- Opowiadanie: Równowaga Cienia - Sprężyna

Sprężyna

Cześć. Co prawda kucharz ze mnie marny, ale postanowiłem coś dla Was upichcić :)

 

Składniki :

uśmiech żony, TURBO – Kawaleria Szatana I, kawa (najlepiej rozpuszczalna z domieszką mleka oraz “szczyptą” cukru), papierosy, stały dostęp do lodówki oraz szafki ze słodyczami...

 

Przygotowanie:

Przeczytaj komentarz Zanaisa (wrzucony 4.09.21 o godzinie 19:50), by zmotywować się do działania 

Zapisz na dysku wybrane przez jurorów wersy piosenki

Sklejaj litery przy każdej okazji

Nie zwlekaj z publikacją i nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę – do ew. poprawek usiądź możliwie wcześnie, by wykluczyć wyścig z czasem

 

Niestety, przy punkcie czwartym poległem... Mam jednak nadzieję, że poniższy zlepek słów wywoła uśmiech na Waszych twarzach :) 

 

 

[brak betowania – z racji portalowego debiutu jakim jest ten tekst, uznałem... nie wypada już na wstępie znajomości używać iluzji oraz pozorów odnośnie mych “umiejętności” – przepraszam i mimo wszystko mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :)

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Sprężyna

Jest godzina dwudziesta druga… trzynaście.

***

Radosław Ka, pseudonim „Kogut" wyłamuje się z ustalonego wcześniej planu. Pomimo wielokrotnie powielanych deklaracji, wystawia swoich znajomych. Przybywa na spotkanie po przeszło dwugodzinnym spóźnieniu. Na miejscu nie zastaje nikogo. Wtedy… popełnia pierwszy błąd. Wyklucza ewentualną pułapkę. Kolejnym… jest odprawienie szofera. Zostaje sam, przekonany o swojej nietykalności…

 

***

W przeszłości, posiłkując się prastarymi zwojami z dziedziny przysłów… zapożyczył od osłów cechę, którą lubieżnie przywłaszczył, a która teraz nie pozwala mu odpuścić. Padają słowa, przepełnione dziecinną złością:

 

– Co to ma znaczyć?! Zniknęła ludzkość, nie ma już nic z czego powstałby nowy ład – zadowolony z własnej błyskotliwości, podejmuje decyzję. Musi się rozejrzeć

– Przecież nie mogli skończyć beze mnie. Rozpocząć? Całkiem możliwe, ale zakończyć? – Zwątpienie z początku tylko przeszkadza, jednak w połączeniu z samotnością… doskwiera coraz bardziej. Podczas przechadzki wspomina ukochanego chomika. Na potrzeby popijawy zostawił go w domu.

– Ciekawe czy ten pasztet przypominający pęto kiełbasy w sztucznym, niejadalnym flaku… Jeśli nie napełnił dozownika z wodą, to – trudny do zidentyfikowania szmer przerywa nasilające się, agresywne dąsy.

 

– Wszędzie śmierć, wszędzie śmierć – półgłos, równie niewinny co niewidoczny.

 

– Kto to powiedział? Pokaż się, bo każę moim lu…

 

– Wszędzie krew, wszędzie krew, krew, krew, krew, krew, krew! – tajemniczy szept przeistoczył się w… Wielki krzyk!

 

***

Świat zawirował. Nogi, choć krótkie, zwiotczały zupełnie. Księżyc, ignorując potencjalny gniew mężczyzny, zdemaskował przerażenie w jego oczach. Niestety, chwilę później… zniknął za śmiesznie mała chmurą; Odwracając wścibski wzrok, zostawił latarnię na przegranej pozycji… w walce z mrokiem. Wkrótce ona również ustąpiła. Czy to… ostrzeżenie? Nie wie nikt. W każdym razie pożegnała Radka szklanym deszczem… przy akompaniamencie huku.

 

***

Przeszukiwanie kieszeni nie przyniosło żadnych rezultatów. Brak telefonu, pieniędzy… nic. Totalna pustka, żeby nie powiedzieć… bieda. Przez chwilę przypominał przeciętnego, aczkolwiek dobrze ubranego obywatela. Dziwne zasady jeszcze dziwniej skonstruowanego świata; Niepisana reguła, jedna z wielu, dotyczyła wspomnianych wcześniej kieszeni… o ile w ogóle można było pozwolić sobie na tego typu spodnie. Otóż… zazwyczaj hulał w nich wiatr. Zwłaszcza, dwa tygodnie przed wypłatą.

 

– Musiałem zostawić w samochodzie. Cholera jasna – akcentując ostatni wyraz, nieświadomie zadrwił z obecnej sytuacji. Czekał… Winien był słyszeć własny oddech.

 

***

Rozsypane na niebie gwiazdy sugerowały, że nie przepadł w nicości. Wyznając zasadę: „Nie ważne jak, istotne… by cokolwiek” – rozejrzy się raz jeszcze. Tym razem dokładniej, choć okazało się, że znalezione po kilkunastu pierwszych krokach pudełeczko z logo znanego supermarketu… jest w połowie puste.

 

– Jak trzeba będzie… spalę ruderę – zaczął, gdy pierwsza zapałka zgasła – mam gdzieś, że ten pieprzony bar jest dorobkiem kilku pokoleń – druga – Nowy ład wymaga poświęceń! – Gdy odpalił trzecią, poprzednia zgasła nieprzyjemnie szczypiąc w palce, dostrzegł kilka kwiatów. Większość… nieświadomie podeptał. Jeden ocalał. Był inny. Odróżniał się sporym rozmiarem. Od góry biały… u dołu czerwony, kształtem przypominał sławetne krokusy. Dziwna, porośnięta czarnym mchem łodyga podkreślała oryginalność rośliny. Istniało duże prawdopodobieństwo, że znalazł jedyny w swym rodzaju gatunek, być może nawet pojedynczy okaz. Mimo to wyrwał wspaniałą zdobycz, doszczętnie masakrując pozostałe…

 

Nagle… wszystko nabrało tempa. Płuca zalała niefizyczna czerń. Biało-czerwone płatki odrywały się od gnijącej łodygi, gdy uwolniony z ludzkiego chwytu kwiat leciał ku ziemi.

 

***

Czuł jakby dosłownie przed momentem połknął rozżarzony węgiel, który teraz spalał jego duszę. Uderzeniami spoconych dłoni próbował zatrzymać bezlitośnie odbierany dech. Na próżno. Padł na kolana. Nie pomogło. Ból wypełnił całe ciało.

Błagalny krzyk, a przedtem wybuch, straszny błysk… wszystko zniknęło. Nie było już cierpienia. Głowa przestała ciążyć. Płuca uwolniły od męki… Przerażenie zamknięte w wilgotnych oczach ustąpiło miejsca otępieniu. Czy to był sen? Księżyc wychynął zza chmury, oświetlając pusty parking, nieczynny bar. Zemdlał? Szkoda czasu na durne przemyślenia!

Wstał. Otrzepał kolana. Poprawił pasek. Odzyskał niemal majestatyczną pozę. Znów był sobą. Dumny, pewny siebie… nie uznający sprzeciwu. Rozejrzał się. Nic się nie zmieniło. Tylko kwiat, który do niedawna zachwycał pięknem – stracił swą moc. Zniszczony. Podgniły. Martwy…

 

– Wyciągnę konsekwencje! – frustracja wywołana brakiem towarzyszy pchała go w kierunku gróźb, jednak improwizowane przekleństwa utknęły w zaciśniętym gardle.

 

– Boisz się?

 

– C… co jest? Jak śmiesz!? – spróbował się odwrócić. Potężna ręka… Nie! To nie była ręka. Wyraźnie widział fragment szponiastej łapy, której ciężar uniemożliwiał ucieczkę.

 

– Witaj, ludzka istoto – niski, dudniący głos… był szeptem. Żaden człowiek nie jest w stanie mówić półgłosem w ten sposób. Zniknęła pewność siebie. Oddech przyspieszył. Zawroty głowy na powrót zmiękczyły nogi. Chciał krzyczeć, wołać o pomoc, uciekać. Zrobić… cokolwiek. Nie potrafił. Sił wystarczyło na wywołanie dreszczy – Spokojnie. Nic ci nie grozi… jeszcze.

 

– Czego chcesz? – wiele wysiłku kosztowało przełknięcie śliny – Kim? Czym j…jesteś?

 

– Szukasz… przyjaciół? Byli tu i świetnie się bawili. Chcesz? Pokażę ci – Nie odpowiedział od razu. Nie zdążył. Ostatni podryg i ostatni krzyk. Wizja przejęła kontrolę nad całym jego jestestwem.

 

***

Zaczęło się spokojnie. Zawisł niczym zjawa tuż nad drzwiami. Nikt go nie dostrzegł. Świadomy faktu, iż wszystko co widzi… jest tylko ułudą. Iluzją wspomnień jego towarzyszy. Obserwował.

 

– Po co to wszystko? Co ja tu robię? – Myśli napływały dosłownie zewsząd. Pojawiły się wątpliwości – Co jeśli od zawsze tu byłem? W tej postaci… odarty z cielesności – szeptał, żeby nie zwariować.

 

Z niezrozumiałego dlań otępienia dopiero łamanych kości trzask zdołał go ocucić. Zbawienny dźwięk, który, nim umilkł, przetarł szlak pozostałym.

 

– Czy ja w ogóle mam uszy? Słyszę wyraźnie, ale – nie potrafił się skupić. Na ratunek znów przyszedł, co najmniej niezgrabnie konsumowany, kurczak. Na pierwszy rzut oka niedopieczony. Radek zwrócił uwagę najpierw na potrawę, później na mężczyzn. Dwóch…

 

– Po cholerę wyrzucasz te kości?!

 

– Co niby mam zrobić? Chcesz je na pamiątkę? Może Borysa zawołajmy? Ułoży z nich jakąś budkę.

 

– Ta, chyba telefoniczną – obaj parsknęli śmiechem – żebyśmy mogli zamówić normalne żarcie i…

– I co?! – wtrącił Borys. Idąc z butelką wódki, przystanął obok stolika przy którym siedzieli drwiący z niego mężczyźni.

 

– Do budowy dachu użyjesz brukselki? – kolejna kość wylądowała na podłodze.

 

– Żartujesz? Kolega doświadczony… zaradny – jedno jest pewne. Bawili się świetnie.

 

– Opoka dla rodzimych gospodarstw, co? – nie wdając się w dalsze dyskusje zaniósł swoim przyjaciołom obiecany trunek. Na miejscu postanowił omówić z nimi plan zemsty.

 

***

– Przestaniesz śmiecić?!

 

– Odczep się! Płacą mi za rolę, którą gram, a nie za zachowanie.

 

Radosław Ka, naliczywszy już ponad czternaście kurzych gnatów, z zażenowaniem odwrócił wzrok.

 

– Spalić, zgnieść! Spalić, zgnieść! – Dlaczego utknął akurat w tym miejscu? Z frustracją podglądał najbardziej oblegany stolik w barze.

 

– Co wy tam wyprawiacie?! – Nie był w stanie przekrzyczeć pijanych ludzi, których z czystym sumieniem można by porównać do zagorzałych kibiców. Z resztą… jak dotąd nikt go nie zauważył.

– Nic nie widzę! Wy… Wy pijusy obrzydłe! – Sam miał ochotę na kilka głębszych – Żeby was – zamilkł zrezygnowany.

 

***

– Toast! – Jeden z uczestników dziwnego wyzwania zwrócił na siebie uwagę wszystkich. W tym niewidzialnego obserwatora.

 

– Na jaką cześć ja się pytam? Zrobiłbym to samo… i to znacznie szybciej – wtrącił, jak to miał w zwyczaju, Greg Szpetyna.

 

– Jam to uczynił. Dokonał swego dzieła, cieszy się ma dusza… więc i ty mi humoru nie psuj!

 

– Cóż za wyniosłość – uszczypliwym komentarzom Grega nie było końca. Podobnie jak napływającym zewsząd gratulacjom…

 

– Żebro! Żebro! – Radek również krzyknął, lecz zdecydowanie mniej radośnie niż przyjaciele zwycięzcy.

 

– Jeszcze konfetti brakuje! – Nie spodziewał się reakcji. Dla nich nie istniał. Rozgniewany, pogodzony z obecną sytuacją, na powrót zatracił się w obserwacji… głównie Zbigniewa. Ten, na potwierdzenie swojej wygranej, wstał. Delektując się chwilą triumfu, odwzajemnił uścisk najbliżej stojącego… bodaj długoletniego kumpla. Później, ku ogólnemu zaskoczeniu, wyciągnął dłoń w stronę Szymona, który niepewnie odwzajemnił gest.

 

– Ty, popatrz – słowny szczypaniec. Po nim następny… i jeszcze kilka.

 

– Niczym… Diabelski topór zgniata ją… jakby przed chwilą co najmniej rebelię poskromił – po sali zaczęły hasać ledwo słyszalne, spiskowe szmery, które Zbigniew zawadiacko przeganiał twardym spojrzeniem.

 

– Hej, Szpetny! – jeden z mężczyzn ruszył w stronę zaskoczonego Grega – Gniewasz się, że znów wygrał? – za sprawą Borysa tempo akcji zwolniło. Tylko na chwilę, bowiem od dłuższego czasu zanosiło się na niczego sobie mordobicie. Próbował wyciągnąć telefon, by w przyszłości wykorzystać nagranie, czym rozwścieczył większość towarzyszy.

 

– Ja? Gniewam się? Zaraz ci pokaże gniew… Dziki gniew! – pięści poszły w ruch. Przypominały salwę z karabinu. Problem w tym, że nie wiadomo było kto i do kogo strzelał. Rykoszetów było tyle, że nawet najbardziej pijany żołnierz nie zdołałby powtórzyć tej farsy.

 

– Szatana histeryczny słychać śmiech – wtrącił dziwnie ubrany mężczyzna stojący nieco dalej – gdy zostawimy uchylone drzwi do naszych umysłów – ubiorem przypominał mędrca, który przy każdej sposobności przemawia… rzekomo głosem istot wyższych.

 

– W błagalnym geście wyciągnięta dłoń – próbował kontynuować. Nagle… czas jakby zastygł. Po sali zaczęły krążyć pospolite, lecz jakże haniebne odgłosy, imitujące nadciagającą burzę. Odbijały się od szczelnie zamkniętych okien. Swoją gęstością przygniatały wszystkich. Miażdżonych ludzi przenikliwy krzyk dochodził od strony stolika, wokół którego nieudolnie wykonano fosę. Jej głównym budulcem były niechlujnie ogryzione, kurze kości, chrząstki… ogólnie odpadki. Śmiech wyrwał pozostałych z alkoholowego szaleństwa. Nawet barman zakrył rękawem nos. Iście komiczne, biorąc pod uwagę fakt, że jako pierwszy przyczynił się do ogólnego rechotu. Smród, wywołany masowo uwalnianymi gazami, stawał się niemal zabójczy. Na szczęście przerwał bijatykę. Na nieszczęście… dusił niemiłosiernie.

 

– Pieprzyć to! Idę się odlać. Tu się nie da wytrzymać! – Don z Pułtuska wstał, nie mówiąc nic więcej. W odpowiedzi usłyszał chóralne błagania… o nie zamykanie za sobą drzwi.

 

***

Październikowa noc. Niby nic… a jednak. Na zewnątrz pizgało okropnie. Przez chwilę zawahał się. Wrócić do środka? Wspomnienie gęstej atmosfery… rozwiało wszelkie wątpliwości.

 

– Najwyżej jajka przeziębię – szepcząc ruszył w stronę najbliższych krzaków. W niedługim czasie usłyszał delikatny pisk kobiety. Był tak zmysłowy, że w innych okolicznościach nie musiałby grzebać w spodniach podczas próby wydobycia ruchawego wypustu. Oj tak… z całą pewnością. Niestety ziąb pozbawiał jakichkolwiek złudzeń.

 

– Chodź… że… tu. Musimy się rozgrzać. Nie chcemy przecież, żebyś nakichała moim znajomym do kieliszków. Uwaga… Zbliża się ognisty miecz… o kur… Don?! Co Ty tu…

 

– Nie przeszkadzajcie sobie. Odcedzę kartofelki i wracam do środka – z klasą, o ile w zaistniałej sytuacji takowa istnieje… przystanął dwa, może trzy kroki dalej.

– Zdjąłbyś chociaż marynarkę i okrył jej plecy – rzucił na odczepnego. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na… Spojrzał jeszcze niżej, gdy wytrząsając ostatnie krople wykonał jakże naturalny, lecz wówczas nieprzyzwoicie dwuznaczny gest. Kobieta do samych drzwi odprowadziła go wzrokiem, rumieniąc się przy tym na poły z zimna i podniecenia.

 

***

Tuż po tym jak wszedł do środka… jeden z facetów, trącił go łokciem. Zamiast przeprosić, krzyczał coś w niezrozumiałym dla reszty dialekcie. Biegał niczym naćpany szaleniec.

 

– Co jest?! – Don zauważył rozbawioną postać. Dziwne. Podszedł bliżej. Dotychczas zachowywała się… poważnie. Wpatrzony w żółty materiał, z którego uszyto jej marynarkę, w skupieniu wysłuchał relacji kobiety. Solidnie podchmieloną barwą głosu, wyjaśniała przyczyny obecnego zamieszania… zaczynając nietuzinkową przemowę spontanicznym zdaniem.

 

– Z rozdartym krzykiem wciąż przed siebie mknie – nie wytrzymała. Parsknęła kilkukrotnie. Z trudem opisywała wydarzenia.

 

– Kolejne zawody co?

 

– Żebyś wiedział. Nazwałam je… Wyścig z czasem.

 

– Ambitnie – zadrwił, spoglądając w stronę barmana.

 

– Oj tam. Słuchaj tego. Zasady są proste. Wygrywa ten, który zdąży. Na mecie, stoi… wystaw sobie… kibel… haaahhhhahahaa…

 

– Nieźle – podsumował krótko, bez entuzjazmu – Idę się napić.

 

– Idź, idź… jakiś zamyślony dzisiaj jesteś – w rzeczy samej. W głowie, pomalutku doszlifowywał plan… godny jego przydomka.

 

***

– Co podać? – świadomy wartości jaką posiada zdobyta niedawno wiedza, zamówił kieliszek wódki. Musi być czujny. Nie może zrobić nic głupiego. Będą szukali na niego haka, to pewne. Póki co, jest górą i… Wykorzysta to… w swoim czasie.

 

– Nalałeś już?

 

– Oszywiźcie, psze pana.

 

– Dasz to kelnerce. Gdy wróci – dorzucił po chwili, widząc zmieszanie w oczach barmana – Dla mnie przygotuj zestaw drinków. Jak on się nazywał? – machnął ręką – bez znaczenia. Niech kelnerka przyniesie go tam – ruchem głowy zasugerował najmniej oświetlony stolik… w samym kącie sali. Nie inaczej. Idealne miejsce. Dla poprawienia wystroju wystarczy użyć odpowiednio dobranych, spiskowych pogaduszek.

 

– Szatańska Kawaleria, czarna śmierć i limonka. Polecam – beknął i kichnął prawie jednocześnie, czym wywołał uśmiech na twarzy Dona. Przeprosił, kontynuując – w tej kolejności. Limonkę w całości czy plastry podać osobno?

 

– Niech blondyna zadecyduje.

 

– Da się zy… zrobić – przyzwoicie szybka odpowiedź. Wplecione w nią czknięcie nie wpłynęło na wyraz jego twarzy. Zaskoczenie jakby na stałe przywarło…

 

– Wiem – położył palec na ustach, upewniając się, że barman zauważył gest. W milczeniu ruszył w głąb sali.

 

***

Słynny zestaw zwany Szatańską Kawalerią składa się z pięciu pełnowymiarowych drinków i dużego shota o wymownej nazwie – czarna śmierć. Wypicie go jednym haustem wywołuje swoistą agonię, po której do życia przywrócić cię mogą tylko pozostałe drinki z zestawu. Na swój sposób. Zaczynasz nabywać nowych umiejętności jak chociażby zawadiacki, chwiejny chód – w porównaniu do tradycyjnego alkoholu oraz oczywistych problemów wynikających z nadużycia… Może inaczej. Po pospolitym chlaniu, podłoga pod twoimi stopami zmienia się w dno łódki, która dryfuje po spokojnym jeziorze. Natomiast czarna śmierć… bez ostrzeżenia wrzuca cię na pokład statku, gdzie choroba morska jest najmniejszym z twoich zmartwień.

 

***

– Co z naszym planem? – Rafał Hukowski naciskał swoich rozmówców. Mówili ściszonym głosem, jednak Radosław dysponował nieludzko rozwiniętymi zmysłami.

 

– Gdy przepchniemy ustawę.

 

– Zdajecie sobie sprawę z konsekwencji? Dokona się okropna rzeź i to nasze głosy ucierpią najbardziej. Stracimy zaufanie ludzi. Niektórzy nadal w nas wierzą – pierwszą część wypowiedzi traktowała poważnie, ale w drugiej nie kryła ironii. Imię kobiety było dla Radka zagadką, podobnie jak plan o którym dyskutowali.

 

– Albo zadowalają ich profity – Mati Zmorawiec, wypowiadając te słowa, spojrzał w kierunku drzwi. Czyżby zauważył przełożonego?

 

– Ochłapy. Nie wyobrażam sobie jak można żyć za takie pieniądze – kobieta coraz intensywniej brała udział w rozmowie. W międzyczasie do ich stolika przysiadł się Podgrzybek.

 

– O masz… a ten tu czego? – Rafał nie był osamotniony w grubiańskim przywitaniu Tadka.

 

– Ludzie ludziom niosą śmierć – rozsiadł się niezgrabnie lecz wygodnie – na wieki wieków. Podatki – zginając palce… wykonał nad stolikiem cudzysłów.

 

– Co podatki? Człowieku my mówimy o przełomie… na skalę krajową – Hukowski bez skrępowania próbował podważyć kompetencje Podgrzybka.

 

– Podatki były, są i będą. Mogą co najwyżej przybrać inną formę. Kiedyś w jednej z ksiąg, która jak mniemam i wam obca nie jest – przygotowując się na pouczający monolog opróżnili kieliszki.

 

– Dajesz Tadzik – Hukowski po prostu nie mógł się powstrzymać… Rozlał po pięćdziesiątce. Wystarczyło dla każdego, nawet… nieproszonego towarzysza – Może Mati podrzuci jakiś cytat?

 

– Pewnie – wstał. Zwilżył usta wódką, przetarł twarz i ryknął na całą salę – "Mali ludzie muszą nienawidzić. Muszą kogoś obwiniać za własne słabości."¹

 

***

Wizja zaczynała zanikać… jakby wybudzał się z koszmaru. Przyjaciele, znajomi, koledzy i koleżanki… Podobny efekt można uzyskać zakładając okulary z zamglonymi szkłami. Wszyscy stawali się coraz mniej wyraźni.

 

– Wystarczy? – tajemnicza istota wcisnęła swój głos do głowy Radka, niemal ją rozsadzając. Nie odpowiedział. Powinien cokolwiek mówić? – to dopiero początek waszego spotkania… robi się jeszcze ciekawiej.

 

– Czego chcesz? Po co to wszystko?

 

– Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Jesteście tylko ludźmi. Jak każdy gatunek stadny… ustanowiliście hierarchię. Wprowadziliście własne zasady tworząc… jak wy to nazywacie?

 

Radek był pewien. W każdej chwili… to coś… mogło go zniszczyć. Dlaczego jeszcze żyje? Zamyślili się… oboje… przynajmniej tak sugerowała nagła cisza.

 

– Taaak. System. Wasze działania wpływają na ludzkie umysły, które odreagowują… podczas snów. Zbyt dużo chaosu zaczyna wdzierać się do mojego świata, człowieku.

 

– Proszę. Nie rób…

 

– Nie przerywaj! – demoniczny krzyk wywołał ból niepodobny do poprzednich. Sam jego szept budził grozę… to prawda. Przeszywał duszę wywołując paniczny strach. Teraz… Radosław Ka pragnął umrzeć. Tajemniczy stwór kontynuował spokojnie… nie ujawniając swojej postaci.

 

– Coraz częściej muszę osobiście interweniować – wizja zniknęła. Wszystko spowił mrok. Stopniowo odzyskiwał czucie w kończynach… Przysiągłby, że nie zamykał oczu, a mimo wszystko otaczała go czerń. Czyżby… Nie był pewien.

 

– Swoimi działaniami zabieracie mój czas, a tego nie lubię – Nagle księżyc oświetlił łapę, która nadal ściskała jego ramię. Niezdolny do obrony, przerażony… wyczekujący końca. Delikatny jęk wyrwał się z popękanych ust, gdy bestia przycisnęła go do ziemi. Nie opierał się. Padł na kolana, wpatrzony w…

 

***

– O Boże… – Klęczał pomiędzy samochodami przyjaciół… kolegów i koleżanek. Swoich rywali i oddanych pracowników. Skupił wzrok na drzwiach płonącego baru. Budynek otaczali nieznani mu ludzie. Dziesiątki… setki osób. Starsi, okropnie wychudzeni… dorośli i dzieci. Przepychali się między sobą… często depcząc leżących. Radosław próbował odwrócić wzrok, gdy ktoś rozbił szybę. Dzieci, które nadbiegały zewsząd… rzucały w pozostałe okna czerwonymi kamieniami. Jeden chybił, odbijając się od ościeżnicy. Niecodzienna barwa otoczaków, zmusiła Koguta do głębszej obserwacji. Kamienie pokryte były krwią. Próbował wstać, krzyczeć, ratować… uciekać! Zrobić cokolwiek…

 

– Patrz! – Ostre szpony zniknęły pod jego marynarką. Czuł jak krew spływa po dygoczącym z bólu i przerażenia ciele. Dorośli, ciskali pochodniami w budynek, który już dawno powinien był spłonąć. Ludzie znajdujący się w środku, ignorując masakrę, bawili się jak gdyby nigdy nic… zatraceni we wspólnym tańcu.

 

– Przecież to niemożliwe! – wrzasnął… lecz słowa stopił żar, który parzył go w twarz.

 

– Jeszcze nie jest za późno – znajomy szept na chwilę zagłuszył wrzawę. Później do jego uszu dotarły inne dźwięki wciskając w oczy łzy. Płonących ludzi przenikliwy krzyk sparaliżował Radosława, gdy ten… rozpoznał głosy. Ogień wdarł się do środka pochłaniając o dziwo tylko ludzi… nie przestających tańczyć.

 

– Dlaczego nie uciekają?!

 

– Jak myślisz człowieku? Wasz system zaprogramował ich ciała. Chcieliby, uwierz! Czują wszystko. Potrafią myśleć, są świadomi…

 

– Przestań! Proszę! Zrobię wszystko, tylko zakończ to. Błagam!

 

– Mógłbym, ale…

 

***

Ocknął się. Był spocony. Chwiejnym krokiem podszedł do włącznika i zapalił światło.

 

– To był sen – wrócił do łóżka. Nie chciał zasypiać, choć czuł się zmęczony… bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Usiadł. Kilka głębokich wdechów pozwoliło odzyskać spokój… poniekąd. Myślenie przychodziło z trudem. Próbował przeanalizować dziwny sen. Potrząsając głową odegnał ponure myśli. Sięgnął do szafki nocnej, żeby zobaczyć terminarz. Otworzył notes i zamarł… W miejscu notatki, o zaplanowanym na jutro nieoficjalnym zebraniu, leżały… biało-czerwone płatki. Przestraszony rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu, lecz zanim zebrał siły, by wstać… rozciął dłoń o wystającą sprężynę materaca.

 

_____________

¹ G. Cook, Kroniki Czarnej Kompanii, Rebis, 2009

 

***

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie nieco przydługie, pod koniec napięcie trochę mi siadło, ale mocne.

Akurat ten sam utwór brałam na tapetę i cudownie było zobaczyć całkiem odmienne skojarzenia.

Plastyczna i mroczna wizja.

 

 

O błędach w zapisie dialogów na pewno wspomną obecni tu poloniści.

mi przeszkadzało:

 

Przybywa na spotkanie po przeszło dwu godzinnym spóźnieniu.

raczej ze spóźnieniem.

 

Nie załapałam co ma upór do lubieżności;)

Pokaże ci

Pokażę ci

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj.

Wymieszana najróżniejszymi scenami, snami, realnymi zdarzeniami, tańcem, torturami i setką innych rzeczy opowieść. Jeśli to, jak wspomniałeś w Przedmowie, efekt gotowania, potrawa jest na pewno wieloskładnikowa i wielosmakowa. :)

Przekonanie “Koguta” o nietykalności szybko legło w gruzach. :) Zakończenie zaskakujące, ale mamy w nim ważny element – tajemniczy tytuł. 

 

Z technicznych trzeba dłużej pochylić się nad interpunkcją i zapisem dialogów oraz sprawami stylistycznymi.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia. :)

Pecunia non olet

Wybaczcie późny odzew sad

***

 

Ambush surprise ort poprawiony – Dzięki 

 

O błędach w zapisie dialogów na pewno wspomną obecni tu poloniści.

Uczestnictwo w konkursie, przede wszystkim, traktuję jako 'mentalny update' :) Oczywiście, jeżeli zaniżam poziom usunę Odzyskowy tag – Dla dobra konkursu, który umożliwił mi złamanie wewnętrznych barier… by nie pisać w sposób oczywisty blush (Zanais mnie sprowokował – w dobrym tego słowa znaczeniu => c[_] )

 

Przypuszczam, że tekst mógłby wyglądać dużo lepiej, gdyby powstał przy pomocy osób betujących i zapewne tak by było angel – W przyszłości 'opowiadanie startowe' pozwoli analizować progres (mam nadzieję blush)

 

mi przeszkadzało:

Przybywa na spotkanie po przeszło dwu godzinnym spóźnieniu.

 

raczej ze spóźnieniem.

Przybywa na spotkanie ze spóźnieniem, przeszło dwu godzinnym¿

 

Nie załapałam co ma upór do lubieżności;)

Towarzysząca Radkowi ekscytacja – hmmm, podczas pisania zawahałem się jak to 'zgrabnie napisać' – lubieżność lepiej oddawała 'klimat' całego incydentu / z założenia powinna wkomponować się w tworzoną parodię devil – teraz zwątpiłemblush

 

Dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję, że pomimo błędów oraz niedociągnięć 'tekst był zjadliwy' i wywołał uśmiech :) 

__________

 

bruce

Dzięki laugh

 

Niestety, braki mam duuuże crying (błędy młodości) Publikując opowiadanie spodziewałem się (no dobra, byłem pewien), że tekst nie jest idealny – mimo to wrzuciłem… lecz nie mogę konkurować z Kogutem i jego… cechami charakteru :) Szanuję i cenię, a nawet podziwiam umiejętności portalowiczów, dlatego przepraszam i obiecuję poprawę – mam nadzieję szybką :)

 

Również dziękuję za wizytę i ryzyko towarzyszące… skosztowaniu mojej 'potrawy' yes

__________

Pozdrawiam obie Panie :) 

 

 

 

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy jeszcze przed lekturą – nadużywasz wielokropków. Po co one?

Druga to odstępy między akapitami – jak dla mnie wprowadzają jedynie zamieszanie (dla mnie odstęp oznacza inną scenę) i to, że raz są, a raz nie ma też nie wygląda wizualnie ok. Być może jest to efekt kopiowania i formatowania tekstu, ale uważam, że należałoby to uporządkować. 

 

Łap też poradniki:

– portalowe o dialogach 

- Fantazmatów – różne hurtem (w tym też o dialogach)

 

dwu godzinnym – pisownia łączna: dwugodzinnym

 

zapożyczył od osłów cechę, którą lubieżnie przywłaszczył, a która teraz nie pozwala mu odpuścić – nieładne powtórzenie; osobną kwestią jest zapożyczenie i przywłaszczenie – moim daniem za dużo grzybków w barszcz; i jeszcze lubieżne… 

 

Padają słowa, przepełnione dziecinną złością:

– Co to ma znaczyć?! Zniknęła ludzkość, nie ma już nic z czego powstałby nowy ład – zadowolony z własnej błyskotliwości, podejmuje decyzję. Musi się rozejrzeć (+.)

I tu się przydadzą poradniki zapisu dialogów z jednej strony. Z drugiej, pierwsze zdanie cytatu oraz wypowiedź nie korelują z zakończeniem: “zadowolony z własnej błyskotliwości…”. Plus – czym objawia się ta błyskotliwość? Zauważeniem, że ludzkość zniknęła? 

 

zniknął za śmiesznie mała chmurą; Odwracając wścibski wzrok, – dlaczego używasz średnika zamiast kropki? Coś takiego napotkałam jeszcze kilka razy dalej. 

 

Ok, nie robię dalej łapanki, bo za dużo w tym absurdu (aj, dopiero teraz zerknęłam na tagi). A mnie z absurdem jest wybitnie nie po drodze, mało kiedy się rozumiemy. I w takich przypadkach też mam problem z rozróżnieniem, co jest usterką, co elementem absurdu.

Najważniejsze elementy technikaliów masz powyżej, można do tego dodać jeszcze tylko większą dbałość o interpunkcję (kilku przecinków gdzieś mi brakło).

I znów powołując się na immunitet absurdu nie skomentuję pomysłu i fabuły, bo nie dotarły do mnie :(

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

śniąca - blush

 

Wybacz, że ogrom 'bajzlu' uniemożliwił konsumpcję :( 

 

Dziękuję za szczegółową analizę tekstu oraz przede wszystkim za podanie na tacy odpowiednich poradników yes

 

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy jeszcze przed lekturą – nadużywasz wielokropków. Po co one?

Wstyd się przyznać, ale w pierwszej fazie było ich o wiele więcej – dosłownie plaga. Z racji braku wiedzy oraz umiejętności => podczas pisania jestem pochłonięty tworzoną przygodą, a wielokropki są unikiem… (ajć crying) Unikiem, dzięki któremu swoją uwagę skupiam na fabule. Głowa aż pulsuje od nadmiaru pomysłów wink

 

Wrzucenie tego tekstu w takiej formie nie jest manifestacją ignorancji względem zasad oraz przejawem braku szacunku dla potencjalnych czytelnikow, tylko szczerym podejściem do mojej literackiej wędrówki. Tekst, styl– wszystko to jest swego rodzaju ostrzeżeniem dla przyszłych betujących, których zapewne ciężko będzie znaleźć. Szanuję Wasz czas, dlatego jest… czarno na białym heart

 

Postaram się, by kolejne teksty były lepsze. Dzięki za wizytę (tak sypię tymi wizytami niczym jakiś doktor :o ) – dobrze, że nie mamy takich specjalistów w służbie zdrowia, bo w przeciwnym razie pandemia byłaby najmniejszym z naszych zmartwień cheeky

 

Udanego dnia i (sądząc po nicku) Upojnych przygód w Krainie Snówwink

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

Wybacz, że ogrom 'bajzlu' uniemożliwił konsumpcję :( 

Nie “uniemożliwił”, a co najwyżej znacznie ograniczył komfort ;)

 

Na wszystko są trzy uniwersalne rady, które się nie zastępują, ale uzupełniają w miarę możliwości:

– leżakowanie tekstu (idealnie przynajmniej kilka tygodni, co nie zawsze jest możliwe, ale każdy dzień ma znaczenie) i spojrzenie na niego po przerwie świeżym okiem

– beta

– praktyka (która ponoć czyni mistrza ;) )

 

A skoro to debiut, to wszystko przed Tobą. Trzymam kciuki. Bo potrafisz fajnie konstruować zdania i dostrzegam też pewną lekkość pióra. Reszta jest do wyrobienia. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To ja serdecznie dziękuję i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

śniąca enlightened

 

osobną kwestią jest zapożyczenie i przywłaszczenie – moim daniem za dużo grzybków w barszcz

Rzekomo osły słyną z upartości – 'fakt' znany na długo przed istnieniem glownego bohatera. Radek początkowo nie posiadał tej cechy, więc ją pożyczył. Spodobała się do tego stopnia, że nie potrafił z niej zrezygnować. Korzystając… ekscytował się równie mocno co w chwili przywłaszczenia :) – ?

 

Plus – czym objawia się ta błyskotliwość? Zauważeniem, że ludzkość zniknęła? 

Poniekąd, choć samo sformułowanie dotyczyło reakcji. Wypowiadając tamte słowa był wściekły, a chwilę później zadowolony. Nic się nie zmieniło, ludzi jak nie było tak nie ma, więc z perspektywy Radka – humor poprawia wymyślona na poczekaniu przemowa. Czyli w jego mniemaniu wykazał się blyskotliwoscią – ?

 

zniknął za śmiesznie mała chmurą; Odwracając wścibski wzrok, – dlaczego używasz średnika zamiast kropki? Coś takiego napotkałam jeszcze kilka razy dalej. 

Średnika użyłem, by nie zasiać wątpliwości podczas czytania. Kropka w tym miejscu (w mojej, niekoniecznie słusznej, ocenie) wprowadzała delikatny zamęt, czy to księżyc patrzy – czy może już Radosław. – Zabieg niepotrzebny, sądząc po reakcji :)

 

A mnie z absurdem jest wybitnie nie po drodze, mało kiedy się rozumiemy. I w takich przypadkach też mam problem z rozróżnieniem, co jest usterką, co elementem absurdu.

 

Najważniejsze elementy technikaliów masz powyżej, można do tego dodać jeszcze tylko większą dbałość o interpunkcję (kilku przecinków gdzieś mi brakło).

 

I znów powołując się na immunitet absurdu nie skomentuję pomysłufabuły, bo nie dotarły do mnie :(

Szkoda, ponieważ było to głównym założeniem podczas pisania. Stąd pomysł na przedmowę – poprosić czytelników o przymknięcie oka na poprawność zapisu, a swoją uwagę skupić właśnie na pomyślę oraz fabule. 

 

Świadomy swoich ograniczeń postanowiłem podejść do tematu zupełnie inaczej. Nie czytałem 'konkurujących opowiadań' (jeszcze, aczkolwiek postaram się to nadrobić). Ot przykład. "Miażdżonych ludzi przenikliwy krzyk" – w świecie fantasy od razu nasuwa się myśl o fizycznym bólu, być może nawet agoni – w tym tekście… użyty wers jest w pewnym stopniu metaforą. Ludzie, znajdujący się wewnątrz baru zaczęli, brzydko mówiąc, pierdzieć. Bąki były tak intensywne i tak śmierdzące, że pojawiły się krzyki :) Jeden człowiek nawet uciekł :p

 

 

Początkowo, cała historia była osadzona w świecie fantasy. Imion żadnego z bohaterów nie znałem. Sami się przedstawili, wkomponowując w parodię. Zaznaczę, że jestem totalnie apolityczny i w maksymalnym stopniu unikam tak komentowania jak i śledzenia poczynań jakichkolwiek rządzących :)

 

A skoro to debiut, to wszystko przed Tobą. Trzymam kciuki. Bo potrafisz fajnie konstruować zdania i dostrzegam też pewną lekkość pióra. Reszta jest do wyrobienia. 

Dziękuję :) Do literackiego Master Szefa zapewne nie trafię (życia może mi nie wystarczyć, a Czas… skubaniec nie pomaga – zwłaszcza, gdy współpracuje z Codziennością) nie mniej będę próbował dojść jak najdalej :)

 

​bruce – zdrówka nigdy dość :) miłego dnia

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

Szewc zabija szewca, bumtarara bumtarara!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

czy to księżyc patrzy – czy może już Radosław

Tego nie załatwi średnik zamiast kropki. To musi wynikać z konstrukcji zdania/zdań.

 

Księżyc, ignorując potencjalny gniew mężczyzny, zdemaskował przerażenie w jego oczach. Niestety, chwilę później… zniknął za śmiesznie mała chmurą; Odwracając wścibski wzrok, zostawił latarnię na przegranej pozycji… w walce z mrokiem.

Przy takiej konstrukcji faktycznie księżyc jest jedynym podmiotem występującym w tych zdaniach. Bez znaczenia, jaki znak interpunkcyjny postawisz, ten fakt nie ulega zmianie. 

Poprawnie powinno być z kropką i wprowadzeniem gdzieś nowego podmiotu – Radka. 

 

Szkodaponieważ było to głównym założeniem podczas pisania. Stąd pomysł na przedmowę – poprosić czytelników o przymknięcie oka na poprawność zapisu, a swoją uwagę skupić właśnie na pomyślę oraz fabule. 

Miałam sporą przerwę w obecności na portalu, ale nieco starsi stażem użytkownicy może pamiętają, że ja i absurd się nie lubimy i nie rozumiemy, bo powtarzałam to przy każdej możliwej okazji. Zwłaszcza gdy jako członkini Loży lub dyżurna natrafiałam na teksty absurdalne, których normalnie bym nie czytała. Owszem, potrafią się zdarzyć wyjątki, ale są to właśnie wyjątki.

Trudno (bardzo delikatnie mówiąc) jest komentować pomysł, którego się nie rozumie i nie dostrzega. Dlatego wolę szczerze to napisać, niż wymyślać farmazony. Ale to tylko ja. To kwestia osobistej percepcji.

Są tu ludzie, którzy będą w stanie dostrzec ideę, zamysł, docenić je. Musisz tylko jeszcze chwilę cierpliwie poczekać, żeby tu dotarli :) Zresztą Ambush i Bruce nie narzekały, jak ja ;) 

 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Staruch – Dziękuję za rzut okiem :) Mam nadzieję, że wróciło całe.

 

(Pytanie z której strony wiał wiatr – włosy niby sugerują, acz… mam nadzieję, że przypadkowa stylówka)

 

Pozdrawiam :)

 

śniąca – doceniam szczerość, naprawdę :) i nie oczekuję sztucznego głaskania po główce. Wręcz przeciwnie. Moja dociekliwość, 'odbijanie komentarzy' oraz pytania nie mają na celu kontrataku. Próbuję poszerzyć swoje horyzonty, nabyć wprawy w tworzeniu fabuł, dobieraniu odpowiednich zdań oraz ogólnie rzecz biorąc – dowiedzieć się jak najwięcej.

 

Na rywalizację w konkursie nie liczę – Niestety nie wiem gdzie mógłbym wrzucić ów tekst, żeby przyciągnąć uwagę osób chętnych do pomocy :)

 

Jeżeli kogoś obraziłem – Przepraszam. (Imiona postaci – mogą wydawać się mocno… sugerujące, aczkolwiek drwina dotyczy systemu, nie osób w nim tkwiących :) lecz bez osób, nie ma systemu) 

 

Na swoje usprawiedliwienie dodam jeszcze, że wersy piosenki próbowałem wcisnąć w najmniej pasujące realia :) udowadniając sobie, że ogranicza mnie tylko wyobraźnia (oraz podstawy – czyli sprawy techniczne) 

 

c[_] [_]>

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

ogranicza mnie tylko wyobraźnia

Niezależnie od wybranego gatunku i formy – to najprawdziwsza prawda i tego się trzymaj :)

 

 

nabyć wprawy w tworzeniu fabuł, dobieraniu odpowiednich zdań oraz ogólnie rzecz biorąc – dowiedzieć się jak najwięcej

Nie martw się, z pewnością znajdą się tacy, co coś podpowiedzą. Ja też, ale nie przy absurdzie ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałam z pewnym trudem, bo kolejne sceny i wydarzenia nijak nie chciały ułożyć się w zrozumiały dla mnie ciąg, ale cóż, taka to widać cecha opowiadania nasyconego absurdem i w dodatku, czego dowiedziałam się na końcu, będącego snem.

Mam nadzieję, Równowago Cienia, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się ciekawe, bardziej zrozumiałe i zdecydowanie lepiej napisane.

Mam wrażenie, że zainteresuje Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17.

 

Jest go­dzi­na dwu­dzie­sta druga… trzy­na­ście. → Czemu tu służy wielokropek?

Za SJP PWN: wielokropek «znak interpunkcyjny złożony z trzech kropek następujących po sobie, oznaczający przerwanie toku mowy lub niedomówienie»

 

Przy­by­wa na spo­tka­nie po prze­szło dwu­go­dzin­nym spóź­nie­niu. → Proponuję: Przy­by­wa na spo­tka­nie z ponaddwu­go­dzin­nym spóź­nie­niem.

 

za­po­ży­czył od osłów cechę, którą lu­bież­nie przy­własz­czył… → Na czym polega lubieżność przywłaszczenia jakiejś cechy?

Proponuję…za­po­ży­czył od osłów cechę, którą ochoczo przy­własz­czył

Za SJP PWN: lubieżny «rozpustny, sprośny; też: będący przejawem takich uczuć»

 

Nie­ste­ty, chwi­lę póź­niej znik­nął za śmiesz­nie mała chmu­rą; Od­wra­ca­jąc… → Średnik nie kończy zdania, więc po średniku nie dajemy wielkiej litery. A może zamiast średnika miała być kropka?

 

Dziw­ne za­sa­dy jesz­cze dziw­niej skon­stru­owa­ne­go świa­ta; Nie­pi­sa­na re­gu­ła… → Jak wyżej.

 

Nie ważne jak, istot­neby co­kol­wiek”Nieważne jak, istot­ne by co­kol­wiek”

 

Płuca uwol­ni­ły od męki… → Co uwolniły płuca?

 

Z resz­tą… jak dotąd nikt go nie za­uwa­żył. Zresz­tą… jak dotąd nikt go nie za­uwa­żył.

 

Przy­po­mi­na­ły salwę z ka­ra­bi­nu. → Z jednego karabinu nie można oddać salwy, potrzeba do tego kilku karabinów.

 

Chodź… że… tu. → Chodźże tu.

 

Co Ty tu… → Co ty tu

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Muszą kogoś ob­wi­niać za wła­sne sła­bo­ści." → Muszą kogoś ob­wi­niać za wła­sne sła­bo­ści”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Opowiadanie ma dużo mankamentów technicznych, a fabuła, która okazuje się snem, zawsze troszkę czytelnika rozczarowuje, ale nie jest to zły tekst, bo widać tu humor. Powiem Ci, że to: W przeszłości, posiłkując się prastarymi zwojami z dziedziny przysłów… zapożyczył od osłów cechę, którą lubieżnie przywłaszczył, a która teraz nie pozwala mu odpuścić, bardzo mi się podobało. Ciekawy pomysł na zestaw drinków ;).

 

Zaliczone wersy: wszystkie, co oznacza komplet 19 pkt.

 

[1] Miażdżonych ludzi przenikliwy krzyk

[2] Łamanych kości trzask

[3] Zbliża się ognisty miecz

[4] Szatańska Kawaleria, czarna śmierć

[5] Z rozdartym krzykiem wciąż przed siebie mknie

[6] Spalić, zgnieść! Spalić, zgnieść!

[7] Dokona się okropna rzeź

[8] Ludzie ludziom niosą śmierć

[9] Płonących ludzi przenikliwy krzyk

[10] A przedtem wybuch, straszny błysk

[11] Wielki krzyk!

[12] Szatana histeryczny słychać śmiech

[13] Dokonał swego dzieła, cieszy się

[14] Dziki gniew!

[15] Wszędzie śmierć, wszędzie śmierć

[16] Wszędzie krew, wszędzie krew, krew, krew, krew, krew, krew!

[17] W błagalnym geście wyciągnięta dłoń

[18] Diabelski topór zgniata ją

[19] Ostatni podryg i ostatni krzyk

[20] Zniknęła ludzkość, nie ma już nic

Niestety nie zrozumiałem, co autor miał na myśli, tworząc to opowiadanie. :c Uskokowość treści, w połączeniu z absurdem, w połączeniu z humorem, w połączeniu z przedziwnym, rozstrzelonym formatowaniem i wreszcie mnogością wielokropków; wszystko to sprawiło, że po prostu uciekł mi sens tej historii. Pierwsza połowa to dla mnie kompletna abstrakcja, z drugiej przedziera nieco fabuły, choć mgliście.

Rozumiem, że jest to debiut, stąd nie ma co się zniechęcać. Zdecydowanie zachęcam, by swoje przyszłe opowiadania weryfikować pod kątem „czytelności” u przynajmniej jednego beta-czytacza. To, co dla autora jest oczywiste, dla czytelnika może być kompletną zagadką. Beta tekstu daje nieocenione, świeże spojrzenie na własne dzieło, w którym autorowi najtrudniej dostrzec własne niedoróbki.

Nie przepadam też, gdy ostatnie akapity oznajmiają, że wszystko, co przeczytałem, to był sen, czy inna mara. Czuję się wtedy, jakby ktoś dał mi w twarz, bo zajął mi czas, a wszystko, co się działo, okazało się nieistotne. xD

Dzięki za udział!

Gęste i sugestywne. Polityki i skatologii moim zdaniem za dużo, ale taki był chyba zamysł? Tak źle się u na s dzieje, że nawet diabłu to przeszkadza?

O ile dobrze zrozumiałem, bo jednak czyta się ten tekst dość mozolnie. Formatowanie też nie pomaga, jak i dość dowolne stosowanie interpunkcji. Na pewno nie jest to opowiadanie do czytania przy porannym rogaliku z dżemem.

Słowa piosenki wyraźne, ale widocznie tak miało być z założenia.

 

I obowiązkowe czepialstwo:

– „Nie ważne jak” – nieważne;

– „Z resztą…” – zresztą;

– „Zaraz ci pokaże gniew” – pokażę;

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

"fałszywe zegary wciąż wrabiają czas" 

 

Nawet, gdy potrafię zlokalizować źródła tykań… na którym powinienem skupić uwagę? 

 

Tyk… Tyk…  

 

Postać z lustra sugeruje… kilka miesięcy, być może lat? 

 

Tyk…

 

Drobinki piasku znajdujące się pod powiekami… wyzbierane spomiędzy wymówek. Dzisiaj – nierzeczywiste niczym "Sen", a jednak wsypane do mentalnej klepsydry wyraźnie ukazują ilość brakujących ziaren. Piętnaście, góra dwadzieścia minut.

 

Tyk… Tyk… Tyk… 

 

Któremu zawierzyć skoro tuż obok klepsydry, zaraz za lustrem, stoi kolejny wysłannik Czasu? Jego tykanie przeplata się ze wspomnieniami minionych dekad. Problem w tym, że wszystkie wydarzenia, o których mowa, miały miejsce dopiero po opublikowaniu zeszłorocznego opowiadania.

 

T…

 

Na ratunek przychodzi portal, w tym przypadku pełniący funkcję Strażnika Rzeczywistości, który twierdzi jakoby zwłoka była zbyt długa. Niespełna siedem miesięcy… bez siedmiu dni – Brzmi logicznie, dlatego gotów jestem dać wiarę właśnie jemu. Wbrew wszystkiemu. 

 

Więc…

 

Witam. Cześć. Noc dobra.

 

Nic nie wnoszący bełkot będący przeprosinami ukrytymi pod płaszczem usprawiedliwień, a jednocześnie nekromancją, która miałaby ożywić umarłe komentarze. 

 

Czyż to nie absurd? 

 

* * *

 

Za przyzwoleniem : )

 

regulatorzy

Jest godzina dwudziesta druga… trzynaście. → Czemu tu służy wielokropek?  

 

"Oczyma wyobraźni słyszałem" Pana Bogusława W – najprawdopodobniej zerknął na zegarek, by się upewnić – szczegół celowo pominięty, gdyż całe "opowiadanie" ze szczególnym naciskiem na wstęp, należy odczytywać w sposób… powiedziałbym teatralny :) choćby w myślach – o czym również nie było wzmianki. Ciekawiło mnie czy znajdzie się człowiek/byt, który litery zamieni na magiczne runy – tym samym dostrzegając zamiary autora :)

 

Niestety tekst, został potraktowany rzeczowo. Analizowany w ten sposób nie miał najmniejszych szans na to, by spełnić swoją rolę.

 

Betowania nie neguję, wręcz przeciwnie. Natomiast, jako że wpuściliście mnie pod swój portalowy dach, nie wypadało już na wstępie korzystać z iluzji oraz pozorów. (MrBrightside – spróbuję skorzystać, aczkolwiek nie wiem czy znajdzie się ktoś na tyle odważny i szalony, by się tego podjąć

 

"Mam nadzieję, Równowago Cienia, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się ciekawe, bardziej zrozumiałe i zdecydowanie lepiej napisane."

 

Z pokorą akceptuję moją porażkę… w zakresie zaciekawienia tekstem. Za pozostałe zarzuty szczerze przepraszam.

 

zapożyczył od osłów cechę, którą lubieżnie przywłaszczył… → Na czym polega lubieżność przywłaszczenia jakiejś cechy?

Proponuję…zapożyczył od osłów cechę, którą ochoczo przywłaszczył

Za SJP PWN: lubieżny «rozpustny, sprośny; też: będący przejawem takich uczuć»

 

Litery są dla mnie tym czym pędzle dla artysty, podobnie jak malarz staram się uchwycić "to coś". Póki co nieudolnie, jednak mój wewnętrzny kompas jasno wskazuje kierunek. Dokąd dojdę? Nie wiem. Cieszę się, że koniec końców zdecydowałem wyruszyć… Stoję więc tuż za progiem codzienności i zbieram… w sobie, by rozpocząć podróż w nieznane. 

 

Wracając do tematu: "lubieżnie" – przy użyciu jednego wyrazu próbowałem namalować postać zachowującą się… no właśnie. Nieprzyzwoicie? Jego czyny, rozciągnięte w czasie, dla narratora są niestosowne.

Problem polega na tym, że niemal w stu procentach ufam potencjalnym czytelnikom. Wierzę, że zlepek liter potraktują jak zawieszony na ścianie obraz, renowacji którego… podejmą się naocznie.

 

(Podobno człowiek walczy z przeciwnościami losu. Ja póki co nie potrafię zdjąć łańcuchów wykonanych z mizernego warsztatu… przez co tkwię zamknięty w lochu wybudowanym przeze mnie samego.)

 

"Płuca uwolniły od męki… → Co uwolniły płuca?" 

 

Wielokropek bardzo często traktuję jako przestrzeń pozostawioną czytelnikowi, by nie sugerować interpretacji. Przy użyciu słów staram się stworzyć wyłącznie szkic, którego pokolorowanie pozostawiam odbiorcy. Tak teraz myślę, że podświadomie usiłuję wejść z nim (czytelnikiem) w interakcję. "Portal mi świadkiem", że kiedyś tego dokonam :) 

 

"Przypominały salwę z karabinu. → Z jednego karabinu nie można oddać salwy, potrzeba do tego kilku karabinów."

 

Mógłbym napisać, że przecież to absurd lecz byłoby to kłamstwem. Zwykłe niedopatrzenie . Gratuluję czujnego oka :)

 

"Mam nadzieję, Równowago Cienia, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się ciekawe, bardziej zrozumiałe i zdecydowanie lepiej napisane." 

 

Z pokorą akceptuję moją porażkę… w zakresie "ciekawości" tekstu. Za pozostałe zarzuty szczerze przepraszam.

 

Mr Brightside

 "Nie przepadam też, gdy ostatnie akapity oznajmiają, że wszystko, co przeczytałem, to był sen, czy inna mara. Czuję się wtedy, jakby ktoś dał mi w twarz, bo zajął mi czas, a wszystko, co się działo, okazało się nieistotne. xD"

"wszystko jest bez sensu lecz nic bez znaczenia"

 

W twarz powiadasz?

Tekst został już oszczany, tedy i zniewaga pomszczona :)

 

Pozwól, że rozwinę myśl, która swędzi… po wewnętrznej stronie głowy. Nijak nie idzie cholerstwa podrapać (:

 

Twierdzisz, że cała historia jest nieistotna tylko dlatego, że okazuje się snem.

Dooobra.

Co w przypadku refleksji pochodzących właśnie stamtąd? Z krainy snów. Czy doświadczenie tam zdobyte jest równie nierzeczywiste jak sam sen? Nieistotne?

Gdy błądzimy po astralnych bezdrożach owszem, nie możemy przynieść materialnych rzeczy, jednak wspomnienia w naszych głowach pozostają – choćby umykały wraz z aromatem stygnącej kawy. Reasumując. Szanuję Twoje zdanie, acz nie do końca rozumiem podejście :)

 

Staruch

"Tak źle się u na s dzieje, że nawet diabłu to przeszkadza?"

 

Zaiste… iście interesujące, pomimo iż mgliście. Bez szczypty ironii – naprawdę ciekawi mnie taka interpretacja :) Dlaczego diabeł? Skąd takie skojarzenie?

 

"Gęste i sugestywne. Polityki i skatologii moim zdaniem za dużo, ale taki był chyba zamysł?" 

 

Tekst jest personifikacją moich myśli dotyczących działania systemu. Pomimo rodzimych sugestii historia dotyczy globalnego chaosu na "najwyższych szczeblach" – bez personalnych ataków. Zresztą bohaterowie zostali wymyśleni na potrzeby "zmyślonej historii, która na domiar… jest snem" :)

 

MrBrightside

"Niestety nie zrozumiałem, co autor miał na myśli, tworząc to opowiadanie. :c"

 

Napisałem z perspektywy organizmu z rodziny peselowatej – jako że absurdu zazwyczaj zrozumieć nie można, moim zamiarem było umieszczenie w tekście "bajzlu" imitującego… moje postrzeganie "strefy opisywanej" 

 

Staruch

"Słowa piosenki wyraźne, ale widocznie tak miało być z założenia" 

 

Mógłbyś powiedzieć coś więcej? Chciałbym wyciągnąć jak najwięcej wniosków. Wiem, że sporo mogę nauczyć się od Was – zrozumiem jeśli nie jestem jeszcze wart… kilku Twoich ziaren lub temat jako całość uległ przedawnieniu.

 

Pamiętam, że…

np. Krzyk ludzi dotyczył mentalnego bólu wywołanego w absurdalny sposób – u bohaterów oczywiście – Ot miażdżył ich… smród :)

 

Alicella 

 

W ramach podziękowań za poświęcony czas zaproponowałbym rogalik z dżemem. Niestety obawiam się, że póki co nie będę w stanie takowego upiec. Nie mniej w przyszłości postaram się coś upichcić :) 

 

Anet

Jaki paragraf jest za uprowadzenie? Nie powiem… chwilowy stresik był :) Dzięki za odwiedziny i podkręcenie motywacji. Postaram się, by następny tekst może nie tyle porwał co zabrał na literacką przechadzkę.

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

Myślę, że to idealne miejsce dla kilku słów, które skleiłem ostatnio na potrzebę chwili, ot rymowane rozterki 'leniwego człeka' :)

nikt tu nie zagląda, a z głowy wyrzucić należy :))

 

Morze chaosu

Niebezpieczne

Opętane

Fale prawdziwe

Ułuda losu

Lenistwem / Głupotą

Czym napędzane?

Sztormy istniały

 

Istnieją i będą

 

Marzenia przetrwały

Jak Księżyc i Słońce

Choć wielkie, ja mały

Ambicje gasnące

 

Istnieją. Czy będą?

 

Horyzont widoczny

Mentalność mam jedną?

Cień mój… tak mroczny

Łzy nie ciemnieją

Odpuścić? Próbować?

Płynę z nadzieją

Nie czas panikować

A nuż zrozumieją

 

 

 

"Naucz się zasad jak profesjonalista, by móc je potem łamać jak artysta" - Pablo P.

Nowa Fantastyka