- Opowiadanie: GOCHAW - Spotkanie z Mistrzem

Spotkanie z Mistrzem

Witam po przerwie. Popełniłam opowiadanie, a właściwie luźną wariację,  która mam nadzieję się spodoba.

 

Pierwotnie podzieliłam je na części,  jednak dzięki radom innych autorów scaliłam i dopisałam zakończenie:)

 

Będę wdzięczna za komentarz i rady:)

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Spotkanie z Mistrzem

To była jedna z wielu bezsennych nocy. Przysiadła do biurka i włączyła laptop. Kliknęła w ulubiony folder, otworzyła e-książkę i pogrążyła się w lekturze. Od dawna była zainteresowana nie tylko jego twórczością, ale i osobą. Dzieliło ich zaledwie jedno piętro, a zdawało się przepaścią nie do pokonania. Często przypadkowo mijali się na klatce schodowej, kłaniając się sobie po sąsiedzku. On jednak, ani przez moment nie zatrzymał dłużej na niej wzroku. Jej brakowało odwagi, by go po prostu zaczepić. Czas mijał, a jej uczucie stawało się coraz większe.

 

***

 

Za panem pójdę choćby do piekła. Przypięta agrafką do klapy w marynarce. Pańska poezja, która płynie niebanalną metaforą, onieśmiela. Każdy rytm i akcent ma znaczenie. Czytając zaś prozę, przenoszę się w pański świat całkiem płynnie. Chociaż muzą nigdy nie zostanę, to w wyobraźni tańczę dla pana, dotykając lekko pointami powierzchni pachnącej kalafonią. Mogę być i efemeryczną istotą, byle na chwilę pana zatrzymać.

Tak więc przenieśmy się do niewielkiej sali, ściana na wprost jest lustrzana. Po prawej stronie pianista gimnastykuje palce, lekko muskając klawisze fortepianu. Powoli dźwięki splatają się w melodię, szopenowską wariację. Wiem, wolałby pan zapewne Bacha, ale Szopena trzeba grać przede wszystkim z sensem, a nie dla osiągnięcia efektu. Chcę skupić na sobie pańską uwagę. Zaczynam delikatnie od środka sali serię piruetów, z wysokim podskokiem, a potem arabeska z delikatnym przedłużeniem dłoni mgiełką, ręce stają się skrzydłami. Podbieram od dołu do góry powietrze. Tiulowa sukienka co rusz unosi się, to upada. Później "passe" i "releve", kilka "rond de jambe par terre". Pan dogania mnie rozmarzonym wzrokiem, lecz nastał czas na "reverence".

Po chwili wychodzimy pod rękę, długi korytarz, miarowy odgłos kroków. Przecinam ciszę.

– Czy znajdzie pan dla mnie chwilę? – zawstydzona pytam.

– Niestety, mam inne plany…

 

*

Dzwonek do drzwi, fantazja uleciała. Niezadowolona otwiera z miną przestępcy. Natychmiast ugięły się pod nią kolana, na widok Mistrza.

 

– Mogłaby pani delikatniej skakać? Myśli zebrać nie można, a co dopiero pisać. – Spojrzał podejrzliwie. – Mieszkać pod panią, to prawdziwa katorga!

 

  ***

Obudziła się rozanielona. Godzina szósta czterdzieści dwie, a ona w szlafroku podziwia jesienną przyrodę. Drzewa przefarbowane na rudo i burgund z domieszką żółtego. Wokół kojący świergot ptaków, co prawda niebo jeszcze zaciągnięte leniwymi chmurami, ale zapowiada się słoneczny dzień. Dzisiaj jej urodziny. Następny rok udało się jakoś egzystować na granicy umiarkowanego racjonalizmu z niewielką domieszką szaleństwa.

Poranna toaleta nie zajmuje jej zbyt wiele czasu, bo póki co, nie musi jeszcze tworzyć sobie kosmetykami twarzy, korzysta z własnej. I hop – do pracy. Dzień mija szybko i przyjemnie, wspólny prezent od współpracowników, zapewne trzydziesty pamiętnik i bukiet żonkili.

Wszystko byłoby idealne, gdyby nie jej pomysł. Oczywiście, w głowie miała tylko jeden plan – zbliżyć się do Mistrza.

Wróciła do domu, wzięła szybki prysznic. Włożyła ołówkową sukienkę (szaleńczo obcisłą) w kolorze krwistej czerwieni, z odkrytymi ramionami. Upięła luźny kok z artystycznie opadającymi kosmykami. Wyjęła z kartonu swoje najcenniejsze szpilki, srebrne na wysokim obcasie. Spojrzała w lustro. “Genialnie!” – pomyślała.

Ze stołu w kuchni wzięła wyłożony wcześniej na paterę, zakupiony u Puchacza tort bezowy z truskawkami i wanilią. No i czas na realizację planu. „Cholera, trochę ciasna ta sukienka, zwłaszcza w okolicach kolan, mam chód jak Japonka”. – pomyślała. Schodzi piętro niżej, serce wyrywa się jej z klatki, jak go zobaczy, to pewnie od razu wskoczy do tortu. Wzięła dwa głębokie oddechy i wcisnęła dzwonek. Otworzył zaskoczony jej widokiem.

– Dobry wieczór, chciałam pana przeprosić za zakłócanie miru domowego – wyjąkała i oblał ją ogromny rumieniec.

– Witam, właśnie pisałem… – odpowiedział zdziwiony widokiem wysztafirowanej sąsiadki. – Proszę wejść. – Zamaszystym ruchem zaprosił ją do środka.

W tym momencie pod jej nogi zaplątał się kot właściciela. Upadła z całym impetem na dywan, razem z tortem…

– Behemot! Nic ci nie jest?! – Zatroskany podskoczył do kota. – Panią chyba z samego piekła mi zesłano! – wykrzyczał.

– Przepraszam! – wydukała.

Kompromitacja, którą sobie zafundowała, była nie do zniesienia. Miała obite kolana, sukienkę w truskawkach, umorusaną kremem twarz. To był najlepszy moment, by zapadła się pod ziemię. Z całych sił starała się nie wybuchnąć płaczem. Kiedy sprzątała co większe kawałki, Mistrz, wkurzony do granic, pomagał, by móc jak najszybciej ją pożegnać…

– Tylko się przebiorę i obiecuję, że wszystko przywrócę do stanu pierwotnego – zaproponowała.

– Proszę się nie kłopotać, poradzę sobie! – powiedział zdecydowanym tonem i z ulgą zamknął za nią drzwi.

 

***

Wróciła do mieszkania fizycznie i psychicznie obolała. Miała być zwiewna i uwodzicielska, a jak zwykle wszystko schrzaniła. „Piekielny kot. Już ja go załatwię” – pomyślała. Przeszukała internet, natrafiła na polecaną przez wielu kupujących maść. Zapisała na małej karteczce nazwę specyfiku. Po chwili emocje puściły i rozpłakała się jak dzieciak.

Przez następny tydzień chodziła wyłącznie w spodniach, bo jej kolana były otarte i posiniaczone. Wychodziła do pracy pół godziny wcześniej, by tylko nie spotkać w przelocie Mistrza, wracała wieczorem. Pałętała się załamana po ciemnych uliczkach. Postanowiła już nigdy więcej nie zawracać mu głowy, i tak już się jej boi i zapewne ma ją za wariatkę.

Jej koleżanka z pracy wykupiła jakiś czas temu okazyjnie wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie, na którą miała lecieć z mężem. Ten jednak niefortunnie wszedł na krawężnik i złamał nogę. Jako że Łucja była już nastawiona na zmianę otoczenia, uprosiła ją, by została jej towarzyszką. Zgodziła się niechętnie, bo to spory koszt, ale z drugiej strony – pomyślała – “mam tydzień swobody i przede wszystkim bez przypadkowych spotkań – broń Boże – z Mistrzem”.

Spakowała bez entuzjazmu walizkę, wrzuciła kilka niezbędnych rzeczy i hajda na lotnisko. Ledwo zdążyły na odprawę. Niestety nie miały miejscówek blisko siebie. Usiadła zdecydowanie na trzydziestym drugim miejscu.

– Czy pani mnie śledzi? – usłyszała znajomy głos. Przeszły ją ciarki. Odwróciła zdumiona głowę w bok, i ujrzała nikogo innego, jak tylko Mistrza. Dostała natychmiast czkawki.

– Skąd. To przypadek. A może przeznaczenie? – nadal czkając rzuciła przez zęby.

– Zaczynam bać się o nasze lądowanie!!! – stwierdził przerażony.

 

Przy nodze Mistrza stała klatka z Behemotem, który siedział wpatrzony w Małgorzatę błyszczącymi ślepiami. Nie polubiła go, chociaż z zasady uwielbiała zwierzęta. Ten miał w sobie coś piekielnego, przejmujące spojrzenie, zupełnie jakby ludzkie.

 

***

 

Czuła się coraz bardziej skrępowana czkawką. Mistrz spoglądał na nią zniesmaczony. Poprosiła piękną stewardessę o dwa drinki naraz. Ta uśmiechnęła się do niej, współczując groteskowej sytuacji. Wypiła szybko jeden po drugim na rozluźnienie, ale uciążliwa czkawka nie ustąpiła.

– Droga pani, skoro już pani siedzi obok, to proszę o chwilę ciszy, nie mogę się skupić na tekście – dociął rozwścieczony.

– Prze… ep… praszam – wybełkotała oblana najpotężniejszą falą wstydu. W tym czasie kocur zamiauczał zwycięsko.

„Już niedługo!” – obiecała sobie w myślach.

Postanowiła pójść do toalety i wypić tyle wody, aż do skutku, by pozbyć się czkawki. Potem napisze liścik do Łucji, by zamieniła się z nią miejscami. Wstając z gracją, wyprostowała plecy i jakby w zwolnionym tempie, uwodzicielskim krokiem, który przerywało czkanie, otworzyła drzwi do toalety. Odetchnęła, bo obawiała się potknięcia.

Spojrzała z politowaniem w lustro, w tej samej chwili zdarzyło się coś niewytłumaczalnego. Poczuła przedziwny ścisk gardła, silny skurcz wstrząsał jej ciałem, uderzyła plecami o drzwi, powodując potężny hałas.

Podświadomie wiedziała, że to sprawka kota. Właśnie w tej chwili przekonała się, jak ogromna jest toaleta, a umywalka nieosiągalna. Przerażona spojrzała na swoją dłoń, która właściwie była łapką rudej myszki. Ubranie i buty zniknęły. Wpadła w totalną panikę. „Jak mnie znajdą, to zabiją. Co robić?''. Czas mijał, a ona nie odzyskiwała dawnej postaci. Po dwóch kwadransach ktoś zaczął dobijać się do toalety. W końcu po wielu pytaniach zatroskanego personelu, na które rzecz jasna nie mogła “zapiszczeć”, awaryjnie otworzono drzwi. Wybiegła co sił w stronę końca pokładu, wzbudzając powszechną panikę.

W głośnikach rozległ się głos.

– Drodzy państwo, nazywam się Radosław Nielot i jestem kapitanem lotu, i z przykrością informuję, że z powodu myszy na pokładzie, musimy awaryjnie wylądować na najbliższym lotnisku. Za utrudnienia przepraszamy. 

Nie minęło pięć minut, na pokładzie panował gwar i przerażenie, pilot niskim tonem, ponownie podał kolejną wiadomość.

– Prosimy panią Małgorzatę Angel o natychmiastowe zgłoszenie się. Powtarzam, proszę pasażera miejsca trzydzieści dwa o natychmiastowe zajęcie fotela!

– Wiedziałem, że to wariatka, ale nie sądziłem, że aż taka… – wybełkotał pod nosem poirytowany Mistrz.

***

Jakimś cudem udało się jej przecisnąć przez plastikową rynnę ochraniającą kable. Przebierała łapkami bardzo sprawnie, byle do przodu. Wystraszona, wygryzła mały otwór i wcisnęła się przez szparę niedomkniętych drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Okazało się, że to toaleta personelu. Pomyślała o zamieszaniu, jakie wywoła brak odnalezienia jej osoby. Behemot przejął jej myśli telepatycznie. W tej chwili poczuła znajomy ból i wróciła do ludzkiej postaci. Było tylko jedno ale – stała naga. Uchyliła lekko drzwi i zaczęła nawoływać:

– Czy ktoś mnie słyszy? Hallo? To ja, poszukiwana Małgorzata!!

Po kilku minutach do drzwi podeszła jedna ze stewardess. Odetchnęła z ulgą i natychmiast zgłosiła pilotowi odnalezienie pasażerki. Zdziwiona nagością kobiety i ubrań, które w sposób niewytłumaczalny zniknęły, użyczyła jej zapasowej garsonki służbowej oraz sportowych butów. Pomogła również doprowadzić fryzurę Małgorzaty do względnego ładu.

– Proponuję pani, na miejscu skorzystać z porady psychiatry, naprawdę nie trzeba się tego wstydzić – doradziła dziewczyna.

– Dziękuję bardzo, tak też zrobię. 

Odprowadzono ją na miejsce jak więźnia.Mistrz był blady ze złości.

– Czy zdaje sobie pani sprawę, jakiego zamieszania narobiła swoim zniknięciem? – wycedził, odsuwając się asekuracyjnie od jej fotela – i dlaczego przebrała się pani za stewardessę?

– Miałam mały wypadek w toalecie, po prostu zapomniałam podnieść klapę, a siusiałam… więc… – wymyśliła w miarę szybko logiczne usprawiedliwienie.

Chciała powiedzieć, że to ona była myszką i już nie ma potrzeby lądować, ale ugryzła się w język.

– Czy mogę pogłaskać pańskiego kota? – zapytała zestresowana.

Mistrz spojrzał na nią spod okularów i niechętnie kiwnął głową. Włożyła rękę do klatki, wiedząc, że kot będzie spokojny i natychmiast wtarła maść zakupioną uprzednio przez internet w kark rozwścieczonego kota. Maść nabyła u starej czarownicy Helly, zatem specyfik zadziałał skutecznie. Każde zwierzę, zazdrosne o swojego właściciela, stawało się łagodne i uległe, co więcej dzieliło miłość proporcjonalnie między zdobywcę maści, a dotychczasowego pana.

 

Koniec

Komentarze

Liczę, że to był jakiś eliksir miłości, bo nie zabijamy kotków w opowiadaniach! ^.^

Tak sobie myślę, że włożenie ręki do klatki wrogo nastawionego kota wymaga sporo odwagi :D Chyba że w ręku jest jakiś wybitnie smakowity kąsek, a zwierzątko ma dość czasu na przejście z trybu ostrzegawczego fukania do trybu hipnotyzowania kąska wzrokiem…

W sumie to był Behemot, Mistrz zezwolił, a głaskała kobieta, więc może dlatego się udało? Nie no, na pewno nic mu nie było, żaden specyfik z ynterneta nie pokona TAKIEGO kota. Łyczek benzyny z prymusa i będzie jak nowy. 

Mistrz siedział na fotelu nr 33? Hmmm… Wiek ukrzyżowania? Liczba mistrzowska? Anielska trójka?

si­lver_ad­vent,

rzecz jasna, że kotkowidevil nic się nie stało, to była tylko maść na porost sierści.

 

Wszystkie zwierzęta uwielbiam. Sama mam dwa kocury, a wcześniej 11 lat psa.

 

Tak, Mistrz miał ten nr:)

 

 

pozdrawiam, dziękuję za czytanie oraz komentarz:))

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Witaj raz jeszcze.

 

Przykro mi się zrobiło, bo widziałam gwiazdkę powiadamiającą, zatem prawdopodobnie wczoraj mi odpowiedziałaś na komentarz, lecz całe opowiadanie usunęłaś. 

 

Jak wspomniałam wczoraj, super pomysł, liczę na nie skrzywdzenie kotka i trzymam kciuki za ciąg dalszy.

 

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

bruce, heart

 

dziękuję Ci bardzo i za wczorajszą wizytę, i komentarz, i dzisiejszą równieżangel:))

Jedynie Twój komentarz dotyczył tekstu.

 

Już wyjaśniam, z racji tego, że otrzymałam kilka komentarzy z propozycją scalenia opowiadania (pierwotnie podzieliłam je na 4 części) i wrzucenia go raz jeszcze, tak też uczyniłam. Myślę, że tamte komentarze, mogłyby być mylące:)))

 

Muszę chwilę odetchnąć, wymyślić nowego, do tej wariacji nie wiem, czy wrócę… :))

 

Cieszę się bardzo, że Ci się spodobało, to wiele dla mnie znaczy.

 

 

pozdrawiam ciepło – Goch.

 

 

 

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Rozumiem, powodzenia zatem, pozdrawiam. :))

Pecunia non olet

Cześć! :-)

 

Przyznam, że początek nie za bardzo mi podszedł. Rozumiem zamiar uderzenia we wznioślejsze tony, ale styl trochę nie nadążył. Zgrzytał mi szyk i zdania złożone, które bym podzielił, np.:

Podbieram od dołu do góry powietrze. Tiulowa sukienka co rusz unosi się, to upada.

 

Zapis dialogów jest błędny.

– Mogłaby pani delikatniej skakać? Myśli zebrać nie można, a co dopiero pisać.Spojrzał podejrzliwie.Mieszkać pod panią(-,) to prawdziwa katorga!

– Witam, właśnie pisałem… – odpowiedział zdziwiony widokiem wysztafirowanej sąsiadki. – Proszę wejść.Zamaszystym ruchem zaprosił ją do środka.

– Behemot! Nic ci nie jest?! – Zatroskany podskoczył do kota.Panią chyba z samego piekła mi zesłano! – wykrzyczał.

– Proszę się nie kłopotać, poradzę sobie! – Zdecydowanym tonem i wbitym w nią wzrokiem, z ulgą zamknął drzwi.

Czy na pewno zamknął drzwi tonem i wzrokiem? ;-)

 

Jest tego więcej. Tu jest poradnik dialogowy.

 

Jest nakręcona jak ruski budzik i szczęśliwa jak gwizdek.

Nie rozumiem tego porównania. ;-)

 

Ubrała ołówkową sukienkę (szaleńczo obcisłą) w kolorze krwistej czerwieni, z odkrytymi ramionami.

Włożyła ołówkową sukienkę…

 

– Dobry wieczór, chciałam pana przekupić za zakłócanie miru domowego – wyjąkała i oblał ją ogromny rumieniec.

Literówka.

 

Przecinki też trochę poszalały.

Czytając zaś prozę(+,) przenoszę się w pański świat całkiem płynnie.

Po chwili(-,) wychodzimy pod rękę, długi korytarz, miarowy odgłos kroków.

Kompromitacja(+,) jaką którą sobie zafundowała, była nie do zniesienia.

Kiedy sprzątała (-,) co większe kawałki, Mistrz(+,) wkurzony do granic, pomagał jej, by zyskać na czasie, aby jak najszybciej zniknęła z jego lokalu.

Nie brzmi to najlepiej.

 

Ta uśmiechnęła się do niej(+,) współczując groteskowej sytuacji.

Właśnie w tej chwili przekonała się(+,) jak ogromna jest toaleta, a umywalka nieosiągalna.

Uchyliła lekko drzwi i zaczęła nawoływać_:

Zbędna spacja.

 

Mistrz(-,) spojrzał na nią spod okularów i niechętnie kiwnął głową.

 

Wzięła dwa głębokie oddechy i wciska dzwonek.

Wzięła dwa głębokie oddechy i wcisnęła dzwonek.

 

Przeszukuje internet – pomocnik do pozbycia się rywala.

Przeszukała Internet… W kilku miejscach czas się rozjeżdża.

 

W tym akapicie jest sporo podobnych zdań i mamy trochę mało atrakcyjną sekwencję: wróciła, miała, pomyślała, przeszukała, zapisała, rozpłakała.

 

– Prze…czka…pra…czkam – wybełkotała oblana najpotężniejszą falą wstydu. W tym czasie kocur zamiauczał zwycięsko.

Wydaje mi się, że odgłos czkania brzmi nieco inaczej. ;-)  

 

Postanowiła pójść do toalety i wypić dwa metry sześcienne wody, aż do skutku, choćby eksplodował jej brzuch.

Nie chcę się czepiać ponad potrzebę, ale trochę to przekombinowane. ;-)

 

Jeżeli chodzi o całość, to niestety nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Jednak zamiast zwykłego marudzenia spróbuję zadać kilka pytań. Jaką mocą dysponował kot? Co spowodowało, że Małgorzata wróciła do ludzkiej postaci? Jak specyfik miał zadziałać na kota? No i historia jest niestety urwana. Pomysł na wariację miałaś ciekawy, ale można by to jeszcze trochę doszlifować. ;-)

 

Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Fi­li­pWijsmiley,

 

bardzo, bardzo serdecznie dziękuję za wskazanie błędów. Wszystko szybko poprawiłam.

 

Taki wstęp wydał mi się bardzo romantyczny, a jak widać mój styl pisania jest chaotyczny, ale ciągle wracam do nauki… a ona przede mną ucieka:)) 

Wydaje mi się, że już nawet o ociupinkę lepiej napisałam, niż poprzednio:)

 

Co do : 

Jest na­krę­co­na jak ruski bu­dzik i szczę­śli­wa jak gwiz­dek.

Nie ro­zu­miem tego po­rów­na­nia. ;-)

 

to taki mój slangowy opis sporej dawki energii :)) Jeśli mocno zgrzyta – zmienię na bardziej “ludzkie” określenie.

 

Odpowiedzi na pytania:

1)Kot to prawdziwy diabełek. Jest czarny, tłusty i czasami pije z Mistrzem mleko :)) Kot ma wszystkie moce nieczyste, ale przed wszystkimi je ukrywa, tylko Małgorzata je przeczuwa:) 

2)Małgorzata wróciła do swojej postaci, bo kot zrozumiał, że narobi sporo kłopotu – zaginięcie pasażerki bez śladu:) Nie chciało mu się zamieszania z Policją:)

3)Na kota miała zadziałać specjalna maść pojednania, by wyzbył się diabelskiej natury, stał się normalnym, milutkim kocurkiem, który będzie za kwadrans, tylko i wyłącznie kochał Małgorzatę i Mistrza. 

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję za czas i pomoc.

 

Pozdrawiam ciepło – Goch.  

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

devil dzisiaj moje urodziny, myślałam, że uda mi się wskoczyć wyżej, także o level prozy, no, ale o ile ze zbieraniem lat nie ma problemu, to z doskonaleniem techniki – problem bywa spory:))

 

 

cieszę się mimo wszystko, że wróciłam i piszę;) 

 

 

Goch.

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć!

 

Śmieszne i straszne. Zakochany liść na wietrze zabiega o względy mistrza, który niezbyt ma na te względy ochotę. Motywy z tortem jaki i samolotem iście kabaretowe, motyw z myszą fantastyczny, ale mocno szczątkowy i bez większego wpływu na fabułę. Straszne (tragiczne) natomiast jest nastawienie Małgorzaty, bo na zabój zauroczyła się w wyobrażeniu drugiej osoby.

Niewiele fantastyki, a wydarzenia przedstawione zwięźle, bez większych emocji czy napięcia. Niewiele dowiedziałem się o motywacji bohaterki, nie czułem jej strachu, jej gniewu, nie wybrzmiało to zbyt mocno. O samych bohaterach też wiemy niewiele: jest Mistrz, jest Małgorzata, kicia, ale nie natrafiłem na nic, co jakoś mocno by mnie z tymi postaciami związało czy uwrażliwiło na ich losy.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

kra­r85,

 

masz rację. Czy w gruncie rzeczy zakochanie się, bez wzajemności nie jest straszne? Czy strach przed nieuniknionym, nie pcha w stronę szaleństwa?

 

Uwielbiam wrażliwość i poprawność techniczną autorów tego portalu, stąd też kreśląc może i infantylnie postaci bohaterów, chciałabym, by w nie wejść i sporo sobie dopowiadać. 

 

Pisząc ten tekst, chciałam także rozbawić czytelnika :))

 

Dziękuję bardzo za komentarz i czas na czytanie oraz szczery komentarz:)))

 

 

pozdrawiam ciepło – Goch.

 

 

Wizytą jestem zaszczycona.

 

 

 

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Przede wszystkim wszystkiego najlepszego! :-) Dużo zdrówka i wytrwałości w realizowaniu pasji. :-)

 

Cieszę się, że mogłem pomóc. Co do uzupełnienia, to można by spróbować pokazać, jak zareagował kot, bo wyszło ciut sprawozdawczo. Na spokojnie się zastanów. ;-) Natomiast pisząc o urwanej historii, miałem na myśli relację Małgorzata-Mistrz. Kot był tylko jedną z przeszkód, natomiast historia dotyczyła fascynacji bohaterki (czy też obsesji) Mistrzem.

 

Pozdrawiam i jeszcze raz najlepszego! :-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

,

 

dziękuję z całego serca za życzenia.

 

To prawda, Małgorzata nie czuje się przy Mistrzu swobodnie, raz z powodu odczuwanej fascynacji, a dwa z powodu własnej nieudolności. Rozumnie swoje skazanie na niepowodzenie. Niemniej próbowała, z marnym skutkiem, ale odważyła się “latać na miotle”.

 

Jak to mówią: “diabeł tkwi w szczegółach” – a do tego nigdy nie miałam głowy.

 

Mam taki styl wypowiedzi, może kaleki, ale własny:))

 

Przemyślę, postaram się luki uzupełnić:)

 

Tymczasem pozdrawiam devil – i bardzo za wszystko dziękuję.

 

 

Goch.

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Nie przepadam za opowieściami o źle ulokowanych uczuciach, nawet jeśli są podane w żartobliwej formie, więc Spotkanie z Mistrzem niespecjalnie przypadło mi do gustu.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Na­stęp­ny rok udało się jakoś eg­zy­sto­wać… → Można egzystować w określonym czasie, ale nie można egzystować czasu.

 

– Ge­nial­nie! – po­my­śla­ła. → Nie zaczynamy myślenia od półpauzy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli bohaterów.

 

mam chód jak Ja­pon­ka.” → …mam chód jak Ja­pon­ka”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

– Dobry wie­czór, chcia­łam pana prze­ku­pić za za­kłó­ca­nie miru do­mo­we­go… → Czy tu aby nie miało być: – Dobry wie­czór, chcia­łam pana przeprosić za za­kłó­ca­nie miru do­mo­we­go

 

– Witam, wła­śnie pi­sa­łem… – od­po­wie­dział zdzi­wio­ny wi­do­kiem wy­szta­fi­ro­wa­nej są­siad­ki → Brak kropki po didaskaliach.

 

Mistrz, wku­rzo­ny do gra­nic, po­ma­gał jej, by zy­skać na cza­sie i jak naj­szyb­ciej po­że­gnać…Zyskać na czasie to zwrot, którego używamy gdy mówimy o celowym przedłużaniu określonej sytuacji.

Proponuję: Mistrz, wku­rzo­ny do gra­nic, po­ma­gał, by móc jak naj­szyb­ciej ją po­że­gnać

 

– Pro­szę się nie kło­po­tać, po­ra­dzę sobie! – Po­wie­dział zde­cy­do­wa­nym tonem→ – Pro­szę się nie kło­po­tać, po­ra­dzę sobie! – po­wie­dział zde­cy­do­wa­nym tonem

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Ten jed­nak nie­for­tun­nie sta­nął na kra­węż­nik i zła­mał nogę. → Raczej: Ten jed­nak nie­for­tun­nie wszedł na kra­węż­nik i zła­mał nogę.

 

Usia­dła zde­cy­do­wa­nie na trzy­dzie­ste dru­gie miej­sce. → Usia­dła zde­cy­do­wa­nie na trzy­dzie­stym dru­gim miej­scu.

 

– Za­czy­nam bać się o nasze lą­do­wa­nie!!! – prze­ra­żo­ny stwier­dził. → – Za­czy­nam bać się o nasze lą­do­wa­nie!!! – stwierdził prze­ra­żo­ny.

 

Przy jego nodze stała klat­ka z Be­he­mo­tem, który sie­dział wpa­trzo­ny w nią błysz­czą­cy­mi śle­pia­mi. → Dlaczego Behemot wpatrywał się w klatkę?

 

nie mogę się sku­pić na tek­ście – roz­wście­czo­ny do­ciął. → …nie mogę się sku­pić na tek­ście – dociął roz­wście­czo­ny.

 

– Prze…pra…pra…szam – wy­beł­ko­ta­ła… → Ten zapis przypomina jąkanie, nie czkanie, w dodatku brakuje spacji po wielokropkach.

Proponuję: – Prze… ep …praszam – wy­beł­ko­ta­ła…

 

skurcz ciała wstrzą­sał nią o drzwi… → Skurcz może wstrząsnąć ciałem, ale nie może wstrząsnąć o drzwi.

 

Ubra­nia i buty znik­nę­ły.Ubra­nie i buty znik­nę­ły.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

wzbu­dza­jąc wszech­obec­ną pa­ni­kę. → …wzbu­dza­jąc powszechną pa­ni­kę.

 

– Dro­dzy pań­stwo, je­stem ka­pi­ta­nem lotu… → Czy kapitan nie powinien się przedstawić?

 

pilot ni­skim tonem, po­now­nie podał wia­do­mość. → Pilot nie ponowił wiadomości, tylko podał kolejną.

Proponuję: …pilot ni­skim tonem podał kolejną wia­do­mość.

 

Be­he­mot prze­jął jej myśli te­le­pa­tycz­ne. → Literówka.

 

na­tych­miast zgło­si­ła od­na­le­zie­nie się pa­sa­żer­ki – pi­lo­to­wi. → na­tych­miast zgło­si­ła pilotowi od­na­le­zie­nie pa­sa­żer­ki.

 

Zdzi­wio­na bra­kiem ubrań ko­bie­ty… → Zdzi­wio­na bra­kiem ubrania ko­bie­ty… Lub: Zdzi­wio­na nagością ko­bie­ty

 

a siu­sia­łam…więc… → Brak spacji po wielokropku.

 

Maść na­by­ła u sta­rej cza­row­ni­cy Helly, cha­rak­te­ry­zo­wa­ła się ona cał­ko­wi­tą sku­tecz­no­ścią. → Czy dobrze rozumiem, że czarownica Helly była całkowicie skuteczna?

 

mię­dzy zdo­byw­cę maści, a do­tych­cza­so­we­go Pana. → Dlaczego wielka litera?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

re­gu­la­to­rzy,

 

serdecznie dziękuję za wizytę, czytanie i przede wszystkim za pomoc w poprawie błędów.

 

Czasami lubię odskocznię od poważnych tematów i taki pomysł niestety wpadł mi do głowy.

Również wolę czytać o wzajemnej miłości. 

 

Dziękuję serdecznie za poradniki, mam komplet od kilku miesięcy, który otrzymałam od dobrej duszyczki, nawet się zobowiązałam go sumiennie przestudiować, ale życie – życiem, a czasu na wszystko za mało.

Napisałam to opowiadanie, by wrócić do pisania, chociaż obecnie popełniam wiele błędów, wierzę, że kiedyś uda mi się napisać dobry tekst.

 

 

Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz bardzo dziękuję za moc wskazówek i korektę.

 

Goch.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Bardzo proszę, GOCHOW. Niezmiernie mi miło, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

Mam nadzieję, że czas w pewnym momencie opamięta się, pozwoli, byś miała go więcej, a wtedy z większym oddaniem będziesz mogła poświęcić się pisaniu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

re­gu­la­to­rzy,

 

postaram się winkheart.

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Wierzę, że Ci się uda! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Odetchnęła z ulgą i natychmiast zgłosiła pilotowi odnalezienie pasażerki. Zdziwiona nagością kobiety, które w sposób niewytłumaczalny zniknęły,

“Nagość, które zniknęły”? Domyślam się, że wcześniej było tu coś o ubraniach, a wyleciało w trakcie poprawek.

Pomogła również doprowadzić fryzurę Małgorzaty, do względnego ładu.

Zbędny przecinek.

– Proponuję pani, na miejscu skorzystać z porady psychiatry, naprawdę nie trzeba się tego wstydzić. – Doradziła dziewczyna.

Zbędny przecinek, plus zdaje mi się, że kropka po “wstydzić” również zbędna, a wtedy “doradziła” małą literą.

– Dziękuję bardzo, tak też zrobię. – Podziękowała za troskę.

Wtórne i nie przekazuje żadnej nowej informacji – wycięłabym.

 

Właściwie to czytało się całkiem nieźle, niektóre opisy wyszły bardzo klimatyczne – szczególnie pod tym względem urzekła mnie scena z ćwiczeniami baletowymi. O ile jednak tekst budził moje zaintrygowanie, to końcówka pozostawiła bez satysfakcji. Nie bardzo rozumiem przyczynę zauroczenia Małgorzaty, bo obiekt jej uczuć jest co najmniej antypatyczny. Poza tym brakuje kontekstu, aby jakoś bardziej przejąć się perypetiami bohaterki – bo właściwie czemu powinnam jej kibicować? Tekstowi przydałoby się też dopieszczenie pod względem technicznym, można by wygładzić poszczególne zdania.

deviantart.com/sil-vah

Silva – serdecznie dziękuję za wskazówki, błędy poprawiałam. Małgośka zauroczyła się Mistrzem, bo był jej totalnym przeciwieństwem, poza tym nie potrafiła przyjmować odmowy , ot – natrętna mucha.

I w życiu tak bywa, że nie zawsze jest odzew.

 

Za czytanie serdecznie dziękuję, co się dało naprawiłam.

 

Pozdrawiam serdecznie – Goch.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Nowa Fantastyka