- Opowiadanie: Mordoc - Błędny rycerz

Błędny rycerz

Myślenie nad przedmową zajęło mi chyba więcej czasu niż nad tekstem właściwym.

Postanowiłem spróbować swoich sił w konkursie, bo tworzenie historii wpasowującej się w konkretny temat zawsze jest zarówno wyzwaniem jak i niezłą zabawą.

Śmiem podejrzewać, że pomimo wielokrotnej lektury, błędów technicznych nie udało się ustrzec, dlatego będę wdzięczny za wszelkie uwagi. 

Nie ukrywam, że limit znaków uwierał mnie w zadek i choć robiłem, co mogłem, to podejrzewam, że w kilku momentach będzie to zauważalne. 

 

Przydatne linki:

https://www.youtube.com/watch?v=mUqeBMP8nEg  – można obejrzeć po przeczytaniu, po prostu ciekawostka. Filmik, do którego nawiązałem w pewnym momencie.

 

https://www.miejski.pl/slowo-lami%C4%87

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Deerstalker

 

https://static.wikia.nocookie.net/evil/images/c/ce/SamaraMorgan.jpg/revision/latest?cb=20200410090413&path-prefix=pl  – wspomniana w tekście Samara 

 

 

Wygodny wzór komentarza:

Niczego nie oczekiwałem/am, a i tak się zawiodłem/am

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Błędny rycerz

W ciemnej uliczce, na szyldzie jednego z budynków, widniał napis "Agencja detektywistyczna". Za jej drzwiami rozgrywał się ludzki dramat.

– Jesteś zwolniony! – wykrzyknął gruby mężczyzna w polo. Warga mu drżała, a z nią gęsty wąs kontrastujący z pustkowiem na czubku głowy.

– Ale dlaczego? – spytał chłopak w prochowcu.

– Dobrze wiesz, Jimmy. Ty się do tej roboty nie nadajesz.

– Jak to? Przecież jestem pasjonatem zagadek i rycerzem sprawiedliwości walczącym dla ludzkości!

– Rycerzem? Więc ten płaszcz to pewnie zbroja, tak?

– Dokładnie!

– O tym właśnie mówię! Jesteś oderwany od rzeczywistości! Niedawno wmawiałeś mi, że wzorujesz się Sherlocku i dlatego tak się ubierasz.

– Czyli chodzi o strój! Poza tym, czy to źle, że wzoruję się na najlepszych?

– Dobrze. ALE NIE W PRZYPADKU POSTACI FIKCYJNYCH! Poza tym rzucasz się w oczy, a dobry detektyw nie przyciąga uwagi! Może zamiast o rycerzach, pooglądaj coś o ninjach!

– Przecież nie każde śledztwo jest incognito, więc wątpię by mój ubiór odgrywał tak dużą rolę.

– Bo nie odgrywa. A przynajmniej w porównaniu do innych wyskoków. Pamiętasz jak byłeś umówiony z naszą wtyczką, ale do późna grałeś w gry i przespałeś termin spotkania?

– To był wypadek.

– Tak? A jak zaczailiśmy się na jednego człowieka i zaczął ci dzwonić telefon?

– Każdy może zapomnieć o wyciszeniu.

– Oczywiście, ale ty psia krew zamiast odrzucić połączenie, odebrałeś i przez dobre dwadzieścia minut gadałeś z matką o żarciu! Potem jeszcze opisałeś, co obecnie robisz. Nie dość, że podejrzany się zorientował i zwiał, to złamałeś tajemnicę zawodową. Wymieniać dalej?

– Nie, szefie, ale proszę o ostatnią szansę. – Chłopak upadł na kolana i spojrzał w stronę człowieka w niebieskiej koszuli, który właśnie wszedł do agencji. – Burney, pomóż.

– W czym? – spytał przystojny mężczyzna z krótkimi pejsami i dziurką w brodzie.

– Wstaw się za mną.

– Dość! – krzyknął szef. – Dam ci tę ostatnią szansę. Rozwiąż sprawę Daisy Roberts. – Podsunął Jimmy'emu telefon z artykułem sprzed około roku. "Zaginięcie córki miliardera! Porwanie, zabójstwo, czy samobójstwo?" – głosił nagłówek. Tuż pod nim widniało zdjęcie młodej, rudowłosej dziewczyny o dużych zielonych oczach i delikatnym uśmiechu.

– Jesteś pewien, Jerry? – spytał Burney. – To stara sprawa, której nie podołali najlepsi.

– Wóz albo przewóz. Mówiłem, że nie widzę go w agencji, więc albo cud, albo pa pa – wyjaśnił szef i zwrócił się w stronę młodzieńca. – Płacę ci co tydzień, więc tyle masz czasu. Powodzenia, Jimmy. I nie zapomnij swojej czapki myśliwskiej!

 – To deerstalker! – Oburzony chłopak przywdział nakrycie głowy i wyszedł.

 

*

 

"Jakoś to będzie. Jeden dzień na szperanie w necie, drugi na rozeznanie w terenie, trzeci na przesłuchanie świadków. I zostaną jeszcze cztery dni, na pewno się uda" – rozmyślał, krocząc przez bazarek. Mijał właśnie stragan z owocami i warzywami. – Nie ma szans, by się udało! – krzyknął na tyle głośno i niespodziewanie, że sprzedawca zieleniny aż się wzdrygnął. – Bo niby jak mam w tydzień rozwiązać sprawę, której najlepsi nie ogarnęli w rok? – powiedział przygaszony, spoglądając pytająco na nieco przestraszonego handlarza.

– Może powinien pan zrobić coś, czego oni nie zrobili? – zaproponował niepewnie.

– To jest to! Myślenie niekonwencjonalne! Dziękuję panu! – Młodzieniec uderzył pięścią w otwartą dłoń, a grubszy, wąsaty mężczyzna ponownie się wzdrygnął. – Po ile te jabłka?

– Cztery pięćdziesiąt za kilo.

– Pan mi nałoży od serca.

Po zakupie, Jimmy dał spokój sprzedawcy warzyw i poszedł dalej, nie zwracając uwagi na wyraźną ulgę na twarzy mężczyzny. Jednak przystanął kilka metrów dalej, by wyciągnąć jabłko z torby.

"Chyba powinienem je umyć" – pomyślał, a po chwili uderzył się dłonią w czoło.

– Błąd, Jimmy! Działaj niekonwencjonalnie. Skoro zwykle nie jadasz jabłek, a inni je płuczą przed zjedzeniem, to zjedz nieumyte. To jest to! Zmiana podejścia. Nie jestem detektywem, tylko rycerzem ratującym księżniczkę. W sumie jest dość bogata, więc się zgadza – analizował. – Noszenie płaszcza w upale i gadanie do siebie, też pasuje. Nieważne że wszyscy patrzą się jak na wariata – wygłosił monolog spoglądając na zdziwionych ludzi. – No, może nie wszyscy – dodał, gdy jego wzrok zatrzymał się na zakonnicy, trzymającej przed sobą krzyż. Wzruszył ramionami i poszedł do domu. Po drodze kupił gazetę. Uznał że w dobie internetu, czytanie tradycyjnej prasy też jest nietypowe.

Po wejściu do kawalerki, rozważał obejrzenie serialu o ninjach, ale wybrał lekturę. Pasowała o wiele bardziej do jego nowej metodyki, a przede wszystkim do posiedzenia w toalecie, do którego zmusiły go nieumyte jabłka.

"Słynny sportowiec na dopingu", "Pacjentka psychiatryka widzi duchy", "Działacz partyjny posądzony o korupcję", "Czy ona nie ma wstydu?! Znowu to zrobiła!", "Znany aktor przerywa milczenie" – głosiły nagłówki artykułów. Niestety żaden nie był przydatny dla śledztwa. Detektyw westchnął i zajrzał do ogłoszeń. Tam nie było lepiej. "Dowcipny pan po trzydziestce pozna sympatyczną panią potrafiącą gotować", "Sprzedam opla", "Usługi hydrauliczne TANIO!""Cyganka prawdę ci powie, a nawet przyszłość przepowie". Jimmy śledził tytuły anonsów, aż zatrzymał się na ostatnim.

– To jest to! – wykrzyknął. Nie był świadomy, że piętro wyżej starszy mężczyzna aż podskoczył na desce klozetowej.

"To po drugiej stronie miasta, ale ma otwarte do wieczora, więc rowerem powinienem zdążyć" – rozmyślał śledczy.

– Postanowione! – ryknął. Tym razem biednemu sąsiadowi wypadła z rąk rolka papieru i wylądowała w muszli klozetowej.

– Jak ja nienawidzę tej kamienicy! – Wściekły wrzask mężczyzny poniósł się echem po całym budynku. Jedynie skupiony na zadaniu, Jimmy był wobec tego obojętny.

 

*

 

Po dojechaniu na miejsce, przypiął rower do płotu i ustawił się w kolejce do zielonego namiotu. Gdy odczekał swoje, podszedł do niego łysy, barczysty mężczyzna o romskiej aparycji i z blizną pod okiem.

"Wygląda jakby przed chwilą wyszedł z więzienia" – pomyślał młodzian.

– Pan pokaże papir. Pirwsze pińć minut jes darmo, a my muszą wiedzieć, kto jes tu drugi roz – powiedział niepoprawnie, próbując bezskutecznie nadrabiać miną. Jego uśmiech wyglądał nienaturalnie, podobnie jak złoty ząb pośrodku tych pożółkłych i nierównych.

Chłopak wręczył mu kartę rowerową, a gdy formalności zostały dopełnione, wszedł do namiotu.

Wystrój był skromny, znajdował się tutaj stół z kryształową kulą, puste krzesło oraz drugie, na którym siedziała cyganka. Śledczy od razu zwrócił uwagę na okulary przeciwsłoneczne spoczywające na jej orlim nosie i chustę rozepchaną przez gęste loki.

– Niech siada – poleciła.

– Po co pani te okulary?

– Przewidziałam, że przyjdziesz i zadasz to pytanie. Jam jest Madame la Strange, znana jako ta, która widzi wszystko, zna każdą odpowiedź i przewiduje przyszłość. Jednak niektóre obrazy, z kryształowej kuli, mogą wypalić wzrok… – Wróżka gadała jak najęta, ale Jimmy wiedział, że robi to celowo, by nie zdążył zadać zbyt wielu pytań za darmo.

– Proszę podać imiona mojego rodzeństwa – powiedział, gdy nastała cisza.

Kobieta zaczęła przesuwać dłońmi nad szklanym przedmiotem.

– O, wielka kryształowa kulo ukaż mi odpowiedź. O, tak! Widzę! Masz dwie siostry, Melindę i Dianę.

– Czy ludzie naprawdę są tacy głupi?

– Ojej, złociutki. Niestety darmowy czas się skończył, więc jeśli chcesz znać odpowiedź, to płać. Tylko pięćdziesiąt funtów.

– Drogo, jak na słuchanie kłamstw.

– Słucham?! Toż to bezczelność! Wszystko, co powiedziałam to prawda, Derek.

– Nie jestem Derek.

– Niemożliwe, w formularzu jak byk jest, że Derek. Szlag! Vasyl! Źle żeś spisał!

– Dobrze spisał, ale z fałszywego dokumentu. Detektywi nie mają tylu uprawnień, co policja, więc by gdzieś wejść, trzeba kombinować, a kartę rowerową łatwo podrobić. Dane na temat rodzeństwa, które wzięliście z któregoś z portali społecznościowych, także są fałszywe. Ale nie winię was. W końcu ludzie tak chętnie dzielą się prywatnością, że sami się o to proszą. Zgaduję, że resztę informacji Vasyl także szuka w necie i przekazuje przez słuchawki pod peruką – powiedział, a mina wróżce zrzedła. – Może zwykli ludzie nie zauważają takich detali, ale ja jestem detektywem. Nie zorientowaliście się po ubiorze?

– Chłopcze, przecież moda coraz dziwniejsza. Wątpię, żeby ktoś skojarzył ten strój z profesją.

– Ha! Wiedziałem – powiedział triumfalnie i już chciał wyjść, ale łysy zastąpił mu drogę.

– Dokąd, kochaniutki? Skoro znasz nasz sekret, to cie nie puścimy – powiedziała Madame.

– Normalka – odparł Jimmy i jednym ciosem posłał Vasyla na podłogę. – Przykro mi, ale detektyw musi być sprawny fizycznie – rzucił przez ramię i wyszedł. W drodze do roweru, poinformował ludzi o przekręcie wróżki.

 

*

 

Po powrocie, był przybity przez poczucie zmarnowanego dnia. Chciał zatem połączyć przyjemne z pożytecznym grając w grę o ninjach, ale zmienił zdanie. Wspomniał słowa szefa o fikcyjnych autorytetach. Dlatego obejrzał filmik, w którym agentka kontrwywiadu oceniała poczynania kinowych szpiegów. Sporządził notatki, a następnie sięgnął po gazetę, by uważniej przyjrzeć się artykułowi o dziewczynie widzącej duchy. Kiedy wyczytał nazwę szpitala, wpisał ją w wyszukiwarkę. Na podstawie analizy zdjęć wnętrza, a także satelitarnych zewnętrznych, sporządził orientacyjną mapę budynku. Następnie zapoznał się z informacjami zawartymi na stronie placówki i opiniami znalezionymi w sieci. Na końcu przyjrzał się prywatnym profilom pracowników na portalach społecznościowych.

Rankiem zadzwonił do szpitala.

– Recepcja Szpitala Psychiatrycznego imienia Bena Smile, w czym mogę pomóc? – wyrecytowała kobieta.

– Dzień dobry, z tej strony James Brown, dzwonię w sprawie pacjentki widzącej duchy. To może być przełom! Stąd pytanie, czy byłaby możliwość przeprowadzenia z nią wywiadu? – spytał, naśladując spikera radiowego.

– Przykro mi, ale nasi pacjenci są pod opieką personelu medycznego i tylko bliscy mają możliwość odwiedzin.

– Rozumiem, a czy jest szansa porozmawiać z panią?

– Proszę pana, w godzinach pracy możliwa jest rozmowa telefoniczna, z której zresztą pan korzysta. Poza godzinami pracy rozpoczyna się mój czas prywatny. A co do pacjentów, bo zakładam, że chodzi panu o to samo, to nie wolno nam udzielać informacji na ich temat. Jeśli jednak się mylę i chce pan dowiedzieć się czegoś o placówce, to wszystkie informacje znajdują się na stronie internetowej.

– Dziękuję, do usłyszenia.

"Czyli pora na plan B" – pomyślał. Następnie udał się do sklepu. Kupił ubrania robocze, okulary przeciwsłoneczne, skrzynkę z narzędziami, torbę na sprzęt i farby do włosów. Przebrał się w domu i wybrał do szpitala.

Na miejsce dotarł za pięć dziesiąta, więc zaczekał za rogiem. Odwiedził profil jednej z młodszych dziewczyn pracujących w recepcji, by upewnić się, że wszystko dobrze zapamiętał. Na jednym ze zdjęć panna była w towarzystwie dwóch starszych koleżanek z pracy. "Takie tam z dziewczynami z recepcji <kiss> Wybiła 10:00, czyli przerwa na kawę <3 <coffee> Ludzie proszę wstrzymać się od umierania! <skull>" – głosił podpis pod fotografią.

"To społeczeństwo jest coraz głupsze" – pomyślał Jimmy, a gdy minęła dziesiąta, pewnym krokiem wszedł do budynku. Z wczorajszego filmiku dowiedział się, że personel techniczny nie wzbudza niczyich podejrzeń, dlatego nie spodziewał się problemów. Mylił się. Choć pacjenci i ich bliscy nie zwracali na niego uwagi, to lekarze już tak.

– A pan dokąd? – spytał dość młody okularnik w białym kitlu.

– Miałem wymienić gniazdka i żarówki.

– Nie poinformowano nas o pana wizycie.

– Co?! Czyli wezwaliście montera i nie przygotowaliście miejsca pracy?! To jechałem tu na darmo?! Już ja się z Johnsonem rozmówię! Policzę se podwójnie za robotę i dojazd! Nie będę robić w takich warunkach! – oburzył się Jimmy i choć była to gra aktorska, lekarz się nabrał.

– Najmocniej przepraszam. Może pan ordynator zapomniał nam powiedzieć. To mocno zajęty człowiek.

– Tia, pewno chlaniem.

– Nie mnie to oceniać.

Jimmy z trudem powstrzymał śmiech. Spodziewał się innej odpowiedzi. Myślał, że lekarz zaprzeczy i będzie bronić Johnsona.

– Tak sądziłem, że za kołnierz nie wylewa. W końcu kazał mi dokonać naprawy w pokoju z duchami, czy coś.

– Pewnie chodziło mu o salkę, w której przebywa dość specyficzna pacjentka.

– Blada i chuda jak duch?

– Nie. Wygląda normalnie, ale twierdzi, że widzi zjawy.

– A, to pewnie tam. Jest tam ktoś jeszcze? Muszę się bać, że komuś wydaje się, że jest psem i mnie pogryzie?

– Nie. Pacjentka jest sama w pokoju.

– To prowadź pan.

– Jasne. – Okularnik przeszedł kilkanaście metrów i skręcił do jednej z sal. – Emmo, ten pan naprawi tu jakąś usterkę, dobrze?

– Dobrze – odpowiedziała uśmiechając się lekko.

Jimmy inaczej ją sobie wyobrażał. Spodziewał się bladej, wychudzonej dziewczyny z włosami opadającymi na twarz jak Samarze z "The Ring", a miał przed oczyma zadbaną i ładną niewiastę o długich brązowych włosach. Lekarz zdążył odejść jeszcze zanim śledczy skończył podziwiać urodę Emmy. Jimmy zarumienił się, gdy dziewczyna odwzajemniła spojrzenie. Wtedy oprzytomniał. Rozejrzał się po małej salce z łóżkami i blisko posłania Emmy zauważył gniazdko elektryczne. Zbliżył się i zaczął je rozkręcać dla niepoznaki.

– Cześć, jestem Jimmy.

– Emma.

– Miło poznać. To prawda, że widzisz duchy?

– Gdybyś chciał, to także mógłbyś je zobaczyć.

– Jak?

– Zazwyczaj w tym momencie ludzie kręcą głową i nie dowierzają w to, co słyszą.

– Wiesz, tak się składa, że mam nóż na gardle, więc chwytam się każdej możliwości. Wczoraj byłem u wróżki, ale to była oszustka.

– Rozumiem.

– To co muszę zrobić, by je widzieć?

– Pokaże ci. – Położyła mu dłoń na ramieniu. – Wyjrzyj przez okno. Widzisz starszego pana przy tulipanach?

– Widzę. Obok niego jest jakiś duch?

– Nie, on sam jest duchem. Chciał doprowadzić ten ogródek do perfekcji, ale nie zdążył. Dlatego nawiedza to miejsce. Prawdopodobnie będzie tu tak długo, aż ktoś dokończy za niego.

– Żartujesz? Przecież ten facet jest żywy.

– Dobrze, nie wystrasz się – powiedziała cofając dłoń.

– Zniknął!

– Jestem medium, więc widzę i słyszę duchy. Mogę też umożliwić to innym.

– Nieźle, a jak je rozróżniasz od żywych?

– Mam wprawę, ale jak się przypatrzysz, to też zauważysz różnicę. Dla mnie są częściowo przezroczyste. Poza tym często przebywają w jednym miejscu bez względu na pogodę, czy porę dnia. Nie wspominając o przenikaniu przez obiekty.

– Git, chodź ze mną.

– Zgłupiałeś? Pacjentom nie wolno opuszczać szpitala.

– Ciebie tu nie powinno być. To że masz niecodzienne umiejętności, nie oznacza, że jesteś nienormalna. Załóż te ubrania i spadamy stąd.

– Ale…

– No co? Prowadzę śledztwo w sprawie zaginięcia jednej dziewczyny. Możliwe, że nawet w tej chwili ktoś ją gwałci, więc trzeba się spieszyć. Jak jesteś dobrą osobą, to chyba nie jest ci to obojętne, prawda?

– Czy to szantaż emocjonalny?

– Mówiłem przecież, że mam nóż na gardle. – Wyszczerzył się. – To jak, pomożesz czy wolisz tkwić w miejscu, do którego nie pasujesz?

Emma westchnęła.

– Dobrze, pójdę z tobą, tylko…

– Tylko co? Dobra, wiem. Po prostu załóż ciuchy robocze na te. Są wystarczająco luźne, więc będzie git. Włosy schowaj pod kurtką i załóż czapkę.

– Jesteś pewien, że to wypali?

– Nie jestem monterem, a jakoś tu wszedłem. Musimy tylko uważać na okularnika – powiedział naprawiając gniazdko, które wcześniej odkręcił.

– Tylko tędy przechodził. O tej porze ma dyżur gdzie indziej – wyjaśniła, pospiesznie zakładając przebranie.

– Idź pewnym krokiem i unikaj kontaktu wzrokowego z ludźmi, którzy mogą cię rozpoznać – polecił, więc skinęła głową i wyszli. Bez przeszkód dotarli do recepcji.

– A państwo, co tu robią? – spytała starsza, zmanierowana pracownica, a Emma się speszyła.

– Pani przekaże temu zasranemu Johnsonowi, że sprawdziłem mu te gówniane gniazdka i żadne nie było zepsute! Niech następnym razem nie woła majstra po pijaku! Faktura na mailu! Do widzenia! – wykrzyknął wściekle, a kobietę aż dreszcz przeszedł.

– Przekażę – wydukała. 

Po opuszczeniu szpitala, detektyw zaprowadził nową towarzyszkę do swojego mieszkania.

– Witaj w moich skromnych progach! Chyba nie ma tu żadnych duchów?

– Ależ skąd – odpowiedziała wymuszając uśmiech i spoglądając ukradkiem w stronę widma starszej, uśmiechniętej kobiety. – Tak właściwie, to prawie się nie znamy, więc może mógłbyś mi powiedzieć coś o sobie. Na przykład… Jakie masz relacje z dziadkami?

– No cóż, raczej średnie. Został mi tylko jeden dziadek. A że po śmierci babci wyruszył w podróż dookoła świata, to nie mam z nim zbytnio kontaktu. Nie licząc zdjęć, którymi spamuje mi na maila.

– A babcia? Jaką była osobą?

– Myślę, że chciała dla mnie dobrze, choć czasem była męcząca. Marudziła, że jak nie znajdę sobie panny, to nie będzie mogła spocząć w spokoju.

– Ah, tak. Rozumiem. Babcie już takie są – powiedziała spoglądając w stronę zadowolonej zjawy, która uniosła kciuki w górę.

– A jak to wygląda u ciebie?

– Jedna babcia żyje i jest jedyną osobą, która nie uważa mnie za świra. Bardzo się ucieszyła, gdy mogła porozmawiać ze zmarłymi koleżankami i dziadkiem. Problem w tym, że pozostali członkowie rodziny uważają nas obie za wariatki. Dlatego babcię zamknęli w domu starców, a mnie w psychiatryku.

– A nie mogłaś im pokazać duchów, tak jak mi?

Dziewczyna westchnęła.

– Nie zawsze były pod ręką, a jak już były, to gdy próbowałam kogoś dotknąć, to z przerażeniem się odsuwał. Gdy mówiłam lekarzom o tym ogrodniku, to nawet nie wyjrzeli za okno, tylko przytakiwali, udając, że odbierają moje słowa na poważnie.

– Kretyni. Ciekawe, kiedy się zorientują, że cię nie ma. A właśnie. Wyłącz lokalizacje, najlepiej w ogóle wyłącz telefon… i przefarbuj włosy. – Podał torebkę z farbą.

– Na blond? Nie podoba ci się mój naturalny kolor?

– Nie no, jest ładny, a nawet bardzo.

– Naprawdę? – Dziewczyna, zarumieniła się i zaczęła nawijać kosmyki na palec.

– Tak.

– Zaraz! Uprowadziłeś mnie, każesz wyłączyć telefon i przefarbować włosy. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś zboczeńcem, którego kręcą blondynki lub nie chcesz mnie sprzedać do domu publicznego?

Jimmy westchnął.

– Proszę, to paralizator i klucze do mojego mieszkania. Możesz wyjść i czekać gdzieś w ukryciu, aż wrócę, albo zamknąć się tu i nikogo nie wpuszczać.

– A ty gdzie idziesz?

– Do operatora, załatwić ci nowy numer i smartfona. Po drodze kupię też łóżko polowe i jakieś dresy. A właśnie, jakie rozmiary nosisz?

– Tu gdzieś powinny być metki. O, są! Spisz sobie.

– Dzięki, to się rozgość. W lodówce powinno być jakieś żarcie, a ja za jakiś czas wrócę.

– Chyba ufasz mi bardziej niż ja tobie.

– Nie mam wyboru.

 

*

 

Gdy Jimmy wrócił, zastał blondwłosą Emmę przygotowującą obiad.

– Jesteś w samą porę. Mam nadzieję, że będzie ci smakować – powiedziała nakrywając do stołu.

– Pachnie ładnie! A właśnie, trzymaj. Twój nowy telefon i numer. Mam nadzieję, że się podoba, bo trochę zabuliłem.

– Nie przywiązuję wagi do takich rzeczy. Powiedz mi lepiej, jaki jest plan.

– Licząc od jutra mamy pięć dni na rozwiązanie sprawy zaginięcia Daisy Roberts, albo zostanę wylany z roboty.

– To ta córka miliardera?

– Tak, ona. Chciałbym przepytać duchy na jej temat. Może nawet będzie wśród nich. Wtedy dowiemy się, gdzie jest ciało.

– To nie takie proste.

– Czemu?

– Tylko nieliczni zostają w naszym świecie. Mówiąc prościej, zjawy to ci, którzy mają niezałatwione sprawy.

– Jak ten ogrodnik?

– Tak. Jakiś czas temu spotkałam mężczyznę, który zasnął za kółkiem. Podobno miał jakieś zadania w pracy do dokończenia. Krótko po tym jak zginął, firma upadła, więc trzymają go tu wyrzuty sumienia. W przypadku Daisy może być inaczej. Jak żyła pełnią życia, to wśród duchów jej nie ma.

– A jeśli popełniła samobójstwo?

– Samobójcy raczej już niczego nie żałują, więc rzadko się zdarza, by ich dusze zostały z nami.

Jimmy westchnął.

– Myślisz, że wizyta w rezydencji Robertsa to strata czasu?

– Niekoniecznie. Zeznania personelu zostały upublicznione, ale zanim zaginęła Daisy, doszło do innej tragedii. Znaleziono martwą gosposię. Mogła odkryć ciemne interesy swojego pana, dlatego ją uciszył. To samo mógł zrobić z córką.

– Posiadłość jest daleko za miastem, a autobusy tam rzadko jeżdżą. Jak złapiemy najbliższy, to dotrzemy dość późno. Mogą nas nie wpuścić. Czyli musimy jechać rano – analizował. – No nic, jak chcesz mi bardziej pomóc, to poczytaj w sieci na temat sprawy.

– A ty co będziesz robił?

– Założę ci świeżą pościel, a potem sobie w coś pogram. Potrzebna mi przerwa po dwóch dniach działania.

– Dobrze, ale jak zobaczę, że lamisz, to się zamieniamy.

– Spoko.

 

*

 

Gdy nastał ranek, Jimmy wciąż smacznie spał. Był to skutek zbyt długiego grania na komputerze. Normalnie zaspałby na autobus, ale tym razem była przy nim Emma. Obudziła go wystarczająco wcześnie i przygotowała śniadanie, gdy brał prysznic.

– Nie sądziłem, że wybierzesz ten dres – zagaił po wyjściu z autobusu.

– Paskudny różowy idealnie pasuje do blondynek, tak jak ta czapka z napisem I love shopping.

Od przystanku do rezydencji był kilometr, który musieli pokonać pieszo. Na miejscu poinformowali, że chcą się rozejrzeć w ramach śledztwa, więc zostali wpuszczeni na teren posiadłości.

Gdy Emma zauważyła ducha młodej gosposi, zawołała Jimmy'ego, a następnie przystawiła swoją stopę do jego, by także miał możliwość kontaktu ze zjawą.

– Mamy do pani kilka pytań – poinformował.

– To państwo mnie widzą? – Zdziwiło się widmo.

– Koleżanka jest medium, ale to nieistotne. Prowadzimy śledztwo między innymi w sprawie pani śmierci. Czy zechciałaby nam pani opowiedzieć jak do niej doszło.

– Chętnie. Może poczuję się lepiej, bo to wina Pana Robertsa! To straszny i nieczuły drań. Nie rozumie potrzeb innych ludzi! W domu panuje taki rygor, że większość personelu chodzi do psychologa.

– To dlaczego się nie zwolnią? – wtrąciła Emma.

– Pan Roberts jest wpływowym człowiekiem, więc boją się, że użyje znajomości i uprzykrzy im życie. Podobno wykrzyczał to jednemu pracownikowi, który chciał odejść i biedaczek został. Ja nie wytrzymałam, więc się otrułam. Krótko przed śmiercią, przypomniałam sobie o włączonym żelazku, ale było za późno, by zareagować i skończyło się pożarem. Pan Roberts zamiast wyremontować pomieszczenie, zostawił je w takim stanie jako przestrogę, by pamiętać o włączonym żelazku. Ludzie mają przez to traumę, a ja się czuję winna.

– A czy ten drań prowadzi jakieś szemrane interesy? – spytała Emma.

– Nie. Jest dupkiem, ale pieniądze ma z uczciwych źródeł.

– A czy pamięta pani dzień zaginięcia Daisy? – dociekał Jimmy.

– Jako tako. Panienka była pod wpływem alkoholu, dlatego po kłótni z ojcem wsiadła w jego ulubiony samochód i gdzieś pojechała.

 

*

 

– Rozbitego Jaguara znaleziono niedaleko rzeki. Dziewczyna mogła być w szoku i wpaść do wody. Nurt zapewne zaniósł jej ciało do morza – dodała Emma po rozstaniu z duchem. Jimmy skinął głową.

Przed opuszczeniem rezydencji, wręczył starszej gosposi swoją wizytówkę.

– Proszę się dogadać z pozostałymi pracownikami i ze mną skontaktować. Zapisy wizyt u psychologów i spalone pomieszczenie wystarczą, by posłać Robertsa do więzienia za przemoc psychiczną – powiedział, a zaskoczona kobieta skinęła głową.

Śledczy udali się na miejsce wypadku. Tam spotkali ducha policjanta. Po wymianie uprzejmości, przeszli do właściwej rozmowy.

– Kiedy zszedłem na zawał, wiedziałem, że nikomu się nie przydam. Mimo to wciąż zachowywałem się, jakbym był w pracy – wyjaśniło widmo.

– Czyli wie pan, co tutaj zaszło? – spytał Jimmy.

– Oczywiście. Jednak zanim powiem więcej, chciałbym żebyście coś dla mnie zrobili, inaczej nie będę mógł odejść w spokoju.

– Co takiego?

– Mojego syna po szkole napadają chuligani, wyłudzając pieniądze. Mszczą się za mnie. Gdyby ktoś się z nimi rozprawił, to byłbym wdzięczny.

– Mamy zgłosić sprawę na policję? – spytała Emma.

– Nie. Byłem policjantem, więc wiem, ile mogą. Znam też myślenie  łobuzów i działanie sądownictwa. Skopanie tyłków to najlepsza opcja.

– Kiedy syn kończy lekcje? – spytał Jimmy.

– Już niebawem, ale powinniśmy zdążyć.

– Prowadź pan.

Duch wskazał miejsce, w którym czekali chuligani. Kiedy otoczyli chłopca, śledczy wszedł między nich.

– A ty co, typie? Fikasz? – spytał jeden z wyrostków.

– Nie podoba mi się, jak traktujecie tego chłopca, dlatego ostrze mojego miecza was osądzi.

– On chyba coś brał – zaśmiał się łobuz, ale po chwili mina mu zrzedła. Jimmy doskoczył do wrogów, a następnie popisał się kanonadą ciosów i wykopów. Po chwili, wszyscy chuligani leżeli na ziemi.

– Wybacz spóźnienie, młody. Twój tata jakiś czas temu poprosił mnie, bym się tobą zajął, więc jeśli będzie dziać ci się krzywda, to dzwoń pod ten numer – wyjaśnił śledczy, wręczając chłopcu wizytówkę. – A teraz zmykaj do domu, bo mama się pewnie martwi.

– Dziękuję panu – odpowiedziało dziecko i się oddaliło.

– Dziękuję – powtórzył duch. – Jeszcze tylko spełnię obietnicę i w końcu będę mógł odejść. Udajcie się do Woodgreen na Lumberjack Street jeden. Tam szukajcie odpowiedzi – wyjaśnił i zniknął. 

– Niech zgadnę, prochowiec to zbroja, deerstalker to hełm, karate to miecz, a ja zapewne jestem giermkiem?

– Zgadza się! Szanuję, że nie nazwałaś deerstalkera czapką – powiedział z uśmiechem. 

We wskazane miejsce udali się następnego dnia.

– Masz wyciszony telefon? – spytała.

– Nie, bo w każdej chwili mama może zadzwonić.

– Zwariowałeś? Tym bardziej powinieneś wyciszyć. Co jeśli zadzwoni w najgorszym momencie, na przykład jak będziemy się podkradać albo ukrywać?

– Będzie wyzywać jak nie odbiorę! Ty nie znasz mojej mamy.

– Daj telefon, porozmawiam z nią.

– Oszalałaś? Nie wiesz, w co się pakujesz – wystękał z przerażeniem, ale dziewczyna się uparła.

– Dzień dobry, jestem asystentką Jimmy'ego. Jesteśmy obecnie w trakcie ważnej misji, dlatego pani syn musi wyciszyć telefon – powiedziała stanowczo. – W przyszłości może dojść do podobnych sytuacji, dlatego proszę się nie dziwić, jeśli nie będzie odbierał. Zresztą każdy potrzebuje prywatności. Ale proszę się nie martwić, jest pod moją opieką, rozumie pani?

– Tak, rozumiem, przepraszam i do widzenia – zabrzmiał drżący głos w słuchawce.

– Do widzenia. – Dziewczyna rozłączyła się.

– Niesamowite! Jeszcze nikt nie postawił się mojej mamie, a ty nawet nie dałaś jej dojść do słowa.

– To powinno załatwić sprawę. Masz, wyciszyłam. – Oddała smartfona. Następnie udali się w miejsce docelowe. Podkradli się pod okna drewnianej chatki i zajrzeli do środka. Spodziewali się ujrzeć melinę, ale wnętrze okazało się przytulne.

Po pokoju kręciła się młoda, skromnie ubrana dziewczyna o włosach w mysim kolorze. Jej oczy były brązowe, podobnie jak oprawki noszonych okularów. Jimmy w myślach określił ją mianem szarej myszki.

– To ona – powiedziała Emma.

– Kto?

– Daisy.

– Co?

– Przyjrzyj się uważnie i porównaj ze zdjęciem. Przefarbowała włosy, nosi soczewki i okulary zerówki, ale mimiki twarzy nie da się zmienić.

– Rzeczywiście! To co, wchodzimy? – spytał, ale giermek już pukał do drzwi.

Gdy Daisy otworzyła, na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.

– Tak? – rzekła niepewnie.

– Daisy Roberts, prawda? – spytał Jimmy, a dziewczyna już chciała zatrzasnąć drzwi, ale śledczy zdążył wsunąć stopę. – Chcielibyśmy tylko porozmawiać.

– D…dobrze, niech państwo wejdą.

Dwójka detektywów rozsiadła się na białej, skórzanej sofie.

– Błagam, niech państwo tego nie zgłaszają, mam pieniądze, zapłacę, tylko nie mówcie mojemu ojcu. Nie chcę mieć z nim więcej do czynienia!

– Pani ojciec źle traktuje ludzi i zapewne pójdzie siedzieć, a pani zeznania mogą być w tej sprawie kluczowe. Dlatego proszę nam wszystko dokładnie opowiedzieć, a obiecujemy, że nie zadziałamy na pani niekorzyść – wyjaśniła spokojnie Emma.

– No dobrze. Ojciec nie akceptował mojego narzeczonego. Raz nawet uderzył mnie w twarz i wykrzyczał, że nie zgodzi się, by syn jego konkurenta został moim mężem. Zamiast tego chciał mnie swatać z jakimś starym dziadem, z którym próbował nawiązać współpracę. Dlatego z narzeczonym uknuliśmy plan. Sprowokowałam w nocy kłótnię z ojcem i udałam, że jestem pijana. Następnie celowo rozbiłam jego auto niedaleko rzeki. Narzeczony mnie stamtąd zabrał. Miało tak wyglądać, że pod wpływem szoku wpadłam do rzeki, a nurt porwał ciało. Liczyliśmy, że sprawa ucichnie i zaniechają śledztwa. Dlatego moja oferta jest aktualna. Proszę. To dane mojego narzeczonego. – Wręczyła kartkę z informacjami. – Wystarczy się z nim skontaktować, powołać na mnie i podać numer konta. Przeleje przynajmniej dwa miliony.

– Nie brałbym pieniędzy, ale wywalą mnie z roboty, jak nie rozwiążę tego śledztwa, więc taki układ mi pasuje. To moja wizytówka. Na wypadek, gdyby ktoś z państwa chciał zeznawać w sądzie – powiedział Jimmy i wyszedł z Emmą.

– Co dalej? – spytała.

– Cóż, śledztwa oficjalnie nie udało się dokończyć, więc do pracy nie wrócę. Ale mamy wystarczająco pieniędzy, by założyć własną agencję. Dzięki twoim mocom, możemy pomagać zarówno żywym, jak i duchom. Pytanie, czy ci to odpowiada?

– Jestem za, ale pamiętasz, że uciekłam ze szpitala i mnie szukają?

– Wystarczy jak im powiesz, że nie widzisz zjaw, tylko chciałaś zrobić na złość rodzinie. W razie czego przekonam ordynatora pieniędzmi lub wykorzystam jego słabość do alkoholu.

– Zgoda.

– Super, to jest jeszcze jedna sprawa.

– Jaka?

– Jestem ci winny przeprosiny.

– Za co?

– Miałem u swego boku księżniczkę, a nazwałem ją giermkiem. Czy zatem pozwoli mi pani naprawić błąd i da się zaprosić na randkę?

– Potraktuj to jako odpowiedź, rycerzu – powiedziała całując go w policzek.

– Aaa, babcia?!

– A co mówiłam? Nie odejdę, dopóki nie przedstawisz mi jakiejś panny – rzekło widmo.

– Była w moim mieszkaniu, prawda? – spytał, a Emma skinęła głową.

– Nie martw się, wnusiu. Nie podglądałam cię, jak szedłeś do łazienki, ani gdy brakowało ci kobiety.

– Dość! – krzyknął, a dziewczyna zachichotała.

– Prawda, wreszcie mogę w spokoju odejść. Miło cię było poznać, Emmo. Dbaj proszę o tego nicponia.

– Dobrze, będę – odpowiedziała, a duch uśmiechnął się i zniknął.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć Amon

ciekawy gif :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Mordoc!

Przeczytałam z przyjemnością, to była miła rozrywka. Akcja raźno rwie do przodu i kończy się baśniową puentą. Łatwo Twoim bohaterom przychodzi rozwiązywanie nagromadzonych problemów. Aż im zazdroszczę :)

Konstrukcja tekstu jest całkiem dobra, nie ma zbędnych postaci ani opisów, a zakończenie bardzo zgrabne.

Są natomiast błędy na poziomie językowym i brakuje gdzieniegdzie ogonków przy samogłoskach oraz przecinków, np:

 

wizyta na rezydencji Robertsa

wizyta w rezydencji

 

Nie wiem dlaczego, ale rozczuliło mnie zdanie:

Nurt zapewne zaniósł jej ciało do morza

Pozdrawiam!

 

 

 

Cześć Krokus, dzięki za wizytę :)

 

Cześć Chalbarczyk!

Dzięki za wizytę i komentarz. Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało :)

 

wizyta w rezydencji

Już poprawiam. Jak pisałem i czytałem, to kilka razy zatrzymywałem się w tym miejscu i czułem się trochę jak w tym memie: https://imgflip.com/memegenerator/Two-Buttons

Niestety wybrałem złą opcję :(

 

Nie wiem dlaczego, ale rozczuliło mnie zdanie:

Hm, ciekawe, ale chodzi o to, że coś z nim jest nie tak?

 

Łatwo Twoim bohaterom przychodzi rozwiązywanie nagromadzonych problemów. Aż im zazdroszczę :)

Widzenie duchów ułatwia sprawę :)

Ale mam nadzieję, że to nie jest duży minus.

 

Pozdrawiam :)

“nurt zaniósł jej ciało do morza” – brzmi to z jednej strony patetycznie, a z drugiej to nieco surrealistyczny obraz laugh

brzmi to z jednej strony patetycznie, a z drugiej to nieco surrealistyczny obraz laugh

Aha, w tym sensie, rozumiem. Dzięki za wyjaśnienia :)

Cześć, Mordocu!

 

Tekst odbieram jako parodię historii detektywistycznych. Wydaje mi się jednak, że jest sporo fragmentów, gdzie silisz się na dowcip. Oczywiście poczucie humoru to sprawa niezwykle subiektywna, ale chyba za bardzo starałeś się, aby humor wybrzmiał z odpowiednia mocą i jak dla mnie przedobrzyłeś (np. cała scena u Cyganki).

Dialogi takie sobie. Mało naturalne, moim zdaniem rzecz jasna, np. to zagadanie o dziadków. Wiem, że to pod końcowy twist, ale i tak dziwne były te rozmowy głównych bohaterów. ;-)

Czy samobójcy faktycznie niczego nie żałują? Ta teza wydaje mi się nieuzasadniona. 

Co duch policjanta robił na miejscu wypadku? (Rozumiem, że zachowywał się, jakby nadal był policjantem, ale czy teren jego działań ograniczał się akurat do miejsca, do którego zmierzali bohaterowie?) Czy szkoła syna policjanta była tuż obok miejsca wypadku? (można odnieść wrażenie, że przeszli kilka metrów i oto objawiło się miejsce pojedynku z nastolatkami). Skąd duch policjanta znał rozwiązanie zagadki? 

Bohaterom idzie zbyt łatwo (ucieczka ze szpitala króluje w tym względzie, choć rozwiązanie zagadki niewiele ustępuje). Sumarycznie tekst mnie niestety nie porwał.

Wykonanie całkiem niezłe, choć czytałem z komórki, więc nie skupiałem się przesadnie na technikaliach. 

 

Życzę Ci, abym pozostał ze swoją opinią w zdecydowanej mniejszości oraz oczywiście powodzenia w konkursie! ;-) Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Cześć FilipWij!

 

Dzięki za komentarz i opinię :)

 

za bardzo starałeś się, aby humor wybrzmiał z odpowiednia mocą i jak dla mnie przedobrzyłeś (np. cała scena u Cyganki).

 W scenie u Cyganki chyba akurat nie chciałem dawać humoru, ale głowy nie daję, bo pisałem to ze 3 tygodnie temu. W każdym razie była ona po to, żeby pokazać, że bohater chwyta się brzytwy i w tym przypadku mu się nie udaje, ale jednocześnie była to też okazja by zademonstrować jego umiejętności i talenty.

 

Tekst odbieram jako parodię historii detektywistycznych.

Pół na pół. Chciałem pokazać, że niektóre cechy bohatera mogą utrudniać mu życie pomimo talentów w konkretnej dziedzinie, dlatego ważne jest, by mieć odpowiedniego partnera, który te braki uzupełni. Po drodze chciałem pokazać, że skreślany bohater nie jest głupi i ma wiele cech dobrego detektywa, a w dodatku dzięki desperacji i niekonwencjonalnym metodom (poleganie na duchach) i współpracy z właściwą osobą, jest w stanie rozwiązać śledztwo, któremu nie podołali najlepsi.

 

Dialogi takie sobie. Mało naturalne, moim zdaniem rzecz jasna, np. to zagadanie o dziadków. Wiem, że to pod końcowy twist, ale i tak dziwne były te rozmowy głównych bohaterów. ;-)

To jeden z tych momentów, które chciałem napisać nieco inaczej, ale ograniczał mnie limit, dlatego wyszedł mi nienaturalny infodump.

 

Czy samobójcy faktycznie niczego nie żałują? Ta teza wydaje mi się nieuzasadniona. 

Chodziło mi o to, że ludzie, którzy giną w wypadku, a także umierają naturalnie, nie mają wystarczająco czasu na dokończenie wielu spraw, podczas gdy samobójcy najczęściej mówią sobie “nieważne, nie chce już tu być”, chcą skończyć obecne życie i być może zacząć nowe. Zresztą zaczynanie “nowego” życia (wyprowadzka itp.) też często wiąże się z podejściem porzucenia przeszłości. I w moim zamyśle właśnie takie ma większość samobójców. Celowo użyłem w tekście słowa “większość”, a nie “wszyscy”.

 

Co duch policjanta robił na miejscu wypadku?

To kolejne miejsce, w którym limit dawał mi się we znaki. Początkowo policjant miał być nieco bardziej rozbudowany. Miał lubić spoglądać na drogę lub rzekę (miejsce, do którego lubił za życia przychodzić z rodziną, bo mieszkali blisko), a po zaobserwowaniu akcji z Daisy miał podążyć jej śladem, by zbadać sprawę. Ten fragment nie tylko miał pchnąć śledztwo do przodu, ale także pokazać, że duchy mają swoje niedokończone sprawy, a bohaterowie są w stanie im pomóc.

 

Bohaterom idzie zbyt łatwo (ucieczka ze szpitala króluje w tym względzie

Czy aż tak łatwo, to się nie zgodzę. Jimmy najpierw zrobił porządny reasearch/rozeznanie w internecie i dowiedział się wiele na temat pracowników szpitala z ich profilów na portalach społecznościowych. Między innymi dlatego wiedział, kiedy recepcja jest pusta.

Wtedy przeszkodził mu okularnik, więc mówiąc przekonującym tonem, wykorzystał nazwisko ordynatora szpitala, by zyskać na wiarygodności. Dowiedział się wówczas, że pracownicy są świadomi słabości ordynatora Johnsona do alkoholu. Wyjście też nie było takie proste, bo kobieta z recepcji ich zatrzymała, ale Jimmy ponownie zastosował grę aktorską, podał nazwisko ordynatora i wykorzystał jego słabość do alkoholu. Jego ton był na tyle agresywny i stanowczy, że kobieta uwierzyła. Przy okazji to był już początek współpracy jego i Emmy, ponieważ dowiedział się od niej, że okularnik ma dyżur w innym miejscu.

 

 

Życzę Ci, abym pozostał ze swoją opinią w zdecydowanej mniejszości

Dzięki, aczkolwiek znając życie podejrzewam, że będzie odwrotnie ;)

 

powodzenia w konkursie!

Przyda się, ale zbyt wiele sobie nie obiecuję :p

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Alicella!

Dzięki za odwiedziny :)

 

 

Dzięki za wyjaśnienia. No, limit często się daje we znaki, ale też uczy zwięzłości. Mogłeś jednak jeszcze dosypać te 5k znaków i spełnić później warunek komentarzowy. Mi się teksty konkursowe komentuje znacznie przyjemniej, nawet jak sam nie biorę udziału. ;-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Mogłeś jednak jeszcze dosypać te 5k znaków i spełnić później warunek komentarzowy

Właśnie, skoro przy tym jesteśmy. Widziałem taką wzmiankę:

minimum 50% tekstów opublikowanych z tagiem konkursowym pozwala na zwiększenie limitu o 5000 znaków.

Mógłbyś mi wyjaśnić, jak to działa i kiedy jest liczone?

W ostatnim dniu konkursu liczone jest, ile opowiadań opublikowano w okresie konkursu i sprawdzane, jaki procent z nich ma tag konkursowy? Czy jak to wygląda?

Ja bym liczył to w ten sposób, że musisz do 27.09.2021 r. po prostu skomentować przynajmniej połowę tekstów, które biorą udział w konkursie (czyli nie brałbym pod uwagę tych, które pojawią się po terminie [20.09.2021 r.], ale „profilaktycznie” trzeba by liczyć te, które wrzucono terminowo i mają ponad 30k znaków [nie więcej niż 35k], zakładając a priori, że Autor skomentuje ponad 50% tekstów ;-)).

Stosując wykładnię literalną, trzeba by po prostu skomentować do 27.09.2021 r. co najmniej połowę tekstów, które mają tag konkursowy (także zatem te, który pojawią się z tagiem po 20.09.2021 r. lub będą dłuższe niż 35k znaków). Wydaje mi się to jednak trochę dziwne, ponieważ byłby to wymóg konkursowy komentowania również tych tekstów, które w konkursie nie są brane pod uwagę. ;-)

Tak ja to widzę, ale oczywiście, w razie wątpliwości, najlepiej odwołać się do wykładni autentycznej, czyli zapytać Organizatorów (swój tekst już jednak wrzuciłeś, więc byłoby to już niestety pytanie czysto teoretyczne). ;-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Oki, dzięki za wyjaśnienia, na przyszłość będę pamiętać, żeby aż tak się nie spieszyć :)

Known some call is air am

Cześć Outta Sewer, dzięki za odwiedziny :)

Historia, którą opowiadasz ma ręce i nogi, i pod tym względem jest nawet nieźle. Widać, że włożyłeś dużo serca w ten tekst, że pisanie sprawiło Ci frajdę, i że się postarałeś, aby w miarę swoich możliwości ten tekst dopieścić.

Niestety widać też, żeś autorem jest młodym i początkującym.

Młodym znać po języku, a początkującym po wykonaniu.

 

Pozwól, że nie będę się znęcać nad detalami, a raczej wyeksponuje Ci to, na co powinieneś zwracać szczególną uwagę.

 

Grzech numer jeden: “być”

 

To jest to! Zmiana podejścia. Nie jestem detektywem, tylko rycerzem ratującym księżniczkę. W sumie jest dość bogata, więc się zgadza – analizował.

Wczoraj byłem u wróżki, ale to była oszustka.

Nadużywasz tego czasownika. Pamiętaj, że “być” i “mieć” to czasowniki bezpłciowe, miałkie i nieatrakcyjne. O ile stosowanie ich raz na jakiś czas nie jest problemem, o tyle ich nadmiar zwyczajnie dyskwalifikuje tekst. Jako początkującemu autorowi radzę ćwiczyć pisanie tekstów bez tych czasowników, tak by Ci to weszło w krew.

 

Grzech numer dwa: “jakiś”, “gdzieś”

Do operatora, załatwić ci nowy numer i smartfona. Po drodze kupię też łóżko polowe i jakieś dresy. A właśnie, jakie rozmiary nosisz?

– Tu gdzieś powinny być metki. O, są! Spisz sobie.

– Dzięki, to się rozgość. W lodówce powinno być jakieś żarcie, a ja za jakiś czas wrócę.

– Tak. Jakiś czas temu spotkałam mężczyznę, który zasnął za kółkiem. Podobno miał jakieś zadania w pracy do dokończenia.

Kolejne niekonkretne słowa, których warto unikać. Zamiast pisać “jakiś”, daj konkretny przymiotnik (kolor, zapach, dźwięk), coś, co podziała na wyobraźnię i co sprawi, że opisywany przedmiot przestanie być bezpłciowy. 

 

Nie “jakieś żarcie”, tylko wymień konkretną potrawę

“podobno miał jakieś zadania” – czy może być bardziej niekonkretne sformułowanie? Napisz konkretnie jakie zadania. Najlepiej coś nietypowego, by czytelnika zaciekawić

 

 Grzech numer trzy: infodumpy i streszczenia

 

Masz w tekście wiele mało atrakcyjnych fragmentów, w których streszczasz działania bohatera i tłumaczysz za niego jego motywacje. Np. tutaj

Po powrocie, był przybity przez poczucie zmarnowanego dnia. Chciał zatem połączyć przyjemne z pożytecznym grając w grę o ninjach, ale zmienił zdanie. Wspomniał słowa szefa o fikcyjnych autorytetach. Dlatego obejrzał filmik, w którym agentka kontrwywiadu oceniała poczynania kinowych szpiegów. Sporządził notatki, a następnie sięgnął po gazetę, by uważniej przyjrzeć się artykułowi o dziewczynie widzącej duchy. Kiedy wyczytał nazwę szpitala, wpisał ją w wyszukiwarkę. Na podstawie analizy zdjęć wnętrza, a także satelitarnych zewnętrznych, sporządził orientacyjną mapę budynku. Następnie zapoznał się z informacjami zawartymi na stronie placówki i opiniami znalezionymi w sieci. Na końcu przyjrzał się prywatnym profilom pracowników na portalach społecznościowych

 

Takie fragmenty są mało atrakcyjne z punktu widzenia czytelnika. Unikaj ich. Motywacji bohatera najlepiej w ogóle nie tłumaczyć, ona powinna wynikać z jego działań. Na ich podstawie czytelnik ma wydedukować, co się w głowie bohatera dzieje. Ty zaś, zamiast tłumaczyć, co bohater zrobił i dlaczego, wejdź w jego skórę. Bądź jego oczami, uszami, dotykaj za niego, prowadź dialogi. Reszta ma wynikać z kontekstu i akcji. 

 

Grzech numer cztery: łopatologia

Gdy nastał ranek, Jimmy wciąż smacznie spał. Był to skutek zbyt długiego grania na komputerze.

Nie musisz tego tłumaczyć. Przecież w poprzedniej scenie wspomniałeś, że zamierza grać. Więc rano wystarczy, że pokażesz go jak wstaje z podkrążonymi oczami, a czytelnik zakuma, o co chodzi.

 

Jest jeszcze kilka pomniejszych kwestii technicznych, ale myślę, że na razie wystarczy.

Nie wszystko na raz, bo to nie o to chodzi. Zapamiętaj to co powyżej, a biblioteka będzie na wyciągnięcie ręki, bo pomysły masz dobre, teraz czas byś zaczął ubierać je w ładną formę. ;)

 

Powodzenia w konkursie.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Cześć Chrościsko!

Dziękuję za odwiedziny i rady :)

Mam też kilka pytań.

 

Odnośnie wyrazów “być”, “jakiś” itp. Staram się ich unikać, ale powyżej występują w dialogach/ wypowiedziach bohaterów. Myślałem, że tego typu sformułowania nadadzą im naturalności, ponieważ ludzie normalnie wypowiadają się w ten sposób – “eee, coś tam mam w lodówce… chyba” a nie “na 100% mam puszkę z marchewką i imbirem!”. Przykładowo potrawy, które bohater miał w lodówce wydawały mi się niepotrzebną informacją, dlatego nie chciałem być przesadnie szczegółowy. Jak zatem to w tej kwestii wygląda?

 

Masz w tekście wiele mało atrakcyjnych fragmentów, w których streszczasz działania bohatera i tłumaczysz za niego jego motywacje. Np. tutaj

W jaki sposób powinienem to przedstawić/ opisać?

W przytoczonym przykładzie chciałem ukazać jak działa umysł Jimmy’ego (śledczego) oraz jak wyglądają jego przygotowania do zadania. 

 

Pozdrawiam :)

 

Co do naturalności dialogów, to owszem, masz trochę racji. Powinny być naturalne, ale też atrakcyjne dla czytelnika. Sama naturalność nie wystarczy.

Przysłuchaj się pierwszej lepszej rozmowie w autobusie. Ona będzie w 100% naturalna, ale czy atrakcyjna?

Musisz znaleźć złoty środek, by były jednocześnie naturalne i atrakcyjne w formie i treści.

 

Odnośnie przytoczonego fragmentu, to można by opisać to na przykład tak:

 

 Wrócił przybity poczuciem zmarnowanego dnia. Westchnął, rzucił plecak w kąt i odpalił konsolę. Na ekranie zamigotały zielone skorupy żółwi. Już miał wcisnąć ten relaksujący zielony przycisk na padzie, gdy kciuk odmówił współpracy. Słowa szefa o fikcyjnych autorytetach wciąż wracały echem i nie dawały spokoju. Nie odpuszczę – obiecał sobie.

Zaczął od filmiku, w którym agentka kontrwywiadu oceniała poczynania kinowych szpiegów. Sporządził notatki. Następnie sięgnął po gazetę z artykułem o dziewczynie widzącej duchy. Wpisał w wyszukiwarkę nazwę szpitala, obejrzał zdjęcia wnętrza, a także satelitarne okolicy, po czym sporządził orientacyjną mapę budynku.

Dalej działał już niemal bezwiednie: informacje ze strony placówki, opinie w sieci, lista personelu. Palce tańczyły na klawiaturze. Na monitorze co rusz wyświetlały się profile z portali społecznościowych.

 

(to taki przykład pisany na szybko)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Bardzo Ci dziękuję, Chrościsko, za rzeczowe wyjaśnienie tematu. Chyba powoli zaczynam rozumieć i na pewno wezmę sobie Twoje rady do serca.

Pozdrawiam :)

Przeczytałam i cóż, nie porwało mnie.

Nawet przy założeniu, że tekst ma być humorystyczny i/lub parodią, nie kupowałam ciągu zdarzeń. Fabuła jest tak poprowadzona, że bardziej niż parodię, przypomina czyjś pierwszy kryminał. Rozumiem, że limit uwierał przy pisaniu, bo sama przez to przechodziłam wiele razy. Jeśli mogłabym coś doradzić, to skróciłabym scenę wizyty u fałszywej wróżki do trzyzdaniowej wzmianki, bo nic nie wznosi do fabuły, poza ukazaniem zajefajności bohatera jako demaskatora oczywistych oszustów.

Co do Jimmiego, nie przekonał mnie. Ekscentryczni detektywi lub śledczy w dołku są fajnymi postaciami, ale trzeba sprawić, by czytelnik polubił ich za coś więcej. Do tego takich niezwykle łatwo przedstawić jako buców i przykro mi to mówić, ale tu wyszło tak samo.

Temat konkursowy: widzę zarysowany motyw, ale nie mnie oceniać, jak spełnia warunki.

Tak z pozytywów: duch babci był całkiem fajny. :-)

Pozdrawiam i życzę szczęścia przy następnych próbach!

Cześć!

Sympatyczny tekst, miejscami może, jak dla mnie, zbyt absurdalny, a bohater, pomimo rycerskich zapędów, nie ma skrupułów, by przyjąć dwa miliony za milczenie. Mimo to podobało mi się.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć Ajzan!

 

Dzięki za wizytę i komentarz. 

 

Jeśli mogłabym coś doradzić, to skróciłabym scenę wizyty u fałszywej wróżki do trzyzdaniowej wzmianki, bo nic nie wznosi do fabuły, poza ukazaniem zajefajności bohatera jako demaskatora oczywistych oszustów.

Chciałem też pokazać, że bohater chwyta się wszystkiego, co możliwe i w tym przypadku skończyło się to fiaskiem.

 

Do tego takich niezwykle łatwo przedstawić jako buców i przykro mi to mówić, ale tu wyszło tak samo.

Trochę nie rozumiem tego zdania. Chodzi Ci o to, że bohater wyszedł na buca?

 

Pozdrawiam :)

 

Cześć Atreju!

Dzięki za wizytę i komentarz.

bohater, pomimo rycerskich zapędów, nie ma skrupułów, by przyjąć dwa miliony za milczenie.

To było milczenie w dobrej sprawie, więc po prostu potraktował te pieniądze jako podarunek lub zapłatę za przeprowadzenie śledztwa przeciwko ojcu Daisy. Biorąc pod uwagę jego moralność, istnieje opcja, że w przyszłości zwróci pieniądze, ale to już takie moje dopowiedzenie :)

 

Pozdrawiam :)

 

Jedynie skupiony na zadaniu, Jimmy był wobec tego obojętny.

Hmm, a ten przecinek to czemu ma służyć?

 

"Jakoś to będzie. Jeden dzień na szperanie w necie, drugi na rozeznanie w terenie, trzeci na przesłuchanie świadków. I zostaną jeszcze cztery dni, na pewno się uda" – rozmyślał, krocząc przez bazarek.

Mijał właśnie stragan z owocami i warzywami.

– Nie ma szans, by się udało! – krzyknął na tyle głośno i niespodziewanie, że sprzedawca zieleniny aż się wzdrygnął. – Bo niby jak mam w tydzień rozwiązać sprawę, której najlepsi nie ogarnęli w rok? – powiedział przygaszony, spoglądając pytająco na nieco przestraszonego handlarza.

Tak to powinno być porozbijane. Nie zapisuje się myśli i dialogu w tym samym akapicie.

 

Po zakupie, (BEZ PRZECINKA)Jimmy dał spokój sprzedawcy warzyw i poszedł dalej, nie zwracając uwagi na wyraźną ulgę na twarzy mężczyzny.

Czytałam na czytniku, więc porządnej łapanki nie będzie, ale widzę, że masz trochę problemów z przecinkami, zaimkami i powtórzeniami. Zastanów się nad betą.

Samo opko mi się podobało, trochę to parodia, trochę romantyczna komedia, zdrowo podlana sosikiem absurdu. I absurd właśnie sprawia, że czepy w kwestii prawdopodobieństwa zdarzeń IMO kompletnie nie mają sensu. Czytało mi się naprawdę fajnie, parę razy się uśmiechnęłam i generalnie miło spędziłam czas :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka_Luz!

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Hmm, a ten przecinek to czemu ma służyć?

Ten przecinek jest manifestacją braków autora ;]

Już poprawiam.

 

Tak to powinno być porozbijane. Nie zapisuje się myśli i dialogu w tym samym akapicie.

Poprawiłem, jeśli dobrze wszystko zrozumiałem, to teraz powinno być dobrze :)

Czytałam na czytniku, więc porządnej łapanki nie będzie, ale widzę, że masz trochę problemów z przecinkami, zaimkami i powtórzeniami. Zastanów się nad betą.

Tak, jestem świadom swoich braków w tej dziedzinie i staram się nad nimi pracować.

 

Myślałem nad betą, ale jestem na forum stosunkowo krótko, więc nie znam za bardzo ludzi i nie wiem, komu mógłbym zawracać głowę, dlatego póki co publikuję i biorę na klatę wszelką krytykę. 

 

Samo opko mi się podobało, trochę to parodia, trochę romantyczna komedia, zdrowo podlana sosikiem absurdu. I absurd właśnie sprawia, że czepy w kwestii prawdopodobieństwa zdarzeń IMO kompletnie nie mają sensu. Czytało mi się naprawdę fajnie, parę razy się uśmiechnęłam i generalnie miło spędziłam czas :)

Bardzo dziękuję za miłą opinię i cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu, a nie było stratą czasu :)

Co do prawdopodobieństwa zdarzeń, to chociażby scena z policjantem miała wyglądać nieco inaczej, ale limit gryzł mnie dość mocno, więc wiele rzeczy po prostu przyspieszyłem i uprościłem :(

 

Pozdrawiam :D

Dobrze się czyta :-)

R.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki za wizytę, Radek :)

Hej, hej

Podpisuję się pod komentarzem Chrościska. Wykonanie pozostawia wiele do życzenia, ale, ogólnie, nie jest źle.

Twój detektyw to ekscentryk i człowiek zdolny do zarówno świetnych pomysłów, jak i zupełnie głupich zachowań. Nie irytował, był raczej pociesznym kolesiem, który się stara, tylko nie zawsze mu wychodzi.

Początek mnie nawet zainteresował, ale im dalej, tym było ciut gorzej. Niektóre sceny są zupełnie zbędne – wizyta u cyganki, inne wydłużone – szczególnie szpital. Ponadto narzekasz na limit, ale w tym konkursie za skomentowanie minimum 50% innych tekstów dostajesz 5k znaków więcej ;)

Humor lekki, niekiedy na granicy zażenowania, w ogóle całe opowiadanie utrzymałeś w sielankowym tonie (prócz zdania o gwałcie, to mnie wytrąciło). Wszystkie przygody bohatera i asystentki kończą się dobrze, praktycznie nie ma problemów, każdy pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę. To utrudnia związanie się z postaciami, bo nie ma poczucia zagrożenia.

Jednak, gdyby to oszlifować, to z pewnością wyszłoby całkiem przyjemne opowiadanie.

Scena na targu z handlarzem mnie rozbawiła :)

Cześć Zanais!

Dzięki za wizytę i komentarz.

 

Wszystkie przygody bohatera i asystentki kończą się dobrze, praktycznie nie ma problemów

Niektóre sceny są zupełnie zbędne – wizyta u cyganki

Właśnie ta scena u cyganki miała pokazać, że pierwszy trop okazuje się zbędny, a pętla na szyi w postaci kurczącego się czasu, się zaciska.

 

Ogólnie później miało też być trochę trudniej, mylne tropy, duchy, które mają wymagania do spełnienia itp. Cała scena z policjantem miała inaczej wyglądać, ale niestety limit jest limit.

Ponadto narzekasz na limit, ale w tym konkursie za skomentowanie minimum 50% innych tekstów dostajesz 5k znaków więcej ;)

Dzięki, właśnie nie rozumiałem tego, więc postanowiłem spróbować zmieścić się w pierwotnym limicie. Jeśli w przyszłości wezmę udział w jakimś konkursie, to będę mądrzejszy o tę wiedzę :)

 

Początek mnie nawet zainteresował

Scena na targu z handlarzem mnie rozbawiła :)

Co tu dużo mówić, początek pisałem normalnie, a dalej zastanawiałem się jak to napisać, żeby zmieścić się w limicie. Dlatego nie dziwię się takim opiniom, ale jednocześnie cieszę się, że przynajmniej te lepsze fragmenty opowiadania mogły się podobać.

 

Pozdrawiam :)

 

Mnie się akurat wizyta u cyganki bardzo podobała (a szczególnie czerpanie wiedzy z mediów społecznościowych). Opowiadanie miało głównie rozbawić i myślę, że spełniło swoje zadanie. 

To w jaki sposób detektyw sobie poradził w szpitalu było zabawne, ale, moim zdaniem, również możliwe (tak!). Czytałem kiedyś książkę podróżniczą, w której autor opisuje, jak metoda z “tupetem jak taran” kilka razy uratowała mu życie. Przypomniałem sobie o tym, podczas lektury Twojego opowiadania.

Jako minus wskazałbym nazbyt galopującą akcję – szczególnie widać to w dialogach oraz pod koniec opowiadania. Rozumiem, że w znacznej mierze wynikało to z limitu słów.

Pozdrawiam!

Początek wprost kipi parodią i absurdalnym poczuciem humoru, które z braku lepszego słowa nazwałbym “kreskówkowym” – to nie jest wada, po prostu tak mi się kojarzy. Dalej jest już trochę spokojniej, ale poczucie absurdalności całej sytuacji pozostaje. 

 

Warto pomyśleć nad przeredagowaniem części dialogów, brzmią nieco sucho, szczególnie rozmowa o dziadkach. Skoro jesteśmy przy tym fragmencie, to dziewczyna-medium dosyć późno orientuje się, że facet może być jakimś zboczeńcem. 

 

– Posiadłość jest daleko za miastem, a autobusy tam rzadko jeżdżą. Jak złapiemy najbliższy, to dotrzemy dość późno. Mogą nas nie wpuścić. Czyli musimy jechać rano – analizował. 

Niektóre wypowiedzi, takie jak ta, można przekazać krócej bez zdawania się w szczegóły “Jest już późno, pojedziemy tam jutro rano” – czytelnik może się domyślić reszty. 

 

Cześć Mortecius, dzięki za komentarz i opinię. Cieszę się, że humor się podobał :) Tekst z oplem był na tyle sztampowy, że nie mogłem się powstrzymać :) Co do mojego stylu, cóż ostatnio wychodzą mi takie dziwne twory, ale w sumie sam nigdy nie uważałem się za normalnego :D

 

Cześć Lupus90Gno, dzięki za wizytę i komentarz.

Cieszę się, że opowiadanie się podobało. W scenie z cyganką chciałem pokazać jak wiele ludzie publikują w mediach społecznościowych oraz jak łatwe do zdobycia i jednocześnie niebezpieczne mogą być to informacje. A co do infiltracji szpitala w dużym stopniu inspirowałem się filmikiem dołączonym do wstępu.

Co do gnającej akcji, niestety jest tak jak mówisz, limit zrobił swoje, a ja byłem na tyle głupi, że nie zrozumiałem, że mógłbym skomentować 50% tekstów i dosypać chociaż 5k znaków więcej. No nic, Polak mądry po szkodzie :)

 

Cześć Fladrif, dzięki za opinię i komentarz. To w sumie mój drugi tekst konkursowy i w obu przypadkach wyszedł mi gatunek parodii i absurdu, ale w sporym stopniu było takie założenie, więc chyba wyszło pod tym względem w miarę dobrze :)

 

Skoro jesteśmy przy tym fragmencie, to dziewczyna-medium dosyć późno orientuje się, że facet może być jakimś zboczeńcem. 

Na początku była zaskoczona całą sytuacją, a także miała szansę wyrwania się z szarej codzienności, dlatego mogła nie pomyśleć. No i tekst o zboczeńcu miał bardziej być gagowy, może nawet pójście w stronę udawania niedostępnej, w końcu dziewczyna, która jest odcięta od społeczeństwa nie do końca radzi sobie w relacjach z innymi ludźmi.

 

czytelnik może się domyślić reszty

To muszę sobie wziąć do serca, bo czasami staram się niektóre rzeczy wyjaśniać tak na wszelki wypadek, żeby ktoś się nie doczepił “o tym nie było mowy”. A przynajmniej spróbuję wyciągnąć jakiś złoty środek.

 

 

Pozdrawiam Całą Powyższą Trójkę :)

Sympatyczny tekst, trochę zabawny, trochę absurdalny.

Jak dla mnie – bohaterom idzie za łatwo. Najpierw falstart z Cyganką, ale potem już jak po sznurku. Dobrze rzucić bohaterom jakieś kłody pod nogi, wtedy czytelnik siłą rzeczy będzie postaciom kibicować. A jak nie ma w czym… Nikt się nie ekscytuje, kiedy medaliści olimpijscy idą do sklepu po jogurt i pomidory, prawda?

Babska logika rządzi!

 

 

Cześć Finkla, dzięki za wizytę i komentarz. Początkowo miało być trochę inaczej, ale przez limit musiałem mocno uprościć tekst, dlatego bohaterom idzie tak łatwo :(

 

Cześć Koala75, dzięki za wizytę :)

 

Pozdrawiam :D

Cześć,

Komentarz ten został napisany jeszcze przed wstawieniem komentarza z jurorskim obrazkiem, zatem do tego momentu w tekście mogły zajść zmiany, których już nie śledziłem.

Cały tekst wchodzi w konwencję absurdu, ale, co najważniejsze, trzyma się tego konsekwentnie od początku do końca.

O kreacji świata nie ma w zasadzie co mówić, tym bardziej że to niemal same dialogi. Trochę brakowało mi opisów, ale fajnie, że tu również trzymałeś się konsekwentnie przyjętej formy. Bohaterowie, cóż, jak to w absurdzie, są mało wiarygodni, ale raczej spójni. Podobnie rzecz ma się z ich relacjami. Mają swoje cechy charakterystyczne, co również jest na plus.

Fabuła nie jest skomplikowana, ma też swój mały twist. Jeśli traktujemy tekst w kategorii absurdu, to niezrozumiałe zachowania się jakoś tłumaczą, ale jednak w kilku miejscach musiałem przymknąć oko na logikę. Może dobrze by było dodać tag „absurd”. W sumie nie wiem też, po co był wątek z wróżką.

Temat konkursowy został ujęty dość dosłownie, ale fajne jest to, że po drodze zostało uratowanych kilka innych „księżniczek”, co pozytywnie mnie zaskoczyło. W kontekście tytułu opowiadania wyszedł Ci najprawdziwszy Błędny Rycerz, masowo ratujący księżniczki. To największy pozytyw Twojego tekstu.

Technicznie znalazłem tylko kilka babolków, nie jest to tekst najwyższych lotów językowych, ale czytałem zaskakująco szybko.

Wyżej wspomniany brak opisów ma swój urok, ale jednak nie pozwala wczuć się w klimat tekstu, który gna na złamanie karku. To uznaję za największą wadę opowiadania.

Ogólnie tekst oceniam przyzwoicie, uśmiechnąłem się kilka razy. Pomysłowości odmówić Ci nie można.

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Mordoc! Bardzo Ci dziękuję za udział w konkursie. Na początek zaznaczę, że rozbawiłeś mnie przedmową, a więc za to masz już plus ;).

 

Zdecydowałeś się na kryminał, a żeby takie opowiadanie było dobre, to musi trzymać w napięciu. Niestety tutaj tego nie odczułam. Nie przekonuje mnie sposób, w jaki bohater dostał się do szpitala psychiatrycznego, a potem wyprowadził Emmę. Dlaczego lekarz miałby się przestraszyć krzyczącego na niego majstra i do tego przyznać, że ordynator ma problem z alkoholem? Skoro miałeś problem ze zmieszczeniem się w limicie, to myślę, że z wątku z wróżką mogłeś zrezygnować, a więcej miejsca poświecić na to, aby nieco utrudnić bohaterowi zadanie.

Główny bohater jest specyficzny z jednej strony zachowuje się infantylnie, a z drugiej wypowiada się momentami podniośle, całościowo jednak wzbudza sympatię i jest oryginalny. Rozmowa Emmy z matką detektywa wypadła nie najlepiej, ale podobał mi się za to motyw z babcią.

Koncepcja takiego nieco oderwanego od rzeczywistości detektywa, który właściwie przypadkiem rozwiązuje sprawę ma swój urok, ale zabrakło odpowiedniego dopracowania tej historii zarówno pod względem fabularnym jak i budowania napięcia. Trochę też zbyt wprost nawiązywałeś w tekście do tematu konkursowego i to nieco wybijało z lektury. Dobrze, że pokusiłeś się o niewielki twist i to nie zaginiona okazała się księżniczką.

Zdecydowanie widzę postępy w Twoim pisaniu.

Warga mu drżała, a z nią gęsty wąs kontrastujący z pustkowiem na czubku głowy.

To jest bardzo dobry opis postaci :).

 

Wyróżnienie Alicelli

Tekst wyróżnia się niebanalną kreacją głównego bohatera, który wydaje się marzycielem i może jest nawet trochę dziecinny, ale jednocześnie kieruje się wzniosłymi ideałami.

 Mordocu, otworzyłeś nasz konkurs tekstem, który w prześmiewczy sposób nawiązuje do opowieści detektywistycznych/kryminalnych. Starałeś się nasycić opowiadanie humorem, do którego mam ambiwalentny stosunek: niektóre żarty zagrały tak, jak powinny i wywołały uśmiech na moim boskim obliczu (jak na przykład scena na targu i zakup jabłek), inne natomiast odebrałem jako zapchajdziury, elementy dosyć wymuszone (fotografia z dennym, głupawym podpisem). Nie jest jednak źle i wstawki humorystyczne, które nie trafiły w mój gust, nie zdołały zrujnować przyjemności z lektury.

 

Fabułę prowadzisz nieźle. Widać, że tekst przemyślałeś, poukładałeś i wiedziałeś, o czym chcesz pisać. Na samym końcu nie zabrakło zaskoczenia, księżniczką bowiem nie okazała się poszukiwana dziewczyna, tylko ktoś zupełnie inny. Mam jednak kilka zastrzeżeń, głównie tyczących się momentów niepotrzebnych, po usunięciu których tekst nie straciłby sensu – jako przykład mogę podać wizytę u wróżki, która spełniać ma funkcję humorystyczną, ale tak naprawdę fabularnie niczego do Twojej opowieści nie wnosi. Te wady kompozycyjne wynikać mogą z pośpiechu, który widać także jeśli chodzi o wykonanie. Myślę, że w przyszłości bardzo dobrym pomysłem byłoby analizowanie krok po kroku, czy po usunięciu danej postaci/danego fragmentu tekst wybrzmiewa tak samo dobrze i nie traci sensu – jeśli traci, wtedy kasować. Dzięki takiemu zabiegowi w przypadku omawianego tekstu zyskałbyś znaki, by rozwinąć wątki zwłaszcza w drugiej połowie opowieści, gdzie akcja gna na łeb, na szyję i stosujesz dużo uproszczeń, często chodzisz na skróty.

 

Błędny rycerz pozostawia najwięcej do życzenia, jeśli chodzi o aspekt techniczny. Interpunkcja kuleje, czasami rzucał się w oczy błędny zapis dialogów, powtórzenia, byłoza i tak dalej. Twój styl jest dość prosty i nie rzuca na kolana, ale, moim boskim zdaniem, pasuje do przedstawionej historii. Bolały mnie troszkę nienaturalne miejscami dialogi, którym mógłbyś poświęcić więcej uwagi i postarać się, by wybrzmiały lepiej, bardziej przekonująco. Może, gdyby nie uwierał Cię tak mocno limit znaków, miałbyś tutaj większe pole do popisu?

 

Podsumowując, lektura była miła, nie cierpiałem czytając Twoją opowieść. Traktuję ją jako zwiastun dobrego poziomu konkursowych tekstów :) I chociaż jest nad czym pracować to uważam, że pracę tę wykonasz, jesteś bowiem ambitny, pełen chęci i pomysłów, cechuje Cię też otwartość na uwagi czytelników i wszystkie bierzesz do serca. Jestem przekonany, że przyjdzie moment, kiedy doszlifujesz swój warsztat na tyle, by prezentować swoje dość niecodzienne i ciekawe koncepcje w sposób bardzo przyjemny dla czytelnika ;)

 

Przesyłam boskie pozdrowienie, za udział w konkursie niech spotkają Cię wszelkie możliwe łaski!

Cześć Krokus, Alicella, AmonRa,

 

dziękuję każdemu z Was z osobna za wizytę, opinię i cenne wskazówki. 

 

Odniosę się do kwestii wróżki, ponieważ cała Wasza trójka zwróciła na ten motyw uwagę. 

Będący pod ścianą bohater szukał ratunku w miejscach, w których inni nie spodziewaliby się go znaleźć i stąd wybór wróżki, a także osoby rzekomo widzącej duchy. Wizyta u tej pierwszej miała być swego rodzaju falstartem, zwątpieniem wlanym w serce bohatera, a także czytelnika “a może jednak z tego nic nie będzie, a Jimmy od początku do końca skazany jest na porażkę?” – takie myśli planowałem wywołać. A przynajmniej taki był mój zamysł. 

 

Krokusie

Wyżej wspomniany brak opisów ma swój urok, ale jednak nie pozwala wczuć się w klimat tekstu, który gna na złamanie karku. To uznaję za największą wadę opowiadania.

Cóż, to już standard moich tekstów, że nie mieszczę się w limicie. Po prostu zwykle mam w głowie więcej pomysłów niż jestem w stanie zmieścić w narzuconej ilości znaków. Pomyślę nad tym. Być może w przyszłości będę pisać dwa równoległe teksty. Pierwszy bez ograniczeń i limitów, a drugi o innej fabule, ale właściwy i krótszy. 

 

Alicello

To jest bardzo dobry opis postaci :).

Bardzo się cieszę, powoli zaczynam łapać, duży w tym udział Twoich wskazówek :)

 

Wyróżnienie Alicelli

Tekst wyróżnia się niebanalną kreacją głównego bohatera, który wydaje się marzycielem i może jest nawet trochę dziecinny, ale jednocześnie kieruje się wzniosłymi ideałami.

Miło mi to słyszeć :)

 

Dlaczego lekarz miałby się przestraszyć krzyczącego na niego majstra i do tego przyznać, że ordynator ma problem z alkoholem?

Niektórzy (jak majster) mają tak silną osobowość, że potrafią wywołać ciarki u innych, a tutaj w tekście jest także wspomniane, że ordynator lubi wypić, a kwestionowanie jego choćby absurdalnych decyzji może się skończyć zwolnieniem. Dlatego lekarz mógł być zdezorientowany, ale to już moje dopowiedzenie. Zresztą zgarnianie bury od wkurzonej, agresywnej osoby nie jest czymś, co po człowieku łatwo spływa.

 

Amonie

 

Podsumowując, lektura była miła, nie cierpiałem czytając Twoją opowieść. Traktuję ją jako zwiastun dobrego poziomu konkursowych tekstów :) I chociaż jest nad czym pracować to uważam, że pracę tę wykonasz, jesteś bowiem ambitny, pełen chęci i pomysłów, cechuje Cię też otwartość na uwagi czytelników i wszystkie bierzesz do serca. Jestem przekonany, że przyjdzie moment, kiedy doszlifujesz swój warsztat na tyle, by prezentować swoje dość niecodzienne i ciekawe koncepcje w sposób bardzo przyjemny dla czytelnika ;)

Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że jestem odbierany w taki sposób, teraz będę musiał udowodnić, że to cały czas prawda. Ostatnio miałem/mam okres, w którym motywacja do czegokolwiek mi strasznie spadła i zastanawiałem się, czy się po prostu nie poddać we wszystkich aspektach życia. Dlatego takie słowa jak Twoje powyższe są dla mnie bardzo ważne i pokrzepiające.

 

Pozdrawiam :)

Jakoś bardzo łatwo wszystko idzie i przyjrzałabym się przecinkom, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Cześć Anet,

Dziękuje za opinię.

Jeśli chodzi o łatwe rozwiązania, to wiele osób mi to zarzuca i jedyne, co mogę powiedzieć, to że wyszło mi więcej fabuły niż limitu, dlatego musiałem uprościć niektóre kwestie, niestety ze szkodą dla tekstu.

Pozdrawiam 

Nowa Fantastyka