- Opowiadanie: Klaudiusz Ort - Agora

Agora

Hej,

jestem tutaj nowy. :) Od jakiegoś czasu próbuję swoich sił w tworzeniu i chciałem się podzielić jednym z moich opowiadań. Liczę na szczerą opinię i mam nadzieję, że lektura będzie dla Was przyjemna. :)
 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Agora

„To cud, że nadal działa” – pomyślał Stev. 

Trzymał w dłoni stary chip. Tam, gdzie palce chwytały go najczęściej, wytarła się już farba. Włożył urządzenie do portu za prawym uchem, wyprostował się i myślą włączył konsolę. Pociemniało mu przed oczami i zawisł w bezkresnej, czarnej przestrzeni, w której po chwili zaczęły się zapalać gwiazdy. Jedna po drugiej pojawiały się wokół Steva, by nagle rozbłysnąć niezliczonymi supernowymi. Mógł pominąć wstępną animację chipa, jednak nie chciał. Przypominała mu sylwestrowe fajerwerki z przed wielu lat, gdy widział przyjaciół po raz ostatni.

Nagle tuż przed jego twarzą wyskoczyło wirtualne okienko, które pytało go, czy Włączyć ostatni zapis neuroaplikacji Agora (d: 27/02/2083r)?

– Tak. 

Nagły impuls przeszył jego mózg. Lekko się zachwiał i oparł się o ścianę pokoju, a otaczająca go ze wszystkich stron ciemność spłynęła. Gdy podniósł wzrok, zobaczył ateński rynek. Mijali go ludzie w długich kolorowych szatach. Inni stali w cieniu straganów, kryjąc swoje towary przed prażącym słońcem. 

– Z drogi człowieku! Stoisz na samym środku! – rzucił do Steva mężczyzna ciągnący objuczonego muła. 

Stev odszedł w stronę grupki ludzi tłoczących się, jak się szybko okazało, wokół nastoletniego, zapłakanego chłopca. 

– To syn kurtyzany z domu Eufediesa – śmiał się stojący w tłumie ateńczyk. – O! Uważaj, Egoklesie! – powiedział do kompana i uchylił się przed lecącym kamieniem. Stev przepchnął się do przodu. Ku zasmarkanemu dzieciakowi wychodził właśnie starszy facet w obszarpanym płaszczu. Nosił starą torbę, a w ręce trzymał długi kij.

– Chłopcze! Bacz, aby nie trafić przypadkiem we własnego ojca! 

Ludzie zanieśli się śmiechem, wtórując brodaczowi. Młodzieniec czerwony ze złości rzucił ostatnim ze swoich pocisków w starca w płaszczu i uciekł. 

Zbiorowisko, burząc się na mężczyznę, który pozbawił ich widowiska, szybko zaczęło topnieć. Gdy tylko tłum się przerzedził, Stev skierował się w stronę pobliskiej kolumny, by skryć się w jej cieniu. Spojrzał na swoją wirtualną ateńską szatę, która zastąpiła jego rzeczywiste wytarte dżinsy i rozciągnięty sweter. Uśmiechnął się pod nosem. 

Mieszkańcy Aten prowadzili spokojne i przyziemne życie, przeplatane zwykłymi ludzkimi sprawami. Przynajmniej taki obraz przedstawiała Agora. Przyjemnie jest być wśród innych ludzi i choć na chwilę poczuć, że świat mozolnie toczy się swoimi torami. Że taki świat jeszcze istnieje. 

– Bu!

Brodacz w zakurzonym płaszczu pojawił się nie wiadomo skąd. Stev wzdrygnął się i cofnął mimowolnie o krok. Potknął się, a jego upadek zahamowała nagle niewidzialna ściana. Głowę Steva przeszył ból, jakby przez mózg przeciągnięto lodowatą igłę. Obraz rozmazał się i rozwarstwił. Przez zakłócenia przebijały się szczegóły zupełnie innej scenerii. Wytarte spodnie, podłoga pokryta kafelkami i turlająca się pusta butelka. Szum wygładził się i przed oczami Steva pojawiła się brodata twarz mężczyzny. – Cóż to? Czy przeraża cię to, czego się nie spodziewasz? 

Stev, klnąc siarczyście, trzymał się za potylicę. Zignorował docinek i natychmiast zatrzymał program, aby sprawdzić, czy nie rozciął sobie głowy. 

Ale gra się nie wyłączyła.

„Niedobrze” – pomyślał Stev. 

– Wytłumacz mi, jeśliś łaskaw, młodzieńcze, jak można upaść na placu płaskim jak tafla wody? 

– Potknąłem się o butelkę – wytłumaczył Stev. 

– I gdzież ona jest?

– W prawdziwym świecie, Diogenesie. 

Diogenes zrobił zniesmaczoną minę. 

– A mówią, że to ja jestem szalony! Pewnie nasłuchałeś się wykładów tego durnia Platona i znowu będziesz majaczył o tym drugim świecie! Powtarzałem ci tyle razy, że… Stev już go nie słuchał. Wstał i zaczął odruchowo otrzepywać szatę, lecz po chwili przestał, przypominając sobie, że nie jest prawdziwa. Raz jeszcze spróbował zamknąć aplikację, ale nic się nie wydarzyło. Stał na środku skąpanego w słońcu placu. Odetchnął głęboko i spojrzał na odległe dachy Akropolu. Nie jego marniejące przez tysiąclecia ruiny, lecz dostojną i majestatyczną budowlę, wieńczącą wzgórze wyrastające z centrum starożytnego greckiego miasta. Kochał to miasto całym sercem, pomimo faktu, iż było ono iluzją: mirażem, zręcznie utkanym z elektrod dźgających mózg Steva i przysłaniającym rzeczywisty świat. Świat, do którego nie wie, jak wrócić. 

Nie był pewien, czy zwykłe wyjęcie chipa z portu z uchem nie rozwiązałoby problemu. Nie wiedział, jak jego układ nerwowy zareaguje na tak nagłą zmianę bodźców. Możliwe, że zemdleje albo, co gorsza, uszkodzi główny procesor. W pierwszym przypadku może zrobić sobie krzywdę, a w rzeczywistym świecie nie miał nikogo, kto mógłby mu udzielić pomocy. O drugim scenariuszu Stev wolał nawet nie myśleć. Gdyby stracił swój podczaszkowy neurointensyfikator, nie byłoby dla niego żadnej nadziei na przetrwanie, nawet gdyby udałoby mu się zamknąć program. 

„Co mnie podkusiło, żeby to znowu włączyć. Jakbym nie miał wystarczająco dużo problemów” – ganił się w myślach Stev. 

W pełnym zanurzeniu ciało nie powinno wykonywać tak gwałtownych ruchów. Widocznie reakcje bezwarunkowe to zupełnie inna sprawa. Cholera, powinien był to przewidzieć. 

– Nad czym tak rozmyślasz, o zacny… 

– To wszystko twoja wina! – warknął na filozofa. – Popatrz, co się porobiło przez twoje durne zabawy! Teraz nie mogę wrócić do siebie! Zresztą, po co ja ci to tłumaczę, przecież ciebie nie ma – zauważył ponuro. 

– Tak? A w czym twoje świadectwo o własnym istnieniu jest lepsze od mojego?

Chłopak nie mógł znaleźć żadnej riposty. Narastała w nim wściekłość, że wdał się w ogóle w dyskusję z jakimś podrzędnym algorytmem. Przedłużające się milczenie, potęgujące zmieszanie Steva, przerwał donośny głos. 

– Diogenes z Synopy? – Spytał jeden z dwóch barczystych mężczyzn odzianych w mieniące się w słońcu napierśniki. Obaj trzymali włócznie. 

– Może tak. Może nie. Nie będę rozmawiał ze sługami tyrana. 

Strażnicy spojrzeli po sobie, nie okazując jednak zdziwienia. Diogenes był ateńczykom dobrze znany, podobnie jak jego porywcze usposobienie. 

– Z rozkazu władcy Kumulusa z Panczelos zostajesz aresztowany za deprawację młodzieży, nawoływanie do buntu przeciwko prawowitej władzy i szerzenie moralnego zepsucia. Pójdziesz z nami. 

Gdy ciężka ręka strażnika opadła na ramię filozofa, Stev dostrzegł w oczach mędrca iskrę i wiedział już, że nie zdąży zareagować. Wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. Pięść filozofa wystrzeliła w stronę strażnika, trafiając go prosto w podbródek. Ten nie spodziewał się ataku. Lekko się zachwiał, jednak szybko odzyskał rezon i powalił brodacza na kolana potężnym ciosem z brzuch. W tym samym czasie drugi z nich ruszył na Steva, kierując w jego stronę grot włóczni. Przez myśl przemknęło mu, że już po nim. Odruchowo uniósł ręce, próbując zakryć się przed ciosem, i zauważył, że już nie ma na sobie greckiej togi, a wyblakły, zielony sweter.

Wzrok przyćmiony zakłóceniami początkowo z trudem wyłapywał szczegóły otoczenia, jednak po chwili Stev uświadomił sobie, że nie znajduje się już na słonecznym ateńskim rynku, a w pokoju z odchodzącymi tapetami i mocno zabrudzonym oknem, przez które ledwo przesączało się światło. Dopiero teraz przypomniał sobie, że włócznia, która miała go przebić, nie była realna, a on był bezpieczny. 

I w tym właśnie momencie obraz ponownie zaszumiał, a przed twarzą Steva zmaterializowało się ostrze dzidy. 

– Rusz się, a przebiję ci gardło – powiedział wolno i wyraźnie opancerzony ateńczyk.

Gdy wrzucano ich do celi, uderzony przez Diogenesa strażnik wysyczał przez zęby: – Ciesz się, psie, że mieliśmy co do ciebie jasne rozkazy, bo byś już nie żył.

Zamknęli za nimi drzwi. Lewe oko filozofa zaczęło puchnąć, a z rozciętej dolnej wargi spływała strużka krwi. On sam jednak wydawał się mieć świetny humor. – W istocie, jestem jak pies. Łaszę się do tych, którzy są dobrzy i gryzę tych, którzy chcą mnie skrzywdzić. 

Stev starał się przetrawić zaistniałą sytuację. Symulacja musiała się zawiesić i nie odpowiada na polecenia. Toczyła się swoimi algorytmami, nad którymi nie miał już kontroli. Ze strażnikami nawet nie próbował się szarpać. Wiedział, że to prowadzi donikąd. Tym bardziej, że podejrzewał najgorsze. Uszczypnął się w policzek i poczuł ból. Nie mógł powiedzieć, że go to zaskoczyło, jednak do ostatniego momentu żywił cichą nadzieję, że nie jest aż tak źle.

Okazało się, że jest tragicznie. 

Nie wiedział, jak wiele blokad mentalnych w aplikacji zostało dezaktywowanych po uszkodzeniu chipa. Być może jest w stanie doświadczać bodźców jedynie w umiarkowanym natężeniu i skończy się na znośnym bólu. Choć równie dobrze może być i tak, że szok wywołany nagłym ścięciem lub powieszeniem wywoła w układzie nerwowym wstrząs na tyle

silny, że wpadnie w śpiączkę, zesra się w spodnie i, jak na ironię, koniec końców umrze naprawdę. 

– Kurde, uspokój się. Przecież tutaj nic nie jest realne – szeptał do siebie ledwo słyszalnie. – Chociaż co to za różnica, czy coś jest prawdziwe, jeśli nie umiesz z tego wyjść.

Stev wciągnął głośno powietrze i powoli je wypuścił, próbując się uspokoić. Musiał coś szybko wymyślić. Znając życie, zachowanie Diogenesa ściągnie na nich kłopoty szybciej, niż podejrzewa. Stev uśmiechnął się smutno w duchu, zdając sobie sprawę, jak niedorzecznie zabrzmiało w tym zdaniu słowo „życie”. 

– Gdzie jesteś myślami, chłopcze? – Diogenes przyglądał mu się zaciekawiony. – Zdajesz sobie sprawę, jak głupio wyglądasz, gdy tak mamroczesz pod nosem?

– Gdzie jestem myślami? – Stev obracał przez chwilę te słowa w głowie. – Dokładnie! Co za różnica, czy coś jest prawdziwe, jeśli reaguje na to, co sobie myślę! Diogenesie, musisz mnie przestraszyć! – Stev zaczął potrząsać filozofem. 

– Po co? 

– Żeby mój umysł skupił się na tym, co rzeczywiste, rozumiesz?! Strach wyzwala reakcje mimowolne, które pozwolą mi obejść zabezpieczenia symulacji! To wszystko jest dla mnie rzeczywiste, bo mój umysł uznaje za prawdę to, co podsuwa mu pod nos Agora. Muszę na moment zapomnieć o tym, co istnieje, a co nie, żeby móc opuścić… 

– Przepraszam panów najmocniej, ale… – Stev aż podskoczył. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że ktoś poza nimi dwoma znajduje się w celi. Obrócił się zaskoczony, jednak w rogu pomieszczenia ujrzał jedynie rozmyte tekstury, nieudolnie układające się w człekopodobny kształt. Hologram rozwarstwiał się i przeskakiwał o kilka cali, raz w jedną, raz w drugą stronę, próbując zachować odpowiednią perspektywę i omamić mózg Steva zręcznie utkaną wizualizacją. Przez sylwetkę siedzącej w kącie zgarbionej postaci przebijał się fragment przegniłej framugi okna, za którym dało się dostrzec gruzy bloku mieszkalnego po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko Stev pojął, co się dzieje, włączył panel sterujący neuroaplikacji. Właśnie miał wydać rozkaz zamknięcia symulacji, gdy okno systemowe nagle rozpłynęło się.

Krawędzie celi ponownie się wyostrzyły, a siedząca w przeciwległym kącie postać nabrała szczegółów.

Nie zdążył. 

– Halo? – rozmyte dotąd płaszczyzny ułożyły się w twarz chudego staruszka. – Pytałem, co wy, panowie, pierdolicie? Mają was wieszać, a wy rozprawiacie o istocie bytu?

– Jak to wieszać? 

– A ty myślałeś, że co? Że na ucztę was zaproszą wieczorem? 

Stev na krótką chwilę zaniemówił, po czym chwycił stojącego obok filozofa. – Diogenesie, szybko! Musisz mnie czymś zaskoczyć! To jedyny sposób, aby się stąd wyrwać! 

Pierwszy raz, od kiedy się spotkali, filozof wydawał się zbity z tropu. 

– O czym ty mówisz? Skąd chcesz się wyrwać? 

– Stąd! To jest sen, rozumiesz? Nic tutaj nie jest realne! – Stev na chwilę zapomniał, że jego rozmówca także zalicza się do tej kategorii. – Zresztą, nieważne. Po prostu mi pomóż, proszę. 

Diogenes nie zdążył się ustosunkować do tej prośby, bo z korytarza dobiegł odgłos kroków. W drzwiach stanął strażnik. 

– Wy dwaj. Pójdziecie ze mną. 

Z lochów wywleczono ich na tyle brutalnie, że posiadanie jakichkolwiek rozterek co do intensywności bodźców generowanych przez aplikację byłoby naiwnością. Na domiar złego, gdy tylko wyprowadzono ich na korytarz, Diogenes napluł popychającemu go hoplicie prosto w twarz, przez co na dwójkę skazańców spadło kilka wyjątkowo celnych ciosów. Lewy sierpowy, po którym pod Stevem ugięły się kolana, a w ustach poczuł metaliczny posmak, jednoznacznie rozwiał jego wątpliwości. Jeżeli nie znajdzie żadnego wyjścia, będzie boleć jak diabli. A potem możliwe, że umrze. 

Wepchnięto ich do przestronnej sali. Ludzie tłoczyli się pod masywnymi kolumnami. Dziesiątki oczu przewiercały ich na wylot. Rzucono ich na ozdobioną mozaiką posadzkę, przed oblicze siedzącego na podwyższeniu tyrana. Po obu jego stronach prężyli się wojskowi, dając wyraźnie do zrozumienia, że opór zostanie w razie potrzeby stłumiony szybko i definitywnie. Władca zmierzył ich z grymasem, który miał pozorować uśmiech. 

– Któż to zawitał w moje skromne progi? Toż to sam Diogenes z Synopy!

Diogenes wyprostował się dumnie, mimo faktu, iż klęczał, a ręce miał skute za plecami.

– Z pewnością nie są one skromne, Kumulusie. Nie dziwi to jednak u męża, który nieustannie zmuszony jest łechtać swoją próżność. 

Udawana uprzejmość w mgnieniu oka znikła z twarzy władcy. 

– A więc to tak odpłacasz temu, którzy poświęca się służbie mieszkańcom Aten? Wyciągam do ciebie pomocną dłoń, a ty starasz się zatopić w niej kły – wysyczał Kumulus. – Jednakże, czego można się spodziewać po psie, prawda? 

Zebrani wybuchnęli śmiechem. 

– Jak widzisz, nie jestem w stanie podać ci ręki, o wielmożny władco – zadzwonił łańcuchami Diogenes. – Aktualnie mam wolne jedynie zęby. 

– Zobaczymy, na jak długo – powiedział tyran i dał znak dwóm stojącym w kącie strażnikom. Na środku sali postawiono pokaźnych rozmiarów amforę. 

– Mógłbym cię zwyczajnie zabić za oszczerstwa, które szerzysz wśród spokojnie żyjących i prawych obywateli tego miasta. Nie jestem jednak oprawcą, za jakiego mnie uważasz, i nie mam zamiaru decydować o twoim życiu lub śmierci. Niech zrobi to los. W stającej przed tobą naczyniu znajdują się dwie kule. Jeśli wylosujesz białą, będziesz żył, Diogenesie. Jeśli czarną – zginiesz. 

– Och, przepraszam! Czy mógłbyś powtórzyć, bo nie słuchałem? – Filozof rzucił tonem tak lekkim, jakby faktycznie był myślami gdzie indziej.

Tyran ściągnął brwi i rzekł głosem tak zimnym, że Steva przeszły ciarki. – Losuj. Niech na oczach wszystkich dopełni się twoja dola. 

Z tłumu podniosły się głosy aprobaty dla władcy. Dla Steva były one jednak tylko tłem. Zagłuszał je pędzący szaleńczo korowód myśli. 

„To niemożliwe. Jak ja się tutaj, kurwa, znalazłem. To nie powinno mieć miejsca!” Jego wzrok przeskakiwał od jednego strażnika do drugiego. Może gdyby wstać i rzucić się w ich stronę? Może wymierzona w niego broń na krótką chwilę obedrze mózg z wirtualnej iluzji i pozwoli zakończyć to szaleństwo? Stev wahał się. Próbował podobnych sztuczek, gdy prowadzono ich tutaj i udało mu się jedynie zarobić kilka bolesnych kopniaków. Jak na ironię, trudno świadomie dać się zaskoczyć. 

– Wydawałoby się, że pół na pół to jeszcze nie jest taka dramatyczna sytuacja, co nie? – rzekł filozof, podnosząc się z kolan i dał strażnikom rozkuć krępujące ręce kajdany. – Nie warto liczyć na cud, młodzieńcze. Mogę się założyć, że obie kule są czarne – rozmasował nadgarstki i, ruszając pewnie na środek sali, rzucił przez ramię: – Wychodzi na to, że niebawem faktycznie uda ci się wyrwać z tego świata. Diogenes stanął przed amforą i spojrzał wyzywająco na tyrana. Zanurzył rękę we wnętrzu pozłacanego naczynia. Na sali panowała pełna oczekiwania cisza. Na twarz władcy znów wpełzł kpiący uśmieszek. 

Diogenes błyskawicznym ruchem schował kulę pod szatę. 

– Nie mam odwagi spojrzeć na to, co mnie czeka – filozof rzekł donośnym głosem, sięgającym najdalszych zakamarków sali, i zwrócił się w stronę najbliższego z gapiów. – Dobry człowieku, sprawdź proszę, jaka kula została w środku. Tylko szybko, bo nie zniosę dłużej tej niepewności! 

Zagadnięty mężczyzna na moment zgłupiał, gdy wszystkie oczy obróciły się ku niemu. Niepewnie wyszedł na środe, jednak w połowie drogi zatrzymał go nieznoszący sprzeciwu głos władcy. 

– Ani kroku dalej!

Wyłowiony z tłumu ateńczyk zamarł w pół kroku. Kumulus wstał i wskazał palcem filozofa. 

– Ty, Diogenesie! Pokaż kulę! 

– A to z jakiej racji? Nic takiego nie ustalaliśmy! – starzec złapał za szatę wycofującego się powoli mężczyznę.

– Sprawdźże tę kulę, człowieku! Przecież mam prawo decydować o tym, jak poznam wyrok losu, prawda? 

Mężczyzna wahał się, jednak tylko przez krótką chwilę, bo na znak władcy strażnicy obnażyli swoje miecze. Na ten widok skrył się w tłumie. 

– Cóż, niech tak będzie – westchnął filozof i wyciągnął rękę przed siebie.

Czarna. 

Stev wpatrywał się tępo w kulę, nie mogąc uwierzyć. W tym momencie Diogenes wziął szeroki zamach i kula pomknęła prosto w Steva. Próbował się odchylić, choć dobrze wiedział, że nie ma najmniejszych szans. Nie poczuł jednak uderzenia. Kula zawisła kilka centymetrów przed jego oczami. Po jej powierzchni przebiegały zakłócenia. Stała się nagle nieumiejętnie utkanym hologramem, którego nieostre granice jedynie z grubsza przypominały kulisty kształt. 

Stev skupił myśli na algorytmie sterującym grą, zatrzymując jej procesy. Wszystko wokół zastygło. Rozglądał się po zamarłych w dziwnych pozach ateńczykach, aż jego spojrzenie padło na pochylonego, stojącego na jednej nodze Diogenesa, który najwyraźniej włożył w rzut całą swoją siłę.

Uśmiechał się. 

Postacie jedna po drugiej zaczęły znikać. Tekstury generowane przez symulacje rozmazały się i wyblakły. Wizja pięknego greckiego pałacu rozpłynęła się, zastąpiona obrazem białych kafelków pogrążonych w półmroku.

Przez kilka uderzeń serca Stev nawet nie drgnął, obawiając się, że najdrobniejszy ruch przeniesie go z powrotem przed oblicze tyrana, jednak nic takiego się nie stało. Ostrożnie dotknął potylicy, czując pod palcami grudki zaschniętej we włosach krwi. Sięgnął do portu za prawym uchem, delikatnie odłączając chip. Na jego powierzchni widniało ledwo dostrzegalne pęknięcie. 

Podniósł leżącą kilka kroków dalej butelkę i przyglądał się jej w milczeniu. To niedopatrzenie mogło go kosztować życie. Przez własną głupotę stracił też dostęp do Agory. Do urokliwych ateńskich uliczek, do straganów uginających się od nadmorskich przysmaków, do… innych ludzi. 

Stev od razu poprawił się myślach. Nie, to nie są ludzie. To jedynie napisane wcześniej skrypty, mające imitować ludzki umysł. Nic poza algorytmami, ubranymi w greckie togi, napisanymi tak, by wdawały się z użytkownikiem w rozmowy, aby ten nie czuł się… samotny.

– Kurwa mać! – cisnął butelkę w okno, tłukąc szybę. 

Wyszedł na zewnątrz. Gdy stanął na środku ulicy, zobaczył czerwieniejące niebo, uwydatniające poszarpane sylwetki na wpół zburzonych budynków. W pęknięciach asfaltowej drogi i pod ścianami domów zbierał się niesiony wiatrem piach, tworząc sięgające pasa wydmy. Jeszcze przed kilkoma godzinami słońce zalewało zniszczone miasto zabójczym promieniowaniem. Nagrzany beton wciąż oddawał ciepło. Dopiero późnym wieczorem powietrze ochładzało się na tyle, że dało się w ogóle wyjść. Patrząc na ruiny, stygnące po kolejnym upalnym dniu, Stev zatęsknił do chłodnego lochu. I do Agory. Do namiastki normalności, w której mógł poczuć, że nie jest sam. 

Ruszył w stronę pogrążającego się w mroku miasta. Miał czas do świtu, aby znaleźć coś do jedzenia, zanim nad horyzontem znowu pojawi się słońce.

Zanim świat pochłonie nieznośny upał, przed którym będzie musiał się ukryć.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się koncept ze spotkaniem Diogenesa w symulacji. Czytało się całkiem przyjemnie. Jest humor i opowiadanie skłania do filozoficznych przemyśleń za co duży plus. 

Nie chcę za bardzo czepiać się tekstu, bo sam dopiero raczkuję, ale jest parę błędów ze sposobem zapisu np.: 

– Tak? A w czym twoje świadectwo o własnym istnieniu jest lepsze od mojego? Chłopak nie mógł znaleźć żadnej riposty. Narastała w nim wściekłość, że wdał się w ogóle w dyskusję z jakimś podrzędnym algorytmem. Gdy milczenie przedłużało się, potęgując zmieszanie Steva, ich rozmowę przerwał donośny głos. 

Brakuje półpauzy. No chyba, że Diogenes to wszystko powiedział.

 

Niedawno Finkla zwróciła mi uwagę na to, że “stróżka” to nie to samo co “strużka”, więc uzbrojony w nową wiedzę również zwracam uwagę :) Też jestem tu nowy i powiem ci, że dobrze zrobiłeś, zamieszczając opowiadanie, bo można się wiele nauczyć. Sam przez rok pokazywałem swoją twórczość tylko znajomym, ale znajomi o niektórych rzeczach ci po prostu nie powiedzą (jeśli nie masz znajomych redaktorów). 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

 

Zupełnie nie znam się na grach, nigdy nie miałam z żadną do czynienia, więc nie bardzo wiem, co tam się wydarzyło, ale czytało się nieźle, a byłoby znacznie lepiej, gdyby nie wykonanie pozostawiające wiele do życzenia. W lekturze najbardziej przeszkadzały różne błędy i usterki, źle zapisane dialogi i nadużywanie zaimka zwrotnego się.

Mam nadzieję, Klaudiuszu, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawe i znacznie lepiej napisane. Powodzenia. :)

 

czy Włą­czyć ostat­ni zapis neu­ro­apli­ka­cji Agora (d: 27/02/2083r)?.  → Po pytajniku nie stawia się kropki.

 

– Z drogi czło­wie­ku! Sto­isz na samym środ­ku! – Rzu­cił do Steva męż­czy­zna cią­gną­cy ob­ju­czo­ne­go muła. Stev od­szedł w stro­nę grup­ki ludzi tło­czą­cej się, jak się szyb­ko oka­za­ło, wokół na­sto­let­nie­go, za­pła­ka­ne­go chłop­ca. → Didaskalia małą literą. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Tłoczyli się ludzie, nie grupka. Winno być:

– Z drogi czło­wie­ku! Sto­isz na samym środ­ku! – rzu­cił do Steva męż­czy­zna cią­gną­cy ob­ju­czo­ne­go muła. 

Stev od­szedł w stro­nę grup­ki ludzi tło­czą­cych się, jak się szyb­ko oka­za­ło, wokół na­sto­let­nie­go, za­pła­ka­ne­go chłop­ca.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Ku za­smar­ka­ne­mu dzie­cia­ko­wi wy­cho­dził wła­śnie star­szy facet w ob­szar­pa­nym płasz­czu. Nosił starą torbę, a w ręce trzy­mał długi kij. – Chłop­cze! Bacz, aby nie tra­fić przy­pad­kiem we wła­sne­go ojca! → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu:

Ku za­smar­ka­ne­mu dzie­cia­ko­wi wy­cho­dził wła­śnie star­szy facet w ob­szar­pa­nym płasz­czu. Nosił starą torbę, a w ręce trzy­mał długi kij.

– Chłop­cze! Bacz, aby nie tra­fić przy­pad­kiem we wła­sne­go ojca! 

 

Zbio­ro­wi­sko, bu­rząc się na męż­czy­znę, który po­zba­wił ich wi­do­wi­ska, szyb­ko za­czę­ło top­nieć. Gdy tylko tłum się prze­rze­dził, Stev skie­ro­wał się w stro­nę po­bli­skiej ko­lum­ny, by skryć się w jej cie­niu. → Siękoza.

 

wy­tar­te je­an­sy i roz­cią­gnię­ty swe­ter. → …wy­tar­te dżinsy i roz­cią­gnię­ty swe­ter.

Używamy pisowni spolszczonej.

 

po­ja­wił się nie wia­do­mo skąd. Stev wzdry­gnął się i cof­nął mi­mo­wol­nie o krok. Po­tknął się, a jego upa­dek za­ha­mo­wa­ła nagle nie­wi­dzial­na ścia­na. Głowę Steva prze­szył ból, jakby przez mózg prze­cią­gnię­to lo­do­wa­tą igłę. Obraz roz­ma­zał się i roz­war­stwił. Przez za­kłó­ce­nia prze­bi­ja­ły się szcze­gó­ły zu­peł­nie innej sce­ne­rii. Wy­tar­te spodnie, pod­ło­ga po­kry­ta ka­fel­ka­mi i tur­la­ją­ca się pusta bu­tel­ka. Szum wy­gła­dził się i przed ocza­mi Steva po­ja­wi­ła się bro­da­ta twarz męż­czy­zny. – Cóż to? Czy prze­ra­ża cię to, czego się nie spo­dzie­wasz? 

Stev, klnąc siar­czy­ście, trzy­mał się za po­ty­li­cę. Zi­gno­ro­wał do­ci­nek i na­tych­miast za­trzy­mał pro­gram, aby spraw­dzić, czy nie roz­ciął sobie głowy. 

Ale gra się nie wy­łą­czy­ła. → Ostry atak siękozy. Podobne pojawiają się w całym opowiadaniu.

 

Wstał i za­czął od­ru­cho­wo otrze­py­wać swoją szatę… → Zbędny zaimek – czy otrzepywałby cudza szatę.

 

Ode­tchnął głę­bo­ko i spoj­rzał na od­le­gły dach Akro­po­lu. → Czy aby nie miałeś na myśli Partenonu?

 

kto mógł­by mu udzie­lić po­mo­cy. O

dru­gim sce­na­riu­szu Stev wolał nawet nie my­śleć. → Zbędny enter.

 

Gdy mil­cze­nie prze­dłu­ża­ło się, po­tę­gu­jąc zmie­sza­nie Steva, ich roz­mo­wę prze­rwał do­no­śny głos. → Skoro trwało przedłużające się milczenie, to chyba nie można tego nazwać rozmową.

 

po­dob­nie jak jego po­ry­wi­ste uspo­so­bie­nie. → Tu chyba miało by: …po­dob­nie jak jego porywcze uspo­so­bie­nie.

 

z roz­cię­tej dol­nej wargi spły­wa­ła stróż­ka krwi. –> Czy z dolnej wargi na pewno spływała kobieta pilnująca krwi? Winno być: …z roz­cię­tej dol­nej wargi spły­wa­ła struż­ka krwi.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/str%C3%B3%C5%BCka.html

 

– Prze­pra­szam panów naj­moc­niej, ale.. → Jeśli to miał być wielokropek, brakuje mu jednej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Rzu­co­no ich na zdo­bio­ną ma­lo­wi­dła­mi po­sadz­kę… → Raczej: Rzu­co­no ich na ozdo­bio­ną mozaiką po­sadz­kę…

 

W sta­ją­cej przed tobą am­fo­rze znaj­du­ją się dwie kule. → Trzy zdania wcześniej napisałeś: Na środ­ku sali po­sta­wio­no po­kaź­nych roz­mia­rów urnę. → Kiedy urna zmieniła się w amforę?

Literówka.

 

Jak na iro­nię, cięż­ko świa­do­mie dać się za­sko­czyć.Jak na iro­nię, trudno świa­do­mie dać się za­sko­czyć. 

 

Za­nu­rzył rękę we wnę­trzu po­zła­ca­nej wazy. → O! A tu nagle urna/ amfora zmieniła się w wazę!

Urna, amforawaza nie są synonimami.

 

za­stą­pio­na ob­ra­zem bia­łych ka­fe­lek po­grą­żo­nych… → Kafelek jest rodzaju męskiego, więc: …za­stą­pio­na ob­ra­zem bia­łych kafelków, po­grą­żo­nych…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Wam bardzo za opinie :)

DorsalCross: Faktycznie, brakuje tam półpauzy. W oryginale jest, ale coś musiało przy wklejaniu się popsuć. Już poprawiam!

regulatorzy: Dzięki wielkie za wskazanie błędów. Niektóre z nich, jak niepotrzebny enter lub dwukropek zamiast wielokropka, to zwykła nieuwaga, jednakże reszta to po prostu mój niedopracowany warsztat pisarski. Co do wazy/urny/amfory to faktycznie, aby unikać powtarzania tego samego wyrazu, szukałem synonimów, co koniec końców źle się skończyło.

 

Dziękuję Wam bardzo, za zasugerowanie poprawek! :)

Bardzo proszę, Klaudiuszu, i bardzo się cieszę, że uwagi i sugestie poprawek uznałeś za przydatne. Jestem pewna, że z czasem Twój warsztat będzie coraz lepszy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Klaudiuszu,

 

po pierwsze powiem, że podoba mi się pomysł. Ponoć wirtualne rzeczywistości są za często wykorzystywane, ale wciąż powstają nowe utwory w tej tematyce, które mi się podobają :P

Sądzę, że rzeczywiście przydałoby Ci się podszkolić warsztat – i nie tylko pod kątem unikania błędów, ale i samego stylu, który (miałem wrażenie) był w tekście monotonny i czasem brakowało Ci umiejętności operowania napięciem (tu niestety nie mam dla Ciebie recepty).

Mam trochę wątpliwości co do zakończenia: trochę nie pasuje mi do reszty tekstu, wydaje się odklejony, choć faktycznie były miejsca, gdzie go bardzo delikatnie zasygnalizowałeś. I pytanie czy nie kłóci się z:

Przypominała mu fajerwerki na ostatnim sylwestrze, gdy widział się z przyjaciółmi. 

Brakuje mi też jakiejś konkluzji losów Diogenesa.

 

 

Tu przykładowa garść fragmentów (zaznaczam: Subiektywnych, szczególnie, że sam wybitnym pisarzem nie jestem), nad którymi bym się zastanowił:

 

Mógł pominąć wstępną animację chipa, jednak nie chciał.

Po prostu źle mi to brzmi.

 

– Bu! – brodacz w zakurzonym płaszczu pojawił się nie wiadomo skąd. Stev wzdrygnął się i cofnął mimowolnie o krok. […] Szum wygładził się i przed oczami Steva pojawiła się brodata twarz mężczyzny. – Cóż to? Czy przeraża cię to, czego się nie spodziewasz? 

Pomyśl, czy nie większe wrażenie zrobiłoby Twoje “Bu!”, gdyby z reszty akapitu nie zrobić nowego, czyli:

– Bu!

Brodacz w zakurzonym płaszczu pojawił się nie wiadomo skąd. Stev wzdrygnął się i cofnął mimowolnie o krok. […] Szum wygładził się i przed oczami Steva pojawiła się brodata twarz mężczyzny.

– Cóż to? Czy przeraża cię to, czego się nie spodziewasz? 

 

Zresztą ja bym w tym tekście często poprzesuwał w ten sposób didaskalia dialogów do nowego akapitu. Zwykle długie didaskalia słabo wyglądają.

 

– Wydawałoby się, że pół na pół to jeszcze nie jest tak dramatyczna sytuacja, co nie? – rzekł filozof, podnosząc się z kolan i dał strażnikom rozkuć krępujące ręce kajdany.

– Nie warto liczyć na cud, młodzieńcze. Mogę się założyć, że obie kule są czarne – rozmasował nadgarstki i, ruszając pewnie na środek sali, rzucił przez ramię: – Wychodzi na to, że niebawem faktycznie uda ci się wyrwać z tego świata.

A tu zadziało się coś w drugą stronę z dialogami, bo tu akurat mógłbyś zapisać wszystko w jednym akapicie. Nawiasem mówiąc, gdybyś później zdradził trik o dwóch czarnych kulach, to imho mógłbyś zaskoczyć czytelnika chwilę później.

 

Na ogół jednak więcej pomocy znajdziesz gdzieś indziej. Po pierwsze polecę ten piękny poradnik: Nowa Fantastyka – publicystyka: Antywarsztaty literackie profesora Zaimka: precyzjonizm narratorski. I wszystkie inne, jakie znajdziesz.

Po drugie polecę czytać (szczególnie klasykę).

Po trzecie polecę zaś wejście na shoutboxa i poznanie portalowych ludzi, bo wtedy chętniej przyjdą przeczytać Twój tekst. Równie dobrą reklamą może być czytanie innych tekstów i komentowanie. W ten sposób na pewno znajdziesz bardziej kompetentnych pomocników ode mnie :P I polecam, bo czuję, że przy lepszym warsztacie tekst mógłby być całkiem niezły :)

Слава Україні!

Golodh: Dzięki wielkie za wskazówki. Faktycznie, zostawienie “Bu!” w osobnym akapicie dobrze wpływa na dynamikę tekstu. :)

 

Jeśli chodzi o fajerwerki, to niefortunnie to ująłem. Pisząc “ostatni sylwester” nie chodziło mi o sylwester w poprzednik roku, a ostatni sylwester wspólnie spędzony z przyjaciółmi. To zdanie miało na celu zwrócić uwagę, że dawno ich nie widział (co wyjaśnia się dopiero na koniec, gdy okazuje się, że jest to tak naprawdę tekst post-apo). Niestety, niezgrabnie to ująłem, więc to poprawiłem na “Przypominała mu sylwestrowe fajerwerki sprzed wielu lat, gdy widział przyjaciół po raz ostatni”.

 

Co do samej końcówki, to od początku miała być odklejona. Chciałem, aby perypetie na ateńskim rynku okazały się koniec końców zwykłym mirażem, który miał odwrócić uwagę bohatera od świata pogrążonego w ruinie.

 

A losy Diogenesa się urwały, bo był on w sumie zwykłą symulacją. Choć z drugiej strony, koniec końców posłuchał on próśb Stev’a i pomógł mu się wyrwać z zawieszonej neuroaplikacjii. :)

 

Mam jeszcze spore trudności z odpowiednim akcentowaniem tych aspektów historii, które mają coś przekazywać.

Tym bardziej dziękuję za rady!

 

 

Całkiem niezły debiucik :) I smutny. Bohater jest tak samotny, że pozostaje mu tylko wirtualny świat. Z chęcią bym się dowiedziała, jak do tego doszło. Zakończenie sugeruje katastrofę ekologiczną, ale jednocześnie nie tłumaczy, dlaczego i jak bohater przeżył.

 

Ponieważ jesteś tu nowy, podrzucam parę przydatnych linków.

Na przyszłość proponuję instytucję bety. Z czym się to je, dowiesz się tutaj.

Polecam jeszcze dwa poradniki: Drakainy, w którym dowiesz się wszystkiego, co istotne dla nowego użytkownika i Finkli, która tłumaczy, co robić, by inni Cię czytali.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podobało się.

Fajna koncepcja. Otwiera dużo możliwości, nie tylko związanych z Grecją.

Całość dobrze się czyta.

 

Pozdrawiam

A

Lożanka bezprenumeratowa

Sorry, że dopiero odpisuję! Praca mnie pochłonęła w ostatnich miesiącach i odłożyłem na bok pisanie.

 

Irka_Luz Dziękuję Ci bardzo za dobre słowo i linki! Z pewnością przeczytam! Co do zakończenia, to chciałem je pozostawić otwartym, żeby ten postapokaliptyczny świat był bardziej uniwersalny i, kto wie, być może kiedyś móc do tego nawiązać. W głowie mam kilka koncepcji różnych opowiadań, które dzieją się w tym samym uniwersum, choć w ciągu ostatnich miesięcy częściej sobie to wyobrażam, niż o tym o piszę. Muszę się zabrać do roboty.

 

Koala75 Dziękuję bardzo! Cieszę się :)

 

Ambush Dzięki wielkie! Koncepcja różnego rodzaju wszczepek w głowie tez mi się bardzo podoba, bo, tak jak mówisz, daje ogromne możliwości i pozwala na stworzenie najróżniejszych i najbardziej zwariowanych historii, pozostając jednocześnie w klimatach sci fi.

 

Wróciłem tu po wielu tygodniach i bardzo miło mi się zrobiło, gdy przeczytałem Wasze komentarze. Zabieram się do pisania kolejnych rzeczy. :)

 

 

 

Nowa Fantastyka