będą musieli zadać jej jeszcze kilka pytań korygujących, by stwierdzić czy obie rzeczywistości nie odbiegają za bardzo od siebie.

Problemem mógł być zastrzelony morderca, dlatego Arek musiał to jeszcze sprawdzić. Gdy wyszedł już przed dom, nagle się zatrzymał.

– Kurcze! Moja broń została na podłodze. Muszę ją zabrać! Idźcie, dogonię was.

Patryk w odpowiedzi kiwnął tylko głową. Arek wrócił do budynku. Gdy szedł w kierunku pokoju, na końcu korytarza nie było już zwłok. To oznaczało, że w ich rzeczywistości morderca żyje i ma się dobrze. Jednak już niedługo. Patryk ma jego zdjęcie. Na pewno pomoże mu to znaleźć mordercę. W rękach Patryka jest znalezienie sprawcy i dokończenie sprawy. Ruszył z powrotem, by dogonić policjantów. Zaczynał intensywniej odczuwać ranę. Mocno pulsowała, zdecydowanie potrzebował lekarza.

Na szczęście nie musieli długo czekać. Wezwane przez młodego wsparcie oraz karetka zjawiły się kilka minut później. W tym czasie próbowali zadać dziewczynie kilka pytań, ale szło to bardzo opornie. Zamknęła się w sobie, natomiast bardzo dobrze zareagowała na maskotkę, którą Patryk zabrał z jej pokoju, by móc ją odnaleźć. Złapała ją mocno, przygarniając pluszaka do siebie. Oznaczało to, że w swojej rzeczywistości miała takiego samego. Zgodność w szczegółach była bardzo ważna, co Arek zaczął sobie w pełni uświadamiać dopiero po wypadku.

Pogotowie w asyście policji zabrało niedoszłą ofiarę i rannego Arka, a technicy policyjni wzięli się za swoją pracę. O słuszności swoich obaw i lęków Arek przekonał się, gdy po opatrzeniu rany po postrzale i po złożeniu odpowiednio ułożonych wyjaśnień wypuszczono go do domu. Jeden z policjantów na rozkaz Patryka odwiózł go, bo z jedną ręką i to na dodatek lewą trudno byłoby mu prowadzić samochód.

 

Doszedł do drzwi wejściowych. Wyciągnął klucze z prawej kieszeni, co wcale nie było tak proste, bo musiał sięgnąć po nie lewą ręką. Dokopał się do największych pokładów swoich zdolności ekwilibrystycznych, ale po chwili miał je w garści. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do domu. Włączył światło, bo tak jak na dworze również w domu panował mrok, a do tego cisza. Głęboko niepokojąca cisza. Wszakże było dosyć późno, ale nie aż tak by Ania poszła już spać. W normalnych okolicznościach sprzed wypadku czekałaby na niego z kolacją, może oglądała jakiś film lub serial. Nie były to jednak normalne okoliczności. Jego żona po wypadku bardzo się zmieniła i choć lekarze teoretycznie zapewniali, że z fizycznego punktu widzenia nic już jej nie grozi, to do równowagi psychicznej było bardzo daleko. Najgorsze, że Arek nie wiedział jak dotrzeć do żony. Zamknęła się w sobie. Czasem odnosił wrażenie, że wręcz się go boi. Najgorsze było to, że domyślał się, dlaczego tak mogło być.

– Ania. – Głos, który wydobył się z jego gardła, nie był tak głośny jak chciał. Brzmiał bardziej jak niepewne pytanie, niż wołanie. – Ania. – Tym razem słowo było głośniejsze, ale i tak pozostało samotne bez odpowiedzi.

Obszedł cały parter, ale nie znalazł żony, skierował się więc do schodów prowadzących na piętro, gdzie mieli sypialnię. Drogę po schodach oświetlało światło lamp, które włączył na korytarzu na parterze. Na górze napotkał tę samą parę co przy wejściu do domu. Mrok i ciszę. W sprzyjających okolicznościach była to bardzo groźna para. Napawała strachem. Arek przełknął ślinę i ruszył dalej.

Kierując się przeczuciem, udał się prosto do sypialni. Wydawało mu się, że coś usłyszał, ale dopiero gdy przystanął i wytężył słuch, nabrał pewności. Przytłumiony szloch. Szybszym krokiem dotarł do pokoju, namacał włącznik i nacisnął. Zaświeciły się lampki przy łóżku. Światło wydobyło z ciemności skuloną sylwetkę Ani. Kołysała się, oplatając rękoma kolana. Policzki miała mokre od łez.

– Kochanie co się stało! – Arek rzucił się do żony, chcąc ją przytulić i pocieszyć, ale ta gwałtownie odrzuciła te zamiary.

– Zostaw mnie – krzyknęła. – Dlaczego mnie tu więzisz? Co ja ci zrobiłam? Kim jesteś?!

Pytania ścięły Arka z nóg bardziej niż kula, którą oberwał kilka godzin temu. Z trudem przyklęknął przy łóżku, podpierając się zdrową ręką.

– Ale o czym ty mówisz? Przecież dom jest otwarty, masz klucze, możesz wyjść. A ja… ja jestem przecież twoim mężem. To ja Arek. Nie poznajesz mnie?

– Nie! – krzyknęła. – Jesteś podobny… ale to nie ty… i to miasto otoczone przez las… i w ogóle wiele rzeczy się nie zgadza – chaotycznie wyłkała.

– Ale jakich rzeczy? Przecież las jest od dawna. Nie pamiętasz? To polityka przeciwdziałania zanieczyszczeniu powietrza, globalnemu ociepleniu…

– Przed wypadkiem to było normalne miasto otoczone innymi miejscowościami! Nie było takiego lasu! – krzyknęła, próbując cofnąć się, uciec jeszcze dalej, ale blokowała ją ściana.

Gdy usłyszał ostatnie zdania, zrozumiał. O Boże! Co ja zrobiłem, co ja najlepszego zrobiłem! Gwałtowna fala gorąca zalała jego ciało, a panika zacisnęła ręce na jego gardle.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Bardzo dobry pomysł na kryminał z elementami sf.

 

Sporo usterek technicznych uniemożliwia poprawne odczytanie tekstu, przykłady:

porywacz zakleił jej ustach

Kierując się przeczuciem skierował się prosto do sypialni

 

Wielokrotnie ten sam wyraz piszesz raz wielką, raz małą literą. Interpunkcja także wymaga poprawek.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Powoli przedzierając się przez zieleń dotarł do wspomnianych przez Patryka zwłok pierwszego domu.  

???

panika zacisnęła z uciechą ręce na jego gardle.

hmm 

Miś nie zna się, ale brakuje mu wielu przecinków w twoich zdaniach złożonych. Sam ma z tym kłopot. Całość interesująca. Znany problem w nowym dla misia opakowaniu. 

 

Opowieść intrygująca i przerażająca, ale błędów wszelakich jest w niej tak dużo, że trudno się przebić.

 

Kiedy jest mowa o zaginionym dziecku, to jednak nie myślimy o osiemnastolatce. Ona niewątpliwie jest ich dzieckiem, ale sześćdziesięciolatka też miewa rodziców, a jednak nie mówimy, że zaginęło dzieckio.

Delikatnie, powoli to chyba jednak nie zdanie.

Policzki pod oczami, to istna ślicznotka;)

 

– Wczoraj po szkole nie wróciła do domu. Natychmiast zaczęliśmy szukać. Dzwoniliśmy do szkoły i jej koleżanek. Wszystko było normalnie.

 

Wszystko było normalnie brzmi, jakby normalny był proces poszukiwania. 

 

Wiele domów zostało rozebranych, ale wiele też zostało niszczejąc.

 

Stanęli w oddaleniu od samochodów i młodego aspiranta, którego Patryk przedstawił jako Adama Sadowskiego. Najnowszy nabytek komendy.

Grubsza nielogiczność. Jeśli Patryk przedstawił gościa, to musieli stać razem. To co, zaraz odeszli dalej, żeby pogadać?

 

– Strasznie mętnie się tłumaczysz, ale jak chcesz – odparł Arek.

 

A swoje zdolności możesz nadal śmiało po kryjomu i anonimowo stosować dalej.

To taki potworek:

śmiało po kryjomu

nadal/dalej

 

Szedł omijając co większe skupiska leśnej flory.

 Flora pretensjonalna jest nieco. Sprawia też wrażenie, że autor nie zna nazw roślin.

 

Zdając sobie z tego sprawę specjalnie ubrał buty trekingowe i grubsze dżinsy.

yyy??!! Czołgać się planował? Czy turlać z górki?;)

 

Powoli wypuścił.

Co?:)

 

Stawiał kroki powoli skupiając się na celu. W końcu to poczuł. Znajomy dreszcz przeszedł po plecach. Obserwował. Widział zmieniające się nieznacznie otoczenie. Na początku zmiany były niewielkie, takie które dla innych pozostałyby ukryte. On je widział. To gałązka nagle wykrzywiła się w inną stronę, to pająk zamiast lekko po prawej stronie środka sieci znalazł się po lewej. Gdzie indziej znowu kora zmieniła kształt. Rzeczywistość zaczęła drgać, ruszać się, trząść. To było trudne do opisania uczucie, a na pewno inne niż przy zwykłym spacerze przez las. Bo las się zmieniał. Nieznacznie, ale jednak.

Arek szedł obserwując te zmiany. Zmiany, które zachodziły poza nim, ale z drugiej strony przez niego. Gdyby ktoś obserwował go z ukrycia pomyślałby, że facet sobie po prostu spaceruje po żywym, szumiącym, pełnym różnych stworzeń lesie. Arek jednak czuł zmiany, wręcz wydawało mu się, że je kreuje, a przynajmniej wybiera.

 

to jest zmianoza;)

A ten pająk na prawo od środka, zamiast na lewo to będzie mi się śnił;)

Lożanka bezprenumeratowa

Kryminał i sci fi, czyli to, co tygryski lubią najbardziej :D

 

Spodziewałam się wskrzeszenia, czy magii nekromantów i fakt, że to jednak teoria wieloświatów, pozytywnie mnie zaskoczył. (Cieszę się, że nie widziałam tagów, nim zabrałam się za czytanie).

 

Naprawdę mi się podobało i mam nadzieję, że cała historia nie kończy się na tym opowiadaniu. 

Well, my social anxiety is getting the best of me; I'm taking a walk. Goodbye.

Dziękuję za komentarze i za wytknięcie błędów (faktycznie jak na to spojrzeć kolejny raz to zmianoza totalna ;)

Oczywiście, jakieś dalsze plany są, więc też mam nadzieję, że ta historia potoczy się dalej.

Pozdrawiam szystkich

autor

 To tak, pomysł za tym jakiś stał rzeczywiście, umiejętność bohatera ciekawa z dużymi możliwościami wykorzystania. Co do wykonania…

Po pierwsze będziesz musiał popracować trochę nad stylem. Powtórzenia, przecinki, dziwnie ułożone zdania – źle nie jest, mi to nie przeszkadzało w czytaniu, ale będą tacy, dla których może to być za dużo. Coś na dole wypunktowałem, ale znajdzie się tego więcej.

Większy minus za samą konstrukcję opowiadania. Historia w zasadzie jest krótka, ale rozwadniasz ją bardzo, głównie przez powtarzające się rozważania na temat talentu głównego bohatera. Niektóre zdania powtarzasz słowo w słowo, nie wiem czy więcej niż raz, ale może to być trochę irytujące i założę się, że można się na tym trochę wynudzić.

Kolejny minus za bohaterów. Mętni, niczym się nie wyróżniają, albo bardzo wątle (Arek tylko ględzi o swojej mocy i jej konsekwencjach, Ania ciągle przygnębiona etc.), do tego niektórzy w ogóle niepotrzebni w tekście (po co tam “młody”?). Na przyszłość podobierałbym też lepiej imiona, bo Ania, Arek i Adam są bardzo podobni i mogliby się mylić…

Poza tym wątek z Anią średnio pasuje do reszty tekstu.

Sama historia kryminalna też nie porywa, bardziej służy jako pokazanie talentów bohatera.

Nad dialogami też bym popracował. Trochę sztuczne są.

 

Także no, bardzo źle nie było, pomysł nawet ciekawy, ale potencjał trochę zmarnowany.

 

Detale:

 Małżeństwo przed czterdziestką, jedno dziecko, córka. Osiemnastoletnia dziewczyna, bardzo ładna, Olga. Kobieta pokazała zdjęcie. Blond włosy, jasne niebieskie oczy i trochę piegów na nosie i policzkach pod oczami, bardzo urocze zdjęcie. Dziewczyna uśmiecha się na nim, wydaje się być szczęśliwa, ale różnie bywa. To co na wierzchu, nie zawsze jest odbiciem tego co dzieje się w środku.

Cały, ten akapit. Źle. Się czyta. ;)

Kiedy zaginęła córka? Bo ten komisarz na razie nie rozmawiał ze mną na temat waszej córki.

Wyszła ze szkoły i udała się w kierunku domu. Jednak nie dotarła na miejsce. Przeszliśmy drogę z domu do szkoły, ale to nic nie dało, więc natychmiast udaliśmy się na policję – odpowiedział ojciec.

Powtórzenia.

Poszedł za nią(,) by się pożegnać.

Pamiętał jeszcze(,) jak kiedyś reagowała na to chichotem, ale zdążył tylko dotknąć jej ramienia.

Działał intuicyjnie. Za czym nie przepadał.

Czemu nie jako jedno zdanie?

– Ciszej, nie wiesz że wbrew obiegowej opinii, w lesie się nie krzyczy – odparł Patryk

Źle to brzmi.

Może w ten sposób coś naruszam. Niszczę równowagę.

 Jakoś pompatycznie, a w sumie bez żadnego uzasadnienia i umocowania w historii :P

Wyciągnął klucze lewą ręką z prawej kieszeni co wcale nie było tak proste jakby się wydawało.

Za dużo detali i brakujące przecinki.

– Ania(.)Głos, który wydobył się z jego gardła nie był tak głośny jak chciał. Brzmiał bardziej() jak niepewne pytanie, niż wołanie.

– Ania(.)Tym razem słowo było głośniejsze, ale i tak pozostało samotne bez odpowiedzi.

Chyba powinieneś napisać to razem?

– Kochanie co się stało! – Arek rzucił się do żony chcąc ją przytulić i pocieszyć(,) ale ta gwałtownie odrzuciła te zamiary.

 

Слава Україні!

Niezły pomysł na współpracownika policji, dysponującego nieprzeciętnymi, wręcz nadprzyrodzonymi możliwościami. Byłoby to nawet zajmujące opowiadanie, gdybyś zadbał o jego należyte wykonanie. Niestety, Detektyw, w obecnym kształcie  wiele traci, albowiem lekturę utrudnia masa błędów, usterek i nie zawsze czytelnie skonstruowanych zdań, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Odstąpiłam od zrobienia łapanki, bo zauważyłam, że i tak nie masz zwyczaju poprawiać palcem wskazanych błędów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ups… nie wiedziałem, że mogę wciąż poprawiać.

Myślałem, że jak wstawiłem tekst, został oceniony i błędy wytknięte to już koniec. Finito, mogiła, null…

No i, nie popełniać tych samych błędów w następnych tekstach…

Myślałem, że jak wstawiłem tekst, został oceniony i błędy wytknięte to już koniec. Finito, mogiła, null…

No to teraz już wiesz, Palpio, że nie tylko możesz, ale wręcz oczekuje się, aby autor poprawił tekst. Nikomu nie podoba się opowiadania pełne błędów, a już najmniej ewentualnym czytelnikom. Nikt nie lubi potykać się na wybojach.

Mam wrażenie, że przyda Ci się Portal dla żółtodziobów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, poczytam, a następnie wezmę się do pracy i poprawię.

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No dobrze. Trochę to zajęło, ale większość poprawiłem. (tak mi się wydaje…:)

Zarówno te drobne uwagi od bruce i Koala75, jeszcze raz dzięki.

Jak i te większe od Ambush (szczególnie tę zmianozę:) i od Golodh (tu prawie wszystko. Zostawiłem młodego. W pierwszej chwili faktycznie chciałem go usunąć, ale stwierdziłem, że może jeszcze mi się przyda. Za to zmieniłem mu imię! Ania musiała zostać, jest kluczowa mimo epizodycznego charakteru jej postaci) Też jeszcze raz wam dziękuję!

Poza tym starałem się poprawić interpunkcję i parę zdań ulepszyć. Mam nadzieję, że jest trochę lepiej…

Pozdrawiam

Jeszcze słowem wyjaśnienia do młodego i Ani: nie to są to uwagi ogólne do tekstu, albo raczej opinia, i bardziej je piszę na przyszłość. Zwyczaj portalowy sugeruje poprawiać te "pocytowane", które są błędami językowymi i zwykle są wrzucane niejako jak osobna sekcja komentarza. Np. Ja przynajmniej nie oczekuję, że po moim komentarzu wymienisz pół tekstu czy rzeczywiście wyrzucisz bohaterów, ale literówki właśnie po to wypisuję :P

I dobrze, jeśli zostawiasz swoje, my też nie jesteśmy nieomylni i zdarzy się nam dawać złe rady, nieumyślnie oczywiście :)

Слава Україні!

Rozumiem, nie mniej uwagi i opinie są także cenne, szczególnie na przyszłość, dlatego jestem za nie wdzięczny, a z imionami była racja po twojej stronie ;)

Fajny pomysł, ale skrzywdzony wykonaniem. Acz, jak się zorientowałam po komentarzach, było gorzej.

Jaki właściwie jest talent Patryka? Bo odnoszę wrażenie, że on też ma coś w zanadrzu, a koniec końców tego nie pokazujesz.

Też oczekiwałam wskrzeszania, ale Twoje rozwiązanie fajniejsze.

– Proszę Państwa, moja żona i ja mieliśmy kilka miesięcy temu bardzo poważny wypadek samochodowy.

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą literą. Tylko w listach dużą.

i ubrał dżinsy

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

To Państwo to przeoczenie, bo dalej piszę z małej, zdaje się…

Ano rządzi, więc dżinsy poprawiłem ;)

Co do Patryka, to wydawało mi się, że z kontekstu będzie wynikało, iż talent jego polega na znajdowaniu ludzi poprzez kontakt z przedmiotami zaginionych. Poszło więc coś jednak nie tak… ale się uczę :)

Dziękuję za komentarz

Nowa Fantastyka